Doki miejskie, Montpellier
Etykieta nakazywała, że kiedy wyższy rangą członek społeczności już czeka, to niższy podchodzi i musi się przywitać. Jednakże, w przypadku kuzyna i ciężarnej kuzynki Dziedzic postanowił zrobić w tym zakresie uchybienie i przywitać ich jako pierwszy, oczywiście kiedy tylko kobieta się do niego w końcu dotoczy na jakąś rozsądną odległość. Abdel zabębnił z niecierpliwością palcami w poręcz czekając na tą chwilę. W tym czasie stary dobry Alfred z mozołem pchał bagaże po trapie przy uprzejmości kilku pomocnych dłoni marynarzy.
- Och witaj kuzynie... - powiedział Abdel kiedy w końcu podszedł do krewniactwa. W grzeczny sposób wymienił braterski, choć nieco chłodny uścisk z Leonem*. Następnie uchwycił delikatnie dłoń Loretty i schyliwszy się musnął ustami jej dłoń straciwszy w przy tym zupełnie zainteresowanie wynalazcą.
- Oh, moja droga wyglądasz uroczo. I te buciki. Strasznie ci pasują. Powiedz czy używasz jakichś zamorskich specyfików, bo wprawdzie kobietom w ciąży robi tego nie wolno lecz twoje lico jest fantastycznie wprost atłasowa, zupełnie bez wykwitów typowych dla tego błogosławionego stanu. Stąd moje podejrzenia. No mój Leonie! - rzucił na krewniaka nie zadając sobie trudu spojrzeć w jego stronę, jego wzrok był bowiem skierowany na okazały brzuch kuzynki - Wygląda na to, że w końcu zmajstrowałeś swoje życiowe Opus Magnum. Gratuluję z serca wam obojgu...
Abdel uśmiechał się lekko nie spuszczając wzroku z brzucha.
- Jakże wspaniały i błogosławiony stan, przywodzi mi na myśl.... - coś nieco niepokojącego błysnęło na moment w nieustającym mimo to uśmiechu Abdela - ...mnóstwo przyjemnych skojarzeń i historii. Którym jednakże wolałbym się teraz nie dzielić, ze względu na... rychły nasz odpływ. Czy mogę go, dotknąć?
__________________
"Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom. " A. Einstein