|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-11-2019, 14:47 | #161 |
Reputacja: 1 | Kolejny raz w trasie, tym razem z przewodnikiem który znał te tereny a nawet w pewnym momencie wskazywał drogę do swojej wioski. To mogła być przydatna informacja w późniejszym terminie, gdyyby chcieli coś z niej zdobyć. Teraz ważniejsza była przeprawa... Marcus zaklął pod nosem widząc most a potem ścięte drzewa przy rzece. Jasnym się wydawało że poprzednicy w jakiś sposób na tratwach pokonali ten odcinek drogi. A teraz ich czekało to samo. - Przez rzekę przyprawiali się twoi? Jeśli tak to może byśmy użyli waszych łódek do tego. - odezwał się do miejscowego oceniając odległość miedzy brzegami rzeki. - W innym wypadku sami musimy sklecić cos prowizorycznego jak nasi poprzednicy. Samochody tu zostaną, bo nie mamy dość ludzi by zrobić to jak tamci. Poza tym to i tak tylko zwiad.
__________________ "Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć." |
10-11-2019, 16:56 | #162 |
Reputacja: 1 |
|
10-11-2019, 20:46 | #163 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | IX.07; śr; zmierzch; Nice City; burdel “Fleurs du mal”; apartament Kristi; ciepło, sucho, jasno na zewnątrz mżawka Vesna Wydawało się jakby Vesna wracała do domu. Albo przynajmniej do świetnie sobie znanego miejsca, świetnie znaną trasą gdzie i ona rozpoznaje domowników i oni rozpoznają ją. Na recepcji sympatyczna dziewczyna nie stawiała żadnych blokad przed wizytą na piętrze przybytku gdzie zatrzymała się największa gwiazda i żywa legenda tego miasteczka, podobnie jak ochroniarz stojący na wejściu przed trzewiami budynku. Potem jeszcze całkiem nieźle rozpoznawalne schody gdzie czasem minęły jakąś dziewczynę co pewnie tutaj pracuje aż w końcu korytarz gdzie przed jednymi drzwiami stał krawaciarz. Też całkiem znany. - Ale to wszystko wielkie. - dziewczyny jakie przyprowadziła tutaj Vesna wydawały się i trochę przytłoczone i bardzo podekscytowane eleganckim wystrojem budynku. Takiego z działającym światłem i bordowymi dywanami na schodach i korytarzach. Zupełnie jak na dawnych filmach i jakiś dawnych hotelach ze sporą ilością gwiazdek na swoim koncie. Za to Steve który był z dziennej zmiany stał przed apartamentem Kristi zupełnie tak samo gdy Vesna z Alexem odchodzili tędy kilka dni temu. Zupełnie jakby przez te wszystkie dni stał przed tymi drzwiami udając żywy posąg. Ale on też przywitał się z Vesną z ciepłym uśmiechem. - Cześć Ves. - przywitał się zerkając z sympatią na starą znajomą i ciekawością na jej dwie nowe towarzyszki. Trochę się chyba zdziwił gdy usłyszał od nich, że “wygląda bardzo zdrowo” co chyba miało być jakimś komplementem. I oczywiście domyślił się, że trójka dziewczyn nie przyszła oglądać jego albo pustego korytarza. - Ah tak. Tylko Kristi ma teraz ważne spotkanie. Z Kay. - uprzedził zerkając na trójkę młodych dziewczyn. I Ves wyczuła, że pewnie gdyby była sama albo z samym Alexem to ta rozmowa inaczej by wyglądała. Steve wyraźnie namyślał się chwilę po czym kazał im zaczekać. Sam odwrócił się w stronę drzwi i zapukał szybkim, zdecydowanym ruchem. - Zapytam. - wyjaśnił nieco odwracając się przez ramię a Marisa i Lee czekały jakby zaraz miał zza tych drzwi wyskoczyć jakiś królik z kapelusza. Przez kilka oddechów nic się nie działo ale w końcu doszedł ich odgłos szybkich, zdecydowanych kroków. Drzwi zgrzytnęły otwieranym zamkiem i nieco się uchyliły. Ale na tyle wąską szczeliną, że ochroniarz zasłonił sobą tego kto wyjrzał na zewnątrz. - Ves przyjechała. Ale nie jest sama. - Steve lakonicznie streścił o co chodzi. Szczelina uchyliła się szerzej a jednocześnie on sam się odsunął by osoba ze środka mogła rzucić spojrzeniem na zewnątrz. I wtedy ukazała się czarnowłosa głowa Kay. Miała mocny makijaż i włosy ciasno spięte w surowy, czarny ogon. Ale na widok gości też uśmiechnęła się ciepłym, przyjaznym uśmiechem. - Cześć kochanie. - Kay wyszła na korytarz przymykając dyskretnie drzwi, że nie dało się zajrzeć do środka i zrobiła krok aby pocałować i objąć Vesnę jak dawno nie widzianą przyjaciółkę. A dwójka nowych dziewczyn aż prawie dosłownie otworzyła buzie i oczy z wrażenia bo Kay miała na sobie komplet kostiumu dominy. Począwszy od wysokich butów na jeszcze wyższym obcasie, przez czarny, błyszczący gorset aż na tym surowym, końskim ogonie skończywszy. - Jak dobrze, że wróciłaś. Normalnie z nieba mi spadłaś. - Kay szczebiotała ciepło a z bliska Vesna wyczuła ładny aromat jej perfum, promieniujący żar z żywego ciała i przyśpieszony oddech. Wyglądała na podnieconą. - A kogo tym razem przyprowadziłaś? Alexa nie ma? - zapytała wciąż obejmując Vesnę i szybko oceniającym wzrokiem skanując dwie nowe dziewczyny. Po szybkiej prezentacji co jest co westchnęła cicho. - No ale wbrew pozorom nie ja tu rządzę. Wejdź i zapytaj Kristi. Właśnie omawiałyśmy terapię wałeczkową. A ja tutaj zabawię naszych gości. - rzekła lekko popychajac Vesnę w stronę niedomkniętych drzwi a sama podeszła do dwóch nowych dziewczyn które wydawały się nadal być pod jej wielkim wrażeniem. Albo jej stroju. A gdy Vesna pchnęła drzwi i znalazła się w też całkiem znanym i swojskim apartamencie jakiego i w samym “Ambasadorze” by się pewnie nie powstydzili. I zastała samą gospodynię tego przybytku. Nagusieńką jak ją Pan Bóg stworzył. Rozciągniętą na płask na tym wieloosobowym łożu które przy rozmiarach jednej osoby wydawało się nienaturalnie wielkie. Blondynka miała przekręconą głowę w kierunku wejścia więc od razu się spotkały spojrzeniami a na twarzy Kristi wykwitła radosne zaskoczenie jakby akurat Vesny kompletnie się nie spodziewała ale jak już była to niemożebnie ją to cieszyło. Powitanie ze strony Kristi było jednak mocno ograniczone do niewyraźnego memłania i gorączkowego machania rączką na przywitanie. Było to spowodowane pewnie tymi sznurami jakie krępowały każdą z jej kończyn do ramy łożna skutecznie ją do niego przykuwając. Więc z bliska Vesna widziała rozkrzyżowaną zgrabną blond sylwetkę. Dało się poznać o jakich wałeczkach mówiła Kay. Jeden Kristi miała pod swoimi biodrami przez co jej tylne wdzięki były w takiej pozycji idealnie wyeksponowane. Tam samo jak ostatni autograf tuż nad tyłkiem jaki Vesna jej zostawiła przed ostatnim rozstaniem. “Największa zdzira NC 2050” jak głosił osobiście zrobiony nad pośladkami podpis. Te dwa jakie zrobiły z Roxy na pośladkach i łopatce Kristi były już właściwie nieczytelne. Ot, dlatego, że sama je robiła albo wiedziała co tam było to jeszcze mogła domyślić się jakie pamiątki zostawiły gwieździe estrady ze swoich negocjacji z szefową “Petro” w jej biurze. Sądząc po zaczerwienionych pośladkach gospodyni Kay już musiała zacząć zabawę którą wszyscy goście gospodyni tak lubili bawić się z nią w takie właśnie zabawy. No a z bliska dało się zorientować dlaczego Kristi nie może się tak dosłownie przywitać. Bo w ustach tkwił jej drugi wałeczek w roli knebla. Ale rozpromienione spojrzenie blondynki na widok tego specjalnego gościa i tak był wystarczająco wymowny. IX.07; śr; popołudnie; droga w dżungli; zarwany most; obsada kombi; gorąc, wilgotno, jasno na zewnątrz mżawka Marcus i Anton No i gdyby kogoś to zaskoczyło no to zaczęło padać. Chociaż mżawka a nie coś groźniejszego. Mżawka przynajmniej przegoniła latających krwiopijców. I chociaż dawała uczucie ochłody. Złudne bo i tak było tak samo gorąco jak wcześniej no ale chociaż wilgoć monotnonnie padała na rozgrzane ciała i resztę okolicy. Bruce nie miał dla pozostałej trójki zbyt dobrych wieści. Bród no to nie. Na pewno nie przy tym stanie wód. Wskazał na szeroki na kilkaset metrów pas brązowej wody w jakiej mogło się kryć cokolwiek. Ale według niego nie bród. Dawniej podobno był tutaj uregulowany brzeg. Ale obecnie wody przybywało i przybywało więc woda dawno rozlała się po okolicy. Dlatego nawet jak przy brzegach mogła być względnie płytka to tam, w dawnym korycie było właśnie całe dawne koryto do pokonania. Więc nie było co liczyć na to, że da się przejść po dnie. Łódką, tak mieli łodzie. No ale nie tutaj tylko w dżungli. Nie tak daleko od miejsca gdzie stoczyli walkę z dzikunami. Właściwie to nawet trochę daleko ale mniej więcej w tym kierunku. Więc aby dostać się do tych łódek należałoby cofnąć się samochodem do osady a potem pokonać na przełaj kawałek dżungli. Jeden z tych etapów były możliwe do wykonania przed zmierzchem ale nie oba na raz. Może daliby wrócić samochodem do osady przed zmierzchem i tyle. I w ten sposób właśnie zazwyczaj miejscowi przeprawiali się przez tą i kolejne rzeki. Ale od początku zaczynali trasę łodzią a nie samochodem. No i nawet jakby mieli łódź to nie zapakowaliby na nią kombiaka. Z tych wszystkich opcji, jeśli mieli ochotę kontynuować rozpoznanie no to pozostawało sklecić jakąś tratwę i przeprawić się na drugi brzeg. Na szczęście jeśli nie trzeba było budować tratwy na cały pojazd to na cztery osoby nie musiała być strasznie duża. A materiału dżungla i bezludna wioska dostarczała bez ograniczeń. Przez jakąś godzinę czy dwie buszowali po okolicy aby uzbierać czego się tylko dało, powiązać to lianami, przyciąć narzędziami jakie Lamay woził w samochodzie no i jakaś pływająca płachta z pieńków i gałęzi była gotowa. Okazało się, że Bruce ma całkiem niezłą wprawę w przygotowywaniu takich improwizowanych środków przeprawowych więc nie mógł się pierwszy raz znaleźć w takiej sytuacji. Ten improwizowany środek przeprawowy nie sprawiał zbyt solidnego wrażenia. Takie bezkształtne, przeciekające coś, zbite z byle czego i powiązane byle jak. Wyglądało jakby się miało rozpaść ledwo na to ktoś wejdzie. A jednak wszedł najpierw Bruce, potem pozostała trójka i chociaż pływająca platforma zachybotała się to jednak utrzymała ich ciężar. Potem zostało odpychać się żerdziami albo improwizowanymi wiosłami zrobionymi też z czego się dało. - Nie bujajcie bo łatwo wypaść. I uważajcie, na środku nie ma dna i prąd jest dość silny. - ostrzegł ich przewodnik. No i było jak mówił. Chybotliwa konstrukcja jeszcze bardziej zaczęła się chybotać gdy ruszyli forsować tą przeszkodę wodną. Każdy ruch kogoś z tej czwóki wydawała się absorbować cała platforma. Z początku szło dość gładko gdy płynęli przez prawie stojącą wodę jaka była przy brzegu. A żerdziami dało się wyczuć grunt od jakiego się odpychali. Ale przy środku przeprawy rzeczywiście prąd ich zaczął bez trudu znosić. Bez trudu zniósł och w pobliże rumowiska z zawalonego mostu i nieprzyjemnie wyglądających wirów jakie się wokół nich tworzyły. Ale od nich dało się odbijać chociaż wymagało do wspólnego wysiłku całej czwórki. A jednak się udało. Pokonali te kilkaset metrów burej wody i w końcu dobili do przeciwległego brzegu. Gdy minęli główny nurt rzeki woda znów się uspokoiła i niewiele różniła się od stojącej wody w jeziorze. Ale gdy powiązane lianami bale i gałęzie uderzyły wreszcie w przydenny muł to cała czwórka była już mocno zziajana. A jednak udało im się pokonać tą przeszkodę chociaż wygodny samochód został na tamtym brzegu. - Trzeba poszukać schronienia na noc. Niedaleko jest pusta wioska. - Bruce udzielił kolejnych wskazówek co do dalszej trasy gdy złapali oddech i odpoczęli po tej wodnej przeprawie. Na drugim brzegu też widać było rozjeżdżone kołami błoto świadczące, że jakieś samochody dały radę przeprawić się na ten brzeg. Bruce pokierował dalszą trasą. Do owej wioski o jakiej mówił było jeszcze ze dwa czy trzy kwadranse marszu przez tą mżawkę. Na szczęście jak na potrzeby własnych nóg to asfaltu na drodze zostało na tyle, że szło się o niebo lepiej niż na przełaj przez dżunglę. Aż doszli do zjazdu z dawnej głównej drogi do owej wioski o jakiej mówił Bruce. Widok był bardzo podobny jak ta osada w jakiej rozbiło się plemię Johansena. Czyli utopione w dżungli budynki. Ale nadal dawały jakieś schronienie przed mżawką i resztą sił natury. A dzień się już kończył. Mieli ostatnie kwadranse zmroku przed nadejściem ciężkiej zasłony nocy aby znaleźć miejsce na nocne obozowisko. Tylko, że do tej wioski też prowadziły ślady opon jakie zostały w błocie. Chociaż nie wyglądały na zbyt świeże. Sprzed kilku dni, pewnie podobne czasowo do tych po obu stronach rzeki. Wyglądało więc na to, że konkurencja również wpadła na podobny pomysł.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
13-11-2019, 02:28 | #164 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=FCFirtSvhnk[/MEDIA]
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
14-11-2019, 02:26 | #165 |
Reputacja: 1 |
|
17-11-2019, 23:44 | #166 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 47 - IX.07; śr; wieczór IX.07; śr; wieczór; Nice City; burdel “Fleurs du mal”; apartament Kristi; ciepło, sucho, jasno na zewnątrz pogodnie Vesna Okazało się, że gospodyni tego apartamentu świetnie sprawdzała się w roli tresowanej suczki na smyczy ku radości swojej i swoich gości. Wiernie chodziła przy nodze i wykonywała wszelkie polecenia. Najpierw Vesny, potem Kay a na końcu gdy mokra trójka z hałasem wytoczyła się z łazienki i też dołączyli się do zabawy. Chyba tylko Steve miał jakieś opory przed wyprowadzaniem swojej szefowej na smyczy. Ale i tak było świetnie. Z nowych gości zabawa przypadła do gustu zwłaszcza Marisie. Bo jak się okazało u nich, w wiosce zajmowała się psiarnią właśnie więc temat obróż, smyczy, kagańców i tresury był jej całkiem dobrze znany. Chociaż jak przyznawała sama rozbawiona na całego jeszcze nigdy tego nie próbowała z “taką” suczką. No ale zabawa spodobała się wszystkim. Świetnie podgrzewała atmosferę przed czekającymi nocnymi zabawami. Napięcie i ekscytacja zaczynały stopniowo gotować się w głosach i spojrzeniach gdy wszyscy chyba mieli ochotę na wszystkich. Ale chociaz hart ducha do zabawy był wyborny, atmosfera wspaniała to jednak ciało okazało się słabe. A zwłaszcza żołądek. W końcu goście co przyjechali od osady Johansena nie jedli nic sensownego od wyjazdu pół dnia temu więc już zdążyli trochę zgłodnieć. Ale na szczęście Kristi nie tylko w roli tresowanej suczki sprawdzała się wybornie. Bo gdy zrobiło się głośno i radośnie poinformowała ich, że jest głodna. I czy by goście nie zjedli z nią kolacji. W ten zgrabny sposób gwiazda estrady zaprosiła wszystkich swoich gości na wieczerzę. Wkrótce gdy za oknami już panował pogodny zmrok cała wesoła ferajna zasiadła do stołu jaki stał przy jednej ze ścian. Zresztą ten sam który pełnił podobną rolę podczas poprzedniej imprezy. Na stole nie brakło niczego. Pieczeń, kurczak, kanapki, surówki, suszone i świeże owoce, napoje, wina, piwa, whisky… No przecież największej gwieździe w tej okolicy nie mogło czegoś zabraknąć. A sama gwiazda, wciąż ze zwisającą między piersiami smyczą, ze szczerą radością i wesołym uśmiechem usługiwała swoim gościom aż nie rozległo się pukanie do drzwi. - Ja otworzę! - zadeklarowała od razu naga gospodyni aby nikt z gości nie musiał sobie przerywać kolacji i dyskusji. Szybko podeszła do drzwi i jej radosny okrzyk zapowiedział nadejście Alexa. - No cześć. - przywitał się Runner bez skrupułu podając swoją ciężką, skórzaną kurtkę gospodyni a ta przyjęła ją i odwróciła się do niego tyłem aby powiesić ją na wieszak. - Zaczęliście beze mnie? - zapytał przy okazji trzepiąc odwróconą piosenkarkę w jej zgrabny i zgrabnie wyeksponowany pośladek co ta przyjęła zaskoczonym ale i radosnym piskiem a reszta towarzystwa z rozbawieniem. Alex przeskanował całe towarzystwo i ze zdziwieniem na twarzy zatrzymał się na ochroniarzu. Ganger zmarszczył brwi jakby coś mu w tym obrazku nie pasowało. - No co się tak patrzysz? One mnie w to ubrały. - Steve wzruszył ramionami wskazując na różowiutki i bardzo kobiecy a do tego pewnie nie taki tani szlafrok w jakim wyszedł z łazienki. Szlafrok był dla kobiety o figurze Kristi więc na ochroniarza był zdecydowanie za mały. A do tego ten flamingowy kolor zdecydowanie nie pasował żadnemu mężczyźnie. - O tak, bo to był najładniejszy jaki tam był! - dziewczyny z dżungli raźno i wesoło potwierdziły wersję ochroniarza poprawiając na nim ten szlafroczek i uśmiechając się słodko do obydwu mężczyzn. Same też siedziały w kolorowych szlafrokach ale te już na nich wyglądały znacznie bardziej na miejscu. I ładnie podkreślały ich smukłe kształty czy gładkość nóg. Wciąż jeszcze miały trochę mokre włosy, w przeciwieństwie do Steve’a który miał swoje znacznie krótsze więc już mu zdążyły wyschnąć. - Aha. - chłopak z Novi skinął głową i usiadł koło Vesny. Ta zaś wyczuła, że może nie chodzi tyle o to w czym siedzi Steve ile to, że w ogóle tu siedzi. No ale jak na Alexa to zachował się całkiem finezyjnie i tolerancyjnie tak po prostu siadając obok niej i zaznaczając swoje prawa własności szybkim pocałunkiem. - Siadaj Alex i częstuj się na co masz ochotę. Dobrze, że już jesteś to chyba mamy komplet. - Kristi uporawszy się z kurtką podeszła do swojej dwójki ulubionych gości i wskazała Alexowi na zastawiony stół co na chwilę przykuło jego uwagę. Wziął sobie nowy talerz i począł sobie na niego nakładać co mu wpadło w rękę. - Kurde, trochę ciężko coś załatwić. Wszystko pozamykane albo właśnie zamykają. - zaczął relacjonować Vesnie gdy już przeżuwał pierwsze kęsy. - Ale chyba mam kolimator. Tylko nie wiem jak z mocowaniem bo to jest do karabinu. Jutro na to spojrzyj i zobacz czy to da się zamontować. - wyglądało na to, że przynajmniej część z tego o czym rozmawiali udało się mu załatwić. Ale Vesna musiała na to rzucić okiem. - Gadałem z typem mówił, że jak do łuku to może być trudno. Chyba, żeby mieć taki specjalny. Ale to ma taki inny typ w mieście, nawet mi tłumaczył co i jak ale powiedziałem, że jutro podjadę bo nie czaję co on tam mamrotał. Trochę sepleni. Więc jutro do niego wrócimy. Pewnie po wizycie u tej paniusi. O szybę i prochy nie pytałem ale prochy to chyba sama ogarniesz a po szybę to chyba się przejedziemy na złomowisko w Crow. Tam chyba widziałem szyby. Tylko wtedy nie były mi potrzebne to nie zwracałem na nie uwagi. - Runner musiał też być głodny bo zmiatał z talerza tak samo jak zwykle robiła to jego dziewczyna. A przy okazji mówił o swoich działaniach dzisiaj i planach na jutro. - Eeejj… nie mów na mnie “paniusia”... - gospodyni która usiadła z drugiej strony odezwała się nieco urażonym tonem gdy Alex relacjonował swoje. - Mów na nią i do niej jak tylko masz ochotę. “Paniusia” to i tak dla niej zbyt pochlebnie. - Kaya okazała się czujna i zareagowała błyskawicznie ściagając za smycz blondynę do siebie i policzkując ją za tą bezczelność. Skruszona blondynka szybko przeprosiła za swoje niestosowne zachowanie. Ale to wszystko trochę zdekoncentrowało Alexa. - Właściwie chodziło mi o tą lalę dla jakiej robimy. - Runner siedząc w samym podkoszulku z oderwanymi rękawami popatrzył na tą scenę z zaciekawieniem ale nie interweniował po niczyjej stronie. Za to wznowił swoje wywody. - No i tak właśnie główkowałem, że jakbyśmy byli w Crow można by zgarnąć Nutellkę na imprezę. Nie wiem czy się da bo ostatnio jak byliśmy w dzień to w pracy była. To może nie zawracać jej głowy? Bo nie wiem czy by dało się ją urwać jeśli będzie w robocie. - Alex zaczął mówić głównie do Vesny no ale, że wszyscy siedzieli przy jednym stole to i tak wszyscy słyszeli co mówi. Zwłaszcza, że teraz nowoprzybyły był głównym ośrodkiem zainteresowania. Z Lilly rzeczywiście był ten problem, że jak dotąd gdy przyjeżdżali w dzień to zastawali ją w pracy co zwiększało szanse, że jutro w dzień też będzie w pracy. IX.07; śr; wieczór; bezludna osada w dżungli; obsada kombi; gorąc, wilgotno, jasno na zewnątrz mżawka Marcus i Anton Trudno było powiedzieć aby nocleg szykował się ciepły i przytulny. Wnętrze opuszczonego domu, nawet w porównaniu do tej klasy w jakiej nocowali w szkole Johansena to wypadało kiepsko. Łóżka i sofy były tak przegniłe i pełne robactwa, że nie było sensu z nich korzystać. Najmniej kłopotów z rozbiciem się na noc miał tubylec. Bruce po prostu rozwiesił sobie hamak i na nim miał zamiar spać. Co znacznie ograniczało dostęp wszelkiego pełzającego robactwa. Pozostała trójka musiała jakoś rozmieścić swoje karimaty i śpiwory na podłodze licząc, że jakoś to będzie. Z ogniskiem wyszło tak sobie. Co prawda we czwórkę bez kłopotu rozpalili ogień ale gorzej było z drewnem na opał. Starych mebli na opał było niby sporo i one właśnie poszły, dosłownie, na pierwszy ogień. Drewna w dżungli też było pewnie sporo ale raz, że wszystko po tej mżawce było mokre a dwa to na zewnątrz było już ciemno. Bez światła nie było sensu wyłazić bo można było świetnie zgubić ale nie coś znaleźć. Więc do rana musieli przetrwać na tych połamanych i niewygodnych do palenia meblach co oznaczało, ze trzeba było je dość mocno oszczędzać. Ale ognisko dawało naturalne poczucie ciepła i bezpieczeństwa. Dosłownie domowe bo w domu nie znaleźli specjalnego pieca czy kominka do palenia więc trzeba było rozpalić na podłodze. Ale od ognia bił przyjemny blask i ciepło dając otuchę i nadzieję. W zwłaszcza, że poza oświetlonym pomieszczeniem panował już mrok absolutny. Zwłaszcza jak wzrok potrzebował chwili aby przywyknąć do nocnych ciemności. Bo na zewnątrz już była pełna noc. Może gdzieś “w mieście” to byłby jeszcze wieczór, barowa pora, ale tutaj były tylko cykady, komary i odgłosy dżungli od której cierpła skóra. Coś tam w ciemnościach stękało, skrzeczało, piszczało, że komuś kto był tu po raz pierwszy wydawało się jakieś obce i złowieszcze. Jakby dżungla umawiała się jak się pozbyć obcych. A tym razem byli sami, tylko we czterech. I nie było wielkiego budynku szkoły ani ochronnego płotu jaki odgradzał by ich od tej dżungli. Zaraz za oknami był bluszcz i zarośnięte podwórze. W domu zaś panowała atmosfera Ruin. Te wszystkie ślady dawnej cywilizacji człowieka, tak bardzo porzucone, opuszczone i zniszczone przez czas i siły natury sprawiały przygnębiające wrażenie. Tak bardzo człowiek i jego dzieła zdawały się kruche i przelotne. Raz miał ładny, piętrowy dom pełen nowoczesnych technologii a trochę później była tylko trawa na środku podłogi w kuchni, wybite szyby i zielsko wciskające się w każdą szczelinę. - Dobra, niech to się podgotuje. Jak coś macie to wrzucajcie, jakoś się podzielimy. - Bruce wyjął skądeś średniej wielkości menażkę - rondelek który ustawił na sprytnym stojaku z rozbitych mebli. Wrzucił do środka jakieś kawałki czegoś, dolał wody i w końcu zrobiło się coś pośredniego między gęstą zupą a rzadkim sosem. Powiedział, że jak będzie trzeba to najwyżej zagotują jeszcze raz gdyby było za dużo na raz. Z rondelka rzeczywiście zaczął dolatywać smakowity zapach czegoś co się tam gotowało. - Ja idę zastawić sidła. Może coś się złapie do rana. Ale potrzebuję dwóch rąk więc dobrze by ktoś poszedł ze mną ze światłem. - myśliwy wstał wyjmując jakieś kłęby linki czy drutu ze swojego plecaka z którego pewnie miał zrobić te sidła. Ale rzeczywiście do tego przydałyby się dwie ręcę więc przydatna byłaby ta trzecia jaka potrzyma pochodnię z płonącej nogi taboretu. - A może sprawdzimy ten dom? Może jest tu coś ciekawego? - zaproponował Lamay. Była to pierwsza w miarę konstruktywna myśl kierowcy który odkąd przeprawili się przez rzekę cały czas martwił się o swoje kombi. Wydawało mu się, że ledwo się odwrócą plecami a już ktoś ukradnie jego auto albo coś z niego ukradnie. Nawet to, że przykryli je gałęziami niezbyt go uspokajał. Ale nie było się co dziwić, sprawny samochód na pewno był wart więcej niż to wszystko co we czterech tutaj zdołali przynieść na własnych plecach. A dom rzeczywiście sprawdzili głównie pod kątem szukania materiału na opał więc wiedzieli, że nikogo więcej tu nie ma ale to tyle. Spieszyli się aby zdążyć skorzystać ze światła kończącego się dnia i rozparcelować się na nadchodzącą noc a wszystkie inne rzeczy, w tym zwiedzanie domu czy zastawianie sideł zeszły na dalszy plan.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
21-11-2019, 22:25 | #167 |
Reputacja: 1 | Ruiny, resztki dawnej cywilizacji, szczątki wyposażenia, wszechobecna pustka i uczucie śmierci. Marcus czuł się prawie jak w domu, prawie nie licząc większej niż u siebie ilości robactwa łażącego po okolicy. - Takie miejsca zawsze mają trochę gambli w różnych zakamarkach. Czasami więcej, czasami mniej ale w ruinach krążąc zawsze coś się znajdzie. Choć nie zawsze to, czego się spodziewa znaleźć. - "Buźka" sięgnął do plecaka i pogrzebawszy w nim wyciągnął po chwili latarkę. Przesunął włącznik ale nic się nie wydarzyło, dopiero potrząśnięcie nią dało skutki - jasny, mocny strumień światła przeciął ciemność. Potem wstał i skinął głową na Lamaya - Działa jeszcze, więc przyda się nam. Rozejrzyjmy się zatem. Sprawdzimy przy okazji czy z dachu można coś dostrzec w okolicy. Może inne źródła światła.
__________________ "Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć." |
23-11-2019, 15:38 | #168 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
23-11-2019, 19:23 | #169 |
Reputacja: 1 |
|
24-11-2019, 22:09 | #170 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 48 - IX.08; cz; ranek IX.08; cz; ranek; bezludna osada w dżungli; obsada kombi; ciepło, wilgotno, jasno na zewnątrz pochmurno Marcus i Anton - Trochę padało w nocy. - Bruce mruknął dorzucając czegoś do ogniska. Ognisko zareagowało wzburzeniem ale po chwili przyjęło drewnopodobną ofiarę i zaczęło buzować mocniej. Ogień był potrzebny aby ugotować śniadanie i sprawiał przytulne wrażenie w tej zdezelowanej, bezimiennej budzie. Tubylec może wspominał ostatnią noc bo rzeczywiście jak sam mógł się przekonać Anton gdy go obudzono na wartę, że na zewnątrz pada deszcz. Ale przez większość jego porannej warty na szczęście przestał. Chociaż to nijak nie wpłynęło na poprawę sytuacji i samopoczucia. O świcie i teraz o poranku panowało całkiem przyjemne ciepło. A miał okazję obserwować jak dżungla stopniowo przechodzi od świata nocy do świata dnia. Od pełnoprawnej dominującej czerni co nic nie było widać poza kręgiem wątłego światła rzucanym przez słaby płomień ogniska aż po moment gdy zrobiło się tak widno, że można było czytać gazetę nie tylko przy świetle ogniska. Brzmiało to jakby jeden świat natury ustępował drugiemu. Zwłaszcza gdy o świtaniu nie dało się nie słyszeć budzącego się świata ptaków które z dumą i radością obwieszczały przetrwanie kolejnej nocy. Efektem nocnego deszczu było błoto i kałuże które widać było na podwórku i pewnie tak było wszędzie w okolicy. A teraz gdy deszcz się skończył a nadal było całkiem ciepło to ta wilgoć jaka spadła ostatniej nocy teraz odparowywała dołączając swoją cegiełkę do zaduchu dżungli który tu zdawał się panować stale. Nad ranem kolejne osoby rozłożone na noc w swoich hamakach i śpiworach zaczęły po kolei wstawać. Gdy wstał Bruce to poszedł na zewnątrz za potrzebą oraz sprawdzić sidła. Wrócił z niewielką ale jednak zdobyczą. Przyniósł coś wielkości wiewiórki. Potem całkiem sprawnie to oporządził ale, że było to zbyt małe na coś innego niż gulasz to wylądowało jako dodatek do gotującej się w kociołku potrawki. A ostatniego wieczoru Anton miał okazję obserwować jak tubylec rozkłada swoje sidła. Założył ich ze trzy i jakoś gdy on to robił specjalnie trudne się to nie wydawało. Ot, założyć jakąś pętlę z drutu, żyłki czy linki jakie ze sobą zabrał. Z tych trzech sideł do rana złapało się coś drobnego w jedną z nich i chyba myśliwego to satysfakcjonowało a może po prostu był pogodnym człowiekiem. Lamay i Marcus czekając na śniadanie, mogli w świetle dnia na spokojnie przejrzeć swoje łupy z nocnego myszkowania po tym domu. Znaleźli ciekawy gambel bo w garażu był mały, poręczny odkurzacz wielkości przeciętnej suszarki do włosów. Taki jakim można było na szybko odkurzyć siedzenie czy podłogę w samochodzie. Oczywiście nie działał. Tylko nie było wiadomo czy dlatego, że był zepsuty czy dlatego, że nie było tu nigdzie prądu a baterie pewnie rozładowały się wieki temu. Więc nie było nawet jak tego sprawdzić. Ale wyglądał przyzwoicie. W kuchni znaleźli jakieś dziwne nożyce jakimi pewnie można nadal było przeciąć sznur czy papier od biedy wbić komuś w oko. Gdzieś w szafie jakiś kombinezon roboczy. Zawilgocony i o mocnym zapachu stęchlizny. Ale na oko wyglądał ciekawie, mocny materiał i wiele potrzebnych kieszeni mógł cieszyć niejedno męskie oko. W łazience odkryli jakiś perfum, ledwo co użyty przez dawnych domowników o całkiem przyjemnym zapachu. A przynajmniej ten jeden nie zjełczał, nie miał podejrzanej konsystencji albo nie był zeżarty przez szczury jak to coś co kiedyś chyba było mydłem co leżało obok. Tylko naklejkę szlag trafił to nie dało się stwierdzić zawartości tego przedwojennego kosmetyku. - Czasem tu przychodzimy szukać czegoś potrzebnego. Wiecie jak potrzebnie w domu jakieś lustro albo coś co może się przydać. Te u nas to już mocno wybrane. - Bruce dorzucił swoje mieszając potrawę i rzucając okiem na te znaleziska jakie oglądali jego towarzysze. - Dobra a jaki mamy plan na dzisiaj? - Lamay zapytał nieco później gdy siedzieli już przy ognisku i zaczęli jeść przygotowane śniadanie. No tak, czekał ich kolejny dzień który trzeba było jakoś zagospodarować. Przy okazji Marcus odkrył, że bez sprawnych rączek Vesny tych bandaży wcale nie zmienia się tak łatwo. A ostania przeprawa w tej dżungli na pewno nie pomogła na gojenie się jego nogi. Za to Anton dla odmiany dobitnie mógł się zorientować, że leki mu się dosłownie kończą. Miał jeszcze gdzieś na jutro i pojutrze a potem nic. Bruce trochę się drapał po nodze mamrocząc, że coś go chyba użarło w nocy ale to nic poważnego. Po prawdzie to ich wszystkich coś pożarło w nocy, pewnie jakieś insekty i inne tego typu stworzenia. Co było irytujące no ale nie było zbyt uciążliwe. IX.08; cz; ranek; Nice City; burdel “Fleurs du mal”; apartament Kristi; ciepło, sucho, jasno na zewnątrz pochmurno Vesna Na wielgachnym łożu w apartamencie Kristi Black powoli budził się ruch. Chociaż jeszcze przed chwilą panowało dogłębne pochrapywanie i spokojne oddechy. No ale ktoś chyba zapukał w drzwi, pierwszy chyba zareagował Steve a ten z kolei obudził Alexa i Vesnę którzy zamówili budzenie na rano. Na 8 rano. - A nie możesz jechać sama? - Alex o 8 rano bynajmniej niewiele miał wspólnego z księciem z Novi. Gdy tak stał przed umywalką i lustrem wyglądał jak ruina gangera. Jak po całonocnej bibie. Co zresztą było prawdą. Impreza udała się tak jak zwykle udawała się u Kristi gdy ona też brała udział w tej imprezie. I na pewno każdy z uczestników miał miłe wspomnienia z tej imprezy. Ale po takiej imprezie wypadało odespać i odpocząć czyli wstać o bardziej runnerowym niż schultzowym poranku. Pewnie dlatego Alex który uważał, że mają dzisiaj dzień wolny prezentował humor pt “No mamo, jeszcze tylko 5 minut!”. Ale przynajmniej “poczuł się” na tyle by wstać do pionu i poczłapać do łazienki więc była nadzieja, że tylko tak sobie marudzi o zbyt wczesnym poranku i tak naprawdę nie zostawi Vesny samej. - Cześć. - do łazienki weszła czarnowłosa domina sprzedając po słodkim całusie dla niej i dla niego. - Spokojnie ta leniwa wywłoka zaraz przygotuje nam kąpiel. A Steve’a już nie ma? - Kay przyłączyła się do tych porannych ablucji chociaż też wyglądała jakby wstała zdecydowanie zbyt wcześnie. A szefa dziennej zmiany ochrony gwiazdy estrady rzeczywiście mogło już nie być bo gdy już budził parkę z Detroit to trochę się żegnał i był prawie ubrany w swoją koszulę, kaburę i resztę. Wydawał się jedynym żwawym i żywym elementem o tym pochmurnym ale ciepłym poranku. - Przynajmniej nie pada. I nie smaży od rana. - Alex przysiadł na krawędzi wanny drapiąc się po policzku jakby sprawdzał czy powinien się już golić czy znów sobie jeszcze odpuścić. Ale sądząc po wyglądzie świata za oknem rzeczywiście błękit nieba zasłoniły chmury ale nie padało ani nie prażyło te południowe Słońce. - A właściwie to dlaczego zrywacie się tak wcześnie? Nie możecie jeszcze zostać? - Kay stanęła przed dużym lustrem i westchnęła widząc swój spracowany wygląd. Po czym te resztki swojego kostiumu dominy zaczęła bez pośpiechu ściągać. - Mamy robić deal z tą naszą paniusią. 9 rano… no chyba zgłupiała… - gangera znów zalała fala marudzenia na ten straszny i niesprawiedliwy los jaki ich spotykał by po takiej kozackiej imprezie zrywać się tak wcześnie rano. - 9 rano? No to jeszcze macie trochę czasu. - Kay mocowała się ze ściągnięciem czarnej pończochy ale wskazała spojrzeniem na zegar na ścianie. No rzeczywiście mieli jeszcze trochę czasu bo było trochę po 8-ej rano. Ale też za bardzo nie było się co grzebać. - Taa… - widok czasomierza i jego wyrok bynajmniej nie poprawił humoru Alexowi. Patrzył na niego spode łba jakby miał ochotę go rozwalić. - A ta wasza paniusia to jakaś fajna? - Kay w końcu usiadła na krawędzi wanny obok Alexa i zaczęła ściągać tą upartą pończochę w tej pozycji. - No jak fajna jak chce się umawiać na 9 rano? - Alex popatrzył na nią jakby pytała o jakieś rzeczy które każde dziecko powinno wiedzieć. Zwłaszcza dziecko Novi. - Pytam czy byłoby warto brać ją na warsztat. Weź pomóż z tym cholerstwem. - domina zaśmiała się słysząc poranne marudzenie Runnera ale w końcu trochę się odsunęła od niego po krawędzi wanny i podała mu swoją smukłą nogę aby ściągnął z niej tą upartą pończochę. - Aaa… - Alex na chwilę jakby się ożywił gdy stopa Kay wylądowała na jego udach oraz gdy pojawił się na tapecie całkiem inny aspekt ich szefowej. - Noo… jakby nie była taka sztywniara… więcej jarała zioła… dała se na luz… no to… noo… byłoby co brać na warsztat… - temat widocznie zaciekawił Alexa i pod względem warsztatowym wydawał się nawet dostrzegać jakieś walory ich szefowej. Ale gdy ściągał tą upartą pończochę z nogi Kay to trochę za mocno szarpnął a może niespodziewanie wejście gospodyni wytrąciło go z równowagi bo zleciał z krawędzi wanny na podłogę akurat gdy pokazała się Kristi mówiąc wesołe “Czeeeść!”. Kay zresztą też.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |