Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2019, 23:24   #95
PeeWee
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację

Wieczerza była przednia i przyznać to musieli wszyscy członkowie drużyny. Nawet ci co zachowali umiar i powściągliwość wobec jadła pod którego ilością stół wprost się uginał. W takiej atmosferze łatwo było zapomnieć o deszczu, chłodzie, cmentarnej awanturze, a nawet o magicznej podróży.
Rozmowa płynęła własnym rytmem, a gościnność i otwartość księcia sprawił, że członkowie Bród Mocy nabierali odwagi do zadawania coraz bardziej dociekliwych, a nawet zuchwałych i kłopotliwych pytań. W tego typu kwestiach, nigdy nie wiadomo, kiedy przekroczy się granicę dobrego smaku i wychowania. Kiedy nie chcący nadepnie się gospodarzowi na metaforyczny odcisk.

Lord Niclas zdawał się jednak nie mieć tajemnic. Swobodnie odpowiadał na każda zadane pytanie.
- Próbowano i to nie raz. Im jednak bardziej zabraniano, tym bardziej pospólstwo zapiekało się w sobie i tym ochoczo przystępował do kultu i praktykowania zakazanych zwyczajów. Próbowano wytępić zabobon i mieczem i drakońskimi karami. I poprzez naukę i autorytet mędrców. Wszystko jednak na nic. Kult vuk jednak nadal jest kontynuowany. Jego początki sięgają niemal zarania dziejów. Miejscowi wierzą, że to wilki były panami wyspy i to ponoć one dały początek ludzkiej rasie. Już samo to świadczy, jak absurdalny to kult i niedorzeczne przesądy. Wersji mitu jest kilka, a przynajmniej tak udało się ustalić. W najpopularniejszej wersji mitu to wilcza bogini wykarmiła pierwszych ludzi i ocaliła ich przed pożerającą wszystko Gusta Magla. Ci pierwsi ludzie żyli w zgodzie i harmonii z wilkami. Niektórych ponoć wilki obdarzały specjalnymi mocami i ci stali się przyszłymi kapłanami kultu. Osobnicy ci zwani vukodlakami mogli, jak powiadają, przemieniać się w wilka, szczycili się potężną siłą i czułością zmysłów. Jak w każdym jednak micie musi nadejść moment kryzysu i rozłamu. Przyjaźń między ludźmi i wilkami skończyła się, gdy odkryto, że część vukodlaków składa wilczym bogom ofiary z dzieci. Jak mówiono krew niewinnych miała dawać im właśnie nieludzką siłę. Doszło do wojny i wymordowania większości vukodlaków. Jednak za tym wszystkim krył się ponoć niecny spisek wielmożów, którzy zazdrościli vukodlakom władzy nad rządem dusz. Ludność bowiem, jak wspominają kroniki bardziej słuchała się kapłanów niż prawowitych władców. Ci, którzy praktykują kult obecnie twierdzą, że należy doprowadzić do ponownego pojednania pomiędzy wilkami i ludźmi. Kult ma niby przywódców, ale są oni tak samo mityczni, jak i same wilcze bóstwa. Są to podobne ostatni przedstawiciele szlachetnej rasy vukodlaków, którzy kryją się wysoko w górach. Góry nasze, które o zgrozo noszą wilcze miano, są nie tylko wysokie, ale także niezwykle niebezpieczne. Organizowanie jakichkolwiek wypraw przeciwko mitycznym vukodlakom jest nieopłacalne i niedorzeczne.

Książę zrobił krótką przerwę, aby przepłukać gardło.
- A co do obrzędów, to jest ich wiele. Sumrak Vuk jest jednym z najważniejszych. Tego dnia bowiem wyznawcy vuków, niejako odkupują swoje grzechy wobec wilczych bogów. Blond niewiasta ma symbolizować władczynię, która uknuła spisek przeciwko vukodlakom. Zabicie jej ma ułagodzić ponoć wilczych bogów i zapewnić spokój, szczęście, dobrobyt i ochronę przed Gusta Magla. Z punktu widzenia folkloru i mityczności, przyznać muszę, że kult Vuk przedstawia się niezwykle interesująco. Z punktu widzenia nauki, a tyko taki punkt widzenia mnie interesuje, to banialuki, szkodliwy zabobon i gusła. Nic ponad to.

Halvarowi cisnęło się na usta masa kolejnych pytań, ale uprzedził go w tym Gharth, który całkowicie zmienił temat rozmowy.
- Oczywiście, że byli inni. Choć nie było ich znowu, aż tak wielu. Nie myślcie sobie, że magicznych podróżników mamy tutaj co tydzień na wieczerzy. Co to, to nie. Za mojego życia jesteście pierwszymi o których wiem na pewno. Plotek nie biorę pod uwagę. Za życia mego ojca zapisano i potwierdzono aż trzy wizyty. Niestety żadnej osobie, która przybyła do naszej krainy nie udało się nigdy wrócić. Wszyscy o których wiem dokonali swego żywota w tym świecie. Może zatem wasz przyjaciel Malcolm ma rację, że znadujemy się w jednym wielkim więzieniu. He, he, he!
Zaśmiał się rubasznie lord Giftshtov.

W tym momencie drzwi sali jadalnej otworzyły się gwałtownie z wielkim trzaskiem. Do sali wpadł przemoczony do suchej nikt żołnierz odziany w skórznię i czarny płaszcz z herbem rodu księcia. Uwadze członków drużyny nie uszedł fakt, że mężczyzna miał zakrwawione dłonie, a także niewielką ranę w okolicy skroni.
Żołnierz nie zważając na ceremoniał i obecność gości, dobiegł do lorda Niclasa i przyklęknął przed nim na jedno kolano.
- Mamy go panie - szepnął.
W ciszy jednak jaka zapadła jego głos wybrzmiał, jak bicie dzwonu.

Lord błyskawicznie zerwał się z krzesła. Otarł usta wyszywaną, białą chustą i pochylił się w stronę żołnierza. Czoła obu mężczyzn zetknęły się. Trwali oni w takiej pozycji kilka, długich sekund.

- Dziękuję ci Antymasie - rzekł Giftshtov podnosząc się i trzymając dłonie na ramionach mężczyzny.
Po czym obrócił się on w stronę swych gości i z wymuszonym uśmiechem powiedział:
- Wybaczcie mili goście, ale sprawa niecierpiąca zwłoki, zmusza mnie do przerwania tej przemiłej uczty. Wy jednak nie musicie się niczym martwić. Ucztujcie dalej, bez żadnych obaw. Zaraz każe przysłać tutaj muzykantów i kuglarzy, coby umilili wam czas. Muszę was opuścić i spotkamy się zapewne dopiero jutro. Jeszcze raz proszę o wybaczenie. Antymasie ruszamy.

Po czym nie czekając na żadne słowa komentarza, lord Niclas niemal biegiem opuścił salę jadalna.
Cisza i konsternacja wypełniły przestrzeń.

Nie minęło jednak kilka chwil i cisza została rozbita przez dźwięk tłuczonego szkła. Balkonowe okno pękło z wielkim hukiem i do środka wdarł się przenikliwy, mroźny wiatr, a wraz z nim rozbryzgujące się na tysiące drobinek, krople rzęsistego deszczu.
Wszyscy zauważyli, że po balkonowej szybie ścieka świeża krew. Półtora metra od drzwi balkonowych, leżał martwy, czarny niczym węgiel ptak.
Kruk zastygł w bezruchu z szeroko rozpostartymi skrzydłami i w tej pozycji wyglądał doprawdy groteskowo. Obraz farsy dopełniał widok tego, co ptaszysko trzymało w dziobie.

W ciepłych płomieniach, naftowych lamp mienił się ciemno, purpurowymi odblaskami, precyzyjnie oszlifowany kamień, wielkości małego jabłka.

Mimo wyjącego wiatru, cisza i konsternacja na nowo zawładnęły salą jadalną.
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!

Ostatnio edytowane przez PeeWee : 30-11-2019 o 00:15.
PeeWee jest offline