Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2019, 15:12   #141
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 13:30
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, lek. krążownik HMS “Penelope”
Warunki: ambulatorium, jasno, sucho, ciepło, bujanie fal



George (por. M.Finney)



Brytyjczyk ciężko poraniony przez to coś co go dopadło odkrył, że bycie ciężko rannym oficerem nie jest zbyt lekkie. Najpierw sprawa transportu na krążownika musiała zostać zgłoszona na mostku do niedawna niemieckiego frachtowca. Tam lampą aldisa wysłano zawiadomienie na krążownik skąd nadeszła odpowiedź, że wkrótce przyślą szalupę. Tą odpowiedź z mostka marynarz musiał przynieść do izby chorych w jakiej leżał porucznik Finney. Potem przyszedł po raz kolejny gdy obwieścił, że szalupa jest już w drodze.

O ile wcześniejszymi etapami załatwiania transportu pomiędzy pełnomorskimi jednostkami George nie musiał się kłopotać no to już do szalupy musiał wsiąść osobiście. I tutaj znów dały o sobie znać boleści świeżo odniesionych ran. Samo wstanie z łóżka nie było lekkie. Kroki na korytarzu jeszcze jak cię mogę. Korytarz był w końcu płaski. Ze schodami było gorzej. A do pokładu głównego było kilka poziomów tych schodów. Widząc jak mu idzie marynarze grzecznie zaproponowali mu nosze do pomocy.

Jeśli schody były trudne do pokonania no to sznurowa drabinka o kilkumetrowej długości okazała się istną próbą ognia. Pod tym względem mógł mówić o odpoczynku gdy nastąpił ten szalupowy etap pomiędzy jedną a drugą jednostką. Mimo, że zimna woda chlapała, zimny arktyczny wiatr wiał a poza tym bujało jak to podczas rejsu szalupą bywało. No a na końcu znów czekała kolejna mordercza drabinka…

No ale w końcu znalazł się na pokładzie krążownika który opuścił kilka godzin temu. Gdy znalazł się na mostku krążownika kapitana na nim nie było. Była przerwa obiadowa więc poszedł na obiad a jego obowiązki przejął pierwszy oficer. Okazało się, że był nim ten podejrzliwy oficer jaki kazał się wylegitymować trójce jaka przyleciała łodzią latającą.

- Wysłać wiadomość? Oczywiście, proszę ją napisać, wyślemy ją rano razem z resztą depesz. Jest pan głodny? Właśnie mamy przerwę obiadową. Może się pan do nas przyłączy? W mesie na pewno znajdzie się jeszcze jedno miejsce. - porucznik zgodził się bez większych oporów wysłać wiadomość porucznika - gościa ale widocznie potraktował sprawę rutynowo. Zapewne chodziło o zachowanie ciszy radiowej aby nie zdradzać swojej pozycji nasłuchowi radiowemu wroga. A na razie gospodarz zapraszał gościa na obiad jaki podawano w mesie.




Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 13:30
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, frachtowiec “Alster”
Warunki: ambulatorium, jasno, sucho, ciepło, bujanie fal


Noémie Faucher (kpt. D.Perry) i Birgit



Przez jakiś czas Niemka stała w ambulatorium. Razem z jakimś pół tuzinem brytyjskich marines którzy też wcześniej zostali wyproszeni z izby chorych. I to wcześniej niż ona. Ale chociaż spoglądali na nią mniej lub bardziej ukradkiem to nie angażowali się w rozmowy z nią. Może i coś mówili do siebie ale tego przez ten ciągły pisk w uszach nie słyszała. Do niej chyba nie. W każdym razie nie wyłapała tego. Chociaż jeden gestem poczęstował ją papierosem. No i to właśnie głównie robili. Czekali i palili. Ponoć jedna z najczęstyszych czynności na tej i poprzedniej wojnie. I nie wiadomo ilu wcześniej.

Ale drzwi się w końcu otworzyły i pojawiła się w nich kapitan Perry. Okazało się, że ciężko rannego porucznika trzeba odwieźć na krążownik czyli zorganizować szalupę czyli było z tym trochę biegania w jedną i drugą stronę. No i w końcu zanim lampą wysłano i odebrano wiadomość bo wydawało się, że Anglicy jak ognia unikają używania radia, zanim na krążowniku zorganizowano tą szalupę i ona przypłynęła po rannego oficera to znów było trochę chodzenia, gadania i czekania. Ale w końcu porucznika Finney’a zapakowano na szalupę chlupoczącą na stalowych falach kilka pięter w dół i można było zająć się czymś innym. Na przykład obiadem.

Okazało się, że zrobił się środek dnia czyli obiadowa pora. I skoro były na pokładzie to zostały zaproszenie na ten obiad. A w mesie frachtowca marynarze okazali się dżentelmenami dla dwóch młodych kobiet i przepuścili je bez kolejki. Szczerze mówiąc to stołówka robiła trochę smętne wrażenie. Zwłaszcza dla Birgit która przez ponad tydzień jadała tutaj posiłki. I wtedy stołówka aż trzeszczała w szwach nabita marynarzami i żołnierzami desantu. Ale nawet dla pani kapitan było widoczne, że nawet większość skromnej załogi pryzowej jaką przyciągnął obiad była w stanie zapełnić niewiele stołów. Większość świeciła pustką.

A pewnym zaskoczeniem mogło być odkrycie, że posiłki przygotowują Niemcy. Dokładniej oryginalna obsada kuchni. Dało się to poznać po mówionych półgłosem słowach jakie mówili do siebie. A ten co wydawał posiłki to chyba był bardziej zdziwiony widząc je obie niż one nim.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline