Górnik nie wiedział co robić, nie znał się na obronie ludzkich miast i wsi. Czatowanie przy moście okazało się nie najlepszym pomysłem, pobiegł więc wraz z krasnoludami na wzgórze ku miejscu, z którego ktoś strzelał przerażającymi czaszkami. Nie był w żadnym razie przeklętym zabójcą trolli - lubił swoje życie i miał nadzieję jeszcze trochę pożyć, nie sforował sie więc na prowadzenie, raczej obstawiał tyły.
Droga pod górę byłą męcząca, co rusz wpadał na jakieś krzaki, które ocierały się o jego grubą skórę, to jednak nie spowalniało upartego krasnoluda. Gdy dotarli do szczytu jego oczom ukazał się strach, który miał nadzieje minąć, nie mógł przecież patrzeć z rozdziawionymi ustami, jak banda kościotrupów ładuje kolejną czaszkę do piekielnej machiny. Czekał co zrobi, czarodziej, którym najpewniej był wysoki jegomość o imieniu Caspar. Gdyby temu nie udało się spleść żadnej, gdy tylko będzie możliwość starał się będzie rozbić swym dwuręcznym kilofem w drobny mak machinę składającą się z kości i ścięgien.