Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2019, 00:50   #32
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Przygotowania do zrzutu były na ukończeniu. A Żelazne Dłonie ojca Gdolkina przygotowały się wyśmienicie. Stratedzy Klanu Vurgaan wiedzieli, że ich pierwszym celem podczas pobytu w Jericho będą właśnie Tau. Tak wynikało ze wstępnych umów z dowództwem krzyżowców. Mieli "odwiedzić" główne planety Frontu Szaropiekła i przeprowadzić ograniczone, punktowe akcje przełamujące. Po drodze mieli także współpracować z Deathwatch - to była już inna umowa, znacznie starsza. Podczas swych lotów mieli podejmować, zrzucać i przerzucać killteams operujące w rejonie.

Pierwsze było Veren i Killteam Yaegar.

Wprawdzie była to Żelaznych Dłoni pierwsza bitwa w Jericho oraz u większośći z nich pierwsza bitwa z Tau, to przygotowali się jak już wspomniano znamienicie. Nie szczędzili sił i środków. Przygotowali najlepszą cybernetykę i wyśrubowane pancerze oraz uzbrojenie osobiste. Doprowadzali je do perfekcji od dawna, ostatnie kilka dni to były szlify. Wszystkie drop-pods które miały pójść w pierwszej fali zostały dopancerzone, dozbrojone i zmodyfikowane. U podstawy lądującej umieszczono jednorazowe ładunki działające na zasadzie gwardyjskich i "cywilnych" auto-wyrzutni, acz wykraczających kilka klas poza normalną skalę. Załadowane były wzmocnionymi ładunkami burzącymi (wg archaicznej nomenklatury HE, High-Explosive) z zapalnikami kontaktowymi, o paliwie pozwalającym im na hiper-prędkość. Miały zostać odpalone w ostatnim procencie lotu, w ułamku sekund waląc w glebę pod miejscem lądowania. Miało to wprowadzić więcej zamieszania, zapewnić krótkotrwałą osłonę wizualną z tumanów pyłu ziemnego i zmasakrować przeciwników. Mogło też nieco nadkruszyć ziemię, pozwalając wbić się w nią kapsule nieco głębiej, zwiększając stabilność. Drzwi kapsuł miały otworzyć się gwałtownie na zasadzie puszczonej sprężyny, powodując u wroga efekt szoku oraz - być może - gniotąc pechowców pod sobą (jeśli ktokolwiek przetrwałby tak blisko miejsca uderzenia kapsuły). Każda kapsuła była wyposażona w zautomatyzowaną wieżyczkę z dobrze wyszkolonym Duchem Maszyny kontrolującym jeden z trzech rodzajów uzbrojenia: stormbolter do ognia zaporowego, kryjącego; ciężki bolter do precyzyjniejszej kasacji piechoty na średnich i dalszych dystansach; wreszcie las-działko dostosowane do niszczenia pojazdów. Każda z tych broni była wyposażona w przewidywacze ruchów lub celowniki laserowe sprzężone ze strzeleckim Duchem Maszyny. Ponadto, zbrojmistrzowie Vurgaanów dorzucili dodatkowe, jednorazowe silniki manewrujące doczepiane od boków, a także warstwy pancerza ablatywnego. Zwiększona waga minimalnie skracała czas lotu, natomiast dodatkowa siła manewrująca pozwalała na korektę lotu... i pieprznięcie dokładnie w środek drużyn przeciwnika. Żelazny Deszcz miał zostać równie mocno wyśrubowany, wyliczony i doprowadzony do perfekcji, jak każdy inny element machiny wojennej Żelaznych Dłoni.

Do tak bezpośredniego uderzenia na prawdopodobnie najlepszego dowódcę Tau w historii ich rasy nie mogło być lepszych Astartes i lepszego sprzętu. Gdolkin i jego bracia nie byli głupi, nie byli aroganccy i nie byli konwencjonalni. Słynące ze swojego metodycznego podejścia i mroźnej kalkulacji, nie dawali wrogom żadnych szans jeszcze zanim bitwa się rozpoczęła. Żelazny Ojciec był pewien swoich wyliczeń. Miał zamiar skonfrontować swój wzór na wojnę z praktyką. Obliczyć go własnoręcznie. Dlatego leciał w pierwszej fali, dozbroiwszy się niczym cybernetyczny avatar gniewu Omnissiaha. Mistrzowski pancerz rzemieślniczy z Duchami Maszyn do obsługi rozszerzonego panelu dowodzenia. Dodatkowe opancerzenie dla swej i tak przecież chronionej bioniki. Serworamię pozostawił, w zamian za to wpinając sobie wzmocniony mechadendryt strzelecki z pistoletem plazmowym, na lewym ramieniu zaś montując sprzężony ze wzrokiem interfejs oręża MIU, podpinając do niego kompaktowy, precyzyjny karabin bolterowy typu Stalker. Na prawym ramieniu trzymać miał lasdziałko na dodatkowym stelażu stabilizującym, a na bliskie spotkania przymocował zmodyfikowany pistolet bolterowy do prawego karwasza, wpinając go w mechanizmy pancerza.

Żelazne Dłonie absolutnie nie szczędziły także środków na specjalną kapsułę wynajętą Deathwatch, malując na niej także symbolikę tegoż supra-zakonu. Był to rozszerzony drop-pod na sześciu marines z pełnym rynsztunkiem i miejscem na dodatkowy sprzęt. Podobnie jak inne był wyposażony w ładunki burzące, silniki manewrowe, pancerz ablatywny oraz ducha-strażnika z bronią ciężką - w tym przypadku działkiem laserowym, który miał priorytetyzować cele pancerne.

W ostatnim momencie nastąpiła korekta planu po otrzymaniu transmisji z planety. Nie było żadnego sztabu, żadnych bunkrów. Puretide'a i jego drużynę dowodzenia (same skafandry bojowe typu Crisis) zidentyfikowano w samym sercu walk, na linii frontu. A raczej linii masakry, bo jego siły przełamały właśnie ariergardę i przerabiały na Cargo 200.

Żelazny Ojciec uznał, że to doskonały moment by zwalić się xenosom na łeb. Dosłownie.

Wkrótce potem zajęli miejsca w kapsułach. Drzwi zamknięte. Hermetyzacja. Wsunięcie w tuby zrzutowe. I zrzut.

Telepało, strasznie trzęsło. Jak zawsze zresztą. W kapsule panował mrok, oświetlany tylko przez czerwone lampki. Ogłuszający ryk, kiedy weszli w atmosferę. Subtelne, acz nieco wykręcające kości targnięcia - silniki manewrowe. Mniejsze huki, nieregularne. Ostrzał przeciwlotniczy. Wiedzieli, że nadlatują. W ostatnim momencie. Nic im to nie pomoże.

Zabić Xenos. Ukarać Zdrajców.

Potężne uderzenie, aż braciom z Killteamu Yaegar pociemniało na chwilę w oczach. Trzask puszczających rusztowań i pasów bezpieczeństwa. Mrugające żółte lampki zamiast czerwonych. Brak tego cholernego ryku... tylko odgłosy, jakie słyszeli już setkę razy. Odgłosy samego serca boju. Huki eksplozji, ryki bolterów, wizg laserów, buczenie plazmy. War! Sublime war!

Zielone światełka. W mgnieniu oka ciężkie, pancerne drzwi opadają. Dźwięki rozróby docierają z pełną mocą, wytłumiane przez nauszniki hełmów, pracujące nad odwróceniem kontrastu. Powyżej ich duch strażniczy już pracował, z sykiem i elektrycznym bzyczeniem wypluwający z siebie grube, białe strumienie fotonów. Przed nimi tęga ściana kurzu z detonacji i lądowania. Nic, czego nie mogły pokonać auto-zmysły ich hełmów, już identyfikujące sylwetki przeciwników. Tau i ludzi. Zabrali broń i wyszli, obierając pierwsze cele.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=lcAHkbD8cxE[/MEDIA]

Ich kapsuła uderzyła tuż obok przemieszczającego się plutonu ludzkich harcowników. Autozmysły błyskawicznie analizowały szczątki i ocalałych. Fragmentaryczne pancerze Flak, dostosowany kamuflaż klasyczny + ghillie, las-karabinki, czernione noże, granaty błyskowo-fotonowe i dymno-dipolowe. Prawie wybici przez salwę ładunków i lądowanie. Resztki zbierały się do kupy, nawet byli szybcy. Kilku ostrzelało wielkie sylwetki czarno-srebrno zbrojnych marines. Bezskutecznie, ich broń była niedostosowana do celu.

Kilka szybkich boltów i ruchów. Wybici.

Zajęli pozycje przy osłonach - skałach i hałdach ziemi. Żelazne Dłonie wylądowały podobnie, i to w perfekcyjnych miejscach. Dwie pozycje snajperskie - ludzie z karabinami Long Las i przepatrywacze tau z karabinami elektromagnetycznymi. Jedna pozycja harcowników - tym razem tau, też przepatrywacze, zbrojni w karabnki pulsacyjne. Żelazny Ojciec i jeszcze jedna sekcja uderzyły prosto w zgrupowania ludzkiej piechoty przeznaczonej do walki w zwarciu (normalnie powinny to robić krooty... to oznaczało, że ich tu nie było) - laspistolety, mono-miecze i noże bojowe, pistolety pulsacyjne. Oni wszyscy nie mieli szans.

Byli likwidowani bez słowa, bez okrzyków, z metodyczną, morderczą i profesjonalną precyzją.

Ku zagrożonemu dowództwu ściągały posiłki. Drużyna "klasycznych" Wojowników Ognia, dwa plutony Gue'vesa z las-karabinami i bronią pulsacyjną. Nieco dalej autozmysły lokalizowały ludzką drużynę dowodzenia. Inna pozycja - trzy pojazdy pancerne. Niektórzy unieśli brew. Kołowy transporter opancerzony STeG 4, dwa czołgi AT73 Reaver i AT80 Brigand. Skanery na razie nie zlokalizowały Puretide'a i Crisisów. Za to Żelazne Dłonie miały pełne ręce roboty - siedem kolejnych plutonów Gue'vesa i trzy Wojowników Ognia.

Do tej pory nikt nic nie mówił, bo i po co. Wszyscy wiedzieli, co robić.

Wróg miał zostać zneutralizowany.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline