Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2019, 22:57   #6
PeeWee
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację
Część dialogów do spółki z Adrem


Jakub Epstein

Powolna przechadzka po mieście pozwoliła poznać je bliżej. Arkham było w gruncie rzeczy prowincjonalnym miastem, mniejszym od Berdyczowa. Jakub nie mógł wyjść ze zdziwienia, jakim cudem funkcjonuje tutaj duży ośrodek naukowy. Spora ilość księgarni i antykwariatów świadczyła o tym, że zamieszkujący miasto ludzie rzeczywiście cenią sobie wiedzę.
Jakub mimo starań nie znalazł żadnego przybytku w którym mógłby spędzać miło wieczory i noce. Absurdalne prawo zakazujące ludziom spożywania alkoholu dziwiła młodego żyda jeszcze bardziej niż uniwersytet w małym mieście. Nie wątpił, że gdzieś musi być ukryty lokal, którego poszukiwał. Na razie musiał się jednak ograniczyć do swoich prywatnych zapasów i kilku butelek anyżówki rebego.

Mając nadal dużo czasu Jakub postanowił wejść do jednego z antykwariatów. Wiedział, że jego pojawienie się wzbudzi zainteresowanie właściciela, więc tylko spokojnie przeglądał zakurzone woluminy. Czekał, aż gospodarz sam do niego zagada.

Książki piętrzyły się w równo ułożonych stosach. Za kantorkiem stał młody blondyn i zawzięcie coś notował.
W dużym fotelu umieszczonym na podwyższeniu siedział szpakowaty mężczyzna, prawdopodobnie jego pryncypał.

Młody Żyd zwrócił uwagę obu mężczyzn. Młody subiekt odezwał się.

-Jakich książek potrzebujesz? Będziesz coś studiował na uniwersytecie? Tam są podręczniki. - wskazał trzy regały stojące blisko drzwi wejściowych. Od podłogi po sufit książki, jeden z regałów wyróżniał się nowymi podręcznikami, pozostałe dwa były wypchane używanymi odpowiednikami podręczników, z zagiętymi rogami i postrzępionymi kartami. Najbardziej wysłużone podręczniki leżały w wiklinowym koszu zasłaniającym dwie najniższe półki.

- Pan wybaczy, ale czy my się znamy? - zapytał zirytowany tonem wypowiedzi subiekta Jakub - Nie wydaje mi się, bo mam doskonałą pamięć do twarzy i pańskiej jakoś nie pamiętam. Pański ton uważam za zdecydowanie zbyt spoufały, drogi panie. Żądam natychmiastowych przeprosin, a najlepiej spotkania z pańskim pryncypałem. Czy to nie, aby ten mężczyzn siedzący w fotelu?

-Przepraszam pana. - powiedział subiekt zaskoczony tonem. Czuć było w głosie, że czegoś się boi. Albo Żyda albo swego pracodawcy. Miał coś dodać, ale spojrzał na starszego mężczyznę i nie powiedział nic. Bo stary podniósł się z fotela i zszedł po trzech schodkach z podwyższenia.

- Słucham pana. Nazywam się Edward Gees. W czym możemy pomóc. - szpakowaty jegomość zwrócił się do Żyda i uśmiechnął się dobrodusznie.

- Dzień dobry. Jakub Epsteina. Pański pracownik nie był mi w stanie pomóc. Poszukuję dość wyjątkowego działa. Do tej pory miałem okazję zapoznać się z nim w postać odręcznych odpisów. Niestety niekompletnych i pełnych błędów. Zapewne pan słyszał o tym dziele. Łaciński tytuł to De Vermis Mysteris.

- Tak słyszałem to okultystyczne dzieło. Moja księgarnia skupia się na sprzedaży podręczników uniwersyteckich. Ale prowadzę też sprzedaż rzadszych książek, a poszukiwana księga to zapewne starodruk - pogładził się po brodzie. - Chciałby pan ją kupić czy tylko przestudiować, jeśli oczywiście mogę wiedzieć?

- Ależ oczywiście panie Gees - odparł łagodnym tonem Jakub - Prowadzę badania na temat starych wierzeń i wiedza z tej księgi mogła być rzucić na nie pewne światło. Tak się przynajmniej wydaje po lekturze odpisu. Aby mieć jednak pewność musiałbym przejrzeć oryginał. Co do zakupy, to wszystko zależy od ceny, szanowny panie Gees. Jestem tylko skromnym badaczem, a nie bogaczem. - młody żyd zaśmiał się z tej gry słów - Mam pewne oszczędności, ale zdaje sobie sprawę, że tego typu dzieła potrafią kosztować krocie. Czy ma pan jakieś informację o tym starodruku?

- Tak ceny starodruków i inkunabułów potrafią oszołomić. - zaczął stary właściciel. - Cenię sobie badaczy ksiąg, niektórzy dochodzą do dużych pieniędzy.

-Willy przynieś mi z góry bibliografię brązowy zestaw, tomy czwarty i osiemnasty oraz katalog starodruków ten w czerwonawym półskórku i połóż na katedrze. - subiekt szybko poszedł spełnić polecenie.

-Musiałbym sprawdzić co mówią bibliografie, zaczeka pan kilka minut? Proszę spocząć - Gees wskazał Jakubowi fotel stojący w kącie przy małym stoliku. - Lekarz zalecił mi więcej ruchu niż te trzy moje schodki na katedrę i z powrotem, ale śmieje że to zawsze coś więcej niż tylko siedzenie w jednej pozycji nad książką.

- Zaczekam z przyjemnością-odparł Jakub - O zdrowie trzeba dbać. Ciągle to powtarzam mojemu rebe. Podróżuje z wielce czcigodnym Ramje, cadykiem Menachemem Eigerem. Może pan słyszał? To wielki człowiek. Prawdziwy boży wybraniec. Jego mądrość oświetla ścieżki wielu. Wiele cudów uczynił dla tych którzy słuchają jego słów. Uzdrowionych przez czcigodnego cadyka znajdzie pan od Winnicy, a po sam Lwów, od Żytomierza, aż po Odessę. Nawet goje przychodzą do niego po poradę i pomoc. A musi pan wiedzieć, że już samo to świadczy, jak wielką sławą cieszy się rebe. Nie tylko wykłada on Torę i tłumaczy Talmud, ale także sam wypowiedział wiele, wiele słów, które stały się natchnieniem dla niejednego człowieka poszukującego boga.
Jakub spojrzał, jakie wrażenie jego słowa wywarły na rozmówcy. Po czym kontynuował:
- Rebe kilka dni temu przybył do Ameryki. Towarzyszę mu w tej wielkie wyprawie. Jestem jego osobistym sekretarzem i pomocnikiem.

-Wasz naród wydał wielu mędrców. A sekretarz jest nieoceniony dla mistyków i nauczycieli. Gdyby nie Chaim Vital słowa Izaaka Lurii mogłyby się nie zachować dla przyszłych pokoleń. - pan Gees dodał od razu. - Miałem przyjaciela który mi wiele opowiadał o żydowskich pismach, szczególnie zgłębiał tajniki kabały. Ten pański mistrz nie jest ortodoksyjnym wyznawcą nauki mojżeszowej, skoro własne słowa dodaje. - skonstatował księgarz.

-Jesteście z Europy wschodniej, a tam ferment i wojna. Niektórzy Amerykanie też się boją bolszewików. Mam tu nieco plakatów.


Księgarz pogrzebał w stosach papierów. Wyciągnął i pokazał gościowi. Przez chwilę Jakubowi wydawało się, że chce coś powiedzieć, ale wzrok odwrócił jakby sprawdzając czy subiekt nie nadchodzi.

- Mocno się pan myli, drogi panie. Ramje nie tylko jest ortodoksyjny do granic możliwości, ale i więcej. On przekazuje swym uczniom słowa samego Stwórcy. Bóg przemawia do niego we śnie. Stąd też Ramje dodaje, jak to pan ujął własne słowa. Te słowa jednak nie należą do niego, a do samego Stwórcy. Wszak, czy nie podobnie było z Mojżeszem, któremu Bóg objawił się na górze Synaj. Oni także współcześni szeptali, że szalony. Dopiero, gdy doświadczyli bożego gniewu przekonali się, jak świętym człowiekiem był Mojżesz.
Podobnie jest z czcigodnym Ramje. Niech mi pan wierzy. Cadyk Eiger, to Mojżesz naszych czasów.

Jakub zrobił pauzę i dał chwilę czasu księgarzowi na przetrawienie przemowy. Po chwili dodał zupełnie zmieniając temat.
- Wy tu w Ameryce przywykliście do wyzyskiwania ludzi i dobrze się wam z tym żyje. Nic więc zatem dziwnego, że strachem napawają was rewolucyjne idee, które zakłócają wasz spokój i chcą przywrócić sprawiedliwość. Polecam zapoznać się z pismami Dow Ber Brochowa. “Kwestia narodowa i walka klas” To właśnie tam pisze on “ tylko lud prawdziwie wolny nikogo nie uciska i sam nie jest uciskany. Tylko w takim stanie rzeczy może wzrastać człowiek wolny, szczęśliwy i twórczy. Nowy człowiek. Człowiek komunistyczny. Prawdziwy nadczłowiek.” A czy pan jest człowiekiem prawdziwie wolnym, panie Gees? - zakończył Jakub spoglądając wyzywająco na swego rozmówcę.

- Nie jestem wolny. Nie jestem też młody. Z biegiem życia traci się wiele, a zysk tylko w przeszłych chwilach i wspomnieniach. - powiedział Gees. - Zapoznałem się z pismami Marksa, ale on widział w religii narkotyk, który tumani masy. A jakże być wolnym i posłusznym prawu wszak żydowska religia na prawie stoi…

W międzyczasie wrócił pomocnik z księgami.
- Ale to temat pod rozległe dyskusje…
- Coś mi się widzi panie Gees, że wśród pańskich przodków musiał być ktoś wyznania mojżeszowego. Zaiste rozpoznaję w panu, niezwykle bystry i otwarty umysł. Przymioty te nieodmiennie wskazują na żydowską krew. Radzę dobrze przyjrzeć się swemu drzewu genealogicznemu, a jeszcze lepiej od razu przyjść na spotkanie z czcigodnym Ramje i pozwolić nieść się słowu bożemu. Planuję zorganizować jakieś spotkanie rebego z mieszkańcami Arkham. Pan wybaczy śmiałość, ale może zechciałby pan użyczyć na jeden wieczór swej przewspaniałej księgarni pod takowe spotkanie i filozoficzną dysputę?

- No cóż..- księgarz poskrobał się po siwej brodzie - ciekawy pomysł i mogę zaaranżować takie spotkanie w księgarni. Wielce cenię sobie tego typu dyskusje. Niech pan przyprowadzi cadyka chciałbym się z nim rozmówić.
- Oczywiście, oczywiście. Wiadomo trzeba omówić wszystkie szczegóły. Jest pan niezwykle życzliwym człowiekiem, panie Gees - Czcigodny rebe na pewno będzie wielce rad z możliwości rozmowy z panem.

Staruszek wspiął się na katedrę kilka minut zajęło mu wertowanie przyniesionych bibliografii.
Jakub w oczekiwaniu na powrót księgarza przeglądał od niechcenie znajdujące się w pobliżu książki. A nuż znajdzie coś ciekawego.

- “De Vermis Mysteriis” Ludviga Prinna znane jako “Tajemnice robaka” [Mysteries of the Worm]. Bibliografia podają trzy zachowane egzemplarze. Pierwszy w Bibliotece Huntingdon w Kalifornii to angielskie tłumaczenie Charlesa Leggetta z dziewiętnastego stulecia. Druga w bibliotece Uniwersytetu Miscatonic, to inne angielskie tłumaczenie autorstwa Edwarda Kelley z 1573 roku. Trzecia najcenniejsza to pierwsze wydanie łacińskie z oficyny w Kolonii książka wyszła rop po śmierci Prinna alchemika, nekromanty i maga, który został spalony za swoją działalność w Brukseli. - stary księgarz oparł się o jeden z regałów. Kartka zsunęła się z regału. W powietrzu unosiły się drobinki kurzu. - Alchemik kiepsko skończył, to nie były dobre czasy do studiów okultystycznych. - Gees chwycił się za nos i siarczyście kichnął.

Po chwili kontynuował
- Okultyzm kiedyś w młodości mnie nieco interesował - zdradził Edwad Gees - jako młodziana fascynowały mnie tajemnice świata. Ale nie trwało to długo z wiekiem zainteresowała mnie bibliologia, historia księgozbiorów i ich właścicieli, zapiski proweniencyjne, czyli wszystkie podpisy własnościowe, exlibrysy i wszystko to, co świadczy o tym do kogo książki należały i jaki był los księgozbiorów sławnych ludzi.*

Oczy Jakub zalśniły, jak dwa diamenty. Głód i pragnienie wiedzy dosłownie emanowały z jego twarzy. Usłyszane informacje niezwykle go zainteresowały i w momencie rozpaliły wyobraźnię.
- Pan Gees, proszę mi wybaczyć zuchwałość i mam nadzieję, że nie odczyta pan moich słów za zbyt spoufałe, czy natarczywe. Wydaje mi się… co ja mówię, wydaje. Jestem pewien, że bardzo pokrewne z nasz dusze. Słusznie jest bowiem napisane “Któż bowiem z ludzi rozezna zamysł Boży albo któż pojmie wolę Pana?” Wychodząc dzisiaj z domu, nawet nie przypuszczałem, że spotkam kogoś tak mi pokrewnego. A tu proszę.. Boże natchnienie skierowało me kroki wprost do pana wielce szanownej i renomowanej księgarni, abym mógł pana poznać i… - Jakub zawiesił głos. Nie chciał powiedzieć za dużo, żeby faktycznie nie przerazić i nie zniechęcić życzliwego mu rozmówcy. Wziął zatem głęboki wdech i rzekł:
- Naprawdę jestem wielce rad, że nasze ścieżki się skrzyżowały. Wierzę, że wiele dobrego z tego wyjdzie. Dziękuję panu za wszystko. Nie będę więcej nadużywał pana życzliwości i gościnności i w tym momencie się pożegnam. Wierzę jednak, że jeszcze nie raz przyjdzie się nam spotkać i pomówić.


Księgarz spoglądał na młodego Żyda i widocznie podobała mu się jego żarliwość.
- Tak, tak liczę, że jeszcze mnie pan odwiedzi. - powiedział Gees, lecz dobrze wiedział, że drogi studiów okultystycznych bywają zawiłe jak wąż połykający swój ogon. Wiele dróg trzeba wydeptać i nie raz zatoczyć pełne koło by z nowej perspektywy czasu zobaczyć coś znajomego.

- Do zobaczenia. - pożegnał Jakuba księgarz. Po zamknięciu za gościem drzwi usiadł znów w fotelu i zanim ponownie zanurzył się w studia bibliologiczne. Ciekawe czy stary lis Armitege dopuści go do rzadkich ksiąg. Cmoknął przeciągle i pochylił się nad książką.

Jakub pożegnał się z księgarzem i jego pomocnikiem. Obiecał, że niebawem powróci wraz ze swoim rebe, żeby na spokojnie omówić szczegóły spotkania i wrócić jeszcze do dyskusji o religii, filozofii i okultyzmie.
Przemierzając pogrążone już w mroku uliczki Arkham, Jakub rozmyślał. Krew dosłownie w nim wrzała. Jeszcze na transatlantyku czuł, że w wielkiej Ameryce czeka go coś niesamowitego, że tutaj odnajdzie swoje miejsce i przeznaczenie. Teraz był już tego pewien. Przypadkowe, zdawać by się mogło spotkanie, utwierdziło go w tym przekonaniu. Jakub dobrze jednak wiedział, że w życiu nie ma żadnych przypadków.

Gdy w końcu znalazł się w swoim pokoju wyciągnął z walizki odpis księgi o której rozmawiał z księgarzem. Po raz kolejny pogrążył się w jej lekturze, choć już od dawna znał każde zapisane w niej słowo.

Mijała godzina, za godziną, a gwiazdy wolno przesuwały się po niebie. Księżyc swym bladym światłem oświetlał ulicę Arkham. Pogrążony w lekturze Jakub nie dostrzegał i nie czuł upływającego czasu. Nie czuł ni pragnienia, ni głodu, choć nie zjadł nic przez cały boży dzień. W tej chwili młody żydy nie miał żadnych pragnień. Nie dostrzegł nawet kiedy jego umysł pogrążył się w apatii, która przerodziła się w letarg, a ten w półsen.

Przed oczami Jakuba wirowały hipnotyczne ognie na tle których pląsały w podskokach, tajemnicze skrzydlate istoty. Umysł mężczyzny wypełniał zniewalający rytm wybijany przez dziesiątki bębnów ukrytych w mroku, poza granicą płomiennego blasku.
- Tibi, magnum Innominandum, signa stellarum nigrarum et bufoniformis Sadoquae sigillum - usta Jakuba poruszały się bezwolnie, powtarzając po raz tysięczny tajemniczą mantrę.


Menachem Jicchak Eiger
- Jakubie wstań, że wreszcie - niemal krzyczał cadyk, stojąc na korytarzu przed pokojem swego sekretarza Od ponad pięciu minut stary żyd pukał i nawoływał, próbując obudzić pogrążonego w ekstatycznej malignie chłopaka.

Mechanizm zamka trzasnął i drzwi do pokoju uchyliły się lekko. Blady jak ściana Jakub, patrzył na swego rebe nieobecnym wzrokiem.
- Która godzina? - zapytał zachrypniętym głosem.
- Najwyższa pora wstać. Coś mi się wydaje, że musimy się poważnie rozmówić, młodzieńcze. Ja rozumiem, że mieliśmy długą i ciężką podróż, że nowy świat, nowi ludzie i to wszystko cię może przytłaczać. To jednak nie może tak wyglądać. Człowiekowi sen jest niezbędny do życia. Musisz nad sobą zapanować Jakubie. Spójrz na siebie, jak ty wyglądasz.
- Wybacz rebe. - Jakub skłonił pokornie głowę i otworzył drzwi na oścież - Niech rebe wejdzie.
- Nie ma takiej potrzeby - cadyk machnął ręką - Chodź ze mną ma dla ciebie listę zadań.

- Siadaj synu - rzekł cadyk, gdy obaj mężczyźni znaleźli się już w ogólnodostępnym salonie w domu pani Morison, gdzie wynajmowali swe pokoje.
Rebe położył na stoliku notes oprawiony w brązową skórę i zaczął niedbale przerzucać kartki.
- Czy napiją się panowie herbaty? - zapytała gospodyni.
- Z wielką przyjemnością - odparł rebe Eiger, nie podnosząc nawet wzroku na panią Morison - Dla mnie herbata z miodem i cytryną, a dla mego sekretarza duża filiżanka, mocnej kawy. Chłopak zarwał noc i muszę go jakoś postawić na nogi.
Cadyk spojrzał na swego sekretarza i grożąc mu palcem, rzekł:
- Tylko jedna filiżanka, Jakubie. Tutejsi mają w zwyczaju pić niewyobrażalnie mocną kawę, więc ta jedna filiżanka musi ci wystarczyć.
Młody żyd pokiwał pokornie głową i czekał na listę zadań od swego nauczyciela.

Cadyk znalazł w końcu właściwą stronę na której zapisał całą listę wymagających zadań.
- Jutro wyruszysz, drogi Jakubie do Bostonu. Odwiedzisz tam naszych braci w wierze i rozeznasz się w tamtejszych stosunkach. Napomkniesz komu trzeba, że do Ameryki przyjechał rabin Menachem Jicchak Eiger. Przedstawisz mnie należycie i zadbasz o to, żeby moja sława dotarła do tego wielkiego miasta przede mną. Niech wielka tęsknota za moim słowem rozplała serca, tamtejszych mieszkańców.
- Oczywista to rzecz, rebe. - rzekł Jakub upijając łykgorącej i czarnej, jak noc kawy - Nieraz już to robiłem. Wiem, co mam czynić.
- Doskonale - odparł Eiger z dobrotliwym uśmiechem - Słuchaj zatem dalej. Przed wyjazdem postarasz się odszukać Nathaniela i Abraham Goldów. To dwaj żydowscy studenci na przesławnym uniwersytecie Miskatonic. Oczywiście skierujesz ich do mnie. Z chęcią się z nimi rozmówię.
- Niech rebe wybaczy - wtrącił nieśmiało Epstein - Wątpię jednak, czy amerykańscy studenci będą mieli ochotę na tego typu spotkanie. Tym bardziej, że przecież jestem dla nich kimś zupełnie obcym.
- Bądź spokojny, synu. Jeżeli tylko mają szacunek dla starszych i nowomodne idee, nie zawróciły im w głowach, to na pewną przyjmą moje zaproszenie na herbatę.
- Zobaczę, co da się zrobić, czcigodny Ramje.
Ukontentowany tą odpowiedzią cadyk, poślinił palec i przerzucił kartkę w notatniku.
- Kolejna rzecz, nie mniej ważna niż te poprzednie. Gdy już znajdziesz się w Bostonie, to postaraj się zakupić butelkę lub dwie araku. Nasz gospodyni potwierdziła mi, że tutejsze prawo zakazuje handlu alkoholem. Ponoć są jednak miejsca i sposoby, żeby takowy zakupić. Znając twoje możliwości, nie będzie to dla ciebie zbyt trudne zadanie.
- Zrobię, co w mojej mocy, rebe.
- Tylko żebyś przy tym nie wpadł w jakieś grzeszne i wywrotowe towarzystwo. Ponoć ludzie zajmujący się handlem alkoholem, to sami bandyci i szubrawcy.
- Tak powiadają rebe.
- Doprawdy dziwny, to naród. Hasła wolności i równości wyhaftował sobie na sztandarach, a wprowadza tak obłędny zakaz. Toż to nawet car, nie wpadł na tak diabelski pomysł. Do rzeczy, jednak do rzeczy, bo czas ucieka. Tutaj masz pieniądze na podróż i hotel, gdyby żaden z naszych braci, nie był skory cię ugościć. Wątpię, żeby to miało miejsce, ale lepiej być przygotowanym na każdą ewentualność. Rozsądne, to a przy tym nie wyjdziesz na biedaka i żebraka, co to liczy na darmowy wikt li tylko z racji pochodzenia. Tutaj masz pieniądze na zakupy. Przypomnij mi to przed wyjazdem wręczę cię pełną listę sprawunków. I tutaj drobne kieszonkowe na twoje własne potrzeby. Dysponuj nimi rozsądnie i nie zawiedź mnie, bo ten kraj pełen jest pokus, które łatwo mogą cię doprowadzić do zguby. Pilnuj się zatem mój synu i uważaj na siebie.
- Dziękuję Ramje. Zrobię wszystko, byś był ze mnie zadowolony. Dam znać, jak tylko dotrę na miejsce.
- Dasz znać? - zdziwił się cadyk - Przecież musisz najdalej za dwa dni wrócić. Przyjaciele pana Myszkina mają właśnie w tym czasie nas zaprosić na spotkanie.
- Ramje - Jakub uśmiechnął się szeroko, co spowodowało, że jego blada i wychudzona twarz wyglądała naprawdę koszmarnie - Dam znać telefonicznie. Nasza gospodyni posiada aparat telefoniczny, a w takim wielkim mieście, jak Boston to stoją one na pewno na każdym rogu.
- Toż to nie do pomyślenia, mój synu. Doprawdy niewiarygodne, ale dobrze niech będzie telefonicznie. Weź najpotrzebniejsze rzeczy i ruszaj w drogę. Niech cię bóg prowadzi, mój synu i strzeże.

***
Kilka godzin wcześniej cadyk Eiger siedział przy niewielkim biurku i spoglądając na przechadzające się po Independce Square gołębie, spisywał kilka słów, które chciał przekazać Myszkinowi oraz członkom diaspory w Bostonie.




Szanowny panie Aleksieju

rad jestem wielce z otrzymanego od Pana listu, jak i wieści w nim zawartych. Jeszcze raz po stokroć dziękuję za życzliwość i ofiarność względem mej skromnej osoby. Czynisz Pan ten świat lepszym, a przecież tego właśnie wymaga od nas Najwyższy.
Twoje kontakty i obycie w świecie po raz kolejny ułatwiają nam naszą świętą misję. Wszak, co byśmy zrobili i gdzie byśmy byli, gdyby nie Twoja pomoc i wsparcie, a nade wszystko, gdyby nie właśnie szerokie koligacje.

Dlatego też serdecznie ci dziękuję, za dobre słowo do naszych braci, względem naszej skromnej osoby. Etykiecie nie uchybię i rychło wybiorę się do Bostonu, aby spotkać się z tamtejszymi braćmi. Tymczasem wysyłam do nich mego sekretarza, coby języka zasięgnął i należycie mnie tamtejszym braciom przedstawił i list mój własnoręczny przekazał.

Wierzę zatem, że gdy dojdzie do spotkania mego z braćmi wszyscy oni będą już wiedzieć, kto zacz Ramje.

Studentów o których wspominasz z radością poznam, choć wątpliwości mam, czy aby to nie są ludzie do cna zepsuci przez nowomodne idee. O zgrozo, młode pokolenie ludu naszego, łacno ulega złym podszeptom, kiedy brak im należytego przewodnika duchowego. Zatracają się młodzi w pokusach i pędzie nowoczesnego zaświata, zapominając o tym, co ważne i człowiekowi do życia i zbawienia niezbędne.

Dość jednak o tem. Wszak nie po to piszę, coby cię zamartwiać moimi wątpliwościami. A wiedzieć musisz, że wiele jest ich w mym sercu. Wiara jednak we mnie mocna i przekonanie, że podołam dziełu do jakiego mnie bóg wyznaczył. A z pomocą tak życzliwych i dobrodusznych ludzi, jak ty, drogi Aleksieju, na pewno będzie to o wiele łatwiejsze.
Pozdrawiam cię zatem serdecznie i błogosławieństwo Najwyższego takowoż ci przesyłam.
Obyśmy się rychło spotkali, drogi przyjacielu.

Menachem Jicchak Eiger

[/justuj]


Szalom alejchem, drodzy bracia

Piszę do was, sługa uniżony Pana Naszego, Boga Najwyższego i Jedynego, Boga ojców naszych,Boga Abrahama, Boga Izaaka i Boga Jakuba i Boga całego Izraela.
Boga wielkiego, potężnego i straszliwego. Niech światło jego słów rozświetla wasze drogi i błogosławi każdego dnia żywota waszego.

Coby obyczajom i etykiecie zadość uczynić, i nim osobiście waszą wspólnotę odwiedzę, zaanonsować się pragnę, coby gdy się już osobiście spotkamy, byśmy sobie jak bracia zagubieni w objęcia wpadli, a nie jak ludzie obcy wilkiem na siebie spoglądali.

Z Podola, z pięknego Międzyboża dokładnie, do was przybywam. Stai i mil wiele przebyłem, aby stopy swe postawić na waszej wspaniałej i przeogromnej ziemi amerykańskiej postawić.
Ocean wielki przepłynąłem, choć lęk ogromny przed wodą czuję.
A wszystko, to w jednym li tylko celu.

Coby słowo boże głosić i chwałę Boga Najwyższego po krańce ziemi nieść. Wielkie bowiem Bóg ojców naszych, zadanie przede mną postawił. I to On sam drogę i cel mi wskazał.
W Jego to też imieniu przybywam i dla niego trud ten wielki ponoszę.

Brzemię to jednak lekkie i słodkie jest dla mnie, sługą bowiem uniżonym jestem Pana Naszego i co każe, trudnym być dla mnie nie może.

List ten w którym te słowa kreślę, mój sekretarz, Jakub Epstein, wam dostarczy. Syn to mój jest przybrany i jako moje własne ramię mi służy i pomaga. On też więcej o mej osobie opowie, wszak to nie godzi się człowiekowi skromnemu, samemu chwalić się i zasługi swe gloryfikować. On prawdziwie zaświadczy o mnie i o mym dziele.

Raczcie, więc bracia najmilsi, posłuch jego słowom dać i przyjąć godnie wedle obyczaju i kultury naszej.

Wierzę, że rychło ścieżki nasze się przetną i zawitam osobiście do waszej wspólnoty o której tyle dobrego usłyszeć już było mi dane.

Bądźcie więc w zdrowiu i błogosławieństwo Najwyższego z rąk moich przyjąć raczcie.
Niech światło jego mądrości prowadzi was i strzeże.


Obyśmy się rychło spotkali, bracia najdrożsi.

Menachem Jicchak Eiger


[/justuj]
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!

Ostatnio edytowane przez PeeWee : 25-11-2019 o 16:18.
PeeWee jest offline