Kadir rozdziawił usta w bezbrzeżnym przerażeniu.
Kira była nawet bardziej przerażona. Wpatrywała się bez zrozumienia w liczne wystające z jej ciała strzały. Chciała coś powiedzieć, jednak z jej ust chlusnęła jedynie szkarłatna krew. Zmieszała się z wypływającą z licznych ran i powoli, niechętnie ściekła po jej ciele w dół, skapując w solny pył pustyni.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła pustym wzrokiem, jakby skądś mógłby nadejść ratunek.
Kiri zachwiała się, zrobiła lekki krok w tył. Wyciągnęła rękę w bok ku Kadirowi, jakby chciała się podeprzeć. Przerażenie i panika malowały się na jej młodej twarzy. Potem opadła, uderzając mocno kolanami o mokry od jej posoki piasek.
Spuściła głowę na pierś. Przez chwilę, z jej płuc wydobywał się jeszcze chrapliwy odgłos, zmieszany z bulgotaniem.
Nagle zaczęła się przemieniać. Zza jej pleców wyrosły błoniaste skrzydła, jej palce uzbroiły się w pazury. Kiri nie była człowiekiem, była sukubem. Martwym sukubem. I to martwym od dawna. Wysuszona skóra naciągnęła się, opinając ciasno kości. Wargi podciągnęły się odsłaniając ostre zęby.
Dopiero wtedy jej ciało runęło w bok, wzbijając pustynny kurz. Szkarłatna krew czerniała.
Kadir zagryzł zęby.
Mentalnie skontaktował się z resztą drużyny.
~
Kto jest ze mną? Potrzebuję waszego wsparcia. ~
O dziwo pierwszy odparł Dalacitus. Z prędkoślą myśli ukształtowali plan.
Kadir zamierzał posłać swoje miniony do przodu, większość drogą powietrzną, potem rzucić mrożącą mgłę na elfy, a Dalacitus miał użyć swego piasku by uwięzić elfy w śmiertelnej pułapce.