Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2019, 18:37   #278
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Coś jej przeszkadzało. Coś usilnie próbowało wyrwać ją ze stanu błogich snów. Coś… ciepłego, wilgotnego, miękkiego. To na policzku, to na szyi, to na obojczyku. Jak motyl delikatne. Jak mucha upierdliwe. Jak… Jarvis uparte. Grrr… jeszcze pięć minutek. Tylko tyle Chaaya potrzebowała by się wyspać. Ale nie… coś ją musiało ciągle tykać.
- Mwrrr - zawarczała panna gdy poczuła jak ostatnie nici ospałości, odczepiają się od jej ciała.
Otworzyła jedno oko i rozejrzała się po namiocie.
Coś co było uparte jak Jarvis, nim się okazało. Łajdak obudził się jako pierwszy i zamiast pogonić kogoś lub samemu zrobić śniadanie, zabrał się za czułości. Łajdak i leń. Acz… rozkoszny.
Pyrausta spała obok na księgach. A oni tkwili ciągle w tym samym miejscu, na bagnach.
- Dzień dobryyy? Chyba… - ozwała się rozkojarzona, po omacku szukając do pogłaskania głowy kochanka.
- Dlaczego zawsze gdy się nudzisz, musisz mi przeszkadzać w moim słodkim lenistwie? - spytała bez cienia wyrzutu.
- Bo tak uroczo się lenisz - mruczał jej wybranek, ustami muskając jej ciało powyżej obojczyków. - No i elfy zostawiły podarek.
Bardka poczochrała magika po głowie, po czym przytuliła jego twarz do swoich piersi.
- Na prawdę? - Zapałała ciekawością, przebierając pod kocem nogami.
- Całą dłubankę - odparł mag pozwalając dziewczynie na tę czułość. Niestety nie trwała ona długo. Mężczyzna sam musiał zrozumieć… elfy… prezent… niespodzianka, no nie ma rady, nie wygra z nimi, przynajmniej z takimi kartami jak teraz.
- Idę zobaczyć! - zawołała tawaif, odsuwając od siebie partnera i z rozpędu siadając na posłaniu złapała za koszulę czarownika, by się w nią ubrać.
- Nie licz na… - przerwał, gdy koszula nakryła mu twarz, a dokończył gdy sama ją zakładała. - …zbyt wiele. To tylko leśne elfy.
- Oj tam… liczy się gest - odparła niezniechęcona, zabierając ze sobą torbę. - Zaraz wracam.

Kurtyzana wyszła na czworaka na zewnątrz, po czym otrzepała kolana i ręce. Poprawiła wiązania na bucikach i rozejrzała się po obozie. Pierwsze co zauważyła to to, że mieli straże!
Co prawda te straże składały się tylko wynajętych pomocników, którzy pewnie pierwsze co by zrobili, to w razie zagrożenia ich pobudzili, a potem zwiali na tyły, no, ale za to nikt nie musiał czuwać przy ognisku. Nikt z awanturników w każdym razie.
Strażnicy stali dookoła obozu i przy elfiej dłubance zacumowanej przy brzegu. Wyglądała tak jakoś… rozczarowująco. Elfia chyba tylko z nazwy, bo przypominała pospolite dłubanki biedoty żyjącej w miastach nad rzekami. Z tej perspektywy nie było widać co jest w środku. Złotoskóra momentalnie spaliła policzki rumieńcem i z cichym piskiem, wepchnęła się tyłkiem do środka namiotu. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu… nie spodziewała się zastać żywej duszy, a tu prosze… jaka niespodzianka.
- Mogłeś powiedzieć, że ktoś jest na zewnątrz - miauknęła w zawstydzeniu, szukając jakiś spodni.
- No… przecież przyjechaliśmy tu z pomocnikami… - przypomniał zaskoczony jej słowami przywoływacz. Tancerka spiorunowała go spojrzeniem, naciągając spodnie na tyłek. Od wczorajszych przygód zupełnie zapomniała o tak drobnym szczególe jak CAŁA ARMIA SŁUŻBY.
Bez słowa wyszła z powrotem na zewnątrz, poprawiła pasek u torby i z dumnie zadartą głową podeszła do łódeczki, by zajrzeć do jej środka.

Na dnie łodzi leżały półkilogramowe sakwy, zrobione ze specjalnie “wyprawionych” dużych liści związanych pędami. Worki te podobne były tym, które magowie przyczepiali sobie do pasa. Każdy z nich zawierał zerwane kwiaty lotosu. Sakwy wypełnione niebieskimi i zielonymi były pełne, podobnie jak te z czerwonym kolorem… sakwy zawierające złoty, biały i czarny lotos nie były przepełnione, ale też te kwiaty były rzadsze, droższe i cięższe do zdobycia. Chaaya dobrze znała działanie niebieskiej kamali, był to drogi narkotyk, tym droższy w jej rodzinnych stronach, że trudny do sprowadzenia. Jeszcze cenniejszy był czerwony lotos, który wtarty w twarz, dodawał jej blasku i piękna. O kwiatach zielonego powiadano, że pozbawia śnienia, a czarny, że jest niebezpieczną trucizną. Właściwości białego i złotego nie były jej tak dobrze znane, ale z tego co kojarzyła również były truciznami.
Dholianka kucnęła przy brzegu i wpatrywała się w podarek. To był dla niej rzadki widok, bowiem na pustyni łatwiej było o złoto niż rośliny, a już tym bardziej te ze specjalnymi właściwościami. Po ostrzeżeniu czarownika, spodziewała się wszystkiego… ale nie tego, co tylko uwypukliło jej miłe zaskoczenie.

Kiedy już napatrzyła się na cuda natury, które nęciły nos ciężkim od słodyczy zapachem, złotoskóra oddaliła się załatwić swoje potrzeby, a później z szerokim i zadowolonym uśmiechem wygłodniałej kotki, wróciła do namiotu.
- Trzeba będzie się spieszyć by nie spleśniały - rzekła w przejściu, siadając na posłaniu rozpinając guziki koszuli. - Można na nich nieźle zarobić, Axa się ucieszy.
- Ładnie ci w niej - odparł Jarvis zerkając na gibką sylwetkę kochanki, acz jego wzrok łakomie zerkał na to co odkrywała pod odzieniem.
- Dziękuję… trochę za duża, ale przez to wygodna. - Kurtyzana zrzuciła ciuszek i pośpiesznie zsunęła spodnie wraz z bielizną. - Co powiesz na śniadanie?
- Wiesz… przy takich widokach jakie mam przed sobą… myśleć o śniadaniu jest trudno - odparł szczerze przywoływacz leżąc na posłaniu i wodząc po niej wzrokiem. - A na jakie masz ochotę? Nie wszystkie zapasy żywności pozostały na tratwie, ale ryba wymaga trochę więcej wysiłku.
Kamala zaśmiała się wesoło idąc na czworaka pod kocem, aż jej głowa nie wysunęła z drugiej strony naprzeciw twarzy magika. Po drodze jej nosek zahaczył o rozespanego wężyka, który w pośpiechu próbował zrobić się większy, twardszy i groźniejszy.
- Jamun… jesteś czasem niewinny jak chłopiec - mruknęła zamyślona wpatrując się w wąskie usta narzeczonego, których po chwili skosztowała. Kobieta była głodna, ale to nie o strawie myślała.
Całował ją delikatnie, powoli, ostrożnie… nie trwało to długo. Mężczyzna wpił się w jej wargi, całując zachłannie, niczym pijawka wciskająca się w ciało. Żarłoczność zmagała się z głodem. Jego palce tańczyły po odruchowo wypinających się pośladkach Chaai, jakby te chciały się dumnie zaprezentować dla ukochanego.
~ Musimy być chyba cichutko ~ zażartował, choć przecież wiedziała, że nie dbał o to. Ani w ich domu, ani tutaj.

Bardka oderwała głowę oblizując zaczerwienione usta, po czym włosami nakryła twarz kochanka, samej wędrując wargami po jego brodzie, szyi, grdyce. Poruszająca się przy przełykaniu chrząstka została lekko ugryziona. Następnie obojczyk został dokładnie oblizany, by bark udekorować różowym śladem malinki. Dziewczyna była głodna, ale chciała się też bawić, lub potorturować, ewentualnie podelektować. Opierając się na jednej dłoni, przejechała drugą po delikatnej skórze torsu, by zatrzymać się między nogami.
- Nie świętowaliśmy naszego zwycięstwa - poskarżyła się czupurnie, muskając policzek Jarvisa i górny płatek jego ucha.
- No cóż... wczoraj pospiesznie chowaliśmy skarby, żeby się Axamander nie dowiedział - mruczał czarownik, grzecznie poddając się napastniczce i leżąc potulnie. Jego palce macały krągłości pośladków, choć czasem, prowokacyjnie wodził też i kciukiem pomiędzy nimi. - Ale teraz reszta śpi… jeszcze.
- Sugerujesz coś kochany? - spytała niewinnie Sundari ściskając w palcach magiczną różdżkę magika. Drżała lekko, dysząc między czułymi i łagodnymi pocałunkami na jego twarzy.
- Możemy… poszukać miejsca… pośród kwiatów i rosy… pośród oparów mgły. Tylko ty i ja… i żądza jaka nas… - Niełatwo mu było mówić, gdy miała go w garści. - …wypełnia.
Niełatwo mu było mówić, ale jej dotyk był silnym afrodyzjakiem, zwłaszcza gdy przykładała akupresurę do jego męskości.
- A więc mam cię puścić? Ubrać się i wyjść? - Tawaif chwilę się zastanawiała, pocierając palcami złapanego ptaszka. - Tego chcesz kochany? Czy może… wolisz mnie posiąść od razu. Pokazać kto tu jest kogo panem. Utrzeć nosa Axsowi?
- Chcę… by cię słyszał… by obudziły… go twoje jęki… - przyznał się czarownik wpatrując w oczy psotki. Jego wzrok płonął żądzą i zaborczością. Może i tutaj nie zabijano konkurencji jak w jej rodzinnych stronach, ale męska rywalizacja też kwitła. - By wiedział, że należysz… cała… do mnie.
Usta Chaai rozciągnęły się w szelmowskim uśmiechu, po czym wpiły się w wargi pod sobą, dając chwilowe złudzenie, że życzenie zostanie spełnione. Kurtyzana była jednak zmienną djiniją i kiedy przesunęła koniuszkiem języka od kącika ust po policzku do ucha przywoływacza, szepnęła cicho.
- Zmuś mnie. - Po czym wypuściła ptaszynę z uwięzi.

Jarvis chwycił kobietę za włosy. Szarpnął brutalnie, by zrzucić ją z siebie, a potem nadal trzymając, swoim ciężarem ciała próbował przygnieść. Ona mu uległa jakby tylko na to czekała i dobrze, trzymając ją z pomocą uda i drugiej ręki, rozchylił gwałtownie jej nogi i posiadł, silnym, władczym ruchem.
~ Tęskniłem za twoim gniazdkiem miłości, jak i za całą tobą ~ przyznał się czule, sam teraz całując jej szyję i obojczyki, kąsając przy tym skórę. Nadal trzymał za włosy, mocno, brutalnie i boleśnie by mieć nad partnerką kontrolę podczas zaspokajania swojego pragnienia silnymi ruchami bioder. Pchnięcia były jak sztychy miecza… bezlitosne, władcze i brutalne. Kurtyzana była jego zdobyczą, jego skarbem, sycił się jej ciepłym miękkim ciałem… posłusznie poddającym się jego żądzy.

Och, jak jej tego było trzeba. Jak tęskniła za dzikim, spalającym seksem!
Nie Kamala… Umrao. Kamala była zbyt łagodna, zbyt naiwna i romantyczna. Ona lubiła pieszczoty, czułostki, miłe słówka… A to ORGAZM się liczył! Orgazm i nic innego!
Taaak… w końcu, po tylu dniach rozłąki, prawdziwej udręki, zimowej suszy, całkowitej pustki, Umrao mogła wreszcie poczuć!
- Ja… za... tobą bardziej - odpowiedziała tancerka, wyginając się i wijąc z przyjemności. Nie pozostawała także dłużna i, choć niewiele mogła zrobić, zagarniała objęciami wszystko co mogła, każdy, najdrobniejszy skrawek kochanka. Tuliła, całowała, polerowała oddechem i pieściła, niemal celebrowała jak kapłanka posąg swego boga.
Żaden jęk jednak nie uciekł z jej gardła jakby walczyła i stawiała się swojemu losowi.
- Nie słyszę… tego… jeszcze - wyszeptał pożądliwie czarownik, całując jej piersi i kąsając je w szale namiętności. Rozcapierzona dłoń wbiła się paznokciami w pośladek dziewczyny, gdy dociskał dolne partie jej ciała do swojego podbrzusza, jakby chciał ją przeszyć kopią na wylot, bo i ruchy bioder były mocne i gwałtowne. Trzymana za włosy Chaaya zmuszona była naprężyć całe swoje ciało, poddając się brutalności kochanka, jego energii, jego… desperacji. Bo poczuła między udami, poczuła przyjmując miłość kochanka w sztywnej i rozpalonej wersji, poczuła, że Jarvis walczy. Z samym sobą. Bo choć potrafi być uparty, to spragniony miłości kwiat jej kobiecości pokonywał go swoją uległością. Jego orgazm nadchodził, a wraz z nim biała fanfara.

Nimfetka westchnęła w roztkliwieniu, jak to miała w zwyczaju, gdy widziała coś miłego, słodkiego i uroczego. Jak kotek, albo śliczne kwiatuszki, lub kolorową biżuterię.
Bardka nie mogła, a raczej nie chciała, się powstrzymywać i zajęczała głośno rozpoczynając swoją litanię.
- Jesteeem twooja! Tylko, tylkooo! Nie przestawaaaaaj! Ach, aaaach, aaaaach kocham cie Jarviiisie!!!
Kamala chichotała w przerwach na oddech, dławiąc się przy tym własnym i czarownikowym uniesieniem, który wyrwał z jej piersi kolejny krzyk.
Kolejny, ni to krzyk, ni to jęk, wyrwał się gdy jej narzeczony sromotnie przegrał walkę z samym sobą i musiał poddać się rozkoszy miłosnego zakątka Sundari. Te lepkie uczucie połączone z ciepłem ciała ukochanegio, było czymś niezwykle satysfakcjonującym. Kurtyzana mogła cieszyć się nie tylko przyjemnością doznań, ale i kolejnym dowodem swojego kunsztu.
- Byłeś bardzo dzielny - pochwaliła go, czule całując w kącik ust, po czym przytuliła do siebie mężczyznę, tak by się na niej oparł. Zaśmiała się cichutko, jak z jakiegoś żartu i przymknęła oczy, wsłuchując się w dyszące oddechy w namiocie.
- Nie myśl, że to koniec… - mruknął czarownik, sięgając po koc i nakrywając nim ich oboje, po czym, gdy już trochę odzyskał sił, zaczął schodzić w dół znikając głową pod przykryciem. Dholiance pozostał jedynie zmysł dotyku, gdy czuła leniwie i czułe pocałunki na skórze, muśnięcia języka mile drażniące jej zmysły. Nie pozwalał jej zacisnąć nóg, leżąc między nimi i dając w ten sposób wskazówki swoich dalszych poczynań, oraz kierunek w jakim podążały jego usta. Złotoskóra wiedziała co planuje jej towarzysz - będzie powoli podgrzewać ogień w jej kociołku, aż wybuchnie znów mocnym płomieniem.

Powietrze w namiocie coraz bardziej nagrzewało się cichych westchnień. Tawaif pozwoliła sobie na chwilę błogiego zapomnienia. Wszystkie jej myśli zostały zastąpione przyjemnością, która stopniowo płynęła z jej podbrzusza. Ciepła fala rozkoszy wygładzała wszelkie zmarszczki zmartwień, sprawiając, że wszystkie nurtujące pytania i troski ulatywały na skrzydełkach rzewnych jęknięć.
Chaaya dopiero teraz zorientowała się jak napięta i zmęczona była przez ostatnie kilka dni. Może nie nadawała się na awanturnika - bezdomnego podróżnika, błądzącego bez celu po świecie? Może potrzebowała stałości - nie ciągłej zmiany, bezpiecznego miejsca - nie usłanej przygodami drogi; znajomej rutyny, dzięki którym jasno określała swój cel?
- Mam nadzieję, że to nie koniec - szepnęła z przymkniętymi oczami, gdy jej twarz przybrała błogiego i spokojnego wyrazu, a mięśnie samoistnie rozluźniały się pod dotykiem ukochanego. - Ta wspaniała chwila, aż prosi się o kontynuację… - Drgnęła od bardziej stanowczego dotyku. Przygryzła usta walcząc z coraz silniejszymi doznaniami.
Nie tak szybko. Kobieta chciała jeszcze, ach! jeszcze chwilę zaznać błogo Och! błogostanu. Nie tak mocno! Mmmm, dlaczego jej kochanek musiał być taki bezlitosny. Dlaczego zmuszał jej ciało do tak silnego napięcia. Czemu się znęcał? Czy sprawiało mu przyjemność jak wiła się przed nim w prawdziwej gorączce? Czy lubił jak zawodziła i błagała o litość?
- Niiieeee… nieee przestaaAawaj prooOoszę! - No i znowu mu uległa. Znowu się poddała! - Szybciej, szyybciej! JArviiisie… pot...poTworze! Tak. TAk. TAK! Właśnie taaaak!
Kamala wygięła się w łuk, wydobywając z piersi jęk ekstazy, która targnęła jej ciałem na liche posłanko.
- Jak ja to kocham… jak ja ciebie kocham - wymruczała w słodkim otumanieniu zmysłów.
- Te uczucia i ja do ciebie żywię - odpowiedział głos spod koca, a usta muskały leniwie skórę ud. Jej narzeczony też łapał chwilę przerwy, ograniczając się do przyjemnych, ale nie rozpalających ciało i zmysły, pieszczot.
- Możliwe, że na tej mapie co ją zabrałaś są i inne miejsca warte odwiedzenia i… ewentualnie obrabowania - mruczał cicho przywoływacz. - Albo w księgach. To była kryjówka czyichś agentów. Może złodziejskiej gildii, może szpiegów którejś z kast lub elfich familii.
- Naprawdę w tej chwili myślisz właśnie o tym? - żachnęła się dziewczyna i zajrzała pod pled. Była tak zaskoczona poruszonym tematem, że nie zdążyła się nawet obrazić i jeno uśmiechała się w rozbawieniu. - Chodź tu… usiądź. - Poklepała miejsce obok siebie najwyraźniej mając coś w planach.
- O tym i o bardzo wyuzdanych planach na twój temat, jak tu urozmaicić nam przeglądanie ksiąg w tej bibliotece. Czytanie jednej po drugiej może sprawić, że kolejne tomy zaczną się ze sobą zlewać. - Jarvis postąpił tak jak mu kazała siadając przed nią i wodząc łakomym wzrokiem po jej ciele.
- Może tobie - stwierdziła czupurnie panna, siadając okrakiem na kolanach mężczyzny, udami ściskając jego biodra. Odrzuciła włosy za ramię i zarzuciła mu ręce na ramiona, łącząc ich usta w długim pocałunku.
- Skoro jesteśmy już przy poruszaniu pewnym tematów, to… ja mam jedno pytanie. Z kim wczoraj rozmawiałeś podczas walki?
- Z tym deamonem z mackami. Możliwe, że był on jednym ze stworów z którym paktowali… paktowałem dawno temu - wyjaśnił wstydliwie magik. - I za którego usługi płaciłem. Co prawda nie ja go przyzywałem. Robił to nasz mistrz wezwań, ale negocjowaliśmy wspólnie.

Kamala obdarowywała mówiącego drobnymi pocałunkami, albo chcąc dodać mu odwagi, albo rozproszyć jego myśli.
- Wiesz, że możesz mi mówić o wszystkim, nie potępiam cię za to kim byłeś - odparła czule. - I nie zmienię o tobie zdania choćby nie wiem co.
- Daemony nie są miłymi stworami, więc to były krwawe ofiary. Czasem z wrogów, czasem z osoby której umysł i tak już zatonął w szaleństwie - wyjaśnił czarownik i zamyślił się wspominając. - Gdybym miał jeszcze dziennik pokładowy, to może znałbym jego prawdziwe imię.
- Ofiary czy daemona? - spytała Sundari nie do końca nadążając za jego tokiem myślenia. - Jesteś bardzo silny Jarvisie. Może nie wyglądasz jak typowy wojownik, ale twój duch jest prawdziwym weteranem. Pomimo tego co przeżyłeś i z czym musiałeś się uporać, wyszedłeś na wspaniałego człowieka, z którym mam zaszczyt być. Podziwiam cię za twoją odwagę i niezłomność. Wygląda jakby nic nie było w stanie cię poruszyć, gdy tymczasem ja mam wrażenie, że już dawno straciłam rozum.
- Miasto w którym przebywamy obecnie, było dla mnie niezłą szkołą życia. - Westchnął cicho mężczyzna obejmując dłońmi pośladki tancerki. - Jak ci się ono podoba?

Dziewczyna przytuliła się do chudego ciała ukochanego, ocierając się wzgórkiem łonowym o jego podbrzusze.
- Dużo traci na braku słońca - oceniła po niejakim namyśle. - Jest też pełne słabych istot. Nie wiem… może miałam pecha takich spotkać, ale jak na razie większość ma wybujałe ego i błądzi z głową w chmurach. Z pewnością… jest tu za bezpiecznie i od dobrobytu mieszkańcy gnuśnieją. Niemniej jest tu tyle kolorowych, ciekawych twarzy. Różnorakich smaków i zapachów. Wspaniała architektura i sztuka, no i… ruchome obrazki! Operetka! Balet… - Zaśmiała się na samo wspomnienie tańczących mężczyzn w bufiastych spódniczkach i obcisłych rajtkach. - Przyjemnie tu być, ale bez ciebie, chyba bym się w nim nie odnalazła.

~ I elfy, nie zapomnijcie o elfach ~ wtrącił Starzec gniewnym i naburmuszonych tonem. ~ Banda miękkich długouchów… aaaleee jakie śliiiczne.
“Ahaha! Staruszek jest zazdrosny!” Zapiszczała Deewani, uradowana, że w końcu nastała jakaś zmiana tematu. “Co się stało Staruszku-bubuszku? Czemu takiś zgorzkniały?”
~ Ja?! Zazdrosny?! Dobre sobie. I to jeszcze o elfy. Phi… niech wasz opiekun będzie zazdrosny, bo gapiłyście się na druida ~ burknął gad daleki od zazdrości. Był bowiem urażony i obrażony. Czemu dawał znak zwijając się w kłębek.

- Niestety ów brak słońca jest skutkiem ubocznym magicznej osłony miasta. I samo La Rasquelle spełnia rolę, której po nim oczekiwałem. Miasto chroni ciebie, będąc odpornym na barbarzyńską inwazję. Nawet te paskudne wampiry się przysłużyły, niszcząc w porcie ścigający nas oddziałek. Nie zabiorą ci smoka z duszy - mruknął Jarvis cmokając czule czubek nosa kochanki. - Nie zabiorą mi ciebie. Nie dam im.
- Oczywiście, że nie zabiorą - przytaknęła tancerka opierając policzek na ramieniu partnera. - Nikomu nie oddam mojego smoka. Starzec jest mój i tylko mój. Tak jak ty jesteś tylko, tylko mój. Zabiję każdego kto wyciągnie po was ręce - odparła z lekkością, która nadawała jej wypowiedzi jakieś takie niepokojące odczucie. - Dość mi już odebrano, od teraz wszystko co do mnie należy już zawsze pozostanie przy mnie.

Ferragus coś tam bąknął o tym, że to tawaif należy do niego, a nie odwrót, ale tak jakoś niewyraźnie i bardzo słabiutko. Można było przeoczyć.
- Nie narzekam na taki układ - mruknął czule Jarvis i uśmiechnął się znów, cmokając jej czubek nosa. - Jak długo widzieć będę ten radosny błysk w oczach.
- Och… to mi przypomniało, że obiecałam Starcowi… - Kobieta niechętnie odsunęła się od kochanka, przeciągając się leniwie, aż zaburczało jej w brzuchu. - Oho… mój własny głód się odzywa. - Zachichotała, masując się po brzuchu.
- Chyba kucharki ze sobą Gamveel nie zabrał. A co do imienia. To zawsze chodzi o imię daemona, demona, diabła… o jego prawdziwe imię. Jedynie czasami daje to pełną władzę na potworem, niemniej zawsze pozwala uzyskać jakąś przewagę - szepnął cicho przywoływacz jakby zdradzał jakiś ważny sekret. Kurtyzana przysunęła do siebie torbę z której wyjęła potworną księgę, teraz całkowicie odwiniętą z czarnego materiału.
- Po co ci jego imię? - spytała beztrosko, oglądając się przez ramię, odkładając tom na swoje kolana.
Gula wpatrywał się morderczo w dyndające, nagie piersi nad sobą, choć mogło to być błędne wrażenie, gdyż będąc okładką jego oczy, czy “wyraz” tak zwanej twarzy, był niezmiennie taki sam. Może więc istota z której zrobiono wolumin, tak właśnie patrzyła na tego, kto go tak urządził?
Złotoskóra zabrała się za szperanie po dnie torby, cicho coś mrucząc i nucąc pod nosem.
- Po nic obecnie. Jego esencja uległa rozproszeniu, a jej odtworzenie pewnie zajmie dziesiątki lat - odparł czarownik i wzruszył ramionami. - Po prostu przypuszcza, że skoro mnie znał to musiałem być obecny przy jego przywoływaniu.
- Którym? Tym wczoraj? - Chaaya nie bardzo nadążała za rozmową, ale za to znalazła materiał w ochronne kręgi. - Co to jest esencja? Mówisz o jego duszy? - dopytywała się, być może ciekawa odpowiedzi, choć patrząc z jakim zacięciem zawija daemoniczną księgę przy okazji robiąc puszyste kokardki z rąbków muślinu, można było podejrzewać, że była raczej w swoim świecie. Jarvis jej w tym nie przeszkadzał, korzystając z okazji do zaspokojenia jej ciekawości swoją wiedzą.
- W pewnym sensie tak, w pewnym sensie nie bardzo… daemony ponoć nie mają duszy. Jedni twierdzą, że dusza złego śmiertelnika nasączana jest projekcją lęków śmiertelników, które pożerają w procesie przemiany w daemona, inni, że nie ma żadnej duszy tylko same lęki stapiają się ze sobą, aż w kulminacji staną się owym potworem. Każdy rodzaj tych kreatur jest uważany za personifikację jakiegoś rodzaju straszliwej śmierci; czy to w wyniku tortur, utopienia, zagryzienia żywcem przez rój.
- Ah...a… to dosyć smutny sposób narodzin. - Dholianka pogładziła pocieszająco okładkę przez tkaninę. Wyjęła kuferek i zasłaniając wnętrze swoim ciałem, coś z niego wypakowała, po czym zapakowała i zatrzasnęła wieczko.
- Jeśli te istoty nie mają duszy to… kim jest on? - Zadumała się smętnie, wciskając do torby szpargały.
- Nie wydaje mi się by ten sposób narodzin daemony uważały za smutny. Zresztą nie spotkałem żadnego, który by narzekał na swoją naturę i na swój los - odparł przywoływacz i wyjaśnił. - Śmiertelnicy z planów materialnych nie są związani z żadną osią moralności. Mogą podążać w kierunku zła lub dobra, chaosu lub porządku. Lawirować pomiędzy nimi przez całe życie. Istoty, które powstają na planach zewnętrznych są mocno związane z naturą rodzimego planu. Jeśli jest ona radosna i dziecięco naiwna mogą powstać małe latające brzdące. Jeśli jest ona przesiąknięta złem, krwią i stalą… powstaną zimne stalowe automatony. I brzdące i te automatony będą dobrze czuły się w swej roli, bo taka ich jest natura. Jej zmiana zdarza się, ale bardzo rzadko i tylko pod wpływem wyjątkowych okoliczności. - Westchnął z uśmiechem. - Ale teoretycznie wszystko jest możliwe.

Bardka, wpierw nastroszyła się jak jeżozwierz, by zaraz zmarkotnieć i zapaść się w sobie. Najwyraźniej usłyszane rewelacje mocno wstrząsnęły jej światopoglądem. Zrezygnowana przytuliła skrzynię do piersi, powtarzając sobie w duchu, że czarownik się mylił i wszystkie istoty “żyjące” są w stanie odczuwać szereg emocji, niezależnie od tego gdzie się narodziły.
Gula nie był wyjątkiem. Był kapryśny, zrzędliwy, złośliwy jak na przykład wczoraj, ale potrafił się także cieszyć i być zadowolonym. Skoro Gula był, jak sam twierdzi, daemonem to oznaczało to, że KAŻDY daemon jest zdolny do tego samego co Gula. Koniec kropka.
Daemony to biedne istoty, które od samego początku miały przegrany start, owszem większość jest zgorzkniała od ciągłego odczuwania lęku i nędzy i dlatego żądna krwi innych, ale to nie oznacza, że są złe i nic poza złem nie czują!
~ Te z wczoraj nie wyglądały na zgorzkniałe. Wręcz tryskały radością na widok miękkich, śmiertelnych ciałek, które mogłyby rozszarpać zębami i… potrafią czuć lęk, frustrację… zwłaszcza, gdy miękkie, śmiertelne ciałka stawiają skuteczny opór i są w stanie rozerwać ich tkanki, uwalniając je od cielesnej powłoki ~ burknął złośliwie Starzec. ~ Spędziłem w Piekle sporo lat i nie napotkałem, żadnego diabła, demona i innego czarta, który uważałby swoją egzystencję za żałosną… to wami śmiertelnikami pogardzają, bo choć mogą czuć wiele uczuć, to litość i współczucie do nich nie należą.
- Nie chce już o tym rozmawiać - mruknęła obu, dziecinnie obrażona, panna, chowając pakunek do torby.
- To o czym chcesz porozmawiać? - spytał czule Jarvis głaszcząc ją po głowie. - Może o światach, które moglibyśmy odwiedzić?
- Nie-e… zjem śniadanie i idę czytać - odparła gniewnie Kamala, przyciągając do siebie worek w którym przechowywała racje. - Możesz zjeść ze mną - stwierdziła litościwie, wyciągając dwa opakowania elfich sucharków, ciasteczek i suszonych owoców.
- Nie gwarantuję ci dziś bezpieczeństwa ode mnie, gdy będziesz czytała. - Straszył (lub obiecywał mężczyzna) chętnie dołączając się do posiłku. Tawaif uśmiechnęła się kwaśno, głośno chrupiąc cisteczko. Szykowała się na atak, to było jasne jak słońce. Jarvis jednak nie wiedział skąd on nastąpi.

- Oceniając twój poranny popis, jestem więcej niż pewna, że nic mi nie grozi. - Auć. Żmijka ukąsiła, sycząc głośno. Sundari jednak miała wesołe iskierki w oczach, co świadczyć mogło o tym, że nie jest zła..
- Może tylko usypiam twoją czujność, co? Może cię zwodzę? - odparł jej kochanek uśmiechając się podstępnie. Bardka odpowiedziała mu na to rozbawionym prychnięciem.
- Nie ucz kurwy nóg rozkładać - żachnęła się teatralnie i dodała jadowicie. - Mój słodki jamun wyszedł z wprawy, ledwo zipie.
Efektu tej wypowiedzi mogła się spodziewać. Żmijka ukąsiła jego ego, wywołując właściwą reakcję. Magik popchnął nagle kochankę na plecy, pochwycił za uda by rozchylić je szeroko i posiąść zanim tancerka zdoła zareagować. Chaaya wizgnęła w zadowoleniu, siłując się z nim na miarę swoich możliwości. Nogi miała silne, a i kilka sztuczek w zapasie.
- Aab me - zawołała sypiąc skruszonym ciastkiem prosto w oczy przeciwnika, tylko po to by zrobić miejsce na magiczny kunai.
Ukochany przymknął na moment oczy, acz nie zaprzestał napaści. Trzymając mocno jej uda, usadowił sobie jej wierzgające nogi na ramionach, kiedy coraz twardszy oręż między nimi… ocierał się o ciepłą skórę kobiecości. Będąc już poważnie podnieconą, Dholianka cisnęła ostrzem w ścianę namiotu za plecami czarownika. Następnie wsparła się łydkami na jego szczupłych ramionach, wykonując swoisty taniec swego kwiatu wokół upragnionej męskości.
- Tylko nie próbuj żadnych głupot, bo następnym razem nie spudłuje - wycedziła przez uśmiechnięte wargi, zatapiając dłonie w swoich włosach.
- Wiesz dobrze czego spróbuję - syknął drapieżnie Smoczy Jeździec i zagłębił się swoim żądłem w jej ciele. Władczo, bezlitośnie i zachłannie. Zaciskał mocno dłonie, narzucając im tempo pełne lubieżnym mlaśnięć, gdy ich ciała zderzały się gwałtownie, a piersi tawaif same fascynowały swoim tańcem, falując hipnotycznie w rytm ich ruchów.
Ich skóra pokryła się potem, ich oddechy stały się chrapliwie, aż nadszedł wybuchowy koniec, który dziewczyna przywitała krzykiem, a i przywoływacz jęknął oddając swój trybut ukochanej.

- No… może nie muszę cie... jeszcze skreślać, może... do wieczora wrócisz do... dawnej formy - stwierdziła zdyszana Kamala, skupiając roziskrzone spojrzenie na narzeczonym. Miłość i fascynacja jaka od niego biła, zadawała kłam słowom. Nie było nawet takiej opcji, by złotoskóra miała zrezygnować z czarownika.
- A są jakieś inne opcje? Czyżbym musiał rogaczowi wpuścić mrówki do namiotu? - mruknął żartobliwie Jarvis, acz czuć było tą odrobinę zazdrości. Wyglądało na to, że jej kochanek bywa o nią zazdrosny. Acz tylko wtedy, gdy widzi w pobliżu konkurenta do jej względów. Bardka poklepała się po biuście, zapraszając do wtulenia do nich twarzy.
- Do namiotu? Nieee… bardziej do jego spodni. - Zaśmiała się pijana uniesieniem, przymykając oczy i skupiając się na dławiącym oddechu.
- To będzie… trudniejsze - przyznał przed sobą mężczyzna nie odrywając oczu od nagiego ciała partnerki. - Jesteś prześliczna… nic dziwnego, że wodzi za tobą maślanymi oczkami.
Sundari uśmiechnęła się tajemniczo, ocierając pot z czoła. Otworzyła jedną powiekę i wyszczerzyła się jak chochlik.
- Zawołam cie jak się do nich dobiorę, nikt się nie dowie, że oszukiwałeś, bo użyję telepatii. - Pokazała język, uznając swój dowcip za wysoce zabawny… i złośliwy, choć owa złośliwość nie była skierowana w magika. - Nie chcesz się przytulić? Odpocząć?
- Chcę byś ty przytuliła się do mnie. Wtuliła jak w poduszkę. - Przywoływacz zsunął kobiece nogi i położył się obok leżącej. - Lubię… mieć świadomość, że czujesz się przy mnie bezpieczna i swobodna.

“Pfff… swobodna? Nie powiedziałabym” skwitowała ozięble Laboni, wywołując tym śmiech Deewani. “No… kochana, przysuwaj się do niego, nie ma tego komentować.”
“To po co komentujesz?” zaciekawiła się Jodha, najbliżej podobna charakterem chłopczycy, acz… zdecydowanie łagodniejsza.
“Bo mogę! Nie wymądrzaj się!” burknęła babka, przy chichotliwym akompaniamencie masek.

Chaaya bez namysłu wtuliła się w znajome, szczupłe ciało, opierając dłonie na lekko umięśnionych piersiach czarownika. Potarła nosem okolice jego mostka. Musnęła skórę w delikatnych pocałunkach. Westchnęła cicho, jak zadowolona i senna kotka, po czym zaciągnęła się znajomym zapachem.
- Skąd pomysł, że kiedykolwiek miałabym się tak nie czuć?
- Po po prostu - mruknął cicho Jarvis z uśmiechem. - Jest to wymówka, by cię pomacać.
Fałszywa, choć poparta jego dłońmi wodzącymi czule po jej skórze. Dziewczyna oddychała cicho, gładząc jego tors gorącym powietrzem.
- Czemu kręcisz? Powiedz prawdę - naciskała, acz łagodnym tonem głosu. Jeśli przywoływacz nie zdobędzie się na odwagę by wyjawić prawdę, zapewne ona porzuci temat.
- Pamiętam twoje chwile słabości… pamiętam i chcę sprawić, by nigdy już się nie pojawiły. Otulić sobą niczym płaszczem i uczynić pełną radości i zadowolenia - wymruczał bardzo cicho i poważnie kochanek. Bardka zamarła na chwilę, wzdrygając się od chłodnego powiewu nadchodzącego ataku paniki. Kobieta nie chciała sobie przypominać o swoich lękach. Była zbyt słaba i zmęczona by stawiać im czoło, a jednak ich wspomnienia pielęgnowała w ogrodzie pamięci, podlewając niczym kwiaty. Chciała wierzyć, że póki trzyma je w szklarni, one nie wyjdą i nie zaatakują. Nie często do nich zaglądała, w zasadzie wystarczył sam fakt ich posiadania, samo spojrzenie za zamkniętą, rozmytą szklarnię wystarczył, by wiedzieć kim była, kim się stała i co do tego doprowadziło.

Pamiętanie przy jednoczesnym niepamiętaniu było dość pokrętną logiką, ale póki się sprawdzała, nie trzeba było nad tym się dłużej zastanawiać. Jest jak jest. Na huk drążyć temat?
- Obawiam się kochanie, że nie jest to wykonalne, ale… twoja obecność w moim życiu bardzo mi pomogła i pomaga dalej. Dziękuję ci, że jesteś i proszę… zostań ze mną jak najdłużej. To mi wystarczy.
- Dobrze - odparł czule przywoływacz.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 06-12-2019 o 21:08.
sunellica jest offline