Zmęczenie.
Nawet nie fizyczne, bo ból w zdrętwiałych od wysiłku ramionach znosił nie raz. Obrzęk z dłoni, które trzymały twardy, i wyślizgany od częstego użytkowania trzonek bosaka też powinien zejść. Niers wiedział, że w studni znajdzie lodowato zimną wodę, więc fizycznie nie ucierpiał.
Najbardziej dobijająca była końcówka nocy, kiedy zwalone na całkiem sporą stertę, zepchnięte z palisady trupy po prostu wstały, animowane przeklętą magią swojego stwórcy i odmaszerowały, nieporadnie niczym lalki na przedstawieniu. Niers chciał rzucić za nimi bosakiem, ale stwierdził, że szkoda było dobrego bosaka. No i ramię mu zdrętwiało, więc nie wiadomo, czy ciężki pocisk w ogóle by doleciał.
Szybki rzut oka na palisadę potwierdził jego przypuszczenia. Trupy nie dały rady sforsować korony umocnień i zostały odparte z niewielkimi stratami. Ot, widział nieco ran i kilku poturbowanych wieśniaków, ale nikt nie ucierpiał, choć rana Hansa Hansa paskudnie się otworzyła.
Młody Felix też nie ucierpiał, choć wyglądał na zmęczonego.
- Ostatni raz tak mnie zmogło, jak wiozłem Frau Blumentritt na Cesarski Ostrów. W chuj bąbli na łapach dostałem, ale warto było. Takie cyce miała - Niers mrugnął okiem, pokazując rękoma kule wielkości sporych arbuzów, następnie zszedł po drabinie w dół, kierując się w stronę kaplicy Sigmara, gdzie po zmówieniu szybkiej modlitwy dziękczynnej za swoją parszywą, łotrowską duszę, zamierzał zrobić przegląd lokalnych, rozmodlonych dziewic które umiliłyby mu przedpołudniowy odpoczynek.
Najwięcej dewotek było właśnie w kościołach, i niejeden kawaler robił fortunę, bałamucąc śliczną dewotkę, wraz z jej kiesą. Lub kiesą jej męża. Niersowi nie robiło to żadnej istotnej różnicy.
Mijając studnię, wysilił się jeszcze jeden raz, aby pokręcić nieco korbą, zaczerpnąć kilka wiaderek zimnej wody, i zdejmując jedynie kubrak i koszulę, stojąc na placu w samych pludrach i butach, dokonał szybkiej ablucji, kojąc zdrętwiałe ręce, plecy, i dłonie.