Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2019, 19:16   #273
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Ruszyły przygotowania do wielkiej bitwy o zmierzchu. Druid przyszykował parę ognisk, a pomagały mu dwa elfy będące jego ochroniarzami. I tak maski poznały… konkurencję do lędźwi elfa. Czyli białowłosą łuczniczkę. Chaaya nie znała jej imienia. Nie było zresztą ważne, podobnie jak i sama białowłosa postać. Elfka była dla tawaif żywym kanonem urody elfów. Wzorcem tego co się ich samcom podobało, czego pożądały i czym były kuszone. Muskularna i poruszająca się z gracją, nie tak delikatne jak te elfy z wizji, bardziej wojowniczka niż kusicielka. Zimne spojrzenie, ostre rysy, prosta sylwetka i krągłości przyciągające wzrok. O to z czym Chaai przyjdzie konkurować, gdy zechce spełnić swój kaprys i stać się matką dziecka półkrwi tej rasy. Wyzwanie… ale osiągalne, skoro istniał ktoś taki jak Feal. Oraz drugi ochroniarz druida… elf zbyt niski i zbyt masywny na potomka czystej krwi. Sądząc po olbrzymi ciężkim falchionie jakiego używał, bardziej barbarzyńca niż fechmistrz.


Cała trójka dołączyła do wspólnego posiłku z drużyną Axamandera, acz żadne się nie odzywało niezagadnięte. Zaś odpowiedzi zawsze udzielał sam elfi przywódca, także gdy pytanie było skierowane do jego ochroniarzy. A i wtedy były to zdawkowe i wymijające wypowiedzi.
Elfy szczególnie gadatliwe nie były. Nie był też Gamveel patrzący spode łba na samą tawaif. Chaaya byla niemal pewna, że dopisał ją sobie do swoich listy wrogów do zlikwidowania.
Był wystarczająco głupi, by nie wiedzieć kiedy odpuścić. To jednak tancerki nie martwiło. Szlachcic z pewnością będzie miał w mieście wystarczająco własnych kłopotów ze swoim przełożonym. Sundari wątpiła, by jego przełożony puścił płazem jego porażkę, oraz utratę cennych gogli.
Gamveel był zdenerwowany, co potwierdzało podejrzenia dziewczyny. Szef tego bufona, nie słynął z pobłażliwości. Pyruastra zaś nadal nad towarzystwo bardki przedkładała cylinder jej ukochanego. Ten leżał zaś między nimi i smoczek spoczywający na rondzie pozwalał się jej iskać.Znając czułe miejsca Nveryiotha, które mniej więcej pokrywały się z miejscami innych zwierząt. Podważała opuszkiem delikatne łuski w okolicach uszu lub głaskała cienką skórkę podgardla, mając nadzieję, że zaskarbi sobie choć nieco zainteresowania. Zwierzak mruczał bardziej kocio niż smoczo, gdy go tam pocierała, a jego ważkowate skrzydełka podrygiwały. Pyrausta łaskawie pozwalała się bardce rozpieszczać.

Przy posiłku Axamander rozmówił się z Gamveelem. Kwaśna mina bogatego mieszczanina świadczyła o tym, jak bardzo mu się ta sytuacja nie podoba. Wcale nie chciał brać udziału w tej bitwie. Ale nie miał też wyboru. Zgodził się pomóc wraz ze swoimi ochroniarzami, którzy mieli pilnować jego tyłka. Nadal jednak byli tylko na jego rozkazy. A i sam Gamveel odmówił podporządkowania się innym.


Rozstawili się po półokręgu w małych grupkach. Szykowali do bycia murem mającym powstrzymać cokolwiek wypełźnie przez szczelinę. Zapłonęły ogniska między nimi. Pojawiły się inne elfy. Te jednakże trzymały się granicy drzew. A ich obecność zdradzały cienie kapturów, białka ich oczu, oraz błyski na stalowych grotach ich strzał.
Axamander odesłał pomocników na tratwę, która odpłynęła kilkanaście metrów od brzegu. Pomocnicy by tylko przeszkadzali.
Jarvis z Chaayą zajęli lewą flankę. Faelsenor z Sharimą prawą. Rogacz dołączył do Tharivola i jego dwóch pomocników. Tamże też przebywał sam Gamveel z różdżką magicznych pocisków w dłoni. Pośrodku placyku który otaczali stał wkopany obelisk generujący stały efekt planarnej kotwicy. Efekt który jednak nie zabraniał przyzywania bestii… Nie pozwalał im tylko uciec.


Wszyscy czekali niecierpliwie na sygnał. I ten w końcu wybrzmiał. Eksplozja… wściekłe nieludzkie wrzaski poinformowały grupę awanturników, że bitwa się wkrótce zacznie. Plan Jarvisa się powiódł. Zostali poinformowaniu o przybyciu demonicznej inwazji i… jeśli mieli szczęście zabili kilka potworów.
Czas na ostatnie gorączkowe przygotowania. Chaaya pożyczoną od ukochanego różdżką splendoru orła wzmocniła swoje talenty i pieści. W tym czasie czarownik chyłkiem wypił eliksir tarczy wiary. Gdy ona wzmacniała się czarem kociej gracji, przywoływacz skorzystał z okazji by wypić eliksir ochrony przed złem który mu dała. Także i pozostali członkowie drużyny się wzmacniali magią wszelaką, choć Chaaya dostrzec mogła jedynie zmiany u obu druidów, których ciała pokryły się grubą korą.
Ostatnim środkiem zapobiegawczym było wypicie przez tancerkę eliksiru ochrony przed złem.
Jarvis natomiast zabrał się za wzywanie wsparcia, w postaci dwójki psów o migoczącym ciele. Do tego zaczęły dołączać kolejne stwory… górujący nad całą drużyną i okolicą potężny żywiołak powietrza, nad którym to zbierały się burzowe chmury i deszcz.
- Wygląda imponująco, ale wygląd to nie wszystko.- podsumował ten widok Jarvis. Ostatnim wsparciem był żywiołak powietrza wynurzający się z ziemi.


Ten był jednak wielkości człowieka. A Chaaya nie zdążyła odpowiedzieć kochankowi, bo głośne piekielne i skrzekliwe ryki towarzyszyły się pojawieniu małych czerwonych kulek z zębami. Stworki były trochę rozczarowujące, bo wszak były mniejsze nawet od psów które przyzwał diablik, ale poruszały się w powietrzu z olbrzymią prędkością i nadnaturalną zwinnością. A choć było ich tylko cztery, to wrzaski dochodzące z biblioteki świadczyły o kolejnych bestiach w drodze.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline