Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-11-2019, 15:12   #141
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 13:30
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, lek. krążownik HMS “Penelope”
Warunki: ambulatorium, jasno, sucho, ciepło, bujanie fal



George (por. M.Finney)



Brytyjczyk ciężko poraniony przez to coś co go dopadło odkrył, że bycie ciężko rannym oficerem nie jest zbyt lekkie. Najpierw sprawa transportu na krążownika musiała zostać zgłoszona na mostku do niedawna niemieckiego frachtowca. Tam lampą aldisa wysłano zawiadomienie na krążownik skąd nadeszła odpowiedź, że wkrótce przyślą szalupę. Tą odpowiedź z mostka marynarz musiał przynieść do izby chorych w jakiej leżał porucznik Finney. Potem przyszedł po raz kolejny gdy obwieścił, że szalupa jest już w drodze.

O ile wcześniejszymi etapami załatwiania transportu pomiędzy pełnomorskimi jednostkami George nie musiał się kłopotać no to już do szalupy musiał wsiąść osobiście. I tutaj znów dały o sobie znać boleści świeżo odniesionych ran. Samo wstanie z łóżka nie było lekkie. Kroki na korytarzu jeszcze jak cię mogę. Korytarz był w końcu płaski. Ze schodami było gorzej. A do pokładu głównego było kilka poziomów tych schodów. Widząc jak mu idzie marynarze grzecznie zaproponowali mu nosze do pomocy.

Jeśli schody były trudne do pokonania no to sznurowa drabinka o kilkumetrowej długości okazała się istną próbą ognia. Pod tym względem mógł mówić o odpoczynku gdy nastąpił ten szalupowy etap pomiędzy jedną a drugą jednostką. Mimo, że zimna woda chlapała, zimny arktyczny wiatr wiał a poza tym bujało jak to podczas rejsu szalupą bywało. No a na końcu znów czekała kolejna mordercza drabinka…

No ale w końcu znalazł się na pokładzie krążownika który opuścił kilka godzin temu. Gdy znalazł się na mostku krążownika kapitana na nim nie było. Była przerwa obiadowa więc poszedł na obiad a jego obowiązki przejął pierwszy oficer. Okazało się, że był nim ten podejrzliwy oficer jaki kazał się wylegitymować trójce jaka przyleciała łodzią latającą.

- Wysłać wiadomość? Oczywiście, proszę ją napisać, wyślemy ją rano razem z resztą depesz. Jest pan głodny? Właśnie mamy przerwę obiadową. Może się pan do nas przyłączy? W mesie na pewno znajdzie się jeszcze jedno miejsce. - porucznik zgodził się bez większych oporów wysłać wiadomość porucznika - gościa ale widocznie potraktował sprawę rutynowo. Zapewne chodziło o zachowanie ciszy radiowej aby nie zdradzać swojej pozycji nasłuchowi radiowemu wroga. A na razie gospodarz zapraszał gościa na obiad jaki podawano w mesie.




Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 13:30
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, frachtowiec “Alster”
Warunki: ambulatorium, jasno, sucho, ciepło, bujanie fal


Noémie Faucher (kpt. D.Perry) i Birgit



Przez jakiś czas Niemka stała w ambulatorium. Razem z jakimś pół tuzinem brytyjskich marines którzy też wcześniej zostali wyproszeni z izby chorych. I to wcześniej niż ona. Ale chociaż spoglądali na nią mniej lub bardziej ukradkiem to nie angażowali się w rozmowy z nią. Może i coś mówili do siebie ale tego przez ten ciągły pisk w uszach nie słyszała. Do niej chyba nie. W każdym razie nie wyłapała tego. Chociaż jeden gestem poczęstował ją papierosem. No i to właśnie głównie robili. Czekali i palili. Ponoć jedna z najczęstyszych czynności na tej i poprzedniej wojnie. I nie wiadomo ilu wcześniej.

Ale drzwi się w końcu otworzyły i pojawiła się w nich kapitan Perry. Okazało się, że ciężko rannego porucznika trzeba odwieźć na krążownik czyli zorganizować szalupę czyli było z tym trochę biegania w jedną i drugą stronę. No i w końcu zanim lampą wysłano i odebrano wiadomość bo wydawało się, że Anglicy jak ognia unikają używania radia, zanim na krążowniku zorganizowano tą szalupę i ona przypłynęła po rannego oficera to znów było trochę chodzenia, gadania i czekania. Ale w końcu porucznika Finney’a zapakowano na szalupę chlupoczącą na stalowych falach kilka pięter w dół i można było zająć się czymś innym. Na przykład obiadem.

Okazało się, że zrobił się środek dnia czyli obiadowa pora. I skoro były na pokładzie to zostały zaproszenie na ten obiad. A w mesie frachtowca marynarze okazali się dżentelmenami dla dwóch młodych kobiet i przepuścili je bez kolejki. Szczerze mówiąc to stołówka robiła trochę smętne wrażenie. Zwłaszcza dla Birgit która przez ponad tydzień jadała tutaj posiłki. I wtedy stołówka aż trzeszczała w szwach nabita marynarzami i żołnierzami desantu. Ale nawet dla pani kapitan było widoczne, że nawet większość skromnej załogi pryzowej jaką przyciągnął obiad była w stanie zapełnić niewiele stołów. Większość świeciła pustką.

A pewnym zaskoczeniem mogło być odkrycie, że posiłki przygotowują Niemcy. Dokładniej oryginalna obsada kuchni. Dało się to poznać po mówionych półgłosem słowach jakie mówili do siebie. A ten co wydawał posiłki to chyba był bardziej zdziwiony widząc je obie niż one nim.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-12-2019, 19:25   #142
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Na wieść o tym, że szalupa jest w drodze, Woods wstał z trudem z łóżka. Już wcześniej przygotował się do wyjścia. Założył z powrotem swój mundur i płaszcz. Ten ostatni by ukryć zniszczenia na koszuli i marynarce. Skinął tylko głową Noemie, po czym bez słowa udał się do wyjścia.

Marsz nie należał do łatwych zadań i to pomimo tego, że Anglik znalazł w jednej z szafek izby drewnianą laskę, którą bez wyrzutów sumienia sobie przywłaszczył. Jakby tego było mało musiał też wspiąć się po schodach, co było prawdziwą mordęgą. Starał się wykorzystywać poręcz, ale niewiele to pomagało. Marynarze zaproponowali mu pomoc w postaci noszy, ale odmówił im gestem ręki i wspinał się dalej o własnych siłach. Kilkukrotnie musiał przystawać by złapać oddech i złagodzić ból.

Wreszcie dotarł na pokład. Przejście do burty wydawało się spacerkiem w porównaniu z tym co przeżył przed chwilą, ale zaraz miał zaliczyć kolejną próbę ognia czy też może wody. Laskę włożył sobie za kołnierz i wziął się do roboty. Zejście po sznurowej drabince było prawdziwym piekłem. Brzuch nieustannie pulsował bólem, ręce trzęsły się, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Kilka razy był pewny, że zleci i rozbije sobie łeb o dno szalupy, ale jakimś cudem do tego nie doszło.

Po paru chwilach płynął w stronę brytyjskiego okrętu. Odwrócił się jeszcze w stronę niemieckiego transportowca. Poczuł w sobie smutek, być może żal. Stało się, odsunęli go od sprawy, stał się niepotrzebny. Kaleki dziadyga, nic więcej. Przez pół życia nie liczyło się dla niego nic poza służbą. Co się stanie, gdy będzie musiał z niej zrezygnować? Co tak naprawdę ma poza nią? I ile jeszcze czasu pozostało do tej chwili?

Paręnaście minut później czekało go kolejne wyzwanie, najgorsze ze wszystkich. Podróż linową drabinką, ale tym razem w górę. Poszło mu jeszcze gorzej niż wówczas, gdy razem z Faucher wspinali się na burtę Penelopy po raz pierwszy. Raz puścił nawet jeden "stopień", ale na szczęście przed upadkiem uratował się chwyceniem tego poniżej.

Serce waliło mu mocno, gdy wreszcie stanął na twardym pokładzie. Był pewien, niemal czuł, że opatrzone byle jak rany zaczęły znów obficie krwawić. Mimo to w pierwszej kolejności udał się na mostek. Tam spotkał tego bezczelnego oficera, Thompsona czy jak mu tam było. Ten oznajmił, że kapitan spożywa teraz posiłek, a zapytany obiecał, że wyślą depeszę, ale dopiero jutro rano. Woods poprosił więc by posłać jakiegoś gońca do mesy z prośbą o zostawienie dla niego talerza czegoś ciepłego, a sam kazał się prowadzić do lekarza.

Po porządnym zszyciu wszystkich ran udał się do kajuty, gdzie przebrał się w zapasowy mundur i dopiero wówczas wybrał się do mesy by coś zjeść. Pech chciał, że jedynym towarzyszącym mu przy posiłku oficerem okazał się znów Thompson, który został już zwolniony ze służby na mostku by również móc się posilić. Woods nie nawiązał z nim rozmowy. Obiad zjadł w milczeniu i wrócił do kajuty.

Tam wyjął skoroszyt i zaczął układać treść raportu dla centrali:

Cytat:
1. Odkryto, że załogę pryzową terroryzuje nieznane, prawdopodobnie zmutowane w wyniku eksperymentów, zwierzę. Zabiło jedną osobę i raniło dwie kolejne. W jego pobliżu obserwuje się gwałtowny spadek temperatury oraz zawodzą urządzenia elektryczne. Nie potwierdzono czy za te zjawiska odpowiada samo zwierzę.

2. Pochwycono niemiecką kobietę o imieniu Birgit Schrötter. Podaje się za członka grupy naukowej, która sprawowała opiekę nad tym zwierzęciem. Jej zeznania są jednak mało szczegółowe i nie ma możliwości sprawdzenia ich autentyczności. Prośba o sprawdzenie osoby o tym nazwisku. Wiek 20-25 lat, włosy ciemne, wzrost średni.

3. Istnieje podejrzenie, że na pokładzie niemieckiej jednostki działa nieodkryta wciąż grupa Niemców. Być może, wbrew zeznaniom Schrötter, są oni w stanie kontrolować zwierzę. Jej domniemanym przywódcą jest mężczyzna o nazwisku Theiss, prawdopodobnie oficer SS. Prośba o sprawdzenie tego nazwiska.

4. W wyniku działań na niemieckiej jednostce poważnie ranna została mł. agentka Lynch, rany odniósł również st. agent Woods. Oboje zostali wyłączeni z bezpośredniego udziału w operacji.
Po przeczytaniu kilkukrotnie napisanych słów Brytyjczyk zabrał się za ich kodowanie. Szyfr był naprawdę prosty i nawet dziecko mogłoby go złamać, pod warunkiem że wiedziałoby czym jest matryca. A matrycą była wybrana strona z książki Ernesta Hemingwaya "Komu bije dzwon", wydanie nowojorskie z tego roku. Woods otworzył książkę na stronie 163, której numer zapisał na początku wiadomości. Potem każdą literę swojej wiadomości musiał odnaleźć w tekście, a następnie zapisać numer wersu i jej pozycji w nim. Proste, choć czasochłonne. Woods zawsze preferował szyfry oparte na wzorach matematycznych, ale zgodził się, że takie są łatwiejsze do złamania.

Po skończonej pracy spalił oryginalny tekst, a zaszyfrowaną wiadomość schował do wewnętrznej kieszeni marynarki. Schował książkę i wyszedł z kajuty, którą zamknął na klucz. Udał się na mostek. Tam przywitał się z kapitanem, z którym zamienił kilka nic nieznaczących słów i za jego pozwoleniem usiadł gdzieś z boku. Pozostało mu czekać na wiadomości z Alstera...
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 05-12-2019, 14:51   #143
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Fragment współtworzony z MG

Birgit usiłowała zrozumieć. Nie słyszała rozmów, ale próbowała rozgryźć, co oznacza ponowna krzątanina, co zamierzają brytyjscy oficerowie i... Dlaczego? Obecność krążownika zapewne była wystarczającym gwarantem, żeby nie musieli bać się buntu schwytanych jeńców, ale... ale... przeklęci Anglicy! - zaklęła w duchu - nie rozumieli ostrzeżeń? Ktoś, komu zależałoby wyłącznie na zniszczeniu, miałby tyle swobody, że... Sama, gdyby spróbowała uciec... Gdyby miała po co... Przeklęte morze!

Pozwolili jej skorzystać z łazienki, ale gdy spojrzała w lustro nad umywalką, niemal pożałowała, że o to prosiła.
- Nur noch ein Schatten…* - szepnęła.
Skrzywiła się, ostrożnie oczyszczając policzek. Szrama na skroni pewnie zostawi bliznę i ciągle jeszcze rwała słabym bólem, jednak gorsze było wspomnienie. Coraz bardziej niepokoił też uraz słuchu. Dręczyła niepewność.
Co oni zrobią, jeśli odda im klatkę? Co zrobią z Obiektem? Jak chcą na niego polować?
Puste miejsca w mesie tylko pogorszyły przygnębiające wrażenie. Niemka wyprostowała się i próbowała nie myśleć ani o głodzie, ani jakie uwagi wymieniają po cichu marynarze, przepuszczając dwie kobiety w kolejce. Na widok znajomej twarzy kucharza stanęła jednak jak wryta. Zaskoczona obejrzała się na brytyjską kapitan, po czym z zawahaniem podała tacę do napełnienia.

- Was ist los? * - mruknęła skonsternowana. Po chwili wymownym gestem przyłożyła dłoń do ucha i nachyliła się, jakby chcąc zajrzeć do kuchni.

Kuchcik który wydawał posiłek był chyba jeszcze bardziej zdezorientowany widokiem niż stojąca po drugiej stronie lady kobieta. Wydawało się, że przez pierwszą chwilę nie rozumie co mówi rodaczka albo po prostu nie wie co odpowiedzieć. Ale coś odpowiedział. Tylko i jedna i druga nie do końca były pewne co.

Birgit była pewna, że pierwsze, krótkie słowo to było “Nichts”. Bo właśnie było charakterystyczne, krótkie i czytelne by wyczytać to z ruchu ust. A potem chyba mówił, że coś myślał, że coś właśnie z nią się stało. Belgijka miała podobnie chociaż z powodu swojej dość pobieżnej znajomości niemieckiego. Zrozumiała pytanie Niemki bo było jak z początkowych rozmówek w szkole. Z odpowiedzią marynarza który wydawał posiłki było już jej trudniej. Zrozumiała, że odpowiedział, że nic czyli, że nic się nie dzieje. A potem, że coś myślał, że Birgit coś tam. Wyłapała słówko “Crew” czyli załoga by było praktycznie identyczne z angielskim słowem o tym samym znaczeniu.

- Ich erinnere mich nicht wirklich daran, was passiert ist* - skłamała na wszelki wypadek Birgit odgarniając włosy ze strupa na skroni. Biedne chłopaki... Nawet nie wiedzieli, co biega teraz po statku i nie miała jak ich przed tym przestrzec, na pewno nie teraz. - Ich wurde am Kopf getroffen* – rozłożyła ręce.


*Nur noch ein Schatten - jak cień (w kontekście „wyglądać jak zmora”)
Was ist los? - co się tu dzieje
Ich erinnere mich nicht wirklich daran, was passiert ist. Ich wurde am Kopf getroffen - Nie bardzo pamiętam, co się stało. Oberwałam w głowę

 
Vadeanaine jest offline  
Stary 05-12-2019, 14:54   #144
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Praca zespołowa

Noemie stała tuż za Birgit, powstrzymała towarzyszącego im marynarza ruchem ręki. Sama przysłuchiwała się rozmowie dwójki Niemców.
- Zamawiasz coś? - Zaproponowała.
- Aha. - niemiecki kuchcik pokiwał głową na znak, że rozumie i chyba więcej pytań do głuchej nie miał. Powiedział coś krótko ale znów żadna z kobiet nie była pewna co dokładnie. Niemce wydawało się, że użył słowa że “miłe” czy “ładne”. I chyba, że coś o spotkaniu. Belgijka rozpoznała słówko “war” bo brzmiało jak angielska wojna. Ale chyba w niemieckim to oznaczało “był, była, było”. I chyba coś o spotkaniu. Brzmiało jakby kuchcik powiedział coś miłego albo pocieszającego widząc świeże obrażenia byłej pasażerki. Za sobą zaś Noeme wyczuła presję spojrzeń głodnych marynarzy których ta niespodziewana uprzejmość blokowała w wydawaniu posiłków bo póki Birgit rozmawiała z kuchcikiem to ten nie wydawał posiłków Noeme i reszcie czekających w kolejce. Na razie jednak szeregowi marynarze nie byli na tyle zdesperowani czy zirytowani by dać wyraz na głos swojej irytacji.
- Birgit? - Belgijka dotknęła ramienia Niemki. - Powinniśmy się pospieszyć.
- Ja. Schon - dziewczyna drgnęła i uśmiechnęła się do kucharza w ramach podziękowania. Pospieszyła się ze swoją tacą, przeklinając w duchu wybuch, który skazał ją na ciszę i domysły, i z lekkim zawahaniem usiadła przy wskazanym przez kapitan stole, plecami do kuchni. Przez dłuższą chwilę jednak posiłek skutecznie maskował rozterki Birgit. Była głodna jak wilk, nie dało się ukryć, a gorąca herbata wreszcie pozwoliła jej zapomnieć o godzinach spędzonych w nieogrzewanej ładowni. Dopiero nasyciwszy ten pierwszy głód, Niemka przemogła wątpliwości.
- Kto ich pilnuje? - chciała cicho, a wyszło niemal niesłyszalnie, bo na wszelki wypadek wymamrotała pytania nawet przykładając wierzch dłoni do gardła - Wy w ogóle sprawdziliście jeńców ze spisem załogowym? Nie możemy się spieszyć jak porucznik Finney. Zanim zaprowadzę do ładowni… do klatki, muszę mieć pomiary z korytarza. Żarówki gasły po kolei. Muszę znać odległości. Przynajmniej oszacować zasięg hybrydy… Tej ciemności. Muszę - powtórzyła z determinacją.
- Przybyłam tutaj dopiero dzisiaj by sprawdzić nietypowe zjawiska na tym statku, a nie by sprawdzać rejestr załogi. - Noemie pokręciła głową. Czuła że na zbyt wiele rzeczy brakuje jej obecnie czasu, ale nie mogła pozwolić sobie na zwłokę. Belgijka siedziała tuż obok na wypadek gdyby znów miała robić notatki i sama jadła nieco. Nie lubiła być najedzona przed walką, a ta na pewno ją czekała. Przez chwilę przyglądała się Niemce, po czym sięgnęła po jej notes leżący na stole.- Jest to do zrobienia… to to zrobimy ale nie będziemy mieli dużo czasu. Co powinniśmy sprawdzić według ciebie w spisie załogi?
Birgit najwyraźniej początkowo wzięła przeczący gest kapitan za odmowę wycieczki do korytarza. Spięła się i zacisnęła palce na łyżce, podejrzliwie próbując zrozumieć jakie pytania zadaje bez kartki Brytyjka.
- Nie pójdę - powtórzyła cicho, z uporem. - Może zawsze go słychać, a może i to nie. Jak Konstrukt jest blisko, to już jest za późno. Mówiłam wam. Pierwsza jest ciemność, potem słabość. Przebiegł obok, kiedy się schowałam, może dlatego, że był inny ruch. Tamten człowiek... Jak zmierzycie, będzie wiadomo, czy latarka może sięgnąć dalej niż żarówki, czy trzeba byłoby szperacz.
Noemie westchnęła i niechętnie dopisała zdanie, mówiąc przy okazji na głos.
- Nie masz wyboru i daruj mi skuwanie ciebie i prowadzenie na muszce, dobrze? - Belgijka dopiła herbatę i rozejrzała się po messie. - Będzie ci w takim stanie ciężko uciekać.
- Gdzie?
- Niemka rzuciła ponure spojrzenie znad notesu. Westchnęła i wzruszyła ramionami:
- Przed Konstruktem i tak będzie trudno uciec - mruknęła i odpisała zabierając się za następny kęs obiadu. Jeśli mieliby ją zabić, przynajmniej nie będzie się męczyć trwającym od dwóch dni zimnem i głodem
“A załoga… Nie wiem. Za mało danych” - postukała palcami wolnej ręki w stół, nieco nerwowo “Co, jeśli Theiss się z nimi kontaktuje? Sukinsyn też musi jeść.”
“Wystarczy że ma dostęp do magazynu z jedzeniem” Noemie zrobiła notatkę i podsunęła notes do Niemki. Po chwili uznała, że czas kończyć tą przerwę.
“Ruszajmy się. Najpierw korytarz. Potem prowadzisz do klatki.”
 
Aiko jest offline  
Stary 06-12-2019, 17:51   #145
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37 - 1940.IV.12; pt; południe; Lofoty

Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 14:30
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, lek. krążownik HMS “Penelope”
Warunki: ambulatorium, jasno, sucho, ciepło, bujanie fal



George (por. M.Finney)



George miał okazję pozwiedzać sobie lekki krążownik. To niby była najlżejsza z ciężkich kategorii okrętów ale i tak było się tutaj gdzie gubić. Stalowa szarość zdominowała barwą wystrój tego okrętu wojennego. Na początku “porucznik Finney” znalazł się w ambulatorium. Przypominało to z niemieckiego frachtowca. Tylko było większe i było więcej sprzętu. No i przede wszystkim miało swojego rezydenta. Porucznik - lekarz o nazwisku Hobbs nie był już młodzikiem. Ale właśnie on, z pomocą jakiegoś sanitariusza oglądał, przeczyszczał, zszywał a potem bandażował rany oficera jaki był gościem na jego rodzimej jednostce.

- Co to było? Wygląda jak atak jakiegoś zwierzęcia. I co za partacz opatrywał te rany? - nie młody już lekarz nie mógł się nadziwić gdy oglądał te rany i opatrunki Georga. Na szczęście w ambulatorium były środki przeciwbólowe więc lekarz zaaplikował je pacjentowi podczas zabiegu więc ten mógł sufitować gdy lekarz dziergał jego tors. Niezbyt mógł się ruszyć i był dziwnie spokojny, pewnie od tej częściowej narkozy no ale przynajmniej słyszał co lekarz i sanitariusz ze sobą mówią. Chociaż dla laika brzmiało to jak podejrzany bełkot. Albo żargon kogoś o całkiem innej od niego specjalizacji. “Podaj szczypce.”, “Przetnij.”, “Sączek”, “Zaszyj to.”, “Przytrzymaj to.”. Nie brzmiało to zbyt przyjemnie ale jakoś nie szło się tym przejmować.

Ale dzięki temu, że nie dostał całkowitej narkozy to po skończonym zszywaniu mógł wstać o własnych siłach i nawet nie czuł, żeby go coś bolało. Chociaż lekarz ostrzegł go, że może odczuwać przez jakiś czas zawroty głowy i odrętwienie póki anestetyk całkiem z niego nie wywietrzeje. A gdyby nie czuł się zbyt dobrze to zawsze mógł go odwiedzić ponownie.

Więc zwiedził sobie ambulatorium. No i mesę gdzie wydawano i spożywano posiłki. Tam mógł skorzystać z tradycyjnej angielskiej kuchni. I mimo, że nawet przy spokojnym stanie morza wszystko się trochę kołysało no to pod względem menu kuchnia nie ustępowała jakiemuś przeciętnemu pensjonatowi, szkole czy koszarom. Hobbs zalecił mu na wszelki wypadek w najbliższym czasie oszczędzać swoje jelita które nieco ucierpiały w wyniku ataku stwora i spożywać lekkostrawne posiłki. Najlepiej zupy. Przynajmniej póki rany się nie zagoją.

No i znów znalazł się na mostku. Tym razem był już tutaj dowódca okrętu czyli kapitan Bishop. Mostek zaś był całkiem przyjemnym miejscem tak tylko do zwiedzania. Umieszczony na szczycie nadbudówki na śródokręciu był z niego elegancki widok na dziób okrętu, na dwie dwulufowe wieże ulokowane właśnie na dziobie a także całą okolicę, zwłaszcza właśnie od frontu okrętu. A widać było też te kilka staktów jakie kotwiczyły w tej cichej i spokojnej zatoczce pośród gór. Fiord był w gruncie rzeczy zajętą przez morze doliną więc po obu stronach wznosiły się wzgórza porośnięte gęstym lasem. Ponure, stalowoszare chmury wisiały nisko. Bardzo nisko. Wydawało się jakby ich sklepienie opierało się na szczytach tych wzgórz. Co jednak mocno ograniczało widok bo poza ową zatoką w jakiej cumowali widać było tylko kawałek fiordu. Powinno to jednak utrudnić wykrycie tych alianckich jednostem przez jakiegoś wścibskiego U-Boota bowiem nie tylko musiałby “zajrzeć” do fiordu ale wpłynąć do niego i odkryć zatokę i to improwizowane kotwicowisko. A przy wejściu do tej zatoczki nieustannie patrolował jakiś niszczyciel który właśnie wypatrywał swoim ASDIC-iem takich podwdonych szpiegów.

Więc atmosfera porządku, harmonii z typową wojskową organizacją była całkiem przyjemna do obserwacji. Uspokajała, że wszyscy tutaj są profesjonalistami, świetnie wyszkolonymi, znają się na rzeczy i są właściwymi ludźmi na właściwym miejscu.

Dlatego gdy na mostek nadszedł meldunek który wszystkich zelektryzował to było jak chluśnięcie wiadrem zimnej wody. - Na oku słychać warkot samolotów! Latają gdzieś nad chmurami! - meldunek momentalnie pobudził całą obsadę mostka.

- Obserwować i meldować. Nie wiadomo czyje to samoloty. - kapitan nie stracił zimnej krwi i wydał stosowne polecenia. Może i nad chmurami coś latało ale w świecie pod chmurami nic z tego latania nie było widać.

- Panie poruczniku, czy spodziewa się pan jakichś gości od was drogą lotniczą? - dowódca okrętu zapytał z typowym angielskim spokojem a nawet flegmą swojego gościa. Pewnie skoro grupka gości przyleciała łodzią latającą to mógł przypuszczać, że znów ma ktoś czy coś do nich przylecieć. Chociaż “ich” Sutherland wciąż kołysał się na stalowych falach zatoki. Słysząc, że żadnych gości się nie spodziewają głos zabrał porucznik Thompson.

- Panie kapitanie, sugeruję na wszelki wypadek ogłosić alarm przeciwlotniczy. - grzecznie zasugerował kapitanowi. Ten zastanowił się przez chwilę po czym skinął głową na znak zgody.

- Dobrze, proszę tak zrobić. Ale zabraniam otwierać ognia bez identyfikacji celu. To może być ktoś od nas. A nawet jak nie to przez chmury widzą pewnie tyle samo co my. Więc może polecą gdzieś dalej. I proszę przekazać te polecenia na inne jednostki. - kapitan wydał rozkazy które jego pierwszy oficer niezwłocznie wprowadził w życie. Zaczął od przekazania rozkazu o alarmie przeciwlotniczym na własnym okręcie a następnie posłał gońca do Aldisa aby przekazał rozkazy na inne jednostki.




Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 14:30
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, frachtowiec “Alster”
Warunki: ambulatorium, jasno, sucho, ciepło, bujanie fal



Noémie Faucher (kpt. D.Perry) i Birgit



Posiłek okazał się mieć równie zbawienny wpływ jak ciepło ogrzanych pomieszczeń. Przyjemnie ciepło rozgrzewało od wewnątrz i ogrzewało od zewnątrz. Aż się nie chciało opuszczać tego przyjemnego przybytku ciepła i wracać w ponure, stalowe korytarze w trzewiach frachtowca. Nawet nie licząć, że gdzieś tam się pałętało innowymiarowe coś.

No ale trzeba było. Więc znów cała grupka pod wodzą kapitan Perry opuściła mesę i ruszyła już w miarę sobie znaną trasą. Kilka poziomów w dół, korytarzami i schodami w których na pewno nie było tak jasno jakby się ze względu na poczucie bezpieczeństwa chciało. W końcu ten główny korytarz jaki biegł wzdłuż osi statku. Kolejne zamknięte drzwi które otwierali Royal Marines bosmana Robinsona. I z każdymi kolejnymi, gdy zbliżali się do tego miejsca gdzie Schweinhund dorwał swoją pierwszą ofiarę atmosfera robiła się coraz bardziej napięta. Wydawło się jakby zbliżali się do strefy walk i z każdym krokiem rosły szanse na strzał zza węgła czy inny podstępny atak. Te naprzemienne plamy światła i ciemności, liczne strefy półmroków w których coś zdawało się poruszać gdy się patrzyło na nie kątem oka drażniły zmysły i szarpały nerwy. Zwłaszcza, że teraz już chyba wszyscy uwierzyli, że coś tutaj lata samopas i roszarpuje ludzi.

Krwawe ślady na podłodze zostały już przez kogoś zmyte. Chociaż dość bylejak bo widać było smugi czegoś czerwonego na tej podłodze od ruchów szczotki z nawiniętą na nią szmatą. A ściany zostały wyczyszczone dość symbolicznie więc rozpryski krwi nieszczęsnego marynarza który padł ofiarą tego konstruktu wciąż były widoczne. A dalej była ta wnęka i schody jakie poszedł sprawdzić George. Tam marines i dwóch marynarzy z załogi pryzowej nie miało ochoty się zapuszczać. Marines wycelowali karabiny z nałożonymi bagnetami w te schody jakby byli gotowi zastrzelić lub zadźgać cokolwiek by stamtąd wyskoczyło. Zaś reszta miała okazję zająć się pomiarami na jakie tak nalegała Niemka.

W korytarzu były trzy, sufitowe lampy, rozmieszczone względnie równomiernie. Sam korytarz miał ze 20 m długości więc lampy musiały być co jakieś 8 - 9 metrów biorąc pod uwagę, że te skrajne były umieszczone dość blisko drzwi. To dawało górny zasięg strefy zakłóceń jakie wytwarzał konstrukt. Birgit pamiętała, że nie gasły wszystkie jednocześnie tylko po kolei. Szybko. Ale po kolei. A szybkość była kolejnym atutem stwora. Jasne było, że na dłuższym dystansie nawet mistrz olimpijski nie miał z nim żadnych szans. Stwór był szybki jak to czworonogi miały w zwyczaju. Jak biegnący chart czy inny pies. Tylko taki co nigdy nie dostanie zadyszki więc może biec i biec i biec za swoją ofiarą.

Po tych pomiarach korytarza przyszła kolej na odwiedzenie klatki jaka powinna być na jednej z ciężarówek w ładowni. Znów cała grupka zaczęła gęsiego albo parami przemieszczać się stalowymi korytarzami wiejącymi chłodem. Znaleźli się znów na galeryjce i drabinie jaka prowadziła na dół, do trzewi pogrążonej w mroku ładowni. Tej samej którą zaraz po przebudzeniu Birgit z takim mozołem pokonywała. Mężczyźni jacy im towarzyszyli popatrzyli z niechęcią na te zarysy kanciastych kształtów plandek i kabin ciężarówek. Poświecili latarkami na dół dość losowo oświetlając tą czy inną ciężarówkę ale w ładowni te świetlne promienie wydawały się rachityczne i wątłe jakby pochłaniała je ta ciemność.

Dlatego pewnie alarm jaki nagle zawył przez jakieś głośniki zaskoczył wszystkich. Tak bardzo, że jednemu z marines który właśnie oświetlał latarką ładownię to stracił nad nią panowanie i poszybowała ona w dół aż gruchnęła o podłogę ładowni i zgasła. Jej właściciel zaklął krótko.

Nawet Birgit która co prawda dalej nic nie słyszała ale dojrzała nagły chaos i poruszenie w całej grupce. Anglicy albo rozglądali się nerwowo jakby szukali zagrożenia albo coś mówili. Jeden z tych dwóch zwykłych marynarzy coś mówił szybko do tej brytyjskiej pani kapitan. Ale oczywiście nie miała pojęcia co. Za to pani kapitan miała całkiem dobre pojęcie.

- Pani kapitan! To alarm przeciwlotniczy! Musimy lecieć, znaczy zająć nasze stanowiska! - McDowell zameldował się pani oficer i dało się odczuć adrenalinę i pośpiech jaka od niego biła.

- Bo my jesteśmy z maszynowni! Musimy uruchomić tą szwabską landarę aby mogła robić jakieś uniki! - dodał szybko Dickens na co McDowell pokiwał twierdząco głową. Tylko ludzie bosmana Robinsona, cała uzbrojona siódemka wydawała się nie być przypisana do żadnego stanowiska podczas alarmu przeciwlotniczego więc nie musiała się nigdzie śpieszyć. No ale na miejscu dowodziła pani kapitan więc wszyscy czekali na jej decyzje.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 08-12-2019, 13:01   #146
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Dwie rzeczy świadczyły o tym w jak bardzo żałosnej sytuacji się aktualnie znajdował. Pierwszą z nich była drewniana laska, z którą nie mógł się teraz rozstawać. Co prawda byłby w stanie zrobić bez niej parę kroków, powiedzmy z fotela do łazienki, ale nie był pewny czy dałby radę wrócić z powrotem.

Drugą, o wiele gorszą, oznaką jego nieprzydatności był fakt, że nie miał niczego lepszego do roboty niż siedzieć na tym cholernie niewygodnym krześle na mostku i czekać na jakąkolwiek wiadomość z niemieckiej łajby. I to też nie po to by jakoś zareagować. Nie! Tylko po to by przekazać ją dalej, do centrali. Stał się przeklętą skrzynką kontaktową! Gorzej niż w Piotrogrodzie.

Dobrze przynajmniej, że kapitan Bishop nie zdradzał zainteresowania tym co się dzieje na Alsterze. Z jednej strony było to intrygujące, bo przecież dowódca Penelopy nie mógł dostać pełnego meldunku o sytuacji za pomocą alfabetu morse'a, bo pewnie przesyłaliby tą wiadomość do tej pory. Chyba że Abbott wysłał pisemną wiadomość wraz z jedną z szalup. Z drugiej strony fakt, że kapitan nie zawracał Woodsowi głowy był jako takim pocieszeniem.

Nagle na mostku nastąpiła konsternacja. Samoloty! Pytanie czyje? Sojusznicze czy niemieckie? Chmury zasłaniały widok, ale jednocześnie mogły być dla załóg okrętów wybawieniem. Chyba że to Stukasy, Woods doskonale pamiętał do czego były zdolne.

* * * * *

George Woods, korespondent The Daily Telegraph, wygrzebał się z przydrożnego rowu, w którym spędził ostatni kwadrans. Wciąż było słychać jednostajne buczenie, choć z każdą chwilą cichnące. Na niebie kilka czarnych krzyży oddalało się szybko.

Anglik spojrzał na drogę. Nawet nie asfaltową. Była to zwykła droga gruntowa, jakich w tym kraju pełno, ale teraz była jedną z wielu arterii, którymi ludność próbowała wydostać się ze strefy przyfrontowej. Ale robiła to na darmo, front był od niej szybszy, a niemieckie samoloty jeszcze szybsze. Co więcej te ostatnie uwzięły się na ludność, prawdopodobnie próbując wywołać na tyłach wroga panikę, a jednocześnie zapchać drogi uchodźcami i utrudniać w ten sposób ruch wojskom przeciwnika. Udawało im się to perfekcyjnie.

Woods rozejrzał się wokół. Kilka lejów rozorało drogę. Wciąż się z nich dymiło. Wokół leżały pokrwawione ciała i szczątki ludzie. Jakaś ręka, noga, głowa z twarzą zamarłą w wyrazie przerażenia. Niektórzy żyli jeszcze. Jakaś kobieta leżała nieprzytomna na środku, a z jej kikuta lał się potężny strumień czerwonej posoki, na którym można było zaobserwować powoli zamierające tętno. Gdzieś dalej leżał chłopiec, którego położyły karabinowe kule. Dostał dwa postrzały w pierś i trzeci w głowę. W sumie naliczyć można było jakieś dwadzieścia trupów. A przecież ludzie byli już nauczeni. Wojna trwała dwa tygodnie, na sam dźwięk silników drogi momentalnie pustoszały, a mimo to tylu ludzi ginęło.

Znalazł Rejewskiego, który starał się opatrywać jakiegoś staruszka, który dostał w prawe udo. Ten Polak działał mu na nerwy. Dawno by go zostawił, ale potrzebował tłumacza.

- Are you coming? - spytał zniecierpliwiony.

- Już, już - tamten odpowiedział po swojemu, nawet nie zwracając uwagi, że Woods nic z tego nie rozumiał.

* * * * *

Na okręcie ogłoszono alarm przeciwlotniczy. Na galeriach gęsto zrobiło się od obserwatorów. Woods do nich dołączył, w ręku trzymając pożyczoną, za zgodą kapitana, lornetkę.

- Kierunek? - spytał najbliżej stojącego marynarza.

Tamten omiótł tylko ręką wycinek widnokręgu, z którego prawdopodobnie nadlatywały samoloty.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 09-12-2019, 10:45   #147
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Ruszajcie. - Noemi pozwoliła marynarzom się oddalić. Nic by nie wyszło z ich poszukiwań gdyby statek zatonął. A może to właśnie był sposób, na pozbycie się tego stworzenia? Tylko potrzebowała materiałów. Musiała się dowiedzieć co też wymyślili Niemcy. Od tego mogły zależeć losy wojny. Ważne że udało się przekonać George by wrócił na Penelope.

Belgijka odprowadziła marynarzy wzrokiem i spojrzała na bossmana i jego ludzi.
- My idziemy dalej. - Powiedziała wskazując drabinkę. - Załatwmy to szybko i zabierajmy się stąd.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-12-2019, 11:35   #148
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Birgit, która początkowo na widok poruszenia w grupie żołnierzy nerwowo rozejrzała się wokoło i aż zacisnęła rękę na poręczy, w następnej chwili mogła wydawać się najspokojniejsza z nich wszystkich.
Najprostszą kalkulacją przytrzymała w ryzach strach, myśląc iż jeśli coś dzieje się w innej części statku, to maleją szanse, że zagrożenie przyczaiło się właśnie w ładowni. O ile, oczywiście, Anglikom wciąż chodziło o Konstrukt...

Nie słyszała słów, ale gest kapitan nie pozostawił wątpliwości, że faktycznie sygnał brzmi "idź", lub "idziemy". Niemka nie spieszyła się schodzić po drabinie pierwsza, lecz kiwneła głową.

- Zehn Meter – powiedziała głośno, przypominając margines pomiarów i poprawiając się prawie natychmiast, na wszelki wypadek – Dziesięć metrów. Światła latarek... Może pojazdów... Ostrzegą, gdyby podchodził.
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 11-12-2019, 02:47   #149
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 38 - 1940.IV.12; pt; południe; Lofoty

Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 14:40
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, lek. krążownik HMS “Penelope”
Warunki: galeryjka mostka, jasno, wilgotno, chłodno, lekki wiatr, bujanie fal



George (por. M.Finney)



Na zewnątrz było zdecydowanie mniej przyjemnie niż wewnątrz. Morski, wilgotny chłód arktycznego powietrza dawał się we znaki. Zwłaszcza, że chłodzący efekt był wzmacniany przez lekki wiatr który w letnie, angielskie południe miałby pewnie przyjemnie chłodzący efekt. Ale tu i teraz… właściwie też dawał chłodzący efekt. Chociaż to akurat nie było w obecnej sytuacji zbyt przyjemnym czynnikiem.

Ale pogoda miała też szerszy aspekt w tej sytuacji. Na przykład ten niski pułap szaroburych chmur. Ten pułap utrudniał dojrzenie czegokolwiek co było powyżej. Na przykład samolotów. Podobnie jako zasłona dla wzorku działały okoliczne wzgórza. Dla pieszego było to pewnie dobry kawałek marszu gdyby tak chciał pokonać je w górę czy w dół. Ale dla samolotu to było tylko na jedno śmignięcie. Efekt z perspektywy obserwatora położonego na pokładzie któregoś z alianckich statków, że byli w wielkiej niecce którego dno stanowiły wody zatoczki a do tego ta niecka była przykryta przykrywką chmur tak ponurych jak otaczające te wody góry. Woda zresztą też wyglądała ponuro i odpychająco.

Ale atutem tego miejsca było to, że było ono zakotwiczone nigdzie. Wśród tych wszystkich norweskich fiordów trzeba było wręcz przypadkiem nadziać się na tą zagubioną wśród nich zatoczkę. Od strony morza trzeba by wiedzieć w jaką odnogę fiordu należy wpłynąć i, że tam na jednej jego odnodze jest ta zatoczka. Podobnie rozpoznanie lotnicze musiałoby się mierzyć z tysiącami fiordów i zatoczek aby akurat natrafić na tą jedną gdzie są alianckie statki. A taka przykrywka chmur jaka obecnie przykrywała tą okolica powinna utrudnić odnalezienie czegokolwiek. Dlatego wydawało się, że są spore szanse na to, że samoloty nie przedrą się przez te wiszące chmury i polecą dalej. A przypadkowość tego miejsca mogło sugerować, że trzeba by mieć adres aby tutaj trafić. Więc może to jakieś alianckie samoloty które krążą nad chmurami nie będąc pewnym czy są tu gdzie trzeba bo te fiordy w swojej chmarze wydawały się wszystkie do siebie podobne na pierwszy rzut oka.

Ale minuty mijały a te silniki lotnicze krążyły gdzieś ponad chmurami. Kilka razy zdawało się, że odlatują, cichną i oddalają się ale niedługo potem wracały. Jakby znały mniej więcej okolicę ale przez te chmury nie były się w stanie zorientować co jest co. Napięta i niejasna sytuacja przedłużała się. Marynarze siedzieli na krzesłkach przeciwlotniczych Boforsów albo stali z przygotowanymi zasobnikami amunicji. Wszyscy w hełmach i kamizelkach ratunkowych. Inni obsadzali różne miejsca na nadbudówkach, też z lornetkami aby próbować wypatrzyć o co chodzi z tymi samolotami.

Pierwsze dwa samoloty dały się dostrzec tuż pod chmurami. Leciały z północnego krańca fiordu. Wyłoniły się za zbocza pobliskiej góry i wydawało się, że lecą prosto na południe. Wydawały się całkiem czarne, dwusilnikowe i jednoogonowe. Przez lornetkę dało się rozpoznać swastyki namalowane na ogonie. Przez lornetkę pewnie nie tylko George mógł rozpoznać bardzo znajome kształty Heinkli. Takie same jakie pamiętał z kampani w Polsce. Sądząc po reakcji marynarzy na pokładzie też je dostrzegli.





Przeciwlotnicze, poczwórnie sprzężone, wkm-y* Vickersa, zaczęły obracać się w kierunku przeciwnika. Nakierowywać lufy gdy w tym czasie dwa niemieckie bombowce zaczęły wykonywać podniebny wiraż aby skierować się z fiordu w kierunku zatoczki z zakotwiczonymi jednostkami aliantów. Pierwszy otworzył ogień niszczyciel który był najbliżej szerokiego wyjścia z zatoczki. Jego wkm-y zaczęły odmierzać miarowy rytm a na ciemnym tle lasów wzgórz i szarości chmur widać było pojedyncze jasne kreski jakie szybowały w kierunku pary samolotów. Zdążyły też huknąć podwójne sprzężone działa z tylnej wieżyczki przeciwlotniczej krążownika. Na niebie wykwitły dwa obłoczki ale za daleko bo eksplodowały za samolotami które wchodziły właśnie w wiraż by nadlecieć nad zatoczkę.

Ale było ich więcej! Kolejne dwa też wyskoczyły zza wzgórza. Tylko, że od południa. I leciały nisko, tuż nad wodą zaskakując tą część baterii przeciwlotniczych które już obrały za cel pierwszą parę Heinkli. Teraz wszystkie baterie krążownika i niszczycieli musiały rozdzielić swoje cele. A było tak mało czasu! Nowoczesny samolot pokonywał jakieś 2 kilometry jakie dzieliły środek fiordu od środka zatoczki gdzie zakotwiczył lekki krążownik w niecałe pół minuty. Ledwo dwa bombowce dały się zauważyć, ledwo wzięto je na cel i otworzono ogień a już zrzucały swój śmiertelny ładunek na alianckie jednostki. George widział jak samoloty z czarnymi krzyżami przelatują wcale nie tak wysoko ponad masztami Royal Navy. O wiele niżej niż latały w Polsce. A te dwa co leciały tuż nad wodą to zdawało się, że tylko śmignęły na wysokości nadbudówek krązownika albo niewiele wyżej. Zawyły przez moment ich motory ścigane przez grzechot broni maszynowej.

Ale od bombowców spadły złowrogie, ciemne kształty. Szybowały w dół trafiając w taflę wody i moment później wzbiły się fontanny wody razem z nieco wytłumionym hukiem eksplodujących bomb. Z rufy krążownika rozległy się krzyki i dziwny, głośny, głuchy, metaliczny dźwięk jakby wygięła się jakaś blacha. Jedna z bomb spadła blisko burty nieruchomej “Penelopy”. Na tyle blisko, że ponad 150-metrowym stalowym, szarym cielskiem wstrząsnęło a George i marynarz który spadł obok niego musieli mocniej się złapać relingu by nie stracić równowagi.

A walka powietrzno - morska trwała dalej. Pierwsza fala nalotu skończyła się gdy cztery maszyny znów nabierały wysokości już nad lądem. Scigały je głuche tąpnięcia średnich dział i miarowe dudnienie Vickersów. Cała zatoka zmieniła się w chaos. Te kilka widocznych jednostek próbowało się ruszyć z miejsca aby stanowić trudniejszy cel. Ale realne możliwości ruchu miał tylko dozorujący wejście zatoki niszczyciel. Statki i okręty to nie były osobówki więc zanim ruszyły z mozołem swoje stalowe cielska musiały upłynąć cenne chwile. Dla szybkości ataku lotniczego wydawało się to wieczne.

A zaraz nastąpiła druga fala ataku. Niemieccy lotnicy zaatakowali ponownie. Jeszcze zanim pierwsza czwórka zdołała już nad lądem zniknąć w chmurach albo za wzgórzami. Dwie pary Heinkli tym razem nadleciały od strony lądu z przeciwnych kierunków. Wieże średniej artylerii i gniazda karabinów maszynowych próbowały ustawić się aby odeprzeć kolejną falę ataku. Ale na tak krótkich odległościach liczonych w setkach metrów dla samolotów i broni przeciwlotniczej to były prawie odległości kontaktowe. I ledwo się dostrzegło samolot a już był nad okrętem i zrzucał na niego bomby. Albo na największy w zatoce frachtowiec.

Chroniący się za balustradą George miał jednak wrażenie, że marynarz który stał obok niego nie zwrócił uwagi na drobny detal tuż z przed ataku. Zanim jeszcze pojawiła się pierwsza para Heinkli. Może dlatego, że w tamtym momencie przeszukiwali przeciwne sektory. Miał właściwie fart, że akurat przepatrywał fragment nieba nad “Alsterem” w tym momencie. Bo chwilę wcześniej lub później pewnie nic by nie dostrzegł. A tak wydało mu się, że coś oderwało się gdzieś z okolic rufy frachtowca i poszybowało w górę aż zniknęło w tych nisko położonych chmurach. To coś sunęło za sobą słabo widoczną w tych szarościach smugę a chwilę potem ten fragment nieba rozbłysł żółtym kolorem. Jakby wybuchła tam jakaś raca.


---



*wkm - wielkokalibrowy karabin maszynowy, w polskiej nomenklaturze z okresu wojny i przed, nazywany był nkm - najcięższy karabin maszynowy. Chodzi o broń maszynową w kalibrach ok. pół cala (.50 czyli ok 12,7 mm). Tego typu broń często używano do niszczenia względnie lekko opancerzonego sprzętu jak ciężarówki, lżej opancerzone pojazdy czy samoloty właśnie.




Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 14:40
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, frachtowiec “Alster”
Warunki: ambulatorium, jasno, sucho, ciepło, bujanie fal



Noémie Faucher (kpt. D.Perry) i Birgit



No to dwaj marynarze tylko zasalutowali oficer a potem rzucili się biegiem do stalowych drzwi i po chwili zamknęły się one za nimi. A pozostali zostali w tej mrocznej ładowni. Bosman Robinson wiedząc już czego oczekuje po nim oficer dowodząca sprawnie wydał rozkazy.

Marines po kolei schodzili po drabinie na dół. Gdy schodził pierwszy reszta stała na galeryjce świecąc w dół latarkami i trzymając karabiny z nałożonymi bagnetami aby go osłaniać. W końcu ten kto schodził po drabinie był właściwie bezbronny. Ale pierwszy z nich stanął na dnie łądowni i od razu zsunął karabin z ramienia i wycelował go w ciemność. Potem zaczął schodzić jego kolega i kolejny. Aż wreszcie na dole znalazła się cała szóstka szturmowców, razem z bosmanem. Ten zostawił dwóch ludzi na galeryjce tak na wszelki wypadek. Więc przyszła kolej na obie kobiety aby dołączyły do piątki mężczyzn którzy już byli na dole.

Birgit miała porównanie do tego jak całkiem niedawno używała właśnie tej drabiny. Tylko w przeciwnym kierunku. Wtedy czuła się słaba i wyziębiona. Istniało ryzyko, że nie da rady. Teraz było lepiej. Na górze zdołała się najeść i ogrzać. Więc schodziło się łatwiej. No ale teraz słyszała głównie ten irytujący świst w uszach który zagłuszał wszystkie inne dźwięki. Nawet po tej scenie na galeryjce musiała zgadywać co się dzieje bo nie słyszała. Wyglądało na to, że pani kapitan odesłała tych dwóch zwykłych marynarzy gdy ci do niej podbiegli i coś tłumaczyli krótko ale z przejęciem. A potem gdzieś pobiegli. No i zostały same z ósemką marines. Teraz musiała właśnie zejść ona i pani kapitan. A już na dole musiała zaprowadzić Brytyjczyków do tej ciężarówki. Jednej z wielu w tej ładowni. Ale ta chociaż zwyczajna jak wszystkie co tu były kryła w sobie nietypowy ładunek.





Z przewodniczką zrobiło się nawet dość łatwe odnalezienie właściwej cieżarówki. Inaczej trzeba by sprawdzać każdą po kolei. A w tej ładowni stały w dwóch rzędach i chyba było ich ze dwadzieścia albo jakoś podobnie. Ale gdy Birgit ich zaprowadziła pod właścią ciężarówkę, klapę i plandekę marines wycelowali w nią karabiny i otoczyli ją ze wszystkich stron. Nawet jeden z tych żołnierzy co został na galeryjce wycelował światło latarki z góry na tą podjerzaną cieżarówkę. Zrobiło się dość groźnie. Napięcie rosło jakby spod plandeki nagle miało wypaść nie wiadomo co.

Jeden z marines podważył bagnetem płachtę plandeki a drugi zajrzał do środka świecąc latarką. - Tu coś jest panie bosmanie! - zameldował po chwili oglądania ten z latarką.

- Co takiego? - bosman chyba był zirytowany tak mało precyzyjnym meldunkiem. Nawet jak już byli na miejscu i zajrzeli do środka to nadal nie było nic wiadomo.

- No nie wiem co to jest. - marynarz z latarką wzruszył ramionai i nawet odwrócił głowę aby spojrzeć na podoficera i także miną potwierdzić, że nie ma pojęcia na co patrzy.

- Podnieście plandekę i opuśćcie klapę! - rozkazał bosman i marynarze szybko rzucili się wykonać polecenie. Dwóch stanęło na schodkach i odrzuciło płachtę na dach plandeki. A po chwili gmerania opuścili klapę więc dostęp zrobił się łatwiejszy. Ci dwaj “odźwierni” stanęli na brzegach tej klapy i oświetlali latarkami wnętrze. Dla reszty został właściwie zderzak albo maska sąsiedniego Opla bo ciężarówki stały prawie zderzak w zderzak. Więc po opuszczeniu klapy dało się swobodnie patrzeć do środka tylko z boku albo właśnie korzystając frontu sąsiedniej ciężarówki.

Marynarze przyglądali się temu czemuś widocznemu w świetle latarek. To coś wyglądało jak pudło. Albo klatka. Wielkości niezbyt dużej szafy. Tylko położonej na płask bo była dłuższa niż wyższa. Do tego mocowana do burt ciężarówki aby zachowała stabilność. No i to tyle co wiązało wygląd tego czegoś z szafą, pudłem czy klatką.

Na krawędziach widać było jakieś fikuśne wzory. Które wydawały się mienić jakby odbijały światło. Przez co wydawały się jakby miały jakąś poświatę. Chociaż nie jarzyło się to jak normalna świeca czy żarówka. Tylko jakoś tak… Samo z siebie… Żadnej żarówki nie było widać. Birgit wiedziała, że to nie złudzenie ani efekt odbicia światła latarek. Tylko to były niestandardowe efekty gdy cząstki immaterium reagowały z materią tego uniwersum. Podobnie jak to ledwo wyczuwalne buczenie. Wibrowanie. Jakiego właściwie nie było słychać. W końcu akurat ona nie słyszała teraz właściwie niczego. A jednak gdzieś w żołądku czuła te wibracje jakby stała tuż przy jakimś transflormatorze czy czymś podobnym.

- Ja tego nie dotknę. - mruknął jeden z marynarzy którzy stali na krawędzi klapy. Chyba miało to być jako żart. Ale też pewnie nie tylko. Właściwie chyba większość z nich miała dość, mocno niewyraźne miny i jakoś żaden nie kwapił się aby podejść do tego czegoś.

- Zróbcie miejsce dla pani kapitan. - rozkazał słowem i gestem bosman. Marynarze całkiem chętnie rozstąpili się aby zrobić miejsce dla dwóch kobiet. Marynarz na klapie cofnął się i założył karabin na ramię aby zrobić miejsce dla dwójki kobiet i może pomóc im wejść na górę. Ale nie zdążył. Bo z góry doszedł ich odgłos szczękających drzwi i zaraz na górze zaczęło się jakieś zamieszanie. Wydawało się, że jeden z marines co zostali na galeryjce rozmawia z jakimś innym marynarzem. I to dość nerwowo.

- Co tam się dzieje?! - krzyknął do nich zirytowany podoficer bo z tej odległosci słychać było głosy ale nie słowa.

- Panie bosmanie! Bo on mówi, że jest z maszynowni i przyleciał po Dickensa i McDowella! No to mu mówię, że oni już tam polecieli! - marines odkrzyknął w dół ładowni wskazując gestem na jakiegoś innego marynarza.

- No może się rozminęliśmy! To jak pobiegli to pewnie już tam są! - odkrzyknął na dół ten co pewnie właśnie przybiegł na galeryjkę.

- Cicho! Słyszycie? - jeden z marynarzy nagle syknął uciszając wszystkich.

- Bomby… - szepnął na głos drugi z nich bo teraz gdy nikt nie rozmawiał to dało się słyszeć. Odgłosy eksplozji. Chyba niezbyt blisko. Ale jednak eksplozję.

- No to złapali nas z łapą w nocniku… - mruknął trzeci z nich i nerwowym ruchem sięgnął pod kieszeń płaszcza z którego wyjął paczkę papierosów. I zaraz ją opuścił bo następna eksplozja była już bez problemu słyszalna i wstrząsnęła całym frachtowcem. Niektórzy zdołali się złapać czegoś by nie upaść inni pospadali na podłogę ładowni. Stal zatrzeszczała pod naporem tej siły, pasy, liny i łańcuchy przytrzymujące ładunek podobnie. Ludzie odruchowo krzyknęli z tego wszystkiego. Najbardziej ten co się odsunął aby zrobić miejsce dla pani kapitan bo nie mając się czego złapać spadł najpierw na maskę sąsiedniej ciężarówki a potem na podłogę. Wszystko jeszcze trzeszczało gdy ludzie poczuli jak podłoga zwiększa swój przechył a wszystko co tylko się da zaczyna się turlać albo zsuwać po tej podłodze. Ale przechył w końcu zastopował i w majestatycznym tempie zaczął wracać do względnego pionu. Chociaż fale wywołane eksplozją wstrząsnęły nawet tak sporym frachtowcem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-12-2019, 21:33   #150
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
I tak oto Woods po raz drugi w życiu znalazł się na linii frontu. I znów w większości były to walki w postaci ataku sił powietrznych. I znów, co w tej sytuacji go irytowało najbardziej, znalazł się po stronie bombardowanych.

Pocieszał się tym, że nie było tak źle jak za pierwszym razem. Wtedy fale samolotów przecinały niebo, zrzucając na prawie bezbronne miasto tony pocisków. Teraz zaledwie parę samolotów próbowało posłać na dno kilka okrętów. Okręty mogły się co prawda bronić, ale jak na razie ich załogi nie zrobiły na agencie specjalnego wrażenia i nie zanotowały żadnych sukcesów w walce z wrogiem. Na szczęście wróg również nie mógł się tym pochwalić.

Najgorsze w tej sytuacji było owo dno. W Warszawie Niemcy walili po wszystkim, nie celowali w nic konkretnego, chyba że w szpitale. Nawet 25 września, w dniu który Woods zapamięta do końca swych dni, kiedy samoloty przysłoniły niebo, kiedy niemieccy lotnicy latali tak nisko, że zdawać by się mogło, że zahaczą o dachy domów, kiedy całe miasto płonęło pożogą, a jego mieszkańcy z właściwym sobie humorem nazwali potem ten dzień Lanym Poniedziałkiem, zajmując miejsce w schronie śmierć zdawała się jakby odleglejsza niż teraz. Jasne, w każdej chwili jakaś bomba mogła przebić się przez sufit i eksplodować pośród zgromadzonych, ale w sumie była na to niewielka szansa. Nawet gdyby zawalił się dom pod którym znajdował się schron można było z tego wyjść cało. A teraz? Jeden celny zrzut i tysiące ton stali ląduje na dnie zatoki, a ich załoga, w tym Woods, razem z nimi. Nie była to krzepiąca myśl.

W każdym razie Brytyjczyk starał się skupić na bardziej praktycznym podejściu do sprawy niż rozmyślania o śmierci. Nawet taki dyletant jak on zdał sobie szybko sprawę, że ten atak nie może być dziełem przypadku. Nawet jeśli obserwatorzy z niemieckich maszyn jakimś sposobem pomiędzy chmurami dostrzegli brytyjskie okręty, to przecież mało prawdopodobne, że w pobliżu akurat przelatywały inne zespoły, które momentalnie wsparłyby atakujących. A przecież szwaby nadlatywały ze wszystkich stron. To było zaplanowane i skoordynowane działanie.

Ale jak w takim wypadku ich znaleźli? Raczej trudno mówić o obserwatorze z lądu. Gdyby front był blisko, powinni dostać odpowiedni meldunek i wówczas wyszliby z fiordu na pełne morze. Zawsze można wziąć pod uwagę możliwość o pojedynczym niemieckim szpiegu, ale co by taki robił w takim mało interesującym miejscu? A może jakiś przepływający U-boot? Czy to możliwe, że pomimo osłony wejścia do zatoki, jakiś dał radę wpłynąć do niej? Po tym jak w październiku niemiecki okręt wpłynął do Scapa Flow i ośmieszył brytyjską flotę, zatapiając pancernik Royal Owk, Woodsa taka ewentualność by nie zdziwiła.

Ale nawet jeśli była to prawda, on nie mógł nic na to poradzić. I gdy tak rozmyślał dostrzegł coś na rufie Alstera. Czy to to co mu się wydawało? Czy to możliwe? Jak najbardziej. Statek był słabo przeszukany, patroli w zasadzie na nim nie było, Schrötter znalazł przecież dopiero on. Od dawna podejrzewał, że na okręcie działa jakaś grupa dywersyjna i teraz miał na to dowód. Było jednak o wiele gorzej niż zakładał. Jeśli zdołali wezwać Luftwaffe, znaczy że mieli dostęp do radia.

Woods rzucił się do drzwi. Od progu krzyknął do dowodzącego Penelopą:

- Kapitanie, proszę nawiązać kontakt radiowy z Alsterem! Mają na rufie dywersanta, który naprowadza samoloty za pomocą rakietnicy! Szybko, może uda się go złapać!
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172