Verryalda powolnym krokiem prowadził drużynę z powrotem do rozwidlenia.
Wkrótce dotarł do rozwidlenia kanałów, o którym mówił krasnolud. Przystanął na chwile oczekując pozostałych. Wtedy coś usłyszał. Chlupot wody i ciężkie dyszenie z jednego z korytarzy. Ktoś biegł nim i to w ich stronę. Nie zastanawiając się długo z całych sił rzucił pochodnie w stronę tego korytarza. Po kilku sekundach dojrzał zakrwawionego rycerza z przerażeniem biegnącego w ich strone.
- Ppo..moo..cyy.- wykrztusił Yokura, słysząc za sobą biegnącego stwora.
Chwile później za nim pojawił się stwór. Bestia w zastraszającym tempie zbliżała się do rozwidlenia. Verryalda spokojnym acz szybkim ruchem zdiął pochwe miecza wraz z przywiązanym do niej wiśniwym kosturem z pleców. Odwiązał kostur a miecz ponownie zarzucił sobie na plecy. Kolejnym ruchem naciągnął cięciwe zamieniając zwykły kij w śmiercionośną broń. Wystawił lewą nogę do przodu, stając bokiem do nadchodzącej kupy pijawek. Lewą rękę, tę z łukiem, uniósł wysoko, drugą zaś odżucił poły płaszcza, aby nie utrudniały mu dostępu do kołczamu. Spod płaszcza wyzierała ciemność, która otaczała całą zbroje młodzieńca. Jednym ruchem wyciągnął leszczynową strzałe o czerwonych lotkach i założył ją na cięciwe. Celując w sam środek tłowia bestii wypuścił ją. Strzała od razu zapłoneła ogniem. Nie pokonała ona jeszcze połowy dystansu dzielącego ochydnego stwora od łucznika, a już Verryalda nałożoną miał na cięciwę kolejną strzałę, tym razem o czarnych lotkach i dziwnych runach mówiących "POGROMCA". Tę wycelował tak jak porzednią i posłał ją ślad za nią, wraz z delikatnym dźwiękiem spuszczanej cięciwy zwiastującym jedynie śmierć.
__________________ "Celem jest szczęście, brak cierpień, wszelkie przyjemności. Dlaczego mamy się bać śmierci, jeżeli gdy my jesteśmy to jej nie ma, a gdy nas nie ma, to śmierć jest?"
Epikur z Samos |