Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2019, 02:19   #110
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Scena wspólna MG i Navi

Pobyt w przedstawicielstwie Domu Xan’Tai w Port Wander - wcale niewielkim, co tylko ukazywało niechęć Nomadów do utrzymywania nadmiernie rozbuchanych stałych siedzib… nawet na stacjach kosmicznych - z początku się przedłużał. Alecto dostarczyła raporty z pracy nawigatorskiej, przezornie napisane (i skorygowane) jeszcze przed wizytą. Ale i tak przeszła przez nudę - poczekalnię, wypełnienie paru bezwartościowych świstków, odpowiedź na parę niepotrzebnych pytań. A pomiędzy tymi każdorazowe czekanie w poczekalni. Mimo, iż nie było nikogo innego.

Wreszcie, uporała się z tym. Raport czekał na pełną akceptację przez Duchy Maszyn archiwów Domu. Regulamin oczywiście nakazywał czekać, aby dostać kolejny kwit z potwierdzeniem.

Wtem z jednego z biur wyszedł nie kto inny, jak… Spade. Nawigatorka przetarła oczy (acz może nie te trzecie). To rzeczywiście był on. Starszy, chyba nawet przedwcześnie postarzały - ale to był on. Jej brat. Albo raczej wuj? Był starszy. Może nie rodzony, ale w jakiejś 1/3 - procesy generacyjne Domów Navis Nobilite były skomplikowane i nie chciało jej się o nich teraz myśleć, więc z irytacją je przegnała.

Nie widziała go od kiedy ukończyła tutoring w xan’taiowej szkole.

Godwinne z Domu Xan’Tai. Przezwany “Spade” od czasów własnego szkolenia (i późniejszych okazyjnych wizyt w Domu) od namiętnych gier w karty, szczególnie antycznego terrańskiego pokera. Prawie zawsze przegrywał - i to dziwnie często z powodu różnych kombinacji kart, gdzie dominował as pik. Ace of Spades.

- Mała Alecto. - ucieszył się, w ten swój typowy sposób, pełen rezerwy i stonowania - Cóż za spotkanie. Czekamy na kwit, co?

Uśmiechnął się z przekąsem. Nosił się inaczej. Nie miał typowych szat nawigatora. Siwe włosy do ramion spięte z tyłu, na nich zawiązana po marynarsku ciemnoniebieska chusta zachodząca na czoło i zakrywająca trzecie oko. Biała, luźną koszula wpięta w granatowe bryczesy opięte szerokim, czarnym pasem ze srebrną klamrą. Na to narzucony rozpięty, granatowy płaszcz z symboliką Xan’Tai i… czegoś, kogoś jeszcze. Jakiś ród szlachecki? W herbie też ptaszydło jakieś, jak u Coraxów. Na nogach czarne oficerki, w krańcu ust czarna fajka ze srebrnymi zdobieniami, z której właśnie kopcił. A na głowie trójgraniasty kapelusz, acz może prostszego, schludniejszego kroju niż te w których paradował ich własny de Corax. Wyglądał bardziej jak oficer marynarki, niż Nawigator.

Przy nim Alecto wyglądała jak uboga krewna, owinięta w chusty, szale i w żaden sposób nie przypominająca kogoś z kadry oficerskiej, a jeśli już to wyjątkowo mało szlachetnej. Odruchowo otrzepała przód ubioru z niewidzialnych pyłków i roześmiała się wesoło, szybko pokonując dystans do starszego mężczyzny. Kojarzył się trójokiej miło, pozytywnie. Chyba nawet go lubiła, tak się jej wydawało… a przynajmniej nie potrafiła odnaleźć w pamięci negatywnych zdarzeń z nim powiązanych.
- Kwiaty przyciągają najróżniejsze owady - zaczęła w ramach powitania, zatrzymując się o krok od celu - Ten jest wielki, stary… okazały. Szkoda że Ducha też ma - skrzywiła się krótko, łypiąc na drzwi - Wiekowego… leniwego. Szybciej by było ten kwit samemu napisać. Albo namalować, ale nie mam farb. Zostały na statku - doburczała do siebie, marszcząc czoło, lecz zaraz na jej oblicze powrócił pogodny wyraz - Co tu robisz? Też czekasz na papier?

Pokręcił głową z uśmiechem, przypominając sobie najwyraźniej, jak w przeszłości Alecto także mruczała do siebie… różne rzeczy.

- Tak, ale inny. Dyspensę i przekierowanie. Zwerbował mnie pewien Rogue Trader. Vern Chorda-Myr, nowy w interesie. Typowa fregata, przerobiony Sword. Mówią na nią Voidfarer. Zebraliśmy resztę załogi i entourage. Lada moment lecimy w Paszczę, do niedawno odkrytego układu Magoros w Dominium Egariańskim. Przygoda, profit, takie tam. Trzeba się spieszyć, bo inny RT też chce, niejaki Hadarak Fel. Statek Fel Hand. Znasz go?

Mutantka pokręciła przecząco głową aż zafurkotały jasne włosy.
- Nie znam, dużo tracę? - spytała, mrużąc prawe oko i sapnęła - Paszcza… ja stamtąd wracam.

- Pewnie nie. - spoważniał - Byłaś już w Cieśninie? W Koronus? Z kim… na czym latasz?

- Oddano mnie rodowi Corax, służę teraz Lady-Kapitan Winter na Błysku Cieni - odpowiedziała, a humor jej się skwasił. Westchnęła - Wcześniej był Lord Kapitan, niestety… nie dotrwał do dziś.

- Chyba coś słyszałem. Uważaj na siebie mała siostro. Ktoś się na Coraxów uwziął. Wymietli ich z prawie całego Calixis, a przynajmniej stamtąd, gdzie bywali. Tak słyszałem. Ale wiesz pewnie więcej ode mnie. Kolejna zafajdana szlachecka wendeta? Na pewno nie my i nie Ród Chorda… od tej nadzianej RT, Aspyce Chorda. Wątpię by w ogóle ktokolwiek stąd. Coraxowie chyba byli z... Peryferiów?

Tym razem białowłosa głowa pokiwała twierdząco.
- Byli… teraz są tutaj - odpowiedziała cicho, spoglądajac na rozmówcę lekko spode łba, choć bez złości. Raczej ze zmęczeniem - Jeśli coś usłyszysz… przypadkiem, lub celowo, daj znać, dobrze? Lubię moją głowę, przyzwyczaiłam się do niej przez te wszystkie lata. Ilość oczodołów również mi wystarczy. Nie potrzebuje nowych dziur w czaszce...to by było niezbyt przyjemne zakończenie życia, nie sądzisz? - uśmiechnęła się połowicznie - Ty też uważaj, jednego Modara przywieźliśmy w metalowej trumnie z Paszczy. Piratów spotkaliśmy - wzruszyła ramionami - Masz ładny kapelusz… i pytałeś o Fela. Nie bez przyczyny pewnie. Zalazł ci za skórę?

- Mój Lord-Kapitan ma… Nie. *My* mamy z nimi już na pieńku. Będziemy się ścigać do tego Magoros. A jak po drodze te węże oberwą salwą czy dwoma, tym gorzej dla nich. Mają szemraną reputację, ten Fel i jego… felerna banda.

Westchnął.

- Zaraz wylatujemy, nie będę mógł powęszyć w twojej sprawie, potem trzeba będzie się skupić na nawigacji i reszcie obowiązków. I na wypalaniu frajerom podobizny trzeciego oka laserem. - mrugnął - Dam znać jak czegoś się dowiem.

Głośnik obwieścił nakaz zgłoszenia się Spade’a do biura.

- No, wzywają mnie.

Zniknął na kilka minut. Wrócił z kwitem, pakując go do kieszeni za pazuchą płaszcza.

- Zostałbym dłużej, siostra, ale mamy profit do zgarnięcia. Zanim te cwele Fele go zgarną sprzed nosa. Gelty się same nie zarobią, a niegodziwcy sami nie spoczną w trumienkach. - skrzywił się, ale zaraz uśmiechnął i pyknął dwa razy z fajki, zdradzając nerwowość - Miło było cię znowu zobaczyć, Alecto. Pływaj szybko i do celu.

- Powodzenia, nie daj się wyrugować... ani wyprzedzić. Lepiej być pierwszym, niż ostatnim. Najlepiej być żywym, więc bądź żywy - Alecto odpowiedziała z uśmiechem, a potem nagle skoczyła do przodu, obejmując go mocno. Na zapas, na szczęście. Każde spotkanie doprowadzało wszak do rozstania i tak zawsze będzie, dopóki życie jest śmiertelne.
- Następnym razem chcę usłyszeć o zgarniętych skarbach i cudach które widziałeś. - wymruczała mu w kołnierz eleganckiego wdzianka, zaciskając mocno palce na materiale. W każdym spotkaniu była część żalu z rozstania, ale w każdym rozstaniu była też ta sama ilość radości ze spotkania, które mimo że krótkie, niosło ze sobą promyk światła.

- Niech Imperator cię chroni - dodała, odsuwając się na stosowną odległość. Pożegnawszy się, każde ruszyło w swoją stronę. Spade startować w wyścigu po profit i chwałę, Alecto zaś wciąż czekała na kwit, a gdy się doczekała, ruszyła raźno w miasto. Pogwizdując szła do przodu, a oczy chodziły jej równie intensywnie co głowa. Mutant, człowiek, xeno - nieważne. Każda samica, bez względu na gatunek, uwielbiała przecież zakupy.

 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline