Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2019, 14:04   #271
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Wkrótce Jarvis całą twarz i szyję miał podrapaną do krwi, ale nic to… Nie był co prawda wojownikiem, ani barbarzyńcą, ale brak dzikości serca, brak waleczności... nadrabiał oślim niemal uporem. Ignorując razy i ciosy powalonej bardki, krok po kroku oplatał ją swoim ciałem i dociskał do podłogi - unieruchamiał systematycznie. Wkrótce i pochwycił rozszalałe ręce i je też przycisnął do zimnego kamienia. Sundari nie mogła już się ruszyć żadną kończyną, ni dosięgnąć zębami ciała mężczyzny. Nie mogła zrobić nic… ale on też nie.
- Wygląda na to, że pozostała nam rozmowa… nieprawdaż źrenico mego oka? - odparł nieco zmęczonym, acz i triumfującym tonem głosu przywoływacz.
- WWWRRRRAAAAAA!!!
Chyba nawet i to im nie pozostało.
- Ja mam czas i potrafię być bardzo cierpliwy - burknął czarownik nic sobie nie robiąc z jej wrzasku. Uśmiechnął się przy tym.
- Miło mi widzieć, że wraca ci energia. Trochę się martwiłem, gdy siedziałaś osowiała podczas podróży do tego miejsca.
Nic… cisza… głucha, niema, niekończąca się cisza i nawet spojrzenie było odwrócone, uparcie wpatrzone w przestrzeń. Jedynie szybki i urywany oddech zdradzał, że w tym “domostwie” jeszcze ktoś mieszkał, choć “światła” zostały wyłączone.
Jarvis był jednakże równie cierpliwy… acz dla zabicia nudy, nachylił się pospiesznie by czule i delikatnie musnąć ustami jej podbródek. Wtedy pojawiały się myśli… delikatne sugestie pocałunków, pieszczot… powoli sunących po ciele Chaai. Tymi mentalnymi szeptami mężczyzna dotykał jaźni kochanki i… cóż… wywoływał reakcję u siebie. Co czuła całkiem fizycznie.
Niestety choć ciało pod sobą miał żywe, miękkie i ciepłe, to wszelkie jego próby komunikacji rozbijały się o zimną ścianę, jak sam marmur, na którym leżeli. Tawaif go ignorowała… jak niepożądanego klienta lub oprawcę z niewoli.
~ Kocham cię Kamalo, ale czasami naprawdę mi tego nie ułatwiasz ~ stwierdził telepatycznie i nieco melancholijnie magik. ~ A jednak… jestem do ciebie przykuty.
~ NIKT CIĘ NIE TRZYMA NA SI-łę… ~ Aaa czyli jednak coś tam do niej trafiało. Natychmiast gdy Dholianka uświadomiła sobie swoją wtopę, zarumieniła się pokaźnie, gryząc wewnętrzną stronę policzka.

“EEEJ! Laoni!” krzyknęła Deewani czując pismo nosem. “Pilnuj tej histeryczki, bo mi tu psuje plany! Słyszysz?! Nie zmięknę! Ani ja! Ani Staruszek!!!”

~ Nieprawda… ty mnie trzymasz, gdy na mnie spoglądasz. Gdy jesteś smutna rwiesz mi serce na strzępy. Gdy jesteś wesoła i ja się czuję radosny. Gdy jesteś przestraszona, to chcę cię całą objąć i ochronić przed całym światem. I nie potrafię się na ciebie gniewać, choć omal nie rozwaliłaś mi głowy ~ odparł Jarvis wpatrując się w jej oczy.
~ Akurat ~ prychnęła nadal święcie oburzona panna, ale już mniej napastliwie. ~ Odgrywasz się na mnie za Axamandera! I to jeszcze na moich oczach! ŚWINIA! PODSTĘPNY WIEPRZ!
~ Zadrwiła ze mnie. Gdy się przedwczoraj przy ognisku martwiłem o ciebie, Sharima dogadywała mi, że jestem twoim misiem przytulanką, i że boję się, że beze mnie nie zaśniesz ~ odparł zmęczonym głosem czarownik. ~ I jeśli miałbym się na kimś odgrywać to na Axamanderze właśnie. Nie wiesz ile razy musiałem go przepędzać swoim pojawieniem się… stanowczo za często kręcił się koło komnaty w której wczoraj pracowałaś.
Dziewczyna wbiła się zębami w policzek. Widać było, że zmaga się z niewidzialnym przeciwnikiem w swojej głowie, bo jeśli… jeśli jej ukochany mówił prawdę, a ona jak zwykle przesadzała, tak jak miała to w zwyczaju z Ranveerem. Oznacząłoby to, że po pierwsze od początku była w błędzie, po drugie prawie nie urwała głowy miłości swojego życia i po trzecie…

“NIE PRAWDA!” Deewani skuliła się pod oskarżającymi myślami. “N-nie jestem szalona! Ja mam uczucia! Ja…” Chłopczyca popatrzyła bezradnie na smoka. Czy on też myślał, że była oszalałym ognikiem, którego trzeba było gasić wodą? Nie była potworem, który niszczył wszystko na swojej drodze. Nie była. Nie była. One się mylą! Jej siostry i babcia są w błędzie!
Nie zrobiła niczego złego! Miała prawo snuć podejrzenia! Miała prawo być zazdrosna! Miała prawo płonąć gniewem!
~ Miałaś prawo być zazdrosna. Miałaś prawo go skarcić, acz powinnaś użyć do tego czegoś… innego. Wachlarz bojowy z żelaznymi żebrami to chyba lekka przesada ~ zasugerował delikatnie antyczny
“Prze-sada?” Maska mocno nie dowierzała temu co słyszała, a na pewno nie wierzyła Starcowi. To on jej pokazał, że nie musi się hamować i może ziać ogniem kiedy tylko zechce.
~ Jest nam potrzebny jeszcze. Opiekuje się nami i dba o dobre samopoczucie. Głównie innych masek co prawda, ale jednak ~ zaczął wykładać swoją filozofię Ferragus. ~ Takie sługi można bić… ale póki są użyteczne, trzeba dopilnować by żyły, bo ich zgon byłby naszą stratą… a smoki nie lubią tracić, tego co należy do nich. A ten chudzielec wszak jest wasz.
“A-ale on się stawiał! I u-udawał, że nic nie rozumie.” Dziewczynka starała się jeszcze bronić, ale powoli do niej docierało, że to bez sensu. Dziwne to wszystko… biali ludzie są tacy delikatni, zupełnie inni. Nie pasowała do ich świata.
~ Z tego co wiem… w takich przypadkach ludzkie samice kopią między nogi ~ stwierdził gad i leniwie dmuchnął płomykiem ognia. ~ I pewnie nie udawał. Za spostrzegawczy to on nie jest.
“I to niby nie jest przesadą?” burknęła łobuzica krzyżując ręce na piersi. Usiadła obok pupilego pyska i nabzdyczyła się jak ropucha.
~ Trochę by go pobolało i piszczałby jak dziewica. Pewnie byłby to zabawny widok. ~ Zarechotał złowieszczo Ferragus.
“Nuda! A później jakby nie mógł mieć dzieci to by było na mnie!” Deewani spróbowała swoich sił w dodaniu nowego znaczenia swoim czynom. To nic… że dopiero teraz na niego wpadła.
~ Aż tak miętki to on nie jest. Długo wytrzymał zanim zaczął tracić siły ~ odparł Ferragus nie dając za wygraną. ~ A więc chcesz z nim mieć potomstwo? Do tego już doszło?
“Ja nie chce… głupi jesteś? Fuj… nawet go nie tknę kijem od szczotki… ble!” Maska niebezpiecznie odbeknęła, jakby zaraz miała zwymiotować. “Ale Nimfetka uważa dzieci za słodkie… to tylko kwestia czasu. Może i nie chcemy teraz dzieci, ale jak ona się uprze… Wiesz ile by było płaczu i wyrzutów?!”
~ Smocze pisklęta nie płaczą. Tylko syczą i wrzeszczą o jedzenie ~ odparł Starzec i zamyślił się dodając. ~ Dopóki ja tu będę, to poswtrzymam zajście w ciążę. Wiesz… istnieje bardzo niewielka… ale jednak istnieje szansa, że moja dusz…
“Staaarczeeee! Ty mnie wcale nie słuchasz! To Nimfetka by płakała, nie dzieci! Bo dzieci by nie było jakby Jarvis od mojego kopniaka już wiesz… ten teges… no nie mógł... “ Emanacja potrząsnęła rękoma nie wytrzymując tej nudnej gadki szmatki na temat dzieci i smocząt. Ani jedno, ani drugie ją nie interesowały.
“Ty sobie kiedyś stąd pójdziesz i nie będziesz musiał słuchać jej wycia. Ja jestem na niego skazana. Zresztą… nie musisz się wysilać. Większa część z nas jest przeciwna rozpłodowi… no chyba, że z elfem, także… same się zatroszczymy o swoje łono.”
~ Dobrze wiedzieć ~ podsumował Starzec, nie komentując dziwnej obsesji na temat elfów i spłodzenia półelfa, potomka rasy, którą czerwony smok osobiście gardził. Dziewczyna pomruczała coś gniewnie na temat głupich samców, po czym niespodziewanie przytuliła się do czerwonego łba i pogładziła twarde łuski palcami, po czym sprzedała gonga z piąstki i wróciła do postawy nastroszonej i gniewnej kurki. Cóż… to chyba miało oznaczać… dziękuję? Czy coś...

Kamala zaczęła się wić jak dżdżownica na haczyku. Nie mogła znieść tego miejsca. Było zimne, lodowate i wysysało z niej życie. Swoim ciężarem przywoływacz pozbawiał ją tchu, swoim dotykiem stanowczym a jednak tak ciepłym i przyjemnym ranił jej skórę, a spojrzenie… czujne, utrapione… siniaki na twarzy, zadrapania. Sundari musiała jak najdalej uciec, nie miała czym walczyć, a może… jej własna broń właśnie przebiła jej serce?

- Teraz niestety będę cię musiał puścić. Zanim upływ krwi pozbawi mnie przytomności. Więc zanim zaczniesz mi dalej spuszczać łomot, to poczekaj aż przynajmniej zaleczę swoją ranę - odparł Jarvis uśmiechając się ciepło, acz oddychał z trudem. Przez ten cały czas rana na jego czole krwawiła bez przerwy, ale pod całą posoką, pokrywającą jego połowę twarzy, trudno to było dostrzec. Czarownik rozluźnił uścisk i zsunął się na plecy obok tancerki. Po czym sięgnął do bandoletu, by z jednej z kieszeni wyjąć pewnie… albo eliksir, albo różdżkę do leczenia ran. Chaaya instynktownie chciała zwinąć się w kłębek, wstać i pobiec jak najdalej stąd i uleczyć narzeczonego jednocześnie, przez co leżała jedynie sparaliżowana.
- Aleś mi przyłożyła… zabójcza z ciebie dziewuszka. - Dosięgnął eliksiru i pospiesznie wypił duszkiem. Rana od razu się zasklepiła, a on opierając się na łokciach potarł palcem miejsce po ranie chwaląc dziewczynę. - Ten kto cię wyszkolił w tym wachlarzu odwalił kawał dobrej roboty. Gdyby nie oprawka okularów, byłoby ze mną o wiele gorzej.
- Laboni mnie nauczyła, a trenowałam na Farhadzie… - szepnęła speszona bardka, powoli przekręcając się na bok plecami do rozmówcy, jakby postanowiła odpełznąć od kłopotów.
- Nie dam ci uciec… obiecałem ci przecież, że cię nie puszczę - odparł czarownik chwytając ją za pasek stroju. - Kamalo… naprawdę sądziłaś, że ktokolwiek może zająć twoje miejsce w moich myślach i sercu?
- Ona nie chciała robić z tobą pułapek, ale ty cały czas się upierałeś i przekonywałeś ją, żeby została! Dlaczego mnie nie poprosiłeś o pomoc? - mruknęła sfrustrowana, że musi kontynuować tą mało chwalebną rozmowę.
- Tylko przekonywałem. No i… ona jest złodziejką i specjalistką od pułapek. Łatwiej by było z nią jakieś zaplanować. O tym, że ty się znasz na rozbrajaniu i zakładaniu pułapek to nie wiedziałem. No… i… przy tobie mógłbym skupić się na czymś innym niż na pułapkach. W końcu bylibyśmy sami i nikt by nam nie przeszkadzał - dodał cicho przywoływacz. Złotoskóra zamruczała coś niezrozumiale, jakby nie zgadzała się z pewnymi kwestiami czy to ze zdaniem swojego towarzysza, czy z czymś w swojej głowie.
Jarvis skorzystał z tego by mocją ją objąć i przytulić do siebie.
- Jeszcze się na mnie gniewasz? - spytał potulnie, cmokając kochankę w ucho.
- M-m. - Kurtyzana zaprzeczyła, lekko się kuląc. - I nie znam się na pułapakch… - dodała niemal bezgłośnie.
- Sam zajmę się pułapkami… - mruczał mężczyzna ustami pieszcząc owo ucho, a dłonią wodząc po wypiętym pośladku dziewczyny. - …jeśli cię to uspokoi. I wierz mi Kamalo, jesteś tylko ty… i nie ma innych.
- Mogłabym ci pomóc… jeśli byś chciał… znam pewną sztuczkę, ale nie wiem czy zadziała… - odparła, nie czując się pewnie w okolicach swoich bioder. Obróciła się nieznacznie do ukochanego, by ukrócić jego zabawę.
- A nie boisz się, że będę cię zaczepiał? Chwytał? I całował kiedy tylko nadarzy się okazja? - straszył ją Jarvis sięgając teraz pocałunkami do kącika jej ust.
- Najpierw mi powiedz, czy te demoniczne istoty potrafią wyczuwać… zaklętych krewnych… - Chaaya dała się musnąć, wstrzymując przy tym oddech, jakby w obawie, że zdmuchnęłaby tą piękną chwilę zanim by się w pełni zaczęła.
- Nie. Niektóre potrafią wykrywać magię, tak samo jak ja i ty. Ale i na podobnych zasadach. Muszą jej poszukać. Jeśli jednak nie szukają, to nie wykryją - wyjaśnił przywoływacz ograniczając pieszczoty do muśnięć na policzku, ustach i szyi. Niespiesznych i czułych.
- Tooo… nie mam już tej sztuczki - wymamrotała przepraszająco kobieta, na dwie sekundy się zapominając i oddając pieszczotę. Zaraz jednak się szybko zdystansowała.
- A jaka to była sztuczka? - zaciekawił się mag rozkoszując się obecnością kochanki w ramionach.
- Gula… - szepnęła, a raczej ułożyła usta w bezgłośne słowa. - ...on jest dość potężny i nie da się go zniszczyć. Można by go porwać na oddzielne kartki i okrążyć nimi cały budynek. Gdyby te demony wyczuwały obecność innych istot, mogłyby uznać, że czeka na nich cała armia i by się może… eee… wycofały? Tak czy siak… to i tak bez sensu skoro nie wyczuwają. Mogłyby po nim przejść, a on by je dylko pożarł, ale nadal by żyły więc… na jedno wychodzi.
- Chyba… raczej by zjadły kartki. - Zamyślił się mag oceniając jej pomysł. - ...wszystko opiera się na warunku czytania. Jeśli zamiast próbować przeczytać, by po prostu rozszarpały kartkę i ruszyły dalej, pochłonięcie duszy by nie wyszło. - Cmoknął czule policzek bardkę dodając z uśmiechem. - Myślałem raczej o założeniu przy wejściu pułapki z granatem. Gulę lepiej ukryć całkiem przy elfach. Mogliby zmienić nastawienie do nas, gdyby wiedzieli o tej księdze. Lepiej by była naszym sekretem.
Kamala obejrzała się na porzuconą torbę, aż miało się wrażenie, że albo słuchała szeptu kogoś trzeciego, albo wiedziała coś, czego czarownik nie wiedział. W końcu tancerka westchnęła w zrezygnowaniu.
- Tak… pewnie masz rację - zgodziła się nader gładko, po czym usiadła. - Trzeba się przygotować do walki…
- Trzeba. - Mężczyzna starał się nie okazywać jak bardzo niepokoi go ta więź księgi z dziewczyną. Rozejrzał się po sali rozważając. - Założymy prostą sieć na drzwiach i doczepię do niej granat, z na wpół odciągniętą zawleczką. Wątpię by był w stanie całkiem zabić cokolwiek wylezie… ale z pewnością porani i co więcej będziemy mieli trochę czasu przygotować się na stwory. Pewnie wzorem elfów powalczymy przy wrotach biblioteki, zwłaszcza, że drużyna druida pewnie też tam będzie.
Sundari kiwnęła głową i wstała z zimnej podłogi, wyraźnie zesztywniała i obolała.
- W porządku… ale ja nie dosięgnę do framugi… ale mogę cię asekurować - zaproponowała z cieniem uśmiechu, zakładając torbę na ramię, a wachlarz chowając do podwiązki.
- A ja postaram się skupić na pracy… ale nie obiecuję, że mi się uda - odparł żartobliwie czarownik. Wstał i podszedł do okularów które zgubił po uderzeniu.
- Więc… Laboni chwaliła się ile osób ubiła tym wachlarzem? - zagadnął.
- Słucham? Ach… - Zdziwiła się bardka, przez chwilę nieruchomiejąc. - Nie, nie… ten wachlarz dostałam od Janusa… a Laboni… hmm… my tawaif nie możemy zabijać… przynajmniej w teorii, więc nie chwaliła się. Nigdy.
- Acha…
Mężczyzna przyglądał się framudze, a następnie zabrał za wyjmowanie kolejnych rzeczy z przenośnej torby. Linę z pajęczego jedwabiu, bełty, srebrny sztylet i granat odlany z zimnego żelaza.
- Dawniej w La Rasquelle były zabójczynie podszywające się pod kurtyzany, mordujące swoich amantów w łóżku, a czasami już na wspólnej kolacji we dwoje - opowiadał Jarvis, kucając w przejściu i ostrzem sztyletu krusząc kamień na szczelinę w którą zamierzał wetknąć bełt z kuszy. Był przy tym metodyczny i precyzyjny. Znała już te jego cechy, ale pierwszy raz widziała je w takiej sytuacji. Kobieta chłonęła każdy detal, na zawsze wyrywając sobie obraz w pamięci. Z jakiegoś powodu przyjemnie było go obserwować, niczym rzadkie zwierzątko w naturalnym środowisku.
- Cóż… tak bywa kiedy ludziom brakuje wyobraźni - odrzekła z ociąganiem i podchodząc do granatu, wyciągnęła po niego ciekawskie paluszki. Nigdy nie widziała takiego cudeńka. Słyszała o nich w Smoczej Jaskini, widziała szkody jakie wyrządzają, ale nigdy Janus nie pozwolił jej takiego dotknąć czy obejrzeć na własne oczy. Po jego śmierci… zapomniała o tym detalu.
- Uważaj tylko… i nie dotykaj kółeczka. To zabezpieczenie, jeśli je usuniesz, a potem przez przypadek usuniesz zawleczkę… to będziemy w nie lada kłopotach - rzekł Jarvis zajęty obecnie wciskaniem bełta w wydłubany otwór.
Chaaya obracała w dłoniach pocisk, oglądając go z każdej strony. Zadziwiające jak… coś tak małego, bo raptem wielkości drobnego awokado, mogło być i tak ciężkie i zabójcze.
- A jak to działa? Że wybucha? Co to jest? To w środku?
- Proch wzmocniony odrobiną alchemicznych substancji oraz kawałki nieobrobionego zimnego żelaza. Demony nie są na nie odporne, tak jak na zwykłe żelazo. A przynajmniej te, które znajdują się niżej w hierarchii. Kiedy wybuchnie, taka chmura rozgrzanych kawałków żelaza może poszatkować ciało - wyjaśnił mężczyzna kując już drugą dziurę. - No i wybuch będzie głośny.
Tancerka odstawiła granat na ziemię. Taka broń była dziwna i przerażająca…
- Jarvisieee? A co jeśli… jest inaczej? W sensie… co jeśli z tego przejścia wychodzą dobre istoty, a to elfy są te złe? Tak łatwo wszyscy przyjmują, że są po stronie dobra, a przecież… często atakują ludzkie wyprawy.
- Jeśli już atakują, to zwyczajnie wystarczy się poddać. Elfy, te żyjące na bagnach, nie zabijają bezbronnych. I zwykle tylko pozbawiają tego, co uznają za swoje. - Zadumał się magik i potarł podbródek. - Może ten nasz druid będzie w stanie ci pomóc? W końcu jest jednym z nich w połowie. Może ma jakieś dary od bóstwa którego czci, by rozpoznać charakter… myślisz, że ten elf tobie skłamał?
- Tak tylko gdybam… czysto hipotetycznie - odparła dziewczyna i wyciągnęła z torby ostrze. - Wiesz co… zajmij się dziurami na górze, a ja zrobię te na dole
- Dobrze. - Jeździec ostrzem narysował krzyżyki na framudze, by wiedziała gdzie ma kuć i wyjaśniał dalej. - Na terenie bagien jest trochę szczelin planarnych takich ja ta i one wszystkie wychodzą na plany niższe. Jeszcze się nie trafiła taka prowadząca na plany wyższe, więc… statystycznie ujmując spodziewam się demonów albo diabłów.
- Ach… czyli to normalne, tak wyglądają prawdziwe przygody. - Dholianka coś tam pod nosem przebąkiwała sama do siebie, bardziej skupiona na pracy, bowiem nie miała ani siły, ani sposobu, by w łatwy i szybki sposób wyrąbać otwór w marmurze. Niemniej praca u boku kochanka, bardzo jej przypadła do gustu i to nawet kiedy nie miała bladego pojęcia co robią. To była jej pierwsza w życiu pułapka… zasadzki to co innego, w tym to ona miała całkiem dobry staż.
- Zwykle jest na odwrót. Zwykle to my w nie wpadamy. To też jest moja pierwsza - przyznał się wesoło czarownik. Kurtyzana zaśmiała się jak psotliwy chochlik, cała ta sytuacja ją rozbawiła.
- Coś czuję, że jeśli się nie postaramy… to demony umrą ze śmiechu na jej widok, a nie z jej powodu… A właśnie, mam trochę soli z pustyni… ale ona chyba działa tylko na nieumarłych prawda?
- Niestety, tak - potwierdził Jarvis podając narzeczonej bełt do wciśnięcia w pierwszą dziurę. - Ale na bagnach jeszcze się przyda. Nieumarłych też tu trochę jest.
Złotoskóra siłowała się chwilę z pociskiem, mało się przy tym nie kalecząc, ale udało się jej.
- Mam dwie mikstury ochrony przed złymi istotami, przed walką, chcę byś jedną wypił dobrze… proszę? - odparła spoglądając z dołu na towarzysza.
- Myślałem o rzuceniu na nas takich czarów, ale… miksturki są lepszym rozwiązaniem. Wypiję jeśli ty wypijesz - zgodził się przywoływacz.
- Nie wiem czy mogę… - przyznała mu się ze wstydem.
- Oczywiście, że możesz… tego typu urok jest neutralny. Zadziała mimo smoka tkwiącego w tym ciele. - Pocieszył ją magik i pogłaskał po czuprynie. - A ty sama też zła nie jesteś. Tylko czupurna.
Bardka nadęła się jak ognista salamandra gotowa plunąć ogniem, ale cały swój “gniew” wyładowała na krzyżyku w ramie.
- Pfff to wypiję!
- To dobrze… będę się wtedy tylko odrobinę mniej martwił o twoje bezpieczeństwo - odparł czarownik biorąc sią za kolejny bełt.

Kolejnym zadaniem, po umieszczeniu wszystkich bełtów było… plecenie pajęczyny. Bo tak wyglądało. Jarvis zahaczywszy pajęczą linę o jeden grot zaczął ją okręcać o kolejne “tkając” jak pająk niemalże sieć mającą pokryć cały otwór wejściowy. Kamala przyglądała się temu z boku, czasami tylko przewalając gratami w torbie, by dokopać się do potrzebnych jej fiolek, kiedy nagle ją olśniło.
- OOO! - Krzyknęła jakby znalazła skrzynię pełną złota. - Ta sieć mi przypomniała, że nigdy jeszcze nie spaliśmy w kokonie… a nie zaraz… chyba spaliśmy, ale ledwo pamiętam, pewnie przez Starca.
- Różdżkę mam ze sobą. Możemy się zdrzemnąć w każdej chwili - odparł jej kochanek i zamyślił się. - Nie spaliśmy RAZEM, ale ty spałaś w kokonie przez kilka dni, po tym jak dusza smoka w ciebie weszła i dochodziłaś do siebie.
Bardka podeszła do mężczyzny i objęła go w pasie, przytulając się do jego pleców. W jednej i drugiej dłoni miała po flakoniku z granatową zawiesiną.
- Sam stwierdziłeś, że kupimy namiot, by nie chwalić się dostatkiem… ale dziękuję za propozycję. Jak wrócimy do domu, to zrobisz nam bujany kokonik.
- No i pewnie jeszcze odwiedzimy parę miejsc na bagnach - odparł z uśmiechem Jarvis. - I pobujamy się w kokonie.
Kucnął biorąc do ręki granat, umieszczając go między dwoma wbitymi bełtami. Zaczepił pajęczą nić o zawleczkę i bardzo ostrożnie wysunął pierścień zabezpieczający.
- No i pułapka gotowa. - Odetchnął cicho cofając się.

Pułapka, w oczach Sundari, prezentowała się bardzo profesjonalnie i epicko. Dziewczyna była śmiertelnie dumna, że uczestniczyła w jej projektowaniu. Jak widać przygody poszukiwaczy przygód były bardzo zajmujące, rozwijające i kreatywne, kto by pomyślał? A ona sądziła, że przez większość czasu ludzie parający się tym zawodem to zwykli złodzieje starożytnych grobów.
- Chodź, poczytamy trochę. - Łapiąc magika za rękę, tancerka ruszyła do jednej z czytelń, w której nie sprawdzano jeszcze ksiąg. Posadziła go na kamiennym krześle i przyjrzała się brudnej od krwi twarzy.
- W sumie to… jestem trochę głodna. Masz ochotę na sucharki i suszone owoce? Mam trochę. - Ćwierkała jak miała w zwyczaju, ale mężczyzna mógł wyczuć w jej głosie niepewność i zdenerwowanie. - Kupiłam trochę na racje żywnościowe, bo nie wiedziałam, że będziemy mieć kucharkę. O… ciasteczka z kakaem i orzechami, suszone jagody i mirabelki, oraz sucharki z ciecierzycy - wymieniając po kolei “specjały” dnia, wykładała je na biurko. Wypieki były w większości połamane i pokruszone. Sądząc po ich ilości, Chaaya trzymała pod ręką tylko jedną rację.
- Nie jest tego dużo… ale tak na coś na ząb to w sam raz.
Nie czekając na odpowiedź, wzięła kawałeczek ciastka i nakarmiła nim ukochanego, po czym szybko zakasała spódnicę i zmoczyła jej rąbek w wodzie z bukłaka.
- Nie ma się tym co przejmować. Możemy zjeść je całe. - Uśmiechnął się ciepło czarownik przyglądając dziewczynie. - W końcu szkoda żeby się to zmarnowało.
- Umyję cię. - Nie mieli przypadkiem czytać? - A ty jedz. - Przecież to ona była głodna. - Jesteś taaaki zakurzony.
- Tak. Zakurzony. - Jarvis dyplomatycznie pominął fakt, że większość tego “kurzu” to jego zaschnięta krew. Pozwolił się tawaif niańczyć, co by poczuła się lepiej.
- Smakuje ci? - Ta spytała z troską, ocierając jego twarz jak małemu chłopcu. - Chcesz więcej? W namiocie mam zapas na dekadzien - pochwaliła się ze swojej “przedsiębiorczości”. Praca pozwoliła się jej nieco rozluźnić.
Mężczyzna zamyślił się chwilę, bo w przeciwieństwie do kurtyzany przykładał mniejszą wagę do smaku jedzenia. Skinął głową i odparł smakuje, po czym pogłaskał kochankę po policzku i dodał. - Ubrudziłem ciebie trochę. Gdybyś tak wyszła, to paść by mogły niewygodne pytania.
Tancerka drgnęła i pisnęła w zestresowaniu, od razu obmacując się po policzkach.
- Na prawdę? Gdzie? Gdzie?
- Tu i tu i tu… - Palec przywoływacza pokazywał kolejne plamki zaschniętej posoki na jej ciele i ubraniu. Złotoskóra pośpiesznie się wytarła, o ubranie nie za bardzo dbając, w końcu to była tylko jej “zbroja”. Korzystając z okazji, usiadła siedzącemu na kolanach i oparła się policzkiem o jego ramię.
- Czyyy… wyglądam już reprezentacyjnie? Możemy czytać? - Smoczy Jeździec miał dziwne wrażenie, że to ON będzie czytać i to na głos. Sięgnął więc po różdżkę, która posłużyć miała do zrozumienia języków i zabrał się za lekturę, słowo po słowie. Księga, która im się trafiła dotyczyła “ogrodnictwa”... w rozumieniu elfów. Czyli jak kształtować żywe drzewa i krzewy za pomocą magii. Jak przywoływać esencję driady i łączyć ją przedwcześnie drzewem, bo normalnie, żeby się driada narodziła, drzewo musiało osiągnąć wiek co najmniej pięćdziesięciu lat. A i wtedy różnie z tym bywało. Z początku szło mu gładko. Jego słuchaczka niewinnie się przytulała z półprzymkniętymi oczami. Wyglądało na to, jakby zaraz miała się zawinąć spać, jednakże “kotek” miał już inne plany. Po chwili, delikatne usta przywarły do poruszającej się grdyki, łagodnie ssąc i pieszcząc cienką skórę. Cóż… taka to natura kotka, że chce się bawić wszystkim co się rusza.
Jarvis starał się to “ignorować” uśmiechając się czule, a, że nie potrzebował obu rąk do przewracania kart, drugą muskał włosy swojego “kociaka”. Po skończonej lekturze bardka orzekła werdykt, czy pismo zatrzymać, czy zostawić, po czym czekała na na nowy tytuł, a przy nim wdrażała nowe rodzaje czułości, które niestety, lub stety, ograniczały się do niewinnych doznań.
A nie tak dawno… prawie go nie zabiła i to za niewinność. Mag jednak nie przejmował się, ani tym co się stać mogło, ani delikatnością pieszczot. Wiedział wszak co tawaif przeszła w życiu, a i jemu samemu daleko było do niewiniątka, choć oddalił się już od mroczniejszej części swojej natury, kiedy to przemieszczał się po przestworzach w latającym okręcie.
Te ich wspólne chwile trwały jeszcze trochę nim Sharima zjawiła się szukając i pokrzykując.
- Dłuugo jeszcze? Bo Axamander zjawił się z naszym sponsorem. Ta ofiara losu dupnęła w lotne piaski i prawie się utopiła. Naradę wojenną mamy.


 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 21-11-2019, 21:06   #272
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Pierwsze co Dholiance rzuciło się w oczy, poza długouchym druidem i dwoma elfami montującymi w ziemi jakiś postument przypominający kamienną kolumnę z wyrytymi liniami, był… pieszczoszek ich druida. Duży krokodyl, wielkości konia, łażący za nim po obozie niczym pies - owa “Lucynka”. Najwyraźniej gad był oswojony… w każdym razie jak na dziką bestię, która budziła popłoch wśród pomocników, ale nie u bardki, która zapłonęła do niego jakąś taką niezdrową fascynacją.
~ Prawie jak ten na plażyyy! ~ Zapiszczała telepatycznie przyrównując starsze pisklę do dorosłego osobnika.
~ Za moich czasów. To znaczy jak byłem dzieckiem. W La Rasquelle był oddział kawalerii jeżdżący i pływający na takich jaszczurach ~ wtrącił Jarvis zamyślony. ~ Ale obecnie go chyba w mieście nie ma.

“Starcze… chce takiego na chowańca” zakomunikowała Deewani, jak zwykle pełna optymizmu do tego, że faktycznie mogłaby mieć kiedyś prawdziwego, pełnoprawnego, magicznego pomocnika jak potężni czarodzieje.
~ To zostań druidką. Chowańce nie są tak duże. Czarownicy wolą małe, słodziutkie stworzonka, lub impy i quasity. Nie wiem czemu ~ zagderał smok.
“Pfff druidzi są brudni i nudni. Zresztą nie rozumiem o co ci chodzi, ty jesteś większy ode mnie, a jesteś moim chowańcem! I to pierwszym!” odparła z dumą.
~ Raczej na odwrót ~ uniósł się pychą Starzec, ale maska upierała się przy swoim.
“Nie prawda!”
Gad tylko prychnął ogniem w irytacji, nie mając ochoty na kłótnię.

Gamweela nie było widać, pewnie suszył się w namiocie, którego pilnowali jego ochroniarze, a Axamander rozmawiał z Faelsanorem. Chaaya pomachała w kierunku rogacza, dając mu znać, że już jest, ale mu nie przeszkadzając w dyskusji.
- Słyszałem, że zostałaś pobita, zanim pobiłaś Gamveela z niewiadomych przyczyn. No… ale udało ci się dogadać z elfami. To jest dobra wiadomość. Portal do Planów Niższych… już mniej - ocenił diablik przerywając rozmowę z półelfem. Ten zaś wtrącił od siebie.
- Elfy stawiają mistyczny postument, a potem zamierzają strzelać z łuków i przywoływać potwory.
- Planarną kotwicę stawiają - odparli niemal unisono Jarvis z Rogaczem.
Kurtyzana zwęziła ślepka i położyła dłoń na piersi narzeczonego, jakby robiła sobie przejście do kolejnej bójki.
- Słuchaj ty rogata niedojdo… on źle traktował książki! Mówiłam ci, że jak mnie wkurzy to go zabiję. Powinieneś się cieszyć, że ci go oszczędziłam - odparła łaskawie, krzyżując ręce na piersi, spoglądając na przyjaciela z góry, choć była od niego niższa. - I jeśli już jesteśmy przy wytykaniu swoich błędów, to chcę ci przypomnieć, że tutaj… wedle twojego, wspaniałego i bezbłędnego w stu procentach wywiadu, nie miało być ani elfów, ani poważnych zagrożeń.
- Nie tak łatwo znaleźć jedną szczelinę w dużym budynku. Nie było krwi wewnątrz, ani śladów walki, nie było śladów zniszczeń. - Zaczęło się usprawiedliwiać diablę. - A elfów księgi nie interesują. To chyba już wiesz.
- Och daruj sobie tą czczą rozmowę - prychnęła panna, nieco ułaskawiona bezbronnością oponenta. - Nawet nie potrafiłeś się dogadać z grupą tutejszych mieszkańców… powiedz mi, czy ty umiesz coś poza bajerowaniem kobiet? Może powinnam swoje usługi policzyć jako ekstra? Walka, dyplomacja, ciekawe co jeszcze mnie czeka… - Śmiejąc się jak podstępny imp co obmyślił super zawiły plan schwytania nieboraka w sidła, Kamala klasnęła w dłonie, rozwiewając tym niepewną atmosferę.
- To co teraz panie dowódco?
- Brakuje nam mięśniaków. O ile w ogóle nasz sponsor pozwoli nam użyć swoich ochroniarzy… to i tak dwóch wojowników… to mało. - Zadumał się diablik i spojrzał na półelfa. - Myślę, że zrobimy to co elfy. Przyzwiemy tyle stworów ile się da, by zająć wroga, po czym zasypiemy go magią i pociskami.
- Mi pasuje… zasypywanie wroga masą przywołanych potworów, to mój styl walki - dodał Jarvis.
- Jak i każdego czarodzieja jakiego poznałem - zażartował Axamander.

“Ohooo…” Kismis z Umrao przerwały swoją drzemkę i nadstawiły uszu.

- Ja mogę walczyć wręcz, lub zasięgowo - zaoferowała się kurtyzana “nieświadoma” samczych dramatów w okolicy. - Na moją magię mogą być odporne, ale… hmmm. - Zamyśliła się na pewien czas po czym potrząsnęła charakterystycznie głową. - No w sumie to tyle.
- Nie ma co pchać się na pierwszą linię - ocenił diablik i dodał. - Nasza siła tkwi w trzymaniu się z tyłu. No i elfy pomogą.
- I zapłacą za pomoc - dodał półelf. - Nie powiedzieli w jaki sposób, ale są zbyt dumni, by mieć dług wdzięczności u pośledniej rasy.
~ Poczekaj z tym pchaniem się, aż ci obiję mordę… ~ Pomyślała sadystycznie tancerka, nieświadoma, że podzieliła się tym ze swoim narzeczonym. ~ Niech no tylko wrócimy do miasssstaaa… ~ Po czym rzekła radośnie do druida. - Ich zapłatą mogą być księgi i czas jaki możemy spędzić w bibliotece.
- Oni to widzą inaczej. Acz złota się nie spodziewaj, ni magii - odparł dobrodusznie półelf.
Kamala potrząsnęła charakterystycznie głową, nie widząc sensu by dalej ciągnąć temat. Chciała być miła, oni chcą być milsi, niech im tak będzie.

