20-11-2019, 13:00 | #91 |
Reputacja: 1 | Legionista bynajmniej nie stał długo nad ciałem wiedźmy. Była martwa. Najwyraźniej odkąd opuścili Yarakan gdzie jej ciało zostało złamane jakąś niezrozumiałą dla Thoera magią. I bogowie nie pozwolili odwrócić tego losu śmiertelnikom. Nie zmieniła nic pomoc yarakańskiego strażnika. Nie pomogło doglądanie przez Enki. Nie pomogła skuteczna ucieczka przed pościgiem. Na nic się zdał potężny duch Saadiego.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
20-11-2019, 14:55 | #92 |
Administrator Reputacja: 1 | Zejście było bardziej szczęśliwe, niż wspinaczka na szczyt przeklętego wzgórza. Cedmon miał wrażenie, że wystarczyłaby odrobina deszczu, by ktoś dołączył do Zahiji. A tym kimś byłby, zapewne, on. Co do planu, jaki przedstawił Ianus, to z niektórymi jego częściami Cedmon mógł się zgodzić, ale co do innych miał pewne wątpliwości. - Możemy go nie znaleźć - powiedział z pewnym trudem. Wolałby jechać od razu do Sabol, ale... tu decydowała większość. Wyraziwszy swą opinię zabrał się za zbieranie opału. |
21-11-2019, 19:51 | #93 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Podczas dyskusji Relhad zabrał głos tylko raz. - Faghin, daleko? Pojdę gdzieś, ale tam najchętnie. W ciałopaleniu uczestniczył w ciszy. |
27-11-2019, 13:23 | #94 |
Reputacja: 1 | Kibria pomogła zbierać krzewy do spalenia ciała zastanawiając się co dalej zrobić. Zabrać się z nimi iść w swoją stronę? Próbować iść na maga skoro zostało ich o jedna osobę mniej. Czy opłacało się zadzierać z kimś kto włada mocą jak widma i demony z świątyni powyżej nich. Z drugiej strony taka potężna osoba musiała zgromadzić już niezłą sumkę w skarbcu. |
29-11-2019, 22:07 | #95 |
Reputacja: 1 | Nurad szybko wyjaśnił Torstigowi, że miasto w którym mieszka, Faghin znajduje się kilka dni drogi na wschód, nieopodal Nahaji. Było więc zupełnie nie po drodze do Sabol i Hedebu. Pomysł odwiedzenia uratowanego mężczyzny lub odeskortowania go do rodzinnej miejscowości trzeba było porzucić. Większość, zgromadzona wokół resztek pogrzebowego stosu Zahiji zdecydowała, że należy kontynuować misję Saadiego i zgładzić Jusufa, a jeśli nie, to przynajmniej go ograbić. Nazajutrz, pod przewodnictwem Hajita opuścili okolice płaskowyżu Oka Sheloha i skierowali się na północny zachód, aby wrócić na trasę, jaką opuścili podążając za śladami. Po burzowej pogodzie nie było śladu. Ziemia wyschła i wszystko wróciło do normy. Wiatr rozwiewał piasek, wyschłe zarośla szeleściły, a morze traw falowało miarowo. Jechali drogą karawan ku Ghaiziri – wielkiej oazie i karawanserajowi, zlokalizowanemu nad bagnistym jeziorem pośród pustkowi. Towarzyszył im Nurad, który jechał na koniu Zahiji. Mężczyzna miał zamiar odłączyć się w oazie i wrócić do Nahaji, a bał się podróżować sam, stąd wolał nadłożyć drogi. Oglądając oznaczenia na tyczkach wyznaczających marszrutę, Hajit orientował się w odległości jaką mieli jeszcze do Ghaiziri. Informował o tym pozostałych członków wyprawy i zgodnie z jego słowami, dotarli tam w oznaczonym czasie. Ghaiziri położone było w długiej, szerokiej na niemal dwieście kroków niecce między porośniętymi trawskiem wydmami. Na szczycie jednej z nich wzniesiono drewnianą konstrukcję, służącą za punkt obserwacyjny. Powiewały na nim kolorowe proporce. Poniżej, w niecce zarośniętej trzciną i karłowatymi drzewami rozlewało się kilkanaście kałuż brudnoszarej błotnistej mazi, którą z trudem można by uznać za wodę. Wedle Hajita po deszczach kałuże łączyły się ze sobą tworząc jezioro, a nad wodą gromadziły się niezliczone ilości ptaków, ale teraz oaza wyglądała… marnie. Pośrodku niecki stały kolorowe namioty i baraki przyozdobione furkoczącymi na wietrze wstążkami i proporczykami, a za nimi znajdowały się wyznaczone przez niskie drewniane barierki zagrody dla bydła i wierzchowców. Między namiotami, barakami i kramami przewalał się różnobarwny tłum. - Ghaiziri – przewodnik wskazał ręką ku oazie. – Musimy uiścić opłatę. Opiekę nad oazą sprawuje szejk Alludah bin Baharaj al Habbas, to między innymi jego proporce wznoszą się nad wieżą. Odpoczniemy i uzupełnimy zapasy. Jeśli chcecie coś nabyć, to z pewnością tu będzie. To jedno z najlepiej zaopatrzonych miejsc na zachodzie Sułtanatu. Byle mieć czym zapłacić. Wyruszymy dalej jutro. Do Hedebu stąd są tylko dwa dni. |
02-12-2019, 10:57 | #96 |
Reputacja: 1 | Kibria rozglądała się po nudnej monotonnej scenerii stepu. Falujące wysokie trawy stały się po pewnym czasie nudne. Jadąc na swoim wielbłądzie który co jakiś czas pluł w przypadkowo wybraną stronę zwróciła się do legionisty. - Ej “dowódco”! Tak z ciekawości znasz jakąś metodę na unieszkodliwienie czarownika? - Kiedy ten nie odpowiedział od razu pogoniła plujkę do szybszego kroku i nie dała się zignorować. - Bo już teraz ledwo się wydostaliśmy z czegoś co można określić jako “Magiczne Doświadczenie”. I się po prostu zastanawiam czy masz plan? |
02-12-2019, 12:39 | #97 |
Administrator Reputacja: 1 | Co prawda duch Saadiego przestał im zawracać głowę, ale Wizja skarbu, będącego w posiadaniu Jusufa, skłoniła wszystkich (mniej więcej) do wyruszenia do Hedeb. Cedmon miał swoje zdanie na ten temat, ale chociaż uznał taką wyprawę za zbyt ryzykowną, to postanowił nie opuszczać kompanów w potrzebie. Podróż do Ghaiziri przebiegła spokojnie, a czas tej wędrówki pozwolił Cedmonowi bliżej zaznajomić się z sokołem. Sahm, bo tak zwała się ptaszyna, z apetytem częstował się kawałkami mięsa i nie próbował obgryźć Cedmonowi palców ani wydłubać oczu... z czego Cedmon się cieszył, bo nie miał za dużo ani jednego, ani drugiego. No i raczył wracać na rękawicę. * * * Oazie, jak się okazało, przydałoby się dużo deszczu. Najwyraźniej burza, która ich dopadła przy Oku Sheloha, była zjawiskiem lokalnym i w te okolice nie dotarła. W sumie mogło to oznaczać, że wizyta w oazie będzie ich kosztować trochę więcej, niż a porze deszczów. - Hajicie - Cedmon zwrócił się do przewodnika - pewnie wiesz, ile i komu trzeba zapłacić za przywilej pobytu w tym miejscu. No a przy okazji warto by się dowiedzieć o jakiegoś medyka czy zielarza - dodał. |
02-12-2019, 13:02 | #98 |
Reputacja: 1 | Thoer spojrzał wpierw na zrównującego się z jego koniem wielbłąda, a potem na dosiadającą jego garb Okaryjkę. Ciężko było odgadnąć co myśli, ale wątpliwości nie było żadnych co do jednego. Od opuszczenia Oka Sheloha legionista wyglądał jakby zrzucił z siebie jakiś długo dźwigany ciężar.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
02-12-2019, 13:21 | #99 |
Reputacja: 1 | - Po prostu chciałam wiedzieć czy masz jakikolwiek plan bo w momencie kiedy będziesz widział białka jego oczu to chyba będzie już za późno na myślenie. - Odpowiedziała Liwia wzruszając bardziej ostentacyjnie ramionami niż sytuacja tego wymagała. Na druga propozycję, bo tak zapewne miała traktować słowa o “onieśmieleniu maga”, skrzywiła się. |
02-12-2019, 14:40 | #100 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |