Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2019, 14:04   #271
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Wkrótce Jarvis całą twarz i szyję miał podrapaną do krwi, ale nic to… Nie był co prawda wojownikiem, ani barbarzyńcą, ale brak dzikości serca, brak waleczności... nadrabiał oślim niemal uporem. Ignorując razy i ciosy powalonej bardki, krok po kroku oplatał ją swoim ciałem i dociskał do podłogi - unieruchamiał systematycznie. Wkrótce i pochwycił rozszalałe ręce i je też przycisnął do zimnego kamienia. Sundari nie mogła już się ruszyć żadną kończyną, ni dosięgnąć zębami ciała mężczyzny. Nie mogła zrobić nic… ale on też nie.
- Wygląda na to, że pozostała nam rozmowa… nieprawdaż źrenico mego oka? - odparł nieco zmęczonym, acz i triumfującym tonem głosu przywoływacz.
- WWWRRRRAAAAAA!!!
Chyba nawet i to im nie pozostało.
- Ja mam czas i potrafię być bardzo cierpliwy - burknął czarownik nic sobie nie robiąc z jej wrzasku. Uśmiechnął się przy tym.
- Miło mi widzieć, że wraca ci energia. Trochę się martwiłem, gdy siedziałaś osowiała podczas podróży do tego miejsca.
Nic… cisza… głucha, niema, niekończąca się cisza i nawet spojrzenie było odwrócone, uparcie wpatrzone w przestrzeń. Jedynie szybki i urywany oddech zdradzał, że w tym “domostwie” jeszcze ktoś mieszkał, choć “światła” zostały wyłączone.
Jarvis był jednakże równie cierpliwy… acz dla zabicia nudy, nachylił się pospiesznie by czule i delikatnie musnąć ustami jej podbródek. Wtedy pojawiały się myśli… delikatne sugestie pocałunków, pieszczot… powoli sunących po ciele Chaai. Tymi mentalnymi szeptami mężczyzna dotykał jaźni kochanki i… cóż… wywoływał reakcję u siebie. Co czuła całkiem fizycznie.
Niestety choć ciało pod sobą miał żywe, miękkie i ciepłe, to wszelkie jego próby komunikacji rozbijały się o zimną ścianę, jak sam marmur, na którym leżeli. Tawaif go ignorowała… jak niepożądanego klienta lub oprawcę z niewoli.
~ Kocham cię Kamalo, ale czasami naprawdę mi tego nie ułatwiasz ~ stwierdził telepatycznie i nieco melancholijnie magik. ~ A jednak… jestem do ciebie przykuty.
~ NIKT CIĘ NIE TRZYMA NA SI-łę… ~ Aaa czyli jednak coś tam do niej trafiało. Natychmiast gdy Dholianka uświadomiła sobie swoją wtopę, zarumieniła się pokaźnie, gryząc wewnętrzną stronę policzka.

“EEEJ! Laoni!” krzyknęła Deewani czując pismo nosem. “Pilnuj tej histeryczki, bo mi tu psuje plany! Słyszysz?! Nie zmięknę! Ani ja! Ani Staruszek!!!”

~ Nieprawda… ty mnie trzymasz, gdy na mnie spoglądasz. Gdy jesteś smutna rwiesz mi serce na strzępy. Gdy jesteś wesoła i ja się czuję radosny. Gdy jesteś przestraszona, to chcę cię całą objąć i ochronić przed całym światem. I nie potrafię się na ciebie gniewać, choć omal nie rozwaliłaś mi głowy ~ odparł Jarvis wpatrując się w jej oczy.
~ Akurat ~ prychnęła nadal święcie oburzona panna, ale już mniej napastliwie. ~ Odgrywasz się na mnie za Axamandera! I to jeszcze na moich oczach! ŚWINIA! PODSTĘPNY WIEPRZ!
