Rysiu nie miał aż takich rąk pełnych roboty jak pozostali.
Ale roboty trochę było. Zwykli piechociarze co i rusz próbowali jakoś podejść pod pojazdy Powstańców i Komandosów. Wojacy sprawnie odpierali te natarcia a antyczny AK wciąż sobie radził, w końcu stary karabinowy nabój z koszmarnym kopnięciem był w stanie przebić się przez lżejsze kamizelki. Nie dochodziło jednak do starć bezpośrednich więc "była-magiczna" trójrurka się nie odezwała, a rewolwer odzywał się sporadycznie, kiedy magazynek karabinu okazywał się pusty, a wróg wymagał wykończenia "ostatnim szczałem".
Wraz z oddziałkiem pozostawał wciąż w obstawie "eskadry" pojazdów.
Kiedy te tylko przystąpiły do przekraczania placu, poprowadził oddziałek między skąpymi osłonami gotów sprzątnąć każdego niemilca lub marudera który gdzieś się schował po natarciu szturmującej kompleks piechoty. |