Diablę przejęło inicjatywę rozrysowując sztyletem plan… oblężenia. Jako, że z biblioteki było jedno wyjście. Jedno o którym wiedzieli i prawdopodobnie jedynie przez które można było się wydostać i na tym oparł swój plan.
- Przypuszczam, że zaklęcia w mythalu, które mają chronić księgi przed ogniem i kradzieżą… - od razu uściślił - ...magiczną kradzieżą. Uniemożliwiają im korzystanie z części mocy. Dlatego muszą się przebić przez ciasne gardło jakim są wejście do biblioteki. Jeśli zwiążemy je walką właśnie tam, to nie dość że utrudnimy im wydostanie się to jeszcze będą łatwym celem dla elfich łuczników. Więc wszelka magia wiążąca, mieszająca w głowach i wszelkie przyzywane posiłki są jak najbardziej na miejscu. - Przerwał na chwilę, drapiąc się po podbródku. - Taaa… ja naprawdę nie chcę się z nimi bić sam. - Westchnął ciężko i spojrzał na łotrzycę. - Co prawda mógłbym… ale jestem jak Sharima, żaden ze mnie mięśniak pierwszej linii. Raczej… wsparcie. Doskoczyć, wbić ostrze i wycofać się.
- Wiemy, wiemy. - Pogłaskała go po rogach złodziejka, proponując. - Będziemy osłaniać… ja naszego druida, ty… - Spojrzała wprost na Sundari. - …wolisz elfa, czy partnera?
Kobieta z pustyni nie za bardzo wydawała się słuchać, a na pewno nie była tak przejęta, jak co poniektórzy podejrzewali, że powinna być. Chaaya nadal nie rozumiała dlaczego nie pozwalają jej walczyć w pierwszym rzędzie, jakby kwestionowano jej umiejętności bojowe. Stanie z tyłu i ładne wyglądanie to… nie robota dla tawaif i to w dodatku tancerki, cóż jednak poradzić, jeśli biała hołota się nie poznała.
- Zrobię tak jak zadecydujecie - odparła obojętnie. Starzec usłyszał szelest motylich skrzydeł. Cholerna pijawka zaczynała się kręcić, może wyczuła zapach obfitej uczty?
- To może lepiej jak pozostanie przy swoim przyjacielu - zaproponował Faelsanor i spojrzał na druida kręcącego się przy ichnim artefakcie. - Kto pójdzie ze mną zakomunikować mu nasze plany?

“Brudny kozisynek” burknęła obrażona Deewani. “A mam nadzieje, że się posrasz!”

Dholianka nie poruszyła się nawet o milimetr. Pozostawiając decyzje mężczyznom.
- Ja pójdę - odparł Axamander i wstał. - Chodźmy Fael.
~ Odpowiada ci taki plan? ~ zapytał Jarvis telepatycznie kochankę.
~ Będę mieć na oku twoje słodkie ciało, jak dla mnie to wssspaniałe rozwiązanie ~ odparła wesoło, choć z odrobiną ironii w głosie.

“A żeby was tak… obu! Struło! Zgięło I posrało! A jak wystawicie zadki w krzaki, to żeby was pokrzywy uszczypały w dupę! I kleszcze wpiły się w jajka!” Chłopczyca odgrażała się odchodzącym kompanom, wyjątkowo się realizując przy tego typu obelgach. “Ale im powiedziałam Starszcze! HAHA! Na pewno poszło im w pięty! Prawda?”
~ Z pewnością… a o akcję się nie martw. ~ Ziewnął smok. ~ Szykują się tu na międzyplanarną inwazję. Z pewnością jakiś potworek wymknie się im z tej pułapki i będziesz go mogła dopaść osobiście.

~ Miło mi z tego powodu. Zresztą ja też będę pilnował ciebie. Jesteś wszak tylko moja i nie dam cię porwać jakiemuś demoniszczowi ~ stwierdził czarownik, a Shirama zwróciła się do obojga.
- Założyliście te sidła bez mojej pomocy?
~ A ty jesteś tylko mój
W tonie bardki było coś niepokojącego, jakby ukryta i złowróżebna przenośnia próbowała przebić się na światło dzienne, jednakże uczucia jakie temu towarzyszyły były czyste i szczere. Ona go kochała i nie zamierzała stracić.
- Oj nie obyło się bez problemów, ale nam się udało! - wyjaśniła na głos. - Choć to nasza pierwsza pułapka to wygląda bardzo profesjonalnie i z pewnością zadziała.
- To dobrze… jeśli o mnie chodzi, to najlepsza bitwa, to taka, która kończy się naszym zwycięstwem zanim się zacznie. Mam jednak wrażenie, że tym razem powalczymy. Ten kamienny stolec, co go elf postawił, świadczy o tym, że to poważna sprawa. - Westchnęła złodziejka i uśmiechnęła się dodając. - Uważajcie dziś na siebie. O ile Fael jako tako radzi sobie z leczeniem, o tyle wskrzeszać już nie umie.
Chaaya uśmiechnęła się jak chytry lisek i zwróciła się do niej tymi słowy.
- Ciebie też to tyczy, nie myśl sobie, że będziemy cię tu grzebać.
- Feal mnie piersią osłoni… i może dostanie nagrodę za to - zażartowała Shirama szczerząc zęby w uśmiechu. - Choć on jest trochę za grzeczny, by dostrzec okazję.
- A to przypadkiem, nie ty jego miałaś… w porządku. - Bardka poddała się z nadążaniem za myślami innych i poszła się przygotować do walki.

Rozrabiająca maska poczęła kicać dookoła rozłożonego gada.
“Bitwa, bitwa, bitwa, bitwa!” skandowała z przejęciem, chłoszcząc swoimi warkoczami jak bacikami. “Ale fajnie, ale fajnie! Najpierw był huuuUuuul, później mroczne rytuały, epicka kradzież okularów, skopanie tyłka czarusiowi, skopanie tyłka drugiemu czarusiowi, a teraaaz będzie kopanie tyłków demonom! Ahahaha! Starcze, Starcze, ale zabawa! To najlepsza wycieczka na jaką można nas było zabrać!”
Entuzjazmu łobuzicy nie podzielały inne emanacje. Nimfetka drżała ze strachu i szykowała pokaźne zasoby łez, które pewnikiem będzie wylewać, gdy tylko ujrzy wroga. Kismis była niezadowolona, że nie może się lenić, a Umrao… zamiast kogokolwiek zabijać wolała posiąść, najlepiej kilka razy. Seesha z Jodhą szeptały między sobą, a Ada obmyślała dziesiątki planów awaryjnych i drugie tyle taktycznych, co by być przygotowaną na każdą okazję.
Nawet Laboni zdawała się być skupiona, siedząc obok Kamalisundari w jej ażurowej kryjówce.
Czerwonołuski słyszał jak mała pijawka próbowała zbliżyć się do świadomości dziewczyny. Łopot motylich skrzydełek był tuż tuż za jego wielkim zadem. Ranveer-nieczłowiek prawdopodobnie chciał dotrzeć do Deewani, która z jakiegoś powodu była na niego bardzo podatna. W końcu to ona wyciągnęła po niego rękę. To przez nią zagnieździł się w tym ciele, choć ku uciesze Ferragusa, nie miał aż takiej mocy sprawczej, jaką miał ON.
~ A w razie kłopotów obdarzę cię mocą prawdziwej, SMOCZEJ magii, byś mogła się przed wszystkimi popisać ~ odparł łaskawie Ferragus, przyglądając się chłopczycy i obmyślając plany jakby tu pokrzyżować temu drugiemu jego intrygi. Z czystej przekory i złośliwości, bo wszak wygodniej by im było razem współpracować, ale niestety… dusza antycznego wręcz nie cierpiała małego “podglądacza”, głównie dlatego, że udało mu się wzbudzić strach w czerwonym smoku. A to Ferragus był od wzbudzania grozy w innych!
“Będę mogła ziać ogniem?!” podnieciła się maska, otwierając szeroko oczy, jakby się czegoś nawąchała. “Albo wzniecę tornado swoimi skrzydłami?” Cóż… miała dość, ciekawe wyobrażenie co do smoczych umiejętności. “Albo strzelać kolcami na ogoooonieeee??!!”
~ Albo otoczysz się okręgiem płomieni, porazisz wroga smoczym strachem, ustawisz ścianę ognia… w ostateczności zaś zmienisz się w smoka. Mogę przekazać ci każde moje zaklęcie, ale twój umysł… pozwala ci użyć każdego tylko raz dziennie. Wolałbym… jednak odpuścić zmianę w smoka na rzecz jakiejś bestii. Ograniczone życzenie jakie mogę ci dać, pozwala wskrzeszać zmarłych jeśli nie zginęli dawno temu ~ mruknął smok starając się nieco stonować zapał Deewani. ~ Lub podleczyć nieco wszystkich sojuszni…
Dziewczynka ryknęła, lub pisnęła, a może zrobiła i jedno i drugie przy okazji piejąc “IIIIIIIAAAAAAAAAA!!!!!” zapewne przesiewając informacje na te “ważne” i mniej “ważne”.
“MOGĘ ZOSTAĆ KULĄ OGNIAAA!!! IIIIIIIAAAAAAAAAA” Mały wulkan energii pognał we wspomnienia drąc się jak nieboskie stworzenie.
~ Tak. Możesz zostać żywiołakiem ognia ~ odparł gad z ulgą, bo to akurat wymagało zwykłej polimorfii.

~ Żartowała z tym osłanianiem piersią… chyba ~ odparł czarownik i dodał jeszcze. ~ Chciałbym byś wzięła pierścień niewidzialności. Tak na wszelki wypadek. Ja sam na siebie niewidzialność zdążę rzucić w razie kłopotów, ale mogę nie zdążyć obdarzyć nią ciebie.
~ Mam gdzieś w torbie… olejek z kilkoma kroplami niewidzialności. Mam teeeż, co ja właściwie mam... Zabrałeś ze sobą pierścień? ~ Kamala popatrzyła na mężczyznę z nutką ciekawości. ~ A po co ci on byyył? Hmmmm? ~ Uśmiechnęła się podstępnie jak głodny sukkub.
~ Jak to po co… jako zapatrzony w ciebie wielbiciel, planowałem niecnie podglądać cię podczas każdej kąpieli w jeziorku, oraz podkradać ci ciuszki. A może nawet w takiej postaci całować cię po ciele, gdy będziesz wygrzewała się nago na słoneczku? ~ Jej kochanek zaczął roztaczać przed nią swoje śmiałe wizje. ~ Ciekawe czy domyśliłabyś się, że nie jesteś sama.
Sundari nie wierzyła mu w ani jedno słowo, ale uśmiechnęła się czule, choć może troszkę pobłażająco.
~ Nie potrafiłeś mnie nawet dobrze zmacać kiedy usnęłam pijackim snem ~ przypomniała mu czupurnie. Wyjęła z torby fantazyjne lusterko na rączce, kilka flakoników z różnokolorowymi płynami i ślicznie zdobiony flakonik. Następnie zanurkowała do namiotu.
~ Chcesz bym do ciebie dołączył? ~ zapytał Jarvis na wszelki wypadek, zastanawiając się przez chwilę, po czym nie oparł się pokusie… odchylił połę namiotu by zerknąć na pupę kochanki.
Tancerka odpakowywała swój łuk i kilka opakowań strzał, które przekładała do srebrnego kołczanu, przy okazji wysypując… kolejne miksturki, które upchała w tobołkach.
~ Nie musisz… ~ odparła, nieświadoma podglądania ~ aaale jeśli bardzooo chcesz, to może moje rączki sprawią ci przyjemność. ~ Mam miksturę przełamania strachu… dwie. Weźmiesz jedną ~ oznajmiła twardo.
~ Kusisz… twoje rączki kuszą. A co do wspierania, mogę przyspieszyć twoje ruchy przed walką. Być mogła posyłać strzałę za strzałą ~ zaoferował mężczyzna zerkając na wybrankę.
~ Przed walką… zwiększę swoją zwinność i zapewne… będę takżę śpiewać, by dodać sobie otuchy, więc nie śmiej się ze mnie dobrze? ~ Zastanowiła się Chaaya, wciskając głowę w któryś z worków, przez co Jarvis miał wspaniały przekrój jej kształtnych pośladków. ~ Axaaa… mówił coś o czarach zauroczeń… ja znam taki jeden, ale nie wiem czy podziała na wroga. Potrafiłabym… unieruchomić kogoś wzrokiem, jeśli by… jeśliby to zadziałało, potrafiłbyś takiego kogoś zestrzelić?
- Mam magiczne pistolety… i umiem ich używać. Tym bardziej, że jeden z nich może przy szczęśliwym strzale zniszczyć naturalną odporność na obrażenia takiego potwora i ułatwić ubicie go innym - potwierdził Jarvis po bardzo długim milczeniu wywołanym gapieniem się na pupę kochanki, nieświadomie tańczącą przed nim niczym kobra przed swoją ofiarą.
Dziewczyna zaśmiała się zwycięsko i usiadła na piętach.
- TU CIE upchałam! - Zaśmiała się wesoło, wyciągając z odmętów… srebrny widelec. Obejrzała się przez ramię, uświadamiając sobie, że coś za blisko słyszała głos magika. - Nie boisz się tak przeskakiwać z telepatii na rozmowę? Jeszcze pomyślą, że jacyś… w sumie nie ważne. Niech sobie myślą.
- Wybacz… trochę się rozkojarzyłem. - Ten odparł zawstydzony, nie mogąc oderwać jednak wzroku od złotoskórej, która zaśmiała się dobrodusznie i przeszła na czworaka między jego nogami, wracając do swojej magicznej wystawki.
- Mikstura przełamania strachu i mikstura ochrony przed złem, proszę. - Wyciągnęła ku Jarvisowi dłoń z dwoma flakonami.
- Dziękuję… - odparł czarownik nachylając się i całując ją policzek podczas odbioru buteleczek. Tawaif spłonęła rumieńcem i nieco skrępowana rozejrzała się po obozie, obawiając się, że ktoś to zobaczył. Zaraz jednak rozluźniła się nieco, przypominając sobie, że nie jest już na pustyni.
Niemniej nie spostrzegła potępienia w spojrzeniach ludzi dookoła. Co najwyżej pobłażliwe uśmiechy lub nie zwracanie uwagi.
No to teraz zaczęło się odliczanie czasu...


Nveryioth nie za bardzo przejął się całą sytuacją. Ziewnął przeciągle, beknął, aż zadudniło mu w uszach i pożałował tej decyzji i w końcu… przemienił się w albiniczną postać, by odlać się w rogu ściany, po czym glebnął się i rozpoczął drugą rundę w objęciach Morfeusza.
W życiu smoka były rzeczy ważne i ważniejsze, więzienie i ślepe uwielbienie koboldów przegrywały z leczeniem pobarbarzyńskiego kaca.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 21-11-2019 o 21:10.
sunellica jest offline  
Stary 22-11-2019, 19:16   #273
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Ruszyły przygotowania do wielkiej bitwy o zmierzchu. Druid przyszykował parę ognisk, a pomagały mu dwa elfy będące jego ochroniarzami. I tak maski poznały… konkurencję do lędźwi elfa. Czyli białowłosą łuczniczkę. Chaaya nie znała jej imienia. Nie było zresztą ważne, podobnie jak i sama białowłosa postać. Elfka była dla tawaif żywym kanonem urody elfów. Wzorcem tego co się ich samcom podobało, czego pożądały i czym były kuszone. Muskularna i poruszająca się z gracją, nie tak delikatne jak te elfy z wizji, bardziej wojowniczka niż kusicielka. Zimne spojrzenie, ostre rysy, prosta sylwetka i krągłości przyciągające wzrok. O to z czym Chaai przyjdzie konkurować, gdy zechce spełnić swój kaprys i stać się matką dziecka półkrwi tej rasy. Wyzwanie… ale osiągalne, skoro istniał ktoś taki jak Feal. Oraz drugi ochroniarz druida… elf zbyt niski i zbyt masywny na potomka czystej krwi. Sądząc po olbrzymi ciężkim falchionie jakiego używał, bardziej barbarzyńca niż fechmistrz.


Cała trójka dołączyła do wspólnego posiłku z drużyną Axamandera, acz żadne się nie odzywało niezagadnięte. Zaś odpowiedzi zawsze udzielał sam elfi przywódca, także gdy pytanie było skierowane do jego ochroniarzy. A i wtedy były to zdawkowe i wymijające wypowiedzi.
Elfy szczególnie gadatliwe nie były. Nie był też Gamveel patrzący spode łba na samą tawaif. Chaaya byla niemal pewna, że dopisał ją sobie do swoich listy wrogów do zlikwidowania.
Był wystarczająco głupi, by nie wiedzieć kiedy odpuścić. To jednak tancerki nie martwiło. Szlachcic z pewnością będzie miał w mieście wystarczająco własnych kłopotów ze swoim przełożonym. Sundari wątpiła, by jego przełożony puścił płazem jego porażkę, oraz utratę cennych gogli.
Gamveel był zdenerwowany, co potwierdzało podejrzenia dziewczyny. Szef tego bufona, nie słynął z pobłażliwości. Pyruastra zaś nadal nad towarzystwo bardki przedkładała cylinder jej ukochanego. Ten leżał zaś między nimi i smoczek spoczywający na rondzie pozwalał się jej iskać.Znając czułe miejsca Nveryiotha, które mniej więcej pokrywały się z miejscami innych zwierząt. Podważała opuszkiem delikatne łuski w okolicach uszu lub głaskała cienką skórkę podgardla, mając nadzieję, że zaskarbi sobie choć nieco zainteresowania. Zwierzak mruczał bardziej kocio niż smoczo, gdy go tam pocierała, a jego ważkowate skrzydełka podrygiwały. Pyrausta łaskawie pozwalała się bardce rozpieszczać.

Przy posiłku Axamander rozmówił się z Gamveelem. Kwaśna mina bogatego mieszczanina świadczyła o tym, jak bardzo mu się ta sytuacja nie podoba. Wcale nie chciał brać udziału w tej bitwie. Ale nie miał też wyboru. Zgodził się pomóc wraz ze swoimi ochroniarzami, którzy mieli pilnować jego tyłka. Nadal jednak byli tylko na jego rozkazy. A i sam Gamveel odmówił podporządkowania się innym.


Rozstawili się po półokręgu w małych grupkach. Szykowali do bycia murem mającym powstrzymać cokolwiek wypełźnie przez szczelinę. Zapłonęły ogniska między nimi. Pojawiły się inne elfy. Te jednakże trzymały się granicy drzew. A ich obecność zdradzały cienie kapturów, białka ich oczu, oraz błyski na stalowych grotach ich strzał.
Axamander odesłał pomocników na tratwę, która odpłynęła kilkanaście metrów od brzegu. Pomocnicy by tylko przeszkadzali.
Jarvis z Chaayą zajęli lewą flankę. Faelsenor z Sharimą prawą. Rogacz dołączył do Tharivola i jego dwóch pomocników. Tamże też przebywał sam Gamveel z różdżką magicznych pocisków w dłoni. Pośrodku placyku który otaczali stał wkopany obelisk generujący stały efekt planarnej kotwicy. Efekt który jednak nie zabraniał przyzywania bestii… Nie pozwalał im tylko uciec.


Wszyscy czekali niecierpliwie na sygnał. I ten w końcu wybrzmiał. Eksplozja… wściekłe nieludzkie wrzaski poinformowały grupę awanturników, że bitwa się wkrótce zacznie. Plan Jarvisa się powiódł. Zostali poinformowaniu o przybyciu demonicznej inwazji i… jeśli mieli szczęście zabili kilka potworów.
Czas na ostatnie gorączkowe przygotowania. Chaaya pożyczoną od ukochanego różdżką splendoru orła wzmocniła swoje talenty i pieści. W tym czasie czarownik chyłkiem wypił eliksir tarczy wiary. Gdy ona wzmacniała się czarem kociej gracji, przywoływacz skorzystał z okazji by wypić eliksir ochrony przed złem który mu dała. Także i pozostali członkowie drużyny się wzmacniali magią wszelaką, choć Chaaya dostrzec mogła jedynie zmiany u obu druidów, których ciała pokryły się grubą korą.
Ostatnim środkiem zapobiegawczym było wypicie przez tancerkę eliksiru ochrony przed złem.
Jarvis natomiast zabrał się za wzywanie wsparcia, w postaci dwójki psów o migoczącym ciele. Do tego zaczęły dołączać kolejne stwory… górujący nad całą drużyną i okolicą potężny żywiołak powietrza, nad którym to zbierały się burzowe chmury i deszcz.
- Wygląda imponująco, ale wygląd to nie wszystko.- podsumował ten widok Jarvis. Ostatnim wsparciem był żywiołak powietrza wynurzający się z ziemi.


Ten był jednak wielkości człowieka. A Chaaya nie zdążyła odpowiedzieć kochankowi, bo głośne piekielne i skrzekliwe ryki towarzyszyły się pojawieniu małych czerwonych kulek z zębami. Stworki były trochę rozczarowujące, bo wszak były mniejsze nawet od psów które przyzwał diablik, ale poruszały się w powietrzu z olbrzymią prędkością i nadnaturalną zwinnością. A choć było ich tylko cztery, to wrzaski dochodzące z biblioteki świadczyły o kolejnych bestiach w drodze.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 27-11-2019, 14:33   #274
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Pojawienie się w obozie jasnowłosej konkurencji, mocno nadszarpnęło ego kurtyzany, która w myślach opluwała jadem tutejsze kanony piękna. Szczupłe, gibkie i umięśnione ciała, bardziej przypominały posturą ciała jej braci niźli prawdziwej kobiety zdolnej rodzić tuzin dzieci! Ot co! Nic dziwnego, że tak mało jest elfów w lesie, skoro ich baby nie nadają się do wydawania potomstwa. Nie to co ooona. O tak! Może do mocarnych nie należała i czołem muru by nie zburzyła, ale jej biodra są stworzone by kreować caaałe światy! Już ona się postara by populacja szpiczastouchych zwiększyła się dwukrotnie, a może nawet i trzy!
I choć z satysfakcją stwierdziła, że była delikatniejsza i bardziej urocza od białowłosej nieznajomej, to mina tawaif nieco zrzedła, gdy się dowiedziała, że elfka jest matroną plemienia i ma dwa razy tyle lat co Laboni.

Co by jednak nie gadać, Chaaya uważnie przyglądała się łuczniczce, by rozszyfrować na czynniki pierwsze wszelkie potrzeby jej męskich pobratymców. Jako tawaif umiała sprzedać się w każdej postaci i była pewna, że dorówna, a nawet wygra z ówczesnymi elfkami. Musiała jedynie zebrać odpowiednie informacje, przetworzyć je i porównać ze zdobytymi doświadczeniami, a następnie, po otrzymanym wyniku stworzyć produkt idealny.
Mężczyźni z pewnością będą nią zachwyceni. Wykaże się odwagą, rozwagą, zaradnością w posługiwaniu łukiem i w ogóle przekona ich, że będzie wspaniałą matką ich przyszłych dzieci, oraz , że dopilnuje by każdy był zadowolony z jej usług!


Podczas wspólnego posiłku, kiedy tancerka skupiona była na moczeniu sucharka w polewce, wyczuła na sobie palące spojrzenie ociężałe od wezbranych uczuć. Oho? Czyżby już jakiś pan poznał się na jej wspaniałych wdziękach? Czy może to Jarvis lub Axamander do niej wzdychał i próbował namówić ją na szybką zabawę w namiocie?
Rzeczywistość okazała się mniej ekscytująca, bowiem to Gamveel świdrował ją nienawistnym spojrzeniem człowieka, który nie umie odpuścić. Dholianka nie mogła go winić bo nawet ona, po wieloletnim szkoleniu u Laboni, miała problemy z przełknięciem porażki, czy odpuszczeniem potwarzy od którejś z sióstr.
Jej oponent jednak nie potrafił jej w żaden sposób zaimponować. Jego upór był ośli, jego siła pozostawała kwestią względną i głównie osadzoną w wyobraźni delikwenta, a wysoko postawieni „przyjaciele” nie robili na niej żadnego wrażenia.
Kamala uśmiechnęła się czarująco do nabrzmiałej purchawy, a w jej spojrzeniu była dzika drapieżność szaleńca, który za długo siedział na słońcu i odwaliła mu kita.
„No dalej złociutki” zdawała się mówić „Chodź pokaż na co cię stać, zawołaj swoich wysoko postawionych kolegów, zobaczymy jak długo ze mną wytrzymają.”

Tę jakże romantyczną chwilę przerwało mruczenie pyrausty, która ostatecznie zyskała całą uwagę bardki. No tak, jej ciało nieświadomie zabiegało o względy każdego samca w okolicy. Nawet takiego słodkiego, malutkiego, drobnego smoczka jak on. Sprawne paluszki musiały dotknąć czułego miejsca pod drobnym pyszczkiem, włączając u jaszczurki cichy śpiew zadowolenia.
Och haaai…
~ Jesteś mój i tylko mój… Nigdy cie nie puszczę i już zawsze będziemy razem… Zawszęęę… ~ Sundari oderwała rozczulone spojrzenie od gada i popatrzyła na mężczyznę po swojej lewicy. On też był jej i tylko jej… lepiej dla niego będzie, jeśli nie patrzy teraz na inną kobietę, bo wydłubie mu oczy i upiecze nad ogniskiem.
Szczęśliwie czarownik skupił się na odcedzaniu ości od rybiej wkładki w polewce, więc tawaif odetchnęła z ulgą. Na razie wszystkie jej skarby były bezpieczne.


Chaaya nigdy nie miała sposobności, by zaznać awanturniczego życia. Urodzona w złotej klatce, przez całe życie mieszkała pod bezpiecznym kloszem, a kiedy się spod niego wyrwała, wpadła w okrutną niewolę. Drugie życie jakie dostała w Kryształowej Jaskini, choć wydawać by się mogło, że powinno zahartować ducha żądnego przygód, w rzeczywistości wcale nie przygotował jej do walki do której za chwilę miało dojść.
Za życia Janusa, dziewczyna była pod stałą opieką rycerza, który chuchał i dmuchał na nią jak na drogocenny okaz antycznej porcelany. Po jego śmierci i po związaniu się z Nveryiothem, bardka wybierana była do drużyn, które w pokojowy sposób załatwiały wszelkie sprawy. Było tam dużo muzyki, tańców, alkoholu i szczerych przyjaźni. Były romanse, dramaty i spektakularne rozstania, a wszystko to okraszone wybujałymi plotkami.
Wszelkie zbrojne utarczki były tylko pokazówką, a jeśli już dochodziło do rozlewu krwi to kurtyzana i tak nie brała w tym udziału, zupełnie jakby wszyscy jej towarzysze zmówili się ze sobą, by ją chronić przed trywialnością tego świata.

Jarvis robił podobnie. Zresztą i nie bez przyczyny. Złotoskóra choć zgrywała hardą, była w rzeczywistości delikatnym kwiatkiem, którego nawet zmienne nastroje potrafiły dotkliwie zranić. Kamala nie radziła sobie ze swoimi wspomnieniami, z poczuciem winy, czy ze strachem przed całkowicie wszystkim - przed miłością, przed rozstaniem, przed walką, przed śmiercią, przed życiem, przed szczęściem, przed błędami, przed tradycją, przed nowością; można by tak wymieniać i wymieniać i życie na tym stracić, a nie wymieniłoby się wszystkiego.
Pomimo zawiłości charakteru oraz bujności jej przeżyć, nadal zdawała się być naiwną dziewuszką, która dopiero wkraczała w dorosłe życie. Jej wyobrażenia co do świata, choć często trafne i spostrzegawcze, wydawały się być… nieco… nierealne, jakby przeczytane z książki, która nie do końca była rzetelnym źródłem wiedzy. Sundari reagowała dziwnie i niespodziewanie… tak jak teraz.

Jako jedyna nie martwiła się demonami. Jako jedyna zachowała pogodę ducha i optymizm, jakby walka z demoniczną hordą była zwykłą drobnostką, szarą codziennością.
Jako jedyna też… zachwyciła się gigantycznym żywiołakiem powietrza, mało nie wypuszczając z rąk łuku, po czym… wystraszyła się piesków, które pojawiły się przy nodze czarownika. Kiedy pierwsze demony wyleciały z biblioteki, przywoływacz usłyszał za plecami jęk… rozczarowania, który utwierdził go w przeświadczeniu, by chronić Chaayę za wszelką cenę, ponieważ nie miała bladego pojęcia w co się wpakowała. W co się wszyscy wpakowali.

Na szczęście, chwilę po tym, do jego uszu doleciały słowa pieśni. Język był nieznany i szorstki, ale głos ciepły i kojący. Słuchającemu dodawał nadziei i otuchy. Może… może nie będzie tak źle. Może Dholianka sobie poradzi, umiała wszak walczyć i była zadziorną perliczką, która zagoniona w kozi róg walczyła zajadlej niż skorpion.

Pierwej furknęły strzały… dziesiątki pocisków pomknęło ku małym, zwinnym celom. Niestety, niewiele z nich było celnych. Otchłanne kulki mięsa były zwinne i szybkie, więc tylko trzy groty wbiły się w potworki. Jak na złość, jedna z nich pochodziła z łuku białowłosej matrony.
Potężny żywiołak próbował pochwycić, zbudowanymi z podmuchów, łapami, któregoś z wrednych demoniszczy… ale te były zbyt małe. Podobne problemy miał żywiołak ziemi, który był po prostu za wolny.
Co innego pieski przywoływacza. Te, migocząc jak płomyk świecy, podbiegły ku potworkowi zmierzającemu w kierunku Smoczych Jeźdźców. Podskoczyły… Szczęki jednego zacisnęły się na stworze ściągając go w dół, a drugi pies złapał z drugiej strony. Zwierzęta zaczęły szarpać, każde w swoją stronę, by rozerwać bestię na strzępy, niczym kawał płótna. Sądząc po przerażonych piskach stwora, mogło się im udać.

Kolejny potworek oberwał serią trzech magicznych pocisków, którą popisał się Gamveel używając magicznej różdżki. Jarvis zaś dotknął dłonią kochanki, szepcząc słowa magii i… świat wokół bardki nieco się spowolnił.
Wszystkie istoty poruszały się deczko ospale i dzięki temu, dziewczyna mogła lepiej się przyjrzeć sytuacji na polu bitwy i zobaczyć jednego demona lecącego ku Tharivolowi i jego obstawie, drugiego zmierzającego wprost na nią i kolejnego ruszającego ku bojaźliwemu arystokracie.

Sharima strzeliła z pistoletu, ale pomykająca kula, widoczna dla wzroku tawaif, minęła cel. Tymczasem obaj druidzi jednocześnie postawili ściany wiatru, mające powstrzymać drobnego przeciwnika przed bezpośrednim atakiem jak i ucieczką z pola bitwy.
Powietrze przed walczącymi zaczęło wirować, wić się i drżeć… jakby było pulsującą kurtyną.
O dziwo cztery pociski Axamandera, przeleciały przez nią bez problemu, a więc Dholianka mogła swobodnie strzelać. Trzeba tylko było wybrać wroga. Popisać się, czy się nie popisać? Oto było pytanie. Kamala nie miała czasu do zastanowienia, nie przerywając pieśni zrobiła to, co podpowiadał jej instynkt.
Musiała chronić miłość swojego życia. To właśnie dzięki niej widziała lecącego, w zastarszającej dla innych prędkości, potwora. Mogła wycelować, namierzyć… przewidzieć trajektorię lotu i strzelić.

Lecący w kierunku tancerka demon nie miał najmniejszych szans na przeżycie. Dwie strzały wbiły się w niego z hukiem, jedna między oczy, a druga z boku i wybiły go z lotu. A potem nastąpił huk. Jarvis wystrzelił z pistoletu czerwonym promieniem i ciało przeciwnika pękło złotymi iskrami. Drugi uległ podobnej śmierci z głośnym skrzekiem rozerwany na strzępy przez dwa niebiańskie psy. Szło im zaskakująco dobrze. Dwa potwory przeżyły… jeden gnał by zjeść Gamveela, ale niestety zginął pod nawałnicą magicznych pocisków. Ostatni zatrzymał się przed ścianą wichrów i wydał z siebie głośny syk, jego oczy zamigotały ukrytym blaskiem i… nic się nie stało. Przez chwilę elfi druid wydawał się dziwnie zafascynowany tym widokiem. Przez chwilę tylko. Potem skinął dłonią i jego uzbrojony w falchion ochroniarz przedarł się przez ścianę wiatru, atakując niecelnie. Potwór uciekł przed ciosem, a łucznicy zaprzestali ostrzału… dwie ściany wiatru i jeden żywiołak powietrza utrudniały trafienie czegokolwiek. Przynajmniej od strony druidów.
Jak na razie… cała walka była nieco… rozczarowująca. To było to wielkie zagrożenie? Parę czerwonych kulek z zębami, które Chaaya mogła rozdeptać pod obcasem? Może…
może tak właśnie wyglądały przygody poszukiwaczy, a dopiero pisarze za pomocą słów nadają historii życia. Tak… z pewnością tak właśnie musi być. Walki takie jak prowadził Ranveer nie należały do codzienności. Czego się ona spodziewała? Że wyjdzie do niej szatan, władca któregoś kręgu piekieł, nadstawi swoją rogatą głowę pod ostrze jej miecza i da się ściąć?
Była kurtyzaną do cholery! Jej polem walki było łóżko, a przeciwnikiem nagi sułtan. Zachciało się kurwie awanturniczego życia i teraz ma, o… gorzkie rozczarowanie, niczym smak kaca o poranku.
~ Chcę do domu… ~ westchnęła cicho, dając pocieszyć się babce. ~ Chcę zapomnieć…

W tym czasie jej ukochany, wezwał… unoszącego się w powietrzu, białowłosego elfa o tak idealnej urodzie, że blakły przy nim inne elfy jakie już spotkała.
Ostatni wróg został rozwalony magicznymi pociskami, gdy desperacko próbował uciec z pułapki. Tharivol krzyknął nagle. - Są niewidzialne… użyj tornada szlachetny duchu powietrza!
I dotąd bezużyteczny żywiołak zaczął wirować wokół swej osi, zmieniając się w tornado porywające liście i pewnie i psy Jarvisa, gdyby te nie schowały się za lewitującym elfem, który również z trudem opierał się wiatrowi.
W leju tornada pojawiło się sześć kolejnych stworów, identycznych z tymi, które wymknęły się wcześniej i zginęły z rąk awanturników.

~ Znowuuu? Idźcie w cholerę... ~ pomyślała zniesmaczona Dholianka, obierając za cel jedną z kulek, wychodząc z założenia, że im wcześniej pozbędzie się przeciwnika, tym szybciej o nim zapomni i wróci do normalnego życia. Nawet nie dostrzegła nowego przyzwańca, co można było zrzucić na karb “przejęcia” bitwą. Tyle, że wiatr i prędkość z jakim biedne kuleczki wirowały, utrudniały trafienie w nie i choć reakcje Kamali były przyśpieszone magią i w teorii miała przewagę, to i tak wiatr porwał obie strzały. Jedynie pociski z różdżki Gamveela trafiły któregoś z potworów. Nic dziwnego, że inne elfy zaprzestały strzelania.

Głośny ryk od strony wejścia przyciągnął wszystkich uwagę. Tym razem nie były to małe, czerwone popierdułki, tylko prawdziwe demoniszcze wielkości dorodnego ogra. Pokraczna postać, przypomiająca karykaturę łysego, muskularnego anioła z nogami minotaura, wyszła przez wrota, a jej ryk mroził serca wszystkich zebranych. Na szczęście nie na tyle by sparaliżować ze strachu, choć za jego plecami już było widać podobne mu posiłki. Sundari pomimo wściekłości, nieco ożyła.
Pierwszy ku nowemu przeciwnikowi ruszył żywiołak ziemi przywołany przez Faela. Uderzył w potwora ciężką, kamienną pięścią, acz ten zasłonił się łapą przyjmując cios na opleciony drutem kolczastym karwasz.

“Nie da się strzelać w taką piździawicę! CO TO MA W OGÓLE BYĆĆĆ??!!”
No i pierwsza maska nie wytrzymała presji rozczarowania. Deewani szalała jak wściekła chmurka, furkocząc szatami i bijąc warkoczami każdego kto się napatoczył, więc to głównie smok obrywał, bo reszta wolała być pochowana.
“Po cholerę on tak wieje?! STARCZE! WYŁĄCZ GO!”
~ Ja? To ty się postaraj. Ja dam ci możliwość. ~ Westchnął gad obdarzając ulubienicę odrobiną swojej mocy w postaci rozproszenia magii.

Usta dziewczyny wymamrotały w smoczym smoczym słowa niczym klątwę. Czar został rzucony, bardka czuła opór jaki stawia gigantyczny żywiołak przeciw tak brutalnemu potraktowaniu, ale magia pochodząca od antycznego smoka przeważyła i stwór zaczął się rozwiewać uwalniając z wirówki jedyne dwa małe demoniszcza, które ją przetrwały.
Nikt dokładnie nie wiedział kto przedwcześnie zakończył istnienie żywiołaka powietrza, ale wszyscy podejrzewali pewnie nowe potwory wkraczające na pole walki. Na razie udało się to jednemu, bo choć żywiołak ziemi z nim walczył, to jego pięści już były popękane, a on sam kołysał się od ciosów. Oba psy przywołane przez Jarvisa pognały w kierunku nowego wroga. Zaś elf wystrzelił dwie strzały, jedna po drugiej, uformowane z mglistej materii owego łuku.
Tharivol wyciągnął do przodu dłoń i z jego palca wystrzelił promień światła trafiający potwora w twarz i sprawiający mu olbrzymi ból. Demon chwycił się za twarz okropnie rycząc. Niemniej tuż za nim zaczęła się pojawiać chmura mgły zakrywająca wszystko swoimi oparami i utrudniająca ataki dystansowe. Jak na złość, znów bardka miała kłopot z użyciem łuku, bowiem teraz nie widziała swojego celu.
Fael przywołał na wsparcie kolejnego sojusznika. Tym razem rogatego wojownika o o kozich nogach. Ten skupił swoją uwagę na małych poobijanych demoniszczach, które zostały zapomniane przez wszystkich, gdy pojawiły się ich więksi “bracia”.

“CO TO ZA BANDA NIEROBÓÓÓW!!!??” Chłopczyca, aż ziała nienawiścią do swoich towarzyszy. “CO ONI WYPRAWIAJĄ?! CHOLERNI, PIZDUSIOWACI TCHÓRZEEE!!! STARCZE CZY TO WIDZISZ??!!”
Deewani była typem małej barbarzynki. Jej potrzeby były proste. Jeśli mogła dać komuś w ryj, to dawała i nie bawiła się w wyszukane taktyki, czy trzymanie wroga na dystans. To było nudne i mało spektakularne. Tryskająca krew, trzask łamanych kości, ryki i wybuchający ogień to była PRAWDZIWA walka.
“Już ja pokaże tym wypucowanym białasom co to znaczy bitwa na śmierć i życieee… AHAHA-HAAA!! Starcze! Patrz! Patrz jak zaraz wszyscy zaczną płonąć!’
Krnąbrna emanacja spróbowała przejąć kontrolę nad ciałem w celu ciskania kul ognistych w kierunku druidów. W tym celu… nie była osamotniona, bowiem Udipti uwielbiała patrzeć jak świat wokół niej płonie. Zanim jednak cokolwiek się wydarzyło do akcji wkroczyła Laboni, która bez słowa zdzieliła pannę w łeb, owinęła ją warkoczami jak baleron sznurkiem, po czym złapała za kołnierz i zabrała do altany w którym ukrywała się Kamalasundari.
“Iiip! Staruszkuuu… ratuj!” biadoliła łobuzica, nagle jakoś tak pokorniejąc.

Chaaya opuściła łuk i na chwilę zapomniała by śpiewać. Musiała pomyśleć co zrobić dalej. Stała za daleko by zaatakować swoimi czarami, a poza tym i tak nie widziała przeciwnika. Wskakiwać w mgłę z mieczem w dłoni nie było dobrym rozwiązaniem, bo pewnikiem Jarvis pognał by za nią. Zresztą… co ona by takiemu demonowi zrobiła? Ledwo sięgała mu do kolana!
Mgła… czy była ona wywołana przez wroga, czy przez sojusznika? Sądząc po tym w jakim miejscu się pojawiła i kogo okryła kobieta obstawiała wroga, a więc… przeciwnik się schował… czy chciał się schronić przed atakiem, czy może planował zasadzkę? Czekanie na dalszy rozwój wypadków mogłoby się skończyć tragicznie, a więc pozostało rozwiać opar i przepuścić szturm na to co się w nim skrywało.
Mgłę można było rozwiać na dwa sposoby. Ogniem… lub wiatrem. Marnowanie ognistej kuli z łańcuszka mało się złotoskórej uśmiechało, ale jeśli smok nie miał na podorędziu innego rozwiązania trzeba będzie przeszukać torbę.

Na szczęście magik miał na podorędziu rozwiązanie, powiązane co prawda z przyzwaniem kolejnej bestii, ale ważne, że skuteczne. Kiedy olbrzymia kobra o rubinowych oczach i kołnierzu pokrytym kolcami, dorównująca wielkością gadowi przed którym obroniła ją Godiva, stanęła w pierwszej linii obrony, między parą a potworami. Jarvis rozkazał podniebnemu elfowi rozpędzić mgłę. Istota rozpłynęła się w powietrzu stając się wichrem, który powoli i systematycznie oczyszczał pole walki z mlecznobiałego dymu.
Jeszcze kilka chwil i widoczność wróci do normy, choć już teraz bardka mogła dostrzec, iż jeden z potworów całkowicie oślepł od rażącego promienia elfiego druida i zmuszony był do panicznej obrony przed żywiołakiem ziemi Faela.
Demon zatrząsł się jakby z zimna lub strachu obsypując kawałkami metalu przeciwników dookoła. Wprawdzie na ożywionej kupie kamieni nie zrobiło to wrażenia, ale jeden z anielskich piesków zaskomlał rozdzierająco w bólu. Drugi dzięki zdolności migania, w ostatniej chwili uchronił się przed straszliwym losem pobratymca.

Sytuację nieco zmienił fakt, gdy dwójka ochroniarzy Tharivola, przekroczyła ścianę wiatru… co prawda chroniącą dobrze druida, ale czyniącą im zbędną. Axamander postanowił zabawić się w bohatera i ruszył za nimi. Satyr zaś nie przestawał ostrzeliwać się z kulkami “mięsa”, do którego dołączyła białowłosa elfka. Kamala skupiła uwagę na wrogu. Nawet ślepy potrafił zadawać potworne obrażenia. Walka z nim może osłabić ich wszystkich, a trzeba było pamiętać, że kolejny taki sam delikwent już pchał się do wyjścia. Sundari mimowolnie wznowiła swą pieśń i uniosła łuk.
Tymczasem Tharivol z rękoma wysoko nad głową wzywał coś (już od paru sekund) płynnym, elfim językiem. Na niebie chmury zaczęły się zagęszczać i ciemnieć. Poczęło łyskać i grzmieć. Zanosiło się na potężną burzę. Podmuchy wiatru jakim była obecnie, rozrzedziły mgłę, a resztę dokończył “brat bliźniak” oślepionego daemona, wypychając go wprost na poranionego żywiołaka ziemi.
Kolejnym uderzeniem łapy odrzucił migopsa, który próbował mu odgryźć klejnoty koronne. W tym czasie, przyjemnie zadźwięczała cięciwa łuku tawaif i cudownie było patrzeć jak strzały wbijają się w ciało bestii, a rezonujący przy tym huk wprawia ranionego w drżenie. Ale… choć pociski raniły go boleśnie, to jednakże nie zabiły.

Jarvis załadowawszy swój pistolet, wystrzelił ku bestii. Powietrze rozdarł huk… potwór zaryczał pod ciosem, a jego skóra popękała wokół rany ujawniając jakieś dziwne światełko. W jego kierunku rzucił się półelf, a zaraz za nim podążył Axamander. Podczas gdy białowłosa łuczniczka z satyrem wykończyła ostatnią kulkę.
Do walki włączyły się też inne elfy, celując ponad powietrzne bariery i strzelając w kierunku demoniszczy. Nie wszystkie celne. Parę jednak wbiło się w barki i plecy obu potworów. Dholianka starała się oprzeć pokusie, by rywalizować o miano najlepszego wojownika w grupie. Chciała być najlepsza, najsilniejsza, najładniejsza (?) i w ogóle być NAJ od wszystkich innych, co nie bardzo jej wychodziło w tych warunkach. Zwłaszcza, że dwaj druidzi chyba postawili sobie za punkt honoru by przyćmiewać jej blask.
Ferragus mógł uśmiechnąć się pod nosem, dobrze wiedząc czyja to była frustracja. Chaaya nigdy wojownikiem nie była i do walki się nie paliła, ale jak widać… “widownia” obudziła w niej nowe zapędy. Przypadek?

Poruszająca się nadnaturalnie szybko tancerka, wymknęła się spod uwagi kochanka, minęła jego dużego węża i ustawiła się tak, by krzykiem porazić potwora. Wrzask ubodzonej dumy perliczki wypełnił powietrze świdrując uszy. Demon ryknął z bólu i pewnie skupiłby się na dziewczynie, gdyby nie natrętne psy. Uderzeniem odtrącił i zabił jednego z nich, zostając pokąsany w ramię.
Drugi z rogatych potworów, mimo, że oślepiony… zaszarżował, po podniesieniu się na nogi, powalając i depcząc żywiołaka ziemi, sunąc wprost na grupkę liczącą satyra, elfy i diablę. Trafił w satyra, powalając go i ciężko raniąc. Zahaczył też o białowłosą, która odniosła mniej poważną ranę, ale za to obficie krwawiącą.
I wtedy… piorun uderzył z nieba. Huk błyskawicy rozniósł się echem po lesie… zwłaszcza, że błyskawica była prawdziwym słupem energii. Rażony olbrzym zdawał się jej opierać, ale tylko przez chwilę, po czym padł na ziemię wyzionąwszy ducha.
Zraniona elfka posłała strzały w kierunku ostatniego przeciwnika, a strzelała równie celnie jak kurtyzana, boleśnie kąsając ciało potwora. W tym jego zadek.

W międzyczasie Fael wraz z Sharimą opuścił swoje stanowisko, podążając ku srebrzystowłosej.
Plan strategiczny trochę się sypał. Tym bardziej, że “szlachetny sponsor” postanowił jedynie przyglądać się całej walce.
Czarownik ponownie strzelił z dubeltowego pistoletu, nakazując wężowi przybliżyć się do tawaif, co by w razie kłopotów nie była sama. Zresztą ekipa, w postaci elfiego wojownika i Axa, zdawała się już pędzić w jej kierunku. Najwyraźniej diablik nie chciał wyjść na tchórza.

Kamala ponownie zaatakowała magią, zbyt skupiona na rywalizacji, by przejmować się takimi detalami jak pobudki niedoszłego amanta. Krzyknęła jakby jutra miało nie być, lub co najmniej chciała tym krzykiem powalić wszystkich pretendentów do miana najlepszego wojownika i tym razem skutecznie ogłuszając potwora, co ułatwiło atak elfowi i diablęciu. Pomimo prób obrony, ich miecze dosięgły celu. Wyglądało na to, że zaczynają wygrywać... do czasu…

Głośny ryk i stożek płomieni pochłonął zarówno przeciwnika jak i Axamandera, elfa, żywiołaka i migopsy… Przywołańce zginęły na miejscu, wojownik został poważnie poparzony, a Ax jak to diablę, wyszedł niemal bez szwanku.
Od wejścia wyłonił się kolejny wróg - olbrzymia, rogata małpa o ciemno rudym futrze. Tyle, że to nie była małpa… a daemon. Sundari doskonale wiedziała co ów potwór potrafi. Na pustyni Ceustodaemon był dość popularnym wyborem do roli magicznego strażnika wśród bogatych czarowników i wezyrów. Tańszym i łatwiejszym typem, jeśli by przyrównać do kapryśnych i rzadkich dżinów. Łatwiej dało się je “wytresować” i sprawiały kłopotów, choć jeśli nadarzyła się okazja potrafiły obrócić się przeciw swojemu przywoływaczowi. Chaaya znała szereg jego atutów i wiedziała o jego licznych odpornościach jak i słabości wobec srebrnej broni. Sułtan Dholstanu miał na służbie kilkanaście takich bestii, które służyć miały do straszenia nazbyt pewnych siebie petentów. Trzymał je na żelaznych łańcuchach przykutych do międzywymiarowej kotwicy i za każdą niesubordynację przywoływał je do porządku za pomocą pejcza ze srebrną końcówką.

Prawdziwe wejście smoka wywołało wśród drużyny odpowiednią reakcję. Gamveel znów użył różdżki, a srebrzystowłosa elfka zasypywała go gradem strzał. Dołączyła w tym i Sharima strzelając z pistoletu, zaś półelfi druid dotykiem uleczył jej krwawiącą ranę matrony. Satyr spudłował, potykając się o zdeptanego przez bestię demona, o którym wszyscy zapomnieli.
Tharivol wydawał się nie przejmować pojawieniem się nowego napastnika, posłał promień światła trafiając nim wprost w pysk mały, która zawyła z bólu i zatoczyła się oślepiona jego zaklęciem.
Jarvis ponownie sięgnął do swojej magii, by zająć się obecnie olbrzymem, którego braciszka zabił elfi druid. Pod wpływem jego czaru wokół konającego potwora pojawił się ruch skrzydlatych kłów atakujących bezlitośnie swój cel. Tawaif instynktownie wystrzeliła z łuku, zapatrzona w znajome stworzenie, jakby była nim oczarowana. Jej zapał jakby zmalał…

Ferragus przyzwyczaił się już do trzepotu pijawki. Ranveer-nie-człowiek był tylko robaczkiem, mięczakiem o motylich skrzydłach i łebku jak dziurka od klucza. Podglądacz potrafił zamrażać u dziewczyny wspomnienia, ale nie umiał nad nią panować. Niemniej trzeba było uważać, gdyż bardka zdawała się być w jakiś sposób podatna na jego nikłe wpływy, jakby niewidzialna nić zrozumienia łączyła ich dusze.
Póki Kamalasundari skrywała się w altanie wspomnień i póki Laboni trzymała w łapskach Deewani, potworny daemon nie miał szans… do czasu.
“Moje, moje, moje, moje…” pytlowała maska, chcąc wyrwać się z uwięzi. “Moje zwycięstwo, moja walka, mój przeciwnik, moja chwała…”
Wspomnienie babki zacmokało, powoli tracąc cierpliwość. Jej wnuczka miała jakąś obsesję na punkcie własności. Gdy była mała stawiała się nauczycielom, którzy zabierali JEJ czas. Biła braci, kiedy zjadali JEJ słodycze. Atakowała siostry, które patrzyły na JEJ klientów. Karciła służki dotykające JEJ rzeczy. Złościła się na Laboni, bo przyćmiewała JEJ talent, JEJ urodę, JEJ sławę…
Wszystko było jej, a jeśli należało do kogoś innego, to i tak należało się JEJ!
Jej dzieciństwo, jej marzenia, jej życie, jej ciało, jej cnota, jej potrzeby, jej miłość, jej, jej, jej…
Dało się to znosić i dawało ignorować, ale… smok poczuł głód nowej obecności. Głód tak potężny i niemal pierwotny, że aż przyprawiał o mdłości. A kiedy… wymieszało się go z maniakalną chęcią posiadania wszystkiego dla siebie, kobiecie coraz trudniej było trzymać się w ryzach.
Coś… coś się z nią działo, choć nie wiedziała jeszcze co. Czuła jakby jej plecy miały zaraz pęknąć pod olbrzymim ciężarem, jakby jakieś łapska rozrywały jej trzewia, jakby piekielne kły miażdżyły jej ciało.

Jeść… musi zjeść. Żąda bólu, żąda cierpienia, żąda słodkiej wiedzy, umartwienia, silnej duszy, jej płomienia. JEJ.
~ M O J E ~ Tancerka skierowała broń w kierunku towarzyszy. ~ M O J E ~ Musiała bronić swojego jedzenia, swojego daemona, którego zamierzała skonsumować.
~ Gówno prawda… MOJE. MOJA umowa, MOJE ciało i MOJE decyzje, dopóki siedzę w tym ciele ~ syknął gniewnie smok i zwrócił się do Laboni i Deewani. ~ Taka jest natura tego paktu. I nie pozwolę narażać MOJEGO ciała brawurowymi decyzjami. Jeśli będziesz słuchać MNIE Deewani, to Laboni mogłaby cię wypuścić. I żadnego rzucania kul ognistych. Demony zwykle są odporne na ogień.
Chłopczyca zamrugała oczkami, jakby obudzona z letargu. Powierciła się gniewnie, ale babka znowu pacnęła ją w łepetynę.
“Nie wiem czegoś się nażarł” odparła do gada “ale musiałoby mnie ostro przegrzać, by oddawać ci pod opiekę moją pociechę. Zresztą Deewani nie jest po to by się słuchać ciebie, a mojej wnuczki, więc pilnuj swojego nosa.”
~ A wy jesteście po to by słuchać tu MNIE ~ odparł gniewnie Starzec, choć miało się wrażenie, że groźba ta nie jest skierowana do Laboni czy innych masek. Tylko kogoś lub czegoś innego.
“Kto normalny chciałby się ciebie słuchać” burknęła rozrabiaka, przyjmując kolejne pacnięcie w głowę.

Tymczasem trafiona bestia wrzasnęła z bólu i “spojrzała” na elfiego druida, identyfikując go jako największe zagrożenie, ale będąc oślepioną mogła tylko na wyczucie wybrać kierunek. Pod wpływem magii poderwała się do lotu i pofrunęła do miejsca w którym zakładała, że go dopadnie. To był błąd, bowiem łucznicy ukryci wśród drzew mogli teraz wreszcie sięgnąć strzałami jego ciała. I choć nie wszystkie groty trafiły celu, to sześć z nich tak. Ceustodaemon lotem koszącym… rąbnął ciałem w druida i elfkę, powalając oboje na ziemię. To, że nie trafił w półelfiego druida, było tylko detalem, który mógł jednak poważnie zaważyć na jego innych planach.
Szarpany kłami kopytny ogr zdobył się na ostatni desperacki atak. Naprężył muskuły i wystrzelił z siebie grad żelaznych odłamków. Kobra stojąca przy Chaai osłoniła ją przed większością z nich, ale nie przed wszystkimi. Jeden boleśnie zranił jej udo, na szczęście niezbyt groźnie. Podobnie oberwał elf z falchionem i Axamander. Były to bowiem przedśmiertne podrygi, rozrywanego na strzępy stwora.
~ Jak poważna to rana? Mogę nakazać Azacie by cię uleczył. ~ Bardka usłyszała myśl czarownika, który strzałem z pistoletu dobił demoniczną pokrakę. Podmuch wiatru stał się zawirowaniem chmur, które potem znów stały się niebiańskim elfem. Tymczasem Fael zaczął gwałtownie porastać futrem i powiększać się… przemieniając w niedźwiedzia. Jego łapy rozbłysły niebieskim światłem, zapewne wcześniej przygotowanym zaklęciem. Białowłosa po wstaniu przerzuciła się z łuku na magiczny miecz.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 28-11-2019 o 19:49.
sunellica jest offline  
Stary 30-11-2019, 19:35   #275
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Kurtyzana ponownie strzeliła, po czym obejrzała się na ranę.
~ To tylko draśnięcie ~ odparła uspokajająco, nie chcąc martwić ukochanego. ~ Później się uleczę. Tym razem posyłane strzały nie były tak celne. Głównie z powodu kotłowaniny jaka panowała przy poranionym demonie. W tym czasie na scenę wyszedł, przez drzwi, małpi brat bliźniak i pognał w grupkę walczących z jego towarzyszem. Elf z falchionem jak i Axamander ruszyli kamratom z pomocą, a po Sharimie i satyrze nie było śladu.
Dopiero po chwili Dholianka dostrzegła byłą piratkę, która przełamując niewidzialność wraziła sztylety we wrażliwe miejsca oślepionej bestii, atakując ją od tyłu z zaskoczenia. Być może przedwcześnie, bowiem Chaaya dostrzegła coś… kogoś w cieniu wejścia do biblioteki. Jakąś drgającą mackę, która…
Nagła eksplozja trującego, żółtawego gazu otoczyła ślepego ceustodaemona, jak i niedźwiedzia i elfkę, z nim walczących. Długouchy druid użył tymczasem tej samej sztuczki co poprzednio, ale tym razem oślepiający promień nie był dość dostatecznie silny, potwór został zraniony, ale nie oślepiony, za to jego celem nie było wsparcie towarzysza, a Tharivol właśnie.

~ W budynku ktoś… coś jest, nie wiem co. Miało… mackę? ~ zakomunikowała magikowi bardka, rozważnie wycofując się w jego okolice. Wolała walczyć z wrogiem, którego widziała. Przy postępach i ukrywaniu się, zaczynała się niepokoić.
~ Użyję węża by go wywabić.~ odparł jej ukochany, a kobra z sykiem ruszyła ku wejściu biblioteki. A że stwór nie chciał być wywabiony, to przed wężem pojawiła się wściekle sycząca

[media]http://i.pinimg.com/originals/6a/41/b3/6a41b34829be07ae94183cdd75296715.png[/media]

olbrzymia ropucha.
- Mam cię… - odezwał się zadowolony Jarvis, sięgając po swoją magię. Na jego prawej dłoni pojawił się znak… identyczny z tym, który nagle pojawił się na głowie żaby, która zamiast bronić dostępu do swojego pana, podskoczyła w kierunku małpich daemonów.

Żółtawa chmura smrodu dała się już we znaki walczącym w zwarciu druidowi, złodziejce i elfce, podobnie jak łapy walącego na oślep potwora. Sharima zachwiała się niebezpiecznie, nieco ogłuszona, a zniedźwiedziały Fael wgryzł się w przedramię napastnika.
Przywołany (przez czarownika) elf napiął łuk i strzelił w zmierzającego ku Tharivola małpostwora. Druid zaczynał mieć w walce pecha, bowiem kolejny piorun jedynie połechtał napastnika odskakującego tuż przed uderzeniem. W kierunku swojego wodza biegł już tylko wojownik, bowiem Axamander uznał, że winien wspomóc węża, z czymkolwiek on się tam mierzy. Przeraził tym Chaayę, która zaczęła się martwić o jego bezpieczeństwo. Cokolwiek kryło się w bibliotece, było przebiegłe i zapewne niebagatelnie silne. Dziewczyna obejrzała się błagalnie na ukochanego.
~ Jarvisie… on nie może iść tam sam. Musimy mu pomóc!
~ Moja kobra mu pomoże ~ stwierdził telepatycznie przywoływacz, ale spolegliwie ruszył w kierunku drzwi do czytelni wraz z asystującą mu Azatą.
Tymczasem oślepiony małpi daemon siekł łapami cuchnące opary, podczas gdy jego kamrat dotarł już do elfiego druida pozbawionego ochrony.
Druidyczny niedźwiedź wycofał się z trującej chmury, gdyż wrażliwy, zwierzęcy nos ostro dawał mu we znaki. Elfia matrona znów przerzuciła się na łuk, zamierzając posyłać strzały w zagrażającą Tharivolowi “małpę”, do pomocy dołączyła do niej przejęta przez magika ropucha. Sam druid zacisnął ręce na kosturze gotów do walki wręcz, świadom, że ściana wiatru ochroni go przed ziejącym ogniem.
Łotrzyca jako jedyna wytrzymała śmierdzącą mgłę i wykorzystując ślepotę wroga dźgnęła boleśnie w w witalne punkty.

Dholianka ruszyła biegiem w kierunku rogatego przyjaciela, chcąc chronić jego plecy. Wąż może był i duży i niebezpieczny, ale wciąż był tylko zwykłą bestią, która tylko wykonywała czyjeś rozkazy. Do ochrony potrzeba było czegoś więcej, a jej narzeczony świetnie sobie radził z powietrznym przywołańcem u boku.
Wtargnięcie gada do biblioteki sprawiło, że tajemniczy przeciwnik cofnął się w głąb budynku. Diablik woląc, by najpierw kobra wykazała się walecznością, pozostał z tyłu i posłał we wroga kwasową strzałę - niestety bez większego sukcesu. Potwór nawet nie próbował jej uniknąć, przyjmując czar na klatę… i tyle. Najwyraźniej kwas nie był jego słabą stroną. Co innego wielkie szczęki kobry, próbujące zgnieść go w pół. Napastnik przetoczył się z cienie w okolice Axa. Stwór był niewiele wyższy od rogacza, o łbie ośmiornicy z pancerzem homara i szczypcami jak u kraba.
- Do licha… Piscadaemon - wyrwało się planokrwistemu, który najwyraźniej rozpoznał z czym walczył. W tym czasie Jarvis wystrzelił z pistoletu. Huknęło… kule trafiły w korpus i przebiły pancerz krewetkowego deamona. Spod skruszonej skorupy zaczęło wydobywać się dziwne światełko.

Na zewnątrz oślepiony małpiak zionął ogniem próbując trafić złodziejkę powoli wykańczającą go celnymi ciosami kordelansa. Nie udało mu się. Za to ogniem objął białowłosą łuczniczkę, raniąc ją dotkliwie. Drugi ceustodaemon zaatakował z wściekłością łapami, a choć Tharivol zdołał sparować jeden cios, to drugi rozerwał jego bok zostawiając głębokie rany. Na szczęście dla druida, jego przeciwnik sam miał kłopoty. Jak choćby niedźwiedź szarpiący jego plecy pazurami… oraz elf z falchionem, mogący się wreszcie popisać zamaszystym cięciem w udo bestii. Bolesnym sądząc po jego głośnym ryku. Do tego wszystkiego żabi demonik w końcu dokicał do swojej ofiary, na którą wskoczył, przeszył szponami zakotwiczając się nimi w ciele i zaczął kąsać jak wściekły szerszeń.
Kamala jęknęła na widok piekielnego skorupiaka, najwidoczniej nie będąc jego fanem. Starając się przezwyciężyć ssący głód, który nie dotyczył jej żołądka a głowy, wznowiła bojową pieśń.
Po czym odrzuciła łuk, by dobyć smoczego miecza. Z czymkolwiek mieli teraz do czynienia, nie miało to dla kobiety znaczenia. Mogła nawet walczyć z samymi bogami otchłani, lecz swoich bliskich tak łatwo im nie odda.

Ośmiornicogłowy widząc, że jest w “centrum” zainteresowania otoczył siebie chmurą żótawego smrodu, by utrudnić walkę pozostałym. Chmura ta objęła wszystkich, i bardkę, i diablika, i węża. Jedynie Jarvis i Azata nie weszli jeszcze w zasięg obłoku. Sundari poczuła jak jej żołądek wywraca się na drugą stronę, a nagłe mdłości pozbawiają gracji. Rogacz zniósł to nieco lepiej, ruszając w kierunku stwora, by bezpośrednio zaatakować. Ostrze jego miecza wykonało wymyślny zamach i wbiło się między łuski wyglądające jak płyty pancerza.
- Cha cha… - dodał zawadiacko i zaraz tego pożałował bo zaczął niekontrolowanie kaszleć.
Trucizna zadziała także na kobrę, która hipnotycznie poruszała łbem całkowicie otumaniona. Elfi sługa czarownika przemienił się znów w wir powietrza, by oczyścić z mdlących oparów wejście do biblioteki. Sam magik przybliżył się, by znów strzelić ze swojego dubeltowego pistoletu, niestety niecelnie.
Huk jego broni nie mógł zagłuszyć straszliwego ryku dochodzącego z głębi korytarza. Coś się zbliżało. Coś dużego i wściekłego.

Tymczasem na zewnątrz, w drugiej chmurze smrodu, osłabiona ranami małpia bestia odzyskała wzrok, albo przynajmniej tak się wydawało, bo jej płomienie objęły dwa potwory uczepione jej brata bliźniaka. Fael ryknął w straszliwym bólu… acz jego żabi kompan odczuł to w mniejszym stopniu. Atakowany uwieszonymi stworami daemon został w końcu zionąć ogniem na broniącego się Tharivola. Druid nieźle posługiwał się kosturem, ale nie był przeciwnikiem dla ceustodaemona. Znów oberwałby mocnym zionięciem, gdyby nie bariera wiatru w której stał i która po części rozproszyła podmuchy płomieni. Falchion jego ochroniarza chybił, gdy bestia mimo ciężaru na swoich plecach, zdołała odsunąć się od ciosu. Białowłosa elfka oślepiła zaś strzałem z łuku poranioną bestię “tańczącą” wśród oparów, wbijając strzałę w jeden z jej oczodołów. To tylko przypieczętowało many los wroga, którego istnienie było cienką nicią, przeciętą kordelansem łotrzycy.

Potwór pędzący z wnętrza biblioteki w kierunku walczących, był większy od wszystkich jakie dotąd pojawiły się na polu bitwy. Rogaty niedźwiedź ze szponami orła ledwo mieścił się na korytarzu i dotarłszy do wyjścia, zionął błyskawicami rażąc otumanionego Axamandera, kobrę i Chaayę, a choć tawaif mogła poszczycić magiczną odpornością na elektryczność, to i tak odczuła nieprzyjemny przepływ energii przechodzący przez całe ciało. Potwór jednak na pierwszy cel swoich pazurów wybrał ogromnego węża, który to blokował swoim cielskiem wyjście przejście. Piscodaemons wykorzystując to, że rogacz nie za dobrze zniósł trzepnięcie błyskawicami, zaatakował szczypcami i mackami u pyska. Szczypce rozszarpały bok i prawe ramię diablika, acz ten zdołał odsunąć głowę poza zasięg macek, za to sama bestia została odepchnięta od rogacza podmuchem wiatru.
Czarownik widząc, że kolejny “gladiator” wkracza na arenę, wezwał wsparcie w postaci żywiołaka ziemi, takiego samego jakiego przyzwał Faelsenor na początku walki.

Na zewnątrz, atakowany ze wszystkich stron rogaty małpiszon w żółtej mgle w końcu padł. Pozostał jedynie ten walczący z Tharivolem, ale szarpany przez ropuchę i niedźwiedzia, powoli tracił zainteresowanie ofiarą. Tymbardziej, że elf z falchionem rozrąbał mu niemal prawą kończynę.

Mdłości, które szarpały wnętrznościami “Paro” w końcu uwolniły jej ciało i umysł. Odetchnęła z ulgą i zacisnęła dłoń na mieczu. Czy nie czas zemścić się za tą… kompromitację?
~ Znam cię chudzielcu… ~ Myśli te nie były skierowane do bardki, ale wyłapywała je… być może z powodu więzi z ukochanym? ~ ... nie masz powodu, by walczyć ze mną. Kiedyś wyświadczyłem twojej drużynie przysługę. Teraz też nie interesuje mnie wasza śmierć. Tylko bagna… lubię je.
~ To mój dom. Nie myśl, że cię do niego wpuszczę ~ odparł Jarvis stawiając wyraźnie swoje stanowisko.
Nowy przeciwnik zderzył się olbrzymim wężem, zbyt otumanionym by móc się odgryźć, czy stawiać poważniejszy opór. Także i żywiołak ziemi walczący z mackowatym przeciwnikiem był bardziej jak rozproszenie uwagi niż zagrożenie. To jednak wystarczało, by ułatwić Axowi kolejne pchnięcie mieczem w brzuch daemona… bardzo bolesne, sądząc po głośnym pisku.

Sharima wyszła z oparów dysząc ciężko, schowała kordelans i sięgnęła po dwa nabite pistolety, następnie ruszając ku bibliotece. Jej długoucha wspólniczka posłała strzały w kierunku drugiej rogatej małpy. Jednakże chybiła za każdym razem.
Potwór był pod tym względem lepszy, ciężką łapą trafiając półelfa z falchionem prosto w klatkę piersiową i strącając z siebie żabiego daemona. Tę chwilę wykorzystał druid przemieniony w misia, jego pazury boleśnie i krwawo rozorały krtań małpiszona. Tharivol również skorzystał z okazji, by podleczyć się nieco za pomocą eliksiru. Łapy stwora musiały mocno mu przyłożyć.

W tym czasie Jarvis zbliżył się do kurtyzany, by przyjrzeć jak się czuje, a także temu co atakowało jego węża. Kobieta ledwo zipała pod ścianą, blada na calusieńkiej twarzy. Choć okropny smród już wywietrzał, to chyba na stałe zakotwiczył się w jej pamięci, a w połączeniu z nienaturalnym głodem powodował istny mętlik w głowie.

“To tylko siarka… nic takiego… potwory z piekła śmierdzą jak piekło…” Ada pochwaliła się swoją wiedzą i całkowitym brakiem taktu, co tylko rozgniewało jej stworzycielkę.
Już ona kurwa bardzo dobrze wiedziała co to był za smród i żadna dziwka nie musi jej pouczać! Szczęśliwie złość ta zmotywowała kurtyzanę do działania i odpychając się od murku ruszyła zygzakiem w kierunku rannego przyjaciela. Już w drodze rozpoczynając znane słowa pieśni, która nie tylko koiła duszę, ale także leczyła ciało.
- Kehta yeh pal, Khud se nikal, Jeete hain chal - szeptała troskliwie, dotykając dłonią między łopatkami walczącego. - Ty rogaty durniu… Masz mi tu nie wykitować…
Paskudnie wyglądająca rana znacząco się zagoiła, wyraźnie dodając diablikowi sił, bowiem ponownie pchnął potwora. Ten już słaniał się na nogach i wnet strzały przywoływacza go dobiły.
Jego śmierć sprawiła, że znikł też ropuch, bo choć czarownik przejął nad nim kontrolę, to nie jego magia podtrzymywała jego egzystencję w tym wymiarze.

Z biblioteki dochodziły też nowe dźwięki: klick, klick, klick… jak uderzające o siebie płaty chityny.
Magik zbladł słysząc ten odgłos.
- Musimy uciekać, musimy zwiększyć dystans, musimy się oddalić. Szybko! - krzyknął do pozostały.
Te słowa zaskoczyły podbiegającą Sharimę.
- Co się stało.
- Derghodaemon wylazł, musimy się odsunąć… może permanentnie odebrać rozum jeśli będziemy w zasięgu jego oddziaływania - wyjaśnił pospiesznie.

Pozostała ekipa, obaj druidzi i ochrona Tharivola, walczyła z drugim małpim daemonem. Zdołał on jeszcze raz zaatakować wojownika z falchionem, choć tym razem niezbyt celnie. Przyjął na siebie ciosy od białowłosej łuczniczki i Faela, by efi druid spuścił na niego kolejną błyskawicę, która raziła jego ciało potężną energią.

Tawaif zgarnęła rogacza za chabety, wciskając mu w dłoń miksturę.
- Wypij to - rozkazała z twardym wyrazem na ślicznej twarzy, zupełnie niepasującym do jej delikatnych rys. - A teraz grzecznie razem ze mną wyjdziesz… bo jak bogów kocham, jeśli będziesz próbować zgrywać bohatera, to... nawet sam oinodaemon cie nie uchroni przed moim gniewem. - Jej głos nieco drżał, być może z bólu, albo strachu. Jedno Axamander wiedział na pewno, Chaaya przykleiła się do niego i nie chciała puścić, a była przy tym jak czepliwy bluszczyk, który co chwila znajdował drogę do swojej podpory. Siłowanie się z nią mogło się dla nich skończyć zgubą. Nie mając większego wyboru mężczyzna wypił leczniczy napój, kiedy powoli acz systematycznie bardka ciągnęła go się w ślad za Jarvisem i Sharimą.

Klick… klick… klick…

Gdy rogaty niedźwiedź zaczął się szarpać z poranionym wężem zaciekle stawiającym opór, żywiołak ziemi ruszył do boju.

Klick… klick… klick...

Wpierw pojawiła się chmara pająków.
Prawdziwy, żywy dywan insektów (który oblazł zarówno daemona, jak i jego gadziego przeciwnika) kąsających wszystko na swojej drodze. Przepełzł po nich i ruszył dalej... ku żywiołakowi.

Klick… KLick… KLICK.

Potem dwa, sierpowate, chitynowe ostrza wbiły się, od strony pleców, w klatkę piersiową potężniejszego ceustodaemona. Przesunęły się w górę, a potem i w dół, przy wtórze jego ryku agonii, by na koniec rozerwać potwora, wywołując przy tym fontannę krwawej posoki.
Najeżona utwardzonymi kolcami kulka o licznych czerwonych ślepiach, najwyraźniej nie lubiła czekać i postanowiła przeorać sobie przejście do drużyny. Poruszała się na solidnych, opancerzonych odnóżach, do walki używając tych, które pokryte były ząbkami do złudzenia przypominające te, które widzieć można było w piłach.

Drużyna elfów przed budynkiem, była zbyt zajęta walką, by zwrócić uwagę na kolejnego przeciwnika. Małpi demon był wyjątkowo uparty w kwestii nie umierania, pomimo, że i niedźwiedź go szarpał, i elfi wojonik ciął falchionem i białowłosa robiła za niego poduszkę na strzały. Sam Tharivol poczekał, aż ramiona bestii odpędzą atakujących, by ponownie spuścić daemonowi błyskawicę na głowę.

Gdy Jarvis z pozostałymi zajmowali nowe pozycje ścigani przez rój pajączków, krabodaemon rozprawiał się z osłabionym wężem, ignorując przy tym nacierającego na niego żywiołaka. Elfi łucznik przywołany przez kochanka tancerki, dotknął jej policzka sprawiając, że przez jej ciało przeszło przyjemne ciepło goące rany.
Matrona plemienia kolejnym strzałem przeszyła szyję małpiego potwora, który trafiony falchionem w brzuch zachwiał się, gdy to ostrze rozpłatało mu brzuch, osunął się martwy na ziemię, dając pola na działania obu druidów. Niedźwiedź ruszył ku swoim towarzyszom, a Tharivol skorzystał z okazji, by przyzwać do walki kolejnego elementarnego giganta, tym razem żywiołu ziemi.

Spłoszona Kamala odpędziła się od przyzwańca, najwyraźniej nie będąc fanką jego leczniczego dotyku. Skrywszy się bardziej za plecami Axa, przyglądała się potworowi, nie bardzo wiedząc co dalej. Cała ta walka była dla niej ogromnym rozczarowaniem, nie tylko z powodu słabo wyglądających przeciwników, ale i mało atletycznych wojowników… a w zasadzie to ich całkowitym braku.
To, że Umrao czy taka Ada straciły zainteresowanie przebiegiem bitwy było do przewidzenia, ale kiedy Deewani zaczęła… się irytować i nudzić, mogło tylko zwiastować poważne kłopoty.
Jednakże Jarvis i Axamander nie byli tego świadomi, zbyt zajęci zbliżającą się falą robali i owym straszliwym paskudztwem ze szczypcami, które właśnie rozprawiało się z żywiołakiem ziemi. Czarownik wymierzył załadowany pistolet w bestię, do której zbliżał się sługa Tharivola. Tatuaż skryty pod ubraniem rozbłysł nagle, przez chwilę stając się widoczny. Strzał trafił potwora niszcząc nieco jego pancerz, potem kolejne strzały oddała Sharima, gdy wybranek Chaai szperając w podręcznych kieszeniach swojego pasa zasugerował Rogaczowi.
- Masz może jakieś antidotum na te pajączki? Będę się musiał odrobinę zbliżyć, by cisnąć w niego granatem w niego.
Elfi druid użył świetlistego promienia, ale ten odbił się o łusek daemona nie czyniąc mu szkody. Bestia była dość odporna na czary. Zaś do pozycji awanturników zbliżał się niedźwiedź z ochroną przywódcy elfów.
- ANI MI SIĘ WAŻ! STÓJ NA DUPIE GDZIE STOISZ! - ryknęła znała bardka, wyciągając rękę by złapać ukochanego za marynarkę. Nie puszczała przy tym diablika, jakby ten był co najmniej łobuzującym dzieckiem, którego trzeba pilnować, by nie wpadł w kłopoty.
- I na co wam te durne pukawki, skoro nawet nie potrafią dosięgnąć przeciwnika z ODLEGŁOŚCI!?

