Franko zagarnął ojca swoim wielkim ramieniem, odprowadził go na bok i powiedział
-
To naiwne i nieco szalone dzieciaki. Ale są chyba dobrzy. Chcą dobrze ale wychodzi jak zawsze. Przepraszam, że do tego świętego miejsca co rusz przyprowadzam niebezpieczeństwo. Ale to jedyna pewna oaza w tym mieście jaką znam. Jeśli ksiądz wie gdzie mógłbym ich zabrać zrobię to. Nie śmiem prosić o więcej, bo sam jestem wielkim dłużnikiem. Jeśli ksiądz odmówi... Zrozumiem... - mówiąc to pochyli głowę -
Niech ich ksiądz ukryje. Dzień, góra dwa. Spróbujemy odzyskać ich utracone życia... Mam nadzieję, że tym razem koszt będzie mniejszy.... - dodał bardziej do siebie.
***
Gdy tylko opuszczą kościół pora udać się porozmawiać z jakuzą. Być może trzeba poszukać pani Miko.. To będzie długi dzień...