Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-11-2019, 14:47   #161
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Kolejny raz w trasie, tym razem z przewodnikiem który znał te tereny a nawet w pewnym momencie wskazywał drogę do swojej wioski. To mogła być przydatna informacja w późniejszym terminie, gdyyby chcieli coś z niej zdobyć. Teraz ważniejsza była przeprawa...
Marcus zaklął pod nosem widząc most a potem ścięte drzewa przy rzece. Jasnym się wydawało że poprzednicy w jakiś sposób na tratwach pokonali ten odcinek drogi. A teraz ich czekało to samo.
- Przez rzekę przyprawiali się twoi? Jeśli tak to może byśmy użyli waszych łódek do tego. - odezwał się do miejscowego oceniając odległość miedzy brzegami rzeki. - W innym wypadku sami musimy sklecić cos prowizorycznego jak nasi poprzednicy. Samochody tu zostaną, bo nie mamy dość ludzi by zrobić to jak tamci. Poza tym to i tak tylko zwiad.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 10-11-2019, 16:56   #162
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Łódki, rzeki i zerwane mosty... w dżungli, upale i przy ciągłej obecności komarów.
- Blyat - Anton mruknął, jednocześnie uderzając dłonią na płask w tył karku. Kusiło zawinąć się i wrócić, szczególnie że Mori została sama.

Ciężkim krokiem Rusek podszedł do brzegu i z nieprzeniknioną miną zagapił się na drugi brzeg. Jasne, dobrze byłoby wrócić do wiochy... zrzucić blachy i zasiąść gdzieś w chacie z butelką wódki.

Niestety mieli robotę... job twoju mac.

- Jest tu gdzieś w okolicy bród? -
Iwanow popatrzył na miejscowych i Marcusa - Nie ma co stać, idziemy za nimi. Chyba wszyscy tu umiemy pływać, da?
 
Dydelfina jest offline  
Stary 10-11-2019, 20:46   #163
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
IX.07; śr; zmierzch; Nice City; burdel “Fleurs du mal”; apartament Kristi; ciepło, sucho, jasno na zewnątrz mżawka



Vesna



Wydawało się jakby Vesna wracała do domu. Albo przynajmniej do świetnie sobie znanego miejsca, świetnie znaną trasą gdzie i ona rozpoznaje domowników i oni rozpoznają ją. Na recepcji sympatyczna dziewczyna nie stawiała żadnych blokad przed wizytą na piętrze przybytku gdzie zatrzymała się największa gwiazda i żywa legenda tego miasteczka, podobnie jak ochroniarz stojący na wejściu przed trzewiami budynku. Potem jeszcze całkiem nieźle rozpoznawalne schody gdzie czasem minęły jakąś dziewczynę co pewnie tutaj pracuje aż w końcu korytarz gdzie przed jednymi drzwiami stał krawaciarz. Też całkiem znany.

- Ale to wszystko wielkie. - dziewczyny jakie przyprowadziła tutaj Vesna wydawały się i trochę przytłoczone i bardzo podekscytowane eleganckim wystrojem budynku. Takiego z działającym światłem i bordowymi dywanami na schodach i korytarzach. Zupełnie jak na dawnych filmach i jakiś dawnych hotelach ze sporą ilością gwiazdek na swoim koncie.

Za to Steve który był z dziennej zmiany stał przed apartamentem Kristi zupełnie tak samo gdy Vesna z Alexem odchodzili tędy kilka dni temu. Zupełnie jakby przez te wszystkie dni stał przed tymi drzwiami udając żywy posąg. Ale on też przywitał się z Vesną z ciepłym uśmiechem.

- Cześć Ves. - przywitał się zerkając z sympatią na starą znajomą i ciekawością na jej dwie nowe towarzyszki. Trochę się chyba zdziwił gdy usłyszał od nich, że “wygląda bardzo zdrowo” co chyba miało być jakimś komplementem. I oczywiście domyślił się, że trójka dziewczyn nie przyszła oglądać jego albo pustego korytarza.

- Ah tak. Tylko Kristi ma teraz ważne spotkanie. Z Kay. - uprzedził zerkając na trójkę młodych dziewczyn. I Ves wyczuła, że pewnie gdyby była sama albo z samym Alexem to ta rozmowa inaczej by wyglądała. Steve wyraźnie namyślał się chwilę po czym kazał im zaczekać. Sam odwrócił się w stronę drzwi i zapukał szybkim, zdecydowanym ruchem. - Zapytam. - wyjaśnił nieco odwracając się przez ramię a Marisa i Lee czekały jakby zaraz miał zza tych drzwi wyskoczyć jakiś królik z kapelusza. Przez kilka oddechów nic się nie działo ale w końcu doszedł ich odgłos szybkich, zdecydowanych kroków. Drzwi zgrzytnęły otwieranym zamkiem i nieco się uchyliły. Ale na tyle wąską szczeliną, że ochroniarz zasłonił sobą tego kto wyjrzał na zewnątrz.

- Ves przyjechała. Ale nie jest sama. - Steve lakonicznie streścił o co chodzi. Szczelina uchyliła się szerzej a jednocześnie on sam się odsunął by osoba ze środka mogła rzucić spojrzeniem na zewnątrz. I wtedy ukazała się czarnowłosa głowa Kay. Miała mocny makijaż i włosy ciasno spięte w surowy, czarny ogon. Ale na widok gości też uśmiechnęła się ciepłym, przyjaznym uśmiechem.

- Cześć kochanie. - Kay wyszła na korytarz przymykając dyskretnie drzwi, że nie dało się zajrzeć do środka i zrobiła krok aby pocałować i objąć Vesnę jak dawno nie widzianą przyjaciółkę. A dwójka nowych dziewczyn aż prawie dosłownie otworzyła buzie i oczy z wrażenia bo Kay miała na sobie komplet kostiumu dominy. Począwszy od wysokich butów na jeszcze wyższym obcasie, przez czarny, błyszczący gorset aż na tym surowym, końskim ogonie skończywszy.

- Jak dobrze, że wróciłaś. Normalnie z nieba mi spadłaś. - Kay szczebiotała ciepło a z bliska Vesna wyczuła ładny aromat jej perfum, promieniujący żar z żywego ciała i przyśpieszony oddech. Wyglądała na podnieconą. - A kogo tym razem przyprowadziłaś? Alexa nie ma? - zapytała wciąż obejmując Vesnę i szybko oceniającym wzrokiem skanując dwie nowe dziewczyny. Po szybkiej prezentacji co jest co westchnęła cicho.

- No ale wbrew pozorom nie ja tu rządzę. Wejdź i zapytaj Kristi. Właśnie omawiałyśmy terapię wałeczkową. A ja tutaj zabawię naszych gości. - rzekła lekko popychajac Vesnę w stronę niedomkniętych drzwi a sama podeszła do dwóch nowych dziewczyn które wydawały się nadal być pod jej wielkim wrażeniem. Albo jej stroju.

A gdy Vesna pchnęła drzwi i znalazła się w też całkiem znanym i swojskim apartamencie jakiego i w samym “Ambasadorze” by się pewnie nie powstydzili. I zastała samą gospodynię tego przybytku. Nagusieńką jak ją Pan Bóg stworzył. Rozciągniętą na płask na tym wieloosobowym łożu które przy rozmiarach jednej osoby wydawało się nienaturalnie wielkie. Blondynka miała przekręconą głowę w kierunku wejścia więc od razu się spotkały spojrzeniami a na twarzy Kristi wykwitła radosne zaskoczenie jakby akurat Vesny kompletnie się nie spodziewała ale jak już była to niemożebnie ją to cieszyło.

Powitanie ze strony Kristi było jednak mocno ograniczone do niewyraźnego memłania i gorączkowego machania rączką na przywitanie. Było to spowodowane pewnie tymi sznurami jakie krępowały każdą z jej kończyn do ramy łożna skutecznie ją do niego przykuwając. Więc z bliska Vesna widziała rozkrzyżowaną zgrabną blond sylwetkę. Dało się poznać o jakich wałeczkach mówiła Kay. Jeden Kristi miała pod swoimi biodrami przez co jej tylne wdzięki były w takiej pozycji idealnie wyeksponowane. Tam samo jak ostatni autograf tuż nad tyłkiem jaki Vesna jej zostawiła przed ostatnim rozstaniem. “Największa zdzira NC 2050” jak głosił osobiście zrobiony nad pośladkami podpis. Te dwa jakie zrobiły z Roxy na pośladkach i łopatce Kristi były już właściwie nieczytelne. Ot, dlatego, że sama je robiła albo wiedziała co tam było to jeszcze mogła domyślić się jakie pamiątki zostawiły gwieździe estrady ze swoich negocjacji z szefową “Petro” w jej biurze.

Sądząc po zaczerwienionych pośladkach gospodyni Kay już musiała zacząć zabawę którą wszyscy goście gospodyni tak lubili bawić się z nią w takie właśnie zabawy. No a z bliska dało się zorientować dlaczego Kristi nie może się tak dosłownie przywitać. Bo w ustach tkwił jej drugi wałeczek w roli knebla. Ale rozpromienione spojrzenie blondynki na widok tego specjalnego gościa i tak był wystarczająco wymowny.




IX.07; śr; popołudnie; droga w dżungli; zarwany most; obsada kombi; gorąc, wilgotno, jasno na zewnątrz mżawka



Marcus i Anton



No i gdyby kogoś to zaskoczyło no to zaczęło padać. Chociaż mżawka a nie coś groźniejszego. Mżawka przynajmniej przegoniła latających krwiopijców. I chociaż dawała uczucie ochłody. Złudne bo i tak było tak samo gorąco jak wcześniej no ale chociaż wilgoć monotnonnie padała na rozgrzane ciała i resztę okolicy.

Bruce nie miał dla pozostałej trójki zbyt dobrych wieści. Bród no to nie. Na pewno nie przy tym stanie wód. Wskazał na szeroki na kilkaset metrów pas brązowej wody w jakiej mogło się kryć cokolwiek. Ale według niego nie bród. Dawniej podobno był tutaj uregulowany brzeg. Ale obecnie wody przybywało i przybywało więc woda dawno rozlała się po okolicy. Dlatego nawet jak przy brzegach mogła być względnie płytka to tam, w dawnym korycie było właśnie całe dawne koryto do pokonania. Więc nie było co liczyć na to, że da się przejść po dnie.

Łódką, tak mieli łodzie. No ale nie tutaj tylko w dżungli. Nie tak daleko od miejsca gdzie stoczyli walkę z dzikunami. Właściwie to nawet trochę daleko ale mniej więcej w tym kierunku. Więc aby dostać się do tych łódek należałoby cofnąć się samochodem do osady a potem pokonać na przełaj kawałek dżungli. Jeden z tych etapów były możliwe do wykonania przed zmierzchem ale nie oba na raz. Może daliby wrócić samochodem do osady przed zmierzchem i tyle. I w ten sposób właśnie zazwyczaj miejscowi przeprawiali się przez tą i kolejne rzeki. Ale od początku zaczynali trasę łodzią a nie samochodem. No i nawet jakby mieli łódź to nie zapakowaliby na nią kombiaka.

Z tych wszystkich opcji, jeśli mieli ochotę kontynuować rozpoznanie no to pozostawało sklecić jakąś tratwę i przeprawić się na drugi brzeg. Na szczęście jeśli nie trzeba było budować tratwy na cały pojazd to na cztery osoby nie musiała być strasznie duża. A materiału dżungla i bezludna wioska dostarczała bez ograniczeń. Przez jakąś godzinę czy dwie buszowali po okolicy aby uzbierać czego się tylko dało, powiązać to lianami, przyciąć narzędziami jakie Lamay woził w samochodzie no i jakaś pływająca płachta z pieńków i gałęzi była gotowa. Okazało się, że Bruce ma całkiem niezłą wprawę w przygotowywaniu takich improwizowanych środków przeprawowych więc nie mógł się pierwszy raz znaleźć w takiej sytuacji.

Ten improwizowany środek przeprawowy nie sprawiał zbyt solidnego wrażenia. Takie bezkształtne, przeciekające coś, zbite z byle czego i powiązane byle jak. Wyglądało jakby się miało rozpaść ledwo na to ktoś wejdzie. A jednak wszedł najpierw Bruce, potem pozostała trójka i chociaż pływająca platforma zachybotała się to jednak utrzymała ich ciężar. Potem zostało odpychać się żerdziami albo improwizowanymi wiosłami zrobionymi też z czego się dało.

- Nie bujajcie bo łatwo wypaść. I uważajcie, na środku nie ma dna i prąd jest dość silny. - ostrzegł ich przewodnik. No i było jak mówił. Chybotliwa konstrukcja jeszcze bardziej zaczęła się chybotać gdy ruszyli forsować tą przeszkodę wodną. Każdy ruch kogoś z tej czwóki wydawała się absorbować cała platforma. Z początku szło dość gładko gdy płynęli przez prawie stojącą wodę jaka była przy brzegu. A żerdziami dało się wyczuć grunt od jakiego się odpychali. Ale przy środku przeprawy rzeczywiście prąd ich zaczął bez trudu znosić. Bez trudu zniósł och w pobliże rumowiska z zawalonego mostu i nieprzyjemnie wyglądających wirów jakie się wokół nich tworzyły. Ale od nich dało się odbijać chociaż wymagało do wspólnego wysiłku całej czwórki.

A jednak się udało. Pokonali te kilkaset metrów burej wody i w końcu dobili do przeciwległego brzegu. Gdy minęli główny nurt rzeki woda znów się uspokoiła i niewiele różniła się od stojącej wody w jeziorze. Ale gdy powiązane lianami bale i gałęzie uderzyły wreszcie w przydenny muł to cała czwórka była już mocno zziajana. A jednak udało im się pokonać tą przeszkodę chociaż wygodny samochód został na tamtym brzegu.

- Trzeba poszukać schronienia na noc. Niedaleko jest pusta wioska. - Bruce udzielił kolejnych wskazówek co do dalszej trasy gdy złapali oddech i odpoczęli po tej wodnej przeprawie. Na drugim brzegu też widać było rozjeżdżone kołami błoto świadczące, że jakieś samochody dały radę przeprawić się na ten brzeg.

Bruce pokierował dalszą trasą. Do owej wioski o jakiej mówił było jeszcze ze dwa czy trzy kwadranse marszu przez tą mżawkę. Na szczęście jak na potrzeby własnych nóg to asfaltu na drodze zostało na tyle, że szło się o niebo lepiej niż na przełaj przez dżunglę. Aż doszli do zjazdu z dawnej głównej drogi do owej wioski o jakiej mówił Bruce. Widok był bardzo podobny jak ta osada w jakiej rozbiło się plemię Johansena. Czyli utopione w dżungli budynki. Ale nadal dawały jakieś schronienie przed mżawką i resztą sił natury. A dzień się już kończył. Mieli ostatnie kwadranse zmroku przed nadejściem ciężkiej zasłony nocy aby znaleźć miejsce na nocne obozowisko.





Tylko, że do tej wioski też prowadziły ślady opon jakie zostały w błocie. Chociaż nie wyglądały na zbyt świeże. Sprzed kilku dni, pewnie podobne czasowo do tych po obu stronach rzeki. Wyglądało więc na to, że konkurencja również wpadła na podobny pomysł.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online  
Stary 13-11-2019, 02:28   #164
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=FCFirtSvhnk[/MEDIA]
Krótkie przedstawienie towarzystwa, wymiana paru uprzejmości ze znanymi już twarzami i już panna Holden wskoczyła do apartamentu Kristin Black, a raczej została do niego wepchnięta przez Kay. Nie żeby narzekała, albo miała w planach wydać z siebie choćby pojedynczą nutę skargi. Tym bardziej, że widok wewnątrz pokoju był bardziej niż interesujący.

- Kristi! Niespodzianka! - technik zawołała wesoło, podchodząc szybko do łóżka. Wyjęła gospodyni knebel z ust, pocałowała ją na powitanie i przyklękła przy materacu aby mieć twarz na wysokości jej twarzy - Wysłali nas do miasta, pomyślałam że ucieszysz się jeśli wpadniemy z wizytą.

- Ves! -
blondynka gdy tylko odkaszlnęła to wreszcie mogła odetchnąć pełną piersią i mocno wpiła się w usta swojego gościa gdy tylko dała radę.
- No prawdziwa niespodzianka! Ale świetnie, że przyjechałaś i to właśnie teraz! Właśnie zaczynałyśmy z Kay zabawę. Bo chyba się przyłączysz co? Ale zostaniesz na noc? Na długo przyjechałaś? O… A gdzie Alex? - blondynka z tej ekscytacji pewnie chciała objąć swojego gościa albo chociaż coś wspomóc swoją radosną lawinę pytań żywiołową gestykulacją. Ale ruchy miała mocno ograniczone przez te pęta jakimi ją unieruchomiła Kay więc wychodziło to uroczo niezdarnie. Dopiero chyba po tym pierwszym wrażeniu tej przemiłej niespodzianki Kristi zorientowała się, że Ves jest sama. Więc obdarzyła swoją najlepszą kumpelę niepewnym spojrzeniem nie widząc przy niej Alexa.

- Pojechał na miasto czegoś poszukać na jutro, niedługo wróci - technik objęła blondynę mocno. Jako elegancki dodatek do Runnera spodziewała się podobnego pytania, szczególnie gdy od progu Kay też zwróciła uwagę na niedobór elementów w skórach.
- Aaale za to przyjechały z nami znajome z głębokiej prowincji. Są w porządku, bardzo nam pomogły. Są takie jak my - puściła gwieździe oczko, sprzedając przy okazji klapsa w pośladek - Jeśli sie zgodzisz zabawimy się razem wszystkie… a potem przyjdzie Alex, co ty na to? Do rana jestem twoja.

- Jej ty to potrafisz przekonywać!
- blondynka cicho i rozkosznie jęknęła gdy dłoń najlepszej kumpeli trzasnęła ją w wypięty kuperek. I nawet jak na zachętę prowokująco pokręciła nim jeszcze trochę. - I jak Alex też będzie no to super! Świetnie było ostatnim razem i tak świetnie mnie prowadził przy nodze no i w ogóle cała reszta! Było bosko ostatnim razem! Tym razem też tak będzie? - wyglądało na to, że uwiązana do własnego łoża gospodyni wspomina ostatnią wizytę parki z Det z taką samą estymą jak i oni.

- Znaczy ty też świetnie prowadzasz! Pamiętasz jak mnie zaprowadziłaś do pokoju Kay? O rany ale to był numer! Jeszcze nikt wcześniej mnie nie prowadzał po korytarzu! - Kristi chyba skapnęła się, że może urazić swoją przyjaciółkę tym, że nie docenia jej wysiłków i wspólnych przygód więc szybko dorzuciła coś co zabawiały się tylko we dwie i co też miło wspominała.

- Nie, czekaj, zaraz, co ty mówisz? Masz jakieś dwie znajome? Znaczy dziewczyny? Ale gdzie? Tutaj gdzieś? I jak to z prowincji? To jakieś moje fanki? - dopiero po chwili do blond główki wróciło coś co Vesna mówiła wcześniej i co ją trochę zastopowało gdy nie wiedziała czego właściwie ma się spodziewać.

- Są z takiej dziury, że nigdy nie widziały prawdziwego koncertu - panna Holden przyznała szczerze - Sądzę jednak, że gdy cię poznają, na pewno zostaną twoimi fankami. Mieszkają w środku dżungli, nie widują często obcych, najdalej były w Espanioli a to też raptem parę razy. Chciały się wyrwać z tamtej dziury, zobaczyć kawałek świata. Pomyślałam, że pokażę im co tu najlepszego… a że ty jesteś najlepsza… - rozłożyła ręce - Poza tym będzie świetna okazja do zmajstrowania nowego autografu, nie sądzisz?

- O tak! -
Kristi słuchała uważnie co i jak mówi jej kumpela ale chyba mimo wszystko była zaskoczona informacjami o dwóch nowych koleżankach jakie przywiozła Vesna. Do czasu aż ta nie wspomniała o nowym autografie. Wtedy wydawało się że wszystkie wątpliwości poszły w kąt i blondynka szarpnęła się w swoich więzach jak ryba wyrzucona z wody zgadzając się z miejsca na wszystko co proponowała jej ulubiona kumpela.

- Ale jakiś taki pieprzny co? - poprosiła patrząc z wesołym uśmiechem na Vesnę. - Ale naprawdę nie słyszały o mnie? O Kristin Black? - zapytała z niedowierzaniem gdy jednak jej osobowość gwiazdy estrady rozpoznawalnej mniej lub bardziej na całym kontynencie dała o sobie znać.
- No nie do wiary. - na chwilę jakby jej łapki opadły gdy chyba trudno jej było sobie wyobrazić, że ktoś kto mieszka w tych okolicach mógł o niej nie słyszeć.
- No ale z dżungli mówisz? Jeszcze gdzieś za Espaniolą? Byłam tam parę razy z koncertami. To koniec świata. Nie sądziłam, że coś może być jeszcze za tą Espaniolą. - pokręciła swoją blond główką na znak jak trudne to dla niej do wyobrażenia.

- No ale co tam! - machnęła ręką na co akurat jej więzy pozwalały. - Jak mówisz, że takie fajne to dawaj je tutaj! Zabawimy się! - w końcu wszelkie wątpliwości Kristi od siebie odepchnęła i postanowiła cieszyć się obecnością Ves i nadchodzącą nocą. Skinęła przyzywająco dłonią jakby chciała dać znać swojemu gościowi, że nie ma co dłużej tych nowych dziewczyn trzymać na korytarzu.

Dwa razy Vesnie nie trzeba było powtarzać. Wyszczerzyła się szeroko, ze śmiechem opadając na łóżko i blondynie na plecy. Objęła ją jeszcze raz, śmiejąc się wesoło.

- Jesteś najlepsza! - powiedziała, cmokając ją krótko w usta, a potem podniosła się z materaca, aby podejść do drzwi. Zatrzymała się z ręką na klamce.

- A Steve nie miałby ochoty na szybką znajomość z dziewczynami? - łypnęła pytająco na Kristi i wyjaśniła - Podoba im się, a one… lubią zdrowych, silnym chłopów.

- Steve? Ale on teraz pilnuje. O 20-ej się zmieniają z Sylvio. No to gdzieś chyba jeszcze z godzina, może trochę więcej. No i nie wiem czy się zgodzi. W końcu niby jestem jego szefową. Trochę tak dziwnie pukać swoją szefową chyba nie? - pytanie o ochroniarza zaskoczyło gwiazdę estrady przywiązaną do swojego łoża. Zmarszczyła brwi i odpowiedziała wolniej, z namysłem wyczuwalnym w głosie.

- A tam dziwne - technik machnęła zbywająco ręką - Co to za frajda mieć takie byki na pstryknięcie palców i nie móc z nich skorzystać? Jeśli chcesz to my poczekamy na Alexa. Ty, ja i Kay. Razem się zabawimy, a dziewczyny obskoczą Steva… zawsze możemy się go spytać czy ma ochotę wsadzić prącie w młode, chętne laski które na niego lecą.

Żarcik Vesny rozbawił gospodynię bo roześmiała się wesoło aż się zatrzęsła cała z tej radości. - Masz rację Ves! - zawołała wesoło. - Zapomniałam przecież kim ja dla ciebie jestem. To przez ciebie! Bo mi się już starł tamten autograf i nie ma mi kto przypominać jak cię tak wiecznie nie ma. - udało jej się nawet spojrzeć z wyrzutem na Vesnę aby dać znać kogo obwinia za ten stan rzeczy. - Dawaj wszystkich na kogo masz ochotę! Zabawimy się po twojemu! - po chwili jednak znów na twarz wróciła jej radość i wykonała zachęcający gest uwiązaną dłonią w geście zaproszenia do zabawy.

- Jesteś moim słoneczkiem - technik posłała jej całusa przez pokój i otworzyła drzwi, machając zapraszająco ręką - Dawajcie laski, wbijajcie się! Steve, ty też chodź na moment. Jest sprawa, ale to nie na korytarzu… prawda Kristi? - rzuciła wgłąb pokoju, aby szefowa zluzowała swojego człowieka na te parę kroków.

- Tak, tak! Chodźcie wszyscy, bardzo was zapraszam! Ja chwilowo nie mogę podejść do drzwi! Ty Steve, też chodź! - Kristi z entuzjazmem w głosie potwierdziła słowa swojej kumpeli chociaż musiała podnieść głos aby być wyraźnie słyszana. A na korytarzu Kay chyba w tym czasie już nieźle zapoznała z dwiema koleżankami Vesny bo wcale żadna z nich nie wyglądała na znudzoną. Za to Steve się chyba zdziwił jak usłyszał, że zaproszenie i polecenie szefowej obejmuje również jego. Ale najpierw i tak zrobił miejsce aby dziewczyny mogły wejść do środka.

- W samą porę. Właśnie tłumaczyłam dziewczynom jak dziewczyna może zapiąć drugą dziewczynę. Z pomocą pewnych akcesoriów oczywiście. - Kay rzuciła tonem luźnej pogawędki przechodząc obok ochroniarza i Vesny. - Czułam, że ci nie odmówi. - szepnęła cicho do ucha brunetki puszczając jej przy tym rozbawione oko. - A oto, moje drogie, Kristi Black. Nasza zabawka na dzisiejszą noc. - domina weszła do środka i tonem dumnego tresera zaprezentowała publiczności swoją główną atrakcję w tym lokalu.

- Czeeeśśćć! - Kristi przywitała się z gośćmi ciepłym i sympatycznym uśmiechem połączonym z przyjaznym machaniem rączką. Wszystko byłoby jak należy gdyby nie to, że była całkowicie naga i przywiązana do swojego wielkiego łoża.

- Ojej. - Lee i Marisa chłonęły ten cały obraz z niedowierzaniem i fascynacją poświęcając uwagę gościnnej gospodyni. Na końcu wszedł Steve zamykając za sobą drzwi i na razie zajmując podobną postawę i pozycję jak przed chwilą zajmował na zewnątrz.

- Cześć. - Marisa przełknęła ślinę ale nie mogła od łoża oderwać wzroku. - A dlaczego ona jest przywiązana? - zapytała jakby blondynka mogła niedosłyszeć nawet ściszonego głosu.

- Bo lubi być wiązana a ja lubię wiązać. - domina odpowiedziała spokojnie jakby nie działo się tutaj nic niezwykłego.

- No właśnie. To jak już tutaj są wszyscy to ja was chciałam bardzo serdecznie powitać. I ogłosić, że dzisiaj w nocy to rządzi Ves. I bym was prosiła byście robili to co was poprosi. - Kristi starała się mówić spokojnie ale do spokoju Kay wiele jej brakowało. Widać było, że mimo więzów blondynę różności euforia i entuzjazm. No i podniecenie całą tą sytuacją.

- Ah tak? - Kay uniosła brwi w niemym zaskoczeniu i popatrzyła na Vesnę obrzucając ją pociągłym spojrzeniem. Ale zaraz podeszła do niej, objęła ją w pasie aż stały prawie w jednej pozycji. - No to skoro tak… To na co masz ochotę Ves? - domina lubieżnym szeptem przysunęła swoje usta do ucha i twarzy Vesny i razem powiodły spojrzeniem po całej scence w tym apartamencie.

- Pomyślałam, że przydałaby się nam tu mała integracja - technik bez mrugnięcia okiem odwzajemniła uścisk na pasie dominy i patrzyła z zastanowieniem to na nowe dziewczyny, to na ochroniarza.

- Steve miałbyś ochotę zaznajomić się bliżej z tymi dwoma tutaj pannami? - wskazała na Lee i Marisę - Gołym okiem widać, że im się podobasz… poza tym spięty jakiś jesteś. Przyda ci się masaż. A my w tym czasie zajmiemy się jedną blond latawicą - ostatnie wymruczała Kay tuż przy uchu.

- Teraz? Ale ja teraz mam wartę. - Steve wyglądał na jeszcze bardziej zaskoczonego niż wcześniej na korytarzu.

- Ojej, Steve, no weź nie rób problemów! No to zawołaj kogoś do pilnowanie drzwi czy co. To polecenie służbowe! W końcu jestem twoim szefem nie? - rozbawione blondynka momentalnie zmieniła się w prychającą kotkę gdy usłyszała odpowiedź swojego ochroniarza. Ten zawahał się i powiódł spojrzeniem po niej, po dwóch nowych dziewczynach jakie całkiem chętnie przystały na pomysł Vesny i na dwie regularne bywalczynie tego apartamentu.

- No dobrze. Ale muszę to załatwić jak trzeba. Dajcie mi chwilę. - zgodził się i znów wyszedł na zewnątrz zamykając za sobą drzwi.

- Czyli się zgodził? Wygląda na bardzo zdrowego. Musi mieć zdrowe nasienie z którego będą zdrowe dzieci. - Lee aż przygryzła wargę z tej ekscytacji patrząc na drzwi jakie zamknęły się za szefem ochrony najsłynniejszej gwiazdy estrady w okolicy.

- Ale ja bym chciała jednak spróbować tak jak mówiłaś. - Marisa lekko uniosła dłoń jakby się zgłaszała do odpowiedzi pewnie po to by zwrócić na siebie uwagę Kay.

- Ale to się wzajemnie nie wyklucza. Nasza testerka będzie uszczęśliwiona jak ją pukniesz. Prawda? - Kay nie wydawała się wcale zmartwiona prośbą Mulatki i bez skrupułów wskazała na przywiązaną do łoża testerkę.

- O tak, pewnie, co tylko zechcesz! - Kristi też zgodziła się szybko i bez skrupułów nawet nie dopytując się o szczegóły.

- To póki jesteśmy same dziewczyny to mamy coś sobie do powiedzenia? - Kay zrobiła tajemniczą minę jakby wciągała je wszystkie do jakiejś konspiracji. Dwie nowe dziewczyny popatrzyły niepewnie po sobie i trójce nowych koleżanek ale chyba nie miały pomysłu co powiedzieć.

Vesna za to wydawała się tylko czekać na tak idealną okazję. Ledwo padło pytanie od razu zachichotała, przybierając minę wcielenia niewinności.
- Właściwie Kristi chciałam spytać czy razem z Kay nie miałybyście ochoty przejechać się przy weekendzie do wioski dziewczyn na imprezę koedukacyjną - wypaliła wciąż z tą samą miną - Nazywa się to Noc Poczęcia i polega na tym, że młodzi z osady zabawiają się grupowo ze sobą przez całą noc. My z Alexem też tam będziemy… tak pomyślałam, że w takim miejscu gdzie nikt nie wie kim jest Kristin Black, możesz się bawić jak tylko chcesz i z kim chcesz. Wyprowadzę cię jak prawdziwą suczkę na trawę, pobawimy się wałkami i innymi kijami. Wypijemy może wódki, poznamy razem parę niezłych nowych znajomych. Poza tym pomyśl… ile to autografów - zabujała brwiami, przenosząc wzrok na Kay i puściła jej oczko.

- O tak, to świetny pomysł! Bardzo was zapraszamy! - dziewczyny z dżungli nagle się ożywiły gdy padło hasło o imprezie w ich rodzimej osadzie i z miejsca poparły pomysł Vesny podchodząc do niej i flankując ją i Kay z obu stron aby podkreślić jak bardzo mocno zapraszają. Ale dwie dziewczyny jakie usłyszały o tej imprezie po raz pierwszy miały nieco skonsternowane miny.

- Jaka Noc Poczęcia? Jaka impreza? Trochę brzmi jak jakaś orgia. - domina pogłaskała Vesnę po policzku ale sądząc po twarzy nie bardzo wiedziała czy pierwsze wrażenie jakie odniosła jest słuszne.

- Jak to nikt mnie nie zna? To tam jest was więcej? I nie znacie Kristi Black? - blondynka znów dała się ponieść gwiazdorskiej irytacji, że ktoś w okolicy mógł nie słyszeć o Kristi Black. Odwróciła głowę w bok by spojrzeć na całą czwórkę stojących obok swojego łoża gości ale też chyba nie do końca była pewna jak traktować słowa Vesny i jej nowych koleżanek.

- Mówiłam kochanie, to daleko za Espaniolą - technik pokiwała smutno głową, lecz szybko uderzyła w weselszy ton - Mieszkają tam naprawdę mili i dobrzy ludzie, mogłabyś im się pokazać. Zagrać koncert, a potem tak… - nadstawiła policzek na zabiegi brunetki - Dokładnie jak mówi Kay. Wielka, wielorasowa, wielowątkowa orgia, gdzie każdy bzyka się z każdym i jak tylko ma ochotę.

- No cóż. Nie powiem bym robiła taki numer pierwszy raz. No ale ja niestety nie mam wakacji. Chyba, że byłby to wyjazd służbowy. - Kay szybko podjęła decyzję, zwłaszcza po tym jak ciepłym gestem objęła wszystkie trzy stojące dziewczyny i wymownie popatrzyła na przywiązaną do łóżka gospodynię dając tym znać kogo widzi w roli sponsora takiej służbowej wycieczki.

- Znaczy się ja mam ci to zafundować? - Kristi wyglądała na zdziwioną taką propozycją. - No nie wiem… - przygryzła wargę w całkiem kuszący sposób i zmrużyła oko jakby się zastanawiała.

- Nie mów, że cię taka impreza nie kręci. Chodzenie na smyczy i wreszcie mnóstwo samców co wreszcie cię zwyobraca na wszystkie strony. Zawsze mi tutaj marudzi, że nie mamy chłopców do zabawy tylko same dziewczyny. A ja to się chyba jej już nudzę. - Kay bezlitośnie obnażała słabości gospodyni co Marisa i Lee przyjęły z typowo kobiecym zainteresowaniem. Zwłaszcza jak na koniec wydawało się, że mówi im to w tajemnicy.

- O rany, no Kay! - blondynka prychnęła z irytacją. - Ja tu próbuję zrobić dobre wrażenie no! - jęknęła Kristi jakby domina zajrzała jej w karty i obwieściła co tam skrywa. - No dobra. Zastanowię się. Powiem wam rano. - w końcu związana gwiazda postawiła jakiś warunek aby nie wyglądało, że tak się po prostu zgadza. Dwie dziewczyny z dżungli spojrzały teraz znów na dominę jakby oczekiwały co ona na to wszystko powie.

- Zgodzi się. - szepnęła cicho Kay nieco wysuwając się do przodu w stronę łoża. - Tylko musimy dać jej ostro w palnik dzisiejszej nocy by do rana te fanaberie wyleciały jej z tej ślicznej blondgłowki. I kuperka. - rzekła domina zatrzymując się przy krawędzi łóżka i na koniec mocno trzaskając w wypięty gwiazdorski kuperek.

- Myślę że da się zrobić - schultzówna odpowiedziała szeptem, podchodząc do łóżka z drugiej strony i skrzyżowała ramiona na piersi.
- Spójrz Kay… nic poprawy w tej leniwej wywłoce - zacmokała z naganą, krzywiąc niechętnie usta i popatrzyła na dominę - Co z nią trenowałaś zanim przyszłyśmy? Gdyby to jeszcze miało sens i efekt dłuższy niż parę chwil - prychnęła, dając blondynie siarczystego klapsa w drugi pośladek - co ty znowu leżysz jakbyś na okazję czekała, co?

- Aua! Oj no za co? Przecież byłam grzeczna! - Kristi poruszyła trzaśniętym kuperkiem jakby chciała umknąć przed razami. Ale z rozkrzyżowanymi na łóżku kończynami i wałkiem pod biodrami było to właściwie niemożliwe.

- Akurat. - Kay bez skrupułów powtórzyła operację i po pokoju rozległ się odgłos kolejnego klapsa. - Właśnie jak widzisz kupiłam nowy wałek. I ta brudna wywłoka sama chciała go przetestować. Spójrz sama. Widzisz? Tylko wszystko brudzi. - domina wskazała na drobne, mokre plamki wilgoci jakie znalazły się tuż pod zwieńczeniem gładkich ud blondynki.

- A tamten? On też mógłby z nami pojechać? Wygląda bardzo zdrowo. Na pewno byłby ojcem zdrowych dzieci. - dwie dziewczyny z dżungli też weszły na łóżko siadając na brzegu. Jedna z drugiej strony Vesny a druga z drugiej.

- Oczywiście, że pojedzie. Ta leniwa sucz nie rusza się bez swojego orszaku. - domina przeszła na drugi bok związanej blondyny i wydawała się pewna tego co mówi jakby wyprawa do wioski Johansena już została przesądzona.

- To świetnie! - Lee ucieszyła się zerkając na drzwi za jakimi zniknął Steve.

- A co tu jest napisane? - Marisa chyba dopiero teraz dojrzała ostatni autograf Vesny jaka ta zostawiła nad pośladkami związanej blondyny.

- To od Ves! Zostawiła mi na pamiątkę ostatnim razem jak tu była! - Kristi nie omieszkała się pochwalić pęczniejąc z dumy i satysfakcji.

- Sama prawda. - Kay pokiwała głową też zerkając na ręcznie robiony markerem napis.

- Tu jest napisane, że ona jest największą zdzirą w NC 2050. Tylko nie wiem co to jest to NC 2050. - Lee przeczytała napis bez problemów i szybko wyjaśniła koleżance z sąsiedztwa.

- Czyli w tym mieście. - domina wyjaśniła spokojnie nowym dziewczynom pełne znaczenie tego autografu.

- To prawda. Zwłaszcza dla Ves. - Kristi bynajmniej nie wydawała się zażenowana a wręcz przeciwnie, głos i spojrzenie aż ociekał jej dumą i ciepłem skierowanym w stronę swojej najlepszej kumpeli.

Technik odpowiedziała miną łaskawego posiadacza ziemskiego, spoglądającego na swoje rozległe, żyzne i zielone ziemie pełne zwierzyny. Z tej okazji pogłaskała blond czuprynę czułym gestem.

- O tak… Kristi to najlepsza cipka w tym mieście, a z pewnością najsłodsza. - dodała od serca, szczypiąc zaczerwieniony pośladek - Będzie grzeczna to zarobi nowy autograf… o ile zasłuży - dodała kapryśnym tonem i spojrzała na dziewczyny z buszu - Gdy Steve wróci możecie iść się umyć. Pokaże wam wannę i jak działa kanalizacja. Przy okazji sobie go obejrzycie i zrobicie pierwsze zapoznanie. On to jeszcze Pikuś - wyszczerzyła się - Zobaczycie Sylvio… to dopiero kawał chłopa.

Słowa Vesny wywołały istną falę euforii i radości na łóżku. Wydawało się, że wszystkie trzy dziewczyny są tak samo podekscytowane tym co mówi i proponuje przekrzykując się i po dziewczęcemu chichocząc i piszcząc z tej radości.

- O, tak, tak, tak, pewnie, że będę grzeczna! - Kristi zapewniała gorąco i z pełną gorliwością w oczach wyglądała na gotową spełnić te obietnice. Domina jednak nie była dominą na pokaz i przez chwilę tylko przyglądała się tym piszczącym dzierlatkom i tego wesołego mrugnięcia okiem to chyba nikt z nich poza Vesną nie dostrzegł. Niespodziewanie jej dłoń wyprysnęła do przodu i jednym, brutalnym szarpnięciem pociągnęła blond włosy do góry zmuszając ich właścicielkę do odciągnięcia głowy tak mocno do tyłu, że jej potylica prawie dotykała jej łopatek. A przy okazji schwytana Kristi cicho jęknęła. Ten niespodziewany atak uciszył całą trójkę.

- Zawsze to samo. - Kay nie puszczając włosów gospodyni wzruszyła ramionami jakby przepraszała za krnąbrnego i słabo wytresowanego zwierzaka. Marisa i Lee popatrzyły niepewnie na całą tą scenkę chyba nie wiedząc czego się spodziewać. A w tym czasie Kaya założyła z powrotem wałeczek w usta Kristi skutecznie ją kneblując.

- Chyba się zapomniałaś mała wywłoko. - Kay złapała i mocno ścisnęła policzki Kristi zimno i złowrogo cedząc do niej słowa gdy zbliżyła swoją twarz do jej twarzy. - Nie jesteś tu by mieć jakieś potrzeby czy życzenia. Tylko po to by spełniać nasze potrzeby i życzenia. Mamy dwójkę nowych gości i mam nadzieję, że zrobisz na nich odpowiednie wrażenie. Inaczej nie widzę sensu cię zabierać na tą boską imprezę ani nie rozumiem dlaczego by Ves miała ci dawać jakiś autograf. Rozumiemy się? - domina po mistrzowsku zdominowała całą atmosferę i cisza wydawała się w apartamencie absolutna. Zakneblowana blondyna popatrzyła na nią z obawą w oczach i jeszcze koso spojrzała na siedzącą z drugiej strony Ves i resztę dziewczyn. Potem szybko wróciła spojrzeniem do swojej dominy i gorąco zaczęła kiwać głową na znak zgody i memłać jakieś zapewnienia.

- No. I tak ma być. - mruknęła usatysfakcjonowana choć trochę Kay puszczając wreszcie swoją ofiarę. Po czym jak dla kontrastu uśmiechnęła się ciepło do pozostałej trójki i wskazała na przywiązane do łóżka ciało. - No to na co kto ma ochotę? - zapytała prezentując gotową do zabawy blondynkę.

- Ja bym się napiła drinka - technik rozsiadła się wygodnie w fotelu przy ścianie, zakładając nogę na nogę i ciesząc się przedstawieniem. Popatrzyła wymownie na Kay - Myślisz że ta swołocz nie spartoli tak skomplikowanego zadania? Poza tym chyba każdej z nas przyda się drink. Co pijecie? - zwróciła się do dżunglowych dziewczyn.

- Trudno powiedzieć. Nie wiem czy to dla niej nie za trudne. No i trzeba by ją odwiązać. - Kay złapała się za biodra gdy krytycznym wzrokiem szacowała możliwości podpisanego blond ciała rozciągniętego na wielkim łożu.

- A ja bym chciała zobaczyć ją w obroży i na smyczy. Strasznie mnie to ciekawi. - Marisa nieco uniosła rączkę w górę na znak, że też ma jakieś swoje życzenia i fantazje.

- A co mamy za drinki? - Lee za to wydawała się być bardziej przychylna pomysłowi Vesny tylo nie wiedziała chyba czy ma patrzeć na nią czy na dominę.

- No dobra. - domina westchnęła aż przesadnie wyraźnie i ruszyła w stronę głowy gospodyni. - Lepiej dla ciebie byś pamiętała jak się służy. - ostrzegła ją znów mocno łapiąć ją za policzku i zmuszając go spojrzenia sobie w oczy. Blondynka znów wymemłała jakieś zapewnienie i próbowała kiwać twierdząco głową. Więc ostatecznie czarnowłosa domina okazała jej cień łaski i zaufania bo zaczęła bez pośpiechu rozwiązywać jej nadgarstki.

- No pewnie, że będę wam służyć! Mówcie tylko na co macie ochotę. Drinki tak? No to zapraszam. - Kristi zaczęła już mówić gdy tylko zdołała wyjąc sobie wałeczek z ust gdy jeszcze pracownica lokalu ją rozwiązywała. Siarczysty klaps we wciąż wypięte pośladki szybko ją jednak uciszył.

- Zawsze to samo. - westchnęła Kay kręcąc głową w zdegustowanym grymasie. - To my mamy za tobą latać? Co ty sobie wyobrażasz? Że kim ty tu niby jesteś? - czarnowłosa domina ofuknęła nagą ofiarę pomagając jej powziąć właściwą decyzję.

- A no tak… - Kristi przez moment wyglądała na naprawdę skonfundowaną. - Dobrze, to sobie spocznijcie a ja już wam podaję. - dopowiedziała szybko gdy wreszcie Kay skończyła ją uwalniać z więzów. Wstała z łóżka trochę jęcząc ale szybko podeszła do barku który okazał się wyśmienicie zaopatrzony jak na gwiazdę tej klasy wypadało. Naga blondynka zaczęła szybko mówić co może im zaserwować i było tego całkiem sporo. Wcale nie trzeba było schodzić do baru aby się napić czegoś z promilami. Nazwy trochę przytłoczyły dwie dziewczyny z dżungli bo popatrzyły z prośbą o nieme wsparcie na Vesnę. I właśnie gdzieś w tym momencie drzwi zgrzytnęły i do środka wrócił Steve.

- Daj nam trzy razy cuba libre - panna Holden zakomenderowała i zaraz dodała - I jedną szklankę wódki wstaw do wiaderka z lodem. Alex miesza wódę tylko z sokiem żołądkowym - puściła Kay oczko… a potem pojawił się ich nowy samiec, chociaż niestety nie z Detroit.
- Steve, a ty czego się napijesz? - technik przejęła pałeczkę rozmowy, uśmiechając się do gościa ciepło. Wskazała też fotel obok swojego - Poza tym skoro masz już wolne możesz zdjąć marynarkę i pingwina spod szyi - pomachała przy dekolcie jakby poprawiała krawat. Nastepnie wskazała swoje dziewczyny - Lee to Steve. Steve to Lee. Marisa to Steve, Steve… poznaj Marisę. - przedstawiła towarzystwo aby formalnościom stało się zadość - Laski są jeszcze zza Espanioli, pierwszy raz w Nice City… i co tak stoisz? - fuknęła na ochroniarza, klepiąc fotel - Chodź i siadaj, już jesteś po służbie.

- Chyba rzeczywiście. - Steve chyba nadal był trochę zaskoczony rozwojem sytuacji i niespodziewaną zamianą ról.
W końcu zawsze jak Vesna widziała jego albo Sylvio to stali na straży na zewnątrz apartamentu albo nie odstępowali szefowej na krok gdy gdzieś bawiła na mieście. Może poza sceną na czas koncertów. A teraz on też był w środku a szefowa, nagusieńka jak zaraz po narodzinach stała przy barku i sprawnie mieszała w szklankach biały rum, colę, lód, szklanki, wódę i co tylko sobie jej goście zażyczyli. I to z ekscytacją w spojrzeniu i ciepłym uśmiechem na ustach jakby nie działo się nic niestosownego.

Ochroniarz więc po chwili wahania rzeczywiście zdjął z siebie marynarkę którą powiesił na wieszak przy drzwiach i poluźnił krawat. No a w międzyczasie ekscytacja aż ciekła po zgrabnych nogach Lee i Marisy gdy chichotały jak nieletnie panienki jak Ves ich sobie przedstawiła.

- To chyba też możesz odłożyć. Chyba nie będzie ci tutaj potrzebnie. - domina skinęła głową na mocowanie kabury jakie krawaciarz miał pod marynarką i dopiero jak ją zdjął to było ją widać.

- No chyba tak. - zgodził się i znów wrócił do wieszaka na którym po chwili mocowania zawiesił całe swoje oprzyrządowanie. A nawet i w końcu zdjął krawat zostając w samej koszuli przez co od razu zrobił się jakiś taki mniej sztywny i oficjalny. Potem wrócił na drugi z foteli a dziewczyny obsiadły okolicę stołu i co tylko się dało. I akurat wracała do nich gospodyni służąc uprzejmie tacą pełną drinków.

- Proszę to dla was. Dla ciebie Steve taka szkocka jak lubisz. - naga blondynka po kolei rozstawiała zamówione szkło przed swoimi gośćmi, Kaya skończyła z jakimś kolorowym drinkiem a Kristi w roli kelnerki sprawdzała się znakomicie. Tylko Steve miał trochę minę jakby go to wszystko skonfundowało gdy odbierał od swojej szefowej szklankę pełną bursztynowego płynu i z pływającymi kostkami lodu. Za to teraz gdy gospodyni stała frontem do swoich gości widać było drugi z autografów jaki ostatnio zostawiła jej na pamiątkę Vesna. Ten był na dekolcie i głosił, że jest rasową suczką.

Pewnie nie codziennie pingwin widywał dokładnie co dzieje się za zamkniętymi drzwiami apartament Kristin, o braniu udziału w zabawach nie wspominając. Panna Holden przyglądała mu się dyskretnie, widząc spięcie ramion i sposób w jaki siedział: na brzegu siedziska, gotowy w każdej chwili zerwać się do ucieczki. Trzeba więc było mu w tym przeszkodzić. Dyskretnym ruchem ręki przywołała do siebie Lee i chwilę szeptała jej na ucho, po czym wypiła drinka na jeden haust.

- Zrób mi jeszcze jednego - rozkazała blondynie, wstając z fotela. Obeszła oba meble, stając z tyłu za ochroniarzem. Położyła mu dłonie na ramionach, uśmiechając się ciepło w dół.
- Ciężki dzień, co nie? - zagaiła wesoło, zaczynając ugniatać spięte barki delikatnie - Dobrze że już po robocie. Miło że wpadłeś, gdybyś odmówił zrobiłbyś nam ogromną przykrość, a tak jest szansa trochę się razem pobujać… więc jak Steve, co lubisz? - uśmiechnęła się delikatnie - Prócz szkockiej oczywiście.

- Ale w jakim sensie? - Steve spojrzał do góry więc przez chwilę spoglądali na siebie z Ves tylko do góry nogami. Ale Lee i Marisa szybko do nich dołączyły gdy widocznie Lee przekazała koleżance jaki mają plan. Teraz obie rozgościły się na kolanach ochroniarza, każda na jednym i oczywiście obejmując go przy tym za szyję, ramię i za co się dało.

- Oj, no wiesz… tak z nami i takie tam. - Lee podpowiedziała mu co jest grane i Steve znów na chwilę zaniemówił bo okazało się, że dziewczynom pomysł Vesny się spodobał i obie ładnie prezentowały swój dekolt który był dosłownie na wyciągnięcie ręki. A w otoczeniu trzech kobiet ochroniarz w koszuli wyglądał jak oblężony zamek. Ale coś jakoś się nie skarżył. Upił łyk ze swojej szklany i chyba zaczynał się rozgrzewać co dziewczyna z Detroit czuła pod swoimi palcami.

- Coś słyszałam, że był plan byś zaliczył te dwie nasze nowe koleżanki. Mam nadzieję, że to nie jest ci niemiłe? - Kay dodała swoje dominujące, trzy grosze wskazując szklanką na brunetkę i mleczną czekoladkę jakie siedziały mu na kolanach. A one obie podchwyciły ten pomysł energicznym kiwaniem główką.

- No cóż… Nie wiem czy podołam. Ale spróbuję. - jedyny mężczyzna w apartamencie wypił znów ze swojej szklany tak dla kurażu i popatrzył z bliska na twarze dwóch ślicznotek jakie siedziały mu na kolanach. Na ich dekolt. I znów na twarze. Marisa była może trochę bardziej niecierpliwa albo śmielsza bo skróciła dystans tak bardzo, że Steve właściwie mógł już ją tylko odepchnąć albo pocałować. Widoczne odpychać nie miał zamiaru bo jak z góry widziała Vesna wyszedł im całkiem przyjemny pocałunek. Co obie przywitały z radosnymi parsknięciami. I zaraz gdy zwolniło się miejsce to nadeszła kolej na pierwszy pocałunek z Lee. I akcja zaczęła się toczyć szybciej gdy po pierwszych pocałunkach poszły kolejne a męskie dłonie zaczęły sobie zwiedzać udostępnione dekolty. A tymczasem Kristi wróciła ze znów pełną szklanką dla Vesny.

Technik przyjęła drinka, upijając niewielki łyk z miną sugerującą zadowolenie z sytuacji. Ochroniarz przestał wyglądać jakby działa mu się wielka krzywda, ale nie dziwiła się. Wygrały hormony i ciekawość, przyjemność oferowana aż nadto wyraźnie.
- Idźcie do łazienki. Mamy za sobą długą drogę, dziewczyny na pewno chętnie się odświeżą. Pokaż im co i jak - zaproponowała trójkątowi na fotelu, samej robiąc dwa kroki do tyłu i usuwając się ze sceny w cień. Siorbnęła znów ze szklanki, przyglądając się z rozbawieniem coraz mocniej rozochoconemu towarzystwu.

- Chyba póki Alex nie wróci przejdziemy się na mały spacer - rzuciła blondynie neutralnym tonem.

- Dobra. - Steve skorzystał z pomysłu Vesny bardzo chętnie. Dwie towarzyszki bez wahania podążyły za nim i cała trójka zniknęła za drzwiami osobistej łazienki gospodyni. Prawie od razu słychać było okrzyki zachwytu, zaskoczenia i radości jakie wywołała u dziewczyn z dżungli działająca kanalizacja. I, że jak się odkręci kran to woda leci. Taka czysta, zdatna do picia i kąpieli a do tego świeża i przyjemna. Więc we trójkę chyba zaczęli korzystanie z tego łazienkowego luksusu.

Cała trójka kobiet jakie zostały w głównej części apartamentu, przez chwilę patrzyła na drzwi i słuchała dobiegających stamtąd odgłosów. - Jej. Też szalałam jak głupia jak pierwszy raz mogłam się wykąpać w wannie tak jak czasem na filmach widać. - blondynka zwierzyła się cicho ze swoich wspomnień które widocznie musiały być bardzo podobne do tego co teraz przeżywały Lee i Marisa a może i Steve też.

- Ale poczekaj, jaki spacer? Chcesz gdzieś iść? - brwi blondyny zmarszczyły się gdy chyba znów z pewnym opóźnieniem dotarło do niej co jeszcze na koniec powiedziała jej najlepsza kumpela.

Ves odebrała od Kay smycz i obrożę. Świsnęła nimi w powietrzu, uderzając tuż obok podłogi na której klęczała blondyna.
- Nie pozwoliłam ci się odzywać - syknęła, kiwając przyzywająco palcem - Chodź tu wywłoko, zobaczymy czy chodzenia przy nodze przynajmniej nie spartolisz.

 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 14-11-2019, 02:26   #165
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Wszechobecne błoto i robaki nie zachęcały do dalszej podróży, ani tym bardziej noclegu w zatopionych ruinach. Niestety Iwanow i reszta zwiadu wyboru za dużego nie mieli, a dach nad głową to jednak dach nad głową. Całe ściany w pakiecie też były sporym plusem. Gdyby tylko nie ta przeklęta wilgoć. Na usta żołnierzowi cisnęły się mniej lub bardziej dosadne określenia najbliższej okolicy, ale niebywałym cudem zachował milczenie. Bywało gorzej, nie pierwszyzna niby… jedynie on nie robił się młodszy i coś, co niegdyś kwitował splunięciem jako dopust boży, teraz niezmiernie go irytowało. Jak choćby chmara moskitów, albo powietrze tak wilgotne, że dało się je wyżymać. Czuł jak ubranie pod pancerzem lepi mu się od potu który nie miał szans wyschnąć, zaś poza pancerzem cały był wysmarowany ciemnobrunatną mazią oraz zielonym roślinnym sokiem.

Rusek splunął z bezsilności i pokręcił głową. Mógł teraz siedzieć z córką w suchym lokalu z dala od dżungli, albo jechać spokojnie dalej w kierunku Teksasu… oddałby cały mag do klamki żeby móc chociaż na chwilę zanurzyć palce w rudych włosach Arii i poczuć jej ciepłe ciało tuż przy swoim.

- Ja jebu… - warknął pod nosem, podchodząc do badającego ślady Bruce’a. Ponoć Armia była tu parę dni wcześniej, ryzyko kontaktu zostawało znikome. Każdy kto wiedział gdzie przeklęty czołg zatopiono, parł do przodu.
- Dawno tu byli? Wiesz ilu?

- Nie dzisiaj ani wczoraj. Kilka dni temu. Błoto zaschło na koleinach ale kolejne deszcze jeszcze ich nie zmyły ale już zaczynają. Dlatego myślę, że kilka dni. - Bruce wskazał na koleiny które dla Antona wyglądały jak jakieś kolejne, bezimienne koleiny odciśnięte w błocie. No nie wyglądały na świeże ale od jak dawna tu były to już nie miał pojęcia.

- A ilu… - tubylec z dżungli podrapał się po szczecinie na szczęce zanim odpowiedział. - Myślę, że więcej niż jeden samochód. Może dwa lub trzy. Trudno powiedzieć. Były też jakieś konie. Bo mijaliśmy koński nawóz. Też sprzed paru dni. - autochton wskazał kciukiem gdzieś na drogę jaką przeszli od rzeki gdy mówił o tym nawozie. Mówił z zastanowieniem i dość wolno jakby sam się wciąż nad tym zastanawiał.

- Myślę, że skoro ślady prowadzą do tej wioski to pewnie szukali tam schronienia. Pewnie na noc albo przed ulewą. Może znajdziemy ich obóz wewnątrz. - w końcu wskazał na zjazd z głównej drogi który miał prowadzić do tej bezludnej osady o jakiej mówił wcześniej. - Ale potem pewnie pojechali dalej. Bo tam też prowadzą ślady. No ale noc się zbliża i i tak musimy gdzieś rozbić się na noc. - w końcu wzruszył ramionami w obszernym ponczo jakie miał narzucone dla ochrony przed kroplami mżawki i popatrzył na całą trójkę jakby oczekiwał ich decyzji w tej sprawie.

Konie możliwe że z Teksasu. Auta zapewne z Nowego Jorku. Pobliska okolica zrobiła się wielokulturowa… jak na zapadła, bagienną dziurę pośrodku bagien. Niestety nikt nie dawał gwarancji, że całe zamieszanie skupia na okolicy jedynie ludzką uwagę.

- Sprawdźmy gdzie nocowali, ale na własny nocleg weźmy budynek, albo dwa obok - Anton mruknął do tropiciela, podnosząc rękę i z głośnym klaśnięciem uderzając dłonią o kark. - Pośpieszmy się, bo ciemność ciemnością, ale zaraz te duraki nas zeżrą żywcem. - wytarł łapsko z rozgniecionym moskitem o uwalone błotem spodnie, przez co i skóra ufajdała się szaro burą masą.

- No job twoju… - Rusek jęknął i splunął pod nogi aby w jakikolwiek sposób dać upust frustracji - Znajdźmy coś z w miarę całą piwnicą. Łatwiej się obronić… poza tym nie będzie widać przez szczeliny w murze ognia. Nie podoba mi się ta okolica - skrzywił się - Ruch przyciąga uwagę, nie tylko nas mogą zainteresować ślady.

- Duży ruch. Dawno takich wycieczek tu nie było.
- Bruce wzruszył ramionami a potem ruszył odnogą drogi prowadzącą do pochłoniętą przez dżunglę wioski. Do najbliższych budynków nie było tak daleko. Doszli do nich może po kwadransie. Ukazała się ulica i okolica rodem z dawnych przedmieść. Może więc dawniej było to coś więcej niż dwie farmy na krzyż. Ale teraz i tak straszyło bezludnością a zarośnięte przez drzewa, liany, krzaki i bluszcz budynki sprawiały odpychające i obce wrażenie. Jakby chciały przypomnieć, że ludzie już nie są tutaj ani gospodarzami ani mile widziani. Przeszli tak ulicę i kolejną. W pewnym momencie Bruce się zatrzymał.

- Chyba tutaj zrobili jakiś postój. - wskazał na jakiś większy budynek. Może jakiś dawny magazyn albo skład o czym świadczyły duże, towarowe drzwi jak od garażu albo magazynu właśnie. Takie przez jakie może nawet wjechać furgonetka a może i ciężarówka. Rzeczywiście w kończącym się świetle dnia widać było sporo śladów opon na zawalonym błotem parkingu przed tym budynkiem. Nadal częściowo był ogrodzony płotem z rdzewiejącej siatki. Raczej nie stanowiła poważnej zawalidrogi bo po prostu nie była kompletna i miała widoczne dziury albo leżała niewidoczne wśród krzaków i zarośli. Okolica oczywiście porosła młodnikiem i krzewami, zdawało się, że ta cholerna dżungla potrafi się ukorzenić nawet na gołym betonie czy asfalcie. Trawa, mech i bluszcz porastały nawet ściany i dachy. Ale Bruce mówił, że właśnie ten budynek ich poprzednicy wybrali na schronienie.

- Zaraz będzie ciemno a rozbicie obozu też trochę zajmuje. Jak chcecie to sobie sprawdzać to sprawdzajcie ale albo też się tam rozbijamy albo gdzieś po sąsiedzku. - Bruce wskazał dłonią na okolicę. Gdyby mieli samochód to byłaby inna rozmowa. Nawet do budynków na końcu ulicy czy nawet kolejnych ulic podjechałoby się chwila moment. A tak to minuty uciekały na dotarcie do kolejnych budynków. W środku dnia nie grało to większej roli ale o zmierzchu, gdy lada chwila mogła ich zastać nocna, ciemność dżungli te minuty robiły się dość wymowne.

Noc zapadała szybciej niżby sobie tego życzyli, nie było co wybrzydzać. Jeśli na środku ulicy widzieli jeszcze siebie nawzajem, to pod budynkami i w samych budynkach ochoczo rozłożyły się czarne cienie nie do przebicia dla ludzkich oczu bez pomocy światła.

- Sprawdzimy to jutro rano - wreszcie Anton podjął decyzję, drapiąc się po pogryzionym karku. Nie jego rolą był taniec ze śladami. On miał robić użytek z broni, czyli dbać o bezpieczeństwo reszty. Szwendanie nocą po obcym, podtopionym i groźnym terenie nie brzmiało rozsądnie - Jak obóz leży tam od paru dni, to niech leży. Jedna noc mu różnicy nie zrobi, a my przygotujemy obóz. Sprawdźmy czy któryś z tych domów nie ma zalanej piwnicy - wskazał na rząd budynków po lewo.

- Dobra. - Bruce zgodził się bez oporów i całą czwórką skierowali się w kierunku zarośniętych chaszczami, bluszczem i młodnikiem posesji. Na zewnątrz było jeszcze względnie jasno ale pod drzewami czy wewnątrz budynków już panował półmrok. Bez światła nie widać było wszystkich detali a z każdą minutą mrok miał się pogłębiać aż nad okolicą nie zapanuje pełnoprawna noc. Niemniej pierwszy budynek do jakiego weszli przedstawiał sobą typowe, zrujnowane wnętrze Ruin. Takie już każdy z czwórki widział wielokrotnie w swoim życiu. Obdrapane ściany, odpadające i zapleśniałe resztki tapet, porozwalane sprzęty, przegniłe sofy i zdezelowane plazmowe tv na ścianach. Nic niecodziennego. Może poza tym, że w kuchni, na podłodze wyrósł krzak nie wiadomo na czym a drzwi leżały na podłodze. Trudno było stwierdzić czy ktoś je kiedyś wyłamał czy poddały się pogodzie i upływowi czasu. Bruce trochę kręcił nosem na takie wnętrze i w końcu przeszli do następnego budynku. Ten jednak nie miał piwnicy o jakiej marzyło się Antonowi. Trzeci zaś z budynków miał piwnicę chociaż panował w niej zapach zgnilizny i pleśni a pod butami była cienka warstewka wody. Nic specjalnie groźnego ale Bruce stwierdził, że w takiej stojącej, bagiennej wodzie robactwo lęgnie się na potęgę więc lepiej sobie darować kontakt, zwłaszcza przez całą noc. Radził rozbić się na parterze albo spróbować wrócić do któregoś z poprzednich domów.

Nie mieli co liczyć na kąpiel ze zgrabną czarnulką w zestawie. Ani na suche sienniki… Iwanow zdusił kolejną porcję przekleństw, tym razem pod swoim adresem. Kiedy tak zramolał i stetryczał? Zaczynał zachowywać się jak stary dziad emeryt. Dobra, był już emerytem, ale bez przesady!

- Weźmy ten drugi. Lepiej żeby nic w nocy nam nie wypełzło z tego bajora w bagaże - powiedział, darując sobie komentarz odnośnie pieprzonej, wszechobecnej wilgoci. Mieliby szczęście, padłoby na zwykłe pijawki, tylko coś Anton nie wierzył w szczęście. Pospiesznym marszem wrócili do poprzedniego domu, sprawdzając kąty zanim zrzucili w jeden z nich plecaki. Nie minęło wiele czasu, gdy pod jedną ze ścian zatańczył wesoły, ciepły płomień ogniska Anton patrzył w niego jak zaklęty przez długą minutę.
- Biorę psią wartę - rzucił do pozostałych.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 17-11-2019, 23:44   #166
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 47 - IX.07; śr; wieczór

IX.07; śr; wieczór; Nice City; burdel “Fleurs du mal”; apartament Kristi; ciepło, sucho, jasno na zewnątrz pogodnie


Vesna



Okazało się, że gospodyni tego apartamentu świetnie sprawdzała się w roli tresowanej suczki na smyczy ku radości swojej i swoich gości. Wiernie chodziła przy nodze i wykonywała wszelkie polecenia. Najpierw Vesny, potem Kay a na końcu gdy mokra trójka z hałasem wytoczyła się z łazienki i też dołączyli się do zabawy. Chyba tylko Steve miał jakieś opory przed wyprowadzaniem swojej szefowej na smyczy. Ale i tak było świetnie. Z nowych gości zabawa przypadła do gustu zwłaszcza Marisie. Bo jak się okazało u nich, w wiosce zajmowała się psiarnią właśnie więc temat obróż, smyczy, kagańców i tresury był jej całkiem dobrze znany. Chociaż jak przyznawała sama rozbawiona na całego jeszcze nigdy tego nie próbowała z “taką” suczką. No ale zabawa spodobała się wszystkim. Świetnie podgrzewała atmosferę przed czekającymi nocnymi zabawami. Napięcie i ekscytacja zaczynały stopniowo gotować się w głosach i spojrzeniach gdy wszyscy chyba mieli ochotę na wszystkich.

Ale chociaz hart ducha do zabawy był wyborny, atmosfera wspaniała to jednak ciało okazało się słabe. A zwłaszcza żołądek. W końcu goście co przyjechali od osady Johansena nie jedli nic sensownego od wyjazdu pół dnia temu więc już zdążyli trochę zgłodnieć. Ale na szczęście Kristi nie tylko w roli tresowanej suczki sprawdzała się wybornie. Bo gdy zrobiło się głośno i radośnie poinformowała ich, że jest głodna. I czy by goście nie zjedli z nią kolacji. W ten zgrabny sposób gwiazda estrady zaprosiła wszystkich swoich gości na wieczerzę.

Wkrótce gdy za oknami już panował pogodny zmrok cała wesoła ferajna zasiadła do stołu jaki stał przy jednej ze ścian. Zresztą ten sam który pełnił podobną rolę podczas poprzedniej imprezy. Na stole nie brakło niczego. Pieczeń, kurczak, kanapki, surówki, suszone i świeże owoce, napoje, wina, piwa, whisky… No przecież największej gwieździe w tej okolicy nie mogło czegoś zabraknąć. A sama gwiazda, wciąż ze zwisającą między piersiami smyczą, ze szczerą radością i wesołym uśmiechem usługiwała swoim gościom aż nie rozległo się pukanie do drzwi.

- Ja otworzę! - zadeklarowała od razu naga gospodyni aby nikt z gości nie musiał sobie przerywać kolacji i dyskusji. Szybko podeszła do drzwi i jej radosny okrzyk zapowiedział nadejście Alexa.

- No cześć. - przywitał się Runner bez skrupułu podając swoją ciężką, skórzaną kurtkę gospodyni a ta przyjęła ją i odwróciła się do niego tyłem aby powiesić ją na wieszak. - Zaczęliście beze mnie? - zapytał przy okazji trzepiąc odwróconą piosenkarkę w jej zgrabny i zgrabnie wyeksponowany pośladek co ta przyjęła zaskoczonym ale i radosnym piskiem a reszta towarzystwa z rozbawieniem. Alex przeskanował całe towarzystwo i ze zdziwieniem na twarzy zatrzymał się na ochroniarzu. Ganger zmarszczył brwi jakby coś mu w tym obrazku nie pasowało.

- No co się tak patrzysz? One mnie w to ubrały. - Steve wzruszył ramionami wskazując na różowiutki i bardzo kobiecy a do tego pewnie nie taki tani szlafrok w jakim wyszedł z łazienki. Szlafrok był dla kobiety o figurze Kristi więc na ochroniarza był zdecydowanie za mały. A do tego ten flamingowy kolor zdecydowanie nie pasował żadnemu mężczyźnie.

- O tak, bo to był najładniejszy jaki tam był! - dziewczyny z dżungli raźno i wesoło potwierdziły wersję ochroniarza poprawiając na nim ten szlafroczek i uśmiechając się słodko do obydwu mężczyzn. Same też siedziały w kolorowych szlafrokach ale te już na nich wyglądały znacznie bardziej na miejscu. I ładnie podkreślały ich smukłe kształty czy gładkość nóg. Wciąż jeszcze miały trochę mokre włosy, w przeciwieństwie do Steve’a który miał swoje znacznie krótsze więc już mu zdążyły wyschnąć.

- Aha. - chłopak z Novi skinął głową i usiadł koło Vesny. Ta zaś wyczuła, że może nie chodzi tyle o to w czym siedzi Steve ile to, że w ogóle tu siedzi. No ale jak na Alexa to zachował się całkiem finezyjnie i tolerancyjnie tak po prostu siadając obok niej i zaznaczając swoje prawa własności szybkim pocałunkiem.

- Siadaj Alex i częstuj się na co masz ochotę. Dobrze, że już jesteś to chyba mamy komplet. - Kristi uporawszy się z kurtką podeszła do swojej dwójki ulubionych gości i wskazała Alexowi na zastawiony stół co na chwilę przykuło jego uwagę. Wziął sobie nowy talerz i począł sobie na niego nakładać co mu wpadło w rękę.

- Kurde, trochę ciężko coś załatwić. Wszystko pozamykane albo właśnie zamykają. - zaczął relacjonować Vesnie gdy już przeżuwał pierwsze kęsy. - Ale chyba mam kolimator. Tylko nie wiem jak z mocowaniem bo to jest do karabinu. Jutro na to spojrzyj i zobacz czy to da się zamontować. - wyglądało na to, że przynajmniej część z tego o czym rozmawiali udało się mu załatwić. Ale Vesna musiała na to rzucić okiem. - Gadałem z typem mówił, że jak do łuku to może być trudno. Chyba, żeby mieć taki specjalny. Ale to ma taki inny typ w mieście, nawet mi tłumaczył co i jak ale powiedziałem, że jutro podjadę bo nie czaję co on tam mamrotał. Trochę sepleni. Więc jutro do niego wrócimy. Pewnie po wizycie u tej paniusi. O szybę i prochy nie pytałem ale prochy to chyba sama ogarniesz a po szybę to chyba się przejedziemy na złomowisko w Crow. Tam chyba widziałem szyby. Tylko wtedy nie były mi potrzebne to nie zwracałem na nie uwagi. - Runner musiał też być głodny bo zmiatał z talerza tak samo jak zwykle robiła to jego dziewczyna. A przy okazji mówił o swoich działaniach dzisiaj i planach na jutro.

- Eeejj… nie mów na mnie “paniusia”... - gospodyni która usiadła z drugiej strony odezwała się nieco urażonym tonem gdy Alex relacjonował swoje.

- Mów na nią i do niej jak tylko masz ochotę. “Paniusia” to i tak dla niej zbyt pochlebnie. - Kaya okazała się czujna i zareagowała błyskawicznie ściagając za smycz blondynę do siebie i policzkując ją za tą bezczelność. Skruszona blondynka szybko przeprosiła za swoje niestosowne zachowanie. Ale to wszystko trochę zdekoncentrowało Alexa.

- Właściwie chodziło mi o tą lalę dla jakiej robimy. - Runner siedząc w samym podkoszulku z oderwanymi rękawami popatrzył na tą scenę z zaciekawieniem ale nie interweniował po niczyjej stronie. Za to wznowił swoje wywody. - No i tak właśnie główkowałem, że jakbyśmy byli w Crow można by zgarnąć Nutellkę na imprezę. Nie wiem czy się da bo ostatnio jak byliśmy w dzień to w pracy była. To może nie zawracać jej głowy? Bo nie wiem czy by dało się ją urwać jeśli będzie w robocie. - Alex zaczął mówić głównie do Vesny no ale, że wszyscy siedzieli przy jednym stole to i tak wszyscy słyszeli co mówi. Zwłaszcza, że teraz nowoprzybyły był głównym ośrodkiem zainteresowania. Z Lilly rzeczywiście był ten problem, że jak dotąd gdy przyjeżdżali w dzień to zastawali ją w pracy co zwiększało szanse, że jutro w dzień też będzie w pracy.



IX.07; śr; wieczór; bezludna osada w dżungli; obsada kombi; gorąc, wilgotno, jasno na zewnątrz mżawka


Marcus i Anton



Trudno było powiedzieć aby nocleg szykował się ciepły i przytulny. Wnętrze opuszczonego domu, nawet w porównaniu do tej klasy w jakiej nocowali w szkole Johansena to wypadało kiepsko. Łóżka i sofy były tak przegniłe i pełne robactwa, że nie było sensu z nich korzystać. Najmniej kłopotów z rozbiciem się na noc miał tubylec. Bruce po prostu rozwiesił sobie hamak i na nim miał zamiar spać. Co znacznie ograniczało dostęp wszelkiego pełzającego robactwa. Pozostała trójka musiała jakoś rozmieścić swoje karimaty i śpiwory na podłodze licząc, że jakoś to będzie.

Z ogniskiem wyszło tak sobie. Co prawda we czwórkę bez kłopotu rozpalili ogień ale gorzej było z drewnem na opał. Starych mebli na opał było niby sporo i one właśnie poszły, dosłownie, na pierwszy ogień. Drewna w dżungli też było pewnie sporo ale raz, że wszystko po tej mżawce było mokre a dwa to na zewnątrz było już ciemno. Bez światła nie było sensu wyłazić bo można było świetnie zgubić ale nie coś znaleźć. Więc do rana musieli przetrwać na tych połamanych i niewygodnych do palenia meblach co oznaczało, ze trzeba było je dość mocno oszczędzać.

Ale ognisko dawało naturalne poczucie ciepła i bezpieczeństwa. Dosłownie domowe bo w domu nie znaleźli specjalnego pieca czy kominka do palenia więc trzeba było rozpalić na podłodze. Ale od ognia bił przyjemny blask i ciepło dając otuchę i nadzieję. W zwłaszcza, że poza oświetlonym pomieszczeniem panował już mrok absolutny. Zwłaszcza jak wzrok potrzebował chwili aby przywyknąć do nocnych ciemności. Bo na zewnątrz już była pełna noc. Może gdzieś “w mieście” to byłby jeszcze wieczór, barowa pora, ale tutaj były tylko cykady, komary i odgłosy dżungli od której cierpła skóra. Coś tam w ciemnościach stękało, skrzeczało, piszczało, że komuś kto był tu po raz pierwszy wydawało się jakieś obce i złowieszcze. Jakby dżungla umawiała się jak się pozbyć obcych. A tym razem byli sami, tylko we czterech. I nie było wielkiego budynku szkoły ani ochronnego płotu jaki odgradzał by ich od tej dżungli. Zaraz za oknami był bluszcz i zarośnięte podwórze.

W domu zaś panowała atmosfera Ruin. Te wszystkie ślady dawnej cywilizacji człowieka, tak bardzo porzucone, opuszczone i zniszczone przez czas i siły natury sprawiały przygnębiające wrażenie. Tak bardzo człowiek i jego dzieła zdawały się kruche i przelotne. Raz miał ładny, piętrowy dom pełen nowoczesnych technologii a trochę później była tylko trawa na środku podłogi w kuchni, wybite szyby i zielsko wciskające się w każdą szczelinę.





- Dobra, niech to się podgotuje. Jak coś macie to wrzucajcie, jakoś się podzielimy. - Bruce wyjął skądeś średniej wielkości menażkę - rondelek który ustawił na sprytnym stojaku z rozbitych mebli. Wrzucił do środka jakieś kawałki czegoś, dolał wody i w końcu zrobiło się coś pośredniego między gęstą zupą a rzadkim sosem. Powiedział, że jak będzie trzeba to najwyżej zagotują jeszcze raz gdyby było za dużo na raz. Z rondelka rzeczywiście zaczął dolatywać smakowity zapach czegoś co się tam gotowało.

- Ja idę zastawić sidła. Może coś się złapie do rana. Ale potrzebuję dwóch rąk więc dobrze by ktoś poszedł ze mną ze światłem. - myśliwy wstał wyjmując jakieś kłęby linki czy drutu ze swojego plecaka z którego pewnie miał zrobić te sidła. Ale rzeczywiście do tego przydałyby się dwie ręcę więc przydatna byłaby ta trzecia jaka potrzyma pochodnię z płonącej nogi taboretu.

- A może sprawdzimy ten dom? Może jest tu coś ciekawego? - zaproponował Lamay. Była to pierwsza w miarę konstruktywna myśl kierowcy który odkąd przeprawili się przez rzekę cały czas martwił się o swoje kombi. Wydawało mu się, że ledwo się odwrócą plecami a już ktoś ukradnie jego auto albo coś z niego ukradnie. Nawet to, że przykryli je gałęziami niezbyt go uspokajał. Ale nie było się co dziwić, sprawny samochód na pewno był wart więcej niż to wszystko co we czterech tutaj zdołali przynieść na własnych plecach. A dom rzeczywiście sprawdzili głównie pod kątem szukania materiału na opał więc wiedzieli, że nikogo więcej tu nie ma ale to tyle. Spieszyli się aby zdążyć skorzystać ze światła kończącego się dnia i rozparcelować się na nadchodzącą noc a wszystkie inne rzeczy, w tym zwiedzanie domu czy zastawianie sideł zeszły na dalszy plan.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online  
Stary 21-11-2019, 22:25   #167
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Ruiny, resztki dawnej cywilizacji, szczątki wyposażenia, wszechobecna pustka i uczucie śmierci. Marcus czuł się prawie jak w domu, prawie nie licząc większej niż u siebie ilości robactwa łażącego po okolicy.

- Takie miejsca zawsze mają trochę gambli w różnych zakamarkach. Czasami więcej, czasami mniej ale w ruinach krążąc zawsze coś się znajdzie. Choć nie zawsze to, czego się spodziewa znaleźć. - "Buźka" sięgnął do plecaka i pogrzebawszy w nim wyciągnął po chwili latarkę. Przesunął włącznik ale nic się nie wydarzyło, dopiero potrząśnięcie nią dało skutki - jasny, mocny strumień światła przeciął ciemność. Potem wstał i skinął głową na Lamaya - Działa jeszcze, więc przyda się nam. Rozejrzyjmy się zatem. Sprawdzimy przy okazji czy z dachu można coś dostrzec w okolicy. Może inne źródła światła.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 23-11-2019, 15:38   #168
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Kolejny raz książę z Novi zawładnął sceną ledwo się na niej pojawił. Już od przekroczenia progu oczy pozostałej szóstki śledziły jego ruchy, uszy słuchały co mówił, a mówił dużo, jak to Fox. Był też na tyle wyrozumiały, aby nie pocisnąć wiązanką rodem z Det na widok drugiego mężczyzny w pokoju. Na szczęście zachował wrodzony tak i finezję, później zaś Panna Holden uwiesiła się na nim, robiąc wszystko aby przypadkiem humor nie obrócił mu się o 180 stopni. Z tego poświęcenia przerwała kolację w połowie i podjadała z doskoku, zbyt zajęta podziwianiem kolimatora, wymiennym z obłapianiem wytatuowanego gangera. Dopiero przy sprawie Murzynki z Crow poważnie się zasępiła i aby problem ugryźć, przegryzła kanapkę.
- Wynajmiemy ją - powiedziała wreszcie, kończąc przełykanie - Pedzio rzucił się gamblem ostatnio, milady też. Wydębiłam jeszcze od niej małą premię… na paliwo - skrzywiła się, zagryzając wargę - Jutro musimy skoczyć do Petro przed wyjazdem… i właśnie. Widziałeś gdzieś lornetki z notko?

- Nie. Mówię przecież, że o tej porze wszystko już pozamykane. Jutro trzeba będzie się rozejrzeć po mieście. Ale to chyba te same sklepy co ze spluwami.
- Alex posadził sobie Vesnę na kolanach, tak, że siedziała bokiem do niego a on sam nadrabiał pustki żołądkowe częstując się bez skrupułów tym co było na stole. Widocznie tej sprawy też nie dało się od ręki załatwić no ale wydawało się, że Alex ma już jakieś rozeznanie gdzie można zacząć szukać takiego gadżetu.

- A Nutellka… - przerwał na chwilę by napić się ze szklanki jakiegoś owocowego kompotu. Przełknął co miał w ustach i skinął głową. - No racja. Ten Latynos wydawał się w porządku. Może po prostu się ją wynajmie. - zgodził się zadowolony, że Vesna tak łatwo podsunęła proste rozwiązanie które wydawało się mieć szanse powodzenia.

- Właśnie! - Technik wyprostowała się nagle, obracając głowę ku blondynce. Łypnęła też katem oka na odsadzonego dziewczynami ochroniarza w gustownym różu, lecz i tak więcej uwagi zwracała na gospodynię.

- Kristi słuchaj, jest sprawa - zaczęła neutralnie, bujając się Foxowi na kolanach. - Wiesz może czy od kogoś w okolicy można skołować dynamit, albo inne silne materiały wybuchowe? Takie w ilości aby wysadzić stary, metalowy most.

- Materiały wybuchowe?
- Kristi chyba takiego pytania kompletnie się nie spodziewała. Bo siedziała obok swojej ulubionej pary i bawiła się rączką od smyczy jaką miała zaczepioną do obroży więc w pierwszej chwili wydymała swoje pełne usta w niemym wydechu. Potem zwinęła je w wąski dzióbek i poszukała natchnienia w suficie zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Na mnie nie patrz. My na stanie nie mamy czegoś takiego. Mamy ochraniać trasy i koncerty a nie coś wysadzać. - Steve wciąż siedząc we flamingowym, kusym szlafroczku skorzystał z chwili zastanowienia szefowej aby odpowiedzieć za ich własne firmowe zasoby. A to dało czas by gospodyni się namyśliła i dała jakąś odpowiedź.

- No tak naprawdę to nie wiem. Nie interesowałam się tym nigdy. - przyznała bezradnie blondynka patrząc przepraszająco na Vesnę i Alexa. - Ale możecie spróbować “Składzie Rzecznym” u Smithy’ego. On ma różne rzeczy z dalekich stron. Trochę działa jak lombard gdzie ludzie mu zostawiają różne rzeczy w zastaw albo gdy się termin składowania przedawni bo jakąś karawanę coś rozwali i wtedy towar przechodzi na własność firmy. No to może mieć różne rzeczy. Tylko to tak hurtowe ilości, nie dla detalistów. - blondynka powiedziała z pewnym wahaniem i ociąganiem gdy widocznie nie była tego wszystkiego pewna skoro sama się tym nigdy nie parała.

- No i możecie jeszcze pójść do Eda Langelier. Tego od najemników. Nie wiem czy miałby coś takiego ale ma duży przemiał ludzi co przychodzą i odchodzą do jego agencji. Może wie kto mógłby mieć coś takiego. Podobnie z Black Guards. Może coś mają. Albo tak uzbieracie czego wam trzeba po trochu to tu to tam. - gospodyni w końcu rozłożyła ramiona w geście bezradności na znak, że więcej nie przychodzi jej do głowy kto mógłby mieć coś takiego.

- A kto to jest ta Nutellka? - zapytała zmieniając nieco temat na to co z kolei ciekawiło ją samą.

- Jadąc do Espanioli zatrzymaliśmy się w Crow, bo byłam głodna - panna Holden wyjaśniła szybko, równie szybko zapisując w pamięci nowe tropy i wzdychając w duchu. Czekało ich mnóstwo latania, jeżdżenia i biegania jutro… dobrze, że jeszcze mieli “dziś”.

- W barze poznaliśmy Lilly, dziewczynę pracującą jako kelnerka i jakoś się tak zgadało, że pomogła się nam wykąpać - rozłożyła trochę bezradnie ręce - Złota dziewczyna, poznasz ją w weekend - puściła blondynie oczko - Jest twoją wielką fanką.

- Mhm. Najczarniejszą i najsłodszą.
- Alex pokiwał głową dla potwierdzenia słów Vesny gdy już zaczynał kończyć to co sobie nałożył. I na ile go znała to chyba już nasycił swój największy głód bo jadł już wolniej i mniej koncentrował się na samym jedzeniu coraz bardziej reagując na to co działo się dookoła.

- Najczarniejszą i najsłodszą? - blondynka zmarszczyła brwi na znak, że taka wypowiedź nie jest dla niej zrozumiała. Bo to co mówiła Vesna chyba było zrozumiałe i o to się nie dopytywała.

- No czarna jest. Czarniejsza od niej. I jest tobą zachwycona, że tobie to nie przeszkadza na koncertach. Tak jakoś to mówiła. - Alex zaczął się rozglądać po stole co by sobie nałożyć jeszcze ale akurat przełknął i znów napił się kompotu więc pozwolił sobie na nieco dłuższą wypowiedź. Wskazał na Marisę aby uzmysłowić sprawę lokalnego kolorytu która z obecnego grona miała najciemniejszą karnację a i tak przy Lilly wydawała się blada.

- Aaa! No to świetnie! Jak miło, że tak miło mówiła! - teraz gdy sprawa się wyjaśniła gwieździe estrady twarz rozjaśnił ciepły i promienny uśmiech na znak, że podobało jej się to co usłyszała.

- Wyrwało się jej że nie wszyscy są mili dla niej właśnie ze względu na kolor skóry i nie raz miała z tego powodu sporo nieprzyjemności. Wiesz jak jest… Południe, nie? - technik mruknęła, wyciągając Runnerowi z kieszeni paczkę skrętów i bez skrępowania odpaliła sobie jednego, zerkając na blondi - Chyba od czarnych mniej się tu nie lubi mutantów. Nie wszędzie i to archaiczny stereotyp, jednak ludzi ciężko zmienić. - zapaliła, zaciągnęła się i wypuściła dym gangerowi prosto w twarz - Pomyśl jak byłoby jej miło, gdybyś wpadła… - zamilkła w pół słowa, marszcząc brwi i coś kalkulując w głowie aż pstryknęła palcami - Ej Kristi, my pewnie do piątku zostaniemy. Dawaj zwijamy się całą ekipą z powrotem na tę imprezę u Lee i Marisy w domu. Zahaczymy o Crow, zabierzemy Nutellkę… i coś zjemy. To tutaj to dobra szama - wskazała na stół - Ale to co ona potrafi ogarnąć… - aż westchnęła na samo wspomnienie przepysznego żarcia wchłoniętego w ilościach hurtowych.

- Wpaść do niej? Do Crow? - blondyna zmarszczyła brwi jakby się upewniała, że mówią o tym samym zerkając na detroicką parkę.

- Mhm. Jutro. I tak jedziemy po szybę do wozu. - Alex pokiwał głową na znak aprobaty i zgody na taki plan. Widocznie skoro i tak mieli być w Crow to widział w tej wyprawie miejsce dla Kristi.

- Jutro? Ale nie z samego rana? - gospodyni chyba nie miała ochoty zrywać się skoro świt i wyłazić z tego gościnnego łoża.

- Nie. Rano jedziemy na spotkanie z paniusią. Potem na miasto i za miasto. Zajedziemy po ciebie. - Runner szamiący z talerza nie widział tutaj żadnego kłopotu w tej wyprawie do Crow i Nutellki na co i Kristi miała widocznie podobne zdanie.

- A właśnie. A co to za impreza co ma być w weekend? - teraz blondyna zainteresowała się tym co niejako cały czas wracało co jakiś czas w tej dyskusji.

- Noc Poczęcia?
- panna Holden uniosła brew pytająco - U dziewczyn w domu, młodzież zabawia się i wymienia materiał genetyczny. Celem jest zostawienie im być może nowej puli aby nie dochodziło do chowu wsobnego. Poza tym alkohol, muza i ciepły klimat, idealny do łażenia na smyczy Szykuje się zajebista impreza. Nie może nas tam zabraknąć! - zaśmiała się i nie wstając Runnerowi z kolan, ściągnęła przez głowę kieckę. Na razie zdecydowała skończyć z ustaleniami i gdzieś po drodze do poranka dogadać z Kristi wycieczkę do Roxy... a potem całej wyprawy za Espaniolę. Jeszcze mieli czas, zresztą wstępnie się dogadali.
- Ale to na razie ktoś tu chyba ma karną kolejkę - powiedziała, zabierając Alexowi widelec. Dodała też ostrzejszym tonem - Kristi do mnie! Trzeba go rozebrać... no rusz się, miernoto! - wstała, ciągnąc Runnera w kierunku wielkiego łóżka. Aby nie narzekał należało się nim zająć. Dobrze, że były w przewadze...
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 23-11-2019, 19:23   #169
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Mimo całej niezbyt optymistycznej okolicy, miała ona jeden niezaprzeczalny plus - wewnątrz zrujnowanego domu pozostałego po bezimiennej rodzinie żyjącej zapewne jeszcze przed wybuchem wojny, nie padało na łeb i jakkolwiek by nie patrzeć - dało się wreszcie wyschnąć łącznie z ubraniami, które od nieprzerwanej wilgoci na zewnątrz, przypominały permanentnie mokre szmaty do podłogi.

Iwanow miał własne marzenie, wypalone na wewnętrznej stronie powiek ledwo zamykał oczy. Stawało się one materialne i coraz mocniej przechodziło w spektrum rzeczywistości materialnej, im więcej czasu porucznik był zmuszony do noszenia ciężkiego pancerza, wraz z resztą oporządzenia taktycznego.
Już myślał, że wreszcie ziści się jego pragnienie, gdy los sprzedał mu cios kolanem prosto w nerkę.

Wpierw podniósł się ich myśliwy, zaraz potem Marcus sięgnął po latarkę aby iść z ich kierowcą zabezpieczać teren, albo go przeszukiwać, jedna sabaka.
Z ciężką miną i wzdychając cicho, Anton też się podniósł, biorąc w jedną z rąk pochodnię, a drugą złapał uchwyt pompki i przerzucił ją sobie przez ramię.
- Pilnuj Lamaya, ja poniańczę Bruce'a - mruknął cicho do Buźki, przechodząc obok niego. Pomyśleć że mógł właśnie zrzucić pancerz... ale nie.

Wizja siebie bez ciężkich blach rozwiała się, znów stając się raptem cieniem widzianym przez ułamek sekundy gdy Pietrowicz zamykał powieki.
- Sztoby tiebia wyjebali w sraku... - mruknął w ciemność, wlokąc się z pochodnią za traperem.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 24-11-2019, 22:09   #170
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 48 - IX.08; cz; ranek

IX.08; cz; ranek; bezludna osada w dżungli; obsada kombi; ciepło, wilgotno, jasno na zewnątrz pochmurno



Marcus i Anton



- Trochę padało w nocy. - Bruce mruknął dorzucając czegoś do ogniska. Ognisko zareagowało wzburzeniem ale po chwili przyjęło drewnopodobną ofiarę i zaczęło buzować mocniej. Ogień był potrzebny aby ugotować śniadanie i sprawiał przytulne wrażenie w tej zdezelowanej, bezimiennej budzie. Tubylec może wspominał ostatnią noc bo rzeczywiście jak sam mógł się przekonać Anton gdy go obudzono na wartę, że na zewnątrz pada deszcz. Ale przez większość jego porannej warty na szczęście przestał. Chociaż to nijak nie wpłynęło na poprawę sytuacji i samopoczucia. O świcie i teraz o poranku panowało całkiem przyjemne ciepło. A miał okazję obserwować jak dżungla stopniowo przechodzi od świata nocy do świata dnia. Od pełnoprawnej dominującej czerni co nic nie było widać poza kręgiem wątłego światła rzucanym przez słaby płomień ogniska aż po moment gdy zrobiło się tak widno, że można było czytać gazetę nie tylko przy świetle ogniska. Brzmiało to jakby jeden świat natury ustępował drugiemu. Zwłaszcza gdy o świtaniu nie dało się nie słyszeć budzącego się świata ptaków które z dumą i radością obwieszczały przetrwanie kolejnej nocy.

Efektem nocnego deszczu było błoto i kałuże które widać było na podwórku i pewnie tak było wszędzie w okolicy. A teraz gdy deszcz się skończył a nadal było całkiem ciepło to ta wilgoć jaka spadła ostatniej nocy teraz odparowywała dołączając swoją cegiełkę do zaduchu dżungli który tu zdawał się panować stale.

Nad ranem kolejne osoby rozłożone na noc w swoich hamakach i śpiworach zaczęły po kolei wstawać. Gdy wstał Bruce to poszedł na zewnątrz za potrzebą oraz sprawdzić sidła. Wrócił z niewielką ale jednak zdobyczą. Przyniósł coś wielkości wiewiórki. Potem całkiem sprawnie to oporządził ale, że było to zbyt małe na coś innego niż gulasz to wylądowało jako dodatek do gotującej się w kociołku potrawki.

A ostatniego wieczoru Anton miał okazję obserwować jak tubylec rozkłada swoje sidła. Założył ich ze trzy i jakoś gdy on to robił specjalnie trudne się to nie wydawało. Ot, założyć jakąś pętlę z drutu, żyłki czy linki jakie ze sobą zabrał. Z tych trzech sideł do rana złapało się coś drobnego w jedną z nich i chyba myśliwego to satysfakcjonowało a może po prostu był pogodnym człowiekiem.

Lamay i Marcus czekając na śniadanie, mogli w świetle dnia na spokojnie przejrzeć swoje łupy z nocnego myszkowania po tym domu. Znaleźli ciekawy gambel bo w garażu był mały, poręczny odkurzacz wielkości przeciętnej suszarki do włosów. Taki jakim można było na szybko odkurzyć siedzenie czy podłogę w samochodzie. Oczywiście nie działał. Tylko nie było wiadomo czy dlatego, że był zepsuty czy dlatego, że nie było tu nigdzie prądu a baterie pewnie rozładowały się wieki temu. Więc nie było nawet jak tego sprawdzić. Ale wyglądał przyzwoicie. W kuchni znaleźli jakieś dziwne nożyce jakimi pewnie można nadal było przeciąć sznur czy papier od biedy wbić komuś w oko. Gdzieś w szafie jakiś kombinezon roboczy. Zawilgocony i o mocnym zapachu stęchlizny. Ale na oko wyglądał ciekawie, mocny materiał i wiele potrzebnych kieszeni mógł cieszyć niejedno męskie oko. W łazience odkryli jakiś perfum, ledwo co użyty przez dawnych domowników o całkiem przyjemnym zapachu. A przynajmniej ten jeden nie zjełczał, nie miał podejrzanej konsystencji albo nie był zeżarty przez szczury jak to coś co kiedyś chyba było mydłem co leżało obok. Tylko naklejkę szlag trafił to nie dało się stwierdzić zawartości tego przedwojennego kosmetyku.

- Czasem tu przychodzimy szukać czegoś potrzebnego. Wiecie jak potrzebnie w domu jakieś lustro albo coś co może się przydać. Te u nas to już mocno wybrane. - Bruce dorzucił swoje mieszając potrawę i rzucając okiem na te znaleziska jakie oglądali jego towarzysze.

- Dobra a jaki mamy plan na dzisiaj? - Lamay zapytał nieco później gdy siedzieli już przy ognisku i zaczęli jeść przygotowane śniadanie. No tak, czekał ich kolejny dzień który trzeba było jakoś zagospodarować. Przy okazji Marcus odkrył, że bez sprawnych rączek Vesny tych bandaży wcale nie zmienia się tak łatwo. A ostania przeprawa w tej dżungli na pewno nie pomogła na gojenie się jego nogi. Za to Anton dla odmiany dobitnie mógł się zorientować, że leki mu się dosłownie kończą. Miał jeszcze gdzieś na jutro i pojutrze a potem nic. Bruce trochę się drapał po nodze mamrocząc, że coś go chyba użarło w nocy ale to nic poważnego. Po prawdzie to ich wszystkich coś pożarło w nocy, pewnie jakieś insekty i inne tego typu stworzenia. Co było irytujące no ale nie było zbyt uciążliwe.




IX.08; cz; ranek; Nice City; burdel “Fleurs du mal”; apartament Kristi; ciepło, sucho, jasno na zewnątrz pochmurno



Vesna



Na wielgachnym łożu w apartamencie Kristi Black powoli budził się ruch. Chociaż jeszcze przed chwilą panowało dogłębne pochrapywanie i spokojne oddechy. No ale ktoś chyba zapukał w drzwi, pierwszy chyba zareagował Steve a ten z kolei obudził Alexa i Vesnę którzy zamówili budzenie na rano. Na 8 rano.

- A nie możesz jechać sama? - Alex o 8 rano bynajmniej niewiele miał wspólnego z księciem z Novi. Gdy tak stał przed umywalką i lustrem wyglądał jak ruina gangera. Jak po całonocnej bibie. Co zresztą było prawdą. Impreza udała się tak jak zwykle udawała się u Kristi gdy ona też brała udział w tej imprezie. I na pewno każdy z uczestników miał miłe wspomnienia z tej imprezy. Ale po takiej imprezie wypadało odespać i odpocząć czyli wstać o bardziej runnerowym niż schultzowym poranku. Pewnie dlatego Alex który uważał, że mają dzisiaj dzień wolny prezentował humor pt “No mamo, jeszcze tylko 5 minut!”. Ale przynajmniej “poczuł się” na tyle by wstać do pionu i poczłapać do łazienki więc była nadzieja, że tylko tak sobie marudzi o zbyt wczesnym poranku i tak naprawdę nie zostawi Vesny samej.

- Cześć. - do łazienki weszła czarnowłosa domina sprzedając po słodkim całusie dla niej i dla niego. - Spokojnie ta leniwa wywłoka zaraz przygotuje nam kąpiel. A Steve’a już nie ma? - Kay przyłączyła się do tych porannych ablucji chociaż też wyglądała jakby wstała zdecydowanie zbyt wcześnie. A szefa dziennej zmiany ochrony gwiazdy estrady rzeczywiście mogło już nie być bo gdy już budził parkę z Detroit to trochę się żegnał i był prawie ubrany w swoją koszulę, kaburę i resztę. Wydawał się jedynym żwawym i żywym elementem o tym pochmurnym ale ciepłym poranku.

- Przynajmniej nie pada. I nie smaży od rana. - Alex przysiadł na krawędzi wanny drapiąc się po policzku jakby sprawdzał czy powinien się już golić czy znów sobie jeszcze odpuścić. Ale sądząc po wyglądzie świata za oknem rzeczywiście błękit nieba zasłoniły chmury ale nie padało ani nie prażyło te południowe Słońce.

- A właściwie to dlaczego zrywacie się tak wcześnie? Nie możecie jeszcze zostać? - Kay stanęła przed dużym lustrem i westchnęła widząc swój spracowany wygląd. Po czym te resztki swojego kostiumu dominy zaczęła bez pośpiechu ściągać.

- Mamy robić deal z tą naszą paniusią. 9 rano… no chyba zgłupiała… - gangera znów zalała fala marudzenia na ten straszny i niesprawiedliwy los jaki ich spotykał by po takiej kozackiej imprezie zrywać się tak wcześnie rano.

- 9 rano? No to jeszcze macie trochę czasu. - Kay mocowała się ze ściągnięciem czarnej pończochy ale wskazała spojrzeniem na zegar na ścianie. No rzeczywiście mieli jeszcze trochę czasu bo było trochę po 8-ej rano. Ale też za bardzo nie było się co grzebać.

- Taa… - widok czasomierza i jego wyrok bynajmniej nie poprawił humoru Alexowi. Patrzył na niego spode łba jakby miał ochotę go rozwalić.

- A ta wasza paniusia to jakaś fajna? - Kay w końcu usiadła na krawędzi wanny obok Alexa i zaczęła ściągać tą upartą pończochę w tej pozycji.

- No jak fajna jak chce się umawiać na 9 rano? - Alex popatrzył na nią jakby pytała o jakieś rzeczy które każde dziecko powinno wiedzieć. Zwłaszcza dziecko Novi.

- Pytam czy byłoby warto brać ją na warsztat. Weź pomóż z tym cholerstwem. - domina zaśmiała się słysząc poranne marudzenie Runnera ale w końcu trochę się odsunęła od niego po krawędzi wanny i podała mu swoją smukłą nogę aby ściągnął z niej tą upartą pończochę.

- Aaa… - Alex na chwilę jakby się ożywił gdy stopa Kay wylądowała na jego udach oraz gdy pojawił się na tapecie całkiem inny aspekt ich szefowej. - Noo… jakby nie była taka sztywniara… więcej jarała zioła… dała se na luz… no to… noo… byłoby co brać na warsztat… - temat widocznie zaciekawił Alexa i pod względem warsztatowym wydawał się nawet dostrzegać jakieś walory ich szefowej. Ale gdy ściągał tą upartą pończochę z nogi Kay to trochę za mocno szarpnął a może niespodziewanie wejście gospodyni wytrąciło go z równowagi bo zleciał z krawędzi wanny na podłogę akurat gdy pokazała się Kristi mówiąc wesołe “Czeeeść!”. Kay zresztą też.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172