Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2019, 11:43   #7
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wieczór dom państwa Rook

Wieczorem po skończonej kolacji służąca u państwa Agatha zagadnęła Kathe.

- Słyszałam, że jutro się gdzieś wybierasz towarzystwem od snów. Opowiedz mi choć trochę o nich. Tak jak kiedyś opowiadałaś o nowych kolegach. Trochę się zamartwiam o ciebie, kochana Katie. Ludzie są teraz bardzo nerwowi. Sprzedawca ryb skrzyczał mnie dziś bo zwróciłam mu uwagę na brudne ręce. Mam jakieś złe przeczucia ostatnio. Opowiedz mi o nich. Pani Rook mówił, że to mili ludzie. Rozwiej trochę moje zmartwienia. - prosiła Agatha.
- Tak. Właśnie chciałam cię prosić czy możesz przygotować nam coś na jutro? Nic zmyślnego, jakieś kanapki może kawałek ciasta czy gorąca czekoladę w termosie. - Powiedziała Kate uśmiechając się do niewiele starszej kobiety. - A moja grupa z stowarzyszenia, niektórzy ze studiów a niektórzy z towarzystwa.

- Oczywiście ciasto upiekę z samego rana. Myślałam o sałatce, a dla spragnionych podniebień coś włożę do twojego koszyka. - odpowiedziała Agata. Po czym dodała:
- Tyle, że to ludzie ze stowarzyszenia to ja wiem. Ale… - zmarszczyła czoło - wiesz, że nie jestem plotkarką. Powiedz coś więcej, co o nich sądzisz? Cóż to za mężczyźni. - Agahta liczyła, że Kate opowie jej więcej szczegółów o tych nowych znajomych.

- Tylko mężczyźni? - Powiedziała zdziwiona Kate ale westchnęła ciężko i kontynuowała. - Jadę z Mary i Ellen Shrewsbury. Jak jedzie Mary to i Andrew Burns a dzięki Ellen to i Robert Millwood się z nami zabiera. Jedzie też Eric Erickon i Anthony Hill. Nie wiem co ci o nich opowiadać są studentami jak ja, są dobrzy w tym co robią z tego co słyszałam a siostry Shrewsbury i Milwooda to pewnie widziałaś na nie jednym podwieczorku organizowanym przez rodziców.

Kiedy padło nazwisko Hill, Agatha zmrużyła oczy jakby coś ją tknęło. Kate mogła to zauważyć, ale może to tylko nic nie znaczący odruch.
- Tak, tak kojarzę siostry Shrewsbury. A panicz Milwood, w sumie niewiele się odzywa, ale słyszałam od jego siostry, że jest zdolny.
- A skąd ty niby znasz jego siostrę? - Zapytała zaciekawiona Kate. Owszem to już nie były czasy kiedy służba musiała trzymać się tylko swojej słusznej klasy społecznej. Ale niektóre lepiej sytuowane rodziny nie lubiły się spoufalać.
Agatha była nieco speszona zapytaniem.
- Pani Emma Millwood to niezwykła kobieta. wiesz że czasem bywam w mieście za sprawunkami i zaglądam do szpitala, kiedyś chciałam się uczyć jak leczyć i pomagać ludziom. Tam przychodzą kobiety, działaczki walczące o prawa kobiet i panienka Emma jest jedną z nich. Mówi że wszyscy ludzie są równi, a kobiety nie jeszcze w tym roku uzyskają pełne prawa wyborcze. Zna się na wielu tematach, wie wszystko o czym dyskutują ważni panowie w Kongresie.


- W sumie ma rację, ruchy sufrażystek słychać głośno w kolejnych stanach. No i dobrze byłoby by głosować mogli by wszyscy a nie tylko te które miały szczęście mieć w posiadaniu jakąś posiadłość ziemską. - Skomentowała Kate.
- Panienka Emma rozmawia ze wszystkim pacjentami jakby ich znała od lat. - Dodała Agatha. - Nie ma w niej tej arogancji i pogardy, której nie raz doświadczyłam od ludzi z towarzystwa.
- Wiem potrafimy być okropni. - Przyznała trochę zawstydzona Kate. - Będziesz chciała zmienić pracę? Z opieki nad nami na szpital?
- Dobrze mi u was. Ale kiedyś pewnie wyjdziesz za mąż. Wtedy pomyślę czy nie zmienić pracy.
- Heh, chwilowo mi nie spieszno a rodzice zawsze będę potrzebować pomocy w organizacji. - Kate uśmiechnęła się przyjacielsko do Agathy. - No dobrze idę poczytać materiały do felietonu na zajęcia. Dziękuje za pomoc przy jedzeniu i dobrej nocy.

Wycieczka do Salem. Dom państwa Rook

Następnego dnia pogoda sprzyjała planowanej podróży. Nowa Anglia promieniała jak spokojna twarz drzemiącego staruszka wygrzewającego się na werandzie w bujanym fotelu. W Arkham było słonecznie i ciepło. Mary Shrewsbury zjawiła się przed umówioną godziną w domu państwa Rook. Agatha Treszew zaprosiła ją do środka. Mary prosiła usilnie o jak najszybsze spotkanie z Katherine. Agatha posadziła gościa w miękkim fotelu i bez pytania nalała jej filiżankę mocnej, czarnej herbaty.

Gdy Kate pojawiła się:
- Przyjechałyśmy wcześniej. Ellen czeka w automobilu. Ona jest trochę przeziębiona i uparta... - powiedziała szybko. - uparła się jechać do Salem.

Koleżanka wzbudzała podejrzenia panny Rook, zaniepokojona mina, nerwowość dająca się słyszeć w głosie, rumieniec wywołany najprawdopodobniej zbyt szybkim przemieszczaniem się, a może nawet biegiem.

- No ale chyba miała jechać z nami? - Kate powiedziała zbliżając się do Rose wymieniając przyjacielski powitalny całus w policzek.
- Choć dziwne, że nie chciała wejść na herbatkę. Choć może śpieszno jej do towarzystwa Roberta. - Kate zażartowała z oczywistej próby flirtu z poprzedniego wieczoru.


- Tak. Ten Robert ją za bardzo ją interesuje. Dlatego jedzie z nami do Salem, mimo przeziębienia. Powinnam ją tu przyprowadzić. A wracając do Millwooda. Im dłużej go znam tym dziwniejszy mi się wydaje. Czułam, że oni mają się ku sobie. A intuicji trzeba ufać. A poza tym Tarot nie myli się w takich sprawach. Ale to nie będzie dobry związek. - upiła łyk z filiżanki, herbata wyraźnie podziałała na nią pobudzająco. Stała się gadatliwa jak zwykle.


- Jesteś już gotowa? - zwróciła się do Kate.
- Jestem...moment stawiałaś siostrze tarota czy jej hipotetyczny związek będzie udany? - Potwierdziła i przeszła do ciekawszego pytania Kate.
- Tak skorzystałam z tarota marsylskiego. - odrzekła Mary. Po chwili dało się słyszeć stłumione kołatanie do drzwi. Po chwili Ellen zjawiła się w pokoju i wyglądała na rozdrażnioną:
- Dzień dobry. - przywitała się Ellen. Ale nie było nikogo poza Mary i Kate.

- Przepraszam siostrzyczko. - powiedziała Ellen łamiącym się głosem. - Było mi słabo i paskudnie złamałam sobie paznokieć. - dopiero po chwili obie młode kobiety zwróciły uwagę na rękę Ellen owinięta chusteczką przez, którą przesączała się krew.


- Pomożecie mi z tym palcem? - pociągnęła nosem i spuściła wzrok.
- Ellen witaj. - Powiedziała do młodej Shrewsbury a kiedy zobaczyła krew na chusteczce pociągnęła ją w stronę kuchni. - Choć w kuchni jest apteczka i Agata. I napijesz się herbaty, mamy czas.


Dziewczyny weszły do kuchni domu Rook, służąca właśnie przygotowywała jedzenie na obiad.
- Agato podasz nam apteczkę?
Agata oderwała się od przygotowań do obiadu. Podeszła do schowka i za chwilę wróciła z pudełkiem medykamentów. Podała je Katie i powiedział:


- Zajmiesz się tym sama? - zapytała Agata. - Mam dużo pracy na dzisiaj, a głowa boli mnie od rana. Panienka też nie wygląda na zdrową? - zwróciła się do Ellen.
- Tak. Chociaż jakbyś mogła zalać Ellen herbatę i podała miód to będe wielcę zobowiązana . - Powiedziała Kate odbierając pudełko z rąk służącej i siadając na krześle dostawionym koło stołu pośrodku kuchni.



- Lekkie przeziębienie. - odpowiedziała służącej Ellen pocierając nos zdrową ręką. - Bardziej martwi mnie ten palec.
Odwinęła chusteczkę i pokazała kobiecie ranę. Palec Ellen był zakrwawiony, płytka paznokcia była częściowo zerwana. Krew powoli zaczynał krzepnąć. Oczy Ellen zaszkliły się.



- Ale ze mnie niezdara. - jęknęła i spojrzała rozdygotanym wzrokiem na Kate. Tymczasem Agata spełniła prośbę i podała herbatę z miodem. Postawiła filiżankę na stole i wróciła do swoich zajęć.
- Aj! Źle to wygląda. - Powiedziała Kate oglądając paznokieć - Obetnę ci go na krótko żeby nie zaczepiał o nic a potem przemyje i zakleić plastrem. Ale tak naprawdę będzie musiał sam odrosnąć. - Powiedziała Kate biorąc do ręki małe nożyczki. I obcinając paznokieć na krótko, starając się nie wykrzywiać go by na zerwać go bardziej. Potem wylała na kawałek waty wodę utleniona i obtarła nieszczęsną kończynę. Na koniec nakleiła kawałek plastra na czubek paluszka Ellen.



- Wezmę plaster na podróż jakbyś potrzebowała nakleić nowy. - Powiedziała młoda Panienka Rook pakując do torebki plastry i sprzątając apteczkę. - Jak tam lepiej? Możemy ruszać?
- Dziękuje - powiedziała Ellen unosząc zranioną dłoń. Szybko wypiła herbatę. - Tak możemy… - wstała i zbliżyła się do Kate. Złapała ją za ramię. - Wiesz… - zaczęła. - Miałam ciężką noc. Sny męczyły mnie niemiłosiernie. Pokłóciłam się z siostrą o Roberta. Ona za nim nie przepada. Te przeklęte karty.. - dziewczyna przewróciła oczami.


- Tarot miesza jej w głowie. A Millwood zaproponował mi seans hipnotyczny. Dostałam wczoraj od niego zaproszenie. Podobno jest utalentowanym hipnotyzerem. - uśmiechnęła się błogo. - Podoba mi się nic na to nie poradzę. A Mary chyba jest zazdrosna, bo w końcu jakiś mężczyzna nie interesuje się tym co ona mówi. - westchnęła. - Przepraszam musiałam to komuś zdradzić. Moja matka jest teraz tak zajęta. Chodźmy.


- Może porostu wyłączył jej się syndrom starszej siostry i się o ciebie martwi...może poupewniaj ją, że jesteś ostrożna i jeszcze nie tracisz głowy i się uspokoi. - Powiedziała cicho Kate wychodząc z kuchni.
- Dobrze pogadam z nią jeszcze.

Gdy panienki wróciły z kuchni Mary była już na zewnątrz i witała się z mężczyznami. Panowie przybyli swoimi autami i stawili się w komplecie. Panny Shewsbury odesłały swojego szofera. Gdy wszyscy przywitali się ze sobą i kilka minut pogadali przed domem państwa Rook należało się zbierać. Agata spakowała przekąski do dwu plecionych koszyków piknikowych i trzymając się za obolałą głowę życzyła Kate miłego dnia.

W czasie rozmowy padło kilka propozycji, co zobaczyć w Salem. Pierwszą była przechadzka po centrum miasteczka, zobaczyć charakterystyczne stare domy mieszkańców Salem jeszcze z siedemnastego i osiemnastego stulecia, aby potem udać się na nabrzeże. Drugą był stary dworek należący do znajomego panów Burnsa i Ericksona. A trzecią tzw. polana czarownic w lesie niedaleko za Salem.

- To kto chce przejść się po lesie póki mamy widno? - Zapytała Kate pomagając spakować koszyki do samochodów by wystarczyło miejsca dla wszystkich.

- A nie lepiej w nocy - zaripostował Andrew Burns wybałuszając oczy z głupkowatym uśmiechem.

- Błazen. - powiedziała Mary. - Pewnie liczysz, że będę tam biegać nago po zmroku. - zaśmiała sìę przytykając dłoń do ust.
- Trzymam Cię za słowo. - uśmiechnął się lubieżnie oblizując wargi.
- Jak znajdziesz odpowiedniego szatana to nie mówię że nie zobaczysz kapłanki.
- Każda kobieta ma w sobie piekło. A szatani najlepiej się czują wśród płomieni namiętności i jęków. - parsknął śmiechem.


- Wiecie nie musimy wszyscy chodzić jedną grupa możemy się podzielić i umówić na jakąś konkretną godzinę w Dworku. - Zaproponowała Kate mając na myśli domek znajomych Burnsa i Eriksona. - W ten sposób każdy zobaczy co będzie chciał kiedy będzie chciał.
- Oczywiście. Zgodziła się Mary. Nie cierpię smrodu nabrzeża od razu chodźmy na polanę czarownic. - Burns i Erickson stwierdzili, że zabiorą się z Mary.

Ellen popatrzył na Roberta Millwooda i juz było wiadome, że chętnie oddalą się tylko we dwoje od grupy.

Anthony Hill upierał się trochę przy centrum Salem i zahaczeniu o nabrzeże bo miał tam jakiś interes do załatwienia. Próbował wszystkich namawiać, a szczególnie prosił Kate o to by mu towarzyszyła. Na co się zgodziła pod warunkiem, że wygospodarują chwile na odwiedzenie lasu i miejsca wieszania "czarownic".


Anthony Hill

Salem, wczesne popołudnie

Pierwsze co charakteryzowało stare domy w Salem to strome dachy z wieloma szczytami. Z dachów wyrastał komin centralny sięgający głęboko do trzewi budowli czyli jednego z głównych pokoi. Druga kondygnacja zwisająca z przodu lub z boku z pochyłym dodatkiem do tylnej części budynku. W oczy rzucała się prostota materiałów użytych do budowy łatwa w obsłudze deska i listwy. Wykonane z drewna drzwi wejściowe na długim boku budynku rozmieszczone były zwykle bez troski o symetrię fasady.

Domy same w sobie interesowały raczej historyków, ale historie jakie były związane z domostwami w Salem rozbudzały wyobraźnię przyszłych pokoleń i podróżnych odwiedzających Salem. Zabobony, przesądni, małostkowi i mściwi osadnicy, szatan i jego służebnice oraz śmierć niewinnych ludzi, to wystarczająco by ułożyć ciekawe opowieści snute przez miejscowych bajarzy, którzy zarabiali kilka dolarów na spragnionych niesamowitości przyjezdnych.

- Ładnie tutaj. - Odezwała się Kate mijając kolejny sklepik z książkami który miał wystawione na wystawie przynajmniej dwie książki o okultyzmie i historii miasteczka. Najwidoczniej mieszkańcy wchodzili powoli w etap grafityzacji makabrycznej historii miasta i czerpania z niej profitów. - Antthony co to za sprawa jaką masz na nabrzeżu?



- Mam odebrać paczkę dla mojej matki. - odpowiedział Anthony. - Bardzo jej zależało, by jak najszybciej ją odebrać. Mam nadzieję że nie jest to śmierdząca ryba, którą będę musiał przez resztę dnia wlec ze sobą. Ale obiecałem. - uśmiechnął się. - Miło, że zgodziłaś się pójść ze mną.
- Och! Czyli wykorzystałeś nasza wycieczkę naukową do załatwiania swoich prywatnych spraw...Jestem w szoku Panie Hill - Kate zadworowała sobie z Anthonego udając oburzenie.

- Nie zajmie to dużo czasu. - Anthony spojrzał na towarzyszkę uważniej. - Jakiego rodzaju szok? - zapytał próbując zachować powagę, ale kącik ust zdradzały wstrzymywany na siłę uśmiech.
- Taki powodując zamęt w głowie. - Odpowiedziała Kate biorąc rękę studenta pod swoją rękę
i idąc dalej w stronę w jaką się kierowali. - No dobrze nie pozwólmy czekać tej śmierdzącej rybie.
Kiedy oddali się od grupy Anthony zagadnął Kate o studia archeologiczne. Sam opowiedział jej, że ojciec Erica, profesor historii Thomas Erickon proponuje mu by zajął się Johnem Dee i jego działalności poświęcił pracę dyplomową.

- Co zamierzasz badać? masz już jakiś cel badań.
- Jeszcze nie wiem, najbliżej mi leży Egipt, ale ojciec mi podpowiada że powinnam zainteresować się Ameryką Południową. Wiesz niezbadane tereny i nowa moda poznania. Podczas gdy to co było do zbadana w Egipcie zostało już wywiezione. - Powiedziała spokojnie Kate. - A Dee jest dobrym tematem, ma bogata biografie był w wielu miejscach więc jest o czym pisać. Chyba, że miałeś inny pomysł. Miałeś?



- Pomysłów miałem kilka, ale straciłem trochę czasu i skłaniam się obecnie ku badaniom na Johnem Dee. Chociaż jest coś nowego co interesuje mnie od niedawna, ale podejrzewam że ciężko będzie o źródła… - urwał nagle Anthony.
- Hę? - Zdziwiła się młoda Rook na nie dokończone zdanie kolegi. - Dokończysz czy mam cię dramatycznie zapytać co tam wymyśliłeś?
- Mój promotor wyśmiał mnie gdy mu wspomniałem o Mitologii Cthulhu. - Cth..ulhu? - Kate sprawdziła czy uda jej się wypowiedzieć to dziwne słowo. - Pierwsze słyszę o takiej kulturze. Co to? Brzmi jak jakaś zangielszczona nisza religii afrykańskiej.


- Temat jest chyba świeży, bo nie mogę znaleźć bibliografii na ten temat. A ciężko będzie obronić się jako poważny naukowiec bez źródeł, badań i bibliografii. Zapewne to rozumiesz?
- Owszem ale nadal nie powiedziałeś co to?
- To podobno bóstwo śpiące gdzieś na dnie oceanu. Kto wie może związane jak sugerujesz z jakąś niewielką grupą religijną. To wymagałoby sprawdzenia.
- Skąd w ogóle słyszałeś o tym?
- Podczas kwerendy archiwalne źródłowej trafiłem na odręczną fiszkę o tej nieznanej mitologii Cthulhu. Sprawdziłem podstawowe encyklopedyczne źródła i nic nie znalazłem.



- To by tłumaczyło dlaczego twój promotor cię wyśmiał. - Zaśmiała się Kate - Zrób dwie. W sensie dwie prace zrób koncept Dee by mieć plan B jakby twoje morskie bóstwo miało zostać pod wodą.
- Wiesz na podstawie jednej fiszki nie brałbym się za to - powiedział poważnie Anthony Hill - ale byłem w bibliotece i dyrektor potwierdził, że mają w zbiorach rękopiśmienne notatki doktora Labana Shrewsbury zatytułowane "Cthulhu w Necromiconie". Jak się dowiedziałem to członek rodziny naszych koleżanek. Ale nie chciały o nim rozmawiać, dlatego nie drążyłem tematu.


- Dlaczego nie? Myślę że nawet jeśli one nic o nim nie wiedza to może mogą się spytać ojca. Najgorsze co może się stać to że powiedzą ci iż nic nie znalazły w historii rodziny. - Kate zachęciła Anthonego do konkretnych działań w poszukiwaniu informacji o temacie tej tajemniczej wspominki.
- Podejrzewam że to jakaś rodzinna tajemnica. Albo ten ich wuj to jakaś czarna owca w rodzinie czy coś takiego. Ellen strasznie się nadąsała gdy zapytałem o niego. A Mary skwitowała to słowem "Wariat" i uwagą bym dał sobie spokój. Dlatego nie naciskałem ich potem w sprawie tego Labana. - Anthony przymknął oczy.


- Próbowałeś tego ich wuja znaleźć bezpośrednio? Wiesz przez spis ludności czy metryki miasta?
- Nie musiałem. Pracował na naszym uniwerku Miskatonic do 1915 roku, potem podobno zniknął, wyjechał. Pytałem o niego na uniwersytecie z mizernym skutkiem.
- No to będziesz musiał zadowolić się astronomem.
- Prawdę mówiąc przeszło mi przez myśl by porozmawiać z matką naszych koleżanek ale waham się jeszcze… - Anthony znów wstrzymał się w pół słowa.
- No sam będziesz musiał zdecydować co zrobić.



Tak. Ale najpierw chcę zapoznać się z tym rękopisem o Cthulhu.
- Jeszcze tego nie zrobiłeś ? Tsk tsk ktoś tu się obija .
- Gdybym mógł to już dawno bym to zrobił. - powiedział Anthony nieco poirytowany. Ale szybko uśmiechnął się do Kate. - Od miesiąca nie ma tych papierów w bibliotece. Dyrektor zapewnił mnie, że lada dzień powinny wrócić do zbiorów uniwersyteckich. Wtedy obiecał mi je udostępnić. Czekam, ale skłamałbym gdybym powiedział, że to cierpliwe czekanie.
- A wiesz dlaczego ich nie ma chwilowo?
- Nie wiem. Pewnie ktoś je wypożyczył. Oczywiście jestem ciekawy kto też się tym interesuje, ale dyrektor udzielił mi zgody więc czekam.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 09-12-2019 o 11:32.
Obca jest offline