Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2019, 17:06   #212
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Strzały. Wybuchy. Ranni i zabici. Kto myślał, że najgorsze mają już za sobą ten grubo się pomylił. Pieprzona swołocz desantowała się dalej. Na nic zdały się zniszczone śmigłowce, na nic wyrżnięcie pierwszej fali. Tych skurwysynów wciąż przybywało, a chłopakom zaczęło brakować amunicji. Czapkami ich tutaj nakryją, kurwa mać!

Ogień z okien nie słabł, ale ruscy nadal podchodzili bliżej. Nagle Wiaderny dojrzał helikopter ustawiający się na odpowiedniej pozycji do...

- Padnij! - zdążył krzyknąć, samemu padając w tym samym czasie. Ale wielu nie zdążyło. Długa seria z miniguna przeorała ścianę budynku. Piechociarze, AK-owcy, komandosi, wszyscy padali. Ale chwilę później śmigłowiec sam eksplodował. Niestety ruscy wykorzystali to by znacznie się zbliżyć.

Nagły huk z sąsiedniego pomieszczenia. Flashbangi, Wiaderny zrozumiał. Pomknął zaraz do drzwi razem z kilkoma ludźmi. Nie zdążyli. Wróg już wlewał się do środka, bagnetami zarzynając jego obrońców. Ludzie Wiadernego rzucili się na ruskich. W tej kotłowaninie nie można było otworzyć ognia, nie ryzykując trafienia swoich. Zaczęła się walka na noże i bagnety.

Z pierwszym poszło łatwo. Sierżant wsadził mu nóż pod żebro, jak tylko się z nim starł, bardziej przypadkiem niż celowo. Potem poprawił kilka razy, a tamten osunął się tylko na ziemię by tam skonać. W tym momencie Polak dostał potężną fangę w nos. Był tym tak zaskoczony, że aż poleciał na plecy. Potężny ruski zaraz rzucił się na niego z wyciągniętym nożem. Wiaderny znów instynktownie zdołał zablokować cios. Ostrze zatrzymało się tuż nad jego gardłem, ale tamten napierał i wygrywał ten pojedynek. Polak czuł już jak końcówka noża opiera się na jego skórze, ale w tym samym momencie padł strzał z pistoletu i napór zmalał do zera. Ktoś ściągnął z niego ciało ruska. To był Molęda, dobry chłopak. Pomógł swojemu dowódcy wstać, tamten podziękował mu skinieniem głową.

Walka się skończyła, na podłodze pełno było trupów i porzuconej broni, głównie AK-105 należących do desantowców. Takie same mieli dwaj, z którymi walczył Wiaderny.

- Wyjebać to świństwo za okno - sierżant wskazał broń kacapów. Skanery jednoznacznie wskazywały z czego była zrobiona.

Odparli kolejną falę. Ale nie na długo, następni nadchodzili. Kurwa, ilu ich jeszcze mają? I w końcu nadszedł rozkaz. Przez niektórych z pewnością wyczekiwany, inni woleliby go nie usłyszeć. Odwrót. Do tego czasu niewiele zostało z grupy broniącej budynku, najbardziej na południe wysuniętej pozycji grupy szturmowej.

- Dobra, spierdalamy stąd! Szykować się do opuszczenia pozycji - krzyknął Wiaderny. - Grabiński, przejmujesz dowodzenie. Ja osłaniam odwrót. Bez dyskusji! - powstrzymał protest kolegi sierżanta. - Różycki zostaw kaem. Masz tego Colta.

Gdy resztki jego grupy wybiegały północnym wyjściem razem z lżej rannymi, on pruł z kaemu na ostatniej taśmie w nadbiegających ruskich. Poczuł się jak żołnierz na tych głupich amerykańskich filmach, walczący samotnie z falami wrogów, żując przy tym gumę. O ten ostatni element Wiaderny również zadbał. Miał nawet dwie.

Gdy amunicja się skończyła, puścił przez okno ładunek z granatnika, teraz zostały mu już tylko dwa i skoczył do wyjścia, którym zniknęli jego towarzysze. Po drodze chwycił przygotowany wcześniej pręt.

Z północnego-wschodu już nadciągali kolejni ruscy. Przecięli mu odwrót, ale nie było to dla niego żadne zaskoczenie. Przyklęknął przy studzience kanalizacyjnej, którą wcześniej zauważył. Podważył ją za pomocą pręta i odciągnął na bok. Wówczas zza rogu wybiegła swołocz. Jeden czy dwóch bez zastanowienia zaczęło do niego strzelać. Dostał postrzał w nogę, ale nim zdążył się zorientować już był na drabince prowadzącej w dół.

W zagłębieniu od włazu umieścił ładunek do granatnika. "Przylepił" go na gumę do żucia by się upewnić, że nie spadnie. Nic by z tego nie wyszło gdyby przylepił go w ten sposób do pionowej ściany, ale w takim miejscu mógł się na te cholernej gumie utrzymać.

Słyszał już zbliżające się kroki. Nie było czasu. Zjechał, niemal zeskoczył z drabiny. Uderzając w podłogę krzyknął z bólu. Nie wiedział czy to złamana kość czy ból od postrzału. Opanował się jednak szybko. Odszedł za załom, wycelował karabinem w wejście do kanału i pociągnął spust granatnika. Dwa ładunki miały szansę zablokować przejście.

Odskoczył szybko na bok, gdy z góry zaczęły spadać odłamki betonu. Kanał nie był zbyt wysoki, ale przez chwilę mógł biec pochylony na wpół kulejąc. Potem było coraz gorzej. Noga rwała. Przystanął na chwilę by zrobić sobie opaskę uciskową i zakleić czymś dziurę w nodze. Wolał nie zdychać w tym gównie chociaż chyba tylko cudem nie wda się jakieś zakażenie.

Zszedł do cienia, można powiedzieć. Przypomniała mu się "odprawa" u Zawady, jeszcze przed atakiem na kino Światowid i okolice. Ktoś wtedy wspomniał o shadowrunningu, Wiaderny nie pamiętał kto. Padały zresztą wówczas różne propozycje. Na wszystkie sierżant miał tylko jedną odpowiedź. On zostaje. Nie był pierdolonym szpiegiem czy chrzanionym partyzantem. Był żołnierzem, więc jego miejsce jest w wojsku. Nadal tak uważał.

Ale teraz najważniejsze to wydostać się z tego szamba. Miał latarkę, miał kompas. Musi się tylko kierować na północ i północny-wschód. Ciekawe ile mu to zajmie?
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col


Ostatnio edytowane przez Col Frost : 27-11-2019 o 21:03.
Col Frost jest offline