Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2019, 09:51   #276
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Magia poddała się tańcowi tawaif, wichry wibrowały i wirowały wraz z jej pląsami, aż łącząca je magia uległa rozproszeniu. Drugą ścianą wiatru zajął się sam Faelsenor i łucznicy mogli zacząć ostrzeliwać uwięzionego stwora. Cel były unieruchomiony, elfi łucznicy doświadczeni. Nic więc dziwnego, że już pierwsza salwa uczyniła z krabodaemona gigantyczną poduszeczkę na igły. Do tego Jarvis podrzucił kolejny granat raniąc bestię, co ją tylko dodatkowo rozsierdziło, ale niewiele mogła zrobić tocząc bój z olbrzymim żywiołakiem ziemi, którego pięści dotkliwie obijały mu facjatę. Wydawał z siebie wściekłe piski bezradności, bo choć mógłby pozbawić potwora rozumu, to nic by to mu nie dało. Nawet tępe stworzenia rozumieją pojęcie lojalności wobec swoich i wrogości wobec obcych, a młócka pięściami nie wymaga wszak geniuszu. Diablę używało ognistego oddechu, by ogniem wykańczać wrogi im rój. Przywołany elf zwany przez czarownika Azatą korzystał z łuku. Wojownik z falchionem, także dysponował małym refleksyjnym łukiem, ale… strzelał kiepsko i nie trafił ani razu. Sam elfi druid spuścił kolejną błyskawicę zupełnie nieskutecznie. Sztuczka przywoływacza tymczasowo pozbawiła stwora odporności na ciosy, ale nie na czary i magiczny piorun odbił się niegroźnie od daemona. Niemniej masowy łomot spełnił swoje zadanie. Potwór chwiałby się już od ran, gdyby nie to, że uwięzione w skale odnóża nie pozwalały mu się poruszyć na boki.

Pozbawiona łuku bardka, postanowiła zagrzewać towarzyszy do boju, śpiewając w swoim języku wyjątkowo wpadającą w ucho pieśń, dzięki której strzelcy mogli zsynchronizować swoje ruchy i stać się bardziej efektywni.
Jarvis cofnął się strzelając z pistoletu i przedłużając swój niszczycielski efekt. Strzały wbijały się jedna po drugiej. Daemon stracił już dwoje oczu… choć jeszcze parę mu zostało. Potężne pięści żywiołaka uderzały z siłą kafarów. A choć ciało elementala było mocno już nadkruszone to, musiał się mierzyć jedynie ze szczypcami wrogami. Strzała za strzałą wbijała się w potwora… a śpiewająca bardka przyglądając się temu bojowi, przypomniała sobie widok z rodzinnych stron. Z ogrodu, gdy patrzyła jak czarny skorpion podszedł za blisko gniazda piaskowych mrówek. Też został tak otoczony i choć walcząc zaciekle rozerwał kilkanaście z nich to ostatecznie uległ przygnieciony przewagą liczebną. Unieruchomiony i rozczłonkowany.
Takoż i ten stwór padł w końcu martwy. A kolejne… nie wychodziły już z biblioteki.

“Co się zobaczy… to się już nie odzobaczy…” westchnęła ponuro Deewani zdruzgotana zaistniałą walką. “Starcze… czy nie mógłbyś… wykasować nam tych wspomnień? Chyba nie udźwignę ciężaru tak żałosnego spotkania…”
“Ty to taka sroga w gębie tylko jesteś… a jak tylko kapeć zdejmę to od razu chować łeb w ramionach” skwitowała kwaśno babka. “Miałaś wiele okazji, by się popisać sztuką wojenną… Szkoda tylko, że wychowałam cię na kurwę a nie na wojownika.”
Maska zadrżała z wściekłości, bo kto jak kto, ale ta stara lampucera powinna w końcu już sczeznąć, bo ludzie tyle nie żyją! Słówkiem jednak nie pisnęła, bo wizja złotego kapcia, odbijającego się płaskim obcasem na jej czole, była zbyt bliska realizacji.
“Czy to koniec? Czy tooo konieeec? Jahahahak doooobrzeeee!!!” Nimfetka wybuchła płaczem ulgi i szczęścia, w końcu czując się na tyle bezpiecznie, by opuścić gardę.
Kamalasundari milczała pogrążona w myślach. Głód nie ustępował. Był niczym ból głowy nasilający się od światła lub zapachów. Kobieta dobrze wiedziała skąd on pochodził i postanowiła przyjąć tę karę z pełną świadomością.
Ferragus też wiedział i uśmiechał się szeroko z sadystyczną wręcz radością. Starzec był zadowolony nie tyle z samego cierpienia tancerki, co jego powodu. Dlatego też łaskawie zwrócił się do Deewani.
~ Nie można oczekiwać po zdziczałych elfach dostarczenia nam dobrej rozrywki. To mięczaki. Mimo to, było całkiem… zabawnie. Następnym razem poszukamy sobie wroga godnego mojego wkładu w bój.
“Wcale nie było” burknęła chłopczyca, zadowolona z obietnicy, więc nie drążyła dalej tematu.

- Czy ktoś potrzebuje leczenia? - Dholianka odezwała się na głos, mając siłę na jeszcze jeden czar leczenia.
Podobną ofertę szybko złożył i druid, tak więc oboje zabrali się za leczenie. Fealsenor młodzieńca z falchionem, a kurtyzana białowłosą elfkę.
- Nie wydaje wam się, że kogoś brakuje? - zapytała nagle Sharima pociągając łyka z piersiówki i podając ją diablęciu, który się zakrztusił uświadamiając sobie kto znikł. Ano… “sponsor” wraz z jego ochroną. I tratwą na której przypłynęli.
- A obyś się udławił rogata fajtłapo - mruknęła pod nosem poirytowana Chaaya, przewracając teatralnie oczami. Laboni miała rację, że faceci nie potrafili zaplanować nawet najprostszej rzeczy.
- Lucynka była w odwodzie. Teraz jej nie ma, więc pewnie za tratwą popłynęła. Wróci jak się zatrzymają na noc - odparł łagodnym tonem druid. - Znajdziemy ich.
- Nie mają przewodnika, więc pewnie wkrótce się zgubią. Kto jest za tym, by dać im posmakować samotnej nocy na bagnach? - spytał Axamander unosząc rękę w górę.
- Jak dla mnie, możemy ich tak nawet zostawić. Ich zniknięcie nie zaważy na losie naszej cywilizacji - stwierdziła bardka, unosząc rękę w górę.
~ Za to ułatwi podkradnięcie księgi ~ usłużnie zasugerował Ferragus, chcąc wynagrodzić Deewani jej zawód.
- Jestem za… niech posmakują uroków nocy na bagnach i zagrożeń z nią związanych - dodała Sharima. Jarvis i druid również unieśli dłonie w górę nie dodając nic więcej, bo i po co.

~ Jak się czujesz? ~ Tancerka spojrzała w kierunku ukochanego.
~ Dobrze. Zużyłem nieco zasobów, które ciężko będzie uzupełnić, ale ty żyjesz i jesteś cała i zdrowa. I ja żyję… więc jestem zadowolony. No i cały ~ odpał magik uśmiechając się, podczas gdy diablę z Fealsenorem zabrali się za dowodzenie najemnymi pomocnikami Graksusa, którzy zabrali się za usuwanie szybko rozkładających się zwłok daemonów. Elfy zaczęły zbierać się do odejścia, a ich przywódca podszedł do Sharimy, przywoływacza i Chaai i skłonił się mówiąc.
- Dziękuję za pomoc w imieniu mojego ludu. Bez niej mogłoby to się zakończyć bardziej krwawo.
Kurtyzana odruchowo skinęła głową, przykładając prawą dłoń do serca. Nie mając zaplecza w postaci półelfa, który służył jako łącznik, ograniczyła się jedynie do gestów rezygnując z mowy.
~ Myślisz, że wyjdzie coś jeszcze z tej ściany czy… mogę się oddalić? ~ spytała telepatycznie narzeczonego.
~ Myślę, że tej nocy już nic nie wyjdzie z tej ściany. I przez następne kilka nocy też ~ odparł jej mężczyzna, podczas gdy elf kontynuował.
- Mój lud potrafi być wdzięczny za pomoc. I dowody tej wdzięczności pojawią się rano. A teraz musimy was pożegnać.
Tancerka skłoniła się ponownie i rzekła cicho - Pokój z tobą szanowny Tharivolu z rodu Yrinjakis, gałęzi Ilmarinena, oraz z całym twoim ludem. - Po czym sama oddaliła się do diablika, by klepnąć go w ramię.
- Oddalam się, nie szukaj mnie, nie ma mnie, nie stać cię na moje usługi… - odparła zawadiacko przyglądając się polu walki jak i samemu rozmówcy. - Masz mi oddać tą miksturę - dodała złośliwie puszczając do niego oko. Cóż… Axamander lepiej by wyszedł na układzie z diabłem niż z psotliwą złotoskórą.
- Eeem… mogę zwymiotować - odparł diablik i westchnął ciężko. - Dobra dobra. Odkupię ci ten eliksir. Choć może nie powinienem… bo będziesz miała powód, żeby do mnie częściej przychodzić.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, uznając taki argument za zabawny. Nie miała jednak ochoty na dyskusję, więc tylko machnęła rączką i ruszyła w kierunku lasu.
Jarvis nie powstrzymywał jej, sam udając się w kierunku biblioteki, z nabitym pistoletem w dłoni, choć trzymanym luźno. Dzielna pyraustra podfrunęła do tawaif po walce, by znów pilnować zdobycznych ksiąg… skoro zagrożenie już minęło.
~ Uważaj na siebie Kamalo ~ pożegnał ją ukochany, zaś Ferragus zaczął podchody pod Umrao.
~ To musi być frustrujące, gdy ciało nie może skorzystać z przyjemności obcowania z innym.
Niestety jeno echo i parsknięcie babki mu odpowiedziało.
~ A ty pilnuj rogacza, by mnie nie podejrzał w kąpieli ~ odparła Chaaya, zarzucając przynętę na ulubioną rybkę.

Tancerka szła i szła i szła, przedzierając się przez gąszcz tutejszej dżungli. Po ciemaku wpadła nogą w błoto i podrapała udo o cierniokrzew. W końcu nie wytrzymała i wypiła miksturę widzenia w ciemności, dzięki czemu uniknęła wpadnięcia do dołu po powalonym drzewie. Kiedy odeszła dwa kwadranse od obozu, rozejrzała się za dogodnym miejscem do kąpieli. Nie ufając tutejszej wodzie, ograniczyła się do umycia w karafce, którą trzymała (jak zresztą niemal wszystko) w swojej torbie. Rozzłoszczony Gula nadal katował ją burczącym brzuchem, mającym swój ośrodek w jej głowie. Tawaif nie walczyła z tym, poddając się posępnemu smętkowi człowieka niedożywionego i zmęczonego swoim życiem.
- Wiem, że powinnam wiedzieć lepiej… - odezwała się cicho, kiedy podczas wyciągania skrzynki z karafką wyczuła zsunięty materiał okrywający potworną księgę. - No ale co się stało to się nie odstanie, więc przestań tak dramatyzować… rozumiem jakbyś mógł z głodu umrzeć, ale nie możesz, więc weź się z garść, bądź cholernym mężczyzną i przestań się mścić.
Podczas tej tyrady rozebrała się do naga i stojąc na zerwanych, mięsistych liściach, zaczęła się obmywać.
- Doprawdy… już zapomniałam jak ty lubisz narzekać, normalnie jak cię nagra to jesteś gorszy od baby podczas przekwitania.
Daemon nie odpowiedział, bo i nie miał jak, zresztą nawet jeśli by chciał i miał czym, to i tak by się nie odezwał, bo to by znaczyło, że w tym co mówi bardka jest ziarenko prawdy, które trzeba zatuszować.
A ON… nie będzie nic tuszować, bo Sundari się myliła! Cały ten głód nie miał nic wspólnego z tym o czym powiedziała. To była czysta ZŁOŚLIWOŚĆ! Ot co!
~ Jak wróci do swojego ochronnego pudełka, to mu złość przejdzie ~ zasugerował uczynnie smok będąc pewien jednego - Chaai przejdzie migrena. Ołowiana skrzyneczka spełniała swoją rolę w izolowaniu owej księgi, co oczywiście było zgodne z planem czerwonego smoka. Nawet jeśli wydedukował to Miedziany Zarozumialec.
- Oj Staruszku… nie zrozum mnie źle… lubię twoje towarzystwo, ale bywasz czasem… nieco stetryciały - odparła tancerka, polewając się zimną wodą. - Tom jest humorzasty, ale można z nim ostro pobalować. Jest w porządku… kiedy nie b u r c z y… - syknęła gniewnie w kierunku torby. - Zresztą nie mogę go jeszcze zamknąć… no i… trochę to przykre, że go tak traktuję, ale Jarvis… jest zazdrosny nie o tego o którego powinien być…
~ Ja jestem innego zdania. Cenne księgi winno się chować w skarbcu. Kto wie czy już ktoś nie planuje go ukraść ~ imputował z fałszywą troską smok.
- Od razu cenne… - Prychnęła w odpowiedzi tawaif, pochylając się by umyć głowę. - Zwykli śmiertelnicy nie są zagrożeniem, wszyscy skończą jako aperitif dla tego marudy… To przed Ranveerem ukrywaliśmy księgę, w sumie nie do końca rozumiem dlaczego… pytałam go o to, ale on sam nie wiedział i był mocno zdziwiony… No ale… Ranveera już nie ma, więc nie ma czym się przejmować.
Chaaya opuściła na chwile ręce, wpatrując się w palce swoich stóp. Dziwnie się czuła przyznając się na głos. Zaraz jednak wróciła do namydlania włosów.
~ La Rasquelle pełne jest niezwykłych śmiertelników i nie tylko. A wydobycie imienia księgi to kwestia tylko odpowiedniego mocnego wieszczenia. ~ Starzec czuł się dziwnie metalicznie przesyłając tą myśl… jakby stał się agentem Miedzianego. Okropne to było uczucie.
Dholianka zachichotała psotliwie.
- Za dużo się martwisz. Zdobycie jego imienia nie jest takie proste jak ci się wydaje, ale jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej… to jutro go schowam do skrzynki… i tak… już prawie… - Już prawie nie krwawiła, a więc nie musiała ukrywać haniebnych dowodów na swoje człowieczeństwo. Szkoda tylko, że słowa nie chciały jej przejść przez gardło. - Jutro rano… dobrze? - spytała biorąc karafkę by się dokładnie opłukać.
~ Mogłabyś się zdziwić, gdybyś dowiedziała się co potrafią wyczyniać potężne wyrocznie ~ odparł “złowieszczo” Ferragus, by nadać nieco “umpf” swojej wypowiedzi. Po czym łaskawie dodał. ~ Jutro rano.
Kamala dokończyła kąpiel i w milczeniu odczekała, aż jej skóra przeschła na tyle, by mogła się ubrać. Gula nadal się znęcał “umierając” z głodu, lecz Sundari była na to niemal w całości uodporniona.

Kiedy się wreszcie ubrała, spakowała i spaliła “dowody zbrodni”. Westchnęła cicho z rozczarowaniem, bo miała nadzieję, że skusiła ukochanego na chwilę uciechy. Ten jednak się nie zjawił.
- To wracamy… szczerze mówiąc, to trochę mnie bolą ramiona. To przyśpieszenie ruchów nie jest zbyt… opłacalne na dłuższą metę.
~ Wracamy ~ odparł smok.

Nim doszła do obozu, napotkała swojego ukochanego. Ten na nią czekał. Przyłożył palec do swoich ust, po czym do jej i pochwycił za dłoń.
~ Coś znalazłem ~ rzekł telepatycznie podkradając się z bardką do wejścia biblioteki.
~ Tylko mi nie mów, że są kolejne potwory do ubicia… ~ stwierdziła z przekąsem, troszkę, troszenieńkę zaciekawiona.
~ Nie powiem ~ odparł przywoływacz, gdy przekradali się tuż obok towarzyszy podróży. Na szczęście oni nadal byli zajęci nadzorowaniem porządkowania pobowiska.

Oboje weszli do środka i tu Jarvis pociągnął kochankę w głąb ciemnej już biblioteki. Rozświetlał jej mroki od niechcenia przywoływanymi światłami, gdy już nie było powodu się ukrywać.
Dotarli na miejsce. Tam gdzie było widać ślady wybuchu i szczątki liny I odłamki granatu wbite w kamienie. Były też duże szczeliny w murze, których wcześniej nie było.
Magik rzucił kolejne światło i rzekł. - Widzisz… tam dalej jest pustka. Kolejne pomieszczenie, zamurowane. Tajna komnata… może nawet korytarz.
- W...widzę. Wypiłam miksturę widzenia w ciemności - wyjaśniła tancerka, wytężając wzrok, by przyjrzeć się miejscu. - ...zabiłabym się w lesie, więc dlatego - usprawiedliła się szybko, co by nie wzbudzić jakiś podejrzeń. - Zaglądamy tam? - spytała z ekscytacją.
- Powinniśmy co prawda powiadomić Axamandera, ale… możemy to zrobić jutro rano - odparł z uśmiechem mężczyzna. - O ile nie jesteś za bardzo zmęczona, to tak… możemy tam zajrzeć teraz.
Dholianka wskazała palcem na resztki pułapki. Rozpierała ją duma, gdy na nie patrzyła. Jak widać… awanturnicze życie nie musiało być takie do końca rozczarowujące.
- No co ty… nie zasnę spokojnie póki się nie dowiem co tam jest. Musssimy tam zajrzeć. Proszę.
- Dobrze… to wejdź do tamtej sali - polecił czarownik, a gdy to uczyniła on sam wszedł do przeciwnej i przywołał pomocnika w postaci nosorożca. Zwierz zaszarżował na ścianę...

[media]https://i.imgur.com/bB9a57R.jpg[/media]

…mijając przy tym oboje awanturników, uderzając z impetem w mur. Ściana nie miała szans, będąc zbudowana niezbyt solidnie i zapewne pospiesznie.
- Oooo…
Kamala zaklaskała bezgłośnie w dłonie obserwując sypiące się kamienie, uznając całe to przedstawienie za wyjątkowo spektakularne? Bardziej spektakularne, niż przebyła… walka?
Następnie chwyciła się framugi, świdrując wzrokiem dziurę, jakby oczekiwała czegoś… może zaskakującego? Jak rzeka żywych, złotych monet, albo rój malutkich wróżek jeżdżących na konikach polnych?
Niestety nic takiego ów tajny korytarz nie krył, choć na jego ścianach były widoczne glify w kształcie smoków, wykonane ze srebrzystych nici metalu - prawdopodobnie platyny. Na końcu krótkiego korytarza był mały pokoik z dwoma szafami, rozpiętą na ścianie i mocno zniszczoną przez czas mapę, oprócz tego był niewielki stojak z bronią… na nim trzy samopowtarzalne ręczne kusze z czego jedna była wyjątkowo ozdobna, być może magiczna. Była też tam czarna zbroja skórzana ozdobiona niebieskim kamieniami, najwyraźniej przeznaczona na kobietę. Oprócz tego były skrzyneczki z różnymi fiolkami. Jedne zabezpieczone woskowymi pieczątkami z glifem żabki i ogonem skorpiona.
Były też księgi, kilkanaście tomów ułożonych jeden na drugim, na starym rzeźbionym biurku.

No… takie skarby to Sundari (a w zasadzie jej srocze maski) lubiła. Zafascynowana wkroczyła do komnaty, chłonąc piękne dla oka widoki. Drogie kusze! Wspaniała zbroja! KSIĄŻKI! I jakieś miksturki.
Warto było przemęczyć się na nudnej bitwie, oj było warto…
- Szkoda… że nie ma strzał - odparła cicho bardka, wybudzając tym Laboni.

“Ty tak na poważnie dziewucho? Ciągle ci mało?” Zadrżała w gniewie babka, potrząsając bujnym biustem. “Na bogów! Jaką nienażartą i chciwą pociechę wychowałam! Moja krew! Moje nauki! Wszystko to jak daal o ścianę!”
Kismis ziewnęła przeciągle, jak zwykle zaspana i rozleniwiona.
“Przymknij się babo, bo spać nie można…”
“I LENIWA! MASZ CI LOS!”

Jarvis podążył za kochanką wodząc spojrzeniem po ścianach i mapie.
- Wygląda jak jakaś tajna kryjówka agentów… dobra. Te glify na ścianach korytarza, to Bahamut - platynowy smok. Najwyższy bóg smoków - wtrącił cicho.
~ Tylko metalicznych… potężniejsza jest jego pięciogłowa małżonka, smoczyca Tiamat ~ burknął Ferragus.
- Cichajcie oboje… psujecie mi chwilę napawania się skarbem - skarciła towarzyszy bardka, przesuwając palcami po srebrzystych rycinach w ścianie. - Och… gdzie ja te wszystkie skarbeń…
Tawaif zamarła, gdy coś do niej dotarło. MAPA!
Na mapie może być leże Axaumandryx, które Nvery chciał splądrować! Dziewczyna doskoczyła do ściany, w panice szukając swoich gogli, by przyjrzeć się rysunkowi. Ów skarb był niestety niekompletny, a w niektórych miejscach dodatkowo nieczytelny. Mapa wisiała na zawilgoconej ścianie, więc uległa poważnym uszkodzeniom. Niemniej tancerce udało się znaleźć owo leże… o ile tym była siedziba “zielonej władczyni”. To jednak był dopiero początek kłopotów. Kartografika przedstawiała wielkie miasto elfów, rozciągające się kilometrami we wszystkie strony. La Rasquelle nim nie było. Po mieście pozostały bagna pochłaniające ruiny, wiele budynków przebudowano, inne zostały zburzone przez czas i siły natury. Należało więc wpierw znaleźć charakterstyczne punkty odniesienie w samym La Rasquelle, a potem z ich pomocą mozolnie tropić te bliższe smoczemu gniazdu, aż wreszcie samo leże.

- Mapa jest moja. - Złotoskóra szepnęła pełna entuzjazmu, wyciągając kunai, by delikatnie odpiąć szkic od ściany. - I książki też! - dodała szybko, nie wiedząc co schować pierwsze. Wolała jednak od razu zaznaczyć co jej się należało w udziale i ewentualnie, zacząć bronić SWOICH rzeczy.
Jarvis który właśnie przeglądał pierwszą z wierzchu rzekł do kochanki.
- Ta wygląda na jakąś księgę obrachunkową. Po jednej stronie są liczby, po drugiej krótkie linijki tekstu.
Kobieta trzasnęła mu okładką po palcach.
- Moooje… - syknęła groźnie, zagarniając tomiki pod siebie jak kwoka zbierająca pisklęta do snu.
- Twoje twoje… a skoro zagarniamy, co chcemy… to… - Jarvis wykorzystując, że tancerka ręce ma zajęte chwycił ją za pośladki mrucząc. - Moje. - Przyciągnął ją do siebie, obejmując w pasie. - Cała moja.
Chaaya wizgnęła cichutko, stawiając niejaki opór. Nie mogła uwierzyć, że czarownik tak szybko zrezygnował z książek. KSIĄŻEK!
Kiedy jednak zorientowała się, że jej potomstwo jest bezpieczne… zaraz… co?
- Jamun… nie teraz. Muszę schować moje rzeczy. Zbroje i kuszę zabieramy. Przynamniej tą jedną, co wygląda na magiczną. A… i mikstury też i wszystko co znajdziemy w komodzie. Axamander powinien się cieszyć, że znalazłam to pomieszczenia. - Jasne, że ona… - Dzięki temu nie będzie mi musiał ekstra płacić.
Dłonie mężczyzny przesunęły się powoli na dziewczęce uda, głaszcząc je po wewnętrznej stronie. Usta zaczepnie muskały ucho, gdy szeptał do niego czule i zarazem żartobliwie.
- Najpierw powiedz, żeś moja.
Kurtyzana tupnęła nóżką, na ten straszny los jaki ją spotkał!
- Jamuuun… - odparła groźnie, ale już się tyłeczkiem wpasowywała w objęcia, kokosząc się jak zadowolona perliczka. - A jak nie powiem? - spytała butnie.
- To nie puszczę… - mruczał mężczyzna mocniej dociskając kochankę do siebie i dłońmi prowokująco wodząc po jej intymnym obszarze ciała. Ustami raz pieścił, to ucho, to szyję… czasem całując, czasem liżąc, czasem kąsając jej skórę.
- Lubię cię mieć w swoich ramionach - szeptał czule.
Kamala poczuła ciepły dreszczyk podniecenia. Wtuliła się czule policzkiem w tors magika, przymykając oczy.
Ach… nie miała go trzy dni i dwie noce… dwie i pół w zasadzie. Rozłąka prawdziwie bolesna, gdyby nie tymczasowa nienawiśc do świata.
- W takim razie nie powiem - oznajmiła cicho, czerpiąc ogromną przyjemność z tej drobnej bliskości. Chłonęła ją całym umysłem i ciałem, tak by jak najdłużej zachować ją w pamięci.
- Jesteś pewna… wiesz jak uparty jestem - zagroził jej czarownik rozszerzając zakres “tortur”. Lewa dłoń powędrowała do piersi tancerk i masując ją przez ubranie. Jarvis dotykał jej śmiało lecz leniwymi ruchami i nie przekraczał palcami bariery ubrania. Pocałunki na jej skórze były czułe, tak samo jak i dotyk. Sundari miała wrażenie, że w tej zabawie nie chodzi o dobranie się do jej ciała, a przyjemność płynącą z dotykania jej i sprawianie jej przyjemności.

“Tak, tak… to bardzo frustrujące…” ozwała się z nagła rozanielona Umrao, jakby odpowiadała komuś na jakieś stwierdzenie. Tylko… że nikt się nie odzywał, chyba… nie no… na pewno. A może?
Nie… maski milczały jak zaklęte, Laboni pochrapywała, a sama bardka z własnej woli nie odzywała się w ogóle.
~ Pamiętam taką elfią orgię… daaawno temu oglądaną ~ wtrącił, ni z gruszki, ni z pietruszki Starzec. Też do nikogo nie kierując swoich słów.

- Okrutnik z ciebie panie przywoływaczu… bawisz się mną jak swoimi przyzwańcami… ale zniosę to, bo cię kocham - szepnęła Dholianka, rumieniąc się jak dorodna piwonia. - I… przepraszam cię Jarvisie. Z całego serca cię przepraszam.
- Ja ciebie też Kamalo, bardzo kocham… - mruczał Jarvis wpijając się pocałunkami w jej szyję niczym wąpierz, bo przecież tak stoicki nie był, jakby się zdawało. Ocierając się pośladkami tawaif z satysfakcją rejestrowała zmysłami ową wypukłość… rosnącą i twardą. Dowód jego żądzy wobec niej.
- Nie masz za co przepraszać… to ja tu ci z rozmysłem przeszkadzam - dodał cicho.
- Ja nie za to… - zaczęła się tłumaczyć, ale zabrakło jej odwagi by dalej kontynuować drażliwy temat. - Ja taka nie jestem… a może jestem, ale… nie chce być. Dla ciebie.
- Nie martw się… tym, lepiej wyrwij się z moich objęć zanim… zapragnę czegoś nieprzyzwoitego - zamruczał jej kochanek, kciukiem muskając klamrę od jej paska. - Powinnyśmy skończyć inwentaryzację… a te fiolki zapieczętowane skorpionią żabą to trucizny. Elfy tak oznaczają jady. Oznaczały.
- Już pragniesz - stwierdziła Sundari z rozbawieniem, kręcąc pupą po wypukłości męskich spodni. - Ach… jak ja to wszystko zapakuję… książki może się zmieszczą, ale zbroja? Kusza? - Westchnęła w zrezygnowaniu, ale zaraz się spięła. - Nie poddam się! Są moje. Nikomu ich nie oddam.
- Domyślam się… i cóż poradzić… tęskniłem - odparł rozbawiony czarownik. - I nie zrezygnuję z mojego żądania.
Tawaif przygryzła usta, wiercąc się pod dotykiem. Nie mogła… jeszcze dziś nie mogła. Może rano, gdy sprawdzi jaki jest jej stan, ale nie teraz.

“Bogowie czemuś musiałam urodzić się kobietą” zakwiliła sprośna emanacja, cierpiąc prawdziwe, piekielne katusze.

- ...jsm… twoja - mruknęła pod nosem, poddając się haniebnie w tym starciu ośloupartych tytanów.
Jutro rano… na pewno jutro go zdobędzie!
- A ja twój. - Cmoknięcie w policzek i słowa miały osłodzić Chaai tą “przegraną”. Ręce kochanka wypuściły ją ze swoich objęć, acz z oporami.

Dholianka zabrała się do szabrowania i upychania skarbów. Ledwo zmieściła się z księgami, zbroją i kuszą… a tu trzeba było schować mapę, trucizny, bełty… i kolejne dwie kusze.
Dlaczego nie łuki?! Kusze są mało majestatyczne! Wiejskie takie! I wielkie! Nieporęczne!
- Grrr… Znaj łaskę pana, Axa… dostaniesz odemnie te ścierwa w prezencie - burknęła ze złością, nie mogąc zdzierżyć myśli, że będzie musiała się z kimś dzielić.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 03-12-2019 o 12:22.
sunellica jest offline