- Ćwirek! Znalazłeś pięciowymiarową niestabilność transwymiarową powyżej pięćdziesięciu kagernaków?
- Pio, pio-pio! - Zapiszczało stworzenie wielkości orzecha włoskiego, lecz całe ze złotego metalu, włącznie ze złotymi ptasimi skrzydłami i długim ogonem z pędzelkiem na końcu. - Pio!!
- No dobra... - Krasnolud pociągnął nosem. - czas się zbierać.
Chwilę póżniej niewielka eksplozja rozniosła się echem po mrocznej puszczy a tuzin głodnych paszcz ze zdziwieniem zauważył, że powietrze stało się agresywne i kasa ich nosy, gardła i oczy. Chwilę po eksplozji po puszczy rozniosło się wściekłe wycie, lecz Lorkhan ani myślał cieszyć się z nieszczęścia swych prześladowców, zabrał co jego i ruszył ile sił w nogach w stronę którą wskazywał mu Ćwirek.
***
Do uszu awanturników dotarł przytłumiony dźwięk eksplozji, a po chwili ujadanie jakiego jeszcze do tej pory nie słyszeli w życiu. Coś niewątpliwie dało się worgom we znaki i nie na żarty je rozwścieczyło, a co najgorsze dźwięk ten rozległ się z okolic z których i oni przybyli.
Gotowi na odparcie zagrożenia wpatrywali się w kierunek skąd dochodziło wycie, lecz im oczom ukazał się widok jakiego najmniej się mogli w tym momencie spodziewać. Przez las biegła niewysoka, brodata postać z ogromnym plecakiem w całości wykonanym z drewna i metalowych prętów, gdzie niegdzie z plecaka wzbijały się w niebo kłeby pary. Przed brodaczem zaś leciała złota kulka ze skrzydłami. Będąc jakie pięćdziesiąt metrów przed awanturnikami, brodacz wyskoczył w powietrze, złapał w dłoń kulkę i pociągnał wajchę na plecaku.
Jasne białe światło na moment wszystkich oślepiło a kiedy odzyskali wzrok po brodaczu nie było śladu, za to pozostały głodne, i rozsierdzione worgi, którym własnie uciekła kolacja.