Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-12-2019, 11:30   #31
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Cosette pokazała kierunek Basi i dwórkom. Wymagało to dotarcia do stajni wzięcia koni, bowiem pan Michał ćwiczył młodych szlachciców poza murami zamku niskiego. I panienka wraz z dwórkami, nie mogły się tam udać na piechotę.
Więc magnatka udała się właśnie tam się udała, by konie zabrać. Zapomniała niestety o Wacławie. A on tam był… stajenny górował nad magnatką i stadkiem dwórek, które pożerały go łakomym wzrokiem. Wacław spoglądał jednakże głównie na Basię czekając jej na jej polecenia.
- Czy przygotowałbyś powóz? - Barbara odezwała się nieco niepewnie. Mężczyzna nadal działał na nią mocno pobudzająco. - Chciałabym porozmawiać z Michałem.
- Co sobie dobrodziejka życzy.- mruknął przyjemnym tonem głosu mężczyzna kłaniając się, a mimo tej postawy górował na magnatką. Gdyby ją objął ramionami to… by ją otulił. Taka drobniutka przy nim była. - Zaprząc cztery konie?
- Tak… - Barbara była bardzo ciekawa jakby to było znaleźć się w jego uścisku. Wątpiła by Wacław oznaczał się finezyjnością, choć… wobec koni zdawał się być tak delikatny.
Nie ona jedna miała takie myśli. Szepty pomiędzy dwórkami, dotyczyły głównie jego ramion jak i pośladków… które można było podziwiać gdy koniec do wozu zaprzęgał. Agata wręcz sugerowała że chętnie by capnęła dłonią… i może nawet pozwoliła mu na to samo. Co oczywiście wywoływało szepty pełne fałszywego zgorszenia i potępienia ze strony dwóch nowych dwórek. Jak i nerwowy chichot blondynki.
Barbara jednak przyglądała się jego dłoniom zaciskającym kolejne paski ogłowia i myśląc jak by to było gdyby zacisnęły się na jej piersiach. Jak uczynić sugestię dla kogoś takiego? Tak by Cosette nie była zła. Najprościej by było chyba… spytać samej Francuzki. Że też o tym nie pomyślała.
Tymczasem stajenny zaprzęgnął już wszystkie rumaki do kolaski i uprzejmie spytał się waćpani.
- Zawołać woźnicę? Czy też inny dobrodziejka ma kaprys?-
- A dasz radę poprowadzić? - Magnatka uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Dam dobrodziejko.- odparł mężczyzna wypinając dumnie szeroką klatkę piersiową. Pewnie dałby radę i unieść konia.
- Wobec tego pojedź z nami. - Magnatka niby od niechcenia sięgnęła do wisiora między swoimi piersiami. - Daleko do Pana Michała?
- Nie waćpani… będzie z pół staja od murów zewnętrznych.- tak jak oczekiwała Wacław wodził wzrokiem za jej palcem, bezczelnie spoglądając na jej piersi. Uśmiechnął się tak jakoś… dziwnie. Ni to lubieżnie, ni to triumfująco.
Podszedł do drzwiczek karocy i otworzył je. Barbara puściła przodem dwórki spoglądając przy tym na swojego woźnicę. Myślała jak to ugrać.
Gdy przyszło jej wsiadać do środka, Wacław postanowił jej przy tym pomóc. Pochwycił szlachciankę, by asekurować ją. Przy czym jedną dłonią chwycił za pupę i bezczelnie zaczął macać jej pośladki przez suknię gdy wsiadała. Basia czuła te duże silne palce wędrujące po jej krągłości jakby była dziewką służebną w karczmie! No tak… oczekiwanie po chłopskim synu subtelności było naiwnością. Ale trzeba było przyznać, że bezczelnie liczył na swój urok przy tych swoich “niedźwiedzich” zalotach. I miał rację. No cóż… Basia przekonała, że Wacław jest prostym człekiem… choć miłym oku i miłym w zachowaniu.
Strąciła delikatnym ruchem jego rękę ze swoich pośladków.
- Poradzę sobie. - Teraz już wiedziała, że powinna go nieco dopasować do swoich upodobań. Niech wie, że na jej względy musi zasłużyć.
- Tak dobrodziejko.- Wacław posłusznie odstąpił i zasiadł na koźle. Dwórki na szczęście nie dostrzegły jego śmiałych zakusów na swoją cnotę. A jak tylko usiadła, powóz ruszył. Jazda chybotliwą kolasą nie trwała długo… wszak miały jedynie z zamku wyjechać.
Na przedpolach zaś szlachta ćwiczyła się w fechtunku pod okiem pana Michała.
Tam też dostrzegła Basia dwóch młodzieńców niewiele młodszych od niej. Obaj byli wysocy, prości jak sosny i dość szerocy w barkach. Obu wąs się ledwie sypnął pod nosem. Jeden był ryży, drugi jasnowłosy. Fechtowali palcatami, jeden drugiego próbując pokonać. A Michał siedział na stołku przez sługę przyniesionym i piwa popijał obserwując ich.
- Podjedź proszę do Pana Michała. - Barbara odezwała się spokojnie do Wacława.
- Tak waćpani.- odparł mężczyzna i karoca ruszyła ku niemu. Zatrzymała się niedaleko jego siedziska, toteż stary szlachcic ruszył ku magnatce gnąc kark w pokłonach. Jednakże to Wacław otworzył drzwi od karocy. Był młodszy i szybszy od niego.
To jednak do szlachcica wyciągnęła rękę by pomógł jej zejść, chcąc dać znać stajennemu, że nie podobało się jej jego zachowanie.
- Tooo miła niespodzianka dla mnie waćpani. - odparł szlachcic pomagając Basi wyjść z kolaski.
- Czym mogę służyć ? -zapytał uprzejmie.
- Wiesz, że byłam bardzo ciekawa naszych nowych mieszkańców zamku. - Barbara skinęła na młodzieńców.
- To prawda.- odparł szlachcic i wskazał dłonią młodzików.- Otóż i oni…-wskazał na jasnowłosego, wyższego z dwóch młodzieńców.- Rafał Brzozowski herbu Belina i…- tu dłoń przesunęła się na rudzielca gnącego się w pokłonach.- Teodor Dołżański pieczętujący się Sasem.
Barbara skinęła jedynie głową.
- Proszę… kontynuujcie. To miłe oku widzieć mężczyzn ćwiczących fechtunek.
Obaj skłonili się i rozpoczęli ćwiczenia, które szybko zmieniły się w zaciętą walkę między nimi. W końcu obaj chcieli się popisać przed piękną magnatką i pogrążyć konkurencję w hańbie przegranej. Szybko zaczęli popełniać błędy i obrywać nawzajem kijami.
- Dwa głupie koguty. Dobrze że szabel nie mają, bo byśmy jutro kolejny pogrzeb szykowali.- ocenił to Michał zdegustowany tym widowiskiem.
- Jak ich oceniasz… przydadzą się do czegoś? - Magnatka obserwowała tą walkę z odrobiną rozbawienia, które starała się ukryć, tym bardziej, że miało ono gorzki posmak. Przypomniał się jej ojciec wszczynający bójki po pijaku.
- Widziałem gorszych giermków. Widać, że nieopierzeni i nie mieli nigdy okazji posmakować żołnierskiego chleba na wyprawie wojennej.- wzruszył ramionami Michał. Niemniej dwórkom się podobało, bo zagrzewały swoich faworytów do boju.
- Cóż… są młodsi nawet ode mnie. - Odezwała się cicho, pozwalając sobie na dokładne oglądanie męskich ciał. - To potomkowie okolicznej szlachty?
- Tak. Pewnie twoje dwórki ich znają i wygląda na to, że ryży ma powodzenie w okolicy.- zaśmiał się Michał, bo tylko Agatka kibicowała blondynowi.
- Może usłyszę o nich jakieś ciekawe opowiastki. - Barbara zerknęła na swoje towarzyszki z rozbawieniem. - Czy… potowarzyszysz mi przy obiedzie?
- Nie czuję za dobrze w tak licznym gronie ślicznotek.- zaśmiał się lekko szlachcic i spojrzał na Basię.- Chyba że tylko w twoim uroczym towarzystwie.
- Spytałam czy potowarzyszysz mi… a nie nam. - Barbara uśmiechnęła się ciepło do szlachcica.
- Wiesz dobrze waćpani, że nie mógłbym się oprzeć takiej pokusie. I nie oprę się jej także podczas obiadu.- wymruczał cicho wprost do ucha Basi. -
Waćpanna nie boi się, iż mogę stracić głowę podczas posiłku dla waćpanny?
- Czy wobec tego powinnam poprosić jednego z tych młodzieńców by mi towarzyszył? - Magnatka skinęła głową w kierunku walczących.
- Winna waćpani, jeśli się cnotę chce swoją obronić.- odparł szczerze acz żartobliwie szlachcic. - Kto rozsmakował się w tych usteczkach, temu ciężko odstąpić od nich.
Barbara zarumieniła się nieco i rozchyliła delikatnie wargi czując jak jej serce przyspiesza.
- Dobrze… wobec tego, który z nich wygra będzie mógł ze mną zjeść. - Odparła rozbawionym ale i nieco drżącym głosem. - Przekaż im to proszę.
- Hej wy tam huncwoty. Kto wygra będzie miał zaszczyt spożyć posiłek w towarzystwie jaśnie pani dobrodziejki!- krzyknął Michał i od razu zaczęli się mocniej okładać kijami.
Barbara skupiła się teraz na walce, skoro stała się nagrodą w tym pojedynku.
Kilka silnych ciosów i trafiony w kolano ryży upadł na ziemię. Jego triumfatorem był blondyn, obecnie z mocnym sińcem pod okiem.
Ruszył ku Basi, przyklęknął i rzekł wzniośle.- Ja Rafał Brzozowski dedykuję te zwycięstwo tobie waćpani.
Prosty długi nos, ostre rysy twarzy i niebieskie oczy. Dumne oblicze wojownika… bardzo młodego wojownika.
Barbara uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Piękne zwycięstwo. To będzie przyjemność spożyć posiłek w twym towarzystwie. - Magnatka spojrzała na Michała. - A my… porozmawiamy później. Wierzę że chcesz wyjaśnić obu jakie błędy popełnili.
- Oczywiście… jestem wszak na twoje rozkazy moja pani. - odparł stary szlachcic kłaniając nisko przed Basią.
Magnatka podeszła do kolaski i spojrzała na Wacława.
- Wracamy na zamek.
- Tak pani.- odparł mężczyzna i czekał, aż dwórki i magnatka zaczną wsiadać do kolaski. A potem pogonił konie ruszając do zamku. Przysłuchując się odgłosom szczebioczących dwórek Barbara mogła zaplanować czas do posiłku, choć jego było niewiele. Ale też pozostał czas po posiłku i do wieczora.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 07-12-2019, 22:20   #32
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Barbara jednak przede wszystkim chciała odpocząć. Od szczebiotu dwórek, wojny kogucików. Czuła otaczającą ją wszechobecną podnietę i wiedziała, że nie tylko na tym jej zależy. Chciała się zakochać. Jakby absurdalnie i dziecinnie to nie brzmiało. Pragnęła jednak by ktoś skradł jej serce. Pożegnała się z Wacławem i dwórkami. Poleciła służbie by przyniesiono jej wino i przekąski do biblioteki, po czym sama się tam udała, planując spędzić czas przed posiłkiem na odpoczynku.
Księgi… te zgromadzone przez jej męża, w większości dotyczyły praw Rzeczyposplitej. Były tu też jednak i księgi uznanych poetów, traktaty religijne oraz trochę literatury spisanej ku przyjemności. Nic tak skandalicznego jak te w których posiadaniu była Cosette. Acz… te poematy, które traktowały o miłości nie dały Basi odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Jak się zakochać. W kim mogłaby. Czy Cosette byłaby w stanie udzielić odpowiedzi, czy… może Czeszka? W końcu przyszłość ponoć w gwiazdach zapisana.
Magnatka wiedziała już jednak, że nie by wróżyć przybyła tu Libena. Pozwoliła sobie więc przeżywać romanse innych czekając, aż nadejdzie pora na posiłek z pewnym kogucikiem i popijając przy tym rozcieńczone wino.
Poezja miłosna która mogłaby oburzyć siostry zakonne, była jednakże równie słaba i rozcieńczona jak owo wino co je popijała. Daleko jej było do intensywności doznań jakie przeżyła, daleko do tego co czytywała. Wystarczyła jednak, by uspokoić myśli i przygotować się na spotkanie z admiratorem którego rodzina przysłała tu, by podbił jej serce. Gdy przybyła po nią służba, odłożyła czytane poematy i ruszyła do mniejszej jadalni by tam posilić się w towarzystwie młodziana i kto wie… może dowiedzieć się o nim coś więcej. Teraz była niemal pewna, że pragnie więcej niż jedynie westchnień i wierszy.
Rafał Brzozowski ubrał się zapewne w swój najlepszy kontusz, a przy boku miał zawieszoną zdobioną karabelę. Kontrastowało to z sińcem pod okiem i całą jego szczupłą sylwetką. Nieco suchawy na twarzy młodzian o ostrych rysach przypominał jej dzieciaków sąsiadów… pewnych siebie młodzików, którzy kradli jabłka z sadów dla dreszczyku emocji i podglądali chłopki kąpiace się w rzece. Jego manierom nie można było nic zarzucić, choć pewnie matula wyryła je brzozowymi witkami na jego zadku. Podczas powitania i przy siadaniu do stołu był nieco onieśmielony… pewnie czułby się swobodniej, gdyby Basia magnatką nie była.
- Proszę, opowiedz mi nieco o sobie. - Barbara uśmiechała się ciepło do chłopaka, zaledwie zakąszając obiad. Brak ruchu sprawiał, że jej apetyt malał. - O mnie pewnie ci nieco opowiedziano, ale jeśli jesteś ciekaw.. pytaj śmiało.
- Cóże tu opowiadać… - zaczął młodzik ostrożnie, ale wkrótce się rozgadał, choć głównie o przewagach, swojego rodu… o swojej rodzinie i jej koligacjach. Na koniec o swoich zwycięstwach nad rówieśnikami.
- Waćpani urodziwa jest. Nie tegom się spodziewał.- rzekł między jedną i drugą przechwałką.
- A czego się spodziewałeś? - Barbara upiła nieco wina, ukrywając uśmiech. - Że Pan Żmigrodzki wybrałby sobie podstarzałą matkę dla swego potomka?
- Powiada… -zaczął młodzik, ale przerwał dodając. - Nie godzi się takich plotek powtarzać.
- Och toż rozmawiamy przy posiłku.. winie. - Magnatka podsunęła młodzianowi swój opróżniony kielich by ten go uzupełnił. - Opowiedz proszę.
- Że waćpani jest wydekoltowaną francuską heterą, o cyckach jak kule armatnie i pudrze na obliczu, biegłą w chędożeniu i tak niewyżytą, że z męża życie wydusiła… padł z wyczerpania. - odpowiedział Rafał wyraźnie speszony tym co mówi i nalał trunku Basi.
- Jestem Polką. - odpowiedziała spokojnie Barbara,przyjmując napełniony kielich. - Obawiam się też, że atrybuty moje są mniejsze niż w tych historiach. - Mrugnęła do młodziana.
- Szkoda… - wymsknęło się młodzianowi, gdy zerkał na biust Barbary. - A z tym chędożenie… - spurpurowiał zdając sobie sprawę o co zapytał. I zaczął pospiesznie przepraszać.
Barbara roześmiała się głośno.
- Widzę, że nie spełniłam kryteriów. - Zakryła usta by nieco ukryć swoje rozbawienie. - Obawiam, się że wbrew wszelkim plotkom Pan Żmigrodzki.. umarł ze starości.
- Acha… - w głosie Rafała słyszała wyraźne… rozczarowanie.
Barbara przyglądała mu się zastanawiając się jaka będzie reakcja Cosette i jej opowie o tej rozmowie. Musiała przyznać, że to iż dla tego młodziana ważniejsze były od jej majątku, jej piersi i zamiłowanie do spraw łóżkowych była.. urocza, ale raczej nie pociągająca.
- Waćpani fechtujesz…? - zaczął Rafał próbując przerwać długą ciszę, która zapadła po śmiechu Basi.
- Nie… za to widziałam, że ty i owszem. - Basia powróciła do przerwanego posiłku. - Jeszcze raz gratuluję zwycięstwa. To była ciekawa walka.
- I łatwa. Mój rywal nie miał żadnych szans na triumf. - puszył się Rafał, acz Barbara pamiętała, że Michał dość krytycznie oceniał możliwości obu zalotników.
- Och.. wyglądała na dosyć wyrównaną. Czy opowiesz mi o różnicach, których nie dostrzegła? - Barbara nie czuła najmniejszej potrzeby podbijania ego młodzika.
I tu zaczęły się kłopoty, bo biedny Rafał zaczął się szarpać niczym ryba na haczyku próbując wyjaśnić owe różnice. Jego tłumaczenia były mętne i dość nieskładne. Bo i nie potrafił znaleźć owych detali które przyczyniły się do jego zwycięstwa.
Barbara przysłuchiwała się mu jednak ze szczery zainteresowaniem, czując, że wprowadzanie młodzików w zakłopotanie będzie przyjemną odmianą w jej obecnym życiu. Przytakiwała popijając wino i ukrywając wtedy swój uśmiech.
Posiłek dotarł ku końcowi. Rafał szarmancko ucałował dłoń magnatki chwaląc pod niebiosa te chwile spędzone z nią i mając nadzieję na kolejne.
Magnatka pożegnała się z młodzieńcem ani go nie zniechęcając, ani nie dając nadziei, po czym skierowała swoje kroki w stronę sypialni, planując odpocząć po posiłku.
Tam też natknęła się na Cosette, która to wraz z dwoma dwórkami przetrząsała jej szafy i komodę wybierając stroje do przepierki. I wraz z nimi dygnęła, gdy Basia się zjawiła.
- Może oddam też tą suknię? - Zaproponowała wskazując na zakurzony od podróży pod zamek, rant.
- Oczywiście. Jeśli tego waćpani sobie życzy. - przy służbie Cosette zachowała kamieną twarz i gestem dłoni nakazała służkom rozebrać Basię. Za co obie od razu się zabrały.
Magnatka była jej za to wdzięczna bo po posiłku była nieco ociężała. Z ulgą przyjęła rozsznurowanie gorsetu i pozwoliła z siebie zsunąć ciężką suknie, pozostając w przejrzystej koszuli.
- Odpocznę chwilę. - Sama zabrała się za rozpuszczanie długich włosów. - Chciałabym jednak poprosić o coś.. na osobności.
Cosette gestem dłoni odprawiła dziewczęta wraz z sukniami do wyprania i zamknęła za nimi drzwi. Po czym podeszła do Basi przejmując z jej rąk rozczesywanie włosów.
- Chciałabym się nauczyć fechtunku i strzelania, ale…. tak by na zamku raczej nikt o tym nie wiedział. - Powiedziała przymykając oczy i poddając się dotykowi ochmistrzyni.
- Przez nikogo… masz na myśli Michała? - zapytała Cosette przyglądając się odbiciu twarzy Basi w lustrze.
- Wszystkich poza tobą i Michałem. - Barbara skupiła swój wzrok na oczach Francuzki. - Ale chciałabym.. by uczył mnie ktoś inny. Czuję, że na zbyt wiele pozwoliłam sobie z Michałem.
- Strzelanie jest proste. Sama nauczyłam się posługiwania pistoletem, by móc się bronić. Bo to trafianie w cel jest trudne, a nie samo strzelanie. Szermierka…- tu Cosette westchnęła. - … to już wymaga lat. Szlacheckie dzieci zaczynają się jej uczyć, gdy już dziesięć lat mają.
- Cosette… przede mną lata życia. - Basia wzruszyła ramionami. - Chcę się nauczyć.. proszę znajdź mi nauczyciela.
- Evan by się nadał, jeśli nie zależy ci na szabli. Pałaszem włada i rapierem. W innym przypadku… Michał pewnikiem by mógł kogoś polecić, choć jest jeszcze ten rudy kapitan zamkowej straży co ma do alchemiczki słabość. - zastanawiała się Cosette i dodała ironicznie. - Niech no się żałoba skończy, to zalotnicy zlecą się jak muchy do miodu… i nie starczy ci czasu na nauki.
- Z Evanem.. też jestem za blisko… - Barbara westchnęła ciężko i przysiadła na fotelu by zdjąć trzewiki. - Proszę, rozejrzyj się za kimś. Zawsze możemy mówić, że uczy mnie jeździectwa… i będziemy ćwiczyć pod zamkiem… cokolwiek. Jeśli nikogo odpowiedniego nie będzie rozważę kandydaturę Evana lub Michała.
- Czyżbyś czyniła coś z Evanem za moimi plecami, mon petite? - zapytała żartobliwie ochmistrzyni przyglądając się jej działaniom.
- Raz wystarczył. - Barbara zaśmiała się i ustawiła bose stopy na podłodze.
- Jedna chwila szaleństwa to za mało, by mówić o bliskości. - odparła Francuzka ściągając rękawiczki.
- I myślisz, że teraz byłby w stanie mnie trenować… w fechtunku? - Basia przyglądała się działaniom ochmistrzyni nie ruszając się z fotela.
- Co prawda rapier nie jest popularnym orężem wśród miejscowych. Ale mógłby... - Cosette oparła dłonie o poręcze fotela nachylając się i całując usta Basi. - Jak tam randka?
- Pytasz o Rafała? - Barbara uśmiechnęła się. - Kogucik… i to nieopierzony. Dowiedziałam się że mam mniejsze piersi niż w plotkach i to wyraźnie rozczarowujące, że nie “zajeździłam” męża na śmierć.
- Nie wzięłaś pod uwagę, że to co może oburzać stare matrony, kusi mężczyzn ku tobie. - mruczała Cosette muskając wargami i czubkiem języka szyję Basi. - Choć mało który z nich przyzna… każdemu z nich marzy się noc z Salome.
- Ja jednak nie zamierzam im robić na nie nadziei. - Magnatka zadrżała od tej pieszczoty i odchyliła głowę do tyłu eksponując swoją szyję.
- Czym ci zawinił? - zamruczała zaciekawiona ochmistrzyni wodząc ustami po szyi jasnowłosej kochanki.
- Niczym… po prostu jest mi zupełnie obojętny. - Magnatka oparła ręce na dłoniach kochanki.
- To dobrze. Szkoda twej atencji na szaraczków z mlekiem pod nosem. - wymruczała Cosette muskając jęzkiem obszar gdzie stykały się obojczyki. - Znajdziesz coś lepszego z pewnością.
- Albo i nie. A wy będziecie mieli spokój od rodziny potencjalnego wybranka. - Palce magnatki wędrowały po skórze ochmistrzyni.
- Och? - zamruczała Cosette przerywając pieszczoty i przyglądając się obliczu Basi. - Jesteś pewna? Że nikt nie przyciągnie twojej uwagi?
- Nie wiem… - Magnatka uśmiechnęła się. - Ty przyciągasz moja uwagę. To wystarczy.
- To… urocze. - mruknęła ochmistrzyni i przysiadła się na kolanach Basi. Pogłaskała ją po puklach włosów dodając. - Jesteś zaprawdę urokliwą dziewuszką Basieńko.
- Pytanie czy także pociągającą magnatką? - Żmigrodzka nie potrafiła przestać się uśmiechać. Jej dłonie przesunęły się na pośladki ochmistrzyni.
- Bardzo…- Cosette nagle chwyciła za pukle włosów Basi i całując zachłannie jej usta, drugą dłonią pochwyciła krągłość jej piersi ściskając ją i masując ehergicznie… jakby chciała zedrzeć z niej tkaninę oddzielającą ich ciała.
Barbara zacisnęła dłonie na pośladkach ochmistrzyni odpowiadając na pocałunki i pomrukując między nimi z rozkoszy. Po dłuższej pieszczocie ich ust Cosette oderwała swoje wargi od Basi i mruknęła. - A skoro już wycisnęłaś ze mnie takie wyznanie przyjdzie ci za to zapłacić.
- Na co masz ochotę. - Dłoń magnatki powędrowała pod spódnice ochmistrzyni szukając krawędzi jej bielizny.
- Niewątpliwie na ciebie. - mruczała Cosette uśmiechając się lubieżnie. - w bardziej wygodny sposób. Może w alkowie?
- Dobrze… i tak planowałam drzemkę. - Barbara cofnęła ręce umożliwiając ochmistrzyni podniesienie się.
- Zakładasz że pozwolę ci spać.- odparła figlarnie ochmistrzyni zsuwając się z Basi i podchodząc do łóżka. Magnatka uśmiechnęła się szerzej w odpowiedzi i ruszyła za kochanką.
Cosette zaczęła się rozbierać zerkając przez ramię na magnatkę. - Zaczęłaś sobie owijać Michała wokół małego palca, wiesz?
- T..tak? - Basia zdjęła koszulę i pantalony i stanęła nago przed ochmistrzynią. - Myślałam, że my po prostu… robimy to.
- I myślałaś, że to nie ma na niego wpływu.- pochylona przy zdejmowaniu bielizny Francuzka na moment wypięła tyłeczek w kierunku jasnowłosej. - Że śliczna jasnowłosa dziewczyna przynosząca mu rozkosz i tuląca się do jego ciała, nie zacznie się wkradać także do jego myśli i snów?
- Wie jednak, że.. my też to robimy… - palce Barbary sięgnęły do pośladka ochmistrzyni. - Mówiłaś, że będzie to mu przeszkadzać.
- Cóż… jest też tylko twoim sługą. Nie ma nic do powiedzenia.- odparła Cosette wypinając pośladki, by ułatwić Basi zabawę, gdy sama ściągała koszulę z siebie.
Magnatka zaczęła palcami pieścić wypięte krągłości. Ostrożnie pocałowała odsłonięty kark.
- Ty też jesteś moim służką… czy czujesz, że nie masz nic do powiedzenia?
- Wiesz… dobrze, że nie o to chodzi.- mruczała ochmistrzyni kręcąc pośladkami i wzdychając.
Barbara delikatnie ugryzła ramię kochanki i sięgnęła dłońmi do jej piersi. Zacisnęła palce na jędrnych krągłościach, dociskając swój biust do jej pleców.
- Michał jest mi drogi. Tak jak i ty. - Szepnęła.
- Wiem. Wiem… - wymruczała Cosette sięgając do tyłu i chwytając miękki pośladek Basi. - Ty mi też jesteś.
- A Michał… Kto wie. Może jak będzie mu bardzo zależało przyjdzie do ciebie na nauki. - Uśmiechnęła się do Cosette odgarniając długie włosy na plecy.
- Nie sądzę. To nie leży w jego naturze.- wymruczała Cosette wodząc dłonią po pośladku i od czasu wodząc palcem między nimi.
Barbara zamruczała lubieżnie, wtulając się mocniej w kochankę.
- Więc… słabo go sobie… owinęłam. - Wyszeptała rozgorączkowanym głosem.
- Zażądaj od niego tego czego pragniesz…- mruczała lubieżnie Cosette wodząc palcem między pośladkami dziewczyny, prowokująco wręcz.-... gdy najsłabszy będzie. Na twojej łasce.
- A… kiedy to jest. - Basia nie wytrzymała i poruszyła pupą w kierunku pieszczącego ją palca.
- Kiedy jest całkowicie na twojej łasce… błagający cię o uwagę. Tak jak ty teraz… nauczę cię tego wieczorem… na żywym przykładzie. - zamruczała Cosette lekko napierając palcem na wyuzdany obszar, wywołując intensywne doznania… choć kochanka Basi bawiła się dopiero z jej pragnieniami.
- T..tak. - Magnatka jęknęła głośniej. - D.. do łóżka? - Zaproponowała nieśmiało.
-Do łóżka…- wymruczała Cosette i drocząc się z szlachcianką spytała. - Wystawisz k’mnie zadek?
- Jeśli to widok, na który masz ochotę. - Barbara spróbowała zażartować mimo swojego podniecenia. podeszła do łóżka i weszła na nie na czworakach, ponad ramieniem zerkając na kochankę.
- O tak. Widok tak niewinnego dziewczęcia bezwstydnie prezentującego swoje cztery litery wywołuje przyjemne dreszcze. - droczyła się ochmistrzyni kucając za jasnowłosą. Jej język przesunął się lubieżnie pomiędzy pośladkami, a dłońmi wodziła po pupie kochanki rozkoszując się dotykiem jej skóry.
Barbara jęknęła czując ciepły i wilgotny obiekt między swymi pośladkami.
- Czy niewinne… - Mruknęła. - dziewczę.. tak robi?
- Nie… ale i tak wyglądasz niewinnie… -mruczała Cosette pieszcząc ciało Basi w tak… nietypowy sposób. Język przesuwał się w górę i dół.
Magnatka drżała na całym ciele z trudem utrzymując się na dłoniach i kolanach. Z całych sił powstrzymywała jęki chcące się wyrwać z jej ust.
W końcu poczuła jak jej ciało czuje intruza… małego i zwinnego. Nie tam gdzie palec ochmistrzyni znaleźć się powinien. Cosette naparła palcem i poruszyła nim powoli i prowokująco. Musnęła wargami pośladek Basi… napinający się jak i całe ciało szlachcianki.
- Cosette… - Magnatka opadła na łokcie, nieświadomie wypinając się mocniej. - T..to dziwne.
- To co czynię, czy fakt że miłujesz takie zabawy? - droczyła się ochmistrzyni poruszając palcem leniwie i całując wypięty pośladek.
- Obie… te rzeczy… - Przyznała nieco niechętnie Basia wijąc się z rozkoszy.
- Jest coś bardzo ekscytującego w tej sytuacji dla mnie.- mruczała Cosette kąsając wypięty pośladek i mocniej poruszając palcem.
- C..co? - Barbara czuła jak jej myśli odpływają, a ciało zaczyna się poruszać w rytmie ruchów Cosette.
- Nie wiem… ciekawe czy jakiś kochanek cię kiedyś tak… wypełni.- mruczała lubieżnie Francuzka zajęta zabawą rozpalonym żądzą ciałem kochanki.
- Nie… wiem. - Magnatka zaczęła pojękiwać głośniej czując jak zbliża się do szczytu.
- Coś mi mówi… że dowiesz się prędko.- mruknęła Cosette językiem wędrując po pośladku Basi, a palcem przyspieszając pieszczotę.
Barbara krzyknęła cicho dochodząc i opadła twarzą na łóżko oddychając z trudem. - Nie wiem… skąd takie… podejrzenia. - była w delikatnym szoku… nie spodziewała się, że będzie w stanie dojść od czegoś takiego… znowu.
- Masz siły jeszcze?- zapytała Cosette dając klapsa w wypięty jeszcze pośladek magnatki.
- To… zależy… - Barbara opadła na łóżko i spojrzała na kochankę nieco śpiącym wzrokiem. - Na co masz ochotę?
Cosette rozsiadła się na łożu, szeroko rozchyliła nogi i muskając zapraszając palcem swój intymny zakątek.
- Na odrobinę twojej inicjatywy moja pani.- zaśmiała się pożądliwym tonem głosu.
Barbara przewróciła się leniwie na brzuch i podczołgała do kochanki by od razu pochwycić swymi wargami jej kobiecość.
- Dobrze…- Cosette pogłaskała kochankę jak ulubioną kotkę poddając się pieszczocie jej ust. Przez głowę Basi przeszła myśl, że Francuzka prędzej czy później zniewoli ją w alkowie. Bo potrafi wszak wykorzystać poznane już jej słabości. A była władcza z natury.
Dlaczego jednak Basi to nie przeszkadzało? Język poruszała się powoli po wilgotnych płatkach, czasem tylko niepewnie zanurzając się w głąb. Może… była to odmiana od tej całej władzy? Może, miała nadzieję, że Cosette.. też się nieco od niej uzależnia. Zerknęła z zaciekawieniem ku górze, na swą partnerkę.
Ta przypominała rozleniwioną i zadowoloną z siebie i z kochanki bestię. Spoglądała na Basię spod półprzymkniętych oczu i delektowała się doznaniami. Magnatka wsunęła w ochmistrzynię palce i przywarła wargami do jej wrażliwego punktu.
-Ooo tak… - pomruki niczym u kota powoli zaczynały przechodzić w ciche jęki i sapnięcia. Choć Cosette próbowała utrzymać maskę delektującej się doznaniami stoiczki, to jej ciało zaczynało się wić pod wpływem działań Basi, a z jej ust wyrywały się jęki aprobaty.
Basia przyspieszała i intensyfikowała ruchy, pamiętając, że Cosette lubiła takie zabawy.
Co doprowadziło, wpierw do drżenia, potem do głośnych krzyków. Potem ciało Francuzki napięło pod wpływem rozkoszy, a następnie rozluźniła się.
Magnatka podciągnęła się nieco ku górze i wtuliła w brzuch ochmistrzyni, pozwalając sobie na długo oczekiwane odprężenie. Czuła satysfakcję.
- Mam robotę…- westchnęła Francuzka głaszcząc Basię po głowie.
- Jak zwykle… - mruknęła niechętnie Magnatka i opadła na łóżko obok. - Mogę ci jakoś pomóc?
- A jak dokładnie chcesz mi pomagać? - zapytała w odpowiedzi Cosette przyglądając się jasnowłosej kochance. Zamyśliła się dodając. - Trzeba dopilnować pachołków w stajni, by porządki tam uczynili, bo liczne konie naszych gości bardzo tam napaskudziły. Uważasz, że coś takiego jest godne twojej uwagi?
- Nie bez powodu zadaję ci to pytanie. Wiem, że twoje obowiązki są liczne… ja natomiast… - Basia przyjrzała się swemu ciału. - .. leżę i pięknie pachnę.
- Na razie…- zaśmiała się Cosette głaszcząc szlachciankę po włosach.- … ciesz się tymi dniami. Szybko przeminą, o czym wkrótce się przekonasz.
- Po prostu chciałabym więcej twojego czasu. - Mruknęła cicho Barbara układając głowę na poduszce. - Ale posłucham twojej rady.. jak zwykle.
- A co chcesz zrobić z moim czasem?- wymruczała lubieżnie Cosette wodząc opuszkami palców po ustach kochanki.
- Uczyć się od ciebie... uczyć się na tobie. - Barbara pocałowała podsunięty palec.
- Ale czego chcesz się ode mnie uczyć?- droczyła Francuzka z lubieżnym uśmiechem.
Teraz to Magnatka zaśmiała się.
- Wszystkiego. Dostojeństwa.. uwodzenia… etykiety… sposobu ubierania się… - Odpowiedziła spokojnym głosem wpatrując się w kochankę.
- Dostojeństwa znajdziesz w sobie sporo, stroje wypełniają twoją szafę. Etykieta… pewnie nauk by ci się przydało. A kogo chcesz uwieść? Albo na kim poćwiczyć?- zapytała zaciekawiona Cosette.
- Nie wiem… chciałabym to umieć nim pojawią się… kandydaci, o których cały czas wspominasz. - Magnatka zmarkotniał i usiadła na łóżku. - Dziś Wacław złapał mnie za pośladek… nie to, żeby nie był atrakcyjny, ale myślę… jak to zrobić by było po mojemu.
- Stajenny?- zaśmiała się Cosette i pokiwała głową.- No tak.. to chłop, który wie że jest urodziwy i to mu wystarcza by dziewki kuchenne bałamucić.
- Może.. to nieodpowiednie z mojej strony, ale po tym jego zachowaniu. - Basia zarumieniła się, wiedziała jednak, że przed nikim innym nie będzie mogła przyznać się do swych myśli. - Chciałabym by nie mógł myśleć o innej, jednak by wiedział… że nie ma szans.
- Stracona to sprawa waćpani. To pies na baby… z pewnością wodzić będzie za tobą łakomym spojrzeniem, ale nie uwiążesz go tylko do siebie. Możesz go prowokować.. pokazać my kostkę przypadkie… łydkę… nachylić się za bardzo, by dekolt zobaczył.- zadumała się Francuzka.- Ale za prosty to człek, by się w tobie zakochał… lub w kimkolwiek.
- Taką miałam obawę. - Barbara zaśmiała się. - Cóż wobec tego po co cokolwiek mu pokazywać, niech uwodzi dziewki.
- Niestety… takie dzikusy nadają się jeno na okazyjne zabawy.- westchnęła Cosette i potrząsnęła głową.- Ty admiratorów szukaj pośród szlachty ci służącej. Też przystojni tam mężczyźni się trafiają.
- Masz kogoś konkretnego na myśli. - Magnatka przyjrzała się z zaciekawieniem ochmistrzyni. Sama nie była pewna czy ciągnęło ją do takich igraszek. Może owe romanse nazbyt sprawiły, że chciałaby się teraz zakochać.
- Ktoś się znajdzie… młody, przystojny i niewinny… niedoświadczony kogucik.- zamyśliła się Cosette pocierając podbródek. - Miałam na niego oko, ale… ja już nie szukam takich rozrywek. Wolę kochanków, którzy wiedzą jak zaspokoić mój apetyt.
- Ja jeszcze nie wiem czy kogokolwiek szukam. Mam ciebie, Ewę… Michała. SKutecznie wypełniacie moje dnie. - Basia westchnęła, jednak humor miała nadal dobry. - Chcę się nauczyć by wiedzieć jak odgonić od siebie innych.
- To akurat proste… rozdaj swój majątek i idź do klasztoru.- odparła sarkastycznie Francuzka przeciągając się leniwie. - Jesteś zbyt bogata, by odpędzać od siebie pretendentów do twojej rączki. Możesz być jednak cnotliwa i lodowata wobec nich, by trzymać na dystans.
- Wyobrażasz sobie, że mogłabym być lodowata? - Barbara nie przejęła się sarkastycznym tonem ochmistrzyni. Mówiła to właśnie po to by usłyszeć jej opinię.
- Wyobraź sobie, że tłusty stary wieprzek stoi przed tobą i obłapiać cię planuje… a zrobisz się lodowa.- rzekła pół żartem pół serio ochmistrzyni.- A i nakaż Michałowi by przybył do ciebie w każdej chwili. I zapomnij sukni na halkę zarzucić… wbrew temu co próbuje wykazać, staruszek nie ma za wiele roboty podczas spokojnych czasów. Może się swoją szabelką inaczej wykazywać.
- Mówisz, że mam sobie mego męża wyobrazić? - Barbara parsknęła. - Pamiętasz jak to się na ślubie skończyło i raczej ciężko tu mówić o lodzie. - Magnatka pokręciła głową. - Dlatego chcę byś mnie nauczyła.. jak się zachowywać by jednych na dystans trzymać, a innym okazać zainteresowanie, jednak nie tak by publicznie uchodzić za rozwiązłą.
- Muśnij przypadkiem jego dłoń palcami, poślij mu uśmiech… przysłuchuj się z powagą jego słowom. Tak okażesz mu zainteresowanie. Jeśli nachylisz się ku niemu, dekoltu więcej pokazując, jeśli muśniesz palcem swoje wargi wpatrując się w niego… jeśli muśniesz jego łydkę pod stołem. Pokażesz mu tedy, że za pociągającego go uważasz.- zamyśliła się Cosette.- A niechcianych ignoruj… ostentacyjnie tych którzy żadnych wpływów nie mają. Tych którzy są jednak równi tobie, tym po prostu nie okazuj nic poza wymaganym minimum zainteresowania.
- Cóż.. wobec tego poczekamy aż się zjawią. - Barbara przysłuchiwała się jej z uwagą, starając się jak najwięcej zapamiętać.
- Pewnikiem szybciej niż później.- odparła ponuro ochmistrzyni. Westchnęła głośno.- Mam złe przeczucia.
- Czemu? - To nieco zaskoczyło magnatkę. - Pilnujecie mnie z Michałem... mam wrażenie że Ewa czuwa zawsze za rogiem. Co może się stać?
- Zajazd chociażby…- zaśmiała się cicho Cosette. - … nie tylko szaraczkowie dybią na twój majątek. Okoliczna magnateria też.
- Chyba… mamy dość wojów? - Rzekła niepewnie Barbata. - Dlatego… chciałabym się nauczyć bronić.
- Nigdy nie ma dość wojów.- westchnęła Cosette i skinęła głową.- No cóż… walczyć winnaś się rzeczywiście nauczyć. Nawet mając taki majątek, możesz być zmuszona do obrony swej czci i życia.
- Uważasz, że z kim winnam porozmawiać? Evanem czy Michałem? -Barbara jeszcze nazbyt dobrze pamiętała próbę pojmania, by sprzeczać się z ochmistrzynią.
- Z Michałem pewnie byłoby lepiej. Acz z Evanem też możesz. - odparła z drapieżnym uśmiechem Cosette.- Z Michałem będzie ci przyjemniej dyskutować… i sprawdzać jego.. opanowanie.
Magnatka zaśmiała się.
- Dobrze… poślę po niego… Po drzemce.
- Tak pani.- odparła Cosette zsuwając się z łóżka i zabierając za ubieranie.
Barbara uważnie obserwowała kochankę. Dopiero gdy Cosette opuściła pokój ułożyła się do snu.
 
Aiko jest offline  
Stary 07-12-2019, 22:21   #33
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Przebudziła się sama… jak rzadko w ostatnich dniach. Wielkie łoże i komnata były niepokojąco puste. Barbara spojrzała przez okno by upewnić się jaka jest pora dnia.
Słońce jeszcze nie zaszło, choć chyliło się ku Zachodowi. Niebo jednak nie barwiło się jeszcze czerwienią. W komnacie zaś panowała cisza i spokój, bo nikt nie ważył się zakłócać jej odpoczynku.
- Służba. - Magnatka podniosła nieco głos, siadając na łóżku.
Po kilku minutach jakaś służka pospiesznie wbiegła do jej komnaty i dygnęła nerwowo.
- Tak waćpani?
- Poślij po Pana Michała i… przynieś tu coś do picia. - Magnatka wstała z łoża i podeszła do stolika, na którym spoczywały jej przyrządy do czesania.
- Tak waćpani.- służka dygnęła i pospiesznie opuściła komnatę zostawiając magnatkę sam na sam z jej przygotowaniami.
Barbara zasiadła w samej koszuli przed znajdującym się w pokoju lustrem i zabrała się za rozczesywanie włosów. Dłoń ze szczotką powoli przesuwała się po długich pasmach, starając się zapanować nad nieładem, który w nich zapanował po drzemce. Żałowała, że ich nie splotła. Jednak… Cosette nie pozwalała na myślenie o takich rzeczach w jej obecności. Magnatka uśmiechnęła się ciepło do wspomnień z igraszek z ochmistrzynią, zastanawiając się nad jej obawami i przewidywaniami.
Gdy tak się szykowała i rozmyślała, posłyszała pukanie do drzwi. Michał się zjawił i czekał.
- Wejdź proszę. - Magnatka kończyła właśnie zaplatać włosy w długi warkocz, spoglądając na odbicie drzwi w lustrze.
Szlachcic wszedł ostrożnie do środka, zatrzymał się widząc magnatkę jedynie w koszuli i dodał.- Mogę poczekać za drzwiami.
- Mam do ciebie prośbę. - Barbara uśmiechnęła się w lustrze do mężczyzny, związując włosy wstążeczką. - Wejdź.
- Jakaż to prośba? - zapytał szlachcic zamykający za sobą drzwi i podchodząc do najbliższego krzesła, by na nim usiąść.
Barbara wstała z krzesła i podeszła do niego.
- Chciałabym byś mnie nauczył walczyć… bardziej … bronić się. - Szepnęła nieco niepewnie zaplatając dłonie za plecami.
- Nie pojmuję prośby waćpani. O czym to mówisz.- zafrapował się Michał wodząc dłonią po brodzie.
- Chcę się nauczyć władać bronią palną i białą. - Odpowiedziała spokojnie magnatka, świadoma tego jak dziwna może być jej prośba.
- Jak dobrze władać? - zamyślił się Michał drapiąc po karku.- Jakąż to broń waćpani ma na myśli?
- Coś… lekkiego. Nie znam się na tym i nie mam tyle sił co ty. - Barbara nerwowo zacisnęła dłonie za plecami. - Możemy przejść się do zbrojowni obejrzeć różne oręże, ale.. i tak zdam się na twój wybór.
- Czyli pistolet winna waćpani wybrać. Mądry to wybór. Dobrze jest umieć strzelać z pistoletu w tych niespokojnych czasach. -stwierdził po namyśle szlachcic. Zmarszczył brwi.- Co do broni białej… nie warto. Do szabli trzeba się brać już od pacholęcia i ćwiczyć. Teraz już za późno raczej.
- A coś mniejszego? Jakieś ostrze, które mogłabym mieć przy sobie ukryte? - Magnatka nie dawała za wygraną. - Michale… ja chcę się jedynie umieć bronić.
- Puginał, jeśli waćpani chce z ukrycia takie ostrza użyć, to puginał wystarczy. Jeno do tego nie trzeba umiejętności… ino odwagi, by wrazić ostrze w ludzkie ciało. - zastanawiał się starzec. - Są bandyci zwłaszcza w dużych miastach, którzy takimi nożami posługują się biegle, ale…- zaśmiał się szlachcic opierając dłoń o karabelę.- … na nic im ta sztuka przeciw szlacheckiej szabli.
- Czy damie jednak wypada nosić szlachecką szablę? - Barbara zaśmiała się, i odgarnęła kosmyk, który wyswobodził się z warkocza. - Chciałabym.. choć zobaczyć jak się nią włada.. nie muszę być w tym tak sprawna jak ty czy jakikolwiek mężczyzna.
- Na kresach przypasywają sobie szablę czasami.- odparł Michał ze śmiechem i dodał. - Ale też uczą się od dziecka nią władać.
Spojrzał na dziewczynę dodając.- Nie uważam tego za dobry pomysł pani. Lepiej byś nie pokładała nadziei w swoje umiejętności szermiecze. Natomiast pistolet… to co innego. Wystarczy opanować ładowanie jej i poćwiczyć strzelanie, by móc zranić lub zabić człowieka z niewielkiej odległości. Przeciw w miarę doświadczonemu rębajle, szabla w twojej dłoni… w niczym ci nie pomoże.
- Jednak… chcę się nauczyć. - Barbara wpatrywała się wytrwale w oczy szlachcica. - Mam czas i zależy mi na tym by nie zrobić sobie szablą krzywdy. Jeśli ty nie chcesz mnie uczyć poprosze kogoś innego.
- Ależ z ciebie uparta koza. Dobrze trzpiotko, pokażę ci jak szablę trzymać w garści. Acz jeno po to byś zobaczyła jak to jest. Pistoletu też cię nauczyć używać.- poddał się w końcu Michał.
Magnatka wskoczyła na niego, siadając mu na kolanach i obejmując mężczyznę wokół szyi, pocałowała go w usta.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się ciepło. - I jeszcze puginał.
- Tu wielkiej filozofyi nie ma. Po kryjomu wyciągasz z rękawa i wbijasz w plecy między łopatki, albo w szyję.- wyjaśnił szlachcic starając się odsunąć swoje dłonie od jej ciała.
- Mówisz do osoby, która trzymała w ręce jedynie nóż kuchenny, - Magnatka usadziła wygodnie pupę na kolanach szlachcica.
- Nie ma żadnej różnicy, między nożem, sztyletem czy puginałem. - odparł Michał z uśmiechem. - Chyba że w dłoni miejskiego rabusia.
- Wierzę ci…ale chciałabym każdy zważyć w dłoni. - Barbara nie dawała za wygraną. - Chyba że chcesz bym znalazła rabusia, który będzie mnie uczył.
- Otrzymasz puginał, ale przestań się wiercić. - ni to szepnął ni to jęknął mężczyzna, podczas gdy Basia poczuła jak znajomy sztylecik zaczyna “uwierać” ją w pupę.
- Czemu…? Tak może…. - Basia nachyliła się do ucha szlachcica. - Tak może namówię cię na naukę władania szablą… z konia.
- Waćpani… nie żartuj sobie… to niebezpieczne. - odparł szlachcic bezczelnie chwytając za biodro siedzącej na nim magnatki. Był to zdecydowanie nieprzyzwoity gest. Powinien się wstydzić.
Basia położyła dłonie na jego przedramionach. Delikatnie tak tylko jakby się opierała.
- Czy wobec tego, mam wstać? - Spytała z nieco smutnym uśmiechem.
- Lisiczka… - druga ręka capnęła za pierś ściskając mocno krągłość przez delikatną koszulę, jego palce wodziły po niej zachłannie ugniatając ją. Szlachcic zyskiwał na apetycie, acz tracił na kontroli nad sobą.
- To nie jest odpowiedź. - Ni to wymruczała ni to odpowiedziała magnatka.
- Masz wstać i … zadrzeć koszulę w górę… figlarko.- wydyszał jej brodaty kochanek.
- Czy nie wypada choć poprosić swą Panią? - Basia zaśmiała się, choć sama czuła narastające podniecenie. - Bo… ja chciałabym byś pocałował mój kwiat, poczuć na nim twój wąs. - Palec magnatki przesunął się po wargach Michała. - Pieszczotę twych ust.
- Aleś sobie wymyśliła… pewnikiem nauki tej Francuzki. - westchnął szlachcic i capnął jej palec wargami i zębami, choć bezboleśnie. Przez chwilę milczał trzymając owego zakładnika. - No dobrze… jeśli sobie tego życzysz. Ale tylko jeśli naguśka będziesz. I na łożu leżeć.
Barbara jeszcze siedząc mu na kolanach zsunęła przez głowę koszulę i już teraz zupełnie naga siedziała na kochanku.
- A dasz radę zanieść mnie do łoża. - Mruknęła robiąc figlarną minę.
- Taką drobniutką niewiastę? Dyć to nie problem.- Szlachcic pochwycił kapryśne dziewczę i uniósł w górę jakby nic nie ważyła. I ruszył z nią ku łożu.
Barbara pochwyciła jego twarz i pocałowała namiętnie męskie usta.
Szlachcic oddał pocałunek, po czym położył dziewczynę na łożu. Nachylił się i zaczął całować intymny zakątek Basi, smyrać językiem. Spełniał jej kaprys niepewnie i niewprawnie… nie bardzo wiedział jak to robić. Za to łaskotał ją brodą, której Cosette nie miała.
Magnatka ułatwiła mu dostęp rozchylając szeroko nogi.
- T..tak..m..możesz sięgnąć nim głębiej. - Wydyszała z trudem.
- Ehmm…- mruknął stropiony Michał niepewnie wciskając język w kobiecość magnatki, by spełnić jej życzenie.
Barbara jęknęła głośno, a jej ciało wyprężyło się. Michałowi tak bardzo brakowało wprawy, ale… jego silne dłonie ściskające jej uda… broda. Wszystko zdawało się działać na jego korzyść. Nie bardzo też wiedział co robi, niemniej czynił co kazała wodząc językiem i słuchając odgłosów jej przyjemności. Zaciskał dłonie na jej udach, a jego oddech był ciężki.
Magnatka doszła z cichym okrzykiem i opadła na łoże ciężko dysząc.
A Michał wstał i zaczął rozwiązywać pas na kontuszu, nie odrywając wzroku od jej nagiego ciała. Zamierzał posiąść magnatkę nie pytając ją o pozwolenie. Jego rozpalony wzrok to właśnie mówił Basi.
A ona mogła tylko patrzeć. Pragnęła jego oręża w sobie. By przeszył ją tą swoją szablą.
Po chwili odsłoniwszy oręż, niezgrabnie i pospiesznie Michał wpakował się na łóżko. Chwycił za uda kochanki i posiadł silnym szturmem. Kolejne ruchy bioder połączone były z sapnięciami, ruchem ciała Basi po pościeli i falowaniem piersi. I co najważniejsze… twardą i silną obecnością kochanka w niej. Jego ruch wypełniał jej ciało i zmysły doznaniami. Szybki, mocny i stanowczy… taki był Michał. A drżąca dziewczyna pozwalała mu na to, na te prymitywne igraszki… ale intensywne zarazem.
Choć czuła niesamowite podniecenie, czuła jak zbliża się ponownie na szczyt, to wiedziała że nie tego pragnie. Brakło jej pieszczot Cosette. Jej siły ale i wyrafinowania. Brakło jej sercu, ale nie jej ciału, które doszło po raz kolejny pod szturmami kochanka.
Michałowi nie brakowało entuzjazmu i pożądania, ale jak na tak posuniętego w latach kochanka miał bardzo mało umiejętności i doświadczenia łóżkowego. Doszedł jednak w końcu do szczytu patrząc na drżącą od doznań kochankę.
Barbara wpatrywała się w szlachcica, starając się uspokoić oddech. Na to stare ciało wystające spod kontuszy, zmarszczki na twarzy, a jednak… był jej bliski. Tylko z niewiadomego powodu bardziej niczym brat? Przeraziła ją nieco wizja aktów kazirodczych, których się dopuszczali. Wyciągnęła dłonie by mężczyzna ją przytulił.
Co też jej miłośnik uczynił obejmując zaborczo młodziutką kochankę. Jego broda łaskotała jej piersi i szyję.
- Ktoś się robi zachłanny. - Wymruczała, przeczesując włosy kochanka palcami.
- Możliwe.- odparł mężczyzna potulnie się zgadzając.
- Wiesz, że sypiam z Cosette. - Dodała spokojnie zerkając na głowę Michała. Brodaty mężczyzna zawstydził się i zerknął na bok. -Domyślam się, że cię zbałamuciła. Ale wolę o tym nie myśleć.
- Bo nie będę wtedy taka idealna? - Basia ułożyła się na boku, eksponując swoja talię i oparła głowę na dłoni.
- Waćpani zawsze będzie piękna… i niewątpliwie jesteś… bardzo pilną jej uczennicą.- zaśmiał szlachcic, nachylając się i całując brzuch jasnowłosej. - Jakże mógłbym oprzeć twojej pokusie?
Barbara zaśmiała się.
- Bo może brzydzą cię kobiety lubiące nie tylko mężczyzn, ale też inne kobiety? - Zaproponowała i ponownie pogładziła głowę kochanka.
- Jestem w wieku, który nie pozwala na wybrzydzanie.- zaśmiał się Michał i zapytał.- Czyżbym zrobił coś, co sprawiło że tak pomyślałaś?
- Cosette kiedyś wspomniała.. że będziesz źle się przy mnie czuł. - Odpowiedziała nieco niepewnie.
- Ech… za dobrze o mnie myśli. Bywałem na wojnach… różne się rzeczy zdarzały w obozach wojskowych. - odparł wymijająco Michał.
- Opowiesz? - Spytała z zaciekawieniem Basia.
- Nie. Nie są to opowieści odpowiednie dla niewieścich uszu. I wolałbym by odeszły w zapomnienie.- odparł Michał siadając na łożu.
- Cóż… wiedziałabym co mnie czeka gdybym została porwana. - Magnatka przewróciła się na plecy i spojrzała na sufit baldachimu łóżka i jego misterne zdobienie.
- Możliwe że tak.- potwierdził szlachic wodząc ustami po pośladkach dziewczyny. A palcami pomiędzy nimi. Potem zabrał się za pieszczenie pleców kochanki.
- Wolę nie wiedzieć? - Spytała, od razu znając na to odpowiedź.
- Tak.- mruknął Michał i zapewne chciał coś powiedzieć dalej, ale… do drzwi komnaty ktoś zaczął nerwowo i mocno pukać.- Waćpani. Goście zajechali na dziedziniec, ktoś znaczny.
Głos należał do Ewki.
- Ubierz się. - Barbara wstała i podeszła do swej koszuli. - Chyba.. musimy wracać do obowiązków. - Po chwili dorzuciła. - Ewo przynieś misę z wodą!
- Tak pani.- odparła Ewka, podczas szlachcic szybko zabrał się odziewanie, by wymknąć się nim służka wróci.
- Ciekawe kogo przygnało do naszego zamku. - Barbara założyła koszulę i podeszła do okna by wyjrzeć na dziedziniec.
Na którym to spory oddziałek rycerski właśnie zsiadał z koni. Przewodził im młody szlachcic w czarnej zbroi husarskiej.

I rozkazywał podobnie elitarnej sarmackiej gromadce. Musiał to być, ktoś znaczny i sławny w okolicy, że tak wtargnął nie zatrzymywany do zamku górnego posiadłości w której Basia pomieszkiwała.
- Starościc Jeremi Wolski. Ciekawe co go tu przywiodło.- stwierdził cicho Michał przyglądając się tej sytuacji stojąc tuż za szlachcianką. Po czym ruszył do wyjścia z komnaty.
- Jest żonaty? - Spytała Basia zerkając za odchodzącym szlachcicem.
- Nie. Nie jest.- zaśmiał się Michał i zamknął drzwi za sobą.
- No to chyba mamy odpowiedź. - mruknęła Basia i spojrzała w dół na kręcący się po dziedzińcu oddział. Cóż.. wypadało podjąć gościa. Niech tylko Ewa wróci i pomoże się jej obmyć po igraszkach.
Wkrótce Ewa wróciła i zabrała się za obmywanie swojej pani, pospiesznie i nerwowo wodząc czystym i wilgotnym gałgankiem po jej ciele. Zaniepokojona tymi zbrojnymi czekającymi na dziedzińcu.
- Co cię tak niepokoi? - Spytała spokojnie Basia, cały czas zerkając w stronę okna i nasłuchując.
- Ludzie uzbrojeni tak bardzo… kłopoty wróżą.- szepnęła cicho służka.
- Więc nie dawajmy im czekać. Weź tą czarną suknię z perłami i dopasowaną do niej koszulę. - barbara ułożyła dłoń na ręce służki. - Wszystko będzie dobrze. - Nie wiedziała czy przekonywała bardziej siebie czy Ewę.
Służka skinęła głową nie przekonana do końca słowami swojej pani. Po czym pomogła swojej pani w przygotowaniach do olśnienia owego starościca swoją urodą.
Barbara poddała się tym wszystkim zabiegom, po czym narzuciwszy na ramiona płaszcz zeszła do swych nowych gości.

Tych już przyjmował Michał wpuszczając do sali jadalnej, gdzie służba pod nadzorem ochmistrzyni stawiała na stołach pożywienie i napitek. Barbara zaczekała aż wszyscy zajmą miejsca. Była Panią na zamku. Jej wejście powinno robić wrażenie.
Dopiero gdy atmosfera w jadalni się nieco uspokoiła wkroczyła do niej ona. Wszystkie spojrzenia spoczęły na niej, tak jak planowała. Starościc podszedł do niej, skłonił się głęboko przed nią i przedstawił. Następnie rzekł.
- Wybacz że zakłócam twoją żałobę, zwłaszcza że ledwie męża pochowałaś. Niemniej wpłynęły na waćpanią pozwy i skargi od kilku rodzin szlacheckich. Ponoć więzisz bezprawnie szlacheckich synów pomniejszych rodów w lochach swojego zamku. -
- Och… zaskoczył mnie Waćpan. - Barbara nawet nie musiała udawać zaskoczenia. - A czyich to synów rzekomo więżę w swych lochach?
- Synów szlacheckich których łaskawie podpisy zebrał pozew w ich imieniu składający Stanisław Stadnicki. - wyjaśnił uprzejmie starościc.
- Nihil novi pod słońcem. - stwierdził sarkastycznie Michał.- Typowa strategia diabła i diabląt. Najpierw atakują, a jak cięgi zbiorą to się do procesowania zabierają.
- Czy pan Stadnicki będzie usatysfakcjonowany jeśli każę ich wszystkich stracić? Bo z tego co mi wiadomo taka jest kara za podniesienie ręki na Magnata. - Barbara przyglądała się spokojnie starościcowi.
- Na osobę szlachetnie urodzoną.- odparł starościc przypominając dziewczynie, że w teorii szlachcic szlachcicowi równy. W teorii.
- Acz nawet wtedy prawo zabrania samosądów. - dodał jeszcze na koniec. I polubownie zmienił temat mówiąc. - Nie przybyłem tu egzekwować tej skargi, jako że wiem dobrze jakim człowiekiem jest Stadnicki. Niemniej chcę się dowiedzieć prawdy i przekonać się czy waćpani rzeczywiście w lochu szlachciców przetrzymuje i z jakiego powodu.
- Usiądźmy więc może i wyjaśnię Waćpanu mój kłopot. Z przyjemnością skorzystam też z porady co czynić dalej. - Barbara wskazała na szczyt stołu uśmiechając się ciepło do starościca.
- Niech tak będzie.- odparł szlachcic podążając za Basią.
Magnatka zajęła miejsce przy szczycie stołu i zaczekała aż polane zostanie jej wino.
- Dotarły pewnie do Waćpana słuchy, że małżonek mój Józef Żmigrodzki zmarł był w Krakowie. Wolą jednak jego było by spocząć tu w kaplicy rodzinnej przy przodkach swych. - Barbara oparła się łokciami o stół eksponując swój ściągnięty gorsetem biust. Na rozmówcę spoglądała jednak uważnie popijając po odrobinie wina.
Starościc przysiadł się z jednej, Michał z drugiej strony. Basia miała świadomość, że spojrzenia obu dyskretnie zezują na jej krągłości.
- Tak. To straszna tragedia. - rzekł Wolski bardziej z grzeczności niż z przekonania.
- Spoczęła na nas odpowiedzialność na dostarczenie tu ciała mego małżonka. Jak zapewne Waćpan domniema jechaliśmy dosyć wolno z uwagi na stan dróg i cenny ładunek. - Barbara westchnęła ciężko wiedząc że w tej chwili jej piersi uniosły się mocniej. - Nie wiem czy mężczyźni w lochu są z rodów szlacheckich. Ciężko mi uwierzyć, że ktoś pochodzący z takich rodów zaatakowałby kordon żałobny, zabił jego ochronę i chciał pojmać wdowę.
- No tak… a więc… zaatakowali?- spytał starościc starając się skupić na jej wypowiedzi, czego mu nie ułatwiała.
- Owszem. Wzięli nas z zaskoczenia podczas popasu. - Barbara pokręciła z niedowierzaniem głową. - Mnie samą by tam porwano, gdyby nie obecny tu Pan Michał.
- To rzeczywiście godne łachmytów z gościńca niźli szlachciców. Acz rozumie waćpani, że i ich oświadczeń muszę wysłuchać nim podejmę jakiekolwiek decyzje.- oświadczył Jeremi.
- Oczywiście, acz proszę by wypytał Waćpan także towarzyszącą mi wtedy szlachtę. - Barbara wskazała na siedzącego obok Michała. - Niech na me usprawiedliwienie działa fakt iż po szlachcie zachowania takiego się nie spodziewałam, a za bandytów najgorszych ich mając nie mogłam wierzyć ich słowom.
- Spiszę słowa obu stron jako materiał dowodowy. - odparł mężczyzna potakując głową. - Jednakże późno żem przyjechał i prosić muszę o ugoszczenie przez waćpanią.
- Nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej. Gość w dom, Bóg w dom. - Barbara skinęła na Cosette, choć pewna była, że ochmistrzyni poczyniła już odpowiednie kroki. - A czy skoro zostaje Waćpan. - Basia dolała szlachcicowi wina. - Czy doradzi mi Waćpan co począć w tej trudnej sytuacji?
- To zależy jak się rozwinie sytuacja. Pozew został złożony więc właściwym byłoby odpowiedzieć kontrpozwem przeciw Stadnickiemu. Nawet przy mizernych dowodach nie stać go raczej na walkę w sądach z o wiele bogatszą od niego osobą. Tyle że to wymaga wyjazdów i męczenia się z kolejnymi procesami.- wyjaśnił szlachcic popijając wina i zerkając na Basię. Wpadła mu w oko najwyraźniej.
Magnatka odchyliła się na krześle by zaprezentować swą gibką sylwetkę przed starościcem.
- Smutne Waćpan wieści przynosisz. - Odpowiedziała cicho. Była ciekawa jaką personą był Jeremi.
- Cóż. Tak jest rola jaką mi nadano. Strzeżenie prawa i wykonywanie jego wyroków poważne zadanie. - odparł mężczyzna nie mogąc oderwać wzroku od młodej wdowy.
- To trudne i ciężkie zadanie. - Barbara uśmiechnęła się do mężczyzny jakby pocieszająco ale już po chwili posmutniała. - Prawo winno nas strzec. Serce mnie boli… - Jej dłoń powędrowała do wiszącego pomiędzy piersiami wisiora. - Że ludzie tacy jak Stadnicki wykorzystują je dla swych celów.
- Niestety nie można ignorować skarg, tylko dlatego że się osobiście kogoś nie na szanuje. Prawo nie faworyzuje nikogo. - nie brzmiało to naiwnie w jego ustach, raczej jak przekonanie które zamierzał uczynić prawdą. Niemniej był też mężczyzną i jego wzrok błądził po dekolcie wędrując za jej palcami. - Piękne… piękny naszyjnik.
- Ach dziękuję. Ma Waćpan wspaniałe oko. Ale proszę! Niech Waćpan je. - Barbara sięgnęła po jeden z półmisków i zdjęła z niego kiść winogron. Wyciągnęła dłoń jakby chciała nakarmić gościa, zatrzymała ją jednak. - Waćpan pewnie strudzony po podróży.
- Dość.- odparł szlachcic sięgając po wino, by powstrzymać możliwość takiego karmienia. Wszak nie wypadało pozwalać sobie na taką zażyłość, zwłaszcza publicznie. - Winienem sprawdzić kondycję więźniów przed snem.
- Rozumiem. Polecę by Waćpana zaprowadzono. Do nocy jednak jeszcze czas i więźniom nie zaszkodzi jeśli się Waćpan posilisz. - Barbara oderwała wargami jedno z winogron i zerknęła na Michała. - My zaś będziemy musieli sporządzić nasz pozew.
- Nie zamierzam się spieszyć z dochodzeniem do prawdy. Wszak wydaje się ono skomplikowane.- odparł uprzejmie starościc zabierając się za posiłek.
- Obawiam się … że jest nazbyt proste. - Barbara na chwilę zapomniała o uwodzeniu mężczyzny i spojrzała na wypełnioną jadalnię. Wypełniał ją gwar. Dostrzegała liczne spojrzenia skierowane w ich stronę. Ludzie są tak prości. Jak jeszcze zechce zepsuć jej krew Stadnicki? Bo pewna była że to uczyni.
- Stadniccy lubią komplikować takie sprawy. Jego ojciec słynął nie tylko z napadów, ale i głównie z niekończących się procesów pomiędzy bezprawnymi zajazdami.- odparł starościc, a Michał wtrącił pocieszająco. - Na Żmigród się nie poważy. Nie bez artylerii.
- Chyba że ją zdobędą. Niestety moje podróże na sądy dadzą Stadnickiemu też okazję, by jeszcze raz spróbować porwania. - Westchnęła. - Ale jak mówisz Waćpanie… prawda jest najważniejsza i będę jej dochodzić na sądach jeśli taka jest konieczność.
- Niestety… i złoczyńcy dochodzić mogą w swoich spraw przed sądem.- starościc nie potrafił skłamać jej, tylko po to by ją pocieszyć.
Barbara uśmiechnęła się do mężczyzny.
- To jednak mój problem czyż nie? - Sięgnęła po swój kielich i upiła spory łyk. - Czy pozwoli Waćpan, że porozmawiam na boku z Panem Michałem?
- Oczywiście waćpani. - rzekł uprzejmie starościc.- Niech waćpani nie czuje się w obowiązku zabawiać mnie rozmową. Urzędowo tu przybyłem, a nie w gościnę.
- Proszę się jednak czuć gościem. - Barbara podniosła się ze swojego miejsca i dała znak Michałowi by odeszli na bok.
Stary szlachcic skinął głową i podążył za szlachcianką potulnie. A gdy już znaleźli z dala od starościca, cierpliwie czekał aż magnatka się odezwie.
- Duże mamy kłopoty? - Spytała bez ogródek, spoglądając w kierunku sali.
- Nic czego nie dałoby się załatwić łapówką daną we właściwe dłonie. - odparł cicho Michał.- Niestety sam starościc jest młody i naiwnie uczciwy. Niemniej taka… samowolka szlachecka zwykle jest załatwiana polubownie. Nikt waćpani do loszku nie wtrąci.
- Cóż… to nie są złe cechy. - Barbara westchnęła ciężko. - Co sądzisz o jego pomyśle? O tym pozwie?
- Może to wystraszy Stadnickiego? Przynajmniej od dalszego procesowania? Zresztą wyrok to jedno, a egzekucja wyroku to inna sprawa. Małoż to banitów łazi gościńcach Rzeczypospolitej? - wzruszył ramionami Michał. - Niechże się waćpani spyta starościca ileż to niewykonanych wyroków ciąży na samym diablęciu Stadnickim.
- Napominał, że to ich rodowa tradycja. - Basia westchnęła i skrzyżowała ręce pod piersiami, unosząc je lekko. - Jak się tu pozbyć tego diabła.
- Procesowanie tak… wygrywanie tych procesów, niekoniecznie. - zaśmiał się basowo Michał i rzekł ponuro. - Chcesz się pozbyć diabła? Najedź jego włości, weź go na powróz i zaciągnij do Krakowa do Lublina. Znajdzie się dość paragrafów w mądrych książkach, by zadyndał na głównym rynku. Lub by mu czerep ścieli, jeśli okażą łaskę.
- Chcę żyć w spokoju, a obawiam się, że on nie spocznie dopóki dychać będzie. - Barbara też popadła w ponury nastrój. - Zaprowadzisz Jeremiego do więzienia. Lepiej by nie chodził, tam gdzie to niekonieczne.
- Tak pani. I obawiam, że spokój to akurat coś czego nie kupisz za żadną cenę.- rzekł czule Michał.
Magnatka uśmiechnęła się.
- Wracam do naszego gościa. Zobaczmy jak silną wolę ma starościc. - Poprawiła swój strój i ruszyła w kierunku sali.
- Tak pani.- odparł Michał podążając. Starościc zachowywał się powściągliwie i popijał wino z uśmiechem. Jego podwładni… już mniej. Popuścili pasa, popili mocno, zaczepiali dziewki służebne które odpowiadały wesołym chichotem dając się obłapiać. Ani chybi szkoła Cosette. Niemniej i sam młodzian był w dobrym humorze, co najwyżej spojrzeniem hamując co bardziej sprośne wybryki swoich ludzi.
- Czy wszystko odpowiada Waćpanu? - Spytała Barbara zajmując znów swoje miejsce.
- Tak. Jestem jak najbardziej kontent.- odparł grzecznie starościc Wolski.
- Zapewne bywał Waćpan już w Żmigrodzie? - Barbara dolała mężczyźnie wina, po czym sama napiła się ze swego kielicha.
- Dawno temu… za poprzedniego starosty, u którego żem również służył.- odparł uprzejmie młodzian.- Acz wiele z tamtego okresu nie zapamiętałem. Krótko tu bywalim.
- Z przyjemnością oprowadzę po zamku. - Barbara uśmiechnęła się.
- Byłoby miło z twojej strony waćpani.- odparł uprzejmie szlachcic. - Acz nie chcę być ciężarem zwłaszcza, że pewnie wiele obowiązków związku z żałobą… zajmuje twoje myśli i czas.
- Żałoba to po prostu coś co jest. - Magnatka dopiła zawartość kielicha. - Ludzkie towarzystwo koi mój smutek, więc.. z przyjemnością przejdę.
- Kiedy tylko waćpani znajdzie czas, to z chęcią jej potowarzyszę podczas spaceru.- odparł starościc.
- Teraz? - Zaproponowała z uśmiechem.
- Jeśli waćpani sobie tego życzy.- odparł szlachcic wstając i podając uprzejmie dłoń Basi.
- Będzie to dla mnie przyjemność. - Barbara ujęła podaną rękę i wstała ze swojego miejsca.
 
Aiko jest offline  
Stary 07-12-2019, 22:22   #34
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Młodzian poprowadził magnatkę do wyjścia z komnaty nie zatrzymywany przez nikogo, ni przez nikogo nie eskortowany. Michał z ochmistrzynią zajęli się bowiem świtą Jeremiego. Barbara poprowadziła mężczyznę w kierunku galerii portretów.
- Z przyjemnością usłyszę co Waćpan pamięta z zamku. Sama jestem tu od niedawna. - Mruknęła delikatnie obejmując ramię starościca.
-Szczerze powiedziawszy niewiele mogę rzec. Nie bywałem tu często, nie bywałem tu długo. - wyjaśniał mężczyzna pozwalając się prowadzić. - Przebywałem wtedy w niskim zamku, nigdy w wysokim.
- Och wystarczy opowiedzieć, jakie panowały nastroje.. czy zamek był zadbany. - Barbara zaśmiała się cicho.
- Było… dostojnie… z tego co pamiętam. Waćpani małżonek był poważny w manierach i… wieku. - dyplomatycznie przypomniał Basi o tym, że był stary.
- Takiego go zapamiętałam. - Odpowiedziała nieco przywierając piersią do ramienia mężczyzny. - To.. był.. straszny czas.
- Nie wątpię. Owdowieć tak szybko.- odparł współczująco starościc zerkając na dekolt magnatki, korzystając z tego że byli sami w ciemnym cichym korytarzu.
- A do tego ci Stadniccy… - Barbara westchnęła. - Cieszę się jednak, że trafiło na Waćpana by przekazać mi te wieści.
- I ja się cieszę.- odparł czule Jeremi i szczerze sądząc po pożądliwym spojrzeniu.
- Słyszałam opinię o Waćpanu… że jest Pan podobno nad wyraz uczciwy. - Barbara spojrzała na mężczyznę zalotnie. - To rzadka cecha w tych czasach.
- Staram się waćpani.- odparł lekko się rumieniąc mężczyzna.
- I oby tak dalej. Och tutaj. - Barbara delikatnie pociągnęła mężczyznę i pokazała jeden z portretów Józefa. - Rodzina musiała być bardzo podobna. - Wskazała kolejne portrety, tuląc się piersią do jego ramienia.
- Pewnikiem… tak. Przyznaję, że nie wyznaję się na malarstwie.- oparł starościc niemrawo niezbyt na kolejnych malunkach skoncentrowany. A bardziej na ślicznotce uwieszonej na jego ramieniu.
- Ja też nie… wiem tyle, że tu jest bardzo podobny do takiego jakiego go zapamiętałam. - Powiedziała cicho Barbara i poprowadziła mężczyznę do kolejnego obrazu. - To.. przykre żyć tu samotnie. Niby jest służba.. Pan Michał… Pani Lanoire… a jednak… - Przystanęła przy kolejnym obrazie jeszcze przyglądając się widniejącej na nim postaci.
- A jednak… co?- zapytał cicho starościc zerkając już śmiało na postać stojącej obok niego niewiasty.
- Brakuje mi tu towarzystwa. - Barbara spojrzała na Jeremiego i uśmiechnęła się ciepło. - Ten zamek jest olbrzymi.
- A waćpani jego największym klejnotem. - odparł cicho młodzian wpatrując się w jej oczy.
Barbara zrobiła zaskoczoną minę, ale po chwili zaśmiała się cicho zasłaniając usta.
- Pytanie czy najcenniejszym. - Szepnęła spoglądając na mężczyznę figlarnie.
- Cóż może być droższego niż twój uśmiech. Cóż może bardziej rozgrzewać ciało. - odparł żarliwie Jeremi. Zapewne chyba to wino które wypił, go rozgrzewało. I mąciło umysł nieco. Ale to i dobrze… bo czyniło i śmielszym.
Magnatka chwyciła jego dłoń i pociągnęła za sobą, aż dotarli do biblioteki. Śmiało wkroczyła do rozświetlonego świecami pomieszczenia i okręciła się na jego środku.
- Tu jest wiele cennych rzeczy. - mruknęła stojąc w pełnej krasie przed Jeremim i uśmiechając się.
- Nie czytuję ksiąg. Czasu brak. - wyznał wstydliwie mężczyzna rozglądając się po bibliotece, by zaraz potem wrócić spojrzeniem do postaci szlachcianki.
- To teraz najmilsze mi towarzyszki. Pocieszają.. bawią… - Uśmiech Barbary znów stał się zalotny. - wywołują rumieniec.
- Księgi? - to go trochę zdziwiło. Rozejrzał się po bibliotece, spojrzał na twarde grzbiety powątpiewająco.
- Są różne księgi jak i różni ludzie. - Barbara podeszła do mężczyzny stając tuż przed nim, tak że patrząc w jej oczy musiał widzieć jej dekolt. - Waćpan też wydaje się bardzo ciekawy.
- Ja? A to czemu?- zapytał zaskoczony mężczyzna.
Barbara zaśmiała się.
- Jest Pan bardzo młody jak na starościca, to świadczy o dużej determinacji, szczególnie przy Pańskiej uczciwości.. o sile. - Magnatka opuściła wzrok. - To tak rzadkie… że aż kusi by dowiedzieć się więcej.
- Nie ma co dużo opowiadać. Służyłem u poprzedniego starosty i miałem… nadzieję, by zająć jego miejsce gdy zmarło mu się. A potem jego waszmość Lubomirski objął to stanowisko. A że… musiał często na dworze królewskim przebywać, to przeniósł swoje obowiązki i przywileje starościńskie wraz z pensyją na mnie właśnie.- wyjaśnił młodzian wpatrując się kuszące piersi wyłaniające się z dekoltu.
- Z jakiegoś powodu zaufał jednak komuś tyle młodszemu. - Barbara spojrzała pod powłóczystych rzęs na Jeremiego. Po czym zaśmiała się. - Musi być Waćpan bardzo popularny wśród niewiast.
Szlachcic zaśmiał się i potarł kark dłonią dodając.- Cóż… brak mi czasu na bale i niewiasty. Obowiązki mnie po okolicy rzucają z miejsca w miejsce. A to awantury, a to zajazdy bezprawne, a to bandyci na gościńcach.
- Proszę uważać bo zostanie Pan sam jak pan Michał. - Barbara uśmiechnęła się szeroko. - I służyć Pan będzie pod taką jak ja niesforną Panią na starość.
- To byłby zaszczyt, jestem pewien że nie żałuje ni chwili spędzonej w tak uroczym towarzystwie.- odparł Jeremi nie wiedząc jak bardzo ma rację. I że przypomina Basi owe… chwile.
Magnatka zarumieniła się i rozchyliła wargi. Na chwilę dosłownie. Jeremi był tak uroczo szarmancki. - Więc… może powinnam zagarnąć Waćpana dla siebie. - Szepnęła cicho.
- Moje… obowiązki…- wymruczał coś niewyraźnie Jeremi oblizując usta i wpatrując się w usta magnatki. Jego ciało instynktownie przybliżyło się ku niej, lekko napierając na Basię.
- Czasem każdy potrzebuje chwili dla siebie. - Wyszeptała nie ruszając się nawet o krok i pozwalając by ich ciała się spotkały.
- To prawda.- zgodził się z nią mężczyzna patrząc na nią wygłodniałymi wilczymi oczami, acz jego szlachetność nie pozwalała mu uczynić kroku dalej.
- Zasmuciłby Waćpan me serce, gdyby przeciążył się obowiązkami. - Barbara delikatnie oparła dłoń na piersi starościca. - Proszę więc choć dziś wieczór odpocząć… korzystając z mej gościny.
-Oczywiście… tak uczynię… - stropił się Jeremi mylnie uznając ten gest za mający ostudzić jego zapędy ku magnatce.
Ona jednak przesunęła dłoń po jego zbroi przyglądając się jej.
- To musi być ciężkie. - Szepnęła, palcami sięgając do zapięcia znajdującego się pod pachą mężczyzny.
-Jest… co waćpani.. czyni?- zapytał zaskoczony, gdy jęła rozpinać pasek napierśnika.
- Obiecał mi Waćpan, że odpocznie, a to jak sam stwierdził jest ciężkie. - Barbara spojrzała figlarnie mu w oczy. - Mam przerwać?
- Sam mogę zdjąć.- odparł niemrawo Jeremi.
- A czy chce Waćpan zrobić to sam? - Dłoń magnatki zamarła na rozpiętym już pasku.
- Nie… - była tak blisko, że jego dłonie “niechcący” spoczęły na jej biodrach, ześlizgnęły się władczo po pośladkach jakby brał krągłości magnatki w swój jasyr.
- Mogę więc.. kontynuować? Jeremi? - Spytała udając niepewność i sięgając do kolejnej sprzączki.
- Tak.- odparł cicho szlachcic obejmując mocniej dłońmi pupę magnatki przez suknię i ściskając ją z młodzieńczym zapałem i niecierpliwością.
Basia natomiast drocząc się z jego apetytem powoli rozpinała huzarski napierśnik.
- Piękny… -szepnęła cały czas zerkając i uśmiechając się do mężczyzny.
- Ty jesteś piękna. - szepnął w odpowiedzi mężczyzna.
Magnatka uśmiechnęła się i odchyliła głowę na bok eksponując swoją szyję, a palcami sięgnęła do drugiej strony napierśnika.
Trzeba przyznać, że długo się wahał nim jego usta zaczęły ostrożnie muskać szyję Basi. Zdążyła już rozpiąć wszystkie sprzączki napierśnika.
- Zdejmiesz go? - Spytała niemal mrucząc.
- Och… tak.- szepnął pospiesznie mężczyzna cofając się i zdejmując napierśnik. Rozejrzał się dookoła i postawił obok stolika do czytania.
Barbara bez słowa z zainteresowaniem obserwowała mężczyznę ciekawa co też skrywa jego przeszywnica. Nie miała na to zbyt wiele czasu, bo sekret szybko został odkryty, gdy i ten fragment pancerza wylądował na jakimś fotelu. Kontusz pod nim podkreślał zgrabną sylwetkę wyrobioną na latach spędzonych w końskim siodle. Ale niestety nic więcej.
- Wygodniej, prawda? - Magnatka podeszła do mężczyzny znów stając tuż przed nim.
- Tak. To prawda.- odparł szlachcic nieśmiało.
- Chciałbyś wrócić do jadalni, jeszcze pospacerować? - Basia uśmiechnęła się nie zważając na zmieszanie mężczyzny.
- Nie wiem… i nie powinienem.- odparł Jeremi dodając szarmancko.- To damie wypada tak decydować.
- Mi tu dobrze… szczególnie w twoim towarzystwie. - Magnatka zaśmiała się cicho.
- To miło. - wydawało się, że starościc nie bardzo wie co dalej zrobić, czy powiedzieć.
Barbara też nie była pewna. Nagle poczuła się jak niedoświadczona pannica, którą tak nsprawdę była. Roześmiała się głośniej rumieniąc się przy tym.
- Wybacz… to chyba pierwszy raz.. - Zasłoniła usta wiedząc, że niezbyt odpowiednio się zachowała i spoglądając na mężczyznę przepraszająco.
- Pierwszy raz oprowadzasz kogoś po bibliotece?- zapytał Jeremi.
- I pierwszy raz przebywam w towarzystwie kogoś tak szarmancakiego, że nie zaczyna od prób obłapywania mnie. - Barbara rozejrzała się po półkach. Nie wiedziała o tej bibliotece wiele, tyle co zdążyła zobaczyć podczas samotnych chwil tutaj. Ale… o reszcie zamku też nie wiedziała jeszcze wiele. - Niedobra ze mnie gospodyni.
- Gdzie waćpani wcześniej przebywała, że wszyscy tak ją obłapiali. - zapytał się zupełnie zaskoczony tą wypowiedzią starościc.
- Tutaj… i na dworze mego ojca. W zakonie miałam raczej spokój, choć tam nie spotykałam mężczyzn. - Magnatka przeszła do jednego z foteli i usiadła na nim. - Nie wiem ile waćpanowi wiadomo o mej przeszłości.
- Szczerze powiedziawszy, to nic.- odparł wprost Jeremi przygladając się Basi.
- Więc proszę uważać bo podobno zamęczyłam mego męża na śmierć podczas nocy poślubnej. - Magnatka roześmiała się choć był to cierpki śmiech. - Z domu mi Jasińska, herbu Janina. Ojciec mój tak zadłużył ziemię, że mnie oddał do zakonu… wyciągnięto mnie gdy zmarł i zażądano bym spłaciła jego długi. Nie miałam czym… Żmigrodzki zaproponował, że je spłaci jeśli za niego wyjdę. Proszę sobie wyobrazić jak obchodzono się ze zubożałą szlachcianką, która prać musiała rzeczy swego zapitego ojca. - Magnatka spochmurniała. Nie była pewna czemu mówiła to Jeremiemu… może po prostu tego potrzebowała?
- To dość… smutna historia.- odparł starościc wyraźnie współczując dziewczynie. Było to miłe, ale też cały figlarny nastrój chwili diabli wzięli. - Ale… to już przeszłość, jaka by nie była… to już zapisana i zapieczętowana księga. O ile wiem, syn Żmigrodzkiego nie żyje a inni krewni nie mają większych praw do tego majątku.
- Nadal jednak uważasz mnie za najcenniejszy klejnot tego zamku? - Barbara założyła nogę na nogę, pozwalając by materiał sukni delikatnie odsłonił jej łydkę i oparłszy policzek na dłoni wyeksponowała szyję, którą niedawno całował starościc.
- Z pewnością najcenniejszy i najpiękniejszy.- potwierdził Jeremi stojąc w pobliżu siedzącej szlachcianki i wzrokiem wodząc po licznych pokusach jej ciała.
- Jesteś niczym biały kruk. - Wyszeptała rumieniąc się i nieco nerwowo sięgnęła do wisiorka na szyi. Naprawdę nie wiedziała jak z nim postąpić.
- Naprawdę nie rozumiem o czym waćpani prawi. Czyżby ktoś tutaj śmiał się narzucać waćpani ze swoimi awansami?- zapytał zaskoczony mężczyzna.
- Owszem. - Barbara jej dłoń przesuwała po wisiorze. Jak inaczej było z Michałem… z tamtym młodzikiem, lub tymi kogucikami. O tyle ciekawiej byłoby uwieść Jeremiego. Jej spojrzenie pomału przesunął się po ciele mężczyzny - Ale to nieistotne.
- Jakże to… winnaś takich śmiałków ukarać za takie śmiałości.- oczywiście nie przyszło mu do głowy, że to niewiasty najczęściej tak sobie z Basią poczynały. Czy to Cosette, czy jej własna dwórka, Agatka. Michał, choć nabierał śmiałości, to i tak wymagał odrobiny podpuszczania.
- Jednego ukarałam… acz brak mi nieco… - Magnatka pozwoliła sobie znów na zalotny uśmiech. Jeremi niebawem opuści jej zamek, chyba mogła sobie pozwolić na to by nieco na nim poeksperymentować. - … czułości.
- Nie bardzo… rozumiem. - stwierdził skonfundowany mężczyzna.
- Jak wspominałam jestem tu sama. - Barbara nie była zrażona, dopiero uczyła się obchodzić z mężczyznami. - Brak mi towarzystwa… czułości, może temu nie mam sił by odpowiednio zareagować na takie "zaloty". - Ostatnie słowo wypowiedziała z nutką ironii. - Usiądź proszę. Jeśli oczywiście… chcesz mi dotrzymać towarzystwa.
- Oczywiście że chcę.- Jeremi od razu ruszył w kierunku pobliskiego fotelu, by go sobie przysunąć bliżej kobiety.
To nieco zaskoczyło Barbarę, ale… pozytywnie.
- A ty… jak byś uwiódł kobietę? - Spytała przyglądając się siedzącemu obok mężczyźnie.
- Ja… nie wiem.- zaśmiał się szlachcic opierając się o fotel. - Nigdy żadnej nie adorowałem. Jak wspomniałem… nie miałem czasu na amory.
- Jak na razie wspaniale sobie radzisz. - Dłoń Barbary zsunęła się z wisiora, na krawędź dekoltu jej sukni.
- Tak waćpani sądzi?- wzrok mężczyzny znów powędrował za jej palcami.
- Owszem… a skoro teraz masz czas… może chciałbyś mnie poadorować? - Palec magnatki wsunął się delikatnie pod materiał jej sukni. - Chyba że nie jestem odpowiednim obiektem do takich ćwiczeń.
- Nie bardzo wiem… jakże to chciałaby… jak to… z tym adorowaniem…- dukał Jeremi wodząc wzrokiem za tym palcem. Jego spojrzenie było rozpalone pożądaniem, jego oddech ciężki.
- Chyba możesz mi powiedzieć czy coś ci się we mnie podoba. - Zaproponowała Barbara, a jej stopa delikatnie zahaczyła o nogę mężczyzny.
- Oczy…? - zapytał bardziej niż powiedział.- … włosy?
Po czym spojrzał w dół wyznając. - Kłamię… od piersi oczu oderwać nie mogę.
- A co cię w nich tak urzekło? - Barbara nachyliła się i sięgnęła dłonią do podbródka mężczyzny by unieść jego twarz i spojrzeć mu w oczy.
- To jak ich dotykałaś… bo i wielce ukryte są pod suknią… choć pięknie się prezentują. - wymruczał niezbyt chętnie szlachcic. Bo i wstyd było takie rzeczy kobiecie mówić.
Był tak… uczciwy… uroczy…
- Chciałbyś ich dotknąć? - Szepnęła nie mogąc oderwać od niego oczu.
- Nie godzi się.- odparł wymijająco Jeremi.
- Nie godzi się mieć chęci? Pragnąć czegoś? - Palce Barbary niepewnie wędrowały po podbródku starościca. Jej wzrok spoczął na jego ustach, sprawiając, że sama rozchyliła wargi, uświadamiając sobie swoje pragnienia.
- Nie godzi mi się… dotykać… ich…- usta mężczyzny przybliżyły się ku jej wargom.
Magnatka nachyliła się bardziej opierając o udo szlachcica i pocałowała go. Delikatnie. Powoli smakując jego wargi. Jeremi odpowiedział pocałunkiem, zrazu delikatnym… potem śmiałym. Jego ręka gładziła jej szyję i policzek. Zdecydowanie nie będzie jego pierwszą, acz pewnie inne były przypadkowymi dziewuchami z karczm i miastowych przybytków rozpusty. Ot, Basia głupiutka nie była. I dobrze wiedziała jak żołnierze zwykli załatwiać takie sprawy.
Dłoń którą nie opierała się o jego udo powędrowała do jednej z jego rąk i delikatnie poprowadziła ją w kierunku piersi magnatki. Nie przerywała przy tym pocałunku chętnie go pogłębiając. Poczuła tą ciężką męską dłoń zachłannie pochwyciła jej pierś, ugniotła ścisnęła zachłannie. Kciuk próbował zsunąć z niej tkaninę w dół. Pod tą całą szarmanckością Jeremi miał iście żołnierski temperamencik. Mógłby ją… jak Michał…
Barbara była ciekawa czy tak jak i stary szlachcic nie radził sobie z kobiecym strojem. Ostrożnie przesiadła się na kolana starościca ujmując obiema dłońmi jego twarz i pozwalając na spełnianie pragnień.
Mocna dłoń szlachcica szarpnęła za sznurowanie. Zrywał je dzikus, zsunął suknię z piersi obnażając jedną z nich. Całował przy tym nieprzerwanie, namiętnie i bez opamiętania. Podobnie zresztą ugniatał ów pochwycony owoc, kciukiem masując jego szczyt.
Barbara zamruczała z rozkoszy przerywając pocałunek i spojrzała na starościca.
- Czy pozwoli Waćpan… pokazać sobie jeszcze jedno miejsce? - Wyszeptała rozpalonym głosem.
- Jakie? - zapytał rozpalonym głosem Jeremi.
- Moją sypialnię. - Magnatka uśmiechnęła się figlarnie.
- Acha… a wypada mi to zobaczyć?- zapytał niemrawo starościc.
Basia uśmiechnęła się spoglądając na Jeremiego. A czy wypadało mu uszkodzić jej suknię? Pieścić jej piersi… całować ją?
- Nie wiem… - Szepnęła, patrząc mu prosto w oczy. - To jedynie… moje pragnienie.
- Więc chcę je spełnić.- odparł żarliwie młodzian.
Barbara wstała z jego kolan i chwyciła za dłoń, drugą przytrzymując sukni na swej piersi. Tak przemykając się poprowadziła do swojej sypialni.
A szlachcic podążył za nią. Musieli uważać, raz omal nie wpadli na służbę. W końcu jednak im się udało i znaleźli się w sypialni magnatki. Ona i jej admirator.
Barbara zamknęła drzwi , po czym przywarła ustami do warg Jeremiego.
Ten objął ją w pasie całując zachłannie i wodząc dłońmi po biodrach i pośladkach osłoniętych przez suknię.
A ona błądziła swymi rękami po jego kontuszu, badając ciało, które skrywał. Nie wiedziała czy powinna mu pokazywać, że chce więcej. Nie chciała tego poganiać.
Męskie twarde, prężące się jak dziki kot, ciało czuła pod palcami. Jeremi zaś całował zachłannie wargi dziewczyny, wodził palcami po sukni napierając całym ciałem na Basię.
Całkowicie się zapominał w sytuacji powoli popychając kochankę ku łożu… choć nie zdawał sobie z tego sprawy… jak i z tego, że pomiędzy łożem a nimi jest jeszcze mały okrągły stoliczek. Barbara wpadła pupą na stolik i poczuła jak ciało mężczyzny naparło na nią. Jęknęła cicho.
- Coś… się stało? - zapytał zaniepokojony szlachcic.
- Stolik… - Szepnęła cicho i powróciła do przerwanego pocałunku.
- Co stolik?- nie zrozumiał Jeremi, napierając ciałem na magnatkę i całując to usta to szyję, to… wargami zszedł w dół po obojczyku, do piersi wyłaniającej się z naderwanego gorsetu sukni.
Barbara upadła plecami na stolik. Jej nogi objęły mężczyznę. Z ust pieszczonej magnatki raz po raz wyrywały się pomruki. Czuła zresztą jak kochanek podwija jej suknię w górę wodząc reką po jej udzie i przylegając wargami do twardego szczytu jej piersi. Jego biodra instynktownie napierały na jej intymny zakątek, ale tyle tkanin było barierami między nimi. Barbara sięgnęła do pasa trzymającego jego kontusz i już z wprawą pociągnęła rozwiązując supeł.
Pas opadł, kontusz się rozluźnił, drapieżna dłoń szarpała za bieliznę Basi przy biodrze, a druga zabrała się za oswobodzenie jej drugiej piersi.
Magnatka sięgnęła do swego gorsetu, luzując to co z niego zostało. W ciemności starała się dojrzeć sylwetkę Jeremiego.
Dostrzegała czuprynę całującego jej piersi kochanka, tak jak czuła dotyk jego ust na swoich krągłościach i palców na biodrze.
Opadła na stół poddając się temu dotykowi. I tak nie sięgała dalej. Poczuła jak z upiętych włosów wypadają spinki i blond pasma opadają w dół.
Po pierwszych próbach szarpania się z bielizną, jej kochanek dał sobie spokój. Nie mógł jej zedrzeć, oplatające go nogi magnatki skutecznie mu to umożliwiały. Chwycił więc dłońmi całkiem uwolnione piersi. Ugniatał pochwycone krągłości, pocierał o siebie, wielbił pocałunkami. Tymi pieszczotami próbował ugasić żar, który w nim wzniecała, gdy ocierała się podbrzuszem o jego… napęczniałe podbrzusze.
- Łoże? - Zaproponowała pomiędzy pomrukami rozkoszy, rozpinając guzy a następnie zsuwając kontusz z jego ramion.
- Łoże.- potwierdził mężczyzna przerywając rozkosze i próbując się cofnąć, ale oplecione na jego biodrach zgrabne kobiece nogi mu to uniemożliwiały.
Magnatka oswobodziła go i sama usiadła na stoliku pozwalając poluzowanej sukni zsunąć się z jej ramion. Powoli stanęła na podłodze na drżących nogach, a wraz z tym strój opadł na ziemię.
- Tędy. - Chwyciła dłoń kochanka i już w samej bieliźnie, biżuterii i trzewikach poprowadziła go w kierunku łoża.
Młodzian podążył zahipnotyzowany kształtem jej pupy poruszającym się pod pantalonami dając się prowadzić ku łożu.
Barbara usiadła na pościeli i uśmiechnęła się w ciemnościach.
- Pomożesz mi z trzewikami? - Szepnęła dotykając stopą nogi mężczyzny.
Ukląkł bez słowa i zabrał się za zdejmowanie go. Cisnął gdzieś do tyłu i wodził palcami po stopie kochanki nie mogąc oderwać od niej wzroku.
Magnatka oparła drugą nogę delikatnie o jego krocze.
- Jeszcze jeden.
I za niego się zabrał, nerwowo rozsznurowując jego wiązanie.
W tym czasie jej stopa cały czas delikatnie napierała na krocze mężczyzny. Czuła jak coś ją delikatnie odpycha. Jak bestia kryjąca się w spodniach domaga się uwolnienia.
I czuła, że sprawia przyjemność Jeremiemu tym dotykiem. Napierała stopą i czuła jak o stopę jego bestyjka się ociera. A potem… poczuła jak kochanek w przypływie namiętności drugą oswobodzoną stopę poczyna całować.
Barbara zamruczała z rozkoszy. Zaczęła ocierać się okrytą pończoszką stopą o policzek kochanka, zachęcać by całował dalej.
Co też czynił, całując i liżąc skórę przez cieniutki materiał, wodząc wargami po łydce. Jego wybrzuszenie rosło masowane drugą stópką szlachcianki.
Oddech magnatki stawał się coraz płytszy. Oparła się za plecami, eksponując okryte przejrzystą koszulą piersi i podsuwając po usta kochanka coraz wyższe partie jej nogi.
Drzwi do komnaty Basi uchyliły się lekko. Szlachcianka zobaczyła Cosette, uśmiechniętą lubieżnie… wodzącą spojrzeniem po tej sytuacji. Przyłożyła palec do swoich ust dając znak magnatce by była cicho.
Jeremi wodzący ustami po udzie Basi zupełnie tego nie zauważył. Magnatka czuła jak sama obecność kochanki potęguje jej podniecenie. Nieco niepewnie ułożyła dłoń na włosach kochanka i popchnęła jego głowę w kierunku swego łona.
Tam ją zaczął całować i językiem napierać na tkaninę która nadal broniła dostępu do bram rozkoszy Basi. Przeklęte pantalony! Cosette przyglądała się ich figlom muskając kciukiem dolną wargę.
Magnatka opadła na łóżko przytrzymując głowę kochanka przy swej kobiecości. Jej stopa coraz mocniej napierała na krocze mężczyzny. To była szaleńcza igraszka, także z własnym apetytem. Bo czuła jak rozpalony jest kochanek i jak dużym atutem może się popisać. A i sama czuła ten język i te usta napierające na jej kobiecość, ale nie mogące przebić oddzielających je bariery.
Barbara zsunęła jedną ręką swoje pantalony, dociskając twarz Jeremiego do swej mokrej kobiecości.
Drzwi się zamknęły. Cosette uznała, że powinna zostawić kochanków samych. A język i usta kochanka zaczęły wielbić rozpalony skarb jasnowłosej. Może i nie tak zwinnie i sprawnie jak czyniła to Francuzka, ale Jeremi przynajmniej wiedział co powinien czynic. Jego język smyrał po wilgotnym obszarze i śmiało sięgał tam gdzie wzrok nie sięga. Zabrała się przy tym za rozpinanie pozostałych guzów kontusza. A wodząca zgrabną stopą młoda wdówka wiedziała, że planuje podbić nowe terytoria ciała swojej kochanki twardą lancą… tą którą pocierała ruchem nogi.
Magnatka zaczęła pojękiwać w rytm ruchów języka kochanka. Było.. zbyt.. zbyt dobrze.
- Ach.. Jeremi… - Wymruczała z rozkoszą imię kochanka wijąc się na łóżku i czując jak zbliża się do szczytu.
Nie otrzymała odpowiedzi, za to usłyszała szelest opadającego kontusza. Język starościca energicznie wodził po tak śmiało odsłoniętych zakątku magnatki. A oddech mężczyzny przyspieszał rozpalony i tym czego smakował i tym co słyszał.
Magnatka doszła z cichym okrzykiem i opadła na pościel oddychając z trudem. Jej dłoń poluzowała chwyt na włosach kochanka, na których podczas igraszek musiała zacisnąć pięść. Jeremi wykorzystał to, by wstać.. ściągać z siebie, koszulę spodnie i buty. Pośpiesznie i nerwowo. Basia zrozumiała, że będzie chciał posiąść jej ciało. Z tym samym entuzjazmem którego próbki już posmakowała.
Starała się dojrzeć w ciemnościach jego ciało. Jaką mógł mieć minę… chyba nie tak zmieszaną jak gdy byli w bibliotece? Złączyła nogi czekając aż się rozbierze.
W ciemnościach jego oczy błyszczały jak u wilka, a mięśnie rysowały się złowieszczo na gibkim ciele. Gdzieś znikła ta szarmanckość i ogłada… a wychodziła na wierzch żołnierska natura. Przesuwając spojrzeniem po mięśniach brzucha magnatka dotarła wzrokiem wreszcie do wypukłości, którą trącała stopą nie tak dawno. Teraz twardą i długą i całkiem sporą… chyba, bo w ciemnościach wszystko wydawało się większe i groźniejsze. Mężczyzna dyszał jak dziki zwierz… i od Basi zależało jak go ujarzmi. Jeśli będzie w ogóle miała ochotę to czynić.
Magnatka wyprostowała nogę i teraz obciągniętą pończochą stopą, przesunęła po obnażonym orężu kochanka.
- Jak przekąska? - Wymruczała.
- Smakowita. - odparł Jeremi cicho wodząc wzrokiem za stopą magnatki.
- Masz.. wprawę. - Powiedziała przyciskając stopą nabrzmiałą męskość do podbrzusza kochanka.
- Niezupełnie… - zaśmiał się wstydliwie Jeremi, drżąc od pieszczoty kochanki. Basia zdała zaś sobie sprawę, że jej bogactwo i pozycję trochę starościca onieśmiela. Przez co nie wziął się za nią, jakby to pewnie uczynił w przypadku dziewczęcia o niższym statusie społecznym.
- Wygląda jakbyś miał ochotę na coś więcej. - Magnatka coraz śmielej poczynała sobie z orężem kochanka, poruszając nogą to ku górze to ku dołowi.
- Na ciebie pani.- przyznał się starościc pozwalając kochance na zabawę. Co sprawiało mu też i przyjemność, co Basia mogła ocenić po oddechu. A poza tym… czuła ten twardy organ, spragniony wilgotnego zakątka. Długi i sprężysty… gotowy do boju.
- Poprosisz o to bym cię ugościła? - Spytała zabierając nogę i ponownie ściskając uda.
- Tak… proszę pani. - szepnął rozpalonym głosem Jeremi.
Barbarze na chwilę zaparło dech w piersi. Jak bardzo chciałaby go mieć dla siebie! Powoli rozchyliła uda czując jak jej ciało zaczyna drżeć ze zniecierpliwienia.
- Zapraszam. - Szepnęła.
Jeremi… rzucił się niemal na nią. Wlazł na łoże, pochwycił ją za włosy całując szyję i usta. Posiadł szturmem, zniecierpliwiony i rozpalony. Troszkę zabolało na początku, a potem zapierało dech w piersiach. Jakże dzikim był kochankiem, jakże głęboko go czuła, jakże mocno… jakże intensywnie. Ot, przewaga młodości. Jeremi napierał tak mocno i szybko, że łoże skrzypieć zaczęło, a sama Basia wić pod nim rozgrzewana sytuacją. Przyszpilana dziko do łoża pod młodym kochankiem. Uwięziona przez jego dłoń trzymającą ją za włosy i drugą ściskającą pierś… przekonywała się jak różni bywają mężczyźni, nawet jeśli obaj mają niewielką wprawę w sztuce miłosnej.
Czy jednak chciała mu pozwalać na taki atak? Czy miała na to wpływ. Zanurzyła palce we włosach kochanka i zacisnęła delikatnie.
- W..wolniej. - Wyjęczała pomiędzy kolejnymi szturmami.
- Ddobrze… - szepnął w odpowiedzi Jeremi, zwalniając nieco ruchy, nieco. Jego ciało drżało jak rumak spętany wędzidłem, który rwał się do biegu.
Barbara czuła jak to drżenie doprowadza ją do szaleństwa. Chwilę trzymała mocno włosy kochanka czując jak ta dziwna forma kontroli podnieca ją… zachęca do dalszych zabaw. Czuła jak zbliża się ponownie do szczytu.
- Nie... nie dojdziesz we mnie… - Wymruczała polecenie, puszczając jego włosy.
To go rozdrażniło, acz posłusznie opuścił jej gościnne wnętrze i ocierać się zaczął nim o podbrzusze jej ciała. Zdecydowanie pragnął by ugościła go dłużej. Mimo że nie powinna.
Magnatka ujęła męskość dłońmi i zacisnęła je mocno na nabrzmiałym ciele.
- Czego pragniesz?
- Spełnienia i ciebie…- wydyszał cicho Jeremi wpatrując rozpalonym wzrokiem w piersi kochanki.
- Jak mnie pragniesz? - Barbara wiedziała, że igra z bestią. Czy Jeremi będzie kiedykolwiek chciał to powtórzyć?
- Bardzo?- no cóż, Jeremi też nie był wprawiony w sztuce miłosnej.
Magnatka roześmiała się cicho i naprowadziła go na swój kwiat.
- Niech będzie po twojemu… - Powiedziała cicho. Nie miała w sobie siły Cosette.. nie potrafiła się przeciwstawiać takiemu zwierzęciu. - Jestem twoja.
Jeremi pocałował ją zachłannie, znów wypełniając jej zmysły swoją nieustępliwą twardą obecnością. A potem kolejne ruchy bioder kochanka przeszywały ją i dociskały do łoża raz za razem. Magnatka odpowiadała na jego pocałunki nie przeszkadzając już mężczyźnie w spełnieniu. Wystarczyło droczenia na jeden wieczór i… musiała przyznać, że chciała poczuć jego gorąc w swym ciele.
Jeszcze kilka ruchów bioder, jeszcze kilka silnych pchnięcie, jeszcze odrobinę… jeszcze…
Tak! Ciało mężczyzny przylgnęło do Basi, westchnął głośno i magnatka poczuła jego żądzę w sobie. Czy to da jej dziecko? Jeśli tak, to ujdzie ono za pogrobowca jej męża równie dobrze jak ewentualny potomek Michała.
Barbara czuła się nieco dziwnie z tym faktem jednak.. to był jej problem i nie zamierzała teraz o tym myśleć. Wtuliła się w kochanka, powoli uspokajając oddech.
On też tulił ją do siebie, ustami wędrując po policzku i szyi dziewczęcia. Gorący i ciepły i silny. I zaborczy. Jego dłonie zachłannie wodziły po jej biodrach i udach głaszcząc jej ciało.
- Może ciebie powinnam sobie zamknąć w lochu. - Wymruczała pomiędzy pocałunkami składanymi na czole Jeremiego.
- Może ja powinienem porwać ciebie. Wywieźć stąd na koniu i zabrać w wielki świat ze sobą. - szeptał w odpowiedzi kochanek.
- Wiesz, że musiałbyś mnie strzec przed wszelkimi zakusami Stadnickiego. - Magnatak roześmiała się na ten pomysł, jednak w jej sercu zrobiło się przyjemnie ciepło.
- I nie tylko przed nim… jak przypuszczam.- odparł młodzian całując szyję i obojczyk w wędrówce ust ku lewej piersi kochanki.
- T..tak Michał pewnie chciałby mnie odzyskać. - Wyszeptała drżąc od jego pieszczot. - W lochu.. byłbyś bezpieczny.
- Zazdrosnego masz opiekuna…- zaśmiał się cicho Jeremi i skupił się na pieszczeniu krągłości magnatki, pocałunkach, muśnięciach języka i palców na jej skórze. -... i bardzo chcesz mnie zamknąć dla swoje przyjemności. Interesująca propozycja, acz muszę odmówić… niestety. Obowiązki wzywają.
- Łamiesz mi serce. - Wyszeptała wijąc się od jego pieszczot.
- I dla mnie to ciężka myśl.- odparł starościc nie przerywając pieszczoty ust na jej piersi. Dłonią przesunął po jej brzuchu, palcami niezdarnie muskając jej kobiecość. Duże męskie palce były zaletą, ale niestety… znów brak doświadczenia i umiejętności osłabiały doznanie.
Była ciekawa ile byłaby go w stanie nauczyć gdyby został choć na chwilę dłużej…. byłaby jednak nierozsądna wierząc, że coś takiego jest możliwe. Otarła się swym kwiatem o palce kochanka, i jęknęła gdy trafił na jej wrażliwy punkt, chcąc go zachęcić do pieszczoty tego miejsca.
Jeremi poczynił to, acz zbyt mocno i bez choćby odrobiny subtelności. Niemniej czuła jego silne palce na swoim wrażliwym punkciku i całujące usta na piersi i to nieco łagodziło ogólną szorstkość starościca Wolskiego. No cóż… wszak Cosette swojeg szkockiego ogiera pewnie też musiała ułożyć.
- Odrobinę.. delikatniej.. to bardzo wrażliwe miejsce. - Wyszeptała wbijajac palce w jego umięśnione ramiona.
- Och… wybacz.- odparł Jeremi ustami nadal zajęty szczytem jej piersi, ale dłonią już wolniej i delikatniej muskając jej intymny zakątek. Pojętny był z niego kochanek i bardzo entuzjastyczny.
- Tak.. tak dobrze.. - Wyjęczała Basia. Przymknęła oczy rozkoszując się dotykiem mężczyzny. Że też inna będzie kiedyś korzystać z jej nauk...
Nieświadomy jej rozterek Jeremi wodził palcami po intymnym zakątku, przenosząc swoje zainteresowanie na drugą pierś magnatki. Co by nie czuła się zaniedbana. Pocałunki i inne pieszczoty również były na niej… intensywne.
Magnatka wiła się pod nim coraz mocniej, czując jak jej ciało rozpala się, jak pragnie coraz więcej.
Nie tylko jej jak się okazało, bo nagle Jeremi przerwał te pieszczoty. Klęknął między jej udami. Narzucił sobie nogi szlachcianki na ramiona i znów przeszył jej ciało swoim twardym orężem miłości. Basia odruchowo wygięła się w łuk czując to gwałtowne wtargnięcie. A potem kolejne i kolejne. Jeremi się hamował, ale i tak uwięziona magnatka czuła dzikość przy każdym wypełnieniu jego męskością. Barbara chwyciła się pościeli zaciskając na niej pięści i poddała się szturmom kochanka. Czuła pod nogami jego umięśnione ciało, widziała dzikie spojrzenie w ciemnościach. Tak chętnie zagarnęłaby go dla siebie.. ale wtedy… czy byłby tak uroczy, jak teraz gdy mówi o obowiązkach? Pojękiwała coraz głośniej zbliżając się do szczytu.
Także i jej kochanek był blisko każdym ruchem bioder wprawiając biust jasnowłosej w falowanie. Sapał i dyszał niczym dzika bestia, a i jego szturmy były równie dzikie. Jednak ciału Basi takie doznania najwyraźniej nie przeszkadzały.
Magnatka doszła ponownie, wbijając palce w przedramiona kochanka. A on wraz z nią. Po czym puścił jej nogi i odsunąwszy się wpierw położył obok niej w milczeniu łapiąc oddech.
Barbara przewróciła się na bok i po chwili usiadła okrakiem na kochanku, pozwalając by ich wspólne soki wypłynęły na jego brzuch.
- Powinieneś się obchodzić ze mną delikatnie. - Mruknęła żartobliwie, spoglądając na Jeremiego z góry.
- Znaczy… jak? - zapytał szlachcic i dłońmi wodził po udach kochanki. Spojrzał w jej oczy.- Kiedy ty goła jesteś, prężysz się… gorąc mnie wypełnia i myśli żar zalewa.
- A jednak odjedziesz? - Barbara naprężyła się od jego dotyku.
- Acz wrócę… wiem, gdzie mieszkasz… wrócę… wejdę chyłkiem do sypialni. Pieścić będę pocałunkami i tulić.- mruczał cicho ściskając zachłannie uda. - Nawet jeśli twym małżonkiem zostanę opuszczać cię będę i wracać utęsknionym.
- I nie lękasz się, że nim mnie o rękę poprosisz, inny twe miejsce zajmie. - Barbara starała się żartować, czuła jednak palący rumieniec. - Nie tylko ty chciałbyś ten majątek posiąść.
- Ufam twemu osądowi waćpani. - odparł Jeremi wpatrując się w piersi szlachcianki. - I o twoje względy zabiegać planuję, acz nie wypada mi tego czynić przed końcem żałoby.
- Gościem tu miłym zawsze będziesz, acz do mej sypialni może nie być ci tak łatwo się dostać. - Magnatka uniosła w dłoniach swe piersi, prezentując je kochankowi.
- A to czemu? - zapytał zaciekawiony Jeremi.
- Moja ochmistrzyni twierdzi, że już niebawem zjadą się adoratorzy. - Magnatka roześmiała się i podzieliła się z kochankiem myślą, która od dłuższej chwili chodziła jej po głowie. - a ja.. może ucieknę do jednego ze swych dworów.
- Znajdę cię. Orszak tak ważnej persony łatwy jest do wytropienia.- odparł szlachcic uśmiechając lekko.
- Brzmi jak obietnica. - Barbara nachyliła się i pocałowała Jeremiego w usta.
Pochwycił ją za kark przedłużając pieszczotę ich ust w tym pocałunku. Magnatka oparła się dłońmi o jego pierś i zaczęła poruszać swymi biodrami, ocierając się o brzuch mężczyzny. Całowała zachłannie. Sięgając do jego ust językiem.
Jeremi odpowiadał pocałunkiem równie zachłannym nie pozwalając ustom Basi oddalić się od jego warg. A ona sama czuła ocierając się pupą, drżący “ogonek” próbujący unieść się dumnie w górę. Drażniła go swoją wilgotną kobiecością, raz po raz zahaczając nim o wejście do swego kwiatu. Oddech szlachcica przyspieszał, a on sam całował coraz żarliwiej gdy ocierała się swoim wrażliwym zakątkiem o owo pnącze, każdym ruchem zachęcając je do wzrostu. Musiała być nieco cierpliwa, kochanek co prawda młody i szybko nabierał wigoru. Niemniej i on po dwóch razach potrzebował czasu na odzyskanie sił. Nie pospieszała go. Cieszyła się dotykiem jędrnego męskiego ciała jego zaborczymi dłońmi. Wilczym spojrzeniem, które czasem udawało się jej pochwycić.
Była to słodka tortura, powolne pobudzania kochanka, aż wreszcie jego korzonek stał się tym twardym drzewcem, które przeszywało ją tak intensywnie wcześniej. I oddech starościca Wolskiego, tak gorący i gwałtowny.
Magnatka ostrożnie sięgnęła za siebie do jego męskości i nakierowała ją na swoje wnętrze. Nabijała się powoli, siadając na Jeremim. Ciesząc się każdym fragment zdobywanego ciała. Teraz to ona kontrolowała temperaturę figli, swoim ciężarem dociskając ciało swoje do kochanka i czując jak zmysły koncentrują się na owym intruzie, którego przyjęła. Ciało drżało od rozkoszy i świadomości, że pochwyciła go w sobie całego. Siedziała na nim ciesząc się tą chwilą, czując jak jej ciało pulsuje od doznań. Palcami wodziła po brzuchu mężczyzny drażniąc się z jego i swoim apetytem. Przyciśnięty do łoża Jeremi nie mógł zbyt wiele zrobić, poza wodzeniem palcami po jej udach i spoglądaniu na jej twarz i piersi hipnotyzujące go swoim ruchem, gdy leniwie poruszała biodrami. Magnatka zaczęła się unosić i opadać. Powoli. Uwielbiała to jak ją wypełniał, to jak rozpychał się w jej wnętrzu wprawiając w drżenie. Docierała do jego czuba i opadała w dół z trudem łapiąc oddech od doznań. Obserwowała go z rozwartymi wargami i przymkniętymi oczami.
To było upajające uczucie, rozkoszne i przyjemnie rozpalające zmysły. Powolne impulsy rozkoszy, raz po raz wzbierające niczym burzowe chmury. Biodra magnatki przyspieszyły lekko wbrew jej woli. Oddech zrobił się gorący. Burza się kumulowała w jej zmysłach i zbliżał się ten pierwszy i ostatni piorun. Zaczęła poruszać się coraz szybciej. Coraz gwałtowniej. Galopowała na swym rumaku, wprawiając swe piersi w hipnotyzujące podskoki. Gdy czuła że zaraz znów dojdzie, opadła na kochanka z głośnym okrzykiem, wwiercając się swymi biodrami w jego.
I poczuła jak jego ciało się spina, jak drży… jak ponownie wypełnia ją swoją rozkoszą.I tuli do siebie drżąc i łapiąc oddech. To wszystko było zbyt wiele dla Basi. Na kolejny raz nie miała już sił, tym bardziej że energiczny kochanek jakim był Jeremi wyciskając z niej siły wraz z rozkoszą. Opadła na niego wykończona, czując jak powieki same zaczynają jej opadać. Była ciekawa czy Jeremi rzeczywiście przybędzie tu prosić ją o rękę. Czy ona chciała męża, którego nigdy nie ma w domu? Czuła jak przysypia wtulona w mężczyznę.
 
Aiko jest offline  
Stary 07-12-2019, 22:22   #35
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Szelest, raz głośny raz cichszy, szelest i chrobot. Jak coś ocierającego się o kamień. Odgłos który docierał z korytarza. Jakby coś przemierzało go powoli. Jeremi spał jak zabity obok Basi i to niemalże dosłownie. Oddech starościca był bowiem płytki, prawie niewyczuwalny.
Magnatka podniosła się i wzięła swoją koszulę. Na palcach podeszła do drzwi nakładając delikatną tkaninę. Cały czas nasłuchiwała tym razem nie chciała jednak zwlekać. Czym mógł być ten dziwny odgłos? Delikatnie uchyliła drzwi.
Na korytarzu panowała ciemność, wszystkie pochodnie już się wypaliły. Niemniej Basia zobaczyła blask gdzieś na końcu korytarza. Nie od pochodni. Jakiś inny. Złoty.
I łatwiej było usłyszeć ów szelest dochodzący z rozświetlonego dziwnym blaskiem obszaru.
Jeszcze raz obejrzała się na śpiącego jeremiego i ruszyła na bosaka za dziwnym światłem. Tym razem nie da temu uciec… Michał nie będzie jej wmawiał, że to tylko “odgłosy zamczyska”. Tyle że… nie wiedziała jak to zatrzyma.
Pomknęła stopami po zamkowym korytarzu, najpierw po ciepłym dywanie, a potem po zimnej posadzce. Minęła straże pogrążone w ciężkim śnie. Nieco bladych, jakby… martwych? Biegnąc pośpiesznie korytarzami dostrzegła coś więcej niż blask. Jego źródło.
Końcówkę grubego jak ramię, pokrytego złotymi łuskami ogona. Węża lub jaszczurki.
Na chwilę stanęła niczym wryta. To.. to musiało się jej śnić. Delikatnie uszczypnęła się w przedramię. Zabolało, a ogon nie znikł. Sama też nie obudziła się w łóżku.
Za to sam ogon zaczął się oddalać, wijącymi ruchami węża.
- Pakt pozzosstaje w moccy… nawet jeśśli… pięczętuująccy… nie ższyje. - doszły do jej uszu wyszeptane słowa.
Zawahała się to.. to nie mogła być rzeczywistość prawda?
- Jaki… pakt? - Spytała szeptem, ruszając za złotą istotą.
- Bogacctwo i pomyśślośśść… sa cenę. - szeptało stworzenie wspinając się na wieżę.
Barbara przyspieszyła…
- Skoro.. skoro pakt i tak trwa… możesz go zawrzeć ze mną. - Mówiła, czując jak łapie zadyszkę podążając za bestią. - jaka.. jaka jest cena?
- Possłuszeńsstwo… starym zassadom. - odparł wąż. - I mnie. Ofiaary ss krwi cso nów. Ofiary ss krwi i rozkoszszy.
- Jak.. jak to? Zatrzymaj się… - Barbara wpatrywała się w ogon. - Jakie zasady.. jaka krew? - Wystarszyła się, toż… nie mogła kogoś… zabijać, prawda?
Ogon zatrzymał się i cała istota zawróciła. Basia słyszała szuranie łusek o ściany korytarza, aż w końcu wyłoniła się paszcza potwora. Bo był to potwór, o złotych łuskach, wielu małych oczach, małych ogonkach wyrastających dookoła paszczy… olbrzymiej i pełnej zębów.
- Sawsze mogę sjeścz ciebie w samian, prawda? - zaśmiał się straszliwy potwór, po czym dodał uspokajająco.- Wystarszy troche krwi, dziewiszej chociaszby… lub zadrapania, ukoszenia… asz do krwi asz do bólu… czara rossskoszy i boleśczi na nów. Czara mleka na pełnie… w samian sa pomyszlność… ochronę. I co najwaszniejsze.
Macki dotknęły policzków, szyi i piersi Basi.- Najwaszniejsze… jest wracacz tu na kaszdy nów i kaszdą pełnie… i milczeć. Jestem twoim sekretem dziecziczko… ukrytym w sserduszku pszed wszystkimi.
Barbara zadrżała ze strachu.
- Tu? Do zamku? - Wpatrywała się w dziwne stworzenie. - Czym.. czym jesteś?
- Ja jesstem prawciwym właszcicielem tego samku. A ty i tfuj ród dbacie o mój sspokój.- dziwne wypustki wodziły po jej szyi, policzkach i piersiach. - Jam tu był czczony, nim posstawiono tu krzyż i jam będę, gdy ów krzyż odejdzie w sapomnienie. Kiedysz obdaszałem łaskami chram stojący na tej górze i żerców czczących mnie… i dziewice przyprowadzane k’mi. Teraz ród tfego męsza. A więc… i ciebie.
- Dobrze. - Barbara czuła jakby ją sparaliżowało. Dotyk węża był dziwny… niby powinien być przyjemny, ale… była to bestia. - Dostaniesz krew… czarkę mleka.
- A tajemnica? - drocząc się z jej strachem, wąż przesunął swoją macką po pobrzuszu szlachcianki podciągając w górę jej koszulę nocną.- Nafet twój mąsz wiedziecz nie mosze. Teraz wybieram tylko jedną osobe na strasznika tajemnicy. I wybrałem ciebie.
- To.. to przez ciebie wszyscy śpią snem umarłych? - Wyszeptała, czując drżenie, które niebezpiecznie zaczęło przypominać podniecenie. - Nie… nie dowie się.
-Taaaak… to moja sssprawka… potrafię rzeczy o których ci się nie śśniło.- szeptał potworny gad owijając macki wokół ciała szlachcianki i delikatnie podnosząc ją w górę i przyciągając bliżej do swoich oczu i paszczy.- Daje bogactwo… potege… sspełniam… sny i maszenia. Twooje… moja sstraszniczko, opiekunko.
- Tylko za odrobinę krwi i mleka. - Magnatka czuła jakby ją sparaliżowało. Ścisnęła mocno nogi i zacisnęła dłonie w pięści.
- I sa milczenie… taksze przy Cosette i sstarym szlachcicu. Wienc dziedziczko… jakie som twoje kaprysy.- zaśmiał się gad.
- Będę milczeć także przy nich. - Wyszeptała Barbara wpatrując się w bestię. - Zadbaj o dobrobyt tego zamku i jego bezpieczeństwo. Nie pragnę więcej. Czy.. czy wiesz.. czy … będę miała dziecko?
- Jeszszcze… nie… ale wkrótce.- odpał gad opuszczając dziewczynę na ziemię. - Saaa trzy dni… bedziesz wyjatkowo plodna… wtedy zajdziesz w ciaże.
Barbara wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze… nie była jeszcze w ciąży… Jeszcze… mogła zdecydować. Ułożyła dłoń na swoim brzuchu spoglądając na bestię.
- Czym.. czym są ofiary z rozkoszy, o których wspominałeś? - Spytała niepewnie nie mogąc oderwać oczu węża.
- Bardziej osobiste…- macka węża przesunęła się po łydce dziewczęcia i po wewnętrznej stronie uda. - … s twojej strony. Musisz wpierw zejsc w nocy do loszku, odnaleść stare zejscie do jaskin pod nimi. Tam jest stary ołtasz i stella z opisem ofiary jaka wymaga słożenia.
- Czy.. pokażesz mi drogę? Teraz gdy wszyscy śpią? - Magnatka zadrżała.. jeszcze nie wiedziała co ma zrobić z tym wszystkim. To nie mógł być sen prawda?
Macka węża przesunęła się wyżej po udzie.
- Czy na pewnoo tegoo.. chcesz?
- Czy mam wybór? - Spytała z zawahaniem z trudem powstrzymując się przed ucieczką. - Powiedziałeś… że pakt jest nadal ważny? Co jeśli nie dotrzymam jego warunków?
- Ale jego farunków nie spełnisz tej nocy. Nie ma nowiu, a pełnia dopiero bedzie.- przypomniał jej wąż odsuwając macki od jej ciała. Zmróżył liczne ślepia.
- Rozumiem, ale… pokaż jak mi jak mogę je spełnić. - Wyszeptała.
- Bedziesz musiala mnie dosiaszcz.- rzekł po krótkim namyśle złoty wąż.
Ta uwaga zmroziła krew w żyłach Barbara. Przyjrzała się niepewnie długiemu złotemu cielsku.
- Jak?
Potwór pochylił pysk, liczne maski zafalowały tworząc drabinkę po której mogłaby się wspiąć. Niepewnie sięgnęła do pierwszej i zaczęła się pnąć ku górze.
Gdy już znałazła się na górze musiała okrakiem usiąść na głowie i całym ciałem ocierać się o miękką łuskowatą skórę węża. Do tego macki zaczęły owijać się wokół jej nóg i bioder. A gdy była już unieruchomiona potwór ruszył ostrożnie do szczytu wieży, wysunął pysk wraz z magnatką na balkon rozglądając się po swoim królestwie.
- Jak rozległe były twoje ziemie? - Spytała, kurczowo trzymając się jednej z macek. Ten dzień był.. zbyt szalony. Jeremi… to stworzenie. - Jak.. jak cię zwać?
- Jestem królem węży, złotą żmiją a wszystkie ziemie tfego meża… moje były i som. - gad pospiesznie wysunął się z przez balkon owijając splotami wieżę i pospiesznie podążając w dół, tak że wiatr szarpał delikatną tkaninę stroju dziewczyny. Chłod przenikał do kości niemalże, a ziemia dziedzińca zbliżała się z przerażającą prędkością. A gdy już wydawało się, że w nią uderzą rozstąpiła się przed nimi.
Barbara z przerażeniem zasłoniła oczy. Czuła jak ciało napięło się z przerażenia i zimna.
Wąż i dziewczyna opadli w dół, do dużej ciemnej jaskini, która kiedyś… nie była jaskinią.
Basia widziała drewniane ruiny budynku okalającego ołtarz wykonany z kamiennej płyty ustawionej na dwóch kamieni… i stellę o której wspominał wąż. Budynku ze strzechą raczej nie stawia się pod ziemią, a resztki strzechy przecież można było dojrzeć.
Bestia opuściła pysk, jej macki rozluźniły się pozwalając jasnowłosej zejść z jego łba.
Powoli zsunęła się na ziemię.
- Co.. co to za miejsce? - Rozejrzała się po dziwnej przestrzeni szukając wyjścia w kierunku zamku.
- Mój chram… schowałem go, gdy woje Boleslawa Pierwszego spalili go, wybili żerców i świątynne sluszki porwali. - odparł potwór.
- Bolesława… Pierwszego.... - Barbara spojrzała zaskoczona na złotego wija. - Jesteś… wiekowy.
- To prawda. - odparł wąż potrząsając łbem.
Magnatka czuła, że nie może się ruszyć. To było.. nieco za dużo. Przykucnęła czując pod bosymi stopami chłód od ziemi. Wylądowała w jakiejś jaskini.. ze złotym wężem… to to musiał być sen. Ponownie uszczypnęła się w rękę.
Co nie zmieniło sytuacji w jakiej się znalazła. Wąż zwinął się w kłębek jak olbrzymia żmija i obserwował magnatkę swoimi licznymi oczami.
- Gdzie jest wyjście? - Szepnęła drżącym głosem, przymykając oczy i starając się uspokoić oddech. Czemu się nie budziła?
- Tam… po schodach.- wąż wskazał na załom skalny, zapewnie ukrywający wyjście.
- A… co powinnam tu zobaczyć? - Szepnęła, powoli spoglądając na dziwny budynek.
- Stellę.- odparł potwór krótko.
Magnatka jeszcze przez chwilę kucała starając się uspokoić oddech. Dopiero gdy jej nogi przestały nieco drżeć, podniosła się i ruszyła w kierunku budynku.
Wysoki kamienny monument pokryty był prymitywnymi płaskorzeźbami dobrze widocznymi mimo panującego mroku. Mchy porastające jaskinię świeciły zimnym zielonym światłem, takoż i sam potwór świecił lekko złotym blaskiem. Więc Basia mogła spojrzeć na wygibasy tancerki wyrytej na kamieniu, przed pyskiem wielkiego węża. Postać kobieca była ledwie zarysowana, ruchy raczej niezbyt czytelne. Ot samotny taniec… dopiero po chwili Barbara zorientowała się, że tancerka musi być naga, bo ostatnie obrazki przedstawiały ją dotykającą swoich piersi i między udami w jednoznaczny sposób na oczach owego gada. A więc… o taką rozkosz chodziło.
Magnatka obejrzała się na bestię.
- Jak… radził sobie z tym Józef? - Spytała z obawą.
- Nie składał z sssiebie ofiary…- zaśmiał się potwór. - Wyszszukiwał odpowiednie jednorazowe ofiary. Odurzał je makiem i innymi ziołami. Wmawiał im, że sśśnią.
Magnatka odetchnęła, ciesząc się, że dziewczyny miały choćby szansę przeżyć. Podeszła do płaskorzeźb i wyciągnęła w ich kierunku dłoń chcąc zbadać dokładniej płaskorzeźby. Czuła rumieniec wychodzący na jej twarz, na myśl, że miałaby.. tańczyć? Dotykać siebie? I to na oczach tej wielookiej bestii? Która obecnie leniwie leżąc obserwowała magnatkę, nie przeszkadzając jej w działaniach. Wręcz je ignorując.
Kobieta zaczęła oczyszczać wyżłobienia.
- Gdy… gdy był tu.. twój kult… ile miałeś takich tancerek. - Wyszeptała, starając się ukryć rumieniec.
- Szeszcz.- odparł leniwie wąż.
- I robiły to… przed tobą? - Wyszeptała cicho, oczyszczając akurat dłoń tancerki sięgającą pomiędzy uda.
- Taka była ich rola i zaszszczyt. - wyjaśnił potwór.
- Nie… nie bały się? - Barbara obróciła się w kierunku węża opierając plecami o stellę. Ona się bała.
- Nie. - odparł sycząc cicho wąż. - Dlaczego miałyby siem bacz?
- Bo wyglądasz… strasznie. - Mruknęła chowając drżące dłonie za plecami.
- Nie dla nich. - stwierdził obojętnym tonem potwór.
Barbara opuściła wzrok.
- I.. i co ci to daje.. ten taniec? - Spytała nie wiedząc co ma dalej robić. Może powinna wrócić do komnaty.. ogrzać się przy Jeremim.
- Przyjemność i pochlebia mi. - zamruczał wąż spoglądając oczami na dziewczynę. Jego macki zafalowały. - Mała to cena za moją… łaskę.
- Tak… to prawda… - Barbara zarumieniła się. - Ja.. nie umiem tańczyć.
- Nie obchodzą mnie tańce jakie na balach tańcucieje. No i… masz czas by poćwiczyć.- westchnął wąż.
Westchnienie nieco zaskoczyło Barbarę. Podniosła wzrok i skupiła go na dziwnej istocie.
- A jakie tańce ci.. odpowiadają? - Spytała niepewnie.
- Myślę że sama na to wpadniesz, w końcu wpatrywałaś się w rzeźby na stelli. - zaśmiał się wąż.
- To… nie wygląda jak taniec… bardziej jak.. dotyk. - Szepnęła.
- Tak. - uśmiechnął się wąż i zamrugał oczami. - Wiedziałem, że to… zauważysz.
- Kiedy ostatnio… Józef spełnił ten.. element paktu?
- W nowiu tuż przed wyjazdem na ślub.- odpowiedział wąż.
Magnatka zastanowiła się. Niedawno była pełnia… wczoraj? Czy to dziś? Pamiętała rozmowę z Libeną… jednak czas zdawał się jej teraz mieszać.
- Czy… - Przygryzła wargę nie mogąc zadać tego pytania. Czy powinna “zatańczyć”? Byłoby o tyle prościej gdyby był to mężczyzna.
- Czy… co? - zapytał wąż.
- Mi.. chyba.. byłoby łatwiej.. - Barbara opuściła wzrok i wzięła głęboki wdech. - Wiem.. że to powinien być dar ode mnie.. dla ciebie.
- Tak… ale jutro jest pełnia. A taniec winien być ofiarowany w nowiu. - mruknął wąż.
Magnatka przytaknęła.
- Dobrze. Chciałam tylko powiedzieć, że.. byłoby łatwiej.. chyba.. gdybyś mnie dotknął jak na korytarzu. - Uśmiechnęła się do węża. - Ale uczynię co w mojej mocy.
Gad błyskawicznie przybliżył się do dziewczyny… jego macki chwyciły za tkaninę jej koszuli podciągając ją w górę. Kolejne zaczęły wodzić po udach i podbrzuszu, po pupie. Koszula podnosiła się w górę odsłaniając coraz więcej nagości magnatki.
- Ale… - Barbara zadrżała. Czemu teraz? Mówił że podczas w nowiu… Czułą coś dziwnego w miejscach których dotykał.
- Podnieś ręce. - zadecydował wąż sięgając już mackami do odsłoniętych piersi jasnowłosej.
Magnatka zawahała się drżąc pod dotykiem bestii. W końcu jednak uniosła ręce.
Delikatna tkanina opadła na ziemię, macki wodziły po jej piersiach, ocierały się o jej uda i pupę, muskały obszary między pośladkami jak i kobiecość. Powoli i delikatnie. Była naga i opleciona delikatnymi acz silnymi więzami węża.
- Czy.. czy tak jest dobrze? - Spytała szeptem, czując jak strach powoli wypychany jest przez podniecenie.
- To ja powinienem spytać… - zaśmiał się wąż wodząc swoimi wyrostkami po ciele dziewczęcia. - Mam wrażenie, że jest ci to przyjemne doświadczenie.
- To dziwne, ale… tak. - Szepnęła drżąc. - Ale tamte.. dotykały się… same.
- Wiem… to tylko na zachęcenie cię do… takiego wysiłku. Gdy nadejdzie twoja pora.- odparł stwór odsuwając pysk i macki o drżącego ciała Basi.- Teraz jesteś przede mną naga. Nadal cię to przeraża?
Barbara wpatrywała się w węża. Czuła jak w jej ciele rozpala się żar. Czyżby była aż tak wyuzdana? Gdy kolejna macka otarła się o jej kobiecość jęknęła cicho.
Powoli pokręciła przecząco głową.
Wąż przyglądał jej się z ciekawością. A następnie sięgnął jedną między uda Basi leniwie pocierając jej intymny zakątek powolnymi ruchami swojej macki. To ją nieco zaskoczyło. Wpatrywała się w węża niedowierzajacym wzrokiem, czując narastajace podniecenie. Myślała, że tylko.. trochę… czyżby. Czyżby chciał ją doprowadzić?
- Oczywiście… bo przeciesz tego pragnieszsz. - odparł wąż wijąc lekko macką. Jego oczy lekko się przymknęły. - Jesstem łaskawą istotą, obdaszam cie sspełnieniem pragnień. I wiem co pragnieszsz… o czym myśliszsz.
- W..wsuń ją we mnie. - Wyszeptała, czując jak cała jej twarz pali. Co tu robiła? Czemu? Czemu tego pragnęła? Cosette nie mogła jej tego nauczyć.. to nie były palce ochmistrzyni.. męski oręż.
Wąż spoglądał w jej oczy powoli wypełniając ją czymś obcym i niezwykłym. Czymś tak sztywnym jak męskość człowieka, ale jednocześnie większym i poruszającym się w niej wijąco. Zanurzając się i wynurzając… bardziej wijący się organ miłości. Wąż owinął jej ciało kilkoma dodatkowymi mackami, by podtrzymać jej ciało w pionie.
Barbara pojękiwała coraz głośniej. Czemu to było tak przyjemne? Toż.. toż to wąż. Widziała jego oczy.. nie dwoje.. tylko wszystkie… przerażający pysk… To było tak dziwne.. jak wtedy gdy.. gdy Cosette wsuwała palec w jej pupę. Czuła że niebawem dojdzie i nie wiedziała czemu. Kilka silnych ruchów i jej ciało nie wytrzymało, wijąc się w oplatających ją mackach i czując kolejną między udami. Doszła z krzykiem, drżąc na całym ciele.
Wąż ułożył ją podłodze jaskini uwalniając od swoich macek i odsuwając się od dziewczyny.
- Taaaaak… s pewnościom poradiszsz sssobie z tańcem. - rzekł cicho.
Magnatka oddychała z trudem, nie wierząc w to co się stało. Czuła.. wstyd.. wstyd z tego, że nie panuje nad swym ciałem. Nie tak ja wychowywano. Miała się ożenić.. być wierną żoną i matką… zakonnicą… Ścisnęła mocno drżące nogi. To nie była wina tego stworzenia… to z nią było coś nie tak.
Wąż nie wydawał się przejmować tą sytuacją, przyglądał się w zaciekawieniu szlachciance. I milczał.
- Muszę… powinnam wrócić do sypialni. - Barbara powoli usiadła na ziemi. Odgarnęła z twarzy długie blond włosy. - Czy.. czy wszyscy jeszcze śpią?
- Tak. Śpią. - potwierdził wąż.
Barbara sięgnęła po swoją koszulę nocną i narzuciła ją na nagie.. rozpalone ciało.
- To.. ja chyba pójdę…
Wąż łypnął swoimi oczkami nie mówiąc nic, jakby… czekał na to co jeszcze powie lub pomyśli. Obserwował jak idzie bosymi stopami po zimnych kamieniach.
Bała się. Nie tej bestii ale tego co się z nią działo. Pragnienie, które zdawało się być… niezaspokajalne. Powoli wdrapała się po schodkach.
- Będę… będę jutro. - Szepnęła.
Wąż skinął łbem spoglądając na idącą po schodkach dziewczynę. Wkrótce jednak Basia zniknęła mu z oczu. A i sama niewiele widziała idąc ciągle w górę. Aż doszła do… ściany. Po chwili macania powierzchni natknęła się dłonią na dźwignię i pociągnęła otwierając tajne przejście w boksie stajni.
Ostrożnie wyszła i zamknęła przejście, szukając jakiejś dźwigni od tej strony. A gdy zamknęła, ruszyła dalej. Przemierzając pogrążoną w zesłanym śnie Basia przyglądała się mijanym stajemnym. Ci również wyglądali jak umarli, mimo że byli we władaniu Hypnosa. Z jakiegoś powodu… sprawiło to, że czuła się bezpieczna na zamku. Nadal nie rozumiała jak jej ciało…. Czemu było to dla niej tak przyjemne? Czyżby był to głód po tylu latach postu? A może to fakt, że początki miała w objęciach Cosette. Westchnęła ciężko przemykając się pałacowymi korytarzami do swej sypialni.
 
Aiko jest offline  
Stary 24-01-2020, 20:02   #36
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

To był sen. To musiał być sen.
To nie mogło być nic innego.
Z takimi myślami obudziła się młoda magnatka, u boku równie młodego kochanka. Jeremi leżał przy niej… przystojny i silny. Przyjemnie było się wtulać w jego ciało i skupiać na tej chwili.
Basia nie miała powodu wychodzić z łoża. Głodna jeszcze nie była, a obowiązków nie miała żadnych, poza tymi które sama sobie narzucała. Oczywiście świadoma była, iż Stadnicki nie odpuści w swoich zakusach. Zarówno Jeremi jak pan Michał wspominali o tym.
Poranne słońce rozświetlało przyjemnie komnatę, a jego mężczyzny leżącego w jej łożu unosił się spokojnie. Coś jeszcze lekko się unosiło, coś co rozbawiło nieco przyglądającą się mu magnatkę… niewątpliwie Jeremi miał przyjemne sny. Barbara sięgnęła dłonią do męskości kochanka i zacisnęła na niej palce. Czy to… czy to mógł być jedynie sen? To wszystko czego doświadczyła tej nocy?
Wpatrywała się w twarz Jeremiego powoli poruszając dłonią. Oddech jego przyspieszył, ciało się sprężyło… a to co obejmowała palcami zesztywniało pod dotykiem magnatki.
Barbara nachyliła się i pocałowała mężczyznę. Na początku delikatnie, a potem próbując wsunąć język pomiędzy jego wargi. Jej dłoń poruszała się niespiesznie.
Obudziło to szlachcica, otworzył oczy i uśmiechnął się spoglądając na kochankę. Poddał się pocałunkowi czyniąc go bardziej namiętnym, tym bardziej że Basia ruchami dłoni skłaniała go do większej aktywności.
Magnatka wypuściła z dłoni oręż kochanka i odsunęła się, uśmiechając się do niego ciepło.
- Dzień dobry. - Wyszeptała.
- Dzień… do..- otwierając szerzej oczy mężczyzna zamarł nagle rozumiejąc, że to co wczoraj mogło się okazać pijackimi majakami i przyjemnym snem… dziś było rzeczywistością.
- Wygląda na to.. że chyba cię zaskoczyłam. - Magnatka zasłoniła usta, by ukryć rozbawienie.
- Dziś… czy wczoraj? Chyba wczoraj bardziej.- odparł z uśmiechem Jeremi niepewny co czynić w takiej sytuacji.
- Wczoraj wydawałeś się po prostu chętny. - Barbara odsunęła się nieco, prezentując przed kochankiem swoje nagie ciało. - Dziś… hm.. nie jestem pewna czy ci się podobam.
- Zapewniam waćpani iż każdy wyraziłby zachwyt na ten widok.- odparł szlachcic pospiesznie i żarliwym tonem głosu.
- Cieszę się. - Barbara przysunęła się. - Pocałujesz mnie?
- Tak.- odparł mężczyzna obejmując dłonią Basi, przybliżając twarz i całując namiętnie. Jego język muskał jej wargi i prowokował jej język do zabawy.
Magnatka ułożyła się na nim odpowiadając na pocałunki. Biodrami delikatnie ocierała się o męskość kochanka.
I poczuła jak jego dłoń ześlizguje się po biodrze ku pośladkowi. Władczo pochwycił tą krągłość bez przerywania pocałunku i miętosić drapieżnie począł. Magnatka zamruczała przerywając na chwilę pocałunek, szybko jednak do niego powróciła. Przesunęła się biodrami wyżej pozwalając by podczas ruchów oręż kochanka zahaczał o wejście do jej wilgotnego kwiatu.
Jeremi z początku nie zauważał jej ocierania się zajęty całowaniem, potem jednak obie dłonie spoczęły na biodrach kochanki. I Basia poczuła ów powolny oręż zanurzający się w jej ciepłym i wilgotnym wnętrzu. Zmysły drżały od nowych doznań.
- Ach… Jeremi. - Barbara uniosła się nieco na przedramionach by kochanek mógł się w niej do końca zanurzyć.
- Co… Basiu…- mruczał jej kochanek wodząc jedną dłonią po biodrze, a drugą po piersi Basi, gdy ona powoli poruszała się udami na kochanku, wprawiając ich ciała w ruch i drżenie.
- Nigdzie cię nie wypuszczę. - Magnatka usiadła na kochanku czując jak ten sięga jej głębin. Zaczęła się poruszać ujeżdżając leżącego pod nią sarmatę.
- Ale… - tyle zdołał wydusić z siebie Jeremi, pozwalając by dziewczyna unosiła się i opadała na palu rozkoszy wybranka.
Barbara natomiast poruszała się coraz szybciej. Nabijała swe ciało gwałtownie na oręż kochnka czując jak jej piersi falują przy każdym ruchu. Oddech mężczyzny narastał podobnie, jak jego duma tak przyjemnie rozpychająca się w spragnionym dotyku intymnym zakątku jasnowłosej. Coraz mocniej, coraz intensywniej.. Magnatka doszła z cichym okrzykiem zamierając na mężczyźnie. Czuła jak jej ciało pulsuje drżąc jednocześnie. I czuła lepki dowód tego, że sprawiła przyjemność kochankowi, głęboko w sobie.
Magnatka położyła się znów na szlachcicu ponownie łącząc ich usta w pocałunku. Przerażało ją to nieco, ale… uwielbiała takie poranki.

- I tak będę musiał cię opuścić. Obowiązki wzywają. - wymruczał czule Jeremi.
- Jesteś okrutny. - Wymruczała cicho, wtulając się w mężczyznę.
- Jestem królewskich urzędnikiem, mianowanym przez sejmik ziemski. Nie mogę tak po prostu odrzucić moich obowiązków, które to panowie szlachta na mnie nałożyli. Tym bardziej, żem sam się zgodził ich podjąć.- wyjaśniał Jeremi głaszcząc szlachciankę po głowie.
- Wiem… wiem… - Barbara przymknęła na chwilę oczy ciesząc się tą niewinną pieszczotą. - Lecz nadal okrutnym się to zdaje.
- Nie zostawiam cię przecie samej i bezbronnej.- odparł ze śmiechem szlachcic.
Magnatka uniosła się i uśmiechnęła.
- Samej może nie… lecz z pustą sypialnią. - Wymruczała z rozbawieniem, uwalniając szlachcica od swego ciężaru.
- To… rzeczywiście ciężkie brzemię… takoż i dla mnie będzie.- przyznał Jeremi wodząc wzrokiem za ciałem kochanki.
Barbara wstała z łoża i naga podeszła do stolika, na którym stało wino i kielichy.
- Czy życzyłbyś sobie trunku? - Spytała, unosząc butelkę.
- Tak.- odparł z uśmiechem wstając i podążając za kochanką. Basia ciągle czuła jego spojrzenie na swojej pupie, gdy była odwrócona do niego tyłem. Magnatka niespiesznie nalała im wina. Wzrok Jeremiego sprawiał jej wiele radości.
- Co planujesz w sprawie swojego majątku? Z tego co wiem twój nieboszczyk mąż nie miał poważniejszych zatargów z sąsiadami. Miał wszelako dalszą rodzinę.- zapytał jej kochanek podchodząc nagi i obejmując w pasie od tyłu. Pochwycił kielich prawicą, lewicą zaś wodził po jej podbrzuszu.
- Zachować go dla siebie. Udobruchać rodzinę jakimiś podarkami i cóż… trzeba zacząć majątek pomnażać. - Basia uśmiechnęła się do Jeremiego i upiła nieco wina. Jak na razie rodzina się nie pojawiła… Michał wspomniał jednak, że nie było nikogo, kto mógłby dziedziczyć.
- Masz już jakieś plany waćpani?- zapytał z zaciekawieniem Jeremi.
- Jeśli nie ja to możesz być pewnym, że Michał je ma. - Barbara obróciła się i przysiadła gołą pupą na stoliku. - Moja ochmistrzyni przewiduje iż niebawem na dworze zawitają interesanci.
- Nie wątpię że do waćpani drzwi dobijać się będą zachwyceni twą urodą.- stwierdził Jeremi z uśmiechem. - Niemniej ja byłem ciekaw bardziej planów dotyczących podróży. Być może nasze drogi gdzieś się przetną?
Barbara zaśmiała się cicho i przyjrzała się mężczyźnie.
- Planuję odwiedzić dwór rodzinny. - Powiedziała spokojnie. - Lecz to za dni kilka.
- Jeśli obowiązki zagnają mnie w tamte strony, będę wypatrywał twojego orszaku pani.- zapewnił ją Jeremi.
- A ja twego rumaka. - Barbara przysunęła się do mężczyzny i ujmując jego męskość jedną dłonią, pocałowała go namiętnie.
- Mój konik… narowisty bywa…- odparł jej kochanek rozkoszując się pieszczota jej ust i poddając palcom pieszczącym ową część ciała. Która pod dotykiem Basi zaczęła się ożywiać.
- Powiadasz… - Mruknęła pomiędzy pocałunkami, po czym przywarła do mężczyzny swym ciałem.
- Tak.- pochwycił ją za włosy, szarpnął odciągając głowę do tyłu. Ustami zaczął pieścić wyeksponowaną w ten sposób szyję i obojczyki.
Barbara jęknęła zaskoczona, jednak już po chwili drżała od jego dotyku.
Pod palcami czuła zresztą powracający wigor kochanka, jak i jego palce zaciskające się na jej piersi łapczywie i zachłannie. Jeremi z namiętnością całował jej skórę bez ustanku, pokazując czym jest przewaga młodości w takich sytuacjach.
- Narowisty… - Magnatka ścisnęła mocniej męskość kochanka. - z ciebie ogier.
- Tak…- jęknął Jeremi, a szlachcianka poczuła, że coraz bardziej gotów na kolejny galop.
Wpatrywała się w niego z zachwytem, choć wiedziała że już niedługo opuści gościnne ściany tej komnaty i zamku. Puściła go i obróciła się tyłem, opierając o stolik.
Tak jak się spodziewała, posiadł ją silnym ruchem bioder. Bez delikatności czy czułości. Mocne silne pchnięcie, które połączyło ich ciała. Chwycił ją za biodra i nie zaprzestawał gwałtownego kołysania biodrami i lubieżnych zderzeń ich ciał. Barbara pojękiwała za każdym razem gdy kochanek dotykał jej głębin. Czuła jak jej piersi falują przy każdym szturmie. Coraz szybciej i szybciej i mocniej.. czuła jak jego duma rozpycha się w jej kwiecie bezlitośnie zdobywając go, niczym najeźdźca. Była niemalże branką szlachcica, której ciałem się rozkoszował. Niemniej czy brak tej delikatności jej przeszkadzał?
Czemu czuła, że pragnie więcej… mocniej. Zasłoniła usta jedną dłonią czując jak zbliża się do szczytu. Jeszcze chwila… i doszła gryząc przy tym swą dłoń. Jej kochanek jeszcze chwilę się rozkoszował jej uległością, nim sam doszedł i opadł na kochankę tuląc ją do siebie.
- Winienem cię opuścić. Już i tak wystarczająco długo narażam twoje dobre imię przebywając w tej komnacie. - szepnął cicho.
- Mówisz o dobrym imieniu kobiety, która rzekomo "zajeździła" swego męża na śmierć. - Basia uśmiechnęła się ponad ramieniem do kochanka i pocałowała go. - Prawdę jednak powiadasz. Dzień kiedyś trzeba zacząć. - Dodała nieco niechętnie porzucając żartobliwy ton.
- Ale swojego męża… - przypomniał jej Jeremi, cofnął się i zaczął szukać swoich ubrań, które musiał gdzieś tu porzucić.
- Nie było w tym mej sprawki. - Basia podeszła do szafy i wydobyła z niej jedną ze swych przejrzystych koszul i narzuciła ją na nagie ciało. - Ja… - Powoli zawiązała troczki pod piersiami, unosząc je nieco tym sposobem. - … wolałabym by Józef żył.
- To zrozumiałe, że tęsknimy za tymi którzy byli nam bliscy. Może okażę się łotrem bez sumienia, ale ja… akurat wolę na odwrót.- spróbował zażartować mężczyzna ubierając się. Ukradkiem zerkał na kochankę.
- Ty jednak wyjeżdżasz, a moje łoże potwornie będzie puste. - Barbara podeszła do stolika i sięgnęła po odstawiony kielich z winem. - Stadnicki też nadal zakusy mieć będzie na mój majątek. - Ona też nie odrywała wzroku od kochanka, tęsknie spoglądając na ciało znikające pod ubraniem.
- Nie pozwolę mu działać wbrew prawu, a inaczej wszak nie zdoła.- pocieszał ją mężczyzna. Rozejrzał się dookoła jakby czegoś szukając. Po czym przypomniał, że resztę swoich rzeczy zgubił w bibliotece. Podszedł do kochanki i cmoknął ją w policzek. - Nie dam cię skrzywdzić Basiu.
- Wróć do mnie Jeremi. - Magnatka uśmiechnęła się ciepło. - Myślę, że swe rzeczy znajdziesz w przydzielonej ci komnacie.
- Dobrze… wrócę, tylko wpierw obowiązki.- po tych słowach opuścił komnatę zostawiając Basię samą. Ta westchnęła ciężko i odstawiwszy kielich wróciła do łoża. Nadal nim pachniało. Wtuliła nos w poduszkę, na której spał mężczyzna, powtarzając sobie, że nie wolno się jej zakochać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 29-03-2020, 13:17   #37
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Po kilkunastu minutach posłyszała pukanie do drzwi. I znajomy głos.
- Mogę wejść moja pani?
To Cosette była za drzwiami.
- Oczywiście… wejdź. - Basia przewróciła się na bok i spojrzała na drzwi do sypialni.
- Czyżby Michał zyskał młodszego konkurenta do twoich wdzięków?- spytała żartobliwie ochmistrzyni zamykając za sobą drzwi. - Niecierpliwa się zrobiłaś i zachłanna… ale takie są młode wdówki.
- Żadna konkurencja. Jeremi wyjeżdża.. - Barbara usiadła na łóżku i objęła nogi rękami. - to była jedynie przyjemna noc.
- Ale wróci pewnie. A jeśli nie on, to inni przyjadą. Przystojni, dumni i chętni do przytulenia cię w łożu.- odparła ironicznie Francuzka rozglądając się dookoła.
- Cóż.. zapewne też skorzystasz, czyż nie? - Barbara przyglądała się ochmistrzyni, ciekawa czego ta szuka.
Kobieta zwróciła swoje spojrzenie na Barbarę uśmiechając się figlarnie. - Czyżbyś próbowała mnie skusić ku nieprzyzwoitym figlom? Tuszę że ów energiczny młodzian spisał się w łożnicy?
- Bardzo się spisał. - Magnatka uśmiechnęła się ciepło. - Chodziło mi raczej o młodzieńców, którzy przyjadą się starać o moje względy. Zapomnisz o mnie.
- Doprawdy?- mruknęła w odpowiedzi Francuzka muskając kciukiem dolną wargę. - Bo ja miałam wrażenie, że ty zapomnisz o mnie. Tak jak zapomniałaś wczoraj o naszych wspólnych planach. Młody szlachcic okazał się ważniejszy.
- Chciałam go nieco przekonać do mojej osoby… martwią mnie zakusy Stadnickiego. - Basia zarumieniła się. - Ale był tak.. uroczy.
- I całą noc musiałaś go przekonywać?- zaśmiała się ironicznie ochmistrzyni podchodząc do stolika i nalewając sobie wina. - A jak będą kolejni, to pan Michał też pójdzie w odstawkę? Nie żeby to go zaskoczyło, niemniej nigdy nie dawaj mu powodów do myślenia, że nasz stary przyjaciel będzie kimś więcej dla ciebie niż tylko okazjonalnym kochankiem. Można igrać z kuśką mężczyzny, ale nie z jego dumą.
- Obawiam się, że już może myśleć inaczej. - Basia westchnęła ciężko. - Po za tym… nie wiem czy będą kolejni.
- Och… doprawdy?- popijając wino Cosette podeszła do jasnowłosej. - Ja jestem pewna, że będą kolejni. Może nawet… kolejne.
Stanęła przed nią i patrząc na nią z góry dodała.- Nie kuś mnie bym wzięła cię pod mój obcas Basiu. Nabierz trochę pewności siebie.
- Nabieram…. I mam na ciebie ochotę. - Szepnęła, uśmiechając się.
- To mi się podoba.- odparła Cosette, upiła nieco trunku, nachyliła się i pochwyciła za pukle jasnowłosej. Zmusiła Basię do spojrzenia w górę i pocałowała szlachciankę, przelewając wino ze swoich ust do jej. Magnatka piła zachłannie, po czym wsunęła język w usta ochmistrzyni.
- Wybacz, że cię zaniedbałam piękna. - Szepnęła wsuwając dłonie we włosy Cosette.
- Mhmm.- mruknęła w odpowiedzi ochmistrzyni poddając się pocałunkom i pieszczocie palców Basi.
Magnatka przejęła kielich od Cosette i odstawiła go na stolik nocny.
- Jak mogę ci to wynagrodzić? - Szepnęła i powróciła do przerwanego pocałunku.
- Kąpiąc się, ubierając i kusząc mnie przy śniadaniu.- odparła ochmistrzyni uwalniając się z objęć kochanki i cofając dwa kroki.- Obawiam się moja pani, że bardziej wymagająca niźli inni. Będziesz musiała trochę poflirtować, jeśli chcesz tej nagrody.
Po tych słowach przesunęła dłońmi po swojej kibici.
- Zrobię co w mojej mocy. - Basia uśmiechnęła się ciepło i powoli wstała z łóżka. - Więc.. najpierw kąpiel?
- Tak. I fryzura i suknia i dodatki. Dama musi wyglądać elegancko nawet uciekając z alkowy swojego kochanka.- Cosette dygnęła i ruszyła do wyjścia.- Każę przygotować kąpiel.
- Dziękuję. - Barbara odprowadziła Cosette wzrokiem. Dobrze, że ochmistrzyni przywróciła ją do porządku. Zbyt stęskniona była chyba jakichś cieplejszych uczuć. Bo niby czemu myślałaby o Jeremim.. czemu chciała go zatrzymać w swej alkowie. Podeszła do okna, ciekawa czy husarze już odjechali.
Tych jednak nie było widać na dziedzińcu co przypomniało szlachciance, iż Jeremi nie wpadł do jej zamku z powodu zauroczenia. Wszak miał dziś jej lochy przeszukiwać i więźniów przepytywać.

Magnatka przysiadła na wysokim parapecie. Może powinna porozmawiać z Michałem.. tylko kiedy? Teraz pewnie jeden kochanek oprowadzał drugiego po lochach.
Nie dane jej było długo rozmyślać. Wkrótce zjawiła się służka z balią pełną wody przyniesioną przez dwóch pachołków. Którzy od razu się oddalili. Tą służką nie była Ewka, zapewne po to by Basia się nie rozpraszała.
Basia zdjęła koszulę i weszła do balii. Leżąc w ciepłej wodzie poprosiła służącą by ta najpierw wymyła, a potem zaplotła jej włosy. Musiała przyznać, że cieszyła ją chwila spokoju nie mniej niż widok Cosette. Chętnie po prostu położyła się i wtuliła w lono ochmistrzyni, ale jakoś ciężko jej było się do tego przyznać przed kochanką. Dając się wymyś oddała się dalszym rozmyślaniom.
Służka w milczeniu zabrała się za mycie swojej pani. Była bardzo profesjonalna w swoich działaniach. I milcząca podczas tego zadania. Bardzo poważna i przejęta swoją rolą. Woda jednak była ciepła, a moczenie się w niej… przyjemnym doświadczeniem. Barbara pomrukiwała od dotyku służącej, eksponując swoje ciało przed kobietą. Tym razem jednak trafiła kosa na kamień i służka nie wyszła poza swoje obowiązki. I po przyjemnej kąpieli przyszedł czas na wycieranie ciała szorstkim ręcznikiem i… strojenie się dla swojej wymagającej kochanki. Barbara grzecznie poddała się tym zabiegom. Nawet… chyba nieco ją cieszyło, że nie każdy w tym zamku myśli tylko o tym by znaleźć cię w jej alkowie. Gdy służąca upinała jej włosy spytała.
- Jak ci na imię?
- Bogna psze pani.- odparla dwórka skupiona na swoim zadaniu.
- Długo pracujesz na zamku? - Barbara przymknęła oczy. Lubiła gdy ktoś zajmował się jej włosami.
- Będzie z ..eee… o tyle wiosen.- pokazała Basi osiem palców.
- To długo. - Magnatka przytaknęła. - Umaluj mnie proszę.
- Dobrze pani.- odparła dziewczyna zabierając się za poprawianie urody magnatki za pomocą pudru i barwniczek.
Barbara poddała się temu nie kusząc służki. Grzecznie też udała się na śniadanie.


Cosette już na nią czekała, w niedużej komnacie z widokiem na ogród. Do niej to Basię Bogna zaprowadziła i zamknęła za szlachcianką drzwi. Posiłek był skromny, ledwie kilka mocno faszerowanych przyprawami potraw i burgund w karafce.
- Wyglądasz uroczo. - Francuzka pochwaliła magnatkę.
- Ty również. - Magnatka uśmiechała się przez cały czas do ochmistrzyni. Naprawdę cieszyła ją obecność dostojnej kochanki. - Jak tam nasi goście? Nie zapewnili ci nazbyt wiele dodatkowej pracy?
- Twoje dwórki na nich nasłałam… z przyzwoitką co by nie rozzuchwaliły się za bardzo.- odparła Cosette biorąc się za posiłek.- Są nimi zachwyceni.
- To dobrze. Dziewczęta miały to po co przybyły. - Barbara roześmiała się cicho. Oparła przedramiona o stół eksponując swoje piersi.
- Ich matki miałyby na temat inne zdanie.- uśmiechnęła się ironicznie ochmistrzyni. - Towarzysz starościca to nie starościc.
Zerkała na biust kochanki spod półprzymkniętych powiek.- Ale nie możemy ich w lochach zamykać czekając, aż magnaci się zjawią.
- Cóż… celowo napomknęłam o dziewczętach, a nie o ich matkach. - Barbarę bardzo ucieszyło to spojrzenie. Sama z zachwytem obserwowała Cosette.
Gesty były spokojne, leniwe acz pełne gracji. Ochmistrzyni powoli się posilała jedząc bez pośpiechu i smakując każdy kęs. - Będzie jeszcze uczta na pożegnanie naszych gości po południu. Wolałabym,żebyś starościca wykorzystała przed nią. Potem może nie być dość czasu.
- Przed także może nie być czasu. - Barbara powróciła do przerwanego posiłku starając się naśladować kochankę. - Jeśli mnie odnajdzie… wtedy dam mu tą możliwość.
- Jeśli cię odnajdzie.- mruknęła złowieszczo Cosette spoglądając w oczy magnatki.- Nie boisz się, że cię zniewolę?
- Chyba… i tak nie mogę się obronić, czyż nie? - Barbara upiła nieco trunku uśmiechając się.
- Osoba o silnej naturze podjęłaby walkę.- odparła z uśmiechem ochmistrzyni popijając burgunda.
- A osoba tęskniąca za czułością. - Magnatka oparła się na jednej dłoni, kręcąc kielichem.
- Za romansem. Za westchnieniami. Za kimś do kogo chcesz wzdychać. To zrozumiałe.- odparła z uśmiechem Cosette.- Jesteś młoda i niedoświadczona… to wszystko jest nowe dla ciebie.
Barbara spochmurniała i przytaknęła.
- Myślisz, że to złe? - Powiedziała cicho, wpatrując się w częściowo wypełniony kielich.
- Niebezpieczne nieco. W kłębowisku żmij będziesz się obracała.- odparła czule Cosette i uśmiechnęła się delikatnie. - Ale sama nie jesteś. Masz nas.
- Jeremi jest niesamowicie uczciwy… nieco mnie tym zaskoczył. - Magnatka zerknęła na ochmistrzynię.
- To miłe… ale też nie wróży dobrze dla jego kariery.- zastanowiła się głośno Cosette i spojrzała na dziewczynę dodając. - Byłby dobrym materiałem na męża. Niemniej nie daj się zwieść pierwszemu wrażeniu. Nie warto wybierać na małżonka kogoś, kogo zna się ledwo kilka godzin.
Magnatka roześmiała się.
- Nie rzekłam mu że będę na niego czekać. - Barbara uśmiechnęła się do ochmistrzyni. - Powiedział że planuje mi się oświadczać gdy wypełni obowiązki, ja jedynie uprzedziłam, że pewnie nie będzie jedyny.
- No cóż… dzień się jeszcze nie skończył.- mruknęła Cosette i wstała nachylając się ku Basieńce dodała.- No i pozostaje kwestia wierności. Czy będziesz mu wierna… czy oprzesz się… mi?
- Cóż.. on planuje dużo podróżować… - Magnatka zarumieniła się nieco, spoglądając na ochmistrzynię.
- Może lepiej ci będzie pozostać wdową?- mruknęła ochmistrzyni chwytając dziewczynę za podbródek. Nachyliła się i pocałowała ją w usta.
Barbara odpowiedziała na pocałunek delikatnie ujmując dłońmi twarz ochmistrzyni. Cosette miała rację. Mogła decydować o sobie, robić co zechce… po co był jej mąż?
Doświadczona kobieta całowała ją delikatnie i zmysłowo. Bez pośpiechu rozkoszując się jej delikatnymi wargami. Basia korzystała z tego czasu delikatnie muskając palcami policzki Cosette. Nie była to wygodna pozycja do pieszczot, więc ochmistrzyni oderwała usta i odsunęła.
- Ponoć lubisz czułość. Dziwne, bo ma wrażenie, że i bardziej namiętne pieszczoty cenisz.- wstała uśmiechając się figlarnie. - Więc jaka winnam być teraz, delikatna czy dzika?
- Chciałabym byś była sobą. - Magnatka obserwowała ochmistrzynię nie ruszyła się jednak z miejsca. - Byś przy mnie robiła to na co masz ochotę.
- A myślisz że nie robię?- zapytała retorycznie Cosette ruszając w stronę drzwi sypialni. I zerknęła przez ramię.- Ty też powinnaś posłuchać swojej rady.
Barbara podniosła się i ruszyła za ochmistrzynią. Na co miała ochotę? Na pocałunki? Pieszczoty? Na to, by nic nie oddzielała ciała jej od ciała Cosette.
Przeszły do sypialni, Francuzka zamknęła za nimi drzwi na klucz i popchnęła nagle i ze śmiechem Barbarę na kanapę.
- No.. podwijaj te suknie. Zobaczymy jak bardzo mnie pragniesz.- dodała żartem.
Magnatka uniosła suknię odsłaniając lekko wilgotną bieliznę.
- Mogłam ci powiedzieć. - Szepnęła, spoglądając na kochankę z delikatnym rumieńcem.
- A ja mogłam ci nakazać rozebrać się przede mną… może nawet przy oknie.- odparła ze złowieszczym uśmiechem Cosette siadając na podłodze przed Basią władczo rozchylając jej uda przesunęła palcami dłoni w aksamitnej rękawiczce po wilgotnej kobiecości kochanki.
Barbara zadrżała pozwalajac cichemu jęknięciu wyrwać się ze swych ust.
- I… czemu tego nie zrobiłaś? - Spytała, spoglądając głodnym wzrokiem na Cosette.
- Nie wiem… ale może kiedyś zrobię.- mruczała Cