No tak, mogła się spodziewać, że Cecil nagle zacznie opowiadać kolejną ze swoich bohaterskich opowieści. Łowczyni nagród jedynie przewróciła na to oczami i zabrała się do roboty. Początkowo objęła jedną z wart na obwodzie wioski, a gdy została zmieniona, pomagała przy umacnianiu północnego mostku. Dźwigała meble, by pomóc przy wznoszeniu barykady i robiła to, co było akrat w danej chwili trzeba. Jeśli trupy miały zaatakować, trzeba było się pospieszyć, a każde ręce do roboty były teraz na wagę złota.
Akurat zrobiła sobie chwilę odpoczynku, gdy ciemne niebo rozświetliła łuna światła, a potem coś walnęło nieopodal z niezłym hukiem, trafiając dwóch wieśniaków. Wyglądało na to, że są ostrzeliwani ze wzgórza nieopodal. I atak mógł się powtórzyć. To wystarczyło, żeby w szeregach mieszkańców zagościły panika i strach. Tego jeszcze im brakowało w obecnej sytuacji. Sophie od razu rzuciła się w stronę rozkrzyczanych wieśniaków, których próbowali uspokajać Hector i Alain.
- Ostrzeliwują nas! - Krzyknęła, ile miała sił w płucach. - Wycofywać się!! Wycofywać!!! Jak najdalej od miejsca, gdzie walnęło!!!
Blondynka raz po raz powtarzała swoją komendę, kierując spanikowanych mieszkańców na bezpieczniejszą odległość, choć w sumie nie mogła być pewna, która to ta bezpieczniejsza.
W pewnym momencie przez głowę przeszło jej, by może ruszyć na wzgórze i sprawdzić z kilkoma ochotnikami, co się tam dzieje, ale ostatecznie doszła do wniosku, że przy koordynowaniu wieśniaków przyda się bardziej. A potem się zobaczy.