|
Sesje RPG - Postapokalipsa Świat umarł. Pogodzisz się z tym? Położysz się i umrzesz przygnieciony megatonami, które spustoszyły Twój świat, zabiły rodzinę, przyjaciół, a nawet ukochanego psa? Czy weźmiesz spluwę i strzelisz sobie w łeb bo nie dostrzegasz nadziei? A może będziesz walczyć? Wstaniesz i spojrzysz na wschodzące słońce po to, by stwierdzić, że póki życie - póty nadzieja. I będziesz walczył. O przyszłość. O jutro. O nadzieję... Wybór należy do Ciebie. |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
18-11-2019, 22:55 | #21 |
Reputacja: 1 | 13 czerwca, środa, Montpellier, ranek |
19-11-2019, 21:20 | #22 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
19-11-2019, 23:13 | #23 |
Reputacja: 1 | Doki miejskie, Montpellier |
20-11-2019, 14:01 | #24 |
Reputacja: 1 | Doki miejskie, Montpellier Etykieta nakazywała, że kiedy wyższy rangą członek społeczności już czeka, to niższy podchodzi i musi się przywitać. Jednakże, w przypadku kuzyna i ciężarnej kuzynki Dziedzic postanowił zrobić w tym zakresie uchybienie i przywitać ich jako pierwszy, oczywiście kiedy tylko kobieta się do niego w końcu dotoczy na jakąś rozsądną odległość. Abdel zabębnił z niecierpliwością palcami w poręcz czekając na tą chwilę. W tym czasie stary dobry Alfred z mozołem pchał bagaże po trapie przy uprzejmości kilku pomocnych dłoni marynarzy. - Och witaj kuzynie... - powiedział Abdel kiedy w końcu podszedł do krewniactwa. W grzeczny sposób wymienił braterski, choć nieco chłodny uścisk z Leonem*. Następnie uchwycił delikatnie dłoń Loretty i schyliwszy się musnął ustami jej dłoń straciwszy w przy tym zupełnie zainteresowanie wynalazcą. - Oh, moja droga wyglądasz uroczo. I te buciki. Strasznie ci pasują. Powiedz czy używasz jakichś zamorskich specyfików, bo wprawdzie kobietom w ciąży robi tego nie wolno lecz twoje lico jest fantastycznie wprost atłasowa, zupełnie bez wykwitów typowych dla tego błogosławionego stanu. Stąd moje podejrzenia. No mój Leonie! - rzucił na krewniaka nie zadając sobie trudu spojrzeć w jego stronę, jego wzrok był bowiem skierowany na okazały brzuch kuzynki - Wygląda na to, że w końcu zmajstrowałeś swoje życiowe Opus Magnum. Gratuluję z serca wam obojgu... Abdel uśmiechał się lekko nie spuszczając wzroku z brzucha. - Jakże wspaniały i błogosławiony stan, przywodzi mi na myśl.... - coś nieco niepokojącego błysnęło na moment w nieustającym mimo to uśmiechu Abdela - ...mnóstwo przyjemnych skojarzeń i historii. Którym jednakże wolałbym się teraz nie dzielić, ze względu na... rychły nasz odpływ. Czy mogę go, dotknąć?
__________________ "Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom. " A. Einstein |
20-11-2019, 17:46 | #25 |
Reputacja: 1 | Doki Miejskie Montpellier |
20-11-2019, 19:31 | #26 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
20-11-2019, 19:34 | #27 |
Reputacja: 1 |
|
20-11-2019, 21:09 | #28 |
Reputacja: 1 | Doki miejskie, Montpellier Dziedzic zostawiwszy za plecami wiernego sługę Alfreda zaczął wspinać się po trapie. Leciwemu kamerdynerowi zakręciła się łza w oku i Abdel to wiedział. Stary był z nim od zawsze odkąd sięgał pamięcią. Nosił go na rękach kiedy jako chłopiec spadł z drzewa i złamał nogę. Miał wówczas może z pięć lat. Czasem wydawało się Abdelowi, że stary sługa traktuje go jak własnego syna. Towarzyszył mu wiernie przez te wszystkie lata, aż do teraz, do ich pierwszego rozstania. Przez chwilę dziedzic zamyślił się zastanawiając co powiedzieć na ten szczególny moment do swego wiernego, leciwego już przecież sługi. - Zwalniam cię Alfredzie, nie będziesz mi już dłużej potrzebny. - Rzucił oschle nie zaszczycając go nawet spojrzeniem i szybko obrócił się na pięcie. Szczerze mówiąc, nigdy nie przepadał za ckliwą, spoufalającą się nadmiernie służbą. Abdel z ciężkim sercem wszedł po trapie na pokład Anabelle, czuł jakby piekła go ręka którą dotykał Loreny. Kurtuazyjnie przywitał się z kapitanem i zdawkowo skinął głową do pierwszego oficera, a potem do kolejnych osób, które pojawiły się u wejścia na statek, by przywitać dziedzica tak jak zwyczaj nakazywał. Żadnego nie pominął, żadnego nie pokpił albowiem dobrze wiedział, że to od tych ludzi, od ich lojalności i woli wkrótce zależeć może jego życie. Gdzie ona jest. Co za nie do pomyślenia popis impertynencji i próżności, zupełnie nie godny żołnierza Sanga jeśli się spóźni. Pomyślał patrząc na banderę okrętu afrykanerów, zawieszoną na monumentalnej wprost konstrukcji ich statku. - Kapitanie, wypływamy o czasie. Jeśli moja siostra się nie pojawi, to znaczyć będzie, że spawy znacząco się zmieniły nie płynie z nami w ogóle. (Podkład: https://www.youtube.com/watch?v=k1-TrAvp_xs) Bryza biła lekko w plecy dziedzica rodu Sangliere. Stał przy burcie patrząc w dal, na doki. Nadal jej nie było. Poczuł jak serce zaciążyło mu niczym wielka ołowiana kula do starożytnej armaty wprost z blanków Montepllier, kiedy obróciwszy się znów ujrzał nie mogące się rozstać kuzynostwo. Bezwiednie uniósł rękę do ust którą dotykał ciężarnej i subtelnie wciągnął jej zapach. Pachniała spokojem i nienaruszalną świętością kobiety, która niebawem miała dać początek nowemu życiu. Nowemu Sanglierowi, kto wie kim zostanie ta przyszła krew. Och, krwi święta i błogosławiona! Przeczysta i wyselekcjonowana wprost z krwi królów. Daj nam w końcu nowego władcę Franków! Przyjdź na świat piękna i silna! Mój Boże, czy oni oboje wiedzą jakie to szczęście urodzić Snagliera? Ileż takie jedno dziecko może zmienić? Jeszcze parę lata temu kiedy miał zaledwie osiemnaście wiosen sam przecież mógł zostać ojcem. Dziewczyna miała tyle samo lat co i on. Wszystko rozmyte jak przez mgłę jednak pamiętał. Wiła się w połogu miotając w bólu kiedy wtargnął do jej domostwa. Zapamiętał mokre prześcieradła, krew i ją. K Krzyczącą, o zlepionych od potu włosach. Szybko służba go pochwyciła jednakże i przytrzymała niegodnie. - Wszystko w porządku paniczu - powiedział smutno Alfred - tak trzeba, jest dobrze... - mówił do niego cicho i uspokajająco jak troskliwy ojciec do syna. Wiedząc, że wprzódy podano dziewczynie specjalne zioła, na spędzenie płodu. Abdel patrzał jak wśród krwi i jej bolesnych okrzyków jego dziecko, jego syn, wychodzi z łona martwy. A właściwie utyka w połowie drogi. Ktoś wyciąga nóż by Ją otworzyć. Nóż tnie gładko w górę rozcinając, by sczezła jak jej dziecię. Nie pamiętał więcej obrazów z nimi, łzy przesłoniły mu wzrok. Pamiętał za to, że przez długi czas wył z bólu jak pies. Od tamtych czasów obiecał sobie, że już nigdy, przenigdy więcej nie dojdzie w łonie kobiety gorszego stanu. I na bogów, obietnicy tej dotrzymał. Chłodna bryza rozwiewała długie blond włosy dziedzica kiedy stał sztywno z dłońmi zaciśniętymi na relingu. Spojrzał przez rzednące mgły z pogardą na idącego ciężko Alfeda. Był pewien, że jeszcze dzisiaj ten starzec zastuka do drzwi pałacu jego ojca i na pewno nie zostanie odprawiony z niczym. Były to bowiem jego wierne oczy i uszy. Miał ochotę teraz właśnie strzelić temu głupcowi prosto w plecy. Miast jednak tego, skrzyżował ramiona na piersi i z pogardą odprowadził starca wzrokiem. No w nareszcie! Pomyślał kiedy nadjechała siostra. Przywitał się z nią zdawkowo muskając policzki wargami i szybko oddalił pogrążony we własnych myślach. W końcu mogli płynąć.
__________________ "Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom. " A. Einstein |
20-11-2019, 21:45 | #29 |
Reputacja: 1 | Doki miejskie, Montpellier |
20-11-2019, 22:00 | #30 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Ketharian : 20-11-2019 o 22:04. |