Tawerna w Południowym Porcie, Tulon, Kilka dni wcześniej.
Miejce było pełne miejscowych rybaków i obco wyglądających ludzi, po których widać było, że nie imają się zajęciami jakimi parała się większość mieszkanców Tulonu. Ale i jedni i drudzy nie zdawali sobie przeszkadzać. Rybacy z dłońmi pooranymi solnymi bliznami i groźnie wyglądajacy zbrojni razem śmiali się ze sprośnych męskich żartów i wznosili cynowe kubki z podłymi trunkami, pijąc tak jakby to był ich ostatni dzień. Wieść niosła, że miejsce owe należało do przemytników Płonu, i można było tutaj oprócz mniej lub bardziej przyzwoitego napitku, zażyć cielesnych rozkoszy, ale także zaopatrzyć się w Le Unity lub przemycane z innych części Europy narkotyki. A także i w Ex...
Dwójka meżczyzn siedzących w kącie dyskutowali o czymś cicho, żywo gestykulując, robiąc obrażone miny, strojąc groźne pozy. W końcu jeden z rozmówców,czarny jak smoła olbrzym syknął, dopijac jednym haustem zawartość kubka:
- Posłuchaj białasie. - pogardliwie prychnął na rozmówce: - Płatne w kredytach Kronikarzy, żadnych weksli z Banku Komercyjnego.
Barthez splunął na dłoń zwyczajem Neolibijczyków aby dobić targu. Suma jaką wyngecjował od najemnika była zadowalająca obie strony. Normalnie dość szorstcy w obyciu mężczyźni uścisneli prawice i z uśmiechem poklepali się po plecach. Nathan niemal ufał czarnemu najemnikowi. Kiwolo pracował już kilka razy wprzeszłości dla Bartheza, pomagając wykonać kilka zleceń dla rodu Sanguine. Oczywiście Kifo o tym nie wiedział, choć może się czegoś domyslał, ale o to Helweta nie dbał. Tak długo jak robota była wykonana, był zadowolony.
Kiwolo wstał, pożegnał się oschle i wyszedł. Nathan odetchnął, choć nie dał po sobie nic poznać. Skinął na stojącego za szynkwasem grubasa, wskazując na kubek. Barman w wiadomy tylko sobie sposób wyłowił gest Bartheza i po chwili dolał bimbru. Helweta wypił duszkiem, zostawił kilka monet i wstał. Wychodząc skinął niezauważalnie do kilku mężczyzn pijących pośród bywalców. Tylko wprawny obserwator, znający się na takiej robocie, zauważyłby, że dyskretnie rozproszeni najemnicy nie byli rozstawieni przypadkowo. Z każdego punktu mieli doskonałe baczenie na tawerne i miejsce, gdzie siedział Anubijczyk i Helweta.
Najemnicy kompletnie ziignorowali gest Bartheza, jednak wkrótce po tym jak opuscił tawernę, dokończyli napoczęty alkohol i pojedynczo ruszyli w slad za Helwetą.
Nathan był zadowolny. Skompletował juz załogę na jaką mógł liczyć. Oprócz Anubijczyka, było tam dwóch dwóch braci z Polanii: ogromny Yuran i gibki Dragan, trzech Bałkan, którzy nie bali się niczego, no i kilku Borkan. Ludzie na których Barthez liczył. Byli zdyscyplinowani i znani z bezwzględnej lojalności. |