Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2019, 22:48   #73
PeeWee
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację
Drzwi karocy zatrzasnęły z głośnym trzaskiem, przypominającym odgłos opadającego wieka trumny. Wewnątrz powozu, bynajmniej nie trumny, oświetlone było miłym i ciepłym światłem małej lampki, zawieszonej na bocznej ścianie. Mimo to pasażerowie odczuwali przejmujący do szpiku kości chłód. Być może nadal trzymała ich w swoim żelaznym uścisku cmentarna zimnica. Być może jednak źródło mroźnej atmosfery było zupełnie inne. Dość jednak powiedzieć, że fakt ten tylko wzmocnił czujność i nieufność członków Bród Mocy i Sathary, której los wyznaczył miejsce tuż obok lorda Giftshtova.

Garbaty Igor strzelił z bata i cztery kare, jako noc rumaki ruszyły z kopyta. Trzask bata zlał się w jedno z odgłosem odległego grzmotu. Lord zaiste musiał być niezgorszym meteopatą, gdyż już kilka chwil temu przewidział załamanie pogody.

Krople rzęsistego deszczu dudnił gromko w dach karocy. Ich szalony rytm przywodził na myśl odgłosy wojennych bębnów, zachęcających rycerzy do boju. Wraz z terkotaniem kół powozu i tętentem końskich kopyt, stanowił on iście diabelską katatonię dźwięków.
Nic zatem dziwnego, że wewnątrz karocy panowało absolutne milczenie. Wszyscy pogrążyli się w zadumie nad tym, co ich spotkało i gdzie też okrutny los lub złośliwi bogowie ich rzucili.
Obserwacja spływających wartkimi strumieniami strug deszczu po szyboie była w tym momencie jedyną rozrywką.

Droga, którą pędziła czarna, niczym noc karoca ze lśniącym na drzwiach herbem Hrynitz, wiła się pośród wzgórz, jako wąż oślizgły. Konie parskały i rżały doniośle, gdy garbaty woźnica, co i rusz poganiał je długim batem. Na szczęście resory pojazdu utrzymane były w należytej formie, więc wyboistość drogi nie dawała się aż tak bardzo pasażerom we znaki. Na ostrych zakrętach jednak wszyscy kolebali się to w lewo, to w prawo, zderzając się ze sobą i uderzając boleśnie o ściany.

Podróż nie potrwała na szczęście długo. Po niecałym kwadransie powóz zaczął się wspinać po krętej serpentynie na wysoką biała skałę.
Gdyby nie szalejąca za oknem nawałnica, to bohaterowie ujrzeliby uwijających się w strugach deszczu strażników, którzy podnosili żelazną kratę w bramie.

Końskie podkowy zagrały dźwięcznie na kamiennym dziedzińcu i już po chwili służba lorda otworzyła drzwi powozu. Posługacze nie zważając na ulewę i nie czekając na żadne polecenia, zaczęli odpinać bagaże bohaterów z luków i wnosić je do budynku tuż obok.
Dwóch rosłych mężczyzn o dość karykaturalnych i odrażających obliczach chwyciło blond niewiastę za nogi i ręce i czym prędzej także wnieśli do środka.
Na koniec stary major przyniósł siedem dziwacznych kiji obleczonych w skórę. Książę Giftshtov chwycił jeden z nich i sprawnym ruchem rozłożył. Sekundę później nad jego głową w iście magiczny sposób pojawiła się obszerna czasza chroniąca go przed deszcze.
Każdy z bohaterów otrzymał po jednym takim kiju, ale nienauczeni ich obsługi woleli szybkim truchtem podbiec do drzwi niż szamotać się z dziwacznym urządzeniem w strugach wody lejącej się z nieba.


***
Zamek lorda Giftshtov prezentował się doprawdy wspaniale. Nie była to byle twierdza zbudowana z byle jak ociosanych głazów, ale prawdziwy pałac, godny potężnego króla. Już sam hol sprawiał, że można było dostać oczopląsu od ilości zdobień, złoceń, obrazów i wzorzystych kobierców.
W każdym rogu i w wielu miejscach na ścianach umieszczono pochodnie i fikuśne lampy dające ogrom światła i ciepła jednocześnie.
Bohaterowie poczuli, jak w jednej chwili dręczący ich chłód ustępuje z członków. Ustawiona w rządzie służba w czarnych liberiach czekała na polecenia księcia.
- Pożivam - rzekł donośnym głosem książę wskazując prawą dłonią schody prowadzące na górę. - Służba wskaże wam wasze pokoje. Odświeżcie się. Zdejmijcie wasz przybrudzony w drodze przyodziewek. W szafach znajdziecie czyste szaty. Gdy usłyszycie kruka, zapraszam do sali jadalnej. Przy wieczerzy i zacnym winie rozmówimy się należycie. Czujcie się jak u siebie. Pożivam.

Widząc zatroskane miny bohaterów, lord Giftshtov uniósł dłoń w uspokajającym geście i rzekł:
- O dziewkę się nie martwcie. Jest w dobrych rękach. Mirko i Dragan zrobią wszystko, żeby przywrócić ją do zdrowia. To najlepsi konsyliarze na wyspie. Lepszych nie znajdziecie. Gwarantuję wam.


***
Sala jadalna znajdowała się na trzecim piętrze okazałego i rozległego zamku. Lord Giftshtov siedział już przy stole zastawionym jadłem i napitkiem w ilości, którą nasyciłaby się mała armia. Na środku leżał tłusty, pieczony prosiak ze złotym jabłkiem w pysku. Tuż obok niego dwie gęsi z prawdziwymi skrzydłami w charakterze ozdoby. Oprócz tego półmiski z kiełbasami wszelakimi, michy pełne bigosu i trzy wazy pełne wrzącej niemal, aromatycznej zupy.
- Siadajcie mili goście. Pożivam. Od razu zacznę od dobrych wieści. Stan waszej przyjaciółki poprawił się. Dzięki podanym ziołom drgawki ustąpiły, a i oddech się uspokoił. Niewiasta żyje i ma się dobrze. Niestety tomności zmysłów jeno nie odzyskała. Jednak szanowne doktory zapewniają, że i to rychło nastąpi.
- Jedzmy zatem i opowiadajcie któż wy i skąd przybywacie. Niezmiernie jestem tego ciekaw.
Brody Mocy i Sathara sycili swe oczy zarówno bogactwem stołu, jak i wystroju sali. Ściany ozdobione były barwnymi kobiercami, które przedstawiały różne sceny rodzajowe, jak polowanie, żniwa, czy też jakoś obrzęd przy ogromnym ognisku. Największy z nich ukazywał bitwę trzech armii. Krew, odcięte kończyny, jak i ruchy rycerzy, czy koni oddane zostały niezwykle realistycznie.
Uwagę zwracały też złote kandelabry i wypolerowane na błysk trzy pełne zbroje ustawione pod oknami.
To wszystko niewątpliwie budziło zachwyt i zainteresowanie, ale nie mogło się równać z emocjami jakie wywołało to, co znajdowało się na wielkimi kominkiem. I nie chodziło wcale o sięgający sufitu portret przodka księcia. Rzecz, która wzbudziła największe emocje bohaterów była o wiele bardziej prozaiczna i pospolita.
Na ścianie po lewej stronie kominka wisiały dwie oprawione w brązowe ramy mapy. Niestety ani nazwy, ani kształty jakie się na nich znajdowały nie mówiły nic nikomu z nich.
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!

Ostatnio edytowane przez PeeWee : 18-11-2019 o 23:48.
PeeWee jest offline