Dni na pokładzie barki, którą przemieszczali się na miejsce akcji mijały powoli. Czarny Templariusz dzielił czas na medytacje, treningi i ślęczenie nad domniemanym holograficznym układem budynków w sztabie Tau. Dowódca powierzył mu opracowanie taktyki ataku. Obrona okrężna po wyjściu z kapsuły, szybkie przemieszczenia wykonywane żabimi skokami, wzajemne krycie, poruszanie się po kompleksie wojskowych budynków, pokonywanie skrzyżowań, wciąganie czołgów w zasadzki, zawsze agresywnie do przodu. Ciągle do celu. Trzeba też było opracować kilka wariantów ataku na generała, biorąc pod uwagę, że będzie miał plecak skokowy. Kill Team miał skomponować, zaaranżować i wykonać symfonię zatytułowaną śmierć.
-
Bracie Apolinie, wydaje mi się, że generał Tau jest wystarczająco niebezpiecznym przeciwnikiem nawet jeżeli mamy go zabić. Przy próbie wzięcia go żywcem w jednym kawalku, albo chociaż w trzech, dochodzą dodatkowe komplikacje. Będziemy musieli uważać, żeby nie stała mu się krzywda, co zmniejsza naszą skuteczność bojową. Sugeruję trzymać się pierwotnego planu i zabić Puretide'a.
Medytację przerwało głośne stukanie do drzwi. Vermer powoli podniósł się z posadzki i otworzył. –
Przyszliśmy asystować w rytualnym przywdziewaniu pancerza, panie– powiedział młody, na oko dwudziestokilkuletni mężczyzna, za którym stało jeszcze dwóch serwitorów i kapłan. –
Uspokoimy ducha zbroi i nastroimy go pozytywnie przed nadchodzącą akcją.
-No to powodzenia – Vermer uśmiechnął się współczująco do chłopaka.
Wyszli pół godziny później. Spoceni, zmęczeni, z rozbieganymi oczami i palcami popalonymi od wyładowań pancerza. -
Dziękuję, to była świetna robota! - zagrzmiał Vermer przez szczeliny w hełmie -
Dam znać, jak będę jeszcze potrzebował pomocy - dodał. Asystenci wyraźnie przyspieszyli kroku. Czarny Templariusz wzruszył ramionami, wziął swój sprzęt i udał się na miejsce zbiórki.