Ochotnicy zasadzki:
Nadal brakowało jednego wojownika. Stelios wziął więc jednego ze swoich. Bramy się otworzyły i piętnastka wojowników podążyła ścieżką do miasta. Gdy doszliście do lasu, Stelios zaczął:
- Plan jest taki. Czekamy, aż żołnierze przejdą dalej. Będą zasłaniać sobą swoich łuczników. Zostawią ich na tyłach, a sami przeczekają kilka salw i pójdą do przodu. Wtedy my zabijemy łuczników i ... zaatakujemy żołnierzy od tyłu...Aha! Nie wchodzcie w te mocno zielone miejsca na ziemi! To...hmm niespodzianka. -zaśmiał się wojownik i poprowadził was do lasu. Położyliście się tam w krzakach i przykryliście igliwiem. Gdyby wejść do lasu, od razu rzucalibyście się w oczy. Jednak z drogi nie było nic widać... Obrońcy farmy:
Najgorsze jest oczekiwanie. Wszyscy byli już rozstawieni. Dwudziestu pięciu łuczników na bramie i wieżyczkach oraz dziesięciu na drabinach. Dziesiątka wojowników stała przy bramie i oczekiwała wroga. Pielęgniarki urządziły w stodole już pomoc dla rannych. Czekaliście tak ze dwie godziny. Czarne chmury wisiały w powietrzu. Na twarzy Brada widniał uśmiech. Nie rozumieliście, co jest takiego dobrego w deszczu i burzy. - Szczęście jest dziś po naszej stronie. Ich główna broń nie wypali... - zaśmiał się głośno Brad. Nagle coś ruszyło się w krzakach. Usłyszeliście krzyki i śpiewy. Wkrótce waszym oczom ukazali się strażnicy z miasta. Każdy miał na sobie skórzaną zbroję i kolczą koszulę, miecz u boku i hełm. Wyglądali dość strasznie. Poczuliście strach, a wasze ręce zaczęły drżeć. Brad ściągnął swój topór i powiedział głośno:
-Przygotujcie się. Nie oddawać strzału, dopóki wam nie powiem.
Z naprzeciwka nadchodziło trzydziestu wojowników i dziesięciu łuczników. Gdy zobaczyli palisadę zaczęli się śmiać.
-Myślicie, że to nas zatrzyma?! - śmiech był szyderczy i niszczący morale. Brad sam zaczął powątpiewać w powodzenie misji. Spojrzał na swych ludzi, mierząc ich wzrokiem. Widział przygotujących się dowódców, starających się uspokojić swych ludzi oraz wojowników, którzy pierwszy raz w życiu szli na bój.
Na przód wyszli wojownicy wroga. Za nimi stanęli łucznicy. Pierwszy z nich wyciągnął jakąś dziwną strzałę.
- Proch... uważajcie... to wybuchnie! - krzyknął zaniepokojony sołtys.
Pierwsza strzała poszła w górę. Nagle niebo przeszył wielki piorun. Uderzył w strzałę, która wybuchła tuż nad głowami strażników, raniąc ich żywym ogniem. Proch upadł na ich głowy i palił się zadając straszne obrażenia. Kolejne dziewięć strzał poszło w górę i uderzyły palisadę. Stanęła w płomieniach. Brad bał się właśnie o to. Drewniana palisada spali się i pozabija farmerów. Jednak wtedy na jego ramię spadła pierwsza kropla deszczu. Raptem zaczęła się ulewa. Palisada zgasła niemal od razu, a z twarzy strażników znikł szyderczy uśmiech. Pojawił się on natomist na twarzach obrońców.
- Poczekajcie, aż podejdą bliżej... Naciągać!.....Celować!...... Strzelać! - rozległ się straszliwy krzyk Brada. W niebo poleciało trzydzieści pięć strzał i rozbiły się na strażnikach. Kilku z nich dostało rany śmiertelne i zginęło. Reszta szła do przodu. Łucznicy wroga odpowiedzieli niszczycielską salwą wybuchających strzał. Wtedy zza ich pleców rozległ się straszny okrzyk: "Teraz! Do boju! Zabić wszystkich!". To był okrzyk Steliosa. Piętnastka wojowników wybiegła z ukrycia i skierowała się wprost na zaskoczonych łuczników. Stelios dobiegł jako pierwszy i jednym uderzeniem miecza zabił pierwszego łucznika. Każdy z was wiedział, że nadeszła jego chwila, nie ważne czy to z łukiem czy z mieczem w ręku. Zaczęliście wydawać kolejne rozkazy i atakować jak popadnie. Salwy padały teraz bez ładu, łucznicy czekali na swoich dowódców, a wojownicy z zasadzki atakowali kogo popadnie. Bitwa zaczęła się na dobre.
[Napiszcie co robią wasi ludzie, ja bym proponował tak - Widłarze: Dwóch wojowników czekało przy bramie na dalsze rozkazy. Łucznicy: Strzelcy strzelali bez namysłu, patrząc tylko czy ich dowódca nie rozkaże zmienić celu. Siepacze: Wojownik wbił się w łuczników swym toporami. Zadawał uderzenia na oślep, byle tylko zająć czymś łuczników. Pozostali trzej czekali przy bramie. Brad:Sołtys stał na bramie i czekał, aż strażnicy bardziej się zbliżą. Deszcz ściekał z niego jak z rynny, a on sam stał w bez ruchu niczym posąg. Jego mina srożyła się z każdą sekundą.] |