~ Zadrwiła ze mnie. Gdy się przedwczoraj przy ognisku martwiłem o ciebie, Sharima dogadywała mi, że jestem twoim misiem przytulanką, i że boję się, że beze mnie nie zaśniesz ~ odparł zmęczonym głosem czarownik. ~ I jeśli miałbym się na kimś odgrywać to na Axamanderze właśnie. Nie wiesz ile razy musiałem go przepędzać swoim pojawieniem się… stanowczo za często kręcił się koło komnaty w której wczoraj pracowałaś.
Dziewczyna wbiła się zębami w policzek. Widać było, że zmaga się z niewidzialnym przeciwnikiem w swojej głowie, bo jeśli… jeśli jej ukochany mówił prawdę, a ona jak zwykle przesadzała, tak jak miała to w zwyczaju z Ranveerem. Oznacząłoby to, że po pierwsze od początku była w błędzie, po drugie prawie nie urwała głowy miłości swojego życia i po trzecie…

“NIE PRAWDA!” Deewani skuliła się pod oskarżającymi myślami. “N-nie jestem szalona! Ja mam uczucia! Ja…” Chłopczyca popatrzyła bezradnie na smoka. Czy on też myślał, że była oszalałym ognikiem, którego trzeba było gasić wodą? Nie była potworem, który niszczył wszystko na swojej drodze. Nie była. Nie była. One się mylą! Jej siostry i babcia są w błędzie!
Nie zrobiła niczego złego! Miała prawo snuć podejrzenia! Miała prawo być zazdrosna! Miała prawo płonąć gniewem!
~ Miałaś prawo być zazdrosna. Miałaś prawo go skarcić, acz powinnaś użyć do tego czegoś… innego. Wachlarz bojowy z żelaznymi żebrami to chyba lekka przesada ~ zasugerował delikatnie antyczny
“Prze-sada?” Maska mocno nie dowierzała temu co słyszała, a na pewno nie wierzyła Starcowi. To on jej pokazał, że nie musi się hamować i może ziać ogniem kiedy tylko zechce.
~ Jest nam potrzebny jeszcze. Opiekuje się nami i dba o dobre samopoczucie. Głównie innych masek co prawda, ale jednak ~ zaczął wykładać swoją filozofię Ferragus. ~ Takie sługi można bić… ale póki są użyteczne, trzeba dopilnować by żyły, bo ich zgon byłby naszą stratą… a smoki nie lubią tracić, tego co należy do nich. A ten chudzielec wszak jest wasz.
“A-ale on się stawiał! I u-udawał, że nic nie rozumie.” Dziewczynka starała się jeszcze bronić, ale powoli do niej docierało, że to bez sensu. Dziwne to wszystko… biali ludzie są tacy delikatni, zupełnie inni. Nie pasowała do ich świata.
~ Z tego co wiem… w takich przypadkach ludzkie samice kopią między nogi ~ stwierdził gad i leniwie dmuchnął płomykiem ognia. ~ I pewnie nie udawał. Za spostrzegawczy to on nie jest.
“I to niby nie jest przesadą?” burknęła łobuzica krzyżując ręce na piersi. Usiadła obok pupilego pyska i nabzdyczyła się jak ropucha.
~ Trochę by go pobolało i piszczałby jak dziewica. Pewnie byłby to zabawny widok. ~ Zarechotał złowieszczo Ferragus.
“Nuda! A później jakby nie mógł mieć dzieci to by było na mnie!” Deewani spróbowała swoich sił w dodaniu nowego znaczenia swoim czynom. To nic… że dopiero teraz na niego wpadła.
~ Aż tak miętki to on nie jest. Długo wytrzymał zanim zaczął tracić siły ~ odparł Ferragus nie dając za wygraną. ~ A więc chcesz z nim mieć potomstwo? Do tego już doszło?
“Ja nie chce… głupi jesteś? Fuj… nawet go nie tknę kijem od szczotki… ble!” Maska niebezpiecznie odbeknęła, jakby zaraz miała zwymiotować. “Ale Nimfetka uważa dzieci za słodkie… to tylko kwestia czasu. Może i nie chcemy teraz dzieci, ale jak ona się uprze… Wiesz ile by było płaczu i wyrzutów?!”
~ Smocze pisklęta nie płaczą. Tylko syczą i wrzeszczą o jedzenie ~ odparł Starzec i zamyślił się dodając. ~ Dopóki ja tu będę, to poswtrzymam zajście w ciążę. Wiesz… istnieje bardzo niewielka… ale jednak istnieje szansa, że moja dusz…
“Staaarczeeee! Ty mnie wcale nie słuchasz! To Nimfetka by płakała, nie dzieci! Bo dzieci by nie było jakby Jarvis od mojego kopniaka już wiesz… ten teges… no nie mógł... “ Emanacja potrząsnęła rękoma nie wytrzymując tej nudnej gadki szmatki na temat dzieci i smocząt. Ani jedno, ani drugie ją nie interesowały.
“Ty sobie kiedyś stąd pójdziesz i nie będziesz musiał słuchać jej wycia. Ja jestem na niego skazana. Zresztą… nie musisz się wysilać. Większa część z nas jest przeciwna rozpłodowi… no chyba, że z elfem, także… same się zatroszczymy o swoje łono.”
~ Dobrze wiedzieć ~ podsumował Starzec, nie komentując dziwnej obsesji na temat elfów i spłodzenia półelfa, potomka rasy, którą czerwony smok osobiście gardził. Dziewczyna pomruczała coś gniewnie na temat głupich samców, po czym niespodziewanie przytuliła się do czerwonego łba i pogładziła twarde łuski palcami, po czym sprzedała gonga z piąstki i wróciła do postawy nastroszonej i gniewnej kurki. Cóż… to chyba miało oznaczać… dziękuję? Czy coś...

Kamala zaczęła się wić jak dżdżownica na haczyku. Nie mogła znieść tego miejsca. Było zimne, lodowate i wysysało z niej życie. Swoim ciężarem przywoływacz pozbawiał ją tchu, swoim dotykiem stanowczym a jednak tak ciepłym i przyjemnym ranił jej skórę, a spojrzenie… czujne, utrapione… siniaki na twarzy, zadrapania. Sundari musiała jak najdalej uciec, nie miała czym walczyć, a może… jej własna broń właśnie przebiła jej serce?

- Teraz niestety będę cię musiał puścić. Zanim upływ krwi pozbawi mnie przytomności. Więc zanim zaczniesz mi dalej spuszczać łomot, to poczekaj aż przynajmniej zaleczę swoją ranę - odparł Jarvis uśmiechając się ciepło, acz oddychał z trudem. Przez ten cały czas rana na jego czole krwawiła bez przerwy, ale pod całą posoką, pokrywającą jego połowę twarzy, trudno to było dostrzec. Czarownik rozluźnił uścisk i zsunął się na plecy obok tancerki. Po czym sięgnął do bandoletu, by z jednej z kieszeni wyjąć pewnie… albo eliksir, albo różdżkę do leczenia ran. Chaaya instynktownie chciała zwinąć się w kłębek, wstać i pobiec jak najdalej stąd i uleczyć narzeczonego jednocześnie, przez co leżała jedynie sparaliżowana.
- Aleś mi przyłożyła… zabójcza z ciebie dziewuszka. - Dosięgnął eliksiru i pospiesznie wypił duszkiem. Rana od razu się zasklepiła, a on opierając się na łokciach potarł palcem miejsce po ranie chwaląc dziewczynę. - Ten kto cię wyszkolił w tym wachlarzu odwalił kawał dobrej roboty. Gdyby nie oprawka okularów, byłoby ze mną o wiele gorzej.
- Laboni mnie nauczyła, a trenowałam na Farhadzie… - szepnęła speszona bardka, powoli przekręcając się na bok plecami do rozmówcy, jakby postanowiła odpełznąć od kłopotów.
- Nie dam ci uciec… obiecałem ci przecież, że cię nie puszczę - odparł czarownik chwytając ją za pasek stroju. - Kamalo… naprawdę sądziłaś, że ktokolwiek może zająć twoje miejsce w moich myślach i sercu?
- Ona nie chciała robić z tobą pułapek, ale ty cały czas się upierałeś i przekonywałeś ją, żeby została! Dlaczego mnie nie poprosiłeś o pomoc? - mruknęła sfrustrowana, że musi kontynuować tą mało chwalebną rozmowę.
- Tylko przekonywałem. No i… ona jest złodziejką i specjalistką od pułapek. Łatwiej by było z nią jakieś zaplanować. O tym, że ty się znasz na rozbrajaniu i zakładaniu pułapek to nie wiedziałem. No… i… przy tobie mógłbym skupić się na czymś innym niż na pułapkach. W końcu bylibyśmy sami i nikt by nam nie przeszkadzał - dodał cicho przywoływacz. Złotoskóra zamruczała coś niezrozumiale, jakby nie zgadzała się z pewnymi kwestiami czy to ze zdaniem swojego towarzysza, czy z czymś w swojej głowie.
Jarvis skorzystał z tego by mocją ją objąć i przytulić do siebie.
- Jeszcze się na mnie gniewasz? - spytał potulnie, cmokając kochankę w ucho.
- M-m. - Kurtyzana zaprzeczyła, lekko się kuląc. - I nie znam się na pułapakch… - dodała niemal bezgłośnie.
- Sam zajmę się pułapkami… - mruczał mężczyzna ustami pieszcząc owo ucho, a dłonią wodząc po wypiętym pośladku dziewczyny. - …jeśli cię to uspokoi. I wierz mi Kamalo, jesteś tylko ty… i nie ma innych.
- Mogłabym ci pomóc… jeśli byś chciał… znam pewną sztuczkę, ale nie wiem czy zadziała… - odparła, nie czując się pewnie w okolicach swoich bioder. Obróciła się nieznacznie do ukochanego, by ukrócić jego zabawę.
- A nie boisz się, że będę cię zaczepiał? Chwytał? I całował kiedy tylko nadarzy się okazja? - straszył ją Jarvis sięgając teraz pocałunkami do kącika jej ust.
- Najpierw mi powiedz, czy te demoniczne istoty potrafią wyczuwać… zaklętych krewnych… - Chaaya dała się musnąć, wstrzymując przy tym oddech, jakby w obawie, że zdmuchnęłaby tą piękną chwilę zanim by się w pełni zaczęła.
- Nie. Niektóre potrafią wykrywać magię, tak samo jak ja i ty. Ale i na podobnych zasadach. Muszą jej poszukać. Jeśli jednak nie szukają, to nie wykryją - wyjaśnił przywoływacz ograniczając pieszczoty do muśnięć na policzku, ustach i szyi. Niespiesznych i czułych.
- Tooo… nie mam już tej sztuczki - wymamrotała przepraszająco kobieta, na dwie sekundy się zapominając i oddając pieszczotę. Zaraz jednak się szybko zdystansowała.
- A jaka to była sztuczka? - zaciekawił się mag rozkoszując się obecnością kochanki w ramionach.
- Gula… - szepnęła, a raczej ułożyła usta w bezgłośne słowa. - ...on jest dość potężny i nie da się go zniszczyć. Można by go porwać na oddzielne kartki i okrążyć nimi cały budynek. Gdyby te demony wyczuwały obecność innych istot, mogłyby uznać, że czeka na nich cała armia i by się może… eee… wycofały? Tak czy siak… to i tak bez sensu skoro nie wyczuwają. Mogłyby po nim przejść, a on by je dylko pożarł, ale nadal by żyły więc… na jedno wychodzi.
- Chyba… raczej by zjadły kartki. - Zamyślił się mag oceniając jej pomysł. - ...wszystko opiera się na warunku czytania. Jeśli zamiast próbować przeczytać, by po prostu rozszarpały kartkę i ruszyły dalej, pochłonięcie duszy by nie wyszło. - Cmoknął czule policzek bardkę dodając z uśmiechem. - Myślałem raczej o założeniu przy wejściu pułapki z granatem. Gulę lepiej ukryć całkiem przy elfach. Mogliby zmienić nastawienie do nas, gdyby wiedzieli o tej księdze. Lepiej by była naszym sekretem.
Kamala obejrzała się na porzuconą torbę, aż miało się wrażenie, że albo słuchała szeptu kogoś trzeciego, albo wiedziała coś, czego czarownik nie wiedział. W końcu tancerka westchnęła w zrezygnowaniu.
- Tak… pewnie masz rację - zgodziła się nader gładko, po czym usiadła. - Trzeba się przygotować do walki…
- Trzeba. - Mężczyzna starał się nie okazywać jak bardzo niepokoi go ta więź księgi z dziewczyną. Rozejrzał się po sali rozważając. - Założymy prostą sieć na drzwiach i doczepię do niej granat, z na wpół odciągniętą zawleczką. Wątpię by był w stanie całkiem zabić cokolwiek wylezie… ale z pewnością porani i co więcej będziemy mieli trochę czasu przygotować się na stwory. Pewnie wzorem elfów powalczymy przy wrotach biblioteki, zwłaszcza, że drużyna druida pewnie też tam będzie.
Sundari kiwnęła głową i wstała z zimnej podłogi, wyraźnie zesztywniała i obolała.
- W porządku… ale ja nie dosięgnę do framugi… ale mogę cię asekurować - zaproponowała z cieniem uśmiechu, zakładając torbę na ramię, a wachlarz chowając do podwiązki.
- A ja postaram się skupić na pracy… ale nie obiecuję, że mi się uda - odparł żartobliwie czarownik. Wstał i podszedł do okularów które zgubił po uderzeniu.
- Więc… Laboni chwaliła się ile osób ubiła tym wachlarzem? - zagadnął.
- Słucham? Ach… - Zdziwiła się bardka, przez chwilę nieruchomiejąc. - Nie, nie… ten wachlarz dostałam od Janusa… a Laboni… hmm… my tawaif nie możemy zabijać… przynajmniej w teorii, więc nie chwaliła się. Nigdy.
- Acha…
Mężczyzna przyglądał się framudze, a następnie zabrał za wyjmowanie kolejnych rzeczy z przenośnej torby. Linę z pajęczego jedwabiu, bełty, srebrny sztylet i granat odlany z zimnego żelaza.
- Dawniej w La Rasquelle były zabójczynie podszywające się pod kurtyzany, mordujące swoich amantów w łóżku, a czasami już na wspólnej kolacji we dwoje - opowiadał Jarvis, kucając w przejściu i ostrzem sztyletu krusząc kamień na szczelinę w którą zamierzał wetknąć bełt z kuszy. Był przy tym metodyczny i precyzyjny. Znała już te jego cechy, ale pierwszy raz widziała je w takiej sytuacji. Kobieta chłonęła każdy detal, na zawsze wyrywając sobie obraz w pamięci. Z jakiegoś powodu przyjemnie było go obserwować, niczym rzadkie zwierzątko w naturalnym środowisku.
- Cóż… tak bywa kiedy ludziom brakuje wyobraźni - odrzekła z ociąganiem i podchodząc do granatu, wyciągnęła po niego ciekawskie paluszki. Nigdy nie widziała takiego cudeńka. Słyszała o nich w Smoczej Jaskini, widziała szkody jakie wyrządzają, ale nigdy Janus nie pozwolił jej takiego dotknąć czy obejrzeć na własne oczy. Po jego śmierci… zapomniała o tym detalu.
- Uważaj tylko… i nie dotykaj kółeczka. To zabezpieczenie, jeśli je usuniesz, a potem przez przypadek usuniesz zawleczkę… to będziemy w nie lada kłopotach - rzekł Jarvis zajęty obecnie wciskaniem bełta w wydłubany otwór.
Chaaya obracała w dłoniach pocisk, oglądając go z każdej strony. Zadziwiające jak… coś tak małego, bo raptem wielkości drobnego awokado, mogło być i tak ciężkie i zabójcze.
- A jak to działa? Że wybucha? Co to jest? To w środku?
- Proch wzmocniony odrobiną alchemicznych substancji oraz kawałki nieobrobionego zimnego żelaza. Demony nie są na nie odporne, tak jak na zwykłe żelazo. A przynajmniej te, które znajdują się niżej w hierarchii. Kiedy wybuchnie, taka chmura rozgrzanych kawałków żelaza może poszatkować ciało - wyjaśnił mężczyzna kując już drugą dziurę. - No i wybuch będzie głośny.
Tancerka odstawiła granat na ziemię. Taka broń była dziwna i przerażająca…
- Jarvisieee? A co jeśli… jest inaczej? W sensie… co jeśli z tego przejścia wychodzą dobre istoty, a to elfy są te złe? Tak łatwo wszyscy przyjmują, że są po stronie dobra, a przecież… często atakują ludzkie wyprawy.
- Jeśli już atakują, to zwyczajnie wystarczy się poddać. Elfy, te żyjące na bagnach, nie zabijają bezbronnych. I zwykle tylko pozbawiają tego, co uznają za swoje. - Zadumał się magik i potarł podbródek. - Może ten nasz druid będzie w stanie ci pomóc? W końcu jest jednym z nich w połowie. Może ma jakieś dary od bóstwa którego czci, by rozpoznać charakter… myślisz, że ten elf tobie skłamał?
- Tak tylko gdybam… czysto hipotetycznie - odparła dziewczyna i wyciągnęła z torby ostrze. - Wiesz co… zajmij się dziurami na górze, a ja zrobię te na dole
- Dobrze. - Jeździec ostrzem narysował krzyżyki na framudze, by wiedziała gdzie ma kuć i wyjaśniał dalej. - Na terenie bagien jest trochę szczelin planarnych takich ja ta i one wszystkie wychodzą na plany niższe. Jeszcze się nie trafiła taka prowadząca na plany wyższe, więc… statystycznie ujmując spodziewam się demonów albo diabłów.
- Ach… czyli to normalne, tak wyglądają prawdziwe przygody. - Dholianka coś tam pod nosem przebąkiwała sama do siebie, bardziej skupiona na pracy, bowiem nie miała ani siły, ani sposobu, by w łatwy i szybki sposób wyrąbać otwór w marmurze. Niemniej praca u boku kochanka, bardzo jej przypadła do gustu i to nawet kiedy nie miała bladego pojęcia co robią. To była jej pierwsza w życiu pułapka… zasadzki to co innego, w tym to ona miała całkiem dobry staż.
- Zwykle jest na odwrót. Zwykle to my w nie wpadamy. To też jest moja pierwsza - przyznał się wesoło czarownik. Kurtyzana zaśmiała się jak psotliwy chochlik, cała ta sytuacja ją rozbawiła.
- Coś czuję, że jeśli się nie postaramy… to demony umrą ze śmiechu na jej widok, a nie z jej powodu… A właśnie, mam trochę soli z pustyni… ale ona chyba działa tylko na nieumarłych prawda?
- Niestety, tak - potwierdził Jarvis podając narzeczonej bełt do wciśnięcia w pierwszą dziurę. - Ale na bagnach jeszcze się przyda. Nieumarłych też tu trochę jest.
Złotoskóra siłowała się chwilę z pociskiem, mało się przy tym nie kalecząc, ale udało się jej.
- Mam dwie mikstury ochrony przed złymi istotami, przed walką, chcę byś jedną wypił dobrze… proszę? - odparła spoglądając z dołu na towarzysza.
- Myślałem o rzuceniu na nas takich czarów, ale… miksturki są lepszym rozwiązaniem. Wypiję jeśli ty wypijesz - zgodził się przywoływacz.
- Nie wiem czy mogę… - przyznała mu się ze wstydem.
- Oczywiście, że możesz… tego typu urok jest neutralny. Zadziała mimo smoka tkwiącego w tym ciele. - Pocieszył ją magik i pogłaskał po czuprynie. - A ty sama też zła nie jesteś. Tylko czupurna.
Bardka nadęła się jak ognista salamandra gotowa plunąć ogniem, ale cały swój “gniew” wyładowała na krzyżyku w ramie.
- Pfff to wypiję!
- To dobrze… będę się wtedy tylko odrobinę mniej martwił o twoje bezpieczeństwo - odparł czarownik biorąc sią za kolejny bełt.

Kolejnym zadaniem, po umieszczeniu wszystkich bełtów było… plecenie pajęczyny. Bo tak wyglądało. Jarvis zahaczywszy pajęczą linę o jeden grot zaczął ją okręcać o kolejne “tkając” jak pająk niemalże sieć mającą pokryć cały otwór wejściowy. Kamala przyglądała się temu z boku, czasami tylko przewalając gratami w torbie, by dokopać się do potrzebnych jej fiolek, kiedy nagle ją olśniło.
- OOO! - Krzyknęła jakby znalazła skrzynię pełną złota. - Ta sieć mi przypomniała, że nigdy jeszcze nie spaliśmy w kokonie… a nie zaraz… chyba spaliśmy, ale ledwo pamiętam, pewnie przez Starca.
- Różdżkę mam ze sobą. Możemy się zdrzemnąć w każdej chwili - odparł jej kochanek i zamyślił się. - Nie spaliśmy RAZEM, ale ty spałaś w kokonie przez kilka dni, po tym jak dusza smoka w ciebie weszła i dochodziłaś do siebie.
Bardka podeszła do mężczyzny i objęła go w pasie, przytulając się do jego pleców. W jednej i drugiej dłoni miała po flakoniku z granatową zawiesiną.
- Sam stwierdziłeś, że kupimy namiot, by nie chwalić się dostatkiem… ale dziękuję za propozycję. Jak wrócimy do domu, to zrobisz nam bujany kokonik.
- No i pewnie jeszcze odwiedzimy parę miejsc na bagnach - odparł z uśmiechem Jarvis. - I pobujamy się w kokonie.
Kucnął biorąc do ręki granat, umieszczając go między dwoma wbitymi bełtami. Zaczepił pajęczą nić o zawleczkę i bardzo ostrożnie wysunął pierścień zabezpieczający.
- No i pułapka gotowa. - Odetchnął cicho cofając się.

Pułapka, w oczach Sundari, prezentowała się bardzo profesjonalnie i epicko. Dziewczyna była śmiertelnie dumna, że uczestniczyła w jej projektowaniu. Jak widać przygody poszukiwaczy przygód były bardzo zajmujące, rozwijające i kreatywne, kto by pomyślał? A ona sądziła, że przez większość czasu ludzie parający się tym zawodem to zwykli złodzieje starożytnych grobów.
- Chodź, poczytamy trochę. - Łapiąc magika za rękę, tancerka ruszyła do jednej z czytelń, w której nie sprawdzano jeszcze ksiąg. Posadziła go na kamiennym krześle i przyjrzała się brudnej od krwi twarzy.
- W sumie to… jestem trochę głodna. Masz ochotę na sucharki i suszone owoce? Mam trochę. - Ćwierkała jak miała w zwyczaju, ale mężczyzna mógł wyczuć w jej głosie niepewność i zdenerwowanie. - Kupiłam trochę na racje żywnościowe, bo nie wiedziałam, że będziemy mieć kucharkę. O… ciasteczka z kakaem i orzechami, suszone jagody i mirabelki, oraz sucharki z ciecierzycy - wymieniając po kolei “specjały” dnia, wykładała je na biurko. Wypieki były w większości połamane i pokruszone. Sądząc po ich ilości, Chaaya trzymała pod ręką tylko jedną rację.
- Nie jest tego dużo… ale tak na coś na ząb to w sam raz.
Nie czekając na odpowiedź, wzięła kawałeczek ciastka i nakarmiła nim ukochanego, po czym szybko zakasała spódnicę i zmoczyła jej rąbek w wodzie z bukłaka.
- Nie ma się tym co przejmować. Możemy zjeść je całe. - Uśmiechnął się ciepło czarownik przyglądając dziewczynie. - W końcu szkoda żeby się to zmarnowało.
- Umyję cię. - Nie mieli przypadkiem czytać? - A ty jedz. - Przecież to ona była głodna. - Jesteś taaaki zakurzony.
- Tak. Zakurzony. - Jarvis dyplomatycznie pominął fakt, że większość tego “kurzu” to jego zaschnięta krew. Pozwolił się tawaif niańczyć, co by poczuła się lepiej.
- Smakuje ci? - Ta spytała z troską, ocierając jego twarz jak małemu chłopcu. - Chcesz więcej? W namiocie mam zapas na dekadzien - pochwaliła się ze swojej “przedsiębiorczości”. Praca pozwoliła się jej nieco rozluźnić.
Mężczyzna zamyślił się chwilę, bo w przeciwieństwie do kurtyzany przykładał mniejszą wagę do smaku jedzenia. Skinął głową i odparł smakuje, po czym pogłaskał kochankę po policzku i dodał. - Ubrudziłem ciebie trochę. Gdybyś tak wyszła, to paść by mogły niewygodne pytania.
Tancerka drgnęła i pisnęła w zestresowaniu, od razu obmacując się po policzkach.
- Na prawdę? Gdzie? Gdzie?
- Tu i tu i tu… - Palec przywoływacza pokazywał kolejne plamki zaschniętej posoki na jej ciele i ubraniu. Złotoskóra pośpiesznie się wytarła, o ubranie nie za bardzo dbając, w końcu to była tylko jej “zbroja”. Korzystając z okazji, usiadła siedzącemu na kolanach i oparła się policzkiem o jego ramię.
- Czyyy… wyglądam już reprezentacyjnie? Możemy czytać? - Smoczy Jeździec miał dziwne wrażenie, że to ON będzie czytać i to na głos. Sięgnął więc po różdżkę, która posłużyć miała do zrozumienia języków i zabrał się za lekturę, słowo po słowie. Księga, która im się trafiła dotyczyła “ogrodnictwa”... w rozumieniu elfów. Czyli jak kształtować żywe drzewa i krzewy za pomocą magii. Jak przywoływać esencję driady i łączyć ją przedwcześnie drzewem, bo normalnie, żeby się driada narodziła, drzewo musiało osiągnąć wiek co najmniej pięćdziesięciu lat. A i wtedy różnie z tym bywało. Z początku szło mu gładko. Jego słuchaczka niewinnie się przytulała z półprzymkniętymi oczami. Wyglądało na to, jakby zaraz miała się zawinąć spać, jednakże “kotek” miał już inne plany. Po chwili, delikatne usta przywarły do poruszającej się grdyki, łagodnie ssąc i pieszcząc cienką skórę. Cóż… taka to natura kotka, że chce się bawić wszystkim co się rusza.
Jarvis starał się to “ignorować” uśmiechając się czule, a, że nie potrzebował obu rąk do przewracania kart, drugą muskał włosy swojego “kociaka”. Po skończonej lekturze bardka orzekła werdykt, czy pismo zatrzymać, czy zostawić, po czym czekała na na nowy tytuł, a przy nim wdrażała nowe rodzaje czułości, które niestety, lub stety, ograniczały się do niewinnych doznań.
A nie tak dawno… prawie go nie zabiła i to za niewinność. Mag jednak nie przejmował się, ani tym co się stać mogło, ani delikatnością pieszczot. Wiedział wszak co tawaif przeszła w życiu, a i jemu samemu daleko było do niewiniątka, choć oddalił się już od mroczniejszej części swojej natury, kiedy to przemieszczał się po przestworzach w latającym okręcie.
Te ich wspólne chwile trwały jeszcze trochę nim Sharima zjawiła się szukając i pokrzykując.
- Dłuugo jeszcze? Bo Axamander zjawił się z naszym sponsorem. Ta ofiara losu dupnęła w lotne piaski i prawie się utopiła. Naradę wojenną mamy.


 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline