Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2019, 19:33   #23
archiwumX
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację

Gdy było pewnym, że stwory im już nie zagrażają, przyszła pora na przeszukanie wozu, okolicy i spróbowanie ruszenia wozu z miejsca, co mogło być niełatwym zadaniem, ci, którzy pozostali w pełni sił, nie byli największymi osiłkami. - Trzeba spróbować postawić i ruszyć ten wóz. Jeśli pociągniemy wspólnie z osiołkiem, to jest szansa, że dostarczymy Kwintusa do jakiegoś medyka, zanim wyzionie ducha. Ciało Sariusa też można by godziwie skremować. - Ostatnie dodał rozważając czy nie lepiej pomyśleć nad bezimiennym grobem, chociaż nie chciałby sam w takim skończyć.

- Święta prawda! - odrzekł Karl, gdy odzyskał dech. - Pamiętajmy też o nieszczęśniku, którego gobliny dręczyły przed naszym przybyciem. - a następnie chwycił dwie łopaty i zaczął rozglądać się za tkaniną do zrobienia noszy.

Nieszczęśnik Karla okazał się być jednym z goblinów i to najroślejszym z tych, z którymi przyszło się mierzyć awanturnikom. Czarna jucha sączyła się z miejsca, w którym jego żółtawe plecy przebił bełt wystrzelony z kuszy. Nawet śmierć nie pozbawiła jego czerwonych ślepi okrucieństwa. Najwyraźniej pobratymcy wdali się z nim w kłótnię i postanowili rozprawić w szybki i brutalny sposób.

Widok truchła tak zdenerwował Karla, że aż na niego splunął. Mimo to szybko przy nim przykląkł i jął go przeszukiwać. Goblin zginął z małą, drewnianą szkatułką ściśniętą w rudnych łapskach. Gdy skończył oględziny i uwolnił szkatułkę z rąk wroga i wziął w swoje, wrócił do towarzyszy pomóc im w sprawie stawiania odbitego wozu z powrotem na koła.

Zanim odszedł, Karl zauważył na nadgarstku martwego ubrudzoną ziemią srebrną bransoletę z wygrawerowanymi drzewami, grzybami i ptakami. Była cienka, zdobienia kojarzyły się z infantylną scenką, a rozmiar pasował w sam raz na przegub dziecka.

Karl ze wstrętem wyrzucił oko, a jego miejsce zajęła dużo cenniejsza bransoleta. Gdy skończył z zdobyczami zwiadowca wściekle ruszył w kierunku wozu.

Zaś gdy Karl zajrzał do szkatułki, w pierwszym odruchu z obrzydzenia chciał ją zamknąć. W środku znajdowało się tylko… oko. Usmarowane krwią oko i niewielki skalpel.

Tymczasem Septymus zajrzał przez drzwi. W nozdrzach poczuł zwierzęcy smród. Wnętrze wywróconego do góry kołami wozu było brudną norą. W niewielkim kociołku było niedawno gotowane jakieś tłuste mięso, odpychający pokarm zabitych kuszników. Obok leżały czyjeś caligae pogryzione małymi, goblińskimi ząbkami. Oraz na wpół zjedzony mięsny placek, z którego wystawał dziób, pióra i kości jakiegoś pechowego ptaka. Po posadzce walało się kilka solidnie wykonanych włóczni, którymi pewnie broniono kryjówki wtedy, gdy ostrzał z kusz ostatecznie zawiódł. Awanturnik znalazł jeszcze porysowany, mosiężny pierścień, z którego wyrwano wszystkie kamienie szlachetne, a coś, co wydawało mu się rubinem, okazało się zaledwie truskawką zalaną jakimś syropem. Prawdziwym zaskoczeniem był widok zbitej z desek drabiny, prowadzącej gdzieś pod ziemię przez wąską, ciemną dziurę. To do jej kopania gobliny używały łopat…

Okład z żywokostu na kolanie Kwintusa zaczął działać. Ranny oprzytomniał. Po chwili był już w stanie ustać na własnych nogach, ale wyraźnie potrzebował odpoczynku. Może minąć wiele dni zanim będzie w stanie znowu walczyć czy dotrzymać pozostałym tempa w podróży.

- Przeklęte gobliny, plugawy pomiot chaosu, przynajmniej je stąd przepędziliśmy - syknął Kwintus, oglądając swoje będące w paskudnym stanie kolano. - Dostaliśmy lekcję od bogów, następnym razem musimy być ostrożniejsi… powinniśmy sprawdzić co robiły tutaj te gobliny i pogrzebać nieszczęsnego Sariusa - ja niestety potrzebuję pomocy lekarza zanim będę w stanie ponownie stanąć do boju.

- Ty lepiej niczego nie grzeb i się nie ruszaj za bardzo, bo też będziesz potrzebował grabarza. Żywokost działa, rana po jakimś czasie się zagoi, ale musisz wypoczywać i to dużo. No i wisisz mi paczkę dobrych ziół. Jak ci noga dojdzie, poćwiczysz na okolicznych polach zrywanie kwiatów - Lucjusz skończył swoją robotę. Zamierzał pomóc w grabieniu wozu i dobytku z pobojowiska, hołdując zasadzie, że trupom ekwipunek na nic, a biednym awanturnikom przyda się on nieporównanie bardziej.

- Tak… dziękuję za pomoc - odburknął Kwintus, który wydawał się zawstydzony sytuacją i słowami wykształconego młodzieńca.

Septymus schował pierścień i wyciągnął na zewnątrz zdobyczną broń, wydawała się całkiem dobra jak na coś, co posiadały gobliny. Caligae wskazywały na to, że był to łup po legionistach. - Te bezbożne pokurcze wykopały pod spodem tunel. - Rzucił były zwiadowca do reszty. - W środku jest drabina i wejście do jakiegoś tunelu, ale za to włócznie całkiem wartościowe. Trzeba zdecydować, czy chcemy go w ogóle badać, czy wracamy do miasta wydobrzeć, zasięgnąć języka czyj to mógł być wóz i co zwierzoludzie tak blisko fortu robili. - Mężczyzna systematycznie przedstawił wszystkie ważne punkty, które przychodziły mu do głowy na już.

- Jeśli macie jeszcze chęć, można zbadać tunel. Kto wie, jakich skarbów broniły zwierzoludy - Lucjusz zaproponował nieśmiało - zostawmy tylko kogoś na górze, aby w razie czego miał baczenie na gobliny. Mogą wrócić - ostrzegł młodzieniec.

- Ja jestem za powrotem, wykurowaniem się i dopiero wtedy zbadaniem tego miejsca - powiedział Olf i głośno syknął, gdy umieszczając topór za pasem, uraził sobie ranę.

- Lucjuszu, mógłbyś obejrzeć moje rany?- zwrócił się do towarzysza broni.

Ten kiwnął bez słowa głową i zajął się raną Olfa, grzechocząc swoją torbą z utensyliami medycznymi.

- To jeden z tych łajdaków! - gniewnie krzyknął Karl gdy wrócił. Gdy usłyszał o tunelu w wozie poczuł zew zwiadowcy - Powinniśmy zbadać tą dziurę, a następnie zgłosić sprawę do sztabu. Niech ludzie legata martwią się co dalej z tym zrobić - klarował gdy włączył się do dyskusji.

- Idziesz, czy tylko gadasz? - Gaius podrażnił się z Karlem - użyczy ktoś pochodni? - zapytał z wyraźnym zamiarem niezwłocznego wejścia do środka. - Później weźmiemy Sariusa do tej chaty za nami i tam odprawię pochówek. - Gaius może i nie był pełnoprawnym kapłanem Calefy, ale wiedział, jak należy godnie odprawić duszę przyjaciela.

- Jak chcesz możesz iść pierwszy. - odrzekł Karl, a następnie oparł plecak o skrzynie i zaczął szukać materiałów do zrobienia kilku pochodni.

- W takim razie ja wejdę trzeci, na wypadek, gdyby tunel się odgałęział pod spodem. Może tylko czegoś szukali, ale z jakiegoś powodu na pewno kopali. - Powiedział Septimus rozdzielając swój ekwipunek tak, żeby zabrać ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Łuk w wykopanym tunelu raczej na wiele by mu się nie przydał. Trzeba było tylko jeszcze osiołka sprowadzić w pobliże wozu, nie lubił zostawiać go samego na zbyt długo jeśli nie musiał.

- Środkowy trzyma pochodnię, mamy sześć sztuk, jeśli zużyjemy wszystkie, to się zdziwię. - Powiedział Septimus, kiedy osiołek Salami był już uwiązany przy przewróconym wozie.

Wąski i niski tunel prowadził przez zwłoki kilku goblinów, które musiały zginąć w bratobójczej sprzeczce, do nory wyłożonej kocami i skórami. Pośród nich wznosił się prymitywny, drewniany tron sklecony z tego, co akurat było pod ręką. Za nim znajdował się drugi korytarzyk. Niedługi, bo światło pochodni rozświetlało jego rozszerzający się koniec, będący składowiskiem złupionych skrzyń i beczek. Awanturnicy będą mieli trochę roboty z ich wynoszeniem.

- Chcieli tu założyć królestwo czy co? - zapytał szeptem kompanów Karl, gdy ujrzał tron. Dokładniej mu się przyjrzał, a następnie dał ręką sygnał, aby pójść do pieczary ze skarbami i ostrożnie ruszył przodem.

- Kto je tam wie, te przeklęte stwory, ale wydaje się, że będzie trzeba jakiejś liny, żeby to powyciągać. Nie wiadomo też co w środku, czy to zboże, piwo, klejnoty, czy ludzkie kości. - Rzucił ponuro Septymus.

- Sprawdźmy, co tam jest! - zniecierpliwiony Gaiusz, obiegł chciwym wzrokiem po każdej ze skrzyń i wrócił się po swoje spinki, łomiki i wytrychy.

Pułapka! Kiedy Gajusz wszedł w drugi korytarzyk, jeden z jego ostrożnych kroków po nierównym, zaśmieconym podłożu - nieróżniącym się na pierwszy rzut oka od tego w „sali tronowej” - uwolnił kilka napiętych jak sprężyny gałęzi. Ostre, żelazne groty, którymi były prostopadle zakończone, wbiły się w brzuch i pachwinę młodzieńca. Zgiął się w pół, jęknąwszy z bólu ustami złożonymi w „o”. Karl i Septymus popędzili mu na pomoc, jeszcze zanim osunął się na ziemię. Pani Litości widocznie miała go w opiece, bo rana nie wróżyła śmierci. Jednak sądząc po czerwonej plamie krwi na kroczu, mógł na dobre zapomnieć o posiadaniu potomstwa…

Gajusz długo dochodził do siebie, nie mogąc pogodzić się z tym co mu się przytrafiło. Strach i niepewność odebrały mu jakąkolwiek chęć do przeglądania łupów. Przez cały ten czas leżał blady i zszokowany.

Łup goblinów był pokaźny, to musieliście przyznać. Z niemałym trudem wynieśliście wszystko na zewnątrz. Dwie skrzynie najróżniejszego rodzaju aurańskiego rynsztunku były warte z czterysta pięćdziesiąt złotych słońc. Do tego dwie beczki piwa, pięć galonów oliwy do lamp i trzy beczki zasolonej ryby. Na jednej ze skrzyń leżała też sakiewka z dwudziestoma złotymi monetami, z których skrwawionych, ale ostatecznie zwycięskich awanturników pozdrawiał tarkaun Aury, a na rewersie widniało skrzydlate słońce.

Na samym dnie skrzyni z orężem i pancerzami znajdowała się spatha na pozór nie różniąca się od innych mieczy. Jednak po wyjęciu ze skórzanej pochwy poczuliście się jak gdyby podczas ceremonii w ammonarskiej świątyni, tak intensywny był zapach kadzidła. Domniewaliście, że oręż musiał drażnić goblińskie nozdrza, dlatego znajdował się pochowany pod stertą rynsztunku.

- Wspaniała klinga. - Westchnął Septymus, patrząc na spathę. - Trzeba będzie zdecydować czy ktoś zrobi z niej użytek, czy lepiej nam pójdzie sprzedawanie jej. - Dodał po chwili, a teraz chyba zostało chyba tylko wrócić do miasta, ale nie wiem czy Salami wszystko udźwignie. Widzieliście gdzieś jaki inny wóz, czy próbujemy ten postawić? - Były legionista sceptycznie spojrzał na wóz broniący pustej już kryjówki. - Mogę jeszcze sprawdzić, czy nie ma tam jakiegoś dodatkowego przejścia, ale wątpię. - Powiedział spokojnie, zastanawiając się, czy warto narażać swoją skórę, skoro mieli tyle łupu i rannych do przetransportowania.

- Hmm… - mruknął Karl podziwiający posrebrzany sztylet - Jeśli chodzi o magię tego miecza, mogę zapytać kronikarza. Może jeśli sam się na tym nie zna może skierować do tego się w tym specjalizuje. A jeśli chodzi jego sprzedawanie - tu zwiadowca się zamyślił - Raczej się nie zdarza się, żeby obwoźni handlarze wozili magiczne bronie. Może ten miał zlecenie komuś go dostarczyć?

- A może być, z takimi rzadkimi przedmiotami trzeba się zastanowić, żeby komuś nie zachciało się na nas napaść, żeby ją zdobyć. - Septymus miał na myśli to, że muszą bardzo uważnie zadawać pytania.

- Zanim się zorientujemy, kto zamówił ten miecz musimy się zorientować kto jechał tym wozem i skąd. Tak czy siak cała ta sprawa zdaje się nie kolidować z wyprawą Maguriusa. - nagle Karl zaczął dokładnie oglądać wóz i skrzynie oraz inne pojemniki jakie wokół niego były - Trzeba znaleźć coś co może być charakterystyczne dla tego kupca! - krzyknął, gdy dopadł do skrzyni, która stała przed nim. Zastał w niej tylko smród po pożartych rybach. Jednak niedaleko, pod jednym z krzewów, leżała skórzana opaska na nadgarstek, do której przymocowano miniaturowy zegar słoneczny w niewiadomym celu. Pewnie jakiś kolejny, wymyślny, krasnoludzki wynalazek. Gdy urządzenie wylądowało w szkatułce znalezionej przy zbiegłym goblinie zwiadowca dla pewności przyjrzał się ścianom i wieku skrzyni, a następnie zaczął prowadzić podobną inspekcję pozostałych skrzyń i beczek. Nic ciekawego już nie znalazł. Mimo zniechęcenia postanowił kontynuować poszukiwanie znaków szczególnych poczynając od konstrukcji wozu, poprzez deski prowadzące do dołu i na tronie "króla goblinów" kończąc. Jego wysiłki spełzły na niczym.

Karl widząc, że poszukiwania okazały próżnym trudem ze złości przewrócił tron na bok, a następnie energicznie wszedł na górę i wychodząc z wozu podszedł do miejsca, gdzie spodziewał się dobrego chwytu do przewrócenia pojazdu z powrotem na koła. Gdy się tam powiedział do reszty - Nic tu po nas! Pomóżcie z tym wozem!

- I głowy zwierzoludzi, może ktoś je kupi, może tylko miejscowym morale podbudują. - Dodał zamyślony Septymus.

W trakcie, gdy inni łupili jamę goblinów, Olf uważnie lustrował okolicę, trzymając łuk gotowy do strzału. Ktoś musiał czuwać nad tymi wszystkimi rozbieganymi nagle ludźmi.

- Olaf, jest przynajmniej piwo w takiej ilości, jakiej trzeba. - Zaśmiał się ponuro były legionista do Jutlandczyka, a następnie ruszył pomóc z wozem, szukając odpowiedniego podparcia.

- Podkurowałeś mnie tą wieścią, już czuję się lepiej - zarechotał Olf, wciąż rozglądając się po okolicy.

Lucjusz również stał na górze, wsparty na swoim kijku, otulając się szczelnie płaszczem. Zamyślił się głęboko. Cała ta eskapada kosztowała ich za wiele i choć zwierzoludzi padło całkiem sporo, to jednak śmierć i rany, które spowodują, że przyjdzie bezczynnie siedzieć tygodniami w forcie to nie był najprzyjemniejszy koszt. Miał nadzieję, że towarzysze znajdą pod wozem coś naprawdę wartego uwagi.

Wywrócony wóz obróciliście z powrotem na koła… To znaczy, jedno koło, które właśnie pękło z trzaskiem. Drugie, całe, leżało nieopodal. Gdzie było trzecie, czwarte? Przednia oś wymagała też drobnych napraw, a nie mieliście nawet młotka i gwoździ. Wnętrze wozu było teraz całe w potrawce przyrządzonej przez goblinów.

- Szlag by to trafił! - warknął Karl gdy stało się jasne, że sami wozu nie ruszą. Następnie oparł się zmęczony o jego ścianę i zaczął rozważać - Pewnie rzemieślnik z Turos pewnie załatwiłby sprawę. Ale trzeba załatwić jakiś inny transport przynajmniej dla Gajusza i Kwintusa.

Po krótkim odpoczynku zwiadowca wyszedł na środek traktu i zaczął uważnie przeglądać okolicę. Po kilku sekundach krzyknął: - Tam jest jakaś chałupa! - i wskazał ręką na porzucony budynek. - Może tam znajdziemy jakieś wozidło dla naszych rannych.

Zajęliście się karkołomną próbą stworzenia jednego solidnego wozu z dwóch niesolidnych. Gobliny nie wracały. Pytanie, jak długo miało to potrwać. Po pewnym czasie zmontowaliście coś, co miało komplet kół i potrafiło jeździć. Załadowaliście cały zdobyty łup. Okazało się, że Salami Septymusa nie pociągnie tego ładunku nawet o centymetr. Zmęczony i zawiedziony Lucjusz usiadł i westchnął ciężko. Po niebie szybował majestatyczny, biały orzeł. Wiedzący śledził wzrokiem lot. Ptak przysiadł w pewnej oddali. Zdawało ci się, że wypuścił ze szponów coś błyszczącego zanim ponownie wzbił się w górę.

- Wygląda na to, że trzeba beczki schować z powrotem do dołu... a następnie sprowadzić po nie tragarzy, albo kogoś z kilkoma zwierzętami jucznymi. - wysapawszy to Karl wszedł na improwizowany wóz jął szykować się do zsuwania nadmiernego ciężaru.

- Szlag by to. - Zaklął upocony już Septymus, który nie przepadał za ciężkimi pracami fizycznymi. Czuł się jak magazynier, a nie zwiadowca. - Jak trzeba, to trzeba, a w drodze z powrotem do Ślimaków, kupimy jakiś wóz i woły albo konia, zapasy zawsze się przydają i coś mi się widzi, jakieś miejsce na rannych, albo mała grupka pomagierów. - Na myśl o ostatnim westchnął przeciągle, szykowały się koszta.

- Się nie martw przyjacielu. Wszak najwięksi bohaterowie zaczynali od ciężkiej harówki. Dojdziemy do czegoś… ale trzeba się nieco napocić - Lucjusz zasępił się - ale w tych poematach heroicznych mogliby kurwa jego mać uwzględnić taki szczegół, jak oni ładowali te łupy… - mruknął i podrapał się po gęstej od loków głowie i zakasał rękawy, oceniając wagę przedmiotów i dystans do Ślimaków.

- Kwintus na Salami, dajcie mi trochę tych pancerzy, poupycham po torbach. Oliwę też wezmę, zawsze jest jej za mało jak się okazuje. Olf, bierz juki z osiołka i idziemy, beczki się odkopie jeśli znajdziemy wóz, wystarczy jutro na jeden dzień wynająć, albo dostarczymy zapasy do Ślimaków później, chociaż pewnie będą bardziej chętni na oliwę i piwo niż ryby. Jedną beczkę ryb możemy spróbować porozrzucać po workach, ale wolałbym te łby wziąć niż ryby, żeby nikt nas nie podejrzewał o wyrżnięcie jakiejś karawany. - Przedstawił swój pomysł Septymus i zajął się odrąbywaniem łbów.

- Widzisz tych spryciarzy? - Karl serdecznie się zaśmiał, a następnie zwrócił się Lucjusza - Luciuszu, chyba nie masz wyboru. Musisz pomóc mi to targać! - i zaczął pchać pierwsza beczkę ku krawędzi podłogi wozu.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline