Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2019, 13:32   #12
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Popołudnie przed wyjazdem

Colin nie zamierzał zbyt dużo czasu spędzać w karczmie. Miał słabą głowę, a nazajutrz chciał być w dobrej formie. Jego kompani pili i to dużo, on zaspokoił się raptem dwoma kuflami piwa i wiedział, że jeżeli wypije jeszcze jeden więcej, to jutro nie wstanie z łóżka.
Po wyjściu z gospody, Colin nie do końca wiedział, co ze sobą począć. Był strasznie podekscytowany faktem jutrzejszego wyjazdu, więc ciężko mu było się skupić na czymkolwiek. Przez to wszystko zapomniał o jednej, bardzo ważnej rzeczy, przez którą jego wyjazd wciąż stoi pod znakiem zapytania. Rodzice… Z ojcem raczej nie powinno być problemu, ale matka to już zupełnie inna kwestia. Z nią nie będzie już tak łatwo. Bogowie, miał jechać w głąb Mrocznej Puszczy, a bał się własnej matki…

Bał się wrócić do domu, było jeszcze za wcześnie. Musiał obmyślić plan, jak załagodzić całą sytuację z rodzicami. Poszwenda się trochę po wiosce i za jakiś czas wróci do siebie. Nie musiał nic kupować, spakowany był praktycznie od momentu, kiedy tylko postanowił, że zgłosi się na wyprawę. Ostatnia przechadzka po znanych miejscach, tuż przed wyjazdem. Nie mógł się już go doczekać, ale jednak będzie tęsknił za niektórymi rzeczami.

Gdy zrobiło się już totalnie ciemno, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, Colin skierował swoje kroki do domu. Gdy był już blisko, zauważył światło od kominka, które odbijało się w oknach. Wszyscy byli w domu… Garlan po cichu liczył, że może będą tak zmęczeni, że pójdą wcześniej spać, ale niestety, los nie był ostatnio dla niego łaskawy.

Zanim jednak wszedł do środka, położył się na chwilę na trawie pod chatą i zaczął wpatrywać się w gwiazdy. Wszędzie panowała cisza, wszyscy siedzieli już w swoich domach, od czasu do czasu słuchać było tylko szczekanie psów. Widok nieba nocą od dziecka go fascynował i w jakimś sensie uspokajał. Zaczął się zastanawiać, czy w Mrocznej Puszczy będzie widać niebo i czy będzie się czymś różnić, od tego tutaj…wygląda niebo. Kto wie, o wszystkim przekona się już wkrótce.

Po jakimś czasie zrobiło się już chłodno i chcąc nie chcąc musiał w końcu wejść do środka i zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem.
Gdy tylko przekroczył próg domu, musiał szybko uchylić się przed nadlatującą w jego kierunku drewnianą chochlą.
- Gdzie byłeś tyle czasu?! Ty nicponiu, leniu patentowany, gdzie byłeś się pytam?! – wrzaski jego matki dało się pewnie słyszeć w każdym miejscu w wiosce.
- Byłem zajęty, chciałbym… – zaczął, ale niestety nie dane mu było skończyć.
- Ty? Zajęty? A czym ty możesz być zajęty? Niech no tylko ojciec w końcu wytrzeźwieje, już on ci przemówi do rozsądku! Bo ja już nie daje rady! – krzyczała wciąż na niego. Colin spojrzał na ławę przy kominku i rzeczywiście leżał na niej pijany ojciec. Może to i dobrze, że musi się użerać tylko z matką.
- Jutro wyjeżdżam! Na długo! – Colin krzyknął w końcu na cały dom. Odwagi dodał mu pewnie alkohol, który wciąż jeszcze krążył w jego żyłach.
Matce mało rondel nie wypadł z rąk.
- Już ja widzę jak ty gdziekolwiek pojedziesz! Po moim trupie! Od jutra masz zakaz wychodzenia gdziekolwiek! Zostajesz w domu i koniec kropka! – postawiła na stole miskę i wlała mu do niej potrawki z kurczaka. – Teraz jedz!

Colin nie miał najmniejszej ochoty siedzieć razem z tą kobietą, ale jednak, gdy zobaczył ciepły posiłek zaburczało mu głośno w brzuchu. Przez wszystkie ostatnie wydarzenia, kompletnie zapomniał o jedzeniu. Usiadł przy stole i udając, że nie słucha matki, szybko zjadł całą potrawkę, po czym poszedł do swojego pokoju.

Zamknął za sobą drzwi i podszedł do łóżka. Wyciągnął spod niego swoją torbę i jeszcze raz dokładnie sprawdził, czy wszystko ma. Składane posłanie, trochę prowiantu i najważniejsza rzecz, łom i narzędzia do otwierania zamków. Wydawało się, że wszystko było gotowe. Nigdy nie wyruszał w tak daleką podróż, więc nie do końca wiedział, czy zabrał to, co najpotrzebniejsze. Po chwili zastanowienia zamknął torbę i położył ją pod oknem.

Położył się do łóżka i starał się zasnąć. Był bardzo podekscytowany, ale musiał trochę pospać, w końcu będzie potrzebował dużo sił. Wszystko miał już zaplanowane, wstanie najwcześniej jak się da i po cichu wymknie się przez okno. To był jedyny sposób na wyrwanie się z tego miejsca. Zrobiło mu się smutno, że ma taki kontakt z rodzicami, a nie inny, ale co zrobić. Po kilki chwilach w końcu udało mu się zasnąć.

Gry tylko obudziły go pierwsze promienie słońca, Colin wstał szybko z łóżka, podszedł na palcach do drzwi i przyłożył do nich ucho. Słychać było chrapanie matki. Mógł więc spokojnie wymknąć się przez okno. Wziął swoją torbę, schował sztylet za pas i otworzył okno. Rozejrzał się jeszcze przez chwilę po pokoju, kto wie kiedy znowu tu wróci. Uśmiechnął się delikatnie i wyszedł przez okno. Nie czekając dłużej, ruszył na miejsce spotkania z właścicielem karawany.

Obecnie


Colin trochę inaczej wyobrażał sobie tą podróż. Najpierw była dyskusja, która prawie przerodziła się w kłótnię o to, czy powinno się szanować osły czy nie, a później czy spieszyć się do reszty grupy, która czekała na nich czy jednak powoli przemieszczać się w ich kierunku.

- Jak dla mnie, musimy jak najszybciej tam dotrzeć. Cholera wie, czy coś ich nie zaatakowało w tej całej puszczy. Jeżeli ich uratujemy, to nas spłynie gloria i chwała! – wyszczerzył się w stronę towarzyszy. – Ale oczywiście przerwa na pieczyste musi być – dodał szybko, gdy tylko zobaczył jaki wyraz twarzy przybiera Vraar. Wydawało mu się, że był najmłodszy z całego towarzystwa, ale na pewno nie zamierzał przez to siedzieć cicho.
 
__________________
Tell Me Something, My Friend, Have You Ever Danced With the Devil in the Pale Moonlight?
Morfik jest offline