Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2007, 19:18   #146
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Post Learion Aylinn

Poszło... zupełnie nie tak. W żadnym z wyobrażeń Leariona - a miał ich POTWORNIE wiele, nie widział i nie przewidywał toku wydarzeń choćby w części podobnego do tego, co się zdarzyło. Lawina wypadków przytłoczyła młodego gnoma, rewelacje sypały się jak z rękawa, oszałamiając go, tak, że przez dłuższy czas po prostu analizował co się wydarzyło, bojąc się, że przegapi coś niesamowicie istotnego, coś cholernie ważnego, coś, co będzie kluczem do rozwiązania zagadki.

Początek był taki, jaki być powinien. Wyraźnie to pamiętał. Pogrzeb 'zmarłego', reakcja wzruszonej kobiety, jego własna wdzięczność, portal, przejście.

Potem, nagła, alarmująca wizja, Fialar, przekazując ją syczał, więc gnom odruchowo zesztywniał, gotując się do natychmiastowego działania.

Słupy. Kamienne słupy, układające się w schody. Problem był tylko taki, że po schodach się schodzi, a tutaj... należałoby skakać, najlepiej o tyczce. A upadek oznaczał stopienie się w lawie, o czym przekonało zerknięcie w dół, i bijąca stamtąd czerwona poświata.

Przejście osłabiło gnoma, totalna zmiana otoczenia zrobiła swoje. Zachwianie, upadek, potworny strach, świst powietrza w uszach, panika ściskająca żołądek, FIALAR... i ratunek.

Długo trwał galop po morzu wrzącej lawy, na tyle długo, że Learion przezwyciężył strach, zaś pęd wywołał na jego twarzy radosny uśmiech.

- Najbliższa rzecz ku prawdziwej wolności, to pędzić z wiatrem w zawody - zwykł mawiać jego starszy brat.

Odrzuciwszy wizje zdrady, Learion skierował swe myśli ku władcy Labiryntu. Któż inny, jeśli nie on? I jeśli on, co stało się z Vilmorgan? Ponure rozmyślania wzmógł fakt, że gnom stał sam w ciemności, gdy jego wierny towarzysz poleciał na zwiady. Ale powrót Fialara, choć radosny, nie miał najlepszych wieści.

Portal, przebiegnięcie komnaty, słupy, przesypujący się piasek w zdecydowanie za małej klepsydrze oraz ostrza, ostrza, tak wiele i tak różnych. I wszystkie, jak jedno, wyciszone. Wyćwiczony od dawna słuch, w tej próbie, miał być zupełnie nieprzydatny.

"Kochany Fialar. Bez niego zginąłbym marnie." - pomyślał Learion głaszcząc czarnego kota. Magia w komnacie nie działała. Ale połączenie z niewielkim nietoperzem, dało efekt. Gdy tamten mknął górą, gnom śmigał dołem, używając wszystkiego, co tylko potrafił. Parokrotnie perspektywa przekazanego mu obrazu zmuszała go do nakładania poprawek, zanim wydawał mięśniom polecenia, parokrotnie był zbyt wolny, ale czy to miało znaczenie? Nie. Przeszedł i tę próbę, nie poddał się, wspomnienie Fristusa dodało mu sił.

Wspominając rany, gnom uniósł ręce do ramienia, przejechał palcem drugiej po udzie. Przeczesał palcami kocie futro. Nic. Ani śladu. Zamyślił się ponownie.

Wybór. Wybór nie był wyborem. Jeśli Deanlath oczekiwał choć sekundy wahania, był głupcem. Choć o potędze równej potędze boga. Czy jednak? Magowie często sprawiali wrażenie potężnych istot, lecz... to potrafiło uśpić ich czujność, pozwalało zapomnieć o rzeczach prawdziwie ważnych.

Obserwując, jak Vilmorgan przychodzi im z ratunkiem, Learion czuł podziw dla kobiety. Nie za własne życie, nie za potęgę, choć definitywnie był pod wrażeniem, gdy jednym słowem i drobnym gestem rozstrzaskała mającą go zmiażdżyć skałę.

Głos „Pocieszycielki” brzmiał pewnością siebie, której nic nie mogło zniszczyć, ale także wyraźnie słychać było wściekłość. Vilmorgan piękna i groźna, niczym burza, bez zastanowienia przekroczyła na nowo otwarty portal, ciągnąc za sobą Leariona.

I ten wiedział, że kobieta właśnie podąża na konfrontację z Deanlathem, że już podjęła decyzję... I nie mógł jej nie podziwiać, ponieważ znakomita większość istot poddałaby się rozpaczy, próżnemu rozpamiętywaniu zdrady ukochanej istoty, lub próbowała ogłupić się sztucznymi wyobrażeniami.

Kolejne magiczne wrota. Skarbiec. Elf i człowiek, gotowi do walki. Rudy gnom, zdziwiony tą sytuacją zupełnie jak Learion.

Cztery szczerozłote trony, choć wspaniałe i kunsztownie wykonane, przy piątym wychodziły na wykrzywione wiekiem i pokryte patyną krzywe krzesła.

Czy to oznaczało, że piąty był oryginałem? Czy Fristus, i pozostali, jakkolwiek ich tam nazwano, byli jedynie ułudą? W końcu sam tak orzekł:

- Czy ktokolwiek z was myślał, że żyje własnym życiem? Czy myśleliście, że wasz przeszłość należy do was?

Czy wierzycie, że Fristus, Hawriło, Sunimos, Vinni i ten przeklęty Deanlath, kiedykolwiek istnieli? Nie! Ponieważ oni wszyscy...
- znikajace sylwetki na złotych tronach - -... są mną!

Zaraz potem pojawiła się tamta trójka. I unosząca się za nimi... zbroja?

"O do diaska, na wszystkie moje przeszłe i przyszłe imiona, za wiele. Głowa mi pęka!"

Gnom powoli osunął się na kolana. Wydarzenia przelewały się nad nim, ich potworne tempo i ważkość powodowały, że czuł się jak łódeczka, mająca zatonąć w oceanie, albo jak pływak, którego zbyt wartki prąd porwał i który może jedynie całą swoją mocą unikać skał, bez szans wobec pewnej śmierci słyszalnej w grzmocie niedalekiego wodospadu.

Wspomnienie do wspomnienia. Gnom poczuł uderzającą mu do głowy krew, gdy przypomniał sobie okrutne słowa, jakimi mag skwitował słowa Vilmorgan... nie, Sidero.

"Zabawa. Tym dla niego byliśmy. A jednak, nawet w zabawie, był sam."

Powstając, Learion przemówił. Pewnym, czystym głosem.

- Zawsze uważałem, że ludzkie imiona nie do końca oddają sprawę. Nie zrozumcie mnie źle, brzmią ładnie, i najwyraźniej im pasują, ale... Nie oddają im sprawiedliwości.

Gnom uśmiechnął się przepraszająco, po czym skupił wzrok na ludzkiej kobiecie:

- Pocieszycielko - zaczął, łagodniejszym tonem - Nie dbam o to, czy nazywasz się Vilmorgan, czy Sidero, czy jeszcze jakoś inaczej. Jesteś, kim jesteś. Jeśli zechcesz, masz moją przyjaźń. I imię ode mnie. Airuinath.

Gnom zamilkł, nie wiedząc, czy powiedzieć coś więcej, czy zamilknąć. Wypowiedziane imię, w gnomim języku składało się z dwu słów. Airu - Wspaniała, i nath, pocieszenie, pocieszający. Zatroskanemu Aylinnowi jednak nie powstało w głowie, że ktoś mógłby nie znać gnomiego, więc pominął tłumaczenie, jako nieistotne. Myślał intensywnie. Wiele tajemnic udało się rozwikłać, tak wiele, że młodego Aylinna bolała od nich głowa. Nadal nie miał swych wspomnień, a sądząc po słowach maga, pozostali także. No i nadal nie wiedział, kim są, gdzie są, jak wyglądają. Słysząc miauknięcie, zdecydowanym ruchem sięgnął po kota, po czym umieścił go sobie na ramionach, ciesząc się z bliskości i ciepła towarzysza.

Nie wiedział, czy mówić o zauważonej samotności maga, o tym, jak to brak celu w życiu, brak granic, mógł spowodować tę zmianę. Nim ubrał to w słowa, wspomniał coś naprawdę dziwnego, choć trwało to krócej niż jedno uderzenie serca. Wykrzywioną twarz mężczyzny, z jakimś instrumentem w dłoniach. Twarz wykrzywioną pogardą dla niego, Leariona i zachwyconą swoją potęgą. Twarz wykrzywioną tak, jak twarz maga tam, w skarbcu.

"Definitywnie za dużo się dzieje, wymyślam już obrazy."

Gnom nabrał powietrza, odetchnął, uspokajając się.

- Learion Aylinn jestem. - skłonił się w kierunku, z którego słyszał głosy. Nadal jednak martwił się o Airuinath, Wspaniałą Pocieszycielkę.

"Ostatni sprawdzian", przypomniał sobie, szukając ewentualnych dalszych słów. "Czy możemy zginąć z rąk istot tak bardzo różnych od nas, że wręcz całkowicie innych. Cóż to za brednie? Możemy zginąć z rąk podobnych sobie, co miałoby powstrzymać obcych? Zaraz. Słowo, którego użył... na gnomi się nie tłumaczy na obcych. Tłumaczy się na odmiennych? Ale co znaczy odmienny ode mnie? Człowiek jest odmienny ode mnie. Elf też. Ba! Nawet ten gnom jest ode mnie inny, ma rude włosy, to też pewna odmienność. Czyli... właściwie nic nam łobuz nie powiedział. Pffft. Też mi rebus.".

Ostatnie przeniesienie było nie lada czarem, bo było selektywne. Zadbano o niemal wszystko, co przekazywał właśnie swemu panu Fialar. Elf-wojownik stracił kolczugę i miecze... no chyba, że miał je jakoś schowane, niziołka dorobiła się futerału na skrzypce, Straszliwa Istota, cóż... miała ubranie na miarę, co w oczach gnoma było osiągnięciem nie lada, zaś jej przenośny taran chyba się jakoś zmieścił pod płaszczem. Gnom nie mógł dostrzec Niewidzialnego Rycerza, ale skoro tamten był niewidzialny, to wystarczyło, aby zdjął skórznię aby stracić go z oczu, więc Learion nie widział w tym niczego szczególnego, ani też nie upatrywał w jego zniknięciu powodu do zmartwienia. Wszyscy mieli dobrane stroje, w błękitach, który to kolor gnom dawno temu obdarzył sympatią, a biżuteria kobiet była nawet ładna, a na pewno kosztowna. Oczywiście, przy nieziemskiej urodzie Airunath, wszystko wydałoby się ładne...

"Naprawdę, spotkałbym wreszcie kogoś niższego... Zaraz. Przecież już spotkałem."

Mając ochotę palnąć się w czoło, Learion wsłuchał się w dyskusję, 'rozglądając się' źrenicami kota. Fialar, lekko znudzony robieniem za etolę, ziewnął, przeciągnął się i zeskoczył z gracją. Learion uśmiechnął się. Nawet nie zdążył pomyśleć, czy kot nie chciałby również rozglądnąć się dokoła...

Szeregi domów ustawione wzdłuż przecinających się ulic. Szare twarze ludzi pędzących za sobie tylko znanymi sprawami. Kolorowe ubrania szlachty, stare zniszczone łachmany żebraków, wspaniałe karoce ozdobione piórami i herbami.

"Więc tak wygląda Azyl? Hmmm..."

Nasłuchujący gnom dosłyszał nie tylko głosy otaczających go nowych towarzyszy. Krzyki ludzi, uderzenia podkutych kopyt o wybrukowane ulice, ciche rozmowy, szelest ubrań i odgłosy kroków. Czuły nos gnoma skrzywił się, gdy wyczuł straszną mieszaninę typową dla miast: pot i perfumy, zgniłe jedzenie i smród rynsztoków, zaraz obok piekarni, z jej świeżym pieczywem, albo zapachem niedawno zerwanych kwiatów, jak tych, które kwiaciarka właśnie sprzedawała elfowi.

"Sprzedawała... Czy mamy pieniądze?"

Oglądając samego siebie, gnom z lubością wygładził płaszcz, który z miejsca stał się jego ulubioną sztuką ubrania, z całej ozdobnej garderoby.

"Dobry materiał."

Jego ręce dyskretnie poczęły sprawdzać kieszenie. Wyczuwając pierścień, gnom przejechał po nim delikatnie palcem, wczuwając się w fakturę ozdoby. Paznokciem stuknął, nasłuchując dźwięku. Pragnął oszacować przedmiot, wyczuć grawerkę, poznać metal, z jakiego rzecz była wykuta. Niezawodny kot zdołał już wypatrzeć takie pierścienie u wszystkich pozostałych. To i strój łączyło ich, niczym przynależność do umundurowanej formacji.

"Fialarze, czy płaszcze mają jakiś wzór? Herb, czy odznaczenia, cokolwiek? Nie muszą to być nawet dwa skrzyżowane miecze na tle trójkątnej tarczy, ale ich też poszukaj, proszę. Także na budynkach, czy flagach."

Buty o twardych podeszwach, luźne spodnie utrzymane w ciemnych barwach, nowe stroje cechowała wygoda, nie tylko elegancja. Takie stroje nosili wysłannicy, ludzie ważni, lecz sporo podróżujący.

A kobiety? Nagle, gnom odkaszlnął, raz, drugi, w wyciągniętą zawczasu chusteczkę.

"Rany.. Ale... urocza! I te loczki!" policzki gnoma pałały, gdy kot przez moment skupił wzrok na skrzypaczce. Ubrana w podkreślającą jej figurę długą suknię, przyozdobioną licznymi falbankami (które przyciągały wzrok gnoma w stanowczo nieodpowiednie do dłuższego gapienia się miejsca), kobieta miała oczy pełne ognia. Liczne klejnoty i falbanki nie zdołały ukryć jej ducha. Gorzał w oczach. Gnom mimowolnie uśmiechnął się, gdy obiekt jego 'spojrzeń' przygryzł wisior, sprawdzając autentyczność kruszcu.

- Almirith, Marcepanku - Learion oniemiał. Jakkolwiek praktyka nadawania imion była doskonale znana gnomiej rasie, tak daleko było mu do śmiałości nazwania Potwornej Istoty... Marcepankiem. - dobrze, że jesteście cali. I dzięki za pomoc. - głos dziewczyny wyrwał gnoma z transu w sam czas - A kim wy jesteście? I co was łączy z naszym prywatnym koszmarem? - z ciekawością przyjrzała się 'nowym'.

Płomiennorudy gnom odpowiedział pierwszy:

- Jestem Harpo, a łączy ..zapewne pech. Teraz należy zdobyć jakąś broń i jak najwięcej informacji... i w miarę bezpieczne lokum. Nigdy nie wiadomo, kiedy ci mieszkańcy rzucą się na nas pochodniami i widłami. Do tego zadania powinniśmy się podzielić po dwie osoby, co by mieć pewność, że ów magik nie wpadnie na pomysł, by zastąpić jedno z nas sobą, bądź klonem własnej roboty. W każdym razie ja bym tak zrobił, gdybym miał taką możliwość.

Elfi wojownik oddychał nieco nierówno. Wzburzony? Niespokojny? Obojętnie które, Aylinn doskonale go rozumiał. I był pod wrażeniem, gdy ten tak spokojnie wziął orchideę i sprezentował ją z taką ładną przemową skrzypaczce.

"Sae... mmm, więc tak ma na imię!", skrycie rozmarzył się gnom. Imię było śliczne. I miało znaczenie, w gnomiej mowie, choć ten fakt Learion postanowił, póki co, ukryć. Różnie było, z imionami innych istot niż gnomy. Doświadczenie mówiło młodzianowi, że to raczej delikatny temat. Dla niego imię więcej to nie była wielka różnica. Ale niektóre rasy potrafiły potraktować to jako obrazę...

Głosem rozsądku okazał się człowiek z przedziałkem i wąsami, Crois Idiota. Słysząc jego lekko chropawy głos, gnom zapałał doń sympatią za poczucie humoru.

Odezwała się natomiast kwiaciarka, odpowiadając na zadane jej pytanie i spoglądając z wyczekiwaniem na elfa, który wciąż nie zapłacił.

- Gospoda? Nawet niejedna jest. Można na przykład przejść się do Lisów i Kamieni, to zaraz za rogiem. Dobrze zjeść dają w Brzuchatym Kupcze - dłoń dziewczyny wskazała kierunek - A najlepszy miód będzie w Królewskim Synu, zaraz przy południowej bramie.

- Kochana nie daj się zbyć jednym kwiatem! Skoro zratowałaś ich wszystkich od demonów swą magią, to niech każdy Ci conajmniej po koszu kupi! Dług życia, to nie byle co, niech nie skończą na gładkich słowach, a moje kwiaty są naprawdę ładne. - dziewczyna potrząsnęła koszem, patrząc na Sae znacząco.

Dalsze słowa Almiritha i Croisa nieco ochłodziły atmosferę. Learion zgadzał się z głosem rozsądku, ulica nie była najlepszym miejscem.

Poprawił opaskę, i zaklaskał głośno trzy razy. Milczenie Airunath, Straszliwej Istoty i drugiego elfa było dziwne, zwłaszcza milczenie kobiety niepokoiło go bardzo, więc odezwał się celowo dość radosnym głosem:

- Brawo. Celne słowa, pani. Kosz kwiatów, wobec długu życia jest oczywistym gestem. Masz pani jeden kosz? Bo są wśród nas dwie piękne damy. Obawiam się, że mój towarzysz ze swym typowym dlań smakiem, wybrał już najpiękniejszy kwiat, lecz nie pozostanę z tyłu. Jako ślepiec, nie będę przebierał. Cały kosz poproszę.

Sięgnąwszy na szyję, gnom namacał sznurek, dobył go. Niewielki, złoty krążek zabłysł na sznurku.

"Ech... właśnie straciłem monetę na czarną godzinę..."

- Proszę.

Gnom nie ruszył się z miejsca, zdejmując monetę ze sznurka i wyciągając dłoń na słuch w kierunku kwiaciarki.

Dopiero, gdy kobieta odeszła, Aylinn odezwał się żywo:

- Jedzenie i wypoczynek wydają mi się ważniejsze od picia, a przyznam, pokój na poruszenie kwestii podniesionej przez Almiritha lepszym jest, niż ulica.

Znienacka gnom szarpnął koszykiem. Pachnące kwiaty posypały się na niespodziewającą się niczego niziołkę, otaczając ją falą zieleni, mnogością kolorów, barw, miękkością różnokolorowych płatków i zielenią łodyg czy liści. A przede wszystkim - zapachem łąki w rozkicie. Ślepiec błysnął chłopięcym, rozbrajającym uśmiechem i rzekł, lekko się skłaniając:

- Ze słów pana Almiritha wywnioskowałem, że obsypanie Cię pani kwiatami, to coś, co się Ci wręcz należy. A nie mając jego elfiego umiaru, ani nie potrafiąc słowami złożyć hołdu dla Twego wyczynu, składam go tak.

Dłoń gnoma sięgnęła do koszyka. Gdy poczuł ukłucie, wydobył sprawcę z kosza. Dziwny, kolczasty kwiat, ranił palce, na tle pozostałych kwiatów wyglądał bardziej jak zwierzę, jakiś daleki krewny jeża. Niewielkie kropelki krwi delikatnie ruszyły wzdłuż smukłych palców białowłosego gnoma, ku jego nadgarstkowi, gdy uniósł rękę w górę przyglądając się roślinie. Powąchał, a powolny uśmiech wystąpił mu na twarz. Zmienił uchwyt, naciskając na kielich kwiatu, który zamknął się z cichym pop. Wtedy szybko postąpił dwa niepewne kroki w przód, i wystawiając rękę ku górze, podsunął kwiat pod nos milczącej Sidero. Orzeźwiający, intensywny aromat rozszedł się na moment w powietrzu.

- W zamian poproszę o uśmiech, Airuinath. Może być słaby. - rzekł z łobuzerskim uśmiechem gnom, starając się żywym tonem zamaskować troskę w swoim głosie.

- Zatem, gospoda za rogiem może? - odezwał się do wszystkich, przekrzywiając głowę tak, aby słyszeć ich odpowiedź. Jego lewa dłoń, dyskretnie wyciągnęła z kieszeni kamizeli chustę, którą owinął zakrwawioną dłoń, starając się nie syczeć ani w żaden inny sposób nie okazać bólu. Górski oset pachnie pięknie, mocno i orzeźwiająco, ale jedynie wtedy, kiedy się go zgniecie. Wrzucając resztki kwiatu do koszyka, a koszyk składając na ramieniu, gnom starał się wykorzystać koszyk aby zasłonić wyciąganie chusteczki. Doskonale wiedział, że nie ma szans zrobić tego przed wszystkimi, ale przede wszystkim nie chciał aby Airuinath widziała.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline