Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2019, 22:21   #33
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Przebudziła się sama… jak rzadko w ostatnich dniach. Wielkie łoże i komnata były niepokojąco puste. Barbara spojrzała przez okno by upewnić się jaka jest pora dnia.
Słońce jeszcze nie zaszło, choć chyliło się ku Zachodowi. Niebo jednak nie barwiło się jeszcze czerwienią. W komnacie zaś panowała cisza i spokój, bo nikt nie ważył się zakłócać jej odpoczynku.
- Służba. - Magnatka podniosła nieco głos, siadając na łóżku.
Po kilku minutach jakaś służka pospiesznie wbiegła do jej komnaty i dygnęła nerwowo.
- Tak waćpani?
- Poślij po Pana Michała i… przynieś tu coś do picia. - Magnatka wstała z łoża i podeszła do stolika, na którym spoczywały jej przyrządy do czesania.
- Tak waćpani.- służka dygnęła i pospiesznie opuściła komnatę zostawiając magnatkę sam na sam z jej przygotowaniami.
Barbara zasiadła w samej koszuli przed znajdującym się w pokoju lustrem i zabrała się za rozczesywanie włosów. Dłoń ze szczotką powoli przesuwała się po długich pasmach, starając się zapanować nad nieładem, który w nich zapanował po drzemce. Żałowała, że ich nie splotła. Jednak… Cosette nie pozwalała na myślenie o takich rzeczach w jej obecności. Magnatka uśmiechnęła się ciepło do wspomnień z igraszek z ochmistrzynią, zastanawiając się nad jej obawami i przewidywaniami.
Gdy tak się szykowała i rozmyślała, posłyszała pukanie do drzwi. Michał się zjawił i czekał.
- Wejdź proszę. - Magnatka kończyła właśnie zaplatać włosy w długi warkocz, spoglądając na odbicie drzwi w lustrze.
Szlachcic wszedł ostrożnie do środka, zatrzymał się widząc magnatkę jedynie w koszuli i dodał.- Mogę poczekać za drzwiami.
- Mam do ciebie prośbę. - Barbara uśmiechnęła się w lustrze do mężczyzny, związując włosy wstążeczką. - Wejdź.
- Jakaż to prośba? - zapytał szlachcic zamykający za sobą drzwi i podchodząc do najbliższego krzesła, by na nim usiąść.
Barbara wstała z krzesła i podeszła do niego.
- Chciałabym byś mnie nauczył walczyć… bardziej … bronić się. - Szepnęła nieco niepewnie zaplatając dłonie za plecami.
- Nie pojmuję prośby waćpani. O czym to mówisz.- zafrapował się Michał wodząc dłonią po brodzie.
- Chcę się nauczyć władać bronią palną i białą. - Odpowiedziała spokojnie magnatka, świadoma tego jak dziwna może być jej prośba.
- Jak dobrze władać? - zamyślił się Michał drapiąc po karku.- Jakąż to broń waćpani ma na myśli?
- Coś… lekkiego. Nie znam się na tym i nie mam tyle sił co ty. - Barbara nerwowo zacisnęła dłonie za plecami. - Możemy przejść się do zbrojowni obejrzeć różne oręże, ale.. i tak zdam się na twój wybór.
- Czyli pistolet winna waćpani wybrać. Mądry to wybór. Dobrze jest umieć strzelać z pistoletu w tych niespokojnych czasach. -stwierdził po namyśle szlachcic. Zmarszczył brwi.- Co do broni białej… nie warto. Do szabli trzeba się brać już od pacholęcia i ćwiczyć. Teraz już za późno raczej.
- A coś mniejszego? Jakieś ostrze, które mogłabym mieć przy sobie ukryte? - Magnatka nie dawała za wygraną. - Michale… ja chcę się jedynie umieć bronić.
- Puginał, jeśli waćpani chce z ukrycia takie ostrza użyć, to puginał wystarczy. Jeno do tego nie trzeba umiejętności… ino odwagi, by wrazić ostrze w ludzkie ciało. - zastanawiał się starzec. - Są bandyci zwłaszcza w dużych miastach, którzy takimi nożami posługują się biegle, ale…- zaśmiał się szlachcic opierając dłoń o karabelę.- … na nic im ta sztuka przeciw szlacheckiej szabli.
- Czy damie jednak wypada nosić szlachecką szablę? - Barbara zaśmiała się, i odgarnęła kosmyk, który wyswobodził się z warkocza. - Chciałabym.. choć zobaczyć jak się nią włada.. nie muszę być w tym tak sprawna jak ty czy jakikolwiek mężczyzna.
- Na kresach przypasywają sobie szablę czasami.- odparł Michał ze śmiechem i dodał. - Ale też uczą się od dziecka nią władać.
Spojrzał na dziewczynę dodając.- Nie uważam tego za dobry pomysł pani. Lepiej byś nie pokładała nadziei w swoje umiejętności szermiecze. Natomiast pistolet… to co innego. Wystarczy opanować ładowanie jej i poćwiczyć strzelanie, by móc zranić lub zabić człowieka z niewielkiej odległości. Przeciw w miarę doświadczonemu rębajle, szabla w twojej dłoni… w niczym ci nie pomoże.
- Jednak… chcę się nauczyć. - Barbara wpatrywała się wytrwale w oczy szlachcica. - Mam czas i zależy mi na tym by nie zrobić sobie szablą krzywdy. Jeśli ty nie chcesz mnie uczyć poprosze kogoś innego.
- Ależ z ciebie uparta koza. Dobrze trzpiotko, pokażę ci jak szablę trzymać w garści. Acz jeno po to byś zobaczyła jak to jest. Pistoletu też cię nauczyć używać.- poddał się w końcu Michał.
Magnatka wskoczyła na niego, siadając mu na kolanach i obejmując mężczyznę wokół szyi, pocałowała go w usta.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się ciepło. - I jeszcze puginał.
- Tu wielkiej filozofyi nie ma. Po kryjomu wyciągasz z rękawa i wbijasz w plecy między łopatki, albo w szyję.- wyjaśnił szlachcic starając się odsunąć swoje dłonie od jej ciała.
- Mówisz do osoby, która trzymała w ręce jedynie nóż kuchenny, - Magnatka usadziła wygodnie pupę na kolanach szlachcica.
- Nie ma żadnej różnicy, między nożem, sztyletem czy puginałem. - odparł Michał z uśmiechem. - Chyba że w dłoni miejskiego rabusia.
- Wierzę ci…ale chciałabym każdy zważyć w dłoni. - Barbara nie dawała za wygraną. - Chyba że chcesz bym znalazła rabusia, który będzie mnie uczył.
- Otrzymasz puginał, ale przestań się wiercić. - ni to szepnął ni to jęknął mężczyzna, podczas gdy Basia poczuła jak znajomy sztylecik zaczyna “uwierać” ją w pupę.
- Czemu…? Tak może…. - Basia nachyliła się do ucha szlachcica. - Tak może namówię cię na naukę władania szablą… z konia.
- Waćpani… nie żartuj sobie… to niebezpieczne. - odparł szlachcic bezczelnie chwytając za biodro siedzącej na nim magnatki. Był to zdecydowanie nieprzyzwoity gest. Powinien się wstydzić.
Basia położyła dłonie na jego przedramionach. Delikatnie tak tylko jakby się opierała.
- Czy wobec tego, mam wstać? - Spytała z nieco smutnym uśmiechem.
- Lisiczka… - druga ręka capnęła za pierś ściskając mocno krągłość przez delikatną koszulę, jego palce wodziły po niej zachłannie ugniatając ją. Szlachcic zyskiwał na apetycie, acz tracił na kontroli nad sobą.
- To nie jest odpowiedź. - Ni to wymruczała ni to odpowiedziała magnatka.
- Masz wstać i … zadrzeć koszulę w górę… figlarko.- wydyszał jej brodaty kochanek.
- Czy nie wypada choć poprosić swą Panią? - Basia zaśmiała się, choć sama czuła narastające podniecenie. - Bo… ja chciałabym byś pocałował mój kwiat, poczuć na nim twój wąs. - Palec magnatki przesunął się po wargach Michała. - Pieszczotę twych ust.
- Aleś sobie wymyśliła… pewnikiem nauki tej Francuzki. - westchnął szlachcic i capnął jej palec wargami i zębami, choć bezboleśnie. Przez chwilę milczał trzymając owego zakładnika. - No dobrze… jeśli sobie tego życzysz. Ale tylko jeśli naguśka będziesz. I na łożu leżeć.
Barbara jeszcze siedząc mu na kolanach zsunęła przez głowę koszulę i już teraz zupełnie naga siedziała na kochanku.
- A dasz radę zanieść mnie do łoża. - Mruknęła robiąc figlarną minę.
- Taką drobniutką niewiastę? Dyć to nie problem.- Szlachcic pochwycił kapryśne dziewczę i uniósł w górę jakby nic nie ważyła. I ruszył z nią ku łożu.
Barbara pochwyciła jego twarz i pocałowała namiętnie męskie usta.
Szlachcic oddał pocałunek, po czym położył dziewczynę na łożu. Nachylił się i zaczął całować intymny zakątek Basi, smyrać językiem. Spełniał jej kaprys niepewnie i niewprawnie… nie bardzo wiedział jak to robić. Za to łaskotał ją brodą, której Cosette nie miała.
Magnatka ułatwiła mu dostęp rozchylając szeroko nogi.
- T..tak..m..możesz sięgnąć nim głębiej. - Wydyszała z trudem.
- Ehmm…- mruknął stropiony Michał niepewnie wciskając język w kobiecość magnatki, by spełnić jej życzenie.
Barbara jęknęła głośno, a jej ciało wyprężyło się. Michałowi tak bardzo brakowało wprawy, ale… jego silne dłonie ściskające jej uda… broda. Wszystko zdawało się działać na jego korzyść. Nie bardzo też wiedział co robi, niemniej czynił co kazała wodząc językiem i słuchając odgłosów jej przyjemności. Zaciskał dłonie na jej udach, a jego oddech był ciężki.
Magnatka doszła z cichym okrzykiem i opadła na łoże ciężko dysząc.
A Michał wstał i zaczął rozwiązywać pas na kontuszu, nie odrywając wzroku od jej nagiego ciała. Zamierzał posiąść magnatkę nie pytając ją o pozwolenie. Jego rozpalony wzrok to właśnie mówił Basi.
A ona mogła tylko patrzeć. Pragnęła jego oręża w sobie. By przeszył ją tą swoją szablą.
Po chwili odsłoniwszy oręż, niezgrabnie i pospiesznie Michał wpakował się na łóżko. Chwycił za uda kochanki i posiadł silnym szturmem. Kolejne ruchy bioder połączone były z sapnięciami, ruchem ciała Basi po pościeli i falowaniem piersi. I co najważniejsze… twardą i silną obecnością kochanka w niej. Jego ruch wypełniał jej ciało i zmysły doznaniami. Szybki, mocny i stanowczy… taki był Michał. A drżąca dziewczyna pozwalała mu na to, na te prymitywne igraszki… ale intensywne zarazem.
Choć czuła niesamowite podniecenie, czuła jak zbliża się ponownie na szczyt, to wiedziała że nie tego pragnie. Brakło jej pieszczot Cosette. Jej siły ale i wyrafinowania. Brakło jej sercu, ale nie jej ciału, które doszło po raz kolejny pod szturmami kochanka.
Michałowi nie brakowało entuzjazmu i pożądania, ale jak na tak posuniętego w latach kochanka miał bardzo mało umiejętności i doświadczenia łóżkowego. Doszedł jednak w końcu do szczytu patrząc na drżącą od doznań kochankę.
Barbara wpatrywała się w szlachcica, starając się uspokoić oddech. Na to stare ciało wystające spod kontuszy, zmarszczki na twarzy, a jednak… był jej bliski. Tylko z niewiadomego powodu bardziej niczym brat? Przeraziła ją nieco wizja aktów kazirodczych, których się dopuszczali. Wyciągnęła dłonie by mężczyzna ją przytulił.
Co też jej miłośnik uczynił obejmując zaborczo młodziutką kochankę. Jego broda łaskotała jej piersi i szyję.
- Ktoś się robi zachłanny. - Wymruczała, przeczesując włosy kochanka palcami.
- Możliwe.- odparł mężczyzna potulnie się zgadzając.
- Wiesz, że sypiam z Cosette. - Dodała spokojnie zerkając na głowę Michała. Brodaty mężczyzna zawstydził się i zerknął na bok. -Domyślam się, że cię zbałamuciła. Ale wolę o tym nie myśleć.
- Bo nie będę wtedy taka idealna? - Basia ułożyła się na boku, eksponując swoja talię i oparła głowę na dłoni.
- Waćpani zawsze będzie piękna… i niewątpliwie jesteś… bardzo pilną jej uczennicą.- zaśmiał szlachcic, nachylając się i całując brzuch jasnowłosej. - Jakże mógłbym oprzeć twojej pokusie?
Barbara zaśmiała się.
- Bo może brzydzą cię kobiety lubiące nie tylko mężczyzn, ale też inne kobiety? - Zaproponowała i ponownie pogładziła głowę kochanka.
- Jestem w wieku, który nie pozwala na wybrzydzanie.- zaśmiał się Michał i zapytał.- Czyżbym zrobił coś, co sprawiło że tak pomyślałaś?
- Cosette kiedyś wspomniała.. że będziesz źle się przy mnie czuł. - Odpowiedziała nieco niepewnie.
- Ech… za dobrze o mnie myśli. Bywałem na wojnach… różne się rzeczy zdarzały w obozach wojskowych. - odparł wymijająco Michał.
- Opowiesz? - Spytała z zaciekawieniem Basia.
- Nie. Nie są to opowieści odpowiednie dla niewieścich uszu. I wolałbym by odeszły w zapomnienie.- odparł Michał siadając na łożu.
- Cóż… wiedziałabym co mnie czeka gdybym została porwana. - Magnatka przewróciła się na plecy i spojrzała na sufit baldachimu łóżka i jego misterne zdobienie.
- Możliwe że tak.- potwierdził szlachic wodząc ustami po pośladkach dziewczyny. A palcami pomiędzy nimi. Potem zabrał się za pieszczenie pleców kochanki.
- Wolę nie wiedzieć? - Spytała, od razu znając na to odpowiedź.
- Tak.- mruknął Michał i zapewne chciał coś powiedzieć dalej, ale… do drzwi komnaty ktoś zaczął nerwowo i mocno pukać.- Waćpani. Goście zajechali na dziedziniec, ktoś znaczny.
Głos należał do Ewki.
- Ubierz się. - Barbara wstała i podeszła do swej koszuli. - Chyba.. musimy wracać do obowiązków. - Po chwili dorzuciła. - Ewo przynieś misę z wodą!
- Tak pani.- odparła Ewka, podczas szlachcic szybko zabrał się odziewanie, by wymknąć się nim służka wróci.
- Ciekawe kogo przygnało do naszego zamku. - Barbara założyła koszulę i podeszła do okna by wyjrzeć na dziedziniec.
Na którym to spory oddziałek rycerski właśnie zsiadał z koni. Przewodził im młody szlachcic w czarnej zbroi husarskiej.

I rozkazywał podobnie elitarnej sarmackiej gromadce. Musiał to być, ktoś znaczny i sławny w okolicy, że tak wtargnął nie zatrzymywany do zamku górnego posiadłości w której Basia pomieszkiwała.
- Starościc Jeremi Wolski. Ciekawe co go tu przywiodło.- stwierdził cicho Michał przyglądając się tej sytuacji stojąc tuż za szlachcianką. Po czym ruszył do wyjścia z komnaty.
- Jest żonaty? - Spytała Basia zerkając za odchodzącym szlachcicem.
- Nie. Nie jest.- zaśmiał się Michał i zamknął drzwi za sobą.
- No to chyba mamy odpowiedź. - mruknęła Basia i spojrzała w dół na kręcący się po dziedzińcu oddział. Cóż.. wypadało podjąć gościa. Niech tylko Ewa wróci i pomoże się jej obmyć po igraszkach.
Wkrótce Ewa wróciła i zabrała się za obmywanie swojej pani, pospiesznie i nerwowo wodząc czystym i wilgotnym gałgankiem po jej ciele. Zaniepokojona tymi zbrojnymi czekającymi na dziedzińcu.
- Co cię tak niepokoi? - Spytała spokojnie Basia, cały czas zerkając w stronę okna i nasłuchując.
- Ludzie uzbrojeni tak bardzo… kłopoty wróżą.- szepnęła cicho służka.
- Więc nie dawajmy im czekać. Weź tą czarną suknię z perłami i dopasowaną do niej koszulę. - barbara ułożyła dłoń na ręce służki. - Wszystko będzie dobrze. - Nie wiedziała czy przekonywała bardziej siebie czy Ewę.
Służka skinęła głową nie przekonana do końca słowami swojej pani. Po czym pomogła swojej pani w przygotowaniach do olśnienia owego starościca swoją urodą.
Barbara poddała się tym wszystkim zabiegom, po czym narzuciwszy na ramiona płaszcz zeszła do swych nowych gości.

Tych już przyjmował Michał wpuszczając do sali jadalnej, gdzie służba pod nadzorem ochmistrzyni stawiała na stołach pożywienie i napitek. Barbara zaczekała aż wszyscy zajmą miejsca. Była Panią na zamku. Jej wejście powinno robić wrażenie.
Dopiero gdy atmosfera w jadalni się nieco uspokoiła wkroczyła do niej ona. Wszystkie spojrzenia spoczęły na niej, tak jak planowała. Starościc podszedł do niej, skłonił się głęboko przed nią i przedstawił. Następnie rzekł.
- Wybacz że zakłócam twoją żałobę, zwłaszcza że ledwie męża pochowałaś. Niemniej wpłynęły na waćpanią pozwy i skargi od kilku rodzin szlacheckich. Ponoć więzisz bezprawnie szlacheckich synów pomniejszych rodów w lochach swojego zamku. -
- Och… zaskoczył mnie Waćpan. - Barbara nawet nie musiała udawać zaskoczenia. - A czyich to synów rzekomo więżę w swych lochach?
- Synów szlacheckich których łaskawie podpisy zebrał pozew w ich imieniu składający Stanisław Stadnicki. - wyjaśnił uprzejmie starościc.
- Nihil novi pod słońcem. - stwierdził sarkastycznie Michał.- Typowa strategia diabła i diabląt. Najpierw atakują, a jak cięgi zbiorą to się do procesowania zabierają.
- Czy pan Stadnicki będzie usatysfakcjonowany jeśli każę ich wszystkich stracić? Bo z tego co mi wiadomo taka jest kara za podniesienie ręki na Magnata. - Barbara przyglądała się spokojnie starościcowi.
- Na osobę szlachetnie urodzoną.- odparł starościc przypominając dziewczynie, że w teorii szlachcic szlachcicowi równy. W teorii.
- Acz nawet wtedy prawo zabrania samosądów. - dodał jeszcze na koniec. I polubownie zmienił temat mówiąc. - Nie przybyłem tu egzekwować tej skargi, jako że wiem dobrze jakim człowiekiem jest Stadnicki. Niemniej chcę się dowiedzieć prawdy i przekonać się czy waćpani rzeczywiście w lochu szlachciców przetrzymuje i z jakiego powodu.
- Usiądźmy więc może i wyjaśnię Waćpanu mój kłopot. Z przyjemnością skorzystam też z porady co czynić dalej. - Barbara wskazała na szczyt stołu uśmiechając się ciepło do starościca.
- Niech tak będzie.- odparł szlachcic podążając za Basią.
Magnatka zajęła miejsce przy szczycie stołu i zaczekała aż polane zostanie jej wino.
- Dotarły pewnie do Waćpana słuchy, że małżonek mój Józef Żmigrodzki zmarł był w Krakowie. Wolą jednak jego było by spocząć tu w kaplicy rodzinnej przy przodkach swych. - Barbara oparła się łokciami o stół eksponując swój ściągnięty gorsetem biust. Na rozmówcę spoglądała jednak uważnie popijając po odrobinie wina.
Starościc przysiadł się z jednej, Michał z drugiej strony. Basia miała świadomość, że spojrzenia obu dyskretnie zezują na jej krągłości.
- Tak. To straszna tragedia. - rzekł Wolski bardziej z grzeczności niż z przekonania.
- Spoczęła na nas odpowiedzialność na dostarczenie tu ciała mego małżonka. Jak zapewne Waćpan domniema jechaliśmy dosyć wolno z uwagi na stan dróg i cenny ładunek. - Barbara westchnęła ciężko wiedząc że w tej chwili jej piersi uniosły się mocniej. - Nie wiem czy mężczyźni w lochu są z rodów szlacheckich. Ciężko mi uwierzyć, że ktoś pochodzący z takich rodów zaatakowałby kordon żałobny, zabił jego ochronę i chciał pojmać wdowę.
- No tak… a więc… zaatakowali?- spytał starościc starając się skupić na jej wypowiedzi, czego mu nie ułatwiała.
- Owszem. Wzięli nas z zaskoczenia podczas popasu. - Barbara pokręciła z niedowierzaniem głową. - Mnie samą by tam porwano, gdyby nie obecny tu Pan Michał.
- To rzeczywiście godne łachmytów z gościńca niźli szlachciców. Acz rozumie waćpani, że i ich oświadczeń muszę wysłuchać nim podejmę jakiekolwiek decyzje.- oświadczył Jeremi.
- Oczywiście, acz proszę by wypytał Waćpan także towarzyszącą mi wtedy szlachtę. - Barbara wskazała na siedzącego obok Michała. - Niech na me usprawiedliwienie działa fakt iż po szlachcie zachowania takiego się nie spodziewałam, a za bandytów najgorszych ich mając nie mogłam wierzyć ich słowom.
- Spiszę słowa obu stron jako materiał dowodowy. - odparł mężczyzna potakując głową. - Jednakże późno żem przyjechał i prosić muszę o ugoszczenie przez waćpanią.
- Nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej. Gość w dom, Bóg w dom. - Barbara skinęła na Cosette, choć pewna była, że ochmistrzyni poczyniła już odpowiednie kroki. - A czy skoro zostaje Waćpan. - Basia dolała szlachcicowi wina. - Czy doradzi mi Waćpan co począć w tej trudnej sytuacji?
- To zależy jak się rozwinie sytuacja. Pozew został złożony więc właściwym byłoby odpowiedzieć kontrpozwem przeciw Stadnickiemu. Nawet przy mizernych dowodach nie stać go raczej na walkę w sądach z o wiele bogatszą od niego osobą. Tyle że to wymaga wyjazdów i męczenia się z kolejnymi procesami.- wyjaśnił szlachcic popijając wina i zerkając na Basię. Wpadła mu w oko najwyraźniej.
Magnatka odchyliła się na krześle by zaprezentować swą gibką sylwetkę przed starościcem.
- Smutne Waćpan wieści przynosisz. - Odpowiedziała cicho. Była ciekawa jaką personą był Jeremi.
- Cóż. Tak jest rola jaką mi nadano. Strzeżenie prawa i wykonywanie jego wyroków poważne zadanie. - odparł mężczyzna nie mogąc oderwać wzroku od młodej wdowy.
- To trudne i ciężkie zadanie. - Barbara uśmiechnęła się do mężczyzny jakby pocieszająco ale już po chwili posmutniała. - Prawo winno nas strzec. Serce mnie boli… - Jej dłoń powędrowała do wiszącego pomiędzy piersiami wisiora. - Że ludzie tacy jak Stadnicki wykorzystują je dla swych celów.
- Niestety nie można ignorować skarg, tylko dlatego że się osobiście kogoś nie na szanuje. Prawo nie faworyzuje nikogo. - nie brzmiało to naiwnie w jego ustach, raczej jak przekonanie które zamierzał uczynić prawdą. Niemniej był też mężczyzną i jego wzrok błądził po dekolcie wędrując za jej palcami. - Piękne… piękny naszyjnik.
- Ach dziękuję. Ma Waćpan wspaniałe oko. Ale proszę! Niech Waćpan je. - Barbara sięgnęła po jeden z półmisków i zdjęła z niego kiść winogron. Wyciągnęła dłoń jakby chciała nakarmić gościa, zatrzymała ją jednak. - Waćpan pewnie strudzony po podróży.
- Dość.- odparł szlachcic sięgając po wino, by powstrzymać możliwość takiego karmienia. Wszak nie wypadało pozwalać sobie na taką zażyłość, zwłaszcza publicznie. - Winienem sprawdzić kondycję więźniów przed snem.
- Rozumiem. Polecę by Waćpana zaprowadzono. Do nocy jednak jeszcze czas i więźniom nie zaszkodzi jeśli się Waćpan posilisz. - Barbara oderwała wargami jedno z winogron i zerknęła na Michała. - My zaś będziemy musieli sporządzić nasz pozew.
- Nie zamierzam się spieszyć z dochodzeniem do prawdy. Wszak wydaje się ono skomplikowane.- odparł uprzejmie starościc zabierając się za posiłek.
- Obawiam się … że jest nazbyt proste. - Barbara na chwilę zapomniała o uwodzeniu mężczyzny i spojrzała na wypełnioną jadalnię. Wypełniał ją gwar. Dostrzegała liczne spojrzenia skierowane w ich stronę. Ludzie są tak prości. Jak jeszcze zechce zepsuć jej krew Stadnicki? Bo pewna była że to uczyni.
- Stadniccy lubią komplikować takie sprawy. Jego ojciec słynął nie tylko z napadów, ale i głównie z niekończących się procesów pomiędzy bezprawnymi zajazdami.- odparł starościc, a Michał wtrącił pocieszająco. - Na Żmigród się nie poważy. Nie bez artylerii.
- Chyba że ją zdobędą. Niestety moje podróże na sądy dadzą Stadnickiemu też okazję, by jeszcze raz spróbować porwania. - Westchnęła. - Ale jak mówisz Waćpanie… prawda jest najważniejsza i będę jej dochodzić na sądach jeśli taka jest konieczność.
- Niestety… i złoczyńcy dochodzić mogą w swoich spraw przed sądem.- starościc nie potrafił skłamać jej, tylko po to by ją pocieszyć.
Barbara uśmiechnęła się do mężczyzny.
- To jednak mój problem czyż nie? - Sięgnęła po swój kielich i upiła spory łyk. - Czy pozwoli Waćpan, że porozmawiam na boku z Panem Michałem?
- Oczywiście waćpani. - rzekł uprzejmie starościc.- Niech waćpani nie czuje się w obowiązku zabawiać mnie rozmową. Urzędowo tu przybyłem, a nie w gościnę.
- Proszę się jednak czuć gościem. - Barbara podniosła się ze swojego miejsca i dała znak Michałowi by odeszli na bok.
Stary szlachcic skinął głową i podążył za szlachcianką potulnie. A gdy już znaleźli z dala od starościca, cierpliwie czekał aż magnatka się odezwie.
- Duże mamy kłopoty? - Spytała bez ogródek, spoglądając w kierunku sali.
- Nic czego nie dałoby się załatwić łapówką daną we właściwe dłonie. - odparł cicho Michał.- Niestety sam starościc jest młody i naiwnie uczciwy. Niemniej taka… samowolka szlachecka zwykle jest załatwiana polubownie. Nikt waćpani do loszku nie wtrąci.
- Cóż… to nie są złe cechy. - Barbara westchnęła ciężko. - Co sądzisz o jego pomyśle? O tym pozwie?
- Może to wystraszy Stadnickiego? Przynajmniej od dalszego procesowania? Zresztą wyrok to jedno, a egzekucja wyroku to inna sprawa. Małoż to banitów łazi gościńcach Rzeczypospolitej? - wzruszył ramionami Michał. - Niechże się waćpani spyta starościca ileż to niewykonanych wyroków ciąży na samym diablęciu Stadnickim.
- Napominał, że to ich rodowa tradycja. - Basia westchnęła i skrzyżowała ręce pod piersiami, unosząc je lekko. - Jak się tu pozbyć tego diabła.
- Procesowanie tak… wygrywanie tych procesów, niekoniecznie. - zaśmiał się basowo Michał i rzekł ponuro. - Chcesz się pozbyć diabła? Najedź jego włości, weź go na powróz i zaciągnij do Krakowa do Lublina. Znajdzie się dość paragrafów w mądrych książkach, by zadyndał na głównym rynku. Lub by mu czerep ścieli, jeśli okażą łaskę.
- Chcę żyć w spokoju, a obawiam się, że on nie spocznie dopóki dychać będzie. - Barbara też popadła w ponury nastrój. - Zaprowadzisz Jeremiego do więzienia. Lepiej by nie chodził, tam gdzie to niekonieczne.
- Tak pani. I obawiam, że spokój to akurat coś czego nie kupisz za żadną cenę.- rzekł czule Michał.
Magnatka uśmiechnęła się.
- Wracam do naszego gościa. Zobaczmy jak silną wolę ma starościc. - Poprawiła swój strój i ruszyła w kierunku sali.
- Tak pani.- odparł Michał podążając. Starościc zachowywał się powściągliwie i popijał wino z uśmiechem. Jego podwładni… już mniej. Popuścili pasa, popili mocno, zaczepiali dziewki służebne które odpowiadały wesołym chichotem dając się obłapiać. Ani chybi szkoła Cosette. Niemniej i sam młodzian był w dobrym humorze, co najwyżej spojrzeniem hamując co bardziej sprośne wybryki swoich ludzi.
- Czy wszystko odpowiada Waćpanu? - Spytała Barbara zajmując znów swoje miejsce.
- Tak. Jestem jak najbardziej kontent.- odparł grzecznie starościc Wolski.
- Zapewne bywał Waćpan już w Żmigrodzie? - Barbara dolała mężczyźnie wina, po czym sama napiła się ze swego kielicha.
- Dawno temu… za poprzedniego starosty, u którego żem również służył.- odparł uprzejmie młodzian.- Acz wiele z tamtego okresu nie zapamiętałem. Krótko tu bywalim.
- Z przyjemnością oprowadzę po zamku. - Barbara uśmiechnęła się.
- Byłoby miło z twojej strony waćpani.- odparł uprzejmie szlachcic. - Acz nie chcę być ciężarem zwłaszcza, że pewnie wiele obowiązków związku z żałobą… zajmuje twoje myśli i czas.
- Żałoba to po prostu coś co jest. - Magnatka dopiła zawartość kielicha. - Ludzkie towarzystwo koi mój smutek, więc.. z przyjemnością przejdę.
- Kiedy tylko waćpani znajdzie czas, to z chęcią jej potowarzyszę podczas spaceru.- odparł starościc.
- Teraz? - Zaproponowała z uśmiechem.
- Jeśli waćpani sobie tego życzy.- odparł szlachcic wstając i podając uprzejmie dłoń Basi.
- Będzie to dla mnie przyjemność. - Barbara ujęła podaną rękę i wstała ze swojego miejsca.
 
Aiko jest offline