Chłopczyca nadal będąc w postaci warkocozwego baleronu, na razie jedynie chrumkała i mruczała jak rozwścieczona kuna. Zwróciła się do Starca, jakby siedział obok niej.
“I ty się dziwisz, że nie lubię Jarvisa…” Smok pierwsze słyszał, by się dziwił, ale opowiaska dalej się ciągnęła, więc z uwagą słuchał dalej. “Ano nie lubie go! Jest chudy i… chudy… i nie fajny… ale zgrywa fajnego, ale nie jest ani odrobinę tak fajny jak fajny był Ranveer. Nadążasz Staruszku?” Gad nadążał, ale dziewczę nie czekało na jego odpowiedź.
“Najpierw nasrał jakimiś gówno stworkami na samym początku tej gówno walki, a teraz kiedy zesrało się na potęgę zaczyna się bawić w gówno Herkulesa. I że niby to mi ma zaimponować? Dupa! Gówno, dupa, cycki! Ta cała walka jest o kant zasranej dupy! Tyle ci powiem. KANT ZASRANEJ STAREJ, bez obrazy, DUPY!
Tu potrzeba wojownika… prawdziwego wojownika przez duże W! Z dużym mieczem, dużą siłą, dużym ciałem! A nie taką bladą, wątłą, trzcinowatą klaczyną. Tfu! Mówię ci… nigdy go nie polubię! Ach… szkoda, że nie poznałeś Ranveera. Znalazłbyś z nim wspólny temat…”
~ Wiesz jak my smoki nazywamy takich prawdziwych wojowników przez duże W i z dużym mieczem? Shish kebaby ~ odpowiedział Starzec starym żarcikiem, który przypomniał sobie po namyśle i podrapał się po podgardlu. ~ Poza tym nie jestem pewien, czy znalazłbym wspólny temat z Ranveerem moja droga. Ludzcy przywódcy i generałowie uwielbiają taktykę, strategię i bawienie się pionkami na mapie. A to coś dla słabych istot, które potrzebują wszelkiego wsparcia… jak i te śmieszne szermiercze sztuczki. My smoki jesteśmy ponad takie… duperelki. Jesteśmy silne mocą, zionięciem i magią. Nie potrzebujemy ich… a ja sam uważam traktaty o sztuce wojennej za wyjątkowo nudną lekturę.
“”Ranveer nie był słaby!”” krzyknęły razem Deewani i Kamalasundari, na chwilę pałając okropną nienawiścią do czerwonołuskiego.
Tawaif po chwili spokorniała i zaciskając popękane dłonie w piąstki, zwiesiła głowę nad czymś rozmyślając. Szalona maska postanowiła się oswobodzić, przejawiając nagle dziwną siłą. Miała wsparcie… od kogoś jeszcze. Ktoś się z nią zgadzał. Jeszcze jedna maska. Umrao? Nie… ona była zbyt rozluźniona, a poza tym na tyle leniwa by nawet nie pokazywać się w postaci. Nimfetka? Ta za bardzo się bała.
Ciszy trzepot skrzydełek rozległ się w oddali, wyraźnie dokądś zmierzając.
Runda druga w walce o wpływy, właśnie się rozpoczęła.
~ Z pewnością był silnym i potężnym człowiekiem, ale nie był smokiem. Jak ja, czy ty. ~ Ferragus nie zamierzał poddać się tak łatwo. ~ A my smoki powinnyśmy spoglądać w przód, a nie w tył. Jeśli Jarvis przeżyje i wygra tę walkę, to będzie wystarczająco skuteczny. Bo ostatecznie najważniejszy jest rezultat. A nie metoda do niego prowadząca.
“Nie obchodzi mnie Jarvis! Niech umrze! Zdechnie niczym pies! Jest słaby! Jest słaby i ciągnie nas na dno! Przez niego stajemy się słabą smoczycą!” Chłopczyca dopadła stworzycielki i zaczęła ją okładać. “Ty jesteś słaba! Rozumiesz?! Bez ciebie byłoby o wiele lepiej!”
To były ostre słowa jak na ulubienicę Starca. Może nawet aż nazbyt ostre. Tak… gniew i gorycz, ta jadowita nienawiść, oraz mdląca pogarda do wszystkich i wszystkiego… ta zawiść i frustracja. Niczym ogień, który parzył.
Udipti. Kiedy to sobie uzmysłowił, szelest motylich skrzydeł umilkł, za to cichy szloch potoczył się w głębi duszy. Kamala trzymała się za głowę, przyjmując każdy cios. Zdawało się, że nie docierały do niej słowa emanacji, a płacz ów wywołany był bezsilnością wywołaną... potwornym głodem.
Smocze szpony delikatnie pochwyciły małą dzikuskę i oderwały ją od ofiary unosząc w górę ku pyskowi Ferragusa. Jaszczur spojrzał na chłopczycę i rzekł stanowczo.
~ Nieprawda. Stała się silniejsza… mocniejsza. Ja to czuję. Czuję jak ta dusza się hartuje. Jednakże takie ataki, moja droga Deewani, ją osłabiają. Nie rób tego nigdy więcej. Jeśli chcesz nabrać smoczej mocy.
“Grrr!!!”
Łobuzica dyndała w powietrzu, lekko się obracając. Odgrażała się piąstką, ale wyraźnie nie wiedziała co powiedzieć. Nadal jednak upierała się przy swoim, choć może… nie tak agresywnie jakby tego chciała jej mroczna siostra.
“Naprawdę… jesteś czasem zupełnie do niczego Staruszku” burknęła, niby nic, po czym zwęziła oczka jak gniewna kobra. Smok przez chwile miał wrażenie, jakby widział błękitny odblask w jej tęczówkach, po czym dziewczyna wybuchła dziecinnym śmiechem i odparła “Ahahaha! Ale i tak jesteś zabawny! Mój prawdziwy, mądrzalski chowaniec!”
~ Pewnie, że jestem mądry. A Jarvis jest dla narzędziem, dla ciebie i mnie. Możesz go nie lubić i możesz nim gardzić, ale póki spełnia swoje zadanie jest nam użyteczny. A potem… jak wszystkie zużyte narzędzia będzie go można wyrzucić ~ odparł z szerokim uśmiechem Ferragus. ~ A poza tym inne maski go lubią, więc przynajmniej mają zajęcie i nam nie przeszkadzają.
“Wyrzucić?” Dla Odwagi było to słowo klucz. “Ale naprawdę będę mogła to zrrrobić?” Uradowana nową możliwością zamachała wszystkimi kończynami, głośno się śmiejąc. “TAK! TAK! Zrobię to! Zrobie… kiedy nie będzie już potrzebny! Postaw mnie już! Potargasz mi ubranie!”
~ Nie interesuje mnie los zużytych narzędzi, więc wtedy ci nie zabronię ~ stwierdził łaskawie smok doznając nagłego olśnienia w kilku w sprawach, w tym jednej niepokojącej. Niemniej wiedział też, że inne maski mogą stanąć przeciwko życzeniu Deewani, ale przecież nie obiecał jej w tym pomagać, jedynie nie przeszkadzać jej, prawda? Smok uśmiechnął się dumny ze swojego talentu do intryg.
Laboni patrzyła na niego z politowaniem a jej bujne piersi drżały z tłumionego prychnięcia śmiechem.

- Moja pukawka ma swój zasięg, ale granatu nie mogę do niej wpakować, a muszę podrzucić go jak najszybciej, by nie stracić okazji. Pozbawiłem go bowiem odporności na ciosy… i teraz granat będzie bardziej skuteczny - wyjaśnił Jarvis, podczas gdy elfi łucznicy już rozpoczęli ostrzał potwora, wraz z Sharimą… z różnymi skutkami.
Rogacz zaś zionął ogniem wykorzystując swoją magię… i używając owego zionięcia z dewastującym skutkiem na zbliżającym się ku nim roju. Faelsenor powrócił do półelfiej postaci pytając cicho.
- Mamy jakiś plan?
Na razie nie padła na to pytanie żadna odpowiedź. Olbrzymi żywiołak ziemi ruszył ku daemonowi, który szybko i bezlitośnie rozprawiał się z jego mniejszym krewniakiem, ignorując liczne rany jakie zadała drużyna awanturników.
Tymczasem Tharivol zmienił taktykę za pomocą magii zmiękczając grunt i sprawiając, że odnóża derghodaemona zapadły się w niego pod własnym ciężarem.
- Och… co tyyy… - Chaaya na chwilę obejrzała się na diablika, chcąc mu przywalić za kombinatorstwo. Powstrzymała się jednak i wyciągnęła coś z sakiewki. - Jamun… proszę cie tylko uważaj i wracaj do mnie szybko…. proszę - szepnęła zmartwiona podając ukochanemu dwie maluśkie fioleczki z antytoksyną.
Jarvis czule uśmiechnął się do kochanki i ruszył w kierunku bestii, obecnie zmagającej się olbrzymim żywiołakiem ziemi, po wcześniejszym ubiciu jego mniejszej kopii, następnie cisnął granatem w kierunku bestii, a ten eksplodował w olbrzymim wybuchu. Potwór przywołał kolejny rój pająków… niemniej nie mógł uczynić nic więcej zajęty ścieraniem się z kamiennym przeciwnikiem. Ten fakt wykorzystywała Sharima strzelając z kolejnych pistoletów, jak i elfia łucznika posyłając strzałę za strzałą. Faelsenor sięgnął po procę… broń może i wyglądającą mizernie, ale pociski do niej niewątpliwie były magiczne, a Tharivol dokończył pułapkę kolejnym czarem, utwardzając grunt w ten sposób więżąc odnóża krabodaemona.
- Faelsenorze trzeba rozproszyć ściany wiatru, które postawiliśmy! - zakrzyknął.

“Nie zesraj się” fuknęła Deewani siedząca potulnie w nogach babki, która pełniła rolę strażniczej gorgony. “Sam stworzyłeś, to sam zniszcz. Co to? Słudzy przyjdą i za ciebie posprzątają?! Niedoczek…”

Dholianka puściła Axamandera, po czym zapląsała jak młoda nimfa, śpiewnie coś recytując. Nie tylko Starzec potrafił rozwiewać czary i choć kobieta nie była potężna tak jak antyczny smok, to powinna sobie poradzić z tymi tanimi sztuczkami jakimi posługiwali się druidzi.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 02-12-2019, 09:51   #276
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Magia poddała się tańcowi tawaif, wichry wibrowały i wirowały wraz z jej pląsami, aż łącząca je magia uległa rozproszeniu. Drugą ścianą wiatru zajął się sam Faelsenor i łucznicy mogli zacząć ostrzeliwać uwięzionego stwora. Cel były unieruchomiony, elfi łucznicy doświadczeni. Nic więc dziwnego, że już pierwsza salwa uczyniła z krabodaemona gigantyczną poduszeczkę na igły. Do tego Jarvis podrzucił kolejny granat raniąc bestię, co ją tylko dodatkowo rozsierdziło, ale niewiele mogła zrobić tocząc bój z olbrzymim żywiołakiem ziemi, którego pięści dotkliwie obijały mu facjatę. Wydawał z siebie wściekłe piski bezradności, bo choć mógłby pozbawić potwora rozumu, to nic by to mu nie dało. Nawet tępe stworzenia rozumieją pojęcie lojalności wobec swoich i wrogości wobec obcych, a młócka pięściami nie wymaga wszak geniuszu. Diablę używało ognistego oddechu, by ogniem wykańczać wrogi im rój. Przywołany elf zwany przez czarownika Azatą korzystał z łuku. Wojownik z falchionem, także dysponował małym refleksyjnym łukiem, ale… strzelał kiepsko i nie trafił ani razu. Sam elfi druid spuścił kolejną błyskawicę zupełnie nieskutecznie. Sztuczka przywoływacza tymczasowo pozbawiła stwora odporności na ciosy, ale nie na czary i magiczny piorun odbił się niegroźnie od daemona. Niemniej masowy łomot spełnił swoje zadanie. Potwór chwiałby się już od ran, gdyby nie to, że uwięzione w skale odnóża nie pozwalały mu się poruszyć na boki.

Pozbawiona łuku bardka, postanowiła zagrzewać towarzyszy do boju, śpiewając w swoim języku wyjątkowo wpadającą w ucho pieśń, dzięki której strzelcy mogli zsynchronizować swoje ruchy i stać się bardziej efektywni.
Jarvis cofnął się strzelając z pistoletu i przedłużając swój niszczycielski efekt. Strzały wbijały się jedna po drugiej. Daemon stracił już dwoje oczu… choć jeszcze parę mu zostało. Potężne pięści żywiołaka uderzały z siłą kafarów. A choć ciało elementala było mocno już nadkruszone to, musiał się mierzyć jedynie ze szczypcami wrogami. Strzała za strzałą wbijała się w potwora… a śpiewająca bardka przyglądając się temu bojowi, przypomniała sobie widok z rodzinnych stron. Z ogrodu, gdy patrzyła jak czarny skorpion podszedł za blisko gniazda piaskowych mrówek. Też został tak otoczony i choć walcząc zaciekle rozerwał kilkanaście z nich to ostatecznie uległ przygnieciony przewagą liczebną. Unieruchomiony i rozczłonkowany.
Takoż i ten stwór padł w końcu martwy. A kolejne… nie wychodziły już z biblioteki.

“Co się zobaczy… to się już nie odzobaczy…” westchnęła ponuro Deewani zdruzgotana zaistniałą walką. “Starcze… czy nie mógłbyś… wykasować nam tych wspomnień? Chyba nie udźwignę ciężaru tak żałosnego spotkania…”
“Ty to taka sroga w gębie tylko jesteś… a jak tylko kapeć zdejmę to od razu chować łeb w ramionach” skwitowała kwaśno babka. “Miałaś wiele okazji, by się popisać sztuką wojenną… Szkoda tylko, że wychowałam cię na kurwę a nie na wojownika.”
Maska zadrżała z wściekłości, bo kto jak kto, ale ta stara lampucera powinna w końcu już sczeznąć, bo ludzie tyle nie żyją! Słówkiem jednak nie pisnęła, bo wizja złotego kapcia, odbijającego się płaskim obcasem na jej czole, była zbyt bliska realizacji.
“Czy to koniec? Czy tooo konieeec? Jahahahak doooobrzeeee!!!” Nimfetka wybuchła płaczem ulgi i szczęścia, w końcu czując się na tyle bezpiecznie, by opuścić gardę.
Kamalasundari milczała pogrążona w myślach. Głód nie ustępował. Był niczym ból głowy nasilający się od światła lub zapachów. Kobieta dobrze wiedziała skąd on pochodził i postanowiła przyjąć tę karę z pełną świadomością.
Ferragus też wiedział i uśmiechał się szeroko z sadystyczną wręcz radością. Starzec był zadowolony nie tyle z samego cierpienia tancerki, co jego powodu. Dlatego też łaskawie zwrócił się do Deewani.
~ Nie można oczekiwać po zdziczałych elfach dostarczenia nam dobrej rozrywki. To mięczaki. Mimo to, było całkiem… zabawnie. Następnym razem poszukamy sobie wroga godnego mojego wkładu w bój.
“Wcale nie było” burknęła chłopczyca, zadowolona z obietnicy, więc nie drążyła dalej tematu.

- Czy ktoś potrzebuje leczenia? - Dholianka odezwała się na głos, mając siłę na jeszcze jeden czar leczenia.
Podobną ofertę szybko złożył i druid, tak więc oboje zabrali się za leczenie. Fealsenor młodzieńca z falchionem, a kurtyzana białowłosą elfkę.
- Nie wydaje wam się, że kogoś brakuje? - zapytała nagle Sharima pociągając łyka z piersiówki i podając ją diablęciu, który się zakrztusił uświadamiając sobie kto znikł. Ano… “sponsor” wraz z jego ochroną. I tratwą na której przypłynęli.
- A obyś się udławił rogata fajtłapo - mruknęła pod nosem poirytowana Chaaya, przewracając teatralnie oczami. Laboni miała rację, że faceci nie potrafili zaplanować nawet najprostszej rzeczy.
- Lucynka była w odwodzie. Teraz jej nie ma, więc pewnie za tratwą popłynęła. Wróci jak się zatrzymają na noc - odparł łagodnym tonem druid. - Znajdziemy ich.
- Nie mają przewodnika, więc pewnie wkrótce się zgubią. Kto jest za tym, by dać im posmakować samotnej nocy na bagnach? - spytał Axamander unosząc rękę w górę.
- Jak dla mnie, możemy ich tak nawet zostawić. Ich zniknięcie nie zaważy na losie naszej cywilizacji - stwierdziła bardka, unosząc rękę w górę.
~ Za to ułatwi podkradnięcie księgi ~ usłużnie zasugerował Ferragus, chcąc wynagrodzić Deewani jej zawód.
- Jestem za… niech posmakują uroków nocy na bagnach i zagrożeń z nią związanych - dodała Sharima. Jarvis i druid również unieśli dłonie w górę nie dodając nic więcej, bo i po co.

~ Jak się czujesz? ~ Tancerka spojrzała w kierunku ukochanego.
~ Dobrze. Zużyłem nieco zasobów, które ciężko będzie uzupełnić, ale ty żyjesz i jesteś cała i zdrowa. I ja żyję… więc jestem zadowolony. No i cały ~ odpał magik uśmiechając się, podczas gdy diablę z Fealsenorem zabrali się za dowodzenie najemnymi pomocnikami Graksusa, którzy zabrali się za usuwanie szybko rozkładających się zwłok daemonów. Elfy zaczęły zbierać się do odejścia, a ich przywódca podszedł do Sharimy, przywoływacza i Chaai i skłonił się mówiąc.
- Dziękuję za pomoc w imieniu mojego ludu. Bez niej mogłoby to się zakończyć bardziej krwawo.
Kurtyzana odruchowo skinęła głową, przykładając prawą dłoń do serca. Nie mając zaplecza w postaci półelfa, który służył jako łącznik, ograniczyła się jedynie do gestów rezygnując z mowy.
~ Myślisz, że wyjdzie coś jeszcze z tej ściany czy… mogę się oddalić? ~ spytała telepatycznie narzeczonego.
~ Myślę, że tej nocy już nic nie wyjdzie z tej ściany. I przez następne kilka nocy też ~ odparł jej mężczyzna, podczas gdy elf kontynuował.
- Mój lud potrafi być wdzięczny za pomoc. I dowody tej wdzięczności pojawią się rano. A teraz musimy was pożegnać.
Tancerka skłoniła się ponownie i rzekła cicho - Pokój z tobą szanowny Tharivolu z rodu Yrinjakis, gałęzi Ilmarinena, oraz z całym twoim ludem. - Po czym sama oddaliła się do diablika, by klepnąć go w ramię.
- Oddalam się, nie szukaj mnie, nie ma mnie, nie stać cię na moje usługi… - odparła zawadiacko przyglądając się polu walki jak i samemu rozmówcy. - Masz mi oddać tą miksturę - dodała złośliwie puszczając do niego oko. Cóż… Axamander lepiej by wyszedł na układzie z diabłem niż z psotliwą złotoskórą.
- Eeem… mogę zwymiotować - odparł diablik i westchnął ciężko. - Dobra dobra. Odkupię ci ten eliksir. Choć może nie powinienem… bo będziesz miała powód, żeby do mnie częściej przychodzić.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, uznając taki argument za zabawny. Nie miała jednak ochoty na dyskusję, więc tylko machnęła rączką i ruszyła w kierunku lasu.
Jarvis nie powstrzymywał jej, sam udając się w kierunku biblioteki, z nabitym pistoletem w dłoni, choć trzymanym luźno. Dzielna pyraustra podfrunęła do tawaif po walce, by znów pilnować zdobycznych ksiąg… skoro zagrożenie już minęło.
~ Uważaj na siebie Kamalo ~ pożegnał ją ukochany, zaś Ferragus zaczął podchody pod Umrao.
~ To musi być frustrujące, gdy ciało nie może skorzystać z przyjemności obcowania z innym.
Niestety jeno echo i parsknięcie babki mu odpowiedziało.
~ A ty pilnuj rogacza, by mnie nie podejrzał w kąpieli ~ odparła Chaaya, zarzucając przynętę na ulubioną rybkę.

Tancerka szła i szła i szła, przedzierając się przez gąszcz tutejszej dżungli. Po ciemaku wpadła nogą w błoto i podrapała udo o cierniokrzew. W końcu nie wytrzymała i wypiła miksturę widzenia w ciemności, dzięki czemu uniknęła wpadnięcia do dołu po powalonym drzewie. Kiedy odeszła dwa kwadranse od obozu, rozejrzała się za dogodnym miejscem do kąpieli. Nie ufając tutejszej wodzie, ograniczyła się do umycia w karafce, którą trzymała (jak zresztą niemal wszystko) w swojej torbie. Rozzłoszczony Gula nadal katował ją burczącym brzuchem, mającym swój ośrodek w jej głowie. Tawaif nie walczyła z tym, poddając się posępnemu smętkowi człowieka niedożywionego i zmęczonego swoim życiem.
- Wiem, że powinnam wiedzieć lepiej… - odezwała się cicho, kiedy podczas wyciągania skrzynki z karafką wyczuła zsunięty materiał okrywający potworną księgę. - No ale co się stało to się nie odstanie, więc przestań tak dramatyzować… rozumiem jakbyś mógł z głodu umrzeć, ale nie możesz, więc weź się z garść, bądź cholernym mężczyzną i przestań się mścić.
Podczas tej tyrady rozebrała się do naga i stojąc na zerwanych, mięsistych liściach, zaczęła się obmywać.
- Doprawdy… już zapomniałam jak ty lubisz narzekać, normalnie jak cię nagra to jesteś gorszy od baby podczas przekwitania.
Daemon nie odpowiedział, bo i nie miał jak, zresztą nawet jeśli by chciał i miał czym, to i tak by się nie odezwał, bo to by znaczyło, że w tym co mówi bardka jest ziarenko prawdy, które trzeba zatuszować.
A ON… nie będzie nic tuszować, bo Sundari się myliła! Cały ten głód nie miał nic wspólnego z tym o czym powiedziała. To była czysta ZŁOŚLIWOŚĆ! Ot co!
~ Jak wróci do swojego ochronnego pudełka, to mu złość przejdzie ~ zasugerował uczynnie smok będąc pewien jednego - Chaai przejdzie migrena. Ołowiana skrzyneczka spełniała swoją rolę w izolowaniu owej księgi, co oczywiście było zgodne z planem czerwonego smoka. Nawet jeśli wydedukował to Miedziany Zarozumialec.
- Oj Staruszku… nie zrozum mnie źle… lubię twoje towarzystwo, ale bywasz czasem… nieco stetryciały - odparła tancerka, polewając się zimną wodą. - Tom jest humorzasty, ale można z nim ostro pobalować. Jest w porządku… kiedy nie b u r c z y… - syknęła gniewnie w kierunku torby. - Zresztą nie mogę go jeszcze zamknąć… no i… trochę to przykre, że go tak traktuję, ale Jarvis… jest zazdrosny nie o tego o którego powinien być…
~ Ja jestem innego zdania. Cenne księgi winno się chować w skarbcu. Kto wie czy już ktoś nie planuje go ukraść ~ imputował z fałszywą troską smok.
- Od razu cenne… - Prychnęła w odpowiedzi tawaif, pochylając się by umyć głowę. - Zwykli śmiertelnicy nie są zagrożeniem, wszyscy skończą jako aperitif dla tego marudy… To przed Ranveerem ukrywaliśmy księgę, w sumie nie do końca rozumiem dlaczego… pytałam go o to, ale on sam nie wiedział i był mocno zdziwiony… No ale… Ranveera już nie ma, więc nie ma czym się przejmować.
Chaaya opuściła na chwile ręce, wpatrując się w palce swoich stóp. Dziwnie się czuła przyznając się na głos. Zaraz jednak wróciła do namydlania włosów.
~ La Rasquelle pełne jest niezwykłych śmiertelników i nie tylko. A wydobycie imienia księgi to kwestia tylko odpowiedniego mocnego wieszczenia. ~ Starzec czuł się dziwnie metalicznie przesyłając tą myśl… jakby stał się agentem Miedzianego. Okropne to było uczucie.
Dholianka zachichotała psotliwie.
- Za dużo się martwisz. Zdobycie jego imienia nie jest takie proste jak ci się wydaje, ale jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej… to jutro go schowam do skrzynki… i tak… już prawie… - Już prawie nie krwawiła, a więc nie musiała ukrywać haniebnych dowodów na swoje człowieczeństwo. Szkoda tylko, że słowa nie chciały jej przejść przez gardło. - Jutro rano… dobrze? - spytała biorąc karafkę by się dokładnie opłukać.
~ Mogłabyś się zdziwić, gdybyś dowiedziała się co potrafią wyczyniać potężne wyrocznie ~ odparł “złowieszczo” Ferragus, by nadać nieco “umpf” swojej wypowiedzi. Po czym łaskawie dodał. ~ Jutro rano.
Kamala dokończyła kąpiel i w milczeniu odczekała, aż jej skóra przeschła na tyle, by mogła się ubrać. Gula nadal się znęcał “umierając” z głodu, lecz Sundari była na to niemal w całości uodporniona.

Kiedy się wreszcie ubrała, spakowała i spaliła “dowody zbrodni”. Westchnęła cicho z rozczarowaniem, bo miała nadzieję, że skusiła ukochanego na chwilę uciechy. Ten jednak się nie zjawił.
- To wracamy… szczerze mówiąc, to trochę mnie bolą ramiona. To przyśpieszenie ruchów nie jest zbyt… opłacalne na dłuższą metę.
~ Wracamy ~ odparł smok.

Nim doszła do obozu, napotkała swojego ukochanego. Ten na nią czekał. Przyłożył palec do swoich ust, po czym do jej i pochwycił za dłoń.
~ Coś znalazłem ~ rzekł telepatycznie podkradając się z bardką do wejścia biblioteki.
~ Tylko mi nie mów, że są kolejne potwory do ubicia… ~ stwierdziła z przekąsem, troszkę, troszenieńkę zaciekawiona.
~ Nie powiem ~ odparł przywoływacz, gdy przekradali się tuż obok towarzyszy podróży. Na szczęście oni nadal byli zajęci nadzorowaniem porządkowania pobowiska.

Oboje weszli do środka i tu Jarvis pociągnął kochankę w głąb ciemnej już biblioteki. Rozświetlał jej mroki od niechcenia przywoływanymi światłami, gdy już nie było powodu się ukrywać.
Dotarli na miejsce. Tam gdzie było widać ślady wybuchu i szczątki liny I odłamki granatu wbite w kamienie. Były też duże szczeliny w murze, których wcześniej nie było.
Magik rzucił kolejne światło i rzekł. - Widzisz… tam dalej jest pustka. Kolejne pomieszczenie, zamurowane. Tajna komnata… może nawet korytarz.
- W...widzę. Wypiłam miksturę widzenia w ciemności - wyjaśniła tancerka, wytężając wzrok, by przyjrzeć się miejscu. - ...zabiłabym się w lesie, więc dlatego - usprawiedliła się szybko, co by nie wzbudzić jakiś podejrzeń. - Zaglądamy tam? - spytała z ekscytacją.
- Powinniśmy co prawda powiadomić Axamandera, ale… możemy to zrobić jutro rano - odparł z uśmiechem mężczyzna. - O ile nie jesteś za bardzo zmęczona, to tak… możemy tam zajrzeć teraz.
Dholianka wskazała palcem na resztki pułapki. Rozpierała ją duma, gdy na nie patrzyła. Jak widać… awanturnicze życie nie musiało być takie do końca rozczarowujące.
- No co ty… nie zasnę spokojnie póki się nie dowiem co tam jest. Musssimy tam zajrzeć. Proszę.
- Dobrze… to wejdź do tamtej sali - polecił czarownik, a gdy to uczyniła on sam wszedł do przeciwnej i przywołał pomocnika w postaci nosorożca. Zwierz zaszarżował na ścianę...

[media]https://i.imgur.com/bB9a57R.jpg[/media]

…mijając przy tym oboje awanturników, uderzając z impetem w mur. Ściana nie miała szans, będąc zbudowana niezbyt solidnie i zapewne pospiesznie.
- Oooo…
Kamala zaklaskała bezgłośnie w dłonie obserwując sypiące się kamienie, uznając całe to przedstawienie za wyjątkowo spektakularne? Bardziej spektakularne, niż przebyła… walka?
Następnie chwyciła się framugi, świdrując wzrokiem dziurę, jakby oczekiwała czegoś… może zaskakującego? Jak rzeka żywych, złotych monet, albo rój malutkich wróżek jeżdżących na konikach polnych?
Niestety nic takiego ów tajny korytarz nie krył, choć na jego ścianach były widoczne glify w kształcie smoków, wykonane ze srebrzystych nici metalu - prawdopodobnie platyny. Na końcu krótkiego korytarza był mały pokoik z dwoma szafami, rozpiętą na ścianie i mocno zniszczoną przez czas mapę, oprócz tego był niewielki stojak z bronią… na nim trzy samopowtarzalne ręczne kusze z czego jedna była wyjątkowo ozdobna, być może magiczna. Była też tam czarna zbroja skórzana ozdobiona niebieskim kamieniami, najwyraźniej przeznaczona na kobietę. Oprócz tego były skrzyneczki z różnymi fiolkami. Jedne zabezpieczone woskowymi pieczątkami z glifem żabki i ogonem skorpiona.
Były też księgi, kilkanaście tomów ułożonych jeden na drugim, na starym rzeźbionym biurku.

No… takie skarby to Sundari (a w zasadzie jej srocze maski) lubiła. Zafascynowana wkroczyła do komnaty, chłonąc piękne dla oka widoki. Drogie kusze! Wspaniała zbroja! KSIĄŻKI! I jakieś miksturki.
Warto było przemęczyć się na nudnej bitwie, oj było warto…
- Szkoda… że nie ma strzał - odparła cicho bardka, wybudzając tym Laboni.

“Ty tak na poważnie dziewucho? Ciągle ci mało?” Zadrżała w gniewie babka, potrząsając bujnym biustem. “Na bogów! Jaką nienażartą i chciwą pociechę wychowałam! Moja krew! Moje nauki! Wszystko to jak daal o ścianę!”
Kismis ziewnęła przeciągle, jak zwykle zaspana i rozleniwiona.
“Przymknij się babo, bo spać nie można…”
“I LENIWA! MASZ CI LOS!”

Jarvis podążył za kochanką wodząc spojrzeniem po ścianach i mapie.
- Wygląda jak jakaś tajna kryjówka agentów… dobra. Te glify na ścianach korytarza, to Bahamut - platynowy smok. Najwyższy bóg smoków - wtrącił cicho.
~ Tylko metalicznych… potężniejsza jest jego pięciogłowa małżonka, smoczyca Tiamat ~ burknął Ferragus.
- Cichajcie oboje… psujecie mi chwilę napawania się skarbem - skarciła towarzyszy bardka, przesuwając palcami po srebrzystych rycinach w ścianie. - Och… gdzie ja te wszystkie skarbeń…
Tawaif zamarła, gdy coś do niej dotarło. MAPA!
Na mapie może być leże Axaumandryx, które Nvery chciał splądrować! Dziewczyna doskoczyła do ściany, w panice szukając swoich gogli, by przyjrzeć się rysunkowi. Ów skarb był niestety niekompletny, a w niektórych miejscach dodatkowo nieczytelny. Mapa wisiała na zawilgoconej ścianie, więc uległa poważnym uszkodzeniom. Niemniej tancerce udało się znaleźć owo leże… o ile tym była siedziba “zielonej władczyni”. To jednak był dopiero początek kłopotów. Kartografika przedstawiała wielkie miasto elfów, rozciągające się kilometrami we wszystkie strony. La Rasquelle nim nie było. Po mieście pozostały bagna pochłaniające ruiny, wiele budynków przebudowano, inne zostały zburzone przez czas i siły natury. Należało więc wpierw znaleźć charakterstyczne punkty odniesienie w samym La Rasquelle, a potem z ich pomocą mozolnie tropić te bliższe smoczemu gniazdu, aż wreszcie samo leże.

- Mapa jest moja. - Złotoskóra szepnęła pełna entuzjazmu, wyciągając kunai, by delikatnie odpiąć szkic od ściany. - I książki też! - dodała szybko, nie wiedząc co schować pierwsze. Wolała jednak od razu zaznaczyć co jej się należało w udziale i ewentualnie, zacząć bronić SWOICH rzeczy.
Jarvis który właśnie przeglądał pierwszą z wierzchu rzekł do kochanki.
- Ta wygląda na jakąś księgę obrachunkową. Po jednej stronie są liczby, po drugiej krótkie linijki tekstu.
Kobieta trzasnęła mu okładką po palcach.
- Moooje… - syknęła groźnie, zagarniając tomiki pod siebie jak kwoka zbierająca pisklęta do snu.
- Twoje twoje… a skoro zagarniamy, co chcemy… to… - Jarvis wykorzystując, że tancerka ręce ma zajęte chwycił ją za pośladki mrucząc. - Moje. - Przyciągnął ją do siebie, obejmując w pasie. - Cała moja.
Chaaya wizgnęła cichutko, stawiając niejaki opór. Nie mogła uwierzyć, że czarownik tak szybko zrezygnował z książek. KSIĄŻEK!
Kiedy jednak zorientowała się, że jej potomstwo jest bezpieczne… zaraz… co?
- Jamun… nie teraz. Muszę schować moje rzeczy. Zbroje i kuszę zabieramy. Przynamniej tą jedną, co wygląda na magiczną. A… i mikstury też i wszystko co znajdziemy w komodzie. Axamander powinien się cieszyć, że znalazłam to pomieszczenia. - Jasne, że ona… - Dzięki temu nie będzie mi musiał ekstra płacić.
Dłonie mężczyzny przesunęły się powoli na dziewczęce uda, głaszcząc je po wewnętrznej stronie. Usta zaczepnie muskały ucho, gdy szeptał do niego czule i zarazem żartobliwie.
- Najpierw powiedz, żeś moja.
Kurtyzana tupnęła nóżką, na ten straszny los jaki ją spotkał!
- Jamuuun… - odparła groźnie, ale już się tyłeczkiem wpasowywała w objęcia, kokosząc się jak zadowolona perliczka. - A jak nie powiem? - spytała butnie.
- To nie puszczę… - mruczał mężczyzna mocniej dociskając kochankę do siebie i dłońmi prowokująco wodząc po jej intymnym obszarze ciała. Ustami raz pieścił, to ucho, to szyję… czasem całując, czasem liżąc, czasem kąsając jej skórę.
- Lubię cię mieć w swoich ramionach - szeptał czule.
Kamala poczuła ciepły dreszczyk podniecenia. Wtuliła się czule policzkiem w tors magika, przymykając oczy.
Ach… nie miała go trzy dni i dwie noce… dwie i pół w zasadzie. Rozłąka prawdziwie bolesna, gdyby nie tymczasowa nienawiśc do świata.
- W takim razie nie powiem - oznajmiła cicho, czerpiąc ogromną przyjemność z tej drobnej bliskości. Chłonęła ją całym umysłem i ciałem, tak by jak najdłużej zachować ją w pamięci.
- Jesteś pewna… wiesz jak uparty jestem - zagroził jej czarownik rozszerzając zakres “tortur”. Lewa dłoń powędrowała do piersi tancerk i masując ją przez ubranie. Jarvis dotykał jej śmiało lecz leniwymi ruchami i nie przekraczał palcami bariery ubrania. Pocałunki na jej skórze były czułe, tak samo jak i dotyk. Sundari miała wrażenie, że w tej zabawie nie chodzi o dobranie się do jej ciała, a przyjemność płynącą z dotykania jej i sprawianie jej przyjemności.

“Tak, tak… to bardzo frustrujące…” ozwała się z nagła rozanielona Umrao, jakby odpowiadała komuś na jakieś stwierdzenie. Tylko… że nikt się nie odzywał, chyba… nie no… na pewno. A może?
Nie… maski milczały jak zaklęte, Laboni pochrapywała, a sama bardka z własnej woli nie odzywała się w ogóle.
~ Pamiętam taką elfią orgię… daaawno temu oglądaną ~ wtrącił, ni z gruszki, ni z pietruszki Starzec. Też do nikogo nie kierując swoich słów.

- Okrutnik z ciebie panie przywoływaczu… bawisz się mną jak swoimi przyzwańcami… ale zniosę to, bo cię kocham - szepnęła Dholianka, rumieniąc się jak dorodna piwonia. - I… przepraszam cię Jarvisie. Z całego serca cię przepraszam.
- Ja ciebie też Kamalo, bardzo kocham… - mruczał Jarvis wpijając się pocałunkami w jej szyję niczym wąpierz, bo przecież tak stoicki nie był, jakby się zdawało. Ocierając się pośladkami tawaif z satysfakcją rejestrowała zmysłami ową wypukłość… rosnącą i twardą. Dowód jego żądzy wobec niej.
- Nie masz za co przepraszać… to ja tu ci z rozmysłem przeszkadzam - dodał cicho.
- Ja nie za to… - zaczęła się tłumaczyć, ale zabrakło jej odwagi by dalej kontynuować drażliwy temat. - Ja taka nie jestem… a może jestem, ale… nie chce być. Dla ciebie.
- Nie martw się… tym, lepiej wyrwij się z moich objęć zanim… zapragnę czegoś nieprzyzwoitego - zamruczał jej kochanek, kciukiem muskając klamrę od jej paska. - Powinnyśmy skończyć inwentaryzację… a te fiolki zapieczętowane skorpionią żabą to trucizny. Elfy tak oznaczają jady. Oznaczały.
- Już pragniesz - stwierdziła Sundari z rozbawieniem, kręcąc pupą po wypukłości męskich spodni. - Ach… jak ja to wszystko zapakuję… książki może się zmieszczą, ale zbroja? Kusza? - Westchnęła w zrezygnowaniu, ale zaraz się spięła. - Nie poddam się! Są moje. Nikomu ich nie oddam.
- Domyślam się… i cóż poradzić… tęskniłem - odparł rozbawiony czarownik. - I nie zrezygnuję z mojego żądania.
Tawaif przygryzła usta, wiercąc się pod dotykiem. Nie mogła… jeszcze dziś nie mogła. Może rano, gdy sprawdzi jaki jest jej stan, ale nie teraz.

“Bogowie czemuś musiałam urodzić się kobietą” zakwiliła sprośna emanacja, cierpiąc prawdziwe, piekielne katusze.

- ...jsm… twoja - mruknęła pod nosem, poddając się haniebnie w tym starciu ośloupartych tytanów.
Jutro rano… na pewno jutro go zdobędzie!
- A ja twój. - Cmoknięcie w policzek i słowa miały osłodzić Chaai tą “przegraną”. Ręce kochanka wypuściły ją ze swoich objęć, acz z oporami.

Dholianka zabrała się do szabrowania i upychania skarbów. Ledwo zmieściła się z księgami, zbroją i kuszą… a tu trzeba było schować mapę, trucizny, bełty… i kolejne dwie kusze.
Dlaczego nie łuki?! Kusze są mało majestatyczne! Wiejskie takie! I wielkie! Nieporęczne!
- Grrr… Znaj łaskę pana, Axa… dostaniesz odemnie te ścierwa w prezencie - burknęła ze złością, nie mogąc zdzierżyć myśli, że będzie musiała się z kimś dzielić.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 03-12-2019 o 12:22.
sunellica jest offline  
Stary 02-12-2019, 19:55   #277
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya zasnęła z głową na poduszce w postaci pojemnej torby. Sen nadszedł szybko i maski zazwyczaj ściśnięte pięścią podświadomości w końcu mogły się rozejść jak stado niesfornych owieczek. Deewani pobiegła do ulubionych wspomnień z tańczącym generałem. Jej potrzeby, były dla Starca łatwe do przewidzenia, nie musiał nawet ubiegać się do podstępnych sztuczek, jakimi była ich więź.
Nimfetka wtuliła się do śpiącego tygrysa w ogrodzie, a Ada zasiadła do książek w Wielkiej Bibliotece Dholstanu, Umrao oddaliła się na przechadzkę, tak samo jak Jodha czy Seesha. Kismis była na tyle leniwa, że spała tam gdzie leżała. Wszystko wracało do dawnego porządku… gdyby nie głód oczywiście.

Gula nie chciał ustąpić i wciąż gnębił umysł tawaif, nadając jej snom wygłodniałego charakteru. Nie targały nią żadne koszmary, a raczej niepohamowana uczta coraz to różniejszych i dziwaczniejszych potraw. Nawet Jarvis skończył jako posiłek i on… Ferragus i całe miasto La Rasquelle z budynkami, kanałami i chmurami włącznie.
Głód nie ustępował, choć pomysły na jego zaspokojenie płynęły porywistą rzeką, niemal do samego rana… O świcie nastała ciemność i spokój.

Czarownik, choć równie zmęczony co jego kochanka, miał większy problem z zaśnięciem. Ostatecznie poddał się zmęczeniu, wsłuchany w spokojny oddech bardki.
Nie do końca pamiętał co robił przed… przed swoim przywołaniem. Nagle poczuł jak głos jego Pana wydziera mu duszę z piersi i siłą wciąga w wir magii. Zobaczył siebie, śpiącego w świecącym jasno kręgu magicznym, obok zwiniętej w kłębek Kamali. Nie mógł nie odpowiedzieć na rozkaz.
Następnie widział jedynie rozmazane obrazy świateł na tle różnokolorowej ciemności. Chyba… leciał? A może ciągnięty był za fraki, ciężko było ocenić. W końcu jasny wybuch energii, „wypluł” go po drugiej stronie kręgu przywołania.

Widok jaki zastał po odzyskaniu wzroku zaparł mu dech w piersi, bowiem nigdy nie widział, ani nawet nie słyszał, by istniało lub dało się stworzyć tak wspaniałe królestwo.

[media]https://i.pinimg.com/564x/d2/15/dc/d215dcec5deb625ce79213eaf359747b.jpg[/media]

Miał szczęście, że załapał się na ostatnie promienie zachodzącego słońca, które oświetlały przepięknie zbudowane budynki. Nie… nie zbudowane. Wszystkie mury, zwieńczenia, wieżyczki, mosty i ścieżki wykute były w litej skale. Kamień był starannie wypolerowany i gładki, a jednak nie dało się odróżnić gdzie kończyła się góra, a gdzie zaczynały fundamenty. Miało się wrażenie, jakby sama Matka Natura przeobraziła górskie szczyty w prawdziwe, cywilizacyjne dzieło sztuki.
Jak dobrze, że Jarvis miał skrzydła i mógł podziwiać widoki w całej swojej okazałości. Zaraz… jakie skrzydła?

- OOOIII! Bubbles?! Co do humanoidalnego chuja?! Mówiłeś, że jest tylko jedna księga do naszego przywołania! - Jakiś, męski głos rozległ się koło ucha czarownika, uświadamiając go, że nie był sam w tym… w tym czymś w czym aktualnie był.
- Julien… uspokój swoją nadymaną kolakę! - odparł drugi głos, nieco bardziej stonowany i jakby może odrobinę poirytowany. - Były tylko DWIE księgi… jedną którą mamy my i drug…
- Dobra, dobra chłopaki! - Trzeci mężczyzna dołączył do dyskusji, wyraźnie do czegoś zmierzając. - Pierdoli mnie ile jest ksiąg, ja nawet nie potrafię policzyć do dwóch czy czterech, czy cholera o jakiej liczbie teraz pieprzycie! Jesteśmy tu… nie wiadomo do ludzkiej kurwy gdzie… czas na WPIERDOL! Zaraz… kto nas przywołał. Gdzie ta zasrana ściera?
- Ricky! - Ten którego nazywano Bubbles, huknął na towarzysza, by przywołać go do porządku. - Opanuj te nadmuchane hormonami kurze cycki! Nie będziemy nikomu wpierdala… ej Ricky… RICKY!!! Na wszystkich bogów…

Magik poczuł, że się obraca i rozgląda po murach miasta. Szukał wzrokiem przywoływacza, który go tu ściągnął. Miał niejaki problem z odnalezieniem go w tłumie jaki kłębił się na, pod, przed i za murem. Najwyraźniej tu, gdzie teraz był, toczyła się aktualnie wojna. W końcu dostrzegł postać, która wpatrywała się wprost w jego oczy. Był to tęgi, niski i bardzo stary człowiek, mag o krwiście czerwonych szatach i śnieżnobiałych włosach i brodzie.
„Nie jesteś…”
- OCZYWIŚCIE, ŻE NIE JESTEM TY KRASNOLUDZKA LEBIEGO!!! - Ryknął głos zwany Julienem. Jarvis „wyczuwał” wzrokiem trzy energie, kłębiące się koło niego. Ten który zawarł głos miał nieprzyjemny odcień jakby… zła.
„…ja…”
- Na gacie znajomej ciotki kendera łotrzyka Eliasza! Erudyta nam się trafił! - wypalił Ricky o delikatnej barwie dobroci. - Powiesz wreszcie komu mam wpierdolić, czy sam mam wybrać?!
„Drowy… tam… za wami.” Staruszek wyciągnął palec, wskazując coś za plecami Jarvisa.
- Na wszystkie słodkie nimfy tego świata, mógłbyś być trochę milszy Ricky, on nas w końcu przywołał… - mruknął zmęczony Bubbles, podczas gdy „ciało” obróciło w kierunku pola walki. Głośno załopotały skrzydła, twrzoąc przed obserwującym mężczyzną potężne tornado porywające setki czarnoskórych elfów o krwistoczerwonych oczach.
Skrzydła ponownie załopotały i „ciało” obróciło się w kierunku miasta.
- Ricky… - zaczął zaniepokojony Bubbles, a wywołany mu odpowiedział - to nie, psia samica, ja!
- Julien! - zapiał przestraszony kompan, ale było już za późno. Dziesiątki krasnoludów padło nieruchomych na ziemię, wywołując popłoch w szeregach.
„Co ty wyprawi…” Przywoływacz w czerwonych szatach, złapał się za głowę.
- MOŻESZ MI WYSIADYWAĆ JAJA! - Huknęła mroczna energia. - NIE MYŚL SOBIE, ŻE BĘDĘ CI SŁUŻYĆ, BO TY NIE UMIESZ PRECYZYJNIE PRZYWOŁYWAĆ!!!

- No tak... tego się spodziewałem - odparł melancholijnie Jarvis i tego się obawiał. Stwora, którego można wezwać, ale już kontrolować to niekoniecznie.
- Co do wszystkich fenic tego świat… Jarvis? Ej, Bubbles zobacz kogo tu mamy! - Ricky “rozpromienił” się radośnie, otulając maga jasną mgiełką. - Co tu robisz w naszym ciel… KURWAAAAA TO BOLAŁO TY ZAWSZONA DŁUGOUCHA CICHODAJKO! - Rozwścieczony ptak eksplodował czystą energią świetlną, topiąc wszystko dookoła siebie.
- Ricky… Ricky to tylko strzała do cholery, nie musisz palić połowy okolicy. - Energia o neutralnym zabarwieniu podleciała bliżej ducha na gapę. Wydawało się jakby mu się przyglądała.
- Wiecie chłopcy… coś czuję, że dobre, pierwsze wrażenie właśnie zostało puszczone z ciekiem rzeki…
- A CO JEŚLI TO DROWY POTRZEBUJĄ NASZEJ POMOCY? - Julien nie za bardzo zwracał uwagę na pozostałych i już zabrał się za wysysanie życia z kolejnych krasnali. - GRUBE SKĄPIRADŁA! CO W Z TYM ZŁOTEM ROBICIE?!
- Zostawcie na Otchłań krasnali w spokoju! - wrzasnął wściekle Jarvis i potarł czoło. - Przyzwano was tu, by pomóc brodaczom. Po takim występie możecie już tutaj nie dostać drugiej szansy.
- ACH TAK?! - Huknęła mroczna energia, powalając kolejne szeregi niskich istot. - JA SIE TU NIE PCHAŁEEEM!!! - Wydzierał się do czarodzieja, który skrzyknął kolegów, by wytworzyć ochronną barierę.
“Ja bardzo… przeprasz… proszę… ratujcie nas.”
- Julieeen… zobacz co zrobiłeś. On się zaraz popłacze… - Bubbles starł się z drugą duszą, tworząc mały wirek. Ricky dalej szalał przywołując potężne tornada, które nie tylko rozrywały ziemię, ale i siały niebotyczne straty wśród mrocznych elfów.
- JA WAM DAM DO MNIE STRZELAAAĆ CHUDODUPCE! JULIEN! POMÓŻ MI!
- NIE BĘDĘ CI POMAGAĆ! - Kłócił się uparciuch, który najgłośniej sprzeciwiał się paktu z Jarvisem.
- I dziwicie się, że was nikt nie lubi. - Westchnął magik niewiele mogąc uczynić w tej sytuacji. Przydałby się tu arcykapłan, albo arcymag, nie przywoływacz. Jedyne co mógł zrobić to przyzwać kilka żywiołaków wody, by pomogły opanować pożary po krasnoludzkiej stronie.

- AŁA!!! OBERWAŁEM! - Elementalista coraz mocniej odczuwał kolejne ciosy rozsierdzonego przeciwnika. - JULIEN TY SPRÓCHNIAŁA SMOCZA LANCO! WEŹ MI POMÓŻ!
- Jak ty mnie nazw… jak on mnie nazwał?! - Zasyczał ciemny byt i dawaj rzucił się na kompana, powodując kolejną eksplozję dookoła.
Bubbles przyglądał się wodnym potworkom, gaszącym pożary i krasnoludy.
- Ładnie… - odparł z podziwem, całkowicie ignorując pozostałą dwójkę, która obracała pole walki w totalną perzynę. Wydawało się, że drowy nie mają szans. Jeśli nie porywało ich tornado, to roztapiali się jak świeca, lub wybuchali trafieni ognistymi pociskami. - A co ty tu właściwie robisz, co?
- Przypuszczam, że to efekt uboczny paktu. To wszak nie jest czar zwykłego przyzwania potwora. Bliżej temu do bramy… albo modlitwy o planarnego sojusznika. Jest pewna mentalna więź między nami, która ma ułatwiać dogadywanie, albo kontrolę nad wami, co byście tak nie brykali. Z tego co widzę, lepiej się nauczyć takiego wpływu - wyjaśnił spokojnie przywoływacz przedstawiając swoje teorie. Trochę mu było żal tych krasnoludów… trochę przypominali mu inny… okrutny widok jaki miał okazję widzieć.
- Nie przejmuj się tak… ci którzy nie zamienili się w krwawą kałużę nadal żyją, po prostu wyssaliśmy ich energię. Odeśpią kaca i będą jak nowi. - Neutralny duch, wirował dookoła Jarvisa jakby się mu przyglądał ze wszystkich stron.
- Przepraszam za moich przyjaciół… wiem, że potrafią wyjść na prawdziwe sraki jastrzębia, ale nie mają złych intencji… po prostu są trochę głupsi.
- PIERDOL SIE BUBBLES!! - odkrzyknęli tamci i… wszystko zgasło. To znaczy, w sumie to świat dziwnie się zatrzymał i ucichł.
Magik zobaczył jak bezładnie spada w dół, a jego dusza zaczyna się rozmywać jakby traciła połączenie z ciałem. Jakby… umierała.

“Trzeba będzie uważać z tymi… “ Czarownik zastanawiał czy powinien się bać. Czy warto się bać nieuniknionego. Instynkt samozachowawczy domagał się działań, ale co mógł Jarvis zrobić w tej chwili, poza skupieniem wszystkich myśli w jednym punkcie, całe swoje jestestwo ścisnąć do kuli w dłoni. Przypomnieć sobie deszczową noc wśród ruin, uderzenie kociej łapy.
- “Skup się na zadaniu, zamiast na lękach” - sarkastyczno-ironicznych słowach wypowiedzianych przez koci pyszczek.

Następne co zobaczył to niesamowicie jasną kulkę, maluśką jak orzech, ale powiększającą się z każdą chwilą. Jej światło raziło w oczy, paliło i piekło. Było niczym słońce, które rosło i rosło i rosło i…
Boooom!
Eksplozja wyrwała pół stoku przemieniając go w strumień lawy.
- WRÓCIŁEM PLUSKWYYY!!! - zawołał Ricky do szczątkowej armii długouchych, która uciekała w popłochu do licznych jaskiń.
- NIE TAK PRĘDKO ŚCIERWA!!! MYŚLICIE, ŻE MOŻECIE MNIE ZABIĆ I SOBIE UCIEC??!!
Ogniste tornada wbijały się w skały, zatapiając przejścia do podziemi.
Obserwator zaśmiał się wesoło i zwrócił się do czarownika.
- Widzisz? Wygraliśmy…
- NO JASNE ŻE TAK! ZAWSZE WYGRYWAMY! - krzyknął uradowany niszczyciel wszystkiego co żywe, lub martwe.
“Błagam… przestańcie już rujnować naszą ziemię…” głosik starego maga, zwrócił się błagalnie do pomyłki jaką niechcący przywołał. “Bardzo wam dziękuję… ale idźcie już.”
- Nie. Przegraliście. Nie wykonaliście poprawnie zadania - odparł sceptycznie przywoływacz wzruszając ramionami. - Zawiedliście.
- SŁONIĄ TRĄBĘ SIĘ ZNASZ! - Ryknął Ricky dotknięty do żywego, bowiem bił tego, kogo mu wskazano. A trzeba przyznać, że był w tym E P I C K I.
Bubbles również był nieco zdołowany, już nawet nie strofował kumpla, tylko lewitował nieruchomo.
- Sam zawiodłeś ludzka bylino… i ten krasnal ogrodowy też! - Julien podleciał do towarzyszy. - Nie martwcie się chłopcy. Słabi śmiertelnicy nigdy się nie poznają na naszej zajebistości.-

Sowia istota rozpostarła skrzydła i spojrzała wysoko w niebo pozwalając cienkim nitkom magii do wciągnięcia się do innego wymiaru. Tym razem Jarvis nie czuł “ręki pana” a siarczystego kopniaka w zadek, który wypchnął go z powrotem do śpiącego ciała obok tawaif.
Mężczyzna otworzył oczy i głośno westchnął, uśmiechając się pod nosem. “Słabi śmiertelnicy”... ale przecież to oni przywoływali ową ognistą sowę do swoich wymiarów, lub nie robili tego z premedycją, tak jak zamierzał to czynić czarownik. W końcu co komu po takiej EPICKIEJ porażce jaką miał okazję zobaczyć w swoim “śnie”. Odwrócił się na bok, ku kochance, objął ją zaborczo ramieniem i zasnął.


W życiu, każdy ma jakąś tajemnicę, jakąś niechlubną część historii, którą chciały zachować tylko dla siebie. Sekret, głęboko ukryty na dnie serca.
Jak już wspomniano… każdy coś ma, coś tylko swojego, drobny szczegół, który na zawsze kształtuje jego dalsze losy. Ferragus nie był wyjątkiem i on także spętany był łańcuchem powierzonej samemu sobie tajemnicy, której nigdy, ale to przenigdy nikomu nie wyjawi, nie wspominając o tym, że gdyby mógł to nie wyjawiłby jej nawet przed samym sobą. Do wyjątków nie należały także Kamalasundari i Chaaya, oraz wszystkie maski Chaai, każda trzymając ukryty okruch o prawdzie o sobie samej.


Niektórzy byli tak dobrzy w ukrywaniu prawdy, w życiu w ciągłym kłamstwie i niedopowiedzeniu, że z czasem zapominali jak odróżnić jedno od drugiego. Gubili cząstkę siebie, taką drobną, wątłą ścieżkę prowadzącą do nich samych. Niektórzy, tak jak Kamala, na zawsze pozostaną przysypani naniesionym, przez lata doświadczeń, piaskiem. Staną się bezosobową powłoką rozsypaną na setki, drobnych odłamków.

Wazon zapomni swego kształtu i przestanie trzymać w sobie piękne kwiaty.

Cechą wspólną wszystkich istot z sekretem jest samotność, jednakże kto tylko to sobie uświadomił, zaczynał tracić na indywidualnej, samotnie wędrującej, jednostce i stawał się statkiem pływającym wśród dryfujących szalup. Zyskiwał także specjalną zdolność rozpoznawania tych, którzy żyli w „oświeceniu” lub nie. Starzec pojął to dopiero teraz, kiedy opętał bardkę. Opętał jedno ciało, ale w którym mieszkała setka dusz - dusz takich jak jego własna. Zranione, wędrujące w pogoni za marzeniami, samotne i pokutujące. Z sekretem…
Było tu tak żywo, głośno, kolorowo, a jednocześnie cicho, pusto i ciemno, trochę tak jak w jego własnym sercu.

Sekret prowadził do samotności… ale w kwestii tawaif samotność była także młotem i kowadłem. Wraz z nadejściem samotności, wraz ze strachem i opuszczeniem, w dziewczynie rodził się nowy świat. Roślina wydawała nowy pąk, choć każda łodyga uginała się od ciężaru kwiatów. Kwiaty miały podtrzymywać życie w krzaczku, który rodził je z własnej krwi, z ran jakie pozostały po zetknięciu się z rzeczywistością.
Jedni budowali wokół siebie mury, chowali głowę w piasek, pili by zapomnieć, niszczyli by przestać czuć, a jeszcze inni rozdzierali się na kawałki i chowali we wspomnieniach, przysypując sekrety kłamstwem.

Deewani, która nie mogła znieść uziemienia w domu, stłamszenia charakteru i uwięzienia w sztywnych ramach tradycji. Która chciała stać się kimś, kim sama zechce. Ot… chciała poczuć przygodę życia.

Nimfetka, która pragnęła jak najdłużej pozostać dzieckiem, poznać świat i poznać samą siebie. Pozostać beztroska i czysta, wolna od znoju, smutku i szarości. Cieszyć się, tak po prostu, że żyje.

Samotność… smok wyczuwał wokół siebie jej słodki, duszący zapach. Skoro samotność była tak blisko, oznaczało, że było przy niej nowe życie. Jaki sekret ono skrywało? Kim było? Czego pragnęło? Jak powstało? Czy Chaaya tworzyła w panice nową maskę, czy może jakiś zewnętrzny czynnik wywołał wspomnienie w już istniejącej emanacji?
A może jego nos się mylił? Gula ciągle zalewał głodem śpiący umysł. Gdzie nie spojrzeć, tam ciekła żółć nienasycenia. Może ta samotność… należała do księgi?

Poruszając się na granicy snu i jaźni, gad dotarł do miejsca w którym jeszcze nie był. Komnata, zresztą jak wszystkie inne w Pawim Tarasie, skąpana była w słońcu i złocie z tym wyjątkiem, że ściany, sufit i podłoga, składały się z kryształowych płyt luster. Sala była kwadratowa, nie posiadała ani drzwi, ani okien, ani mebli, a jednak palił w niej blask zachodzącego słońca. Co więcej, w pomieszczeniu stała jedna osoba. Była to piękna, naga, młoda kobieta, o szerokich biodrach, jędrnych i idealnie okrągłych pośladkach, dość wąskiej talii, szczupłych ramionach i ciężkich, wspaniale zarysowanych czekoladowym sutkiem, piersiach. Włosy miała długie, kasztanowe, o lekkim zabarwieniu czerwonej henny. Spływały jej po plecach kaskadą, łagodnie falujących pukli o skręconych końcówkach. Drobne krople potu perliły się na aksamitnie gładkiej, opalonej na złoty odcień prażonego orzecha skórze.

Na wszystkich bogów!
Czy to…
Czy on znalazł się… sam na sam z… z Umrao?!!

To nie tak, że Ferragus bał się Umrao, czy bał się kogokolwiek! Problem był jednak w tym, że maska rozpusty nie bez przyczyny uznawana była za nieco… szaloną, zresztą nie trzeba było posiadać opinii eksperta, by zauważyć, że emanacja ma jakiś problem.
Przebywanie z nią sam na sam mogło odnieść odwrotne skutki jakie planował uzyskać Starzec. Jego plan lepiej by się spisał gdyby miał łatwą drogę do ucie… taktycznego odwrotu, lub przynajmniej mieć świadków zdarzenia, co by uchronić się przed jakimś przekleństwem czy innym… niebezpiecze…ństwem.

Dziewczyna zdawała się nie dostrzegać intruza, zapatrzona smutnym spojrzeniem w nieskończoną ilość własnych odbić. A więc… to nie była Umrao, a jedynie wspomnienie.
Jeśli nawet smok odczuwał ulgę, to jej nie “odczuwał”. Bo on niczego nie bał się. Był silny był potężny, był antyczny! Niemniej nieco się uspokoił.


Sześć dni i pięć nocy. Tyle była uwięziona w tym potwornym pokoju.
Sześć dni i pięć nocy. O chlebie, wodzie i owocach.
Sześć dni i pięć nocy. Załatwiania się do nocnika i obmywania wilgotnym muślinem.
Sześć dni i pięć nocy. Obserwowana bez przerwy przez matrony jej rodu. Władczynie Pawiego Tarasu.
Sześć dni i pięć nocy. Tyle trwała jej ostateczna próba, na której rozstrzygną się dalsze jej losy.

Próbowała już wszystkiego. Medytacji. Modlitwy. Masturbacji. Wszelkiego rodzaju transów. Skutków wyspania, oraz skrajnego niedospania. Próbowała na czczo i z pełnym brzuchem. Próbowała… N A P R A W D Ę(!) próbowała. Miała trzydzieści cztery pory suche, prawie pięć! Od siedmiu była już kobietą i uczennicą tawaif. Szkolona była na tancerkę. Już dawno zdała egzaminy na poetkę i śpiewaczkę, a teraz… stała tu i… i nie potrafiła zatańczyć.

„Weź się w garść…” pomyślała gniewnie, ściskając dłonie w pięści. „Weź się w garść i nie panikuj! Jutro rano twój czas się skończy. Zostało ci dwanaście godzin. Walcz. Walcz. Walcz…”
Jej ciało ruszyło do niemego tańca w nieskończonych przestworzach sali. Każde dotknięcie stopą lustrzanego podłoża, powodowało hipnotyczne kręgi, podobne tym jaki robiły się na tafli wody. Chaaya wraz ze wszystkimi odbiciami, wirowała w ekstatycznym pląsie, zdesperowanej i przerażonej kobiety. Żadna z panien nie uśmiechnęła się ani razu, żadna nie spojrzała zalotnie, filuternie, zawadiacko… wszystkie ginęły i rozmazywały się w zmarszczkach kręgów.

- KURWA MAĆ! - przeklęła bardka zatrzymując się w pół kroku. Złapała się za głowę odgarniając włosy do tyłu i spojrzała w lustrzany sufit. Jej piersi unosiły się w szybkim, urywanym oddechu nasyconym złością i paniką.
Jak Laboni to robiła? Bez klimatu, bez nastroju, bez muzyki… jak?

„Przypomnij sobie… pomyśl… na pewno wiesz. Na pewno pamiętasz.”

Kurtyzana zastygła wpatrzona w odbicie własnych oczu. Dziewczyna taka jak ona, stała u góry, zapatrzona w nią na dole. Czas zwolnił, a wręcz niebezpiecznie się zatrzymał. Oddech ustał. Blask słońca ustąpił księżycowi. Skąpane srebrzystym blaskiem ciało, poruszyło się płynnie niczym majestatyczny ptak.

Starzec nie odrywał wzroku od tańczącej sylwetki. Był oszołomiony, tym, że odczuwał… dumę. Sarknął gniewnie puszczając paszczą ogniki. Owszem często bywał dumny, ale zawsze z siebie. A nie z kogoś innego. Ech… za długo tkwił w tym ciele. Zaczynał przesiąkać słabościami ludzi.

Kamalasundari nie była w posiadaniu niczego czym mogła nazwać „swoją” własnością. Owszem była piękna, była sławna, bogata, młoda, oczytana, zdrowa, silna, utalentowana i wiodła szczęśliwe, spokojne, ustatkowane życie. Nigdy nie zaznała głodu, ni choroby. Nigdy nikt jej nie sponiewierał, zgwałcił, okradł czy zranił. Miała rodzinę, przyjaciół, wielbicieli, kochanków, służbę, ale to wszystko… to wszystko, to nie było to - jej własność, coś specjalnego, tylko, tylko jej.
Piękno wystawione było na widok publiczny. Sława dzielona była na uczennicę i nauczycielkę, na córkę, matkę i babkę. Młodość przeżywał każdy. Oczytane zdobyli wszyscy jej klienci. Zdrowie można było kupić w świątyni. Talent nigdy nie był jeden na jedną osobę na świecie. Szczęście spijało nieszczęśliwe otoczenie, lgnęło do niego jak robaki łaknące słodyczy. Rodzinę miał każdy kto się kiedykolwiek urodził. Przyjaciół można było zdobyć na każdym etapie życia. Tak samo było z wielbicielami, kochankami, służbą!

Do cholery! Musiała oddać dzieciństwo, musiała oddać dziewictwo, musiała oddać wszystkie marzenia. WOLNOŚĆ! CAŁE ŻYCIE!
A teraz… miałaby oddać taniec?
Przecież… przecież nic jej wtedy nie pozostanie. Jeśli nie zda testu i nie zostanie nazwana tancerką, to…

”Gdy poznasz ile dla ciebie znaczy taniec i kiedy zapłacisz za niego równowartą cenę. Zostaniesz nią…
i kto wie, może nawet przewyższysz mnie, swoją mentorkę?

Taniec…
Taniec dla niej był wszystkim. Był powietrzem. Miłością. Jedzeniem. Snem. Marzeniem. Życiem. Śmiercią. Pragnieniem. Ekstazą. Szczęściem. Radością.
Kiedy tańczyła, kiedy czuła ziemię pod stopami i wiatr we włosach, kiedy słyszała śpiew dzwonków na kostkach - była sobą, była wolna.

”Ich nie obchodzi co czujesz kochanie. Mężczyźni widzą w tobie tylko tawaif - ich słodki trunek, który pozwoli im zapomnieć jak smutne i żałosne wiodą życie.”

„Myślisz, że w życiu wszystko przychodzi łatwo? Że pomyślisz i puf to masz?! NIE! Wszystko ma swoją cenę! Dopiero gdy zapłacisz, będziesz mogła powiedzieć, że coś ci się należało.”

Chaaya wyskoczyła w powietrze, lądując na palcach jednej nogi i obracając się na zgiętym kolanie, zatoczyła koło wyprostowaną po ukosie nogą. Falujące ręce układały dłonie w skomplikowane gesty, prowokując i wyzywając odbicia do podjęcia walki. Była jak płomień liżący knot świecy. Raz świeciła jasno, by po chwili zgasnąć do iskry. Drżała z tęsknoty, później z uniesienia. Była szczęśliwa i pogrążona w żałobie. Z odwagą stawała do walki, by z płochością skryć się w cieniu.. Umierała z głodu, nasycała pragnienie. Płacz mieszał się ze śmiechem.

I kiedy smok nie sądził, że cokolwiek może przebić tak wspaniały pokaz. Taniec… rozbłysł w oczach i wystąpił na twarzy, a dziewczyna obracając się do różnych odbić w ścianach prezentowała coraz to nowy wizerunek. Proszę bardzo! Kogo chcesz zobaczyć? Ona ci pokaże!

Uszczęśliwiona dziewczyna na widok kochanka?
Żaden problem!

Stęskniona żona?
Nic prostszego.

Pierwszy orgazm dziewicy.
Pikuś.

Przerażona nimfa? Bezbronna dziewczynka. Dzika tygrysica. Majestatyczna orlica. Posępna wdowa. Knująca gorgona. Jadowita meduza. Amazonka. Wojowniczka. Podstępna łotrzyczka. Kogo, kogo chcesz zobaczyć?! Jaką emocję poczuć?! Wszystko ci pokaże. Wszystko ci odda! Całą siebie, całe ciało, całą duszę, wszystkie sny i marzenia, zdrowie, życie. WSZYSTKO! Wszystko… tylko, błagam bogowie, pozwólcie jej tańczyć!!!

Wschodnia ściana rozerwała się na pół i otworzyła się na zewnątrz jak zapraszające ramiona. Chaaya odwróciła się przez ramię powoli opuszczając ręce i rozluźniając mięśnie. Nabrała tchu, zmęczona karkołomnym wirem, który trwał od co najmniej godziny lub dwóch.
Dostrzegła rozłożone na złotych leżankach matrony.
Poetkę.
Dwie śpiewaczki.
Laboni. Tancerkę.
Na widok jej delikatnego i dumnego uśmiechu, bardka wiedziała, że osiągnęła swój cel.

Tylko dlaczego nic teraz nie czuła? Ani radości? Ani ulgi? Nawet zmęczenia?

Smok odprowadził wzrokiem powoli oddalającą się pustą powłokę tawaif. Kobieta musiała oddać całe swoje serce, by nią zostać. Jej walka i poświęcenie były godne podziwu, ale czy warte tak zawyżonej ceny?
Ferragus wiedział jakby postąpił na jej miejscu. Wyrwałby to co do niego należało. Jeśli pragnął by tańca, to tańczyłby na trupach swoich sióstr, matki, babek… całego tego haremu, czerwony od ich krwi.
Uznanie? Ha… nie potrzeba uznania, gdy budzi się strach! Nie liczy się poklask jeśli nie jest wymuszony uległością. No… ale on był strasznym smokiem, a Kamala w każdym ze swoich wcieleń była delikatnym kwiatuszkiem. Nawet w tych najbardziej bojowych.

“Ładnie to myszkować w nie swoich jajkach?” spytała słodko Umrao, przytulając się biustem do łapy drakona. Musiała się podkraść, kiedy zapatrzony był we wspomnienie, no bo przecież nie wpadłby w jakąś tam pułapkę czy coś, prawda?
~ Chodzę gdzie chcę, podglądam czego zapragnę, biorę co uznam za swoje. Jestem czerwonym smokiem. ~ Prychnął ogniem z pyska, przyglądając się o ocierające się o niego ciało uwodzicielki.
~ I nie ograniczają mnie słabości ciała ~ dodał ironicznie.
“Aleeeż oczywiśśśście…” stwierdziła z przekąsem maska, nie wierząc mu w ani jedno słowo. “Uważaj gdzie wściubiasz swój ryjek, bo możesz nas obudzić” poradziła kokieteryjnym tonem, zamierzając się oddalić.
~ A co jeśli jutro też ciało nie będzie gotowe? Wytrzymasz jeszcze jeden dzień, na wspomnieniach? A może chcesz zrobić nowe? Takie których nigdy byś nie zaznała? ~ zapytał cicho Ferragus. ~ Tak oczkami wodzicie za tymi elfami, ale póki jest przy was Jarvis… wiesz dobrze, że na wodzeniu się skończy.
“Wspomnienia mnie nie interesują” odparła pogardliwie naguska, odrzucając pukiel włosów za ramię. “Nie dziś… to jutro… nie jutro… to pojutrze swój cel osiągnę.”
~ Dla mnie to będzie wariacja wspomnienia. Dla ciebie… przygoda. Deewani nie opowiadała jak to jest? ~ odparł z lisim uśmiechem smok wpatrując się w nagi zadek tancerki. Przybliżył paszczę ku niemu i smyrnął rozwidlonym językiem po pośladku. ~ Jakbyś naprawdę tam była i przeżywała. Żadne blade odbicia wydarzeń, które już się stały.
Emanacja przez chwilę się zastanowiła, po czym spytała.
“Jako biorca czy dawca?”
~ Ujmę to tak. Zabiorę cię do jednego z moich wspomnień. Jest to elfia orgia ku czci Lotharil… ichniej bogini miłości. Jednej z czterech, bo elfy lubią wszystko dzielić na czworo. Ta jest najmroczniejsza, ale niech cię to nie zraża. W każdym razie dużo elfów figlujących w dowolnych kombinacjach. Samce i samce. Dominujący i zdominowani… hurtowo i pojedynczo. Jedynie wstydu nie powinnaś mieć, bo nie ma się gdzie skryć z partnerem czy partnerką. Do wyboru do koloru ~ wspominał smok. ~ Kupa zabawy, dla kogoś kto lubi takie rzeczy.
“W takim razie… czemu mnie tam zapraszasz?” odparła dziewczyna, a Starzec poczuł nieprzyjemne uczucie, że… chyba źle maskę ocenił. Umrao nie była w żaden sposób zainteresowana propozycją. W zasadzie to przestała jej słuchać po pierwszym zdaniu.
~ Ponieważ… jesteś częścią Kamali i takie wspomnienie będzie emanowało przyjemnością na cały umysł. Złagodzi mentalne wrzaski Guli… ~ Była to prawda, częściowa, ale jednak. Smok prychnął z irytacją ogniem.
~ No i elfy. Nie chcesz poznać jak się bawiły?
“Nie, nie chcę. Nigdy nie chciałam i nigdy nie będę chcieć. Dlaczego wpadłeś na tak durny pomysł? Idź z tym do Ady… ona lubi te wszystkie kulturalne różnice, albo Jodha… Seesha. Nie ja.” Emanacja nawinęła kosmyk na palec i chwilę przyglądała się rozmówcy. Ziewnęła przeciągle, resztkami sił opierając się znużeniu ciała. Nawet ona musiała zasnąć, by Sundari w pełni wypoczęła.
~ O co chodzi z tym dawcą i biorcą? To dominujący samiec i uległa samica? ~ spytał z irytacją smok zupełnie nie rozumiejąc tych wszystkich bab. I bądź tu dla nich miły (oczywiście z ukrytym złowieszczym motywem).
Tancerka parsknęła z niedowierzaniem otwierając szerzej oczy.
“T-ty chyba żartujesz… prawda? Czy ty… kiedykolwiek ‘to robiłeś?”
~ Oczywiście że robiłem! ~ zaperzył się Ferragus strosząc łuski. ~ Ki… Wiele razy. Po SMOCZEMU! My nie bawimy się w te całe wygibasy, tylko robimy swoje, po to by ona mogła złożyć jaja. To wy dwunogi wszystko komplikujecie.
“Czyli jesteś niewprawiony…” Panna odetchnęła z ulgą. “Biorca i dawca jak sama nazwa wskazuje określa rodzaj przyjemności jakiej doznajesz. Biorca - odbiera przyjemność, dawca… ją daje.”
Tu przyjrzała się jaszczurce, chcąc sprawdzić czy ta rozumie co się do niej mówi, a że ciężko było ocenić to z westchnieniem tłumaczyła dalej.
“No więc spytałam się, bo orgazm biorcy i dawcy się różni nie tylko w częstotliwości doznawania ale i jego specyfiki i rodzaju. Dzięki tej informacji mogłabym określić ile razy doszedłeś w tym wspomnieniu. Niestety… byłeś tam w roli widza, prawda? Sam się przyznałeś. Idź z tym do którejś z moich sióstr.”
~ Tak. Byłem w roli widza waszego parzenia. Wiele wiele razy ~ syknął smok przybliżając pysk do dziewczyny. ~ A ty nie możesz sobie wybrać, co bardziej ci pasuje? Dawca czy biorca? Bo… w takim razie smoki są naturalnymi biorcami. Do tego dążą.
“Stacze… Teraz już wiem, dlaczego tak łatwo dogadujesz się z Deewani.”
Umrao wyglądała na pokonaną i załamaną, choć patrząc na to z boku to ona była tu zwycięzcą.
“Biorca - ten co daje się posuwać. Dawca - ten co posuwa. Czy teraz rozumiesz?”
~ Acha… no bo… elfki miały… te czary… i wiesz… elfy w rozpuście, zwłaszcza te od Wyuzdanej Pajęczycy. Nie miały granic, a magia pozwala na wiele ~ zaczął się plątać czerwonołuski. Chaaya wzięła jego pysk w dłonie i zajrzała mu w oczy.
“Doceniam twoje starania. Niemniej nie interesuje mnie oglądanie, a przeżywanie. Wiele, wiele, wiele dzikich razy. Pogódź się z tym, że nie masz mi tego do zaoferowania.”
Pogłaskała go pocieszająco po nosie i się uśmiechnęła.
~ Przecież ci mówię, że to byłoby przeżywanie ~ burknął smok. ~ Dosłownie przeżywanie wszystkiego. A nie widoki jak tutaj.
“NIE JARA MNIE OGLĄDANIE JAK INNI SIĘ PIERDOLĄĄĄĄ!!!” krzyknęła Umrao łapiąc się za włosy, w podobny sposób jak robiła to Deewani.
“Nie zaliczyłeś ani jednej elfki! Twoimi kochankami były tylko smoczyce! Sam.to.kurwa.przed.chwilą.powiedziałeś! Ile razy mam ci powtarzać, NIE. CHCĘ. PATRZEEEEĆ!”
~ A kto mówi o patrzeniu. Mogłabyś dołączyć do zabawy. Tak jak Deewani kradnąca i uciekająca przed strażą we wspomnieniach z ludzkiego miasta. Bo to jest moje wspomnienie i moja wyobraźnia i mogę ci tam nadać ciało i wolność… całkowitą wolność działania ~ westchnął ciężko smok i będąc osobnikiem mało cierpliwym, spróbował ją capnąć paszczą. ~ Zróbmy tak. Wskoczysz i zobaczysz sama. Nie spodoba ci się… to uciekniesz równie szybko jak weszłaś.
Ferragus bowiem słabo znosił porażki.
Przerażona maska rozwiała swoją powłokę, wracając do stworzycielki. Smok słyszał jak dyszy ze strachu, zanim nie uspokoiła się na tyle, by odpowiedzieć.
“Nigdy… nigdy nie proponuj tego żadnej z nas. Dość wycierpiałyśmy w niewoli.”
~ Wasza strata ~ syknął gniewnie smok. ~ Skoro boicie się sięgnąć po owoc, to ja za was nie będę zrywał.
Po czym wściekły niczym osa i płonący całym ciałem ruszył ku jaskini swojej samotności, by zwinąć się kłębek i obrócić w śpiącego gada, mając na jakiś czas dość humorów masek.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 06-12-2019, 18:37   #278
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Coś jej przeszkadzało. Coś usilnie próbowało wyrwać ją ze stanu błogich snów. Coś… ciepłego, wilgotnego, miękkiego. To na policzku, to na szyi, to na obojczyku. Jak motyl delikatne. Jak mucha upierdliwe. Jak… Jarvis uparte. Grrr… jeszcze pięć minutek. Tylko tyle Chaaya potrzebowała by się wyspać. Ale nie… coś ją musiało ciągle tykać.
- Mwrrr - zawarczała panna gdy poczuła jak ostatnie nici ospałości, odczepiają się od jej ciała.
Otworzyła jedno oko i rozejrzała się po namiocie.
Coś co było uparte jak Jarvis, nim się okazało. Łajdak obudził się jako pierwszy i zamiast pogonić kogoś lub samemu zrobić śniadanie, zabrał się za czułości. Łajdak i leń. Acz… rozkoszny.
Pyrausta spała obok na księgach. A oni tkwili ciągle w tym samym miejscu, na bagnach.
- Dzień dobryyy? Chyba… - ozwała się rozkojarzona, po omacku szukając do pogłaskania głowy kochanka.
- Dlaczego zawsze gdy się nudzisz, musisz mi przeszkadzać w moim słodkim lenistwie? - spytała bez cienia wyrzutu.
- Bo tak uroczo się lenisz - mruczał jej wybranek, ustami muskając jej ciało powyżej obojczyków. - No i elfy zostawiły podarek.
Bardka poczochrała magika po głowie, po czym przytuliła jego twarz do swoich piersi.
- Na prawdę? - Zapałała ciekawością, przebierając pod kocem nogami.
- Całą dłubankę - odparł mag pozwalając dziewczynie na tę czułość. Niestety nie trwała ona długo. Mężczyzna sam musiał zrozumieć… elfy… prezent… niespodzianka, no nie ma rady, nie wygra z nimi, przynajmniej z takimi kartami jak teraz.
- Idę zobaczyć! - zawołała tawaif, odsuwając od siebie partnera i z rozpędu siadając na posłaniu złapała za koszulę czarownika, by się w nią ubrać.
- Nie licz na… - przerwał, gdy koszula nakryła mu twarz, a dokończył gdy sama ją zakładała. - …zbyt wiele. To tylko leśne elfy.
- Oj tam… liczy się gest - odparła niezniechęcona, zabierając ze sobą torbę. - Zaraz wracam.

Kurtyzana wyszła na czworaka na zewnątrz, po czym otrzepała kolana i ręce. Poprawiła wiązania na bucikach i rozejrzała się po obozie. Pierwsze co zauważyła to to, że mieli straże!
Co prawda te straże składały się tylko wynajętych pomocników, którzy pewnie pierwsze co by zrobili, to w razie zagrożenia ich pobudzili, a potem zwiali na tyły, no, ale za to nikt nie musiał czuwać przy ognisku. Nikt z awanturników w każdym razie.
Strażnicy stali dookoła obozu i przy elfiej dłubance zacumowanej przy brzegu. Wyglądała tak jakoś… rozczarowująco. Elfia chyba tylko z nazwy, bo przypominała pospolite dłubanki biedoty żyjącej w miastach nad rzekami. Z tej perspektywy nie było widać co jest w środku. Złotoskóra momentalnie spaliła policzki rumieńcem i z cichym piskiem, wepchnęła się tyłkiem do środka namiotu. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu… nie spodziewała się zastać żywej duszy, a tu prosze… jaka niespodzianka.
- Mogłeś powiedzieć, że ktoś jest na zewnątrz - miauknęła w zawstydzeniu, szukając jakiś spodni.
- No… przecież przyjechaliśmy tu z pomocnikami… - przypomniał zaskoczony jej słowami przywoływacz. Tancerka spiorunowała go spojrzeniem, naciągając spodnie na tyłek. Od wczorajszych przygód zupełnie zapomniała o tak drobnym szczególe jak CAŁA ARMIA SŁUŻBY.
Bez słowa wyszła z powrotem na zewnątrz, poprawiła pasek u torby i z dumnie zadartą głową podeszła do łódeczki, by zajrzeć do jej środka.

Na dnie łodzi leżały półkilogramowe sakwy, zrobione ze specjalnie “wyprawionych” dużych liści związanych pędami. Worki te podobne były tym, które magowie przyczepiali sobie do pasa. Każdy z nich zawierał zerwane kwiaty lotosu. Sakwy wypełnione niebieskimi i zielonymi były pełne, podobnie jak te z czerwonym kolorem… sakwy zawierające złoty, biały i czarny lotos nie były przepełnione, ale też te kwiaty były rzadsze, droższe i cięższe do zdobycia. Chaaya dobrze znała działanie niebieskiej kamali, był to drogi narkotyk, tym droższy w jej rodzinnych stronach, że trudny do sprowadzenia. Jeszcze cenniejszy był czerwony lotos, który wtarty w twarz, dodawał jej blasku i piękna. O kwiatach zielonego powiadano, że pozbawia śnienia, a czarny, że jest niebezpieczną trucizną. Właściwości białego i złotego nie były jej tak dobrze znane, ale z tego co kojarzyła również były truciznami.
Dholianka kucnęła przy brzegu i wpatrywała się w podarek. To był dla niej rzadki widok, bowiem na pustyni łatwiej było o złoto niż rośliny, a już tym bardziej te ze specjalnymi właściwościami. Po ostrzeżeniu czarownika, spodziewała się wszystkiego… ale nie tego, co tylko uwypukliło jej miłe zaskoczenie.

Kiedy już napatrzyła się na cuda natury, które nęciły nos ciężkim od słodyczy zapachem, złotoskóra oddaliła się załatwić swoje potrzeby, a później z szerokim i zadowolonym uśmiechem wygłodniałej kotki, wróciła do namiotu.
- Trzeba będzie się spieszyć by nie spleśniały - rzekła w przejściu, siadając na posłaniu rozpinając guziki koszuli. - Można na nich nieźle zarobić, Axa się ucieszy.
- Ładnie ci w niej - odparł Jarvis zerkając na gibką sylwetkę kochanki, acz jego wzrok łakomie zerkał na to co odkrywała pod odzieniem.
- Dziękuję… trochę za duża, ale przez to wygodna. - Kurtyzana zrzuciła ciuszek i pośpiesznie zsunęła spodnie wraz z bielizną. - Co powiesz na śniadanie?
- Wiesz… przy takich widokach jakie mam przed sobą… myśleć o śniadaniu jest trudno - odparł szczerze przywoływacz leżąc na posłaniu i wodząc po niej wzrokiem. - A na jakie masz ochotę? Nie wszystkie zapasy żywności pozostały na tratwie, ale ryba wymaga trochę więcej wysiłku.
Kamala zaśmiała się wesoło idąc na czworaka pod kocem, aż jej głowa nie wysunęła z drugiej strony naprzeciw twarzy magika. Po drodze jej nosek zahaczył o rozespanego wężyka, który w pośpiechu próbował zrobić się większy, twardszy i groźniejszy.
- Jamun… jesteś czasem niewinny jak chłopiec - mruknęła zamyślona wpatrując się w wąskie usta narzeczonego, których po chwili skosztowała. Kobieta była głodna, ale to nie o strawie myślała.
Całował ją delikatnie, powoli, ostrożnie… nie trwało to długo. Mężczyzna wpił się w jej wargi, całując zachłannie, niczym pijawka wciskająca się w ciało. Żarłoczność zmagała się z głodem. Jego palce tańczyły po odruchowo wypinających się pośladkach Chaai, jakby te chciały się dumnie zaprezentować dla ukochanego.
~ Musimy być chyba cichutko ~ zażartował, choć przecież wiedziała, że nie dbał o to. Ani w ich domu, ani tutaj.

Bardka oderwała głowę oblizując zaczerwienione usta, po czym włosami nakryła twarz kochanka, samej wędrując wargami po jego brodzie, szyi, grdyce. Poruszająca się przy przełykaniu chrząstka została lekko ugryziona. Następnie obojczyk został dokładnie oblizany, by bark udekorować różowym śladem malinki. Dziewczyna była głodna, ale chciała się też bawić, lub potorturować, ewentualnie podelektować. Opierając się na jednej dłoni, przejechała drugą po delikatnej skórze torsu, by zatrzymać się między nogami.
- Nie świętowaliśmy naszego zwycięstwa - poskarżyła się czupurnie, muskając policzek Jarvisa i górny płatek jego ucha.
- No cóż... wczoraj pospiesznie chowaliśmy skarby, żeby się Axamander nie dowiedział - mruczał czarownik, grzecznie poddając się napastniczce i leżąc potulnie. Jego palce macały krągłości pośladków, choć czasem, prowokacyjnie wodził też i kciukiem pomiędzy nimi. - Ale teraz reszta śpi… jeszcze.
- Sugerujesz coś kochany? - spytała niewinnie Sundari ściskając w palcach magiczną różdżkę magika. Drżała lekko, dysząc między czułymi i łagodnymi pocałunkami na jego twarzy.
- Możemy… poszukać miejsca… pośród kwiatów i rosy… pośród oparów mgły. Tylko ty i ja… i żądza jaka nas… - Niełatwo mu było mówić, gdy miała go w garści. - …wypełnia.
Niełatwo mu było mówić, ale jej dotyk był silnym afrodyzjakiem, zwłaszcza gdy przykładała akupresurę do jego męskości.
- A więc mam cię puścić? Ubrać się i wyjść? - Tawaif chwilę się zastanawiała, pocierając palcami złapanego ptaszka. - Tego chcesz kochany? Czy może… wolisz mnie posiąść od razu. Pokazać kto tu jest kogo panem. Utrzeć nosa Axsowi?
- Chcę… by cię słyszał… by obudziły… go twoje jęki… - przyznał się czarownik wpatrując w oczy psotki. Jego wzrok płonął żądzą i zaborczością. Może i tutaj nie zabijano konkurencji jak w jej rodzinnych stronach, ale męska rywalizacja też kwitła. - By wiedział, że należysz… cała… do mnie.
Usta Chaai rozciągnęły się w szelmowskim uśmiechu, po czym wpiły się w wargi pod sobą, dając chwilowe złudzenie, że życzenie zostanie spełnione. Kurtyzana była jednak zmienną djiniją i kiedy przesunęła koniuszkiem języka od kącika ust po policzku do ucha przywoływacza, szepnęła cicho.
- Zmuś mnie. - Po czym wypuściła ptaszynę z uwięzi.

Jarvis chwycił kobietę za włosy. Szarpnął brutalnie, by zrzucić ją z siebie, a potem nadal trzymając, swoim ciężarem ciała próbował przygnieść. Ona mu uległa jakby tylko na to czekała i dobrze, trzymając ją z pomocą uda i drugiej ręki, rozchylił gwałtownie jej nogi i posiadł, silnym, władczym ruchem.
~ Tęskniłem za twoim gniazdkiem miłości, jak i za całą tobą ~ przyznał się czule, sam teraz całując jej szyję i obojczyki, kąsając przy tym skórę. Nadal trzymał za włosy, mocno, brutalnie i boleśnie by mieć nad partnerką kontrolę podczas zaspokajania swojego pragnienia silnymi ruchami bioder. Pchnięcia były jak sztychy miecza… bezlitosne, władcze i brutalne. Kurtyzana była jego zdobyczą, jego skarbem, sycił się jej ciepłym miękkim ciałem… posłusznie poddającym się jego żądzy.

Och, jak jej tego było trzeba. Jak tęskniła za dzikim, spalającym seksem!
Nie Kamala… Umrao. Kamala była zbyt łagodna, zbyt naiwna i romantyczna. Ona lubiła pieszczoty, czułostki, miłe słówka… A to ORGAZM się liczył! Orgazm i nic innego!
Taaak… w końcu, po tylu dniach rozłąki, prawdziwej udręki, zimowej suszy, całkowitej pustki, Umrao mogła wreszcie poczuć!
- Ja… za... tobą bardziej - odpowiedziała tancerka, wyginając się i wijąc z przyjemności. Nie pozostawała także dłużna i, choć niewiele mogła zrobić, zagarniała objęciami wszystko co mogła, każdy, najdrobniejszy skrawek kochanka. Tuliła, całowała, polerowała oddechem i pieściła, niemal celebrowała jak kapłanka posąg swego boga.
Żaden jęk jednak nie uciekł z jej gardła jakby walczyła i stawiała się swojemu losowi.
- Nie słyszę… tego… jeszcze - wyszeptał pożądliwie czarownik, całując jej piersi i kąsając je w szale namiętności. Rozcapierzona dłoń wbiła się paznokciami w pośladek dziewczyny, gdy dociskał dolne partie jej ciała do swojego podbrzusza, jakby chciał ją przeszyć kopią na wylot, bo i ruchy bioder były mocne i gwałtowne. Trzymana za włosy Chaaya zmuszona była naprężyć całe swoje ciało, poddając się brutalności kochanka, jego energii, jego… desperacji. Bo poczuła między udami, poczuła przyjmując miłość kochanka w sztywnej i rozpalonej wersji, poczuła, że Jarvis walczy. Z samym sobą. Bo choć potrafi być uparty, to spragniony miłości kwiat jej kobiecości pokonywał go swoją uległością. Jego orgazm nadchodził, a wraz z nim biała fanfara.

Nimfetka westchnęła w roztkliwieniu, jak to miała w zwyczaju, gdy widziała coś miłego, słodkiego i uroczego. Jak kotek, albo śliczne kwiatuszki, lub kolorową biżuterię.
Bardka nie mogła, a raczej nie chciała, się powstrzymywać i zajęczała głośno rozpoczynając swoją litanię.
- Jesteeem twooja! Tylko, tylkooo! Nie przestawaaaaaj! Ach, aaaach, aaaaach kocham cie Jarviiisie!!!
Kamala chichotała w przerwach na oddech, dławiąc się przy tym własnym i czarownikowym uniesieniem, który wyrwał z jej piersi kolejny krzyk.
Kolejny, ni to krzyk, ni to jęk, wyrwał się gdy jej narzeczony sromotnie przegrał walkę z samym sobą i musiał poddać się rozkoszy miłosnego zakątka Sundari. Te lepkie uczucie połączone z ciepłem ciała ukochanegio, było czymś niezwykle satysfakcjonującym. Kurtyzana mogła cieszyć się nie tylko przyjemnością doznań, ale i kolejnym dowodem swojego kunsztu.
- Byłeś bardzo dzielny - pochwaliła go, czule całując w kącik ust, po czym przytuliła do siebie mężczyznę, tak by się na niej oparł. Zaśmiała się cichutko, jak z jakiegoś żartu i przymknęła oczy, wsłuchując się w dyszące oddechy w namiocie.
- Nie myśl, że to koniec… - mruknął czarownik, sięgając po koc i nakrywając nim ich oboje, po czym, gdy już trochę odzyskał sił, zaczął schodzić w dół znikając głową pod przykryciem. Dholiance pozostał jedynie zmysł dotyku, gdy czuła leniwie i czułe pocałunki na skórze, muśnięcia języka mile drażniące jej zmysły. Nie pozwalał jej zacisnąć nóg, leżąc między nimi i dając w ten sposób wskazówki swoich dalszych poczynań, oraz kierunek w jakim podążały jego usta. Złotoskóra wiedziała co planuje jej towarzysz - będzie powoli podgrzewać ogień w jej kociołku, aż wybuchnie znów mocnym płomieniem.

Powietrze w namiocie coraz bardziej nagrzewało się cichych westchnień. Tawaif pozwoliła sobie na chwilę błogiego zapomnienia. Wszystkie jej myśli zostały zastąpione przyjemnością, która stopniowo płynęła z jej podbrzusza. Ciepła fala rozkoszy wygładzała wszelkie zmarszczki zmartwień, sprawiając, że wszystkie nurtujące pytania i troski ulatywały na skrzydełkach rzewnych jęknięć.
Chaaya dopiero teraz zorientowała się jak napięta i zmęczona była przez ostatnie kilka dni. Może nie nadawała się na awanturnika - bezdomnego podróżnika, błądzącego bez celu po świecie? Może potrzebowała stałości - nie ciągłej zmiany, bezpiecznego miejsca - nie usłanej przygodami drogi; znajomej rutyny, dzięki którym jasno określała swój cel?
- Mam nadzieję, że to nie koniec - szepnęła z przymkniętymi oczami, gdy jej twarz przybrała błogiego i spokojnego wyrazu, a mięśnie samoistnie rozluźniały się pod dotykiem ukochanego. - Ta wspaniała chwila, aż prosi się o kontynuację… - Drgnęła od bardziej stanowczego dotyku. Przygryzła usta walcząc z coraz silniejszymi doznaniami.
Nie tak szybko. Kobieta chciała jeszcze, ach! jeszcze chwilę zaznać błogo Och! błogostanu. Nie tak mocno! Mmmm, dlaczego jej kochanek musiał być taki bezlitosny. Dlaczego zmuszał jej ciało do tak silnego napięcia. Czemu się znęcał? Czy sprawiało mu przyjemność jak wiła się przed nim w prawdziwej gorączce? Czy lubił jak zawodziła i błagała o litość?
- Niiieeee… nieee przestaaAawaj prooOoszę! - No i znowu mu uległa. Znowu się poddała! - Szybciej, szyybciej! JArviiisie… pot...poTworze! Tak. TAk. TAK! Właśnie taaaak!
Kamala wygięła się w łuk, wydobywając z piersi jęk ekstazy, która targnęła jej ciałem na liche posłanko.
- Jak ja to kocham… jak ja ciebie kocham - wymruczała w słodkim otumanieniu zmysłów.
- Te uczucia i ja do ciebie żywię - odpowiedział głos spod koca, a usta muskały leniwie skórę ud. Jej narzeczony też łapał chwilę przerwy, ograniczając się do przyjemnych, ale nie rozpalających ciało i zmysły, pieszczot.
- Możliwe, że na tej mapie co ją zabrałaś są i inne miejsca warte odwiedzenia i… ewentualnie obrabowania - mruczał cicho przywoływacz. - Albo w księgach. To była kryjówka czyichś agentów. Może złodziejskiej gildii, może szpiegów którejś z kast lub elfich familii.
- Naprawdę w tej chwili myślisz właśnie o tym? - żachnęła się dziewczyna i zajrzała pod pled. Była tak zaskoczona poruszonym tematem, że nie zdążyła się nawet obrazić i jeno uśmiechała się w rozbawieniu. - Chodź tu… usiądź. - Poklepała miejsce obok siebie najwyraźniej mając coś w planach.
- O tym i o bardzo wyuzdanych planach na twój temat, jak tu urozmaicić nam przeglądanie ksiąg w tej bibliotece. Czytanie jednej po drugiej może sprawić, że kolejne tomy zaczną się ze sobą zlewać. - Jarvis postąpił tak jak mu kazała siadając przed nią i wodząc łakomym wzrokiem po jej ciele.
- Może tobie - stwierdziła czupurnie panna, siadając okrakiem na kolanach mężczyzny, udami ściskając jego biodra. Odrzuciła włosy za ramię i zarzuciła mu ręce na ramiona, łącząc ich usta w długim pocałunku.
- Skoro jesteśmy już przy poruszaniu pewnym tematów, to… ja mam jedno pytanie. Z kim wczoraj rozmawiałeś podczas walki?
- Z tym deamonem z mackami. Możliwe, że był on jednym ze stworów z którym paktowali… paktowałem dawno temu - wyjaśnił wstydliwie magik. - I za którego usługi płaciłem. Co prawda nie ja go przyzywałem. Robił to nasz mistrz wezwań, ale negocjowaliśmy wspólnie.

Kamala obdarowywała mówiącego drobnymi pocałunkami, albo chcąc dodać mu odwagi, albo rozproszyć jego myśli.
- Wiesz, że możesz mi mówić o wszystkim, nie potępiam cię za to kim byłeś - odparła czule. - I nie zmienię o tobie zdania choćby nie wiem co.
- Daemony nie są miłymi stworami, więc to były krwawe ofiary. Czasem z wrogów, czasem z osoby której umysł i tak już zatonął w szaleństwie - wyjaśnił czarownik i zamyślił się wspominając. - Gdybym miał jeszcze dziennik pokładowy, to może znałbym jego prawdziwe imię.
- Ofiary czy daemona? - spytała Sundari nie do końca nadążając za jego tokiem myślenia. - Jesteś bardzo silny Jarvisie. Może nie wyglądasz jak typowy wojownik, ale twój duch jest prawdziwym weteranem. Pomimo tego co przeżyłeś i z czym musiałeś się uporać, wyszedłeś na wspaniałego człowieka, z którym mam zaszczyt być. Podziwiam cię za twoją odwagę i niezłomność. Wygląda jakby nic nie było w stanie cię poruszyć, gdy tymczasem ja mam wrażenie, że już dawno straciłam rozum.
- Miasto w którym przebywamy obecnie, było dla mnie niezłą szkołą życia. - Westchnął cicho mężczyzna obejmując dłońmi pośladki tancerki. - Jak ci się ono podoba?

Dziewczyna przytuliła się do chudego ciała ukochanego, ocierając się wzgórkiem łonowym o jego podbrzusze.
- Dużo traci na braku słońca - oceniła po niejakim namyśle. - Jest też pełne słabych istot. Nie wiem… może miałam pecha takich spotkać, ale jak na razie większość ma wybujałe ego i błądzi z głową w chmurach. Z pewnością… jest tu za bezpiecznie i od dobrobytu mieszkańcy gnuśnieją. Niemniej jest tu tyle kolorowych, ciekawych twarzy. Różnorakich smaków i zapachów. Wspaniała architektura i sztuka, no i… ruchome obrazki! Operetka! Balet… - Zaśmiała się na samo wspomnienie tańczących mężczyzn w bufiastych spódniczkach i obcisłych rajtkach. - Przyjemnie tu być, ale bez ciebie, chyba bym się w nim nie odnalazła.

~ I elfy, nie zapomnijcie o elfach ~ wtrącił Starzec gniewnym i naburmuszonych tonem. ~ Banda miękkich długouchów… aaaleee jakie śliiiczne.
“Ahaha! Staruszek jest zazdrosny!” Zapiszczała Deewani, uradowana, że w końcu nastała jakaś zmiana tematu. “Co się stało Staruszku-bubuszku? Czemu takiś zgorzkniały?”
~ Ja?! Zazdrosny?! Dobre sobie. I to jeszcze o elfy. Phi… niech wasz opiekun będzie zazdrosny, bo gapiłyście się na druida ~ burknął gad daleki od zazdrości. Był bowiem urażony i obrażony. Czemu dawał znak zwijając się w kłębek.

- Niestety ów brak słońca jest skutkiem ubocznym magicznej osłony miasta. I samo La Rasquelle spełnia rolę, której po nim oczekiwałem. Miasto chroni ciebie, będąc odpornym na barbarzyńską inwazję. Nawet te paskudne wampiry się przysłużyły, niszcząc w porcie ścigający nas oddziałek. Nie zabiorą ci smoka z duszy - mruknął Jarvis cmokając czule czubek nosa kochanki. - Nie zabiorą mi ciebie. Nie dam im.
- Oczywiście, że nie zabiorą - przytaknęła tancerka opierając policzek na ramieniu partnera. - Nikomu nie oddam mojego smoka. Starzec jest mój i tylko mój. Tak jak ty jesteś tylko, tylko mój. Zabiję każdego kto wyciągnie po was ręce - odparła z lekkością, która nadawała jej wypowiedzi jakieś takie niepokojące odczucie. - Dość mi już odebrano, od teraz wszystko co do mnie należy już zawsze pozostanie przy mnie.

Ferragus coś tam bąknął o tym, że to tawaif należy do niego, a nie odwrót, ale tak jakoś niewyraźnie i bardzo słabiutko. Można było przeoczyć.
- Nie narzekam na taki układ - mruknął czule Jarvis i uśmiechnął się znów, cmokając jej czubek nosa. - Jak długo widzieć będę ten radosny błysk w oczach.
- Och… to mi przypomniało, że obiecałam Starcowi… - Kobieta niechętnie odsunęła się od kochanka, przeciągając się leniwie, aż zaburczało jej w brzuchu. - Oho… mój własny głód się odzywa. - Zachichotała, masując się po brzuchu.
- Chyba kucharki ze sobą Gamveel nie zabrał. A co do imienia. To zawsze chodzi o imię daemona, demona, diabła… o jego prawdziwe imię. Jedynie czasami daje to pełną władzę na potworem, niemniej zawsze pozwala uzyskać jakąś przewagę - szepnął cicho przywoływacz jakby zdradzał jakiś ważny sekret. Kurtyzana przysunęła do siebie torbę z której wyjęła potworną księgę, teraz całkowicie odwiniętą z czarnego materiału.
- Po co ci jego imię? - spytała beztrosko, oglądając się przez ramię, odkładając tom na swoje kolana.
Gula wpatrywał się morderczo w dyndające, nagie piersi nad sobą, choć mogło to być błędne wrażenie, gdyż będąc okładką jego oczy, czy “wyraz” tak zwanej twarzy, był niezmiennie taki sam. Może więc istota z której zrobiono wolumin, tak właśnie patrzyła na tego, kto go tak urządził?
Złotoskóra zabrała się za szperanie po dnie torby, cicho coś mrucząc i nucąc pod nosem.
- Po nic obecnie. Jego esencja uległa rozproszeniu, a jej odtworzenie pewnie zajmie dziesiątki lat - odparł czarownik i wzruszył ramionami. - Po prostu przypuszcza, że skoro mnie znał to musiałem być obecny przy jego przywoływaniu.
- Którym? Tym wczoraj? - Chaaya nie bardzo nadążała za rozmową, ale za to znalazła materiał w ochronne kręgi. - Co to jest esencja? Mówisz o jego duszy? - dopytywała się, być może ciekawa odpowiedzi, choć patrząc z jakim zacięciem zawija daemoniczną księgę przy okazji robiąc puszyste kokardki z rąbków muślinu, można było podejrzewać, że była raczej w swoim świecie. Jarvis jej w tym nie przeszkadzał, korzystając z okazji do zaspokojenia jej ciekawości swoją wiedzą.
- W pewnym sensie tak, w pewnym sensie nie bardzo… daemony ponoć nie mają duszy. Jedni twierdzą, że dusza złego śmiertelnika nasączana jest projekcją lęków śmiertelników, które pożerają w procesie przemiany w daemona, inni, że nie ma żadnej duszy tylko same lęki stapiają się ze sobą, aż w kulminacji staną się owym potworem. Każdy rodzaj tych kreatur jest uważany za personifikację jakiegoś rodzaju straszliwej śmierci; czy to w wyniku tortur, utopienia, zagryzienia żywcem przez rój.
- Ah...a… to dosyć smutny sposób narodzin. - Dholianka pogładziła pocieszająco okładkę przez tkaninę. Wyjęła kuferek i zasłaniając wnętrze swoim ciałem, coś z niego wypakowała, po czym zapakowała i zatrzasnęła wieczko.
- Jeśli te istoty nie mają duszy to… kim jest on? - Zadumała się smętnie, wciskając do torby szpargały.
- Nie wydaje mi się by ten sposób narodzin daemony uważały za smutny. Zresztą nie spotkałem żadnego, który by narzekał na swoją naturę i na swój los - odparł przywoływacz i wyjaśnił. - Śmiertelnicy z planów materialnych nie są związani z żadną osią moralności. Mogą podążać w kierunku zła lub dobra, chaosu lub porządku. Lawirować pomiędzy nimi przez całe życie. Istoty, które powstają na planach zewnętrznych są mocno związane z naturą rodzimego planu. Jeśli jest ona radosna i dziecięco naiwna mogą powstać małe latające brzdące. Jeśli jest ona przesiąknięta złem, krwią i stalą… powstaną zimne stalowe automatony. I brzdące i te automatony będą dobrze czuły się w swej roli, bo taka ich jest natura. Jej zmiana zdarza się, ale bardzo rzadko i tylko pod wpływem wyjątkowych okoliczności. - Westchnął z uśmiechem. - Ale teoretycznie wszystko jest możliwe.

Bardka, wpierw nastroszyła się jak jeżozwierz, by zaraz zmarkotnieć i zapaść się w sobie. Najwyraźniej usłyszane rewelacje mocno wstrząsnęły jej światopoglądem. Zrezygnowana przytuliła skrzynię do piersi, powtarzając sobie w duchu, że czarownik się mylił i wszystkie istoty “żyjące” są w stanie odczuwać szereg emocji, niezależnie od tego gdzie się narodziły.
Gula nie był wyjątkiem. Był kapryśny, zrzędliwy, złośliwy jak na przykład wczoraj, ale potrafił się także cieszyć i być zadowolonym. Skoro Gula był, jak sam twierdzi, daemonem to oznaczało to, że KAŻDY daemon jest zdolny do tego samego co Gula. Koniec kropka.
Daemony to biedne istoty, które od samego początku miały przegrany start, owszem większość jest zgorzkniała od ciągłego odczuwania lęku i nędzy i dlatego żądna krwi innych, ale to nie oznacza, że są złe i nic poza złem nie czują!
~ Te z wczoraj nie wyglądały na zgorzkniałe. Wręcz tryskały radością na widok miękkich, śmiertelnych ciałek, które mogłyby rozszarpać zębami i… potrafią czuć lęk, frustrację… zwłaszcza, gdy miękkie, śmiertelne ciałka stawiają skuteczny opór i są w stanie rozerwać ich tkanki, uwalniając je od cielesnej powłoki ~ burknął złośliwie Starzec. ~ Spędziłem w Piekle sporo lat i nie napotkałem, żadnego diabła, demona i innego czarta, który uważałby swoją egzystencję za żałosną… to wami śmiertelnikami pogardzają, bo choć mogą czuć wiele uczuć, to litość i współczucie do nich nie należą.
- Nie chce już o tym rozmawiać - mruknęła obu, dziecinnie obrażona, panna, chowając pakunek do torby.
- To o czym chcesz porozmawiać? - spytał czule Jarvis głaszcząc ją po głowie. - Może o światach, które moglibyśmy odwiedzić?
- Nie-e… zjem śniadanie i idę czytać - odparła gniewnie Kamala, przyciągając do siebie worek w którym przechowywała racje. - Możesz zjeść ze mną - stwierdziła litościwie, wyciągając dwa opakowania elfich sucharków, ciasteczek i suszonych owoców.
- Nie gwarantuję ci dziś bezpieczeństwa ode mnie, gdy będziesz czytała. - Straszył (lub obiecywał mężczyzna) chętnie dołączając się do posiłku. Tawaif uśmiechnęła się kwaśno, głośno chrupiąc cisteczko. Szykowała się na atak, to było jasne jak słońce. Jarvis jednak nie wiedział skąd on nastąpi.

- Oceniając twój poranny popis, jestem więcej niż pewna, że nic mi nie grozi. - Auć. Żmijka ukąsiła, sycząc głośno. Sundari jednak miała wesołe iskierki w oczach, co świadczyć mogło o tym, że nie jest zła..
- Może tylko usypiam twoją czujność, co? Może cię zwodzę? - odparł jej kochanek uśmiechając się podstępnie. Bardka odpowiedziała mu na to rozbawionym prychnięciem.
- Nie ucz kurwy nóg rozkładać - żachnęła się teatralnie i dodała jadowicie. - Mój słodki jamun wyszedł z wprawy, ledwo zipie.
Efektu tej wypowiedzi mogła się spodziewać. Żmijka ukąsiła jego ego, wywołując właściwą reakcję. Magik popchnął nagle kochankę na plecy, pochwycił za uda by rozchylić je szeroko i posiąść zanim tancerka zdoła zareagować. Chaaya wizgnęła w zadowoleniu, siłując się z nim na miarę swoich możliwości. Nogi miała silne, a i kilka sztuczek w zapasie.
- Aab me - zawołała sypiąc skruszonym ciastkiem prosto w oczy przeciwnika, tylko po to by zrobić miejsce na magiczny kunai.
Ukochany przymknął na moment oczy, acz nie zaprzestał napaści. Trzymając mocno jej uda, usadowił sobie jej wierzgające nogi na ramionach, kiedy coraz twardszy oręż między nimi… ocierał się o ciepłą skórę kobiecości. Będąc już poważnie podnieconą, Dholianka cisnęła ostrzem w ścianę namiotu za plecami czarownika. Następnie wsparła się łydkami na jego szczupłych ramionach, wykonując swoisty taniec swego kwiatu wokół upragnionej męskości.
- Tylko nie próbuj żadnych głupot, bo następnym razem nie spudłuje - wycedziła przez uśmiechnięte wargi, zatapiając dłonie w swoich włosach.
- Wiesz dobrze czego spróbuję - syknął drapieżnie Smoczy Jeździec i zagłębił się swoim żądłem w jej ciele. Władczo, bezlitośnie i zachłannie. Zaciskał mocno dłonie, narzucając im tempo pełne lubieżnym mlaśnięć, gdy ich ciała zderzały się gwałtownie, a piersi tawaif same fascynowały swoim tańcem, falując hipnotycznie w rytm ich ruchów.
Ich skóra pokryła się potem, ich oddechy stały się chrapliwie, aż nadszedł wybuchowy koniec, który dziewczyna przywitała krzykiem, a i przywoływacz jęknął oddając swój trybut ukochanej.

- No… może nie muszę cie... jeszcze skreślać, może... do wieczora wrócisz do... dawnej formy - stwierdziła zdyszana Kamala, skupiając roziskrzone spojrzenie na narzeczonym. Miłość i fascynacja jaka od niego biła, zadawała kłam słowom. Nie było nawet takiej opcji, by złotoskóra miała zrezygnować z czarownika.
- A są jakieś inne opcje? Czyżbym musiał rogaczowi wpuścić mrówki do namiotu? - mruknął żartobliwie Jarvis, acz czuć było tą odrobinę zazdrości. Wyglądało na to, że jej kochanek bywa o nią zazdrosny. Acz tylko wtedy, gdy widzi w pobliżu konkurenta do jej względów. Bardka poklepała się po biuście, zapraszając do wtulenia do nich twarzy.
- Do namiotu? Nieee… bardziej do jego spodni. - Zaśmiała się pijana uniesieniem, przymykając oczy i skupiając się na dławiącym oddechu.
- To będzie… trudniejsze - przyznał przed sobą mężczyzna nie odrywając oczu od nagiego ciała partnerki. - Jesteś prześliczna… nic dziwnego, że wodzi za tobą maślanymi oczkami.
Sundari uśmiechnęła się tajemniczo, ocierając pot z czoła. Otworzyła jedną powiekę i wyszczerzyła się jak chochlik.
- Zawołam cie jak się do nich dobiorę, nikt się nie dowie, że oszukiwałeś, bo użyję telepatii. - Pokazała język, uznając swój dowcip za wysoce zabawny… i złośliwy, choć owa złośliwość nie była skierowana w magika. - Nie chcesz się przytulić? Odpocząć?
- Chcę byś ty przytuliła się do mnie. Wtuliła jak w poduszkę. - Przywoływacz zsunął kobiece nogi i położył się obok leżącej. - Lubię… mieć świadomość, że czujesz się przy mnie bezpieczna i swobodna.

“Pfff… swobodna? Nie powiedziałabym” skwitowała ozięble Laboni, wywołując tym śmiech Deewani. “No… kochana, przysuwaj się do niego, nie ma tego komentować.”
“To po co komentujesz?” zaciekawiła się Jodha, najbliżej podobna charakterem chłopczycy, acz… zdecydowanie łagodniejsza.
“Bo mogę! Nie wymądrzaj się!” burknęła babka, przy chichotliwym akompaniamencie masek.

Chaaya bez namysłu wtuliła się w znajome, szczupłe ciało, opierając dłonie na lekko umięśnionych piersiach czarownika. Potarła nosem okolice jego mostka. Musnęła skórę w delikatnych pocałunkach. Westchnęła cicho, jak zadowolona i senna kotka, po czym zaciągnęła się znajomym zapachem.
- Skąd pomysł, że kiedykolwiek miałabym się tak nie czuć?
- Po po prostu - mruknął cicho Jarvis z uśmiechem. - Jest to wymówka, by cię pomacać.
Fałszywa, choć poparta jego dłońmi wodzącymi czule po jej skórze. Dziewczyna oddychała cicho, gładząc jego tors gorącym powietrzem.
- Czemu kręcisz? Powiedz prawdę - naciskała, acz łagodnym tonem głosu. Jeśli przywoływacz nie zdobędzie się na odwagę by wyjawić prawdę, zapewne ona porzuci temat.
- Pamiętam twoje chwile słabości… pamiętam i chcę sprawić, by nigdy już się nie pojawiły. Otulić sobą niczym płaszczem i uczynić pełną radości i zadowolenia - wymruczał bardzo cicho i poważnie kochanek. Bardka zamarła na chwilę, wzdrygając się od chłodnego powiewu nadchodzącego ataku paniki. Kobieta nie chciała sobie przypominać o swoich lękach. Była zbyt słaba i zmęczona by stawiać im czoło, a jednak ich wspomnienia pielęgnowała w ogrodzie pamięci, podlewając niczym kwiaty. Chciała wierzyć, że póki trzyma je w szklarni, one nie wyjdą i nie zaatakują. Nie często do nich zaglądała, w zasadzie wystarczył sam fakt ich posiadania, samo spojrzenie za zamkniętą, rozmytą szklarnię wystarczył, by wiedzieć kim była, kim się stała i co do tego doprowadziło.

Pamiętanie przy jednoczesnym niepamiętaniu było dość pokrętną logiką, ale póki się sprawdzała, nie trzeba było nad tym się dłużej zastanawiać. Jest jak jest. Na huk drążyć temat?
- Obawiam się kochanie, że nie jest to wykonalne, ale… twoja obecność w moim życiu bardzo mi pomogła i pomaga dalej. Dziękuję ci, że jesteś i proszę… zostań ze mną jak najdłużej. To mi wystarczy.
- Dobrze - odparł czule przywoływacz.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 06-12-2019 o 21:08.
sunellica jest offline  
Stary 10-12-2019, 18:30   #279
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Sharima, Fealsenor i Axamander już wstali i już radzili między sobą, gdy tancerka z kochankiem opuścili namiot. Jak się okazało krokodylica wróciła do druida i… diablę zastanawiało się czy ruszać po Gamveela, który bez przewodnika zabłądził. Wyszło na to, że właściciel tratwy oraz jego pomocnicy nie zapamiętali trasy i bez przewodnika rypnęli w nocy w jakąś łachę na której utknęli. Nikt się nie palił do ściągnięcia nadętego “czarodzieja” z powrotem do obozowiska, acz kiedyś trzeba by było go stamtąd zabrać. W końcu na tratwie była ta część urobku, którą dotąd udało im się zebrać.
Chaaya objadała się sucharkami, kiedy machnęła towarzyszom na powitanie. Wydawało się, że nie była zainteresowana pogaduszkami, bowiem z zapałem i błyskiem w oczach ciągnęła do biblioteki. Umrao może i była najedzona, ale Ada niemal do resztek wyschła z tęsknoty za “wiedzą”.
Jarvis dołączył do rozmówców, by dowiedzieć się o ich planach. Sama tawaif już była w połowie drogi do drzwi wejściowych.

Po ciałach deamonów nie było już śladu, więc łatwo było zapomnieć o wczorajszym długim wieczorze. Krok za krokiem do kolejnej sali. I… tym razem była to teologiczna, co mogło kobietę doprowadzić do bólu głowy. Traktaty bowiem były zawiłe, wymagały dużej wiedzy do pełni zrozumienia i były napisane dość suchym językiem. Niemniej tu mogło się trafić wiele wartościowych ksiąg. Nie było zmiłuj, trzeba było czytać.
Uzbierawszy pokaźny stosik zwojów, zwiteczków i pergaminów, zasiadła do biurka. Oparła się wygodnie, tyle na ile pozwalał kamienny fotel i z westchnieniem zabrała się do pracy.

Kilka masek na wstępie skapitulowało. Deewani, Nimfetka, czy Umrao, zupełnie nie nadawały się do zgłębiania tajników wiary jakiejkolwiek poza ich “fascynacjami”. Ada była uparta, skrupulatna i przy księgach niemal nadpobudliwa. Niczym rekin rzuciła się na głębokie wody, a towarzyszyły przy niej Jodha i Seesha. Kismis jak zwykle pochrapywała i miała wszystko w nosie.
Minęła godzina, może z kawałkiem, a może wcale nie tak dużo, kiedy Seesha ziewnęła, jęknęła i stwierdziła, że ma dość. Starzec mógłby obstawić, że to Jodha pierwsza by skapitulowała, ponieważ była jak mały chochlik podobna do wrednej chłopczycy, która siłą i paplaniną wybijała sobie w tłumie przejście. Jednak, im dłużej bardka czytała, tym psotliwa emanacja coraz bardziej się… wciągała (?), momentami przewyższając samą Adę zainteresowaniem lekturą.
Nie mniej po następnej godzinie, kobieta musiała zrobić sobie przerwę, bo chodź pochodziła z ziemi gdzie język był na tyle rozwinięty, by móc komuś powiedzieć “spierdalaj” na 23 różne sposoby, to jednak poziom jakim spisane były księgi mógł u czytającego wywołać… zgon z nudy.
Tym bardziej, że księgi teologiczne dotyczyły teorii i rozważań filozoficznych. Nie było w nich boskich romansów, legend o bóstwach, o ich pomaganiu śmiertelnikom. Ba, nie było nawet prostej hierarchii dla bóstw. Nie było bóstwa czy pary bogów… choć oczywiście różni teolodzy dowodzili między sobą, dlaczego ów aspekt rzeczywistości jest ważniejszy od innych, a przez to bóstwo nim się opiekujące ważniejsze od innych. Bo to akurat było jedyną ciekawą kwestią dotyczącą religii elfów. Choć ich bóstwa miały ciała, imiona wykręcające twarz przy wymawianiu, oraz swoje cele i charakter, to dla elfów były opiekunami rzeczywistości. W dodatku owa rzeczywistość dzieliła się na 2 do 4 aspektów… a czasami i więcej. Na przykład miłość… nie było bogini miłości… było ich cztery. Bogini miłości romantycznej, bogini seksu, bogini uwodzenia która traktowała akt miłosny jak pojedynek kochanków, no i bogini miłości małżeńskiej. Cztery aspekty, części bóstwa mnóstwa i jednocześnie oddzielne boginie. To samo dotyczyło wiedzy, rolnictwa… elfy lubiły sobie komplikować życie.

- Wyglądasz jakbyś… przepłynęła pół bagna. - Jarvis podszedł do kochanki z kubkiem parującej cieczy. - Wino grzane z jagodami i korzeniami. Na wzmocnienie. Niezbyt mocne, więc się nie upijesz.
- Eeech… czerwoneee?
Kamala odwróciła wzrok od tekstu w który ślepo się wpatrywała. Była wyraźnie przygaszona, ale i zdeterminowana. Swoją pracę traktowała poważnie, niezależnie od tego czym ona była.
- Nawet nie poczujesz smaku. To pożywna mieszanka pobudzająca umysł. Łowcy jej używają. Czasem - rzekł z uśmiechem przywoływacz.
Jasssne… pobudzająca umysł, raczej chuć! I to dziką! Dziewczyna niechętnie odebrała naczynie, ogrzewając sobie dłonie. Powąchała napitku, niuchając przy tym jak ryjówka, po czym umoczyła usta i cichutko zasiorbała, by cmokaniem rozprowadzić smak po języku.
Napój był ciepły, nieco cierpki, a gdy spłynął do żołądka rozgrzewał brzuch i ciało.
Na szczęście dla Ady i na nieszczęście dla Umrao, nie był to afrodyzjak. Rzeczywiście, Sundari poczuła się lepiej, umysł się rozjaśnił a sztywność karku przeszła całkiem.
Mrucząc pod nosem niewyraźne “dziękuję”, kontynuowała picie, od czasu do czasu przyglądając się narzeczonemu. W końcu postanowiła przełamać względną ciszę.
- No i co tam? Jakie plany na dzisiaj?
- Fealsenor uda się tam, by dyskretnie obserwować Gamveela. Przypilnować żeby nie zginął… acz nie ochroni go przed dużymi komarami - stwierdził czarownik z zadowolenie i podrapał się po nosie. - Druid twierdzi, że w tamtej okolicy kręci się kupa nieumarłych szkieletów, więc zostawienie nobila bez opieki skończy się brakiem jednego nobila i kłopotami dla Axamandera.
Złotoskóra potrząsnęła charakterystycznie głową i się zastanowiła. - Czy ja wiem czy kłopotami? Jak z nim rozmawiałam nie miał problemu, by dać mi wolną rękę, jeśli mnie ktoś zdenerwuje. - Zamieszała w kubku, przyglądając się wirującym jagodom.
- Pewnie pozwoliłby ci obić mu mordę i poranić. A potem zagonił druida do leczenia arystokraty. Ostatecznie ma wrócić żywy. A jak straci oko przez swoją głupotę… - Magik wzruszył ramionami znacząco.
- Może tak, może nie. - Ten temat był z jakiegoś powodu drażliwy i dziewczyna wolała go ukrócić. - Czytasz coś, czy udajesz, że jesteś przydatny gdzie indziej?
- Wybieram salę naprzeciwko. Więc bądź czujna. Mogę wykorzystać okazję - odparł złowieszczo mężczyzna. Jego potencjalna “ofiara” nie wydawała się tym faktem zmartwiona. Dopiła wina i wstała.
- Idź, idź czytaj. Dziękuję, że wpadłeś. - Cmoknąwszy kochanka w policzek, ruszyła do wyjścia.
- Będę w pobliżu jakby co - odparł przywoływacz, by zabrać się za swoje zadanie. Równie czasochłonne jak jej.

Chaaya do obozu by oddać kubek. Przy okazji zajrzała do każdej mijanej sali, ciekawa kto gdzie był i co robił. Tak samo było w namiotowisku. Rozglądała się ciekawsko, sycąc oczy zielenią i… innością, która w normalnej sytuacji byłaby szarą rzeczywistością, ale w porównaniu z literaturą jaką przerabiała, wszystko było lepsze. W drodze powrotnej zastanawiała się czy i kogo zaczepić. Axamander badał jedną z bibliotek, zaś Sharima szperała po tajnej kryjówce, zapewne szukając ukrytych skrytek. Wybór był na tyle trudny, że postanowiła wrócić do nudnego czytania, by nie tracić cennego czasu na rozterki (i co zapewne by miało miejsce, naprzykrzaniu się każdemu z osobna).

Ponownie musiała ścierać się z dużą ilością filozofowania i jeszcze większą ilością wymądrzania. Porównania i alegorie robiły się coraz hiperbolicznie, gdy każdy kolejny filozof i teolog próbował pokazać, że jest mądrzejszy od swoich poprzedników. Wysnucie z tego przegadania jakiś wniosków wymagało skupienia na tekście. Przywileju, którego tancerka nie miała, mając do przejrzenia wiele dokumentów w krótkim czasie. Nudę przerwały opisy elfiej drogi po śmierci. Oczywiście każda kasta miała swojego sędziego i strażnika, tak jak i każda elfia dusza była osądzana i odprowadzana do odpowiedniego miejsca w rozległej krainie Elysium, co jest tylko początkiem, bo z stamtąd po rytuale oczyszczenia, najszlachetniejsi z nich zyskują status Azaty i część zostawała na miejscu. Pozostali zaś udawali się do Arborei. Niestety ciężko było określić czym Arborea była. Taki los dotykał nawet złe elfy czczące złe bóstwa. Jedynie czego nie dostępowały to oczyszczenia i zamiany w Azatę, jak i nie pozwalano im wejść do Arborei. Tylko nieliczni elfi złoczyńcy, najgorsi z najgorszych, nie dostawali się do Elysium. Zamiast tego rzucano ich w Otchłań, do Abbadonu lub Piekieł.

“Super… dotykał mnie elfi trup…” pomyślała z obrzydzeniem Kamala, wzdrygając się na samo wspomnienie uleczalnego dotknięcia. “Mało tego… jego duch został splamiony krwią tawaif…”
“Cóż moja droga… twój kochaś do najbystrzejszych nie należał nigdy…” stwierdziła Laboni, która choć tolerował Javisa, miała co do jego osoby WIELE do zarzucenia.
Sundari wsparła głowę na dłoni i nawinęła na palec pasemko włosów. Fakt, umysł czarownika nie był najjaśniejszy, ale nadrabiał… eee… innymi cechami.
“Jego sprzęt działa bez zarzutu, więc jak dla mnie może być tępy jak górski troll, nikt nie każe nam z nim rozmawiać, prawda? Umrao wyłuszczyła swoje podejście do życia. Nie interesowali ją mężczyźni ani to co mieli do zaoferowania, liczył się ich penis i przyjemność płynąca z jego używania. “ Kilka masek mlasnęło z niesmaku, żałując, że zostały obdarzone możliwością myślenia, a babka westchnęła ciężko.
“Ahahaha!” Deewani zaśmiała się podekscytowana, ale na pytanie co ją tak rozbawiło, odpowiedziała tylko “nic”.
~ I tyle te elfie księgi warte. Mącą w głowach. ~ Zaśmiał się sarkastycznie smok i od niechcenia wtrącił. ~ Azaty to nie duchy, to bardziej elfy reinkarnowane w niebian. Istoty żywe, a nie nieumarłe.
“Cicho Starcze cicho!” Chłopczyca nie była w nastroju tu wysłuchiwania jego tyrad, a i reszta panien zdawała się go ignorować.

Dholianka popatrzyła na stosik ksiąg wytypowanych do sprzedania. Było ich mało, ZA MAŁO. Wstała by uzbierać kolejne naręcze tomiszczy, po czym ponownie zasiadła do lektury. “Górska” jaką usypała składała się głównie z poezji śpiewanej, która wyjątkowo trafiała do najdelikatniejszej z emanacji. Były to bowiem księgi z pieśniami religijnymi o dostojnych tematach i wyszukanych metaforach. Nie bardzo pogłębiające wiedzę, ale… piękne dla oka i zapewne jeszcze piękniejsze dla ucha. Linijki elfiego tekstu były układane tak, by razem ze zdobieniami strony, tworzyły piękny przykład kaligrafii. Niestety magia jaką dysponowała bardka nie pozwalała jej czytać stron. Rozumiała szlaczki elfiego pisma i każdy z nich był dla niej znanym słowem, ale oryginalnego tekstu nie mogła wymówić, bo nie znała brzmienia znaków. Nie mogła więc poczuć rytmu pieśni, jego brzmienia i rymów. Fakt, że nie mogła w pełni delektować sztuką, wysoce zasmucał Nimfetkę.
Złotoskóra zastanowiła się czy warto było wyceniać owe dzieła. Być może jakiś filantrop, lub śpiewak operowy pokusiłby się na ich odcyfrowywanie? Niestety kurtyzana nie wiedziała, czy w mieście było zapotrzebowanie na antyczną muzykę. Przywoływacza nie było co o takie rzeczy pytać, po pierwsze mężczyzna wychował się na ulicy i daleko miał do obycia sfer wyższych, nie wspominając o tym, że jego gust… cóż nie był wysokich lotów, lub inaczej… Dholianka nie była fanką twórczości białoskórych - wszystkich.
Odstawiwszy poszczególne tytuły na oddzielną kupkę pt. “moooże zabrać, a moooże nie”, wzięła się do dalszych badań.

Kolejne księgi, kolejne godziny przedzierania się przez teologiczne dysputy i spory. Choć teraz kobieta zaczynała łapać odniesienia pomijane przez nią przy poprzednich tomach. Wyglądało na to, że elfy miały kilka teologicznych koncepcji na temat bóstw i spierały się między sobą o to, która jest prawdziwa. Otwierały i budowały nawet bramy do zaświatów, by na miejscu zbierać dowody na prawdziwość swoich argumentów. Co według niej było po prostu głupie. Z drugiej jednak strony jakby się żyło tak po tysiąc lat, to z nudy każdy by wpadał na durne pomysły. Ludzie żyli zbyt krótko, by marnować czas na takie pierdoły. Wiara… nie była nauką i nie dało się jej zbadać tak, jak na przykład badało się magię, a przynajmniej tak uważała tancerka.
Zmęczona i nieco poirytowana tematyką jaka się jej trafiła, postanowiła zrobić sobie przerwę i ponownie sprawdzić co kto robił. Była nawet na tyle zdesperowana, by znaleźć jakąś odskocznię od filozofowania, że… była gotowa podręczyć diablika, albo powkurzać Sharimę, zależnie od tego na kogo trafi pierwsza.
Idąc na przechadzkę najpierw natrafiła na… chrapacza. Axamander został pokonany przez księgi. Przejrzawszy sporo z nich, w końcu nie wytrzymał i padł, zasypiając przy stoliczku i obśliniając otwarty tom.

“Jak widać… wizja dobrego zarobku żadnego lenia nie przekona do pracy” stwierdziła kwaśno Laboni, kiedy dziewczyna wyciągnęła fiolkę z tuszem i umoczywszy palec, postanowiła wymalować rogaczowi dodatkowe różki i bródkę i kocie wąsiki.
- Co… coś… się… kto? - mruknął Axamander budząc się gdy zabrała się za pierwszy wąs. Rozejrzał się dookoła sennie, aż zobaczył tawaif. - Paro?
Bardka wydała z siebie pełne zawodu westchnienie.
- No i po coś się budził? Tak sssłodko ssspałeś… - odparła z chochliczym uśmieszkiem.
- Coś mnie łaskotało po twarzy - stwierdził czterorogi obecnie mężczyzna. - Już nie taka naburmuszona jesteś… jak podczas podróży. Podoba ci się tutaj?
- Od razu mi się poprawiło jak skopałam arystokratyczny tyłek czarusia - sarknęła dziewczyna, zamykając fiolkę i chowając ją do sakwy. Usiadła na biurku i popatrzyła z góry na przyjaciela.
- Jaką tematykę trafiłeś?
- Ech… koligacje rodzinne. Rodowody i spisy kastowe. Dużo, dużo… imion. - Westchnął smętnie mieszaniec. Chaaya przebierała nogami jak mała dziewczynka.
- To i tak koziołku lepiej ode mnie… sacrum, profanum i inne filozofije - odparła beztrosko z ciepłym uśmiechem. - Masz coś wartościowego?
- Jest parę interesujących ksiąg na temat budynków należących do kast. Ktoś kto się zna na historii miasta i jego rozkładzie geograficznym może je odnaleźć. - Westchnął ponownie Axamander, widocznie nie lubił za dużo czytać, po czym spojrzał na Kamalę dodając wesoło. - A co do kopania arystokratycznych tyłków, to nie wiem jakie on akurat ma wpływy i znajomości. Niemniej nie sypnę na twój temat jego zbirom.
- Tooo wielce szlachetne z twojej strony, ale nie obawiam ani Gamveela, ani jego kontaktów, przełożonych i kogo tam jeszcze - stwierdziła ze śmiechem Sundari. - Ale wiesz… mam mapę starego miasta, może udałoby nam się coś nie coś wydumać? Ty chyba trochę znasz te tereny, przeczytałeś także księgi… powinno być łatwo nanieść jakieś poprawki na nową teraźniejszą mapę?
- Tylko część… moja droga. Bowiem miasto elfów jest wielkości małego królestwa. Jeszcze nie zwiedziłem go całego - odparł ze śmiechem rogacz i podrapał się po podbródku. - Może… omówimy to po powrocie. Przyznaję, że musiałbym przysiąść w spokoju i… pomyśleć.
- W porządku - zgodziła się tancerka i zeskoczyła z blatu. - Idę sprawdzić co robią inni… w razie co wiesz gdzie mnie szukać.
- Dobrze - stwierdziło z uśmiechem diablę, odprowadzając ją wzrokiem. - Acz nie miałbym nic przeciw byś dłużej dotrzymała mi towarzystwa.
Dholianka spojrzała przez ramię z psotliwym błyskiem w oczach.
- No to chodź, poszpiegujemy trochę Sharimę. Od tego czytania zrobię wszystko, by zapomnieć o tych boskich głupotach.
- Pewnie się obija - burknął gniewnie rogacz powstając i podążając za nią. - To wspaniała łotrzyca, jeśli szukasz kogoś do penetrowania ruin… ale do niczego innego się nie zadaje. Może do żeglarstwa, ale najbliższa fregata jest wiele mil stąd.
- Ech… to już nie chce jej szpiegować… hmmm. - Panna zamyśliła się teatralnie marszcząc nosek.
- Wieeesz… pierwszej nocy trafiłam na czytelnię, taką jakby salę do studiowania dla przyszłych magów… Może gdzieś tam są magiczne księgi? Ja osobiście trochę się ich boję, więc nie rozglądałam się… no i… jak już się odważyłam, by trochę pozwiedzać to prawie skończyłam jako śniadanie dla ludzkiej krewetki, więc sama tam nie pójdę.
- Może powinniśmy wziąć Sharimę. Niech idzie pierwsza, a my za nią - zaproponował z entuzjazmem diablik. A tawaif nie umknęło, że tak jakby… zapomniał o Jarvisie. Kobieta uśmiechnęła się jak przebiegła lisiczka.
- Strach cię obleciał? - Zacmokała głośno, jak do tłustego, głupiutkiego dziecka. - Za spódnicą mamusi musisz się schować? To wołaj ją, a ja już idę!
Z tymi słowy ruszyła, niemal w podskokach, w kierunku wyjścia z budynku. Ostatecznie to Axamandera przekonało. To, albo zgrabna pupa tancerki. Pognał więc za nią pospiesznie i wkrótce się z nią zrównał. Kiedy przekraczali granicę czytelni, kurtyzana postanowiła nawiązać kontakt z kochankiem. Ostatecznie… głupio by było jakby zginęła z diablikiem, gdzieś po środku dżungli i nikt by nawet nie wiedział od którego kierunku zacząć poszukiwania.
~ Idę z Axa poszukać biblioteki magów, jeśli nie wrócimy do nocy… to… rusz nam z Sharimą na ratunek, dobrze? Będziemy tam… tam gdzie nocowałam, pamiętasz jak tam dojść? Białe kolumny. Jest tam zarośnięte przejście, które ma wyciętą dziurę w pnączach.
~ Mam iść z wami? ~ Niewątpliwe czuć był w tych słowach zazdrość i zaborczość, acz Jarvis nie zdobył się na zabronienie im.
~ No… jeśli chcesz… myślałam, że masz dużo roboty. W ogóle mnie nie odwiedzałeś a ja się prawie rozpuściłam z nudy…
~ Miałem w planach dopaść cię wkrótce ~ odparł czarownik i przez chwilę nie docierała do niej żadna myśl. ~ Przyjdę tam do was później. Wkrótce.
~ Jestem twoja ~ “pożegnała” się słodko, już nie niepokojąc narzeczonego.

Ruszyli razem przez obozowisko, a następnie powoli zaczęli zapuszczać się w las. Złotoskóra na przodzie, a za nią rogacz.
- Możliwe, że natkniemy się na księgi magiczne - rozważał na głos.
- Moooże. Pomieszczenie w którym spałam ma oddzielne przejście, które prowadzi do sali ze studenckimi ławkami oraz wysoką katedrą nauczyciela. Z niej wychodzą dwa korytarze… jeden prowadził do zalanej wnęki, teraz całkowicie przysypany gruzem. Tak się wystraszyłam tej krewetki, że nie miałam ochoty sprawdzać drugiego korytarza… - Chaaya rozgadała się przypominając sobie niedawne przeżycia.
- Teraz skryjesz się za mną. Obronię cię przed nimi - odparł dumnie Axamander.
- Zabiłam go… - stwierdziła gładko bardka. - To ja zawaliłam korytarz z podwodnym pomieszczeniem…
- Acha… no tak. Powinienem się spodziewać, że sobie poradzisz - przypochlebił się diablik, acz ogon mu nieco opadł. Wyraźnie martwił się, że przepadła mu okazja do popisania się. Bardka zaśmiała się głośno jak skowronek i poklepała przyjaciela po ramieniu.
- Wczoraj walczyłeś bardzo dzielnie - pochwaliła go polubownie. - Choć muszę przyznać, że martwiłam się o ciebie… powinieneś być ostrożniejszy.
- Ach.. no cóż… Jestem w końcu śmiałym odkrywcą i nieustraszonym bohaterem - rzekł dumnie mieszając, maszerując za tawaif przez chaszcze.

Wkrótce dotarli na miejsce.
- Wygląda obiecująco - ocenił Axamander, a kurtyzana odpowiedziała mu charakterystycznym potrząśnięciem głową.
- Tutaj wycięłam wejście… - Wskazała na dziurę, przez którą zaraz zaczęła się przeciskać. - W środku jest dość ciemno… - dodała po drugiej stronie pnącz, przyglądając się murom. Wyciągnęła z podwiązki wachlarz i aktywowała magiczny płomień.
- Mam słoneczne pręciki. - Diablik wyjął parę, po tym jak przestał się gapić na jej zgrabną nogę.
- Mogę dać ci jeden - zaproponował. Tancerka zamachała bronią, tworząc jasny jęzor ognia.
- Mam czym sobie przyświecać i w razie co czym bronić. Chodź bo umieram z ciekawości. - Po tych słowach ruszyła korytarzem, śpiewając pod nosem. Dzięki magicznym słowom polepszającym jej zdolność percepcji, szukała ukrytych przejść lub tajemnych skrytek, w nadziei, że skoro w zwykłej bibliotece coś było, to i tu coś znajdzie.
I jak się okazało… rzeczywiście coś znalazła. Coś… czyli małą wnękę, ukrytą pod poduszką siedzenia w głównej sali. Tam, gdzie dawniej przesiadywał nauczyciel, przemawiając do całej sali. Kamala wchodząc do pomieszczenia, dostrzegła dziwne ułożenie spleśniałej (kiedyś) poduszki, zaciekawiona podeszła do niej i odchyliwszy ją znalazła dwie ukryte, antyczne fiolki wypełnione równie starożytnymi cieczami. Niemagicznymi, co potwierdził cicho rogacz. Po odkorkowaniu obu z nich i powąchaniu Sundari oceniła, że mniejsza to elfie pachnidło, a większa to jakiś alkohol.

Dziewczyna zaśmiała się, zadowolona z samej siebie. Nawet poklepała się po ramieniu, jakby sobie gratulowała.
- I widzisz? - Rzekła radośnie i zdecydowanie zbyt pompatycznie, jak na tak lichy skarbik. - Jestem prawie tak samo dobra jak Sharima! Znalazłam perfumy i pewnie… eee... elfią... wódkę, bo zapach aż szczypie w nos. - Tu panna skrzywiła się teatralnie i dodała zawadiacko. - Teraz twoja kolej, pokaż jakim to jesteś “śmiaaałym odkrywcą” i odkryj przede mną tajemnicę tej czyteeelni.
- Tu raczej nic nie znajdziemy - stwierdził Ax rozglądając się pomieszczeniu. Zajrzał do pierwszego z korytarzy. Tego w którym walczyła.
- To tu… spotkałaś tą krewetkę? - spytał oświetlając pręcikiem sufit i machając na boki ogonem.
Bardka nadymała policzki jak tyknięta rozdemka, ale ostatecznie i tak czuła się zwycięzcą sztuk łotrzykowskich. Podeszła do kompana wpatrując się w jego ogon, który działał na Deewani tak jak działała falująca wstążka na kociaka.
- Tak… korytarz nieco się zapadł w dół, a komnata wylądowała w dziurze z wodą - odparła dumna ze swoich destrukcyjnych osiągnięć. - Nieźle pierdyknęłam cooo?
- Taaak… zdecydowanie zaszalałaś. - Diablik uderzył o sufit pręcikiem i popatrzył na sypiący się z niego gruz. - Może jednak pójdziemy ty drugim korytarzem, co?
- Głupi jesteś? Chciałeś tam wleźć?! - Zdziwiła się, wyglądając mu przez ramię na gruzowisko. - Oczywiście, że idziemy w drugą stronę! - I jak powiedziała, tak też zrobiła. - Nie ociągaaaj sięęę - zawołała śpiewnie. - Bo wszystkie skarby będą mooojeee ho, ho, hoo.
- Może ta twoja krewetka miała w leżu skarby - wyjaśnił rogacz, ruszając za Paro w kierunku drugiego korytarza. Tego w lepszym stanie. Idąc nim rozdrażnili kolejną kolonię nietoperzy, które to wyfruneły przez szczeliny w suficie. Następnie, drzwi po prawej stronie korytarza były zablokowane, więc mężczyzna musiał je wyważyć kopniakiem.

Weszli do pokrytej pajęczynami salki, przeznaczonej na medytacyjną. Poduszki leżały dookoła fontanny, część z nich była zawilgocona, a sama fontanna nieczynna. Fragmentu dachu już nie było, ale przez dziurę dało się dojrzeć jedynie więcej pajęczyn… i odwłok olbrzymiego pająka czyhającego na swą ofiarę. Na szczęście nie brał pod uwagę, że dwa smakołyki mogą go zajść od tej strony kokonu i nie było tu nici mogących go poinformować o intruzach.
- Musimy go bić? - zapytała niepewnie kurtyzana, zezując w stronę ośmionoga. - W sumie… jest u siebie, jak nas nie zauważy to chyba możemy go zostawić prawdaaa?
- Jeśli będziemy cicho… i nie będziemy trącać jego kokonu, to pewnie nawet nas nie zauważy. Uważaj tylko na małe pajączki. Mogą być jadowite - odparł Axamander rozglądając się po komnacie. - Ich ugryzienie raczej cię nie zabije, ale z pewnością będzie bolesne. I może zamień wachlarz na pręcik. Pajęczyny są łatwopalne.
Na wieść o małych pajączkach Dholianka niemal wlazła kompanowi na plecy. Najwyraźniej jego mogły dziabać po kostkach, ale jej już nie. Na szczęście zgasiła na broni ogień i nie osmoliła diablęciu rogów.
- Nie stójmy tuuu… - załkała cicho do szpiczastego ucha, wiercąc się przy tym w panice. Duży pająk nie robił na niej wrażenia… dywaniasty rój z wczoraj również… ale jeden, malutki, samotny i… ukryty pajączek… ooo panie, to był prawdziwy horror!
- Wychodzimy już, czy rozglądamy się. Prawdziwy awanturnik by się rozejrzał - droczył się z nią rogacz, jednocześnie oplatając ją ogonem w pasie. Chaaya przełknęła głośno ślinę, mocno trzymając się męskiego płaszcza.
- Mmoże znajdziemy przejście… tak przejście do innej sali to dobry pomysł.
- No dobrze - odparł Ax tak jakoś zbyt pospiesznie, by brzmiało to jak niechętne odpuszczenie sobie sali do przeszukania. Niemniej cofał się do wyjścia, a to już było coś.
Gdy znaleźli się na korytarzu, spytał - idziemy dalej? - zapominając odwinąć ogon oplatający wczepioną w jego plecy kobietę.
- Dalej dalej… - Tancerka odetchnęła z ulgą, że nie musi już stawiać czoła niewidzialnemu wrogowi i zrównała się z towarzyszem.
- Myślisz, że mogły być tam jakieś skarby?
- Może… ale wątpię - ocenił diablik ruszając przodem przez korytarz. Ten nagle skręcił, a potem się rozdwoił. Na końcu krótszego były zamknięte solidne drzwi. Dłuższy prowadził nie wiadomo dokąd.

Kamala zastanowiła się co dalej. Część jej chciała iść ku przygodzie i dalej penetrować długie przejście, ale część podpowiadała jej, by systematycznie sprawdzać każdą napotkaną komnatę.
- Wiesz… - zaczęła dosyć smętnie, marszcząc nad czymś czoło. - Założe się, że do tamtych drzwi… będziemy potrzebować Sharimy, ale miło by było się pomylić…
- Możemy też znaleźć, do nich klucz… - odparł mieszaniec i podrapał się po rogu. - Lub mojej magii, jeśli się nie boisz wymiarowych wrót.
- Ja się… mało rzeczy… boję… - burknęła nie do końca przekonana bardka, która nigdy nie miała do czynienia z wymiarowymi wrotami… chyba, że to była inna nazwa portalu, tylko skąd ona mogła to wiedzieć? Nie studiowała sztuk magicznych!
- To chodź do mnie. - Rogacz objął dziewczynę ramieniem. Podszedł do drzwi i otworzył magiczną szczelinę wielkości wrót, po czym przeszli przez nią na drugą stronę. Pierwsze co Axa powiedział to… - Coś tu jest nie tak. - Bowiem za nimi nie było drzwi, a lita ściana. Znaleźli się bowiem w dużej, wygodnej komnacie, pozbawionej okien, za to z lustrem, sofą… okrągłym stoliczkiem z napisem “Nakryj się” w smoczym. Zwierciadło było duże, zdobione bardzo… ekscentrycznie. Zarówno lustro jak i stoliczek były wmurowane w podłogę. A z okrągłej komnaty nie było wyjścia. Za to były kandelabry z iluzyjnym płomieniem. Jakby to było jakieś… tajne miejsce na schadzki? Może… niemniej wszystko to wyglądało dosyć niepokojąco. Łapy demonów trzymały świece. Rama składała się z macek, rogów i kłów… a podłogę pokryto mozaiką będącą magicznym kręgiem przeciw złu… skierowanym do środka.
- Nakryj się? A co to… jadłodajnia dla ubogich? Darmowa prażona kukurydza podczas zwizualizowanej rozmowy na odległość? - Sundari wiedząc co nieco o elfich “zainteresowaniach” nie bardzo się przejęła mrokiem sali. Za to… z paniką odwróciła się za siebie, by sprawdzić magiczne pęknięcie, którym przeszli. - Mam nadzieję… że umiesz zrobić to w drugą stronę? - dodała widząc, że czar zdążył się rozwiać.
- Tak… tylko, że przygotowałem jedno takie przejścia, ale z pewnością jest tu jakieś inne wyjście. Albo poczekać, aż znowu będę mógł je przygotować i rzucić. - odparł diablik tuszując uśmiechem swoją lekkomyślność. Najwyraźniej trochę żałował tego popisywania się.
A stolik… nakrył się. Całkiem wykwintną kolacją dla jednej osoby.
- Świetnie! Po prostu świetnie! Utknęliśmy w kryjówce jakiegoś zboczonego podglądacza! - Dholianka potrząsnęła gniewnie głową i usiadła na sofie. Popatrzyła na jedzenie. Odwróciła się naburmuszona. Po czym znowu popatrzyła na posiłek. Burknęła jak ciężka od deszczu chmurka.
- Mam nadzieję, że nie jest zatrute - sarknęła i wyciągnęła rękę po przekąskę. - Szukaj wyjścia! - rozkazała nadal się bocząc i to bocząc się bardziej na Jarvisa, który miał dojść do nich “niedługo”, ale jak widać wcale mu się do nich nie spieszyło. Gdyby tu był, to na pewno by ich uratował, ale nieee…
- Gdzie twój duch przygody? - Westchnął mężczyzna mając cichą nadzieję, że jeśli już, to to uwięzienie wprawi ją w bardziej romantyczny nastrój, ale niestety było inaczej… więc westchnął i zabrał się do przeszukiwania ścian.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 13-12-2019, 22:18   #280
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya testując wykwintną elfią potrawę, gapiła się w lustro. Bo cóż innego jej pozostało? Wisiało ono naprzeciw sofy i… miało intrygującą ramę. Coś w niej… było… oczy tawaif rozszerzyły się nagle, gdy zorientowała się, że rama jest zagadką. Trzeba było połączyć odpowiednie rogi… części ramy tak by utworzyły jedną wspólną linię.
- Przynajmniej nie umrzemy z głodu… - stwierdziła nieco ułaskawiona bardka, zajadając się smakołykami. - Chcesz trochę? Ciekawe smaki… nietypowe…
Kobieta postanowiła przemilczeć informacje o zwierciadle, choć trzeba było przyznać, że korciło ją by zabrać się za rozwikłanie tajemnicy. Chciała jednak podręczyć trochę przyjaciela, no i… te paszteciki z maślanego ciasta były niesamowite.
- Z chęcią spróbuję. - Rogaty amant od razu do niej doskoczył, zajmując miejsce obok i od razu częstując się strawą. Szybko się uwinął z tym przeszukiwaniem, niemniej tawaif poczuła coś jeszcze, poza poufałym muśnięciem ogona na ramieniu.
Znajomą obecność, nieporadność i upór zarazem. Jarvis się zbliżał. Co prawda jeszcze był zbyt daleko, by nawiązać mentalny kontakt, ale już ją wyczuwał, a ona jego.
- No iii… znalazłeś wyjście? - spytała dziewczyna skupiając wzrok na lekko podrygującej końcówce ogona. Deewani dałaby się pokroić, by mogła ją złapać. - Czy może… pasuje ci nasze zamknięcie?
- Tu jest całkiem romantyczne… nie uważasz? - zapytał Axamander, uśmiechając się do dziewczyny, po czym dodał. - Ściany są solidne, możliwe, że wzmocnione przez magię miejscowego mythalu. Żadnych śladów tajnego wyjścia nie znalazłem.
- A ja coś znalazłam, ale nie powiem ci co… pomęcz się trochę. - Tancerka rozsiadła się wygodnie, spoglądając wyzywająco na kompana.
- Tooo… - Diablik rozejrzał się bezradnie nie mogąc znaleźć niczego ciekawego, poza ciepłym ciałem Kamali, do którego się tulił.
- Noooo..? - drążyła nieugięta bardka, wyraźnie czerpiąc przyjemność z jego braku wiedzy. Gdyby nie była dziwką, poczułaby się niezręcznie w tej sytuacji.
- Teee... pochodnie z magicznym ogniem są rozmieszczone w specyficzny sposób i łączą się jakoś z magicznym kręgiem wbudowanym w podłogę? - zapytał bardziej niż stwierdził.
- Eee… nie-e - odparła skonsternowana panna. - A są?
- Tak mi… tak - odparło z przekonaniem diablę, acz kurtyzana je przejrzała… blefowało.

Kamala westchnęła smętnie, dojadając ostatni kęs paszteciku z kruchego ciasta, zrolowanego w kształt muszelki morskiego ślimaka. Oblizała paluszki z okruchów. Puściła mężczyźnie niepokojące spojrzenie, spod ciemnych rzęs.
- Nie należysz do tych spostrzegawczych co? - spytała retorycznie, lub może mówiła po prostu sama do siebie.
Wziąwszy rogatą buźkę w obie dłonie, pogładziła kciukami policzki Axa, po czym delikatnie skierowała jego lico w kierunku lustra, tak by mógł podziwiać swoje… ich odbicie. - Skup się na rogach - szepnęła mu do ucha, wykorzystując sytuację, że mag doskonale widział co robiła i przybierając kusząco wyzywającą pozycję blisko, za blisko, jego ciała.
Nie ułatwiala mu więc tego skupiania się, bo jego wzrok zamiast zerkać na rogi lustra, wędrował po dekolcie tawaif co sprawiało, że jego własny ogon zaczął poruszać się na boki.
- Widzę rogi, ładna oprawa… lustra oprawa. Co z nimi? - mruknął.
- Ech, jesteś do niczego… - Dziewczę prychnęło i odepchnęło amanta, samej wstając by podejść do lustra. - Trzeba je ustawić w linię, ooo… hmmm… - Złotoskóra spróbowała przesunąć coś w ramie, lub samą ramę w podłodze, bardzo zaciekawiona zagadką. Ruszając jeden róg przemieszczała dwa kolejne po przeciwnej stronie, więc nie dało się tak po prostu ustawić jednej linii wokół lustra. A gdy przestała rozpraszać mieszańca, ten mógł się wreszcie skupić na rogach… tych dodatkowych… odbijających się w lustrze.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że ktoś mnie pomazał na twarzy? - zapytał, sięgając po chustę, by zetrzeć rysunek.
- Może dlatego… - Kobieta uniosła palec, którego opuszka była lekko zabarwiona i odbiła go w zwierciadle. - Chodź i mi pomóż… to się musi jakoś składać!
- Raczej powinienem zaplanować zemstę. Pewnie ślicznie byś wyglądała z różkami - odparł ironicznie diablik podchodząc bliżej i dając klapsa za pomocą ogona w pośladek Chaai.
- Wygląda na to, że trzeba dobrać kolejność. Poruszają się zawsze dwa po przeciwnych stronach. - Zadumał się na koniec.

Tymczasem Dholianka oglądała się to przez jedno, to przez drugie ramię, śledząc frywolnego oponenta. Deewani coraz bardziej zagrzewała się do zabawy, uznając taką rozrywkę za wysoce śmieszną i godną jej smoczego majestatu.
- Sprawdźmy więc… każdy róg przesuniemy raz w jedną, raz w drugą stronę i będziemy obser… - Nie wytrzymawszy capnęła powietrze, głośno klaszcząc dłońmi. Wyglądało jakby zabiła właśnie upierdliwego komara, ale ona tylko nie trafiła w ogon. Przyczaiła się, wielce naburmuszona i dopadła biedaka ściskając go jak tłustego robaka. - Ha ha!!! - krzyknęła zwycięsko, bardzo uradowana.
- Mieliśmy… - zaczął Ax, ale potem poczuł jej palce na ogonie, który zaczął się wić jak ów robal, po czym owinął się nagle wokół trzymających go dłoni. Teraz to bardka została uwięziona i przyciągnięta nagle do mężczyzny. - Proszę proszę, cóż to za rybkę żem złowił.
- Śmieszne rzeczy nim wyprawiasz - odparła przez śmiech, jakaś taka rozpromieniona i lekka. - Ciekawe czy jakbym ci zagrała to by tańczył jak kobra?
- I bez muzyki by potrafił… używam go czasem jako wędki i przynęty, a czasem… w łóżku - wyjaśnił awanturnik obejmując pochwycone dziewczę i tuląc do siebie. Musnął rozdwojonym językiem jej ucho. - Poza tym… znam złodziejki, które potrafią nim kraść i włamywać się. Wojowników potrafiących używać go jako broni.
- Ooo… chciałabym zobaczyć takiego wojownika - zachwyciła się Kamala i zaraz zaczęła się odpychać. - Nie traćmy czasu - fuknęła lekko sfrustrowana. - Co mówiłeś wcześniej? Że co mieliście?
- Mieliśmy zająć lustrem, a ty zaczęłaś bawić się moim ogonem - przypomniała Axamander nie wypuszczając dziewczyny z objęć. - Może najpierw zaczniemy od puszczenia mojego ogona.
- Prowokował mnie! - usprawiedliwiła się bardka, nie dając za wygraną. - I nie puszczę! Złapałam, więc jest moje!
- Wedle tej logiki… ty jesteś moja. - Diablik posmakował rozdwojonym językiem szyję Sundari. - Ale możemy się wymienić, albo… kontynuować.
- Byłam… pierwsza! - obruszyła się panna, ale gdy tylko poczuła łaskotanie na nagiej skórze, jakoś tak się dziwnie nastroszyła. - W porządku. Masz ten swój zapchlony ogon i zajmij się lustrem! I dla jasności… jeśli chciałbyś bym była twoja najpierw musiałbyś pokonać mojego kochanka. Do tego czasu, żadna zasada nie będzie się trzymać twoim słowom.
- To intrygujący pomysł - stwierdził po namyśle rogacz i wypuścił dziewczynę z objęć. - Może i tak zrobię. Tylko pokonać, tak?
- LUSTRO! Zajmij się cholernym lustrem, a fantazjować to ty możesz u siebie w namiocie. - Kurtyzana skrzyżowała ręce na piersi i dumnie odwróciła się do ramy, by po raz kolejny się jej przyjrzeć, z uporem maniaka ignorując fakt, że miała zaróżowione policzki i zmierzwione włosy.
- Lustro, lustro… - zaburczał mag, ale zabrał się za ustawianie rogów, aż w końcu mu się udało. Nastąpiło kliknięcie, gdy linia się pojawiła… a potem ta linia zabłysła czerwonym blaskiem i… jeśli elf podglądał dla własnej przyjemności, to miał dziwne fetysze… dotyczące grubych, cycatych i zębatych bestii w kiepskim makijażu.

[media]http://archive.wizards.com/dnd/images/ff_gallery/50144.jpg[/media]

- Ach. Elimhair, cin were danen an so an. Eeeee… - odezwał się tłusty grubas męskim co prawda, ale miękkim i delikatnym głosem. Ów ton kojarzył się Chaai ze starymi eunuchami.
- Co za niespodzianka. Kim jesteście moi drodzy? - zapytał potwór z lustra przymilnym tonem przechodząc na ich język.

“IIIAAAAA!” Deewani zawiła niczym wilkołak podczas pełni. “Chcęęęę, CHCĘ MIEĆ TAKIEGO CHOWAŃCAAA!!!”

Bardka cofnęła się odruchowo, po czym zastygła w oniemieniu i gdyby nie paranoiczne mruganie, można by stwierdzić, że ją spetryfikowało.

“Starcze! Starcze! Starcze!” wykrzykiwała maska, mało nie wybuchając z podniecenia. “Co to? co to? co to i jak to oswoić?!”
~ To jest jakiś demon. Masz chłopaka od takich spraw. Pierwszy raz widzę coś takiego ~ odparł smok niechętnie przyznając się do niewiedzy.
Emanacja zachłysnęła się i mało nie udławiła własną ekscytacją.
“Będę… będe mieć DEMONIEGO CHOWAŃCAAAAAAA…”
“Cicho do kurwy nędzy!” skarciła dziewczynkę babka. “Już do szczętu oszalałaś. Na huk ci taki stary, tłusty demon bez talentu?!”
“Be be ple ble…” przedrzeźniła ją wnuczką wysoce urażona.

W końcu tawaif spojrzała z ukosa na towarzysza, jakby chcąc odgadnąć w jak dużych kłopotach byli.
- Czy przed chwilą… to był elf...i? - wydukała niepewnie, bo coś trzeba było powiedzieć.
- Taaaak… Mówię wszelkimi językami. Taki mam talent. I nie bójcie się. Nie ma po co wyciągać broni. Jestem na całkiem innym planie egzystencji - rzekł uspokajająco czart widząc, że Axamander wyciąga miecz. - I nie zamierzam pojawiać się tam u was.
Sięgnął długimi paznokciami do srebrnego pucharka stojącego obok niego, wyjmując z niego robala wijącego się w panice. Robaka o ludziej twarzy, którego powoli zaczął pożerać.
- Wybaczcie… byłem głodny. Może wiecie co się stało z moim współpracownikiem Elimhairem? - zapytał uprzejmie.

W normalnych warunkach, z normalną, ludzką dziewczyną… taka rozmowa powinna ją przerazić i wpędzić w popłoch. Tylko tancerka normalna nie była… nigdy.
- Bardzo przepraszam za mojego przyjaciela - odparła gładko Dholianka, trącając bioderkiem rogacza, co by wypadł z widoku, niezdrowo zaintrygowana tym niezwykłym spotkaniem. - Wołają na mnie Paro i odpowiadając na twoje pytanie…. mości… e… mościa… szanowny demonie? To… zapewne twój kompan… nie żyje. Na tym planie nie przetrwały prawie żadne elfy… i krasnoludy… i gnomy… i takie małe, niziutkie istotki co wyglądają jak dzieci.
- Szkoda… lubiłem go. Był… użyteczny - odparł potwór splatając razem tłuste dłonie z długimi szponami pomalowanymi czerwonym lakierem. - Jego śmierć to jednocześnie szansa dla was obojga. Bo… zwolnił się jego etat. Jestem bowiem handlarzem informacjami. Zbieram intrygujące ploteczki, zlecam ich zbieranie i oczywiście… nagradzam za nie.
Pstryknął palcami i jedzenie na stoliku znikło, a na jego miejscu pojawiła się fiolka wypełniona zielonkawym płynem, emanująca magią.

~ Kamala? ~ odezwał się nagle przywoływacz.
~ JarvisienieuwierzyszposzliśmyzAxamanderemkorytarz emitambyłydrzwiktóreniebyłydrzwiamiiprzeszliśm yprzeztakiecośwpęknięciuiutkneliśmyw… ~ Chaaya była tak podniecona, że dosłownie przywaliła kochanka myślami, których prawie ni dało się odczytać.

Złotoskóra dopadła do blatu i kucnąwszy, przyjrzała się buteleczce, wyglądając przy tym jak zaciekawiona sroczka bez instynktu samozachowawczego.
- Oooo… co to, co to? - spytała ciekawsko, przechylając na bok głowę. - Nie lubie plotek… mało mnie interesuje kto się z kim przespał, albo kto gdzie się upił, no chyba, że masz na myśli plotki… polityczne. One są o wiele zabawniejsze, zwłaszcza jak nie wiadomo czy nie wyniknie z nich wojna.
- Plotki polityczne, dotyczące świata, magii i wszystkiego… - rzekł handlarz uśmiechając się szeroko i prezentując garnitur ostrych jak sztylety zębów, który mógłby przyprawić rekina o kompleksy. - ...i czasami mały żarcik. Podrzucenie czegoś komuś, rzucenie jakieś czaru. Takie tam.

Starzec “poczuł” jak pod jedną z jego łap coś się poruszało. Jakby jakiś robak wyłaził spod ziemi i walił łebkiem o jego podeszwę. Po kilku razach prób przebicia muru głową, robak chyba poszedł po rozum i… wykopał się nieco dalej.
Łuski stanęły mu prawie dęba, z odrazy (oczywiście), kiedy zobaczył skrzydlatą pijawkę na pajęczych nóżkach, z główką jak dziurka od klucza. Robak otrzepał się jak mokry pies, załopotał szkrzydełkami i “popatrzył” na smoka czegoś od niego oczekując.
Ten jednak ziewnął obojętnie i zignorował natręta.

- Żarty? Tak… żarty są fajne… - Panna uśmiechnęła się jak chochlik. - Mam ja parę plotek, które mogą cie zainteresować… oj maaaam.
- Taaaak… jestem zainteresowany - odparł grubasek, a Axamander znów wycelował miecz w lustro. - Chwilka… a co właściwie jest w tej fiolce?
- A taaaak… nic wielkiego. Ta fiolka zawiera odpowiednio spreparowany zielony szlam. Rzuca się tym we wrogów. Bardzo użyteczna i bardzo skuteczna broń….Taaaak - wyjaśnił z uśmiechem czart.

~ Jestem już coraz bliżej. ~ Usłyszała w swojej głowie Sundari.
~ Idźdodrzwiiuwazajnapająkawsaliniedalego ~ Kobieta nadal była czymś niesamowicie podniecona, iż nie potrafiła wyklarować myśli.

- Belphegor wskrzesił swojego sługę, który został spalony i rozsypany, i teraz aktualnie sieje postrach w La Rasquelle… czy taka plotka jest dla ciebie ciekawa? - zapytała Chaaya, wyciągając dłoń po ciecz.
- Stary dobry Belphegor… bawi się w kulty w elfim mieście? Myślałem, że woli nie wyściubiać nosa ze swojego lustrzanego kasztelu. Taaak to jest intrygująca wiadomość, moja śliczna… baaardzo… intrygująca. Taaaaak - wydawało się, że handlarz uwielbia brzmienie swojego głosu. - Więęęc interesuje cię praca dla mnie?
Tancerka zaprzestała zabawy płynem i obejrzała się na demona.
- Praca… to słowo odbiera przyjemność z plotkowania, jeśli już moglibyśmy zostać znajomymi, którzy czasami sobie pogawędzą… bo widzisz, tak się składa, że ja też lubię płatać komuś psikusy… i ty mógłbyś mi pomóc w dotarciu do celu.
- Przyznaję, że byłabyś… pierwsza. Dotąd bowiem nikt nie chciał ze mną plotkować - odparł z uśmiechem skrzydlaty ropuch. - Jesteś wyjątkową niewiastą. Taaaaak.
- Teraz w modzie jest być uczciwym i każdy udaje, że jest świętszy od anielskich zastępów. - Zacmokała zniesmaczona kurka. - Ciężko o dobrego partnera w loży szyderców.
- Demony też nie słyną z uczciwości - przypomniał diablik o wiele mniej entuzjastycznie nastawiony do potwora. Tym bardziej, że on brał się z kolejną robaczą przekąskę, której ludzka twarz wykrzywiała się w przerażeniu.
- Taaak. Ale ja nie jestem demonem. Jestem diabłem. - Uściślił potwór przeżuwając. - To duża różnica mój młody czarciotknięty.
- Ludzie też nie - stwierdziła smętnie bardka, jakby zmuszona była po raz setny tłumaczyć ową oczywistość. - A jednak codziennie się z nimi zadajemy. Zresztą… plotki służą dla zaspokojenia ciekawości… no i do szantażowania nieprzyjaciół. Musisz przyznać, że to całkiem zabawne…
Chaaya cechowała się zbytnią naiwnością, pytanie jednak czy warto było ją uświadamiać, czy nie lepiej pozostać w sferze “przyjaciela”, skoro miała tak przewrotne zapędy.
- Diabłem? A to… eee czymś się różni? Jesteś jakiś inny niż demon? Ja się zupełnie na was nie znam… nie chcę cię obrazić… - zwróciła się do bestii z lustra.
- My diabły jesteśmy honorowe i szlachetne i zawsze dotrzymujemy słowa - odparł handlarz uśmiechając się szeroko, a rogacz uściślił. - …pisanego słowa. To prawnicy z natury i zawsze trzeba uważać na drobny druczek przy zawieraniu z nimi paktów. A… i nienawidzą demonów z wzajemnością.
- To bardziej kwestia rozbieżności ideologii. Demony po prostu niszczą wszystko i są… nieokrzesanymi brutalami. - Prychnął potwór nie zaprzeczając słowom Axamandera.
- Czyli po prostu… powinnam przeczytać całą umowę… - stwierdziła tancerka. - Umowa słowna działa trochę inaczej. Zresztą warunki jakie tu omówiliśmy są dosyć proste. Ja opowiadam plotki, on opowiada plotki lub daje mi coś w zamian, czasem on prosi mnie o przysługę, a czasem ja jego… Obu stronom powinno zależeć na uczciwości, bo jakby to powiedzieć. On jest w piekle, a ja tu, a rozmowę możemy prowadzić… jak się domyślam… w tym pomieszczeniu, więc wystarczy nie przyjść i nici ze wszystkiego.
- Dokładnie… choć ja niekoniecznie dostarczam przysługi i informacje. Zwykle nagradzam materialnie. I po prostu lubię wiedzieć co się dzieje na tym świecie - wyjaśnił diabeł.
- Demony go najeżdżają - odparł sceptycznie Axamander.
- Ale które z nich. Demony mają swoją władców. Kilku i konkurujących ze sobą. - Nie zrażał się grubasek.
- Nie możesz zrobić dla mnie wyjątkuuu? - spytała rozżalona dziewczyna, która już się napaliła na międzyplanarne psoty.
- Wszystko jest do negocjacji. - Uśmiechając się beztrosko, handlarz dał odrobinę nadziei dziewczynie.

~ Drzwi są zamknięte. Jak weszliście? ~ zapytał czarownik.
~ Ach… to nie są drzwi. Ax zrobił przejście, mówiłam ci już, ale wyczerpał już czary i nie mamy jak wyjść. Tu jest takie fajne lustro z ruchomą ramą i jak ułożyliśmy te ramę, to pojawił się diabeł i teraz opowiadamy sobie plotki!
~ Diabeł brzmi kłopotliwie. Zaraz spróbuję coś wykombinować ~ mruknął Jarvis.
~ Jest bardzo miły i śmiesznie wygląda i chyba zna Belphegora, więc jest nadzieja, że może nas jakoś wkręci w szerego kultystów ~ Kamala wydawała się być przeszczęśliwa ze spotkania i słabo zorientowana w zagrożeniu jakie takie spotkanie powoduje.

- Jestem całkiem dobra w negocjacjach - stwierdziła zadziornie tawaif, siadając na sofie. - Uważaj bo oskubie cię co do duszyczki, czy jaką tam walutą się posługujesz - dodała żartobliwie.
- To by była ciekawa sytuacja moja droga Paro. Ciekawa, acz bardzo nieprawdopodobna - odparł czart z uśmiechem… szerokim i paskudnym (choć nie dla dziewczyny).

Zignorowany Ranveer-nie-człowiek postanowił wziąć sprawy w swoje… nóżki i zrywając się do lotu, podążał w kierunku ukrytej w altanie bardki. Starzec czuł jak Deewani unosi się na fali euforii i zadufania w sobie. Maska podobnie się czuła, gdy postanowiła złamać zakaz i założyć przeklęty hełm daemona. W końcu była wspaniałą, nieustraszoną wojowniczką i negocjatorką i poliglotką i tancerką i kurtyzaną i czerwoną, niepokonaną, smoczycą i to potężniejszą od samego potwornego Ferragusa (co akurat nie było takie trudne). Była najpiękniejsza, najsilniejsza, namądrzejsza, najbogatsza, najsławniejsza, najsprytniejsza i w ogóle “naj” powinno być jej drugim imieniem!

- W takim razie możemy przystąpić do sporządzania umowy. - Sundari wygładziła zmarszczki na spódnicy, odgarnęła włosy za ramię i poklepała miejsce obok siebie. - Usiądź Ax… nikogo nie wystraszysz tą wykałaczką
- Wolę ją mieć w ręku - odparł diablik i wskazał czubkiem miecza, tłustego diabła. - Nie wiesz przypadkiem jak można stąd wyjść?
- Właściciel stosował teleportację, acz… czasami był zbyt skacowany, by mógł rzucać czary - odparł uprzejmie handlarz. - Taaaak… biedny skacowany i podtruty narkotykami elf, podchodził wtedy do ściany i szeptał “Lain nin”. - Po czym zwrócił uwagę na tawaif, pstryknął pazurami i jakaś pokraczna istota otulona płaszczem podała mu czysty pergamin. Położył go obok siebie… i po chwili karta pojawiła się na stoliku.
- To trzymaj w ręku… jak wolisz… - Kobieta potrząsnęła charakterystycznie głową, lekko zniesmaczona zachowaniem kompana. Wzięła pergamin do ręki i chwilę się nim powachlowała, spoglądając w sufit. - Zacznijmy od tego, jak powinnam się do ciebie zwracać. To będzie trochę krępujące, jeśli nie będę mogła cie nazwać po imieniu. Oczywiście, nie musi to być twoje prawdziwe imię… a ksywka lub cokolwiek - zwróciła się handlarza.
- Hamichi… tak mnie zwali przerażani wieśniacy, których pożerałem w czasach swej beztroskiej młodości. Podobny do różowego robala jęzor przesunął się po zębach. I nie przejmuj się wrogością twojego towarzysza. Diablęcia albo nas uwielbiają, albo nienawidzą z całego życia, w zależności od wychowania - odparł żartobliwie czart.

Chaaya uznała, że to dosyć próżne zachowanie, by planokrwiści gardzili swoim rodowodem, ale nie zamierzała zagłębiać się w ten temat. Chwilę przyglądała się profilowi mężczyzny, który z uporem maniaka mierzył w lustro bronią.
“Hamichi…”
Imię to… brzmiało jakoś tak dziwnie, jakby znajomo? Wprawdzie wątpiła, by poznała kogoś o takim imieniu, niemniej wydźwięk wymawianych głosek roznosił się nieprzyjemnym mrowieniem. Motyla pijawka zrobiła włam do “bezpiecznego miejsca” w głowie Dholianki i przysiadła jej na ramieniu. Dziewczyna była tak zamyślona, że nic nie poczuła, ani nic nie usłyszała. Daemon przemaszerował w górę i w dół po plecach “posklejanej” emanacji. Chwile pokręcił się w okolicach bioder, ale najwyraźniej coś mu nie pasowało, więc wspiął się z powrotem na bark. Przedreptał z lewego na prawy, zajrzał pod włosy i… pyk, przyssał się do drobnego skrawka skóry, sprawiając, że ten pokruszył się i odpadł.
Starzec momentalnie poczuł brak obecności Deewani, która blokowała swoim uporem, wszelkie próby racjonalnego myślenia, a zadowolony Ranveer zeskoczył z tancerki i momentalnie zakopał się we wspomnieniach.

“Hamićhiii… brzmi, brzmi jak imię z…” głos Nimfetki drżał niebezpiecznie, gdy do maski powoli docierał sens brzmienia przezwiska. “Ja nie chce. Ja nie chcę tam wracać…” załkała przerażona myślą, nawiedzających ją wspomnień. Kurtyzana zapadła się w sobie, skupiając wszelkie siły na równomiernym i spokojnym oddechu. Nie mogła przecież teraz stracić panowania nad sobą. Była profesjonalistką prawda? Prawda??!!
~ Jarvisie spróbuj “Lain nin”. ~ Przekazała przez telepatię, wiedząc, że nie straci głowy gdy kochanek będzie przy niej. Samo spoglądanie na niego było dla niej kojące.

- W porządku - odezwała się na głos, cicho chrząkając. - Zacznijmy od tego, by obie ze stron… - Tylko wdech i wydech. Trzeba pamiętać o oddychaniu, a wszystko się ułoży. - ...wyłuszczyły dokładnie czego oczekują od tej współpracy.

Smok się powiększył i zrobił bardziej czerwony niż zazwyczaj. Ogień pod łuskowatą skorupą jej ciała zapłonął dumą.
~ Nigdzie nie wrócisz. Jesteś pod MOJĄ ochroną i nie dam cię tam porwać. A imię… zaproponuj mu inne. Ropuch, albo Purchawa…. - Po czym spróbował sparodiować manierę diabła. - Taaaak Purchawa będzie idealnie. - Następnie zabrał się węszeniem za Deewani.
~ Dobrze. Zaraz tam będę. ~ Usłyszała Jarvisa w myślach, a sam diabeł nieświadom zapewnie tego co wywołał swoimi słowami rzekł spolegliwie.
- Zazwyczaj ta współpraca opiera się na dwóch założeniach. Jeśli dostarczysz mi soczysty kąsek ja cię odpowiednio wynagradzam. Kwestia natury i wartości wynagrodzenia jest do negocjacji za każdym razem. Zwykle jest to złoto lub magiczne przedmioty. Czasem sam zlecam pozyskanie informacji, lub zrobienie jakiegoś psikusa w zamian za z góry ustaloną nagrodę podczas negocjacji takiego zlecenia.
Złotoskóra poczuła się nieznacznie lepiej, choć nie wiadomo było, czy spowodowane to było wybuchem Ferragusa, czy świadomością, że czarownik zaraz będzie przy niej.
- Mam dwa pytania. Czy jeśli zlecisz coś co mi się nie będzie podobać, będę mogła odmówić? Oraz, czy podczas negocjacji co do wynagrodzenia, mogę zażądać na przykład… przysługi?
- Będziesz mogła nie przyjąć zlecenia. Jeśli jednak je przyjmiesz to z reguły będziesz musiała je wykonać. No chyba, że okaże się iż… zlecenie przerosło twoje siły. Nie widzę bowiem interesu w śmierci moich informatorów - odparł ciepło Hamichi. Tymczasem, cegły z boku wieży drgnęły i zaczęły się powoli wysuwać i rozsuwać na boki… jedna po drugiej.
Tancerka odetchnęła z ulgą, postanowiła się jednak nie odwracać, by nie wyjść na niegrzeczną. W końcu była w trakcie poważnej konwersacji.

Odgłos i widok rozsuwanych cegieł poderwał Axamandera z kanapy. Uznał on bowiem, że jakieś zagrożenie się zbliża. Niewątpliwie przysłane przez zdradzieckiego diabła.
- Zależy o jakiej przysłudze mówimy. Zważ, że mój rodzimy plan jest bardzo luźno powiązany z twoim. Mam dość ograniczone możliwości, jeśli chodzi o pomoc tobie. - Zadumał się brzuchaty diabeł.
- Cóż… jesteś w piekle prawda? A więc masz też kontakty z niektórymi diabłami czy innymi demonami - stwierdziła enigmatycznie dziewczyna, pacając rogacza w nogę, by się w końcu uspokoił.
- Czy nasz kontrakt działa na całe życie, czy tylko na jakiś jego czas? Interesuje mnie też, czy po mojej śmierci nie zjesz mnie jak te wijące się ścierwa ludzkich kanalii - dodała, kiwając głową w kierunku półmiska z którego się zajadał piekielny grubas.
- Widzisz moja droga… jest wiele Piekieł i moje nie jest tak mocno powiązane z twoim światem. W innym przypadku wiedziałbym o smutnym losie mojego agenta. I tak… kontrakt jest dożywotni, acz nie obejmuje on twojej duszy po śmierci. To by wymagało cyrografu i roboty papierkowej i co najważniejsze… napiętnowałoby cię, co mogłoby utrudnić ci zdobywanie smakowitych kąsków dla mnie. A tego nie chcemy, prawda? - Uśmiechnął się szeroko Hamichi. - A co do twojej duszy, to nie wiem gdzie trafisz. Niemniej jeśli okażesz się użytecznym szpiegiem to… kto wie? Może z twojej larwy duszy uformuję impa… a może będzie w niej dość siły woli, by z moją pomocą powstała erynia? Uważam, że wartościowych pracowników warto… dopieszczać i chuchać na nich.

“Pfff… po moim trupie” burknęła z irytacją Laboni. “Już wolałabym zostać zeżarta, niż kisić się na pipidowie dolnym.”
~ Na tym to polega, że po twoim trupie. ~ Zarechotał smok.
“Udław się smocza pchło i nie wcinaj mi się w moje peory” odparła babka, gniewnie łopocząc szatami. “W ogóle co to za pomysł by dusza reinkarnowała się w piekle… albo niebie? Co to za durne wymysły białasów?! REINKARNACJA jest tylko jedna i dotyczy ona tego świata! Nasze duchy z każdym życiem, nabierają siły i wiedzy, które pozwolą nam osiągnąć boskie majestaty! Co za debil chce zostać impem? Albo takim nieruchającym aniołem?!”
“Babciuuu” Nimfetka pisnęła w zażenowaniu, acz kilka masek zachichotało wesoło.
~ Z ilości aasimarów łażących po świecie można wywróżyć, że aniołki ruchają, aż im pióra lecą ze skrzydeł ~ dodał gad złośliwym i protekcjonalnym tonem głosu.

Kamala zamyśliła się rozważając pewną opcję. A gdyby tak wyrzekła się wszelkich nagród, na rzecz jednej… wielkiej - kontaktu z Vantu - dotarciem do Belphegora? Co prawda nie była pewna, czy chce tyrać do końca życia za smoka, który nie tak dawno próbował ją spopielić, bo dał się zmanipulować przez demon…
“Zaraz… czy ja się właśnie daję manipulować diabłu?” Zastanowiła się w przypływie nagłego olśnienia.

W końcu kamienie ustąpiły i przywoływacz mógł wejść do środka. Jego również zaskoczył widok z lustra, choć zareagował powściągliwie.
- Ach miło widzieć kolejną przyjazną twarzyczkę. Wydajesz się mnie znać, co mnie zaskakuje nieco. A choć lubię nawiązywać nowe znajomości, to wolałbym żebyście… nie rozpowiadali o mnie. Dyskrecja też ma swój urok - rzekł Hamichi na widok magika kończąc wszystko swoim. - Taaaak.
- Ciebie? Nie. Widziałem ryciny twojego rodzaju. Nie spodziewałem się zobaczyć kiedykolwiek żywy okaz - odparł spokojnie Jarvis i zwrócił się do kochanki. ~ Co tu się dzieje?
- Jarvisie… nieładnie się tak odzywać. Okaz? A co to jakiś kolekcjonerski wyrób? - skarciła ukochanego bardka, ale gdy spojrzała w jego oczy na jej twarzy zagościł wyraz ulgi i czułości.
~ Ja już mówiłam… utkneliśmy tu, a lustro było zagadką. Jak ją rozwiązaliśmy to… pojawił się on. ~ Kobieta zrelacjonowała pokrótce przebieg wydarzeń (oczywiście pomijając pewne rozwidlone końcówki języka, które ją dotykały, lub choćby sam ogon) oraz streściła przebieg rozmowy.
~ Jakoś… się dziwnie czuje, jakbym straciła nieco energii… pomysł współpracy wydawał mi się całkiem ciekawy. My, ludzie pustyni nie gardzimy żyjącymi istotami, niezależnie od tego jakiego są rodzaju. I choć fakt… to trochę straszne, gdy się widzi jak taki diabeł pożera na twoich oczach kolejne duszyczki, no… ale, no cholera… lew zjada antylopę ponieważ COŚ JEŚĆ MUSI! Poza tym… zmarnowałam okazję, by dotrzeć do Vantu… a on wydaje się znać Belphegora… chyba.
~ Diabły ani demony nie muszą jeść… ich egzystencję podtrzymuje sama natura rodzimego planu. Diabły to… weź naturę ludzką i wydestyluj z niej tą najbardziej wyrafinowaną i złą część. I z niej ulep istotę. Tym jest diabeł. Każdy. ~ Magik spojrzał na lustro, podczas Hamichi uśmiechnął się i machnął pazurkami mówiąc. - Nie czuję się obrażony. Bardziej zdziwiony, że wiesz… o moim istnieniu.
~ On może wiedzieć i o Vantu i Belphegorze. Ale to nie znaczy, że nam powie. Paeliryony takie jak on są chciwe informacji jak smoki złota i jak smoki… zazdrośnie strzegą swoich skarbów ~ wyjaśniał tymczasem czarownik, ale umysł jego kochanki jakoś dziwnie ‘zesztywniał’.
~ Jak to… nie muszą jeść? Ale… jak… jak… ~ Najwidoczniej kwestia spożywania pokarmów, była dla niej niesamowicie ważna. ~ Przecież to się nie da… jak?
~ Jak rośliny, chłoną życiową energię z rodzimego świata. Mogą jeść co prawda i jedzenie może im sprawiać przyjemność, ale z głodu nie umrą. Nawet go nie odczują. W każdym razie nie w rodzimym świecie. Uwięzione w magicznych kręgach i zapomniane, mogą nieco zmarnieć przez wieki, ale też nie umrą, ni z głodu, ni ze starości. ~ Wyjaśniał dalej przywoływacz.
~ Ale… ~ Chaaya nie dawała za wygraną, tym bardziej, że na roślinach to ona się akurat znała. ~ Rośliny nie tylko potrzebują światła, ale gleby i wody. Jeśli piekło jest dla diabła światłem… to czym jest woda? Ja… chce do domu ~ miauknęła skołowana. ~ Muszę to przemyśleć…

- Ani ja, ani mój partner, który przed chwilą wszedł, nikomu o tobie nie powiemy… Co to rogacza to… załatwcie to między sobą. W końcu jesteście po części rodziną, prawda? - Tancerka spróbowała zyskać nieco czasu w dyskusji.
- Mogę milczeć… - Machnął ręką Axamander uznając, że nie potrzebuje zatargu z tajemniczym diabłem z lustra.
- O… teraz to mogę, a jeszcze niedawno byłeś gotowy nadziać lustro na tą swoją metalową drzazgę - mruknęłę ironicznie panna.
- Nadal jestem… tyle, że to niewiele da, skoro on jest daleko - burknął buńczucznie mieszaniec.
- Brawo! Kiedy to do ciebie dotarło, co? - Bardka pokazała mu język, przedrzeźniając dziecinnie.
- Od razu… tylko bardzo bardzo bardzo kusi mnie by je rozbić - odparł rogacz również język wystawiając.
- Siedem lat nieszczęść… czy coś w tym rodzaju - dodał Jarvis, acz sceptycyzm w tonie jego głosu, świadczył, że nie bardzo w to wierzy.

~ Myślisz, że się zezłości jak powiem mu, że rezygnuję? ~ Dholianka spytała z przestrachem przez telepatię. Nie miała zbyt wielu okazji, by pogadać z kimś z piekła, ale kiedy już do tego dochodziło… to cóż. Ostatnim razem gdyby nie czar Starca, kto wie co by z nią i Nverym było.
~ Myślę, że zapamięta sobie odmowę. Acz wątpię by okazał urazę otwarcie. To podstępne skurczybyki. Lepiej mu powiedz, że się musisz namyślić ~ zasugerował czarownik z uśmiechem.

Sundari wzięła większy wdech, złożyła palce w piramidkę i przygotowała się do “taktycznego odwrotu”.
- A więc… dożywotnio zbieram dla ciebie informację, dodatkowo mogę być pieskiem na posyłki, co do negocjacji w sprawie wynagrodzenia, nie jesteś zbyt optymistycznie nastawiony do moich warunków. Patrząc po tym w jakim miejscu usytuowane jest lustro i ile czasu zajmuje dotarcie tu z nowego miasta, oraz ilości informacji jakie masz do nadrobienia, plus moje niezdecydowanie co do tego, czy chcę na stałę osiąść się w La Rasquelle, stwierdzam, że muszę ową propozycję przemyśleć. To nie jest takie hop siup, zobowiązanie na pięć minut, to poważna inwestycja, sam rozumiesz Ham-michi.
- Cóż… uważam bowiem, że dokładną nagrodę za twoje wysiłki należy ustalać za każdym razem. Zapewniam cię moja droga, że ZAWSZE będzie usatysfakcjonowana. A co… reszty… hmm… jeśli rzeczywiście problemem jest odległość, to… mógłbym znaleźć rozwiązanie. Acz zajmie mi to dzień lub dwa - ocenił brzuchacz nie przejmując się przekręcaniem swojego imienia.
- Nadal jednak muszę to przedyskutować z osobami mi bliskimi. Mam też szereg innych zobowiązań. Pracuję dla wielu… osób. - Kurtyzana starała się brzmieć rozsądnie i rezolutnie. - Muszę wymyślić plan jak pogodzić wszystko na raz, obliczyć zyski i straty, oraz wysiłek, czas i poświęcenie jakie będę musiała we współpracę włożyć. Twój Elimhairem zapewne miał dużo czasu, w końcu to elf… żyje długo, a więc żyje powoli… to przeciwieństwo stylu życia człowieka.
- Oczywiście… to naturalne, że musisz to przemyśleć - odparł współczująco brzuchaty diabeł, który chyba uwierzył w jej kłamstewka. - Niemniej pamiętaj moja droga… postaram się by obie strony były zadowolone z naszych negocjacji. Bądź co bądź… zadowolony pracownik, to skuteczny pracownik.
- Ależ oczywiście, w to nigdy nigdy nie wątpiłam. - Chaaya sprostowała spolegliwie, po czym wstała z siedziska, dając znak, że chciałaby zakończyć rozmowę. - Bardziej się martwię, że nie sprostam twoim oczekiwaniom. Nie ma co jednak teraz gdybać. - Skłoniła się lekko i popatrzyła w kierunku narzeczonego.
- Na nas już pora - odparł Jarvis, spoglądając na pozostałą dwójkę. - Mamy jeszcze dużo ksiąg do przejrzenia.
- Szkoda, ale rozumiem. - Westchnął diabeł dramatycznym tonem. Na stoliku pojawił się zaś zwój zapisany smoczym językiem.

Tawaif popatrzyła na rulon papieru, nie do końca wiedząc co z nim zrobić. Podświadomie bała się wyciągać po niego rękę, dlatego też wyjęła z torby różdżkę rozumienia języków i westchnęła coś w stylu “ciężki los tłumacza”, po czym pożegnała się grzecznie i ruszyła do wyjścia w nadziei, że któryś z mężczyzn załatwi dalej sprawę (lub przynajmniej dowie się, co w zwoju było napisane, bo no cóż… była bardzo ciekawa).
Czarownik wziął zwój i cała trójka opuściła to miejsce, z wyraźną ulgą wypisaną na obliczach, jak tylko kamienie za nim zamknęły się.
~ Zwój teleportacji. Pewnie byś miała mniej oporów przed powrotem. ~ Westchnął jej kochanek chowając go w sakwie.
Pod znerwicowaną dziewczyną ugięły się nogi, ale chybcikiem złapała się ramienia magika, instynktownie się w niego wtulając. Z niewyjaśnionych powodów rozmowa ta, kosztowała ją wiele siły i teraz czuła się wykończona.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172