Mieszczka westchnęła na widok kobiety.
- Jakie śliczne - wyrwało je się jakby bezwiednie. Potem obrzuciła wzrokiem otaczających ją przebierańców. Ale nie zrobiła żadnego kroku.
- Śledzić też się nie da - jej głos wyrażał rozczarowanie.
- Tylu ludzi chce mnie zabić lub porwać, że straciłam już rachubę. Teraz potrzebuję sojuszników - zamilkła na chwilę wpatrując się w oczy kobiety.
- A czy poprowadzę was w pułapkę? Czy nie chcieliście sami tam iść? To bardzo niebezpieczne miejsce. Dla was bardzo obce, dla mnie mniej. I masz rację. Spodziewałabym się tam pułapek. A tutaj wszystko ma uszy. Oczy zapewne też - potem zmarszczyła nos.
- Dlatego każ im stanąć jak zwyczajnym ludziom. Sama tu przyszłam, a powalicie mnie jednym machnięciem… ręką. Bezbronną mieszczkę. Tylko co z tego wam przyjdzie w tym mieście? Jestem nikim.
Kobieta popatrzyła na swoich towarzyszy.
- Dobrze. Mam na imię Nadia. Prowadź panno Nikt.
Krąg rozstąpił się dając możliwość wyjścia młodej dziewczynie.
Dziewczyna przez chwilę patrzyła przed siebie, a potem rozejrzała się uważnie.
- Na razie jest chyba bezpiecznie - i skinęła ręką na Nadię ruszając w kierunku katedry.
- Wokół katedry może unosić się mgła - wyszeptała do niej - w niej… w jakiś sposób pojawia się dziwna istota na koźlich nogach, a korpusie człowieka. Szczury zdają się w tym mieście obserwować wszystkich… a Inkwizycja… z tymi będzie najłatwiej, bo gdziekolwiek idą robią mnóstwo hałasu…
- W zasadzie to po co idziecie do katedry i czego chcieliście od Inkwizytorów?
Nadia spojrzała podejrzliwie na dziewczynę.
- Niczego nie chcemy od Inkwizycji. Oni nie chcieli naszej pomocy. Zresztą… co oni mogą. Pesna, słyszałaś. Zajmij się szczurami.
Jedna z kobiet, której wcześniej Francisca nie odnotowała teraz ściągnęła kaptur i wyszczerzyła zęby w drapieżnym uśmiechu. Sknięła głową i ruszyła w jedną z bocznych uliczek.
Mieszczka cichutko parsknęła śmiechem.
- Nie lekceważyłbym ich. Są… nieobliczalni. Dlaczego więc zawieźliście zwłoki tego potwora do miasta? I po co idziemy do katedry? Potem ty pytasz. Może coś wiem.
- To truchło ma pokazać ludziom, jak mroczne moce przybyły na nasze ziemie. Ma otworzyć oczy tym inkwizytorom. I innym. A katedrę chcemy zobaczyć. Śmierdzi Żmijem na kilometr. A ty? Skąd wiesz o szczurach? I o stworze na koźlich nogach?
Kobieta zatrzymała się na chwilę i odwróciła twarz w stronę rudowłosej Nadii. Zdawała się przez chwilę patrzeć tylko na jej włosy. Jej oczy były szeroko otwarte.
- Nikt mi nie wierzy. Zło, które nadciąga jest większe niż to co ludziom się wydaje. Inkwizycja chyba nie ma o tym pojęcia. Zajmuje się wampirami i innymi istotami, ale o tym co nadchodzi wie niewiele. Czy Żmij to ten koźlonogi? Jeśli wokół katedry jest mgła to ktoś tam wtedy jest. Ale nie wiem kto. Sama chciałabym się dowiedzieć więcej - i ruszyła dalej.
- Czasem wiem, że ktoś na mnie obserwuje. To dar… tak sobie myślę. O stworze o koźlich nogach powiedział mi czarownik, który... przypominał ptaka. Nie lubi tego koźlonogiego. Niestety, niewiele z tego rozumiem… a czas się chyba kończy. Tak czuję.
Prowokacja opłaciła się. Nadja niemal rzuciła się na mieszczankę po wzmiance o czarowniku.
- Ptasznik? Znasz go? Gdzie jest?
W kobietę zdało się wstąpić jakieś zwierzę. Było to tak istotne, że kwestia Żmija została całkowicie pominięta w reakcji rudowłosej.
Mieszczka ponownie się zatrzymała tym razem wyraźnie zaniepokojona.
- To dwa kolejne pytania. Spotkałam się z nim. Nie wiem gdzie jest. Jeśli go znasz to wiesz, że to on potrafi znajdować ludzi… i inne istoty. Jeśli chcesz wiedzieć więcej chciałabym usłyszeć kilka rzeczy od Ciebie. Może będę wam mogła pomóc bardziej niż myśleliśmy dotychczas - wyszeptała.
Dach katedry pojawił się już miedzy zabudowaniami. Kolejni towarzysze Nadii mijali ich, tymczasem rudowłosa przystaneła.
- Ma rodzina była w posiadaniu tych ziem dawno temu. Jednak nas wypędzono. Zrobiły to sługi Żmija. Żmij jest pradawnym złem. Stworzonym przez Czarnoboga, żeby zniszczyć wszystko. A ludzie… ludzie łatwo dają się omotać Żmijowi. On zmienia ich w złe istoty. Jak Ptasznik, czy to co nazywasz Koźlonogiem. Przybywamy, żeby uwolnić świat od tych potworów.
Ludzie Nadii już zniknęli za rogiem. Od katedry dzieliło ich ledwie kilkaset metrów.
- Sami dacie mu radę? To musi być potężna istota - mieszczka zadrżała.
- Jak chcecie go pokonać? Jak mogę wam pomóc? To nasz wspólny wróg… Biskup… on może być pod jego wpływem - kobieta wypowiadała słowa pospiesznie.
I wtedy zza rogu dobiegła wrzawa. Dziewczyna bez wątpienia usłyszała głos jednego z Czerwonych Braci. Wschodni akcent sugerował, że to Reznow krzyczy po łacinie:
- Ani kroku dalej diabli pomiocie!
Nadia zadarła głowę i szybko wciągnęła powietrze.
- Myślę, że stąd już dojdziemy. Czas wracać do łóżka panno Nikt.