Kocur
-
Co za chore gówno - rzucił Kocur, wraz z oddziałem przystępując do szturmu na ten budyneczek na parkingu. Dookoła wszystko paliło się po eksplozji, niektóre hale groziły zawaleniem, a w tym małym kurestwie skosiło mu trzech... nie, czterej ludzi.
Kurwa
Byli w środku, każde pomieszczenie było profilaktycznie omiatane, bez większego taktycznego pomysłu, lufa lkmu wystawiona z ręki zza rogu i jazda do przodu.
Huknął granat, wszyscy automatycznie przypadli o ścian, w ciemnościach i dymie trudno było rozpoznać, kto to rzucił. Kontenery pod niebieskim dachem były wredne, ale to to było przegięcie.
- Kto rzucił granat?! - Kocura trochę zarzuciło o ścianę. Kolejne pomieszczenie. Czysto.
- Przerwać ogień!
Było ich zbyt wielu ja na taki mały budyneczek. Granat był ich, wyczyścili ten syf. Teraz musieli przedrzeć się przez parking, i ruiny do miejsca, gdzie mniej więcej wysadzili ten czołg. Żołnierze obsadzili wszystkie okna od południa, w kierunku wroga. Kocur wiedział o tym latającym syfie. Drony.
-Bebok, droga czysta czy coś tam jeszcze w powietrzu lata? Przebijam się wzdłuż zachodniej hali.