Nurad szybko wyjaśnił Torstigowi, że miasto w którym mieszka, Faghin znajduje się kilka dni drogi na wschód, nieopodal Nahaji. Było więc zupełnie nie po drodze do Sabol i Hedebu. Pomysł odwiedzenia uratowanego mężczyzny lub odeskortowania go do rodzinnej miejscowości trzeba było porzucić. Większość, zgromadzona wokół resztek pogrzebowego stosu Zahiji zdecydowała, że należy kontynuować misję Saadiego i zgładzić Jusufa, a jeśli nie, to przynajmniej go ograbić.
Nazajutrz, pod przewodnictwem Hajita opuścili okolice płaskowyżu Oka Sheloha i skierowali się na północny zachód, aby wrócić na trasę, jaką opuścili podążając za śladami. Po burzowej pogodzie nie było śladu. Ziemia wyschła i wszystko wróciło do normy. Wiatr rozwiewał piasek, wyschłe zarośla szeleściły, a morze traw falowało miarowo. Jechali drogą karawan ku Ghaiziri – wielkiej oazie i karawanserajowi, zlokalizowanemu nad bagnistym jeziorem pośród pustkowi. Towarzyszył im Nurad, który jechał na koniu Zahiji. Mężczyzna miał zamiar odłączyć się w oazie i wrócić do Nahaji, a bał się podróżować sam, stąd wolał nadłożyć drogi. Oglądając oznaczenia na tyczkach wyznaczających marszrutę, Hajit orientował się w odległości jaką mieli jeszcze do Ghaiziri. Informował o tym pozostałych członków wyprawy i zgodnie z jego słowami, dotarli tam w oznaczonym czasie.
Ghaiziri położone było w długiej, szerokiej na niemal dwieście kroków niecce między porośniętymi trawskiem wydmami. Na szczycie jednej z nich wzniesiono drewnianą konstrukcję, służącą za punkt obserwacyjny. Powiewały na nim kolorowe proporce. Poniżej, w niecce zarośniętej trzciną i karłowatymi drzewami rozlewało się kilkanaście kałuż brudnoszarej błotnistej mazi, którą z trudem można by uznać za wodę. Wedle Hajita po deszczach kałuże łączyły się ze sobą tworząc jezioro, a nad wodą gromadziły się niezliczone ilości ptaków, ale teraz oaza wyglądała… marnie. Pośrodku niecki stały kolorowe namioty i baraki przyozdobione furkoczącymi na wietrze wstążkami i proporczykami, a za nimi znajdowały się wyznaczone przez niskie drewniane barierki zagrody dla bydła i wierzchowców. Między namiotami, barakami i kramami przewalał się różnobarwny tłum.
- Ghaiziri – przewodnik wskazał ręką ku oazie. – Musimy uiścić opłatę. Opiekę nad oazą sprawuje szejk Alludah bin Baharaj al Habbas, to między innymi jego proporce wznoszą się nad wieżą. Odpoczniemy i uzupełnimy zapasy. Jeśli chcecie coś nabyć, to z pewnością tu będzie. To jedno z najlepiej zaopatrzonych miejsc na zachodzie Sułtanatu. Byle mieć czym zapłacić. Wyruszymy dalej jutro. Do Hedebu stąd są tylko dwa dni.