Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2019, 14:24   #188
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Kasacja głównych elementów Projektu Veselago w Światowidzie przebiegła szybko i sprawnie. Komandosi unicestwili praktycznie wszystkie machiny, urządzenia i narzędzia, a także puścili z dymem większość dokumentów i elektronicznych baz danych – co, w połączeniu z matrixową ofensywą Zawady – wyeliminowało zagrożenie odtworzenia PV przez jakichś idiotów tylko za pomocą zdobyczy.

Gwoździem do trumny był anonimowy pakiet danych puszczony w eter, zawierający nagrania filmowe, fragmenty dokumentacji, zdjęcia, przesłuchania, raporty i inne materiały dowodowe zbierane przez AW (i nie tylko, bo były także tajne informacje wywiadowcze korporacji i innych sił zaangażowanych w operację elbląską) z ostatnich kilku dni. Zanim ktokolwiek ze sztabu mógł zrobić damage control powstawały już kopie, a Deep Matrix wchłonął co miał wchłonąć i nie miał zamiaru się tego pozbywać. Zawada przeszła samą siebie. Później wspomniała, że pociągnęła za wszystkie sznurki jakie jej pozostały, spłacono wobec niej stare długi i generalnie stanęła na rzęsach. Spaliła też za sobą mosty. Nadawca był ukryty, więc nic nie prowadziło do niej lub do jej ludzi, ale na pewno zostanie wszczęte śledztwo – choćby tajne, wewnętrzne.

Świat właśnie się dowiadywał, co Czerwoni Magowie i ich mocodawcy odjebali w Polsce, a szczególnie Elblągu. CzM byli skończeni jako oficjalna grupa... i jako nieoficjalna, gdyż wciąż byli w niełasce na Kremlu. NeoSoviet będzie miał związane ręce, co najwyżej zdementuje te informacje jako „propagandę spiskowców”, ale oficjalnie nie kiwnie palcem aby sytuację ratować. Ba, pewnie nawet polecą głowy, a przeciwnicy interwencji w Polsce dostaną polityczną amunicję. Korporacje i rządy Zachodu także będą musiały oficjalnie potępić cały ten cyrk, a jednocześnie destrukcja dokumentacji i maszynerii zapewniała, że nigdy nie odbudują tego projektu (a przynajmniej nie w takiej formie i nie w rozsądnym przedziale kosztowo-czasowym).
Podobny pakiet danych i podobna sytuacja miała miejsce zaraz potem z projektem „werbunkowym” Czarnej Kompanii. Wprawdzie puszczenie jednego i drugiego naraz w eter osłabiało merytorykę i mieszało tematy, ale nie było czasu ani sposobności na rozważny czarny PR – a trzeba było powstrzymać rządy i korporacje od zamiecenia wszystkiego pod dywan. Tak przynajmniej myślała Martyna Zawada, kapitan JWK Armii Wyzwoleńczej WRP, była bojowniczka AK.

Nie upubliczniła materiałów o zdradzieckim planie najemników i korporatów aby zniszczyć Port Elbląg. Nie pisnęła słowem o zbrodni wojennej z użyciem cyklosarinu, jaką AK podjęło w ramach false flag. Mimo iż aż skręcało ją w środku, że tego nie robi. Nie, jeszcze nie teraz. A może nigdy. Wiedziała jedno – Kocięba miał rację. Ci, którzy zorganizowali tą ohydną zbrodnię musieli zostać ukarani. Choćby jeśli to miało oznaczać shadowrunning.

W międzyczasie Kocięba za pomocą swojej magii postawił praktycznie wszystkich na nogi. Szeregowi żołnierze i komandosi cudownie ozdrowiali... ale mieli po kilka promili we krwi, więc narobili personelowi medycznemu (i żandarmom) nowych problemów. W wynikłym zamieszaniu jedyne dwie w miarę trzeźwe osoby umknęły ze szpitala i wskoczyły do przejeżdżającej ciężarówki pewnego drone riggera.
Niestety, Kocięba prawie zszedł podczas tego czarowania. Alkohol uratował mu życie. O mały włos się nie wypalił – i to permanentnie. Czarowanie nie wchodziło w rachubę przez kilka dni, a i stracił dostęp do astrala oraz unikatowe łącze ze swoim uzbrojeniem (magiczną amunicją trójrury oraz – przede wszystkim – AK-74, który teraz był zwykłym, starym Kałachem 5,45mm).

Przerobiony Star 1444 wraz z akompaniamentem innych pojazdów pojechał na Aleję Grunwaldzką, gdzie dołączył do pozostałych grup JWK. Wspólnie z regularsami mieli jak najszybciej i jak najmocniej przyjebać w Elzam/Zamech. Ostatni punkt oporu Czarnej Kompanii i tych kilku niskich rangą Czerwonych Magów. Uniemożliwić tym skurwysynom połączenie z odsieczą VDV. A prywatnie – za wszelką cenę pozabijać magusów i popalić ich papiery, aby nie odtworzyli PV (bądź nie sprzedali tej wiedzy komuś innemu). Do akcji weszły wszystkie grupy, w tym Marcina Zawadzkiego, a także Amerokanadyjscy operatorzy CIA-SOG, „Vochsowcy” z Trójmiasta (acz na tych trzeba było mieć oko by sami nie gwizdnęli danych), AKowcy z „Bażanta”, Leśni oraz Sylwestryni. Wspierani ogniem snajperskim, zaklęciami sabotującymi i atakami pozorowanymi z każdej strony, obłożeni błogosławieństwami ochronnymi, Komandosi i inni żołnierze sił sprzymierzonych ruszyli do boju.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ZqFYzHFqAC4[/MEDIA]

Już na początku trafili na zajadły opór wroga. Na dachu jednego z mniejszych budynków rozstawili się CzeKiści z wyrzutnią ppk Malutka. Czarciopyłowe przestarzałe gówno z lotkami było jednak wystarczającym uzbrojeniem aby usmażyć nadgorliwego Hummera z M2HB z grupy Zawadzkiego, który wysforował się przed ekipę, siepiąc półcalami jak wariat. Kierowca i strzelec ponieśli najwyższą cenę swej głupoty... a zaraz potem obsługa wyrzutni, zmieciona serią z MANTISSa II, całkiem skutecznego w zwalczaniu piechoty i lekkich celów naziemnych eksplodującymi w locie pociskami kanistrowymi.

Potem był szereg innych przeszkadzajek. Dwa gniazda cekaemów – SG-43 i SGM. CzK najwyraźniej wyciągało z piwnicy cały „rezerwowy” złom jaki im pozostał. Z nimi poszło łatwo i bez strat – ich pociski nie mogł nic zrobić pojazdom, a same dostały seriami półcalowych naboi z Browningów M2 oraz granatów 40mm z Mk19.
Miłe złego początki, bo zaraz potem wpieprzyli się na trzy silne ładunki C4 ze zdalnymi detonatorami, które swymi detonacjami zniszczyły Pumę z grupy Kocura – na nic zdał się dodatkowy pancerz przeciw takiej sile.

Ale pozostałe pojazdy przebiły zewnętrzną linię obrony, wpuszczając towarzyszących im piechurów do hal, budynków i parków maszynowych. A przeciw nim całe mrowie pozostałych przy życiu czekistów – w tym niezmodyfikowanych lub nawet całkiem nie-zniewolonych ludzi zaplecza. Uzbrojeni byli w co popadnie – od nowoczesnych, dzisiejszych spluw, aż po kompletne anachronizmy z początku XX wieku, zależnie od stopnia elitarności danej drużyny czy sekcji. Na pewno mieli od zasrania amunicji i granatów ręcznych wszelkiego rodzaju, bo się wcale z tym nie kryli. Wszystko z czarciego pyłu.

W tej całej szalonej strzelaninie i dewastacji, nacierający wyczuli dwie rzeczy – wróg był owszem zdesperowany i tym samym groźny oraz nieprzewidywalny... ale sypał się. Zwyczajni ludzie zaczynali szybko pękać. Robili durne błędy, cofali się z niektórych miejsc oporu po lekkiej wymianie ognia, czasem całkiem rzucali broń i spierdalali w popłochu (nie mając gdzie, idioci, wszak byli oblężeni i odcięci) lub wymachiwali białymi szmatami. Zmodyfikowani żołnierze-niewolnicy natomiast mieli... problemy. Coraz częściej jakieś drgawki, zwiechy, strzelanie w podłogę/sufit/ścianę, upuszczanie odbezpieczonego granatu pod nogi zamiast rzucenie nim w nacierających, zdarzało się też rzadko, że strzelali do siebie nawzajem.
W dodatku, coś nie tak było z tym całym czarciopyłowym szrotem. Astral był... dziwny (co na swój sposób wyczuli nawet wypalony Rychu oraz nieuzdolnieni). Wystrzelone naboje lub ciśnięte granaty czy odłamki tychże... znikały, albo latały dookoła jak muchy. Niektore wybuchy czy uderzenia pocisków były jakby przezroczyste, nie wydawały dźwięku i były bardzo osłabione – do tego stopnia że niektórzy komandosi powinni być martwi, a nie byli – wszak nie każdy przyjmie na klatę granat zaczepny i przeżyje wybuch bez szwanku.

O co tu chodzi?

Ale to nie był koniec. Trzeba było wyczaić i dorwać pozostałych Czerwonych Magów. Zniszczyć czołg tą "te dziewięćdziesiątkę". Ostatecznie złamać Czarną Kompanię.

Podczas gdy szturm na Zamech i Elzam szły coraz lepiej, nie można było tego samego powiedzieć o południowej linii frontu. VDV weszło z buta. Pierwszy kontakt odnotowała załoga tankietki Wiesel z grupy specjalnej posłanej przez Lubomirskiego, patrolująca Aeroklub.


Potężna detonacja bomby szybującej typu AGM-154 wstrząsnęła całą okolicą. Wszędzie wizgały kule. Desantowcy podeszli na piechotę, infiltrując przedpola miasta i teraz „przygotowywali grunt” dla kolegów. Rozpędzona tankietka mknęła na zachód. Radio szumiało od krzyków dowódcy. Zaraz potem autodziałko plunęło pociskami HE, na oślep waląc po krewkich Rosjanach.

Na ulicy Skrzydlatej było nie lepiej. Ruscy uderzyli od południa i wschodu, korzystając z osłony oferowanej przez ogródki działkowe. AW nie obsadziło ruin domów jednorodzinnych oraz baraków socjalnych. Brakło ludzi na takie forlorn hope. Skupili obronę na zakładach pracy, Lazarusie i WORDzie. Ten drugi padł praktycznie błyskawicznie, wysprzątany przez doborowych gwardyjskich szturmowców, ten pierwszy już kruszał przy pierwszym szturmie. WORD jakoś się trzymał przez chwilę, wsparty odwodem Lubomirskiego. To tam jechał Wiesel.

I to tam jebnęła druga bomba, GBU-39 SDB. Prosto w dach transportera opancerzonego M113A1. Na szczęście w środku był „tylko” kierowca. Jego poświęcenie oraz nieuchwytność załogi tankietki pozwoliła paru chłopakom ze Scorpionami namierzyć i zestrzelić ruskiego drona-bombowca klasy UCAV nim ten mógł użyć reszty swego arsenału.

Wkrótce potem przemysłówka na południe od WORDa padła. Ocalali żołnierze zwiewali na piechotę. Osłaniały ich dwie sekcje w Hummerach grupy lubomirskiej. Niedługo, gdyż zostały ostrzelane z góry przez broń automatyczną oraz dwa ppk „Kokon”. Nie było co zbierać. Śmigłowiec Mi-17 przeleciał nad wrakami, w bezczelny sposób pchając się prosto w stronę dachu WORDa. Ostatni Scorpion obrońców ukarał butnych „błękitnych bereciarzy”, strącając maszynę na plac manewrowy. Nie pomogły flary odpalone w ostatnim momencie. Pełne baki paliwa i zbiór rakiet Kokon zadbał o niezłe widowisko fajerwerkowe, a broń palna obrońców o śmierć ocalałych z kraksy.

Na Skrzydlatej zajęły pozycje kolejne drużyny regularsów oraz dwa Strykery i jeden M113A2, wszystkie z kaemami M60. Piechociarze mieli nieco broni specjalnej – erkaemy, snajperki, erpegi. Wystarczyło na piechotę i okazyjny lekki wóz. A przecież leciały i jechały kolejne pojazdy VDV. Transportery, desantowe wozy wsparcia, mrowie śmigłowców uzbrojonych po zęby. Będzie ciężko.

Nim jednak stanie się to problemem dla grupy uderzającej na stary Elzam/Zamech, tamtejsi szturmujący mieli inne problemy. Wraży czołg się objawił, w obstawie "doborowych", naszprycowanych chemią i cybernetyką czekistów. Wróg poprawnie zinterpretował największe zagrożenie - JWK i kolegów. Zdalnie sterowany wukaem Kord i współosiowy kaem PKMT rozbrzmiały dudnieniem i terkotem, pokrywając całą przestrzeń między zabudowaniami fabrycznymi a dawnym sklepem budowlanym przy Grunwaldzkiej 2, obsadzonym przez Komandosów. Czołgi były za halą, pokonawszy ciek Kumieli (zwanej także Dzikuską). Nieco dalej na północ, wśród resztek po stacji benzynowej, przyczaili się Trójmiejscy z Kompanii im. Vochsa, ze swoim T-90. Bardziej na południe byli Leśni i ich druidzi, AKowcy z "Bażanta" oraz KOBowcy i Sylwestryni. Zajęli jeden z ceglanych budynków-hal i, korzystając z magicznej protekcji, walili w głąb kompleksu.



SITREP

Mapy proszę sobie pobrać i przybliżać.



Legenda:
Niebieskie kreski - pozycje wyjściowe Sprzymierzonych.
N. strzałki - główne kierunki natarcia.
N. gromy - miejsca, gdzie alianci się już wdarli. Wewnątrz wciąż toczą się starcia.
N. sprej - budynki zdobyte przez ententę.
Czerwony sprej - budynki bronione przez Czarną Kompanię.
Czerwona kropka - czołg T-90UM Armii Czerwonej.
N. kropka - czołg KMA7-C Leopard.
Szaroniebieska k. - czołg M1A4 Abrams.
Zielona k. - czołg T-90UM z Trójmiasta.
Trzy turkusowe k. - transportery opancerzone, patrząc od północy: SPz Puma, M1126A2 Stryker (Mk19, Slat Armor, Hard-kill APS), M1126A2 Stryker (M2HB).
Trzy purpurowe k. - patrząc od północy: MANTISS II na SPz Puma, Star 1444 Beboka, HMMWV M1038.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 21-11-2019 o 12:11. Powód: Ostatni akapit, sytuacja taktyczna i wzmianka o użyciu flar przez Mi-17.
Micas jest offline