240.830.M41, godz. 09:00, Wieża Kodannon – Dominium Dusz Secundus
Nuncjusz Eleander skinął uprzejmie głową, rozłożył ręce w geście dającym do zrozumienia, że gotów jest spełnić każde życzenie swego białoskórego gościa. Hansetus odwzajemnił ów gest pełnym szacunku ukłonem, w głębi duszy gotowiąc się na nieuchronny atak.
Mniszka uspokoiła się równie szybko jak wybuchła, zamilkła postukując ukrytymi w ceramitowej rękawicy palcami w rękojeść noszonego u boku łańcuchowego miecza.
- W duchu wzajemnej współpracy udostępnimy braciom Arbites wszystkie niezbędne informacje – oznajmił nuncjusz nie przestawając się uśmiechać w sposób, który Hansetusowi mroził krew w żyłach – Pozwoliłem sobie na samym początku swego dochodzenia sprawdzić dokumentację Straży Nekropolitalnej i potwierdzają one to, co już odkryło Magistratum. Pięć aktów zbrodniczej desekracji, bezmyślnych, okrutnych i zbrodniczo świętokradczych.
- Oby dusza sprawcy cierpiała wieczne katusze – wtrąciła Adepta Sororitas. Hansetus skwitował jej ostre słowa kolejnym pełnym szacunku ukłonem.
- Proponuję, abyśmy wspólnie odwiedzili zbezczeszczoną kryptę – powiedział nuncjusz – Co trzy głowy, to nie jedna. Być może drogą wspólnej dedukcji odkryjemy owe wzmiankowane przez pana przeoczenie? Musi być zaiste niewielkiej skali, skoro arbitratorzy jeszcze się go nie dopatrzyli.
W głosie Eleandera nie było słychać nawet cienia sarkazmu, a jego promienny uśmiech wręcz ociekał życzliwością, ale Hansetus od razu poczuł wbitą szpilkę.
Powstrzymany rozsądkiem nic nie odrzekł, kiwnął w zamian z aprobatą głową.
- Po oględzinach sarkofagu możemy przesłuchać wszystkich braci Nekropolitów, którzy mogliby coś wnieść do tej sprawy – kontynuował kościelny dostojnik – A potem przejrzeć wspólnie rzeczoną dokumentację. Od zawsze interesowałem się technikami śledczymi Arbites. Jestem przekonany, że nasze wspólne przedsięwzięcie wiele mnie może nauczyć.
- Ku chwale Złotego Tronu – dodała mniszka.
240.830.M41, godz. 10:22, rezydencja Mandrigalów w Wieży Radbound
Klaudia Mandrigal strzepnęła popiół z końca cygaretki, przesunęła czubkiem palca stojącą zbyt blisko krawędzi stolika popielniczkę. Jej nieco teatralny wybuch emocji szybko wygasł, zastąpiony badawczym spojrzeniem, w którym Graig zaczynał wyczuwać niepokojące zainteresowanie Klaudii jego własną osobą.
- Xander spędził w domu niecałe pół roku, nim Barabus Krane przekonał go do ponownego zaciągu. Wałkonił się i przejadał nasze oszczędności, a potem znowu poleciał. Jak się pan zapewne domyśla, byłam głęboko nieszczęśliwa z tego powodu. Kobieta o takim statusie pozostawiona samej sobie naraża się na ogromny stres. Ograniczone kontakty towarzyskie, plotki i pomówienia. Na pewno wie pan, co mam na myśli. Ale mojego małżonka niezbyt to obchodziło, przynajmniej po drugiej wizycie kapitana. Na początku zarzekał się, że już zostanie w Sibellusie, że ma dość tych uwłaczających klasie wyższej wojaży. Ale Krane nie odpuszczał. Nie wiem, co mu takiego obiecał, ale Xander w końcu się zgodził, wbrew moim prośbom i groźbom.
- Powróćmy do tematu buntu – zaproponował Fenoff powtarzając cierpliwie swe pytania. Klaudia potrząsnęła w odpowiedzi głową przesłaniając jedno oko lokami w ewidentnej próbie przykucia uwagi funkcjonariusza.
- Xander nie chciał mi niczego opowiedzieć. Skarżył się na traumę. Myślę, że nie kłamał, przez kilka pierwszych miesięcy po powrocie z ostatniego rejsu zażywał psychotropy i prawie w ogóle nie sypiał, a jeśli już zasnął, dręczyły go koszmary. Wiem tylko tyle, ile znalazłam w oficjalnych komunikatach węzła medialnego. Szeregowa załoga podniosła bunt, kiedy Nefrit zbliżał się do Scintilli. Zbrodniarze próbowali zamordować wszystkich szlachetnie urodzonych, podobno z zazdrości o to, że im się w życiu powodziło, a tamtym nie. Mój mąż i reszta oficerów ukryła się w jakimś pomieszczeniu, a buntownicy zabili samych siebie wysadzając się przez przypadek w powietrze. Do dziś jestem przeświadczona, że była w tym miłosierna ręka Boga. Nie darmo przez te wszystkie lata łożyłam hojne datki na Kościół. Imperator strzeże.
- Imperator strzeże – powtórzył Graig
240.830.M41, godz. 11:12, Wieża Carlito – Dominium Dusz Primus
Korpulentny prałat poczerwieniał tak głęboko i wytrzeszczył oczy tak szeroko, że przez chwilę wydał się Lyrdionowi ofiarą nieuchronnego ataku apopleksji. Łapiąc powietrze na podobieństwo wyciągniętej z wody ryby, mężczyzna dyszał przez blisko minutę, przez cały ten czas nawet na sekundę nie odrywając spojrzenia od twarzy uśmiechającej się sarkastycznie Michy.
- To oburzające! – wyrzucił z siebie, kiedy już odzyskał po części mowę, opryskując oboje rzekomych arbitratorów kropelkami gęstej śliny – I niedorzeczne! Bezpodstawne oskarżenie przedstawiciela Kościoła jest niedopuszczalne, nawet ze strony Arbites! Nie wiem, skąd takie zarzuty?! Który to powiedział?!
Dostojnik obrzucił wściekłym wzrokiem towarzyszących mu Nekropolitów, ci zaś zgarbili się i pochylili głowy wzruszając jednocześnie ramionami. Prałat obejrzał się z powrotem na Michę, wręcz kipiąc zrozumiałym oburzeniem. Stojący u jego boku masywny serwitor sprawiał wrażenie pogrążonego w głębokim transie, co ułatwiło dziewczynie wypatrzenie w międzyczasie wąskiego pasa bladej skóry na jego podgardlu, ledwie widocznego ponad krawędzią płytowego napierśnika.
Oddany w ruchu i bez przycelowania, celny strzał w to miejsce byłby trudny, ale wciąż wykonalny.
- Wbrew tak aroganckiemu potraktowaniu zgadzam się na pełną kooperację z funkcjonariuszami Adeptus Arbites – oznajmił wciąż łamiącym się od emocji głosem – Jednocześnie złożę oficjalną skargę do najbliższej prefektury. Dygnitarze Kościoła mają prawo do odpowiedniego traktowania przez każdą instytucję!
- Edimandius Artrigid – powiedziała stanowczym tonem Micha, nie okazując najmniejszej skruchy – Tu mam jego ITN. Proszę doprowadzić nas do miejsca jego pochówku, natychmiast! Każda zwłoka zostanie zaprotokołowana w formularzu uchybień i występków.
Prałat żachnął się, ale nic więcej nie powiedział. Furkocząc szatami okręcił się na pięcie i ruszył w głąb nekropolii tak szybko, że Micha musiała za nim wręcz truchtać, by nie pozostać w tyle.