Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2019, 22:09   #170
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 48 - IX.08; cz; ranek

IX.08; cz; ranek; bezludna osada w dżungli; obsada kombi; ciepło, wilgotno, jasno na zewnątrz pochmurno



Marcus i Anton



- Trochę padało w nocy. - Bruce mruknął dorzucając czegoś do ogniska. Ognisko zareagowało wzburzeniem ale po chwili przyjęło drewnopodobną ofiarę i zaczęło buzować mocniej. Ogień był potrzebny aby ugotować śniadanie i sprawiał przytulne wrażenie w tej zdezelowanej, bezimiennej budzie. Tubylec może wspominał ostatnią noc bo rzeczywiście jak sam mógł się przekonać Anton gdy go obudzono na wartę, że na zewnątrz pada deszcz. Ale przez większość jego porannej warty na szczęście przestał. Chociaż to nijak nie wpłynęło na poprawę sytuacji i samopoczucia. O świcie i teraz o poranku panowało całkiem przyjemne ciepło. A miał okazję obserwować jak dżungla stopniowo przechodzi od świata nocy do świata dnia. Od pełnoprawnej dominującej czerni co nic nie było widać poza kręgiem wątłego światła rzucanym przez słaby płomień ogniska aż po moment gdy zrobiło się tak widno, że można było czytać gazetę nie tylko przy świetle ogniska. Brzmiało to jakby jeden świat natury ustępował drugiemu. Zwłaszcza gdy o świtaniu nie dało się nie słyszeć budzącego się świata ptaków które z dumą i radością obwieszczały przetrwanie kolejnej nocy.

Efektem nocnego deszczu było błoto i kałuże które widać było na podwórku i pewnie tak było wszędzie w okolicy. A teraz gdy deszcz się skończył a nadal było całkiem ciepło to ta wilgoć jaka spadła ostatniej nocy teraz odparowywała dołączając swoją cegiełkę do zaduchu dżungli który tu zdawał się panować stale.

Nad ranem kolejne osoby rozłożone na noc w swoich hamakach i śpiworach zaczęły po kolei wstawać. Gdy wstał Bruce to poszedł na zewnątrz za potrzebą oraz sprawdzić sidła. Wrócił z niewielką ale jednak zdobyczą. Przyniósł coś wielkości wiewiórki. Potem całkiem sprawnie to oporządził ale, że było to zbyt małe na coś innego niż gulasz to wylądowało jako dodatek do gotującej się w kociołku potrawki.

A ostatniego wieczoru Anton miał okazję obserwować jak tubylec rozkłada swoje sidła. Założył ich ze trzy i jakoś gdy on to robił specjalnie trudne się to nie wydawało. Ot, założyć jakąś pętlę z drutu, żyłki czy linki jakie ze sobą zabrał. Z tych trzech sideł do rana złapało się coś drobnego w jedną z nich i chyba myśliwego to satysfakcjonowało a może po prostu był pogodnym człowiekiem.

Lamay i Marcus czekając na śniadanie, mogli w świetle dnia na spokojnie przejrzeć swoje łupy z nocnego myszkowania po tym domu. Znaleźli ciekawy gambel bo w garażu był mały, poręczny odkurzacz wielkości przeciętnej suszarki do włosów. Taki jakim można było na szybko odkurzyć siedzenie czy podłogę w samochodzie. Oczywiście nie działał. Tylko nie było wiadomo czy dlatego, że był zepsuty czy dlatego, że nie było tu nigdzie prądu a baterie pewnie rozładowały się wieki temu. Więc nie było nawet jak tego sprawdzić. Ale wyglądał przyzwoicie. W kuchni znaleźli jakieś dziwne nożyce jakimi pewnie można nadal było przeciąć sznur czy papier od biedy wbić komuś w oko. Gdzieś w szafie jakiś kombinezon roboczy. Zawilgocony i o mocnym zapachu stęchlizny. Ale na oko wyglądał ciekawie, mocny materiał i wiele potrzebnych kieszeni mógł cieszyć niejedno męskie oko. W łazience odkryli jakiś perfum, ledwo co użyty przez dawnych domowników o całkiem przyjemnym zapachu. A przynajmniej ten jeden nie zjełczał, nie miał podejrzanej konsystencji albo nie był zeżarty przez szczury jak to coś co kiedyś chyba było mydłem co leżało obok. Tylko naklejkę szlag trafił to nie dało się stwierdzić zawartości tego przedwojennego kosmetyku.

- Czasem tu przychodzimy szukać czegoś potrzebnego. Wiecie jak potrzebnie w domu jakieś lustro albo coś co może się przydać. Te u nas to już mocno wybrane. - Bruce dorzucił swoje mieszając potrawę i rzucając okiem na te znaleziska jakie oglądali jego towarzysze.

- Dobra a jaki mamy plan na dzisiaj? - Lamay zapytał nieco później gdy siedzieli już przy ognisku i zaczęli jeść przygotowane śniadanie. No tak, czekał ich kolejny dzień który trzeba było jakoś zagospodarować. Przy okazji Marcus odkrył, że bez sprawnych rączek Vesny tych bandaży wcale nie zmienia się tak łatwo. A ostania przeprawa w tej dżungli na pewno nie pomogła na gojenie się jego nogi. Za to Anton dla odmiany dobitnie mógł się zorientować, że leki mu się dosłownie kończą. Miał jeszcze gdzieś na jutro i pojutrze a potem nic. Bruce trochę się drapał po nodze mamrocząc, że coś go chyba użarło w nocy ale to nic poważnego. Po prawdzie to ich wszystkich coś pożarło w nocy, pewnie jakieś insekty i inne tego typu stworzenia. Co było irytujące no ale nie było zbyt uciążliwe.




IX.08; cz; ranek; Nice City; burdel “Fleurs du mal”; apartament Kristi; ciepło, sucho, jasno na zewnątrz pochmurno



Vesna



Na wielgachnym łożu w apartamencie Kristi Black powoli budził się ruch. Chociaż jeszcze przed chwilą panowało dogłębne pochrapywanie i spokojne oddechy. No ale ktoś chyba zapukał w drzwi, pierwszy chyba zareagował Steve a ten z kolei obudził Alexa i Vesnę którzy zamówili budzenie na rano. Na 8 rano.

- A nie możesz jechać sama? - Alex o 8 rano bynajmniej niewiele miał wspólnego z księciem z Novi. Gdy tak stał przed umywalką i lustrem wyglądał jak ruina gangera. Jak po całonocnej bibie. Co zresztą było prawdą. Impreza udała się tak jak zwykle udawała się u Kristi gdy ona też brała udział w tej imprezie. I na pewno każdy z uczestników miał miłe wspomnienia z tej imprezy. Ale po takiej imprezie wypadało odespać i odpocząć czyli wstać o bardziej runnerowym niż schultzowym poranku. Pewnie dlatego Alex który uważał, że mają dzisiaj dzień wolny prezentował humor pt “No mamo, jeszcze tylko 5 minut!”. Ale przynajmniej “poczuł się” na tyle by wstać do pionu i poczłapać do łazienki więc była nadzieja, że tylko tak sobie marudzi o zbyt wczesnym poranku i tak naprawdę nie zostawi Vesny samej.

- Cześć. - do łazienki weszła czarnowłosa domina sprzedając po słodkim całusie dla niej i dla niego. - Spokojnie ta leniwa wywłoka zaraz przygotuje nam kąpiel. A Steve’a już nie ma? - Kay przyłączyła się do tych porannych ablucji chociaż też wyglądała jakby wstała zdecydowanie zbyt wcześnie. A szefa dziennej zmiany ochrony gwiazdy estrady rzeczywiście mogło już nie być bo gdy już budził parkę z Detroit to trochę się żegnał i był prawie ubrany w swoją koszulę, kaburę i resztę. Wydawał się jedynym żwawym i żywym elementem o tym pochmurnym ale ciepłym poranku.

- Przynajmniej nie pada. I nie smaży od rana. - Alex przysiadł na krawędzi wanny drapiąc się po policzku jakby sprawdzał czy powinien się już golić czy znów sobie jeszcze odpuścić. Ale sądząc po wyglądzie świata za oknem rzeczywiście błękit nieba zasłoniły chmury ale nie padało ani nie prażyło te południowe Słońce.

- A właściwie to dlaczego zrywacie się tak wcześnie? Nie możecie jeszcze zostać? - Kay stanęła przed dużym lustrem i westchnęła widząc swój spracowany wygląd. Po czym te resztki swojego kostiumu dominy zaczęła bez pośpiechu ściągać.

- Mamy robić deal z tą naszą paniusią. 9 rano… no chyba zgłupiała… - gangera znów zalała fala marudzenia na ten straszny i niesprawiedliwy los jaki ich spotykał by po takiej kozackiej imprezie zrywać się tak wcześnie rano.

- 9 rano? No to jeszcze macie trochę czasu. - Kay mocowała się ze ściągnięciem czarnej pończochy ale wskazała spojrzeniem na zegar na ścianie. No rzeczywiście mieli jeszcze trochę czasu bo było trochę po 8-ej rano. Ale też za bardzo nie było się co grzebać.

- Taa… - widok czasomierza i jego wyrok bynajmniej nie poprawił humoru Alexowi. Patrzył na niego spode łba jakby miał ochotę go rozwalić.

- A ta wasza paniusia to jakaś fajna? - Kay w końcu usiadła na krawędzi wanny obok Alexa i zaczęła ściągać tą upartą pończochę w tej pozycji.

- No jak fajna jak chce się umawiać na 9 rano? - Alex popatrzył na nią jakby pytała o jakieś rzeczy które każde dziecko powinno wiedzieć. Zwłaszcza dziecko Novi.

- Pytam czy byłoby warto brać ją na warsztat. Weź pomóż z tym cholerstwem. - domina zaśmiała się słysząc poranne marudzenie Runnera ale w końcu trochę się odsunęła od niego po krawędzi wanny i podała mu swoją smukłą nogę aby ściągnął z niej tą upartą pończochę.

- Aaa… - Alex na chwilę jakby się ożywił gdy stopa Kay wylądowała na jego udach oraz gdy pojawił się na tapecie całkiem inny aspekt ich szefowej. - Noo… jakby nie była taka sztywniara… więcej jarała zioła… dała se na luz… no to… noo… byłoby co brać na warsztat… - temat widocznie zaciekawił Alexa i pod względem warsztatowym wydawał się nawet dostrzegać jakieś walory ich szefowej. Ale gdy ściągał tą upartą pończochę z nogi Kay to trochę za mocno szarpnął a może niespodziewanie wejście gospodyni wytrąciło go z równowagi bo zleciał z krawędzi wanny na podłogę akurat gdy pokazała się Kristi mówiąc wesołe “Czeeeść!”. Kay zresztą też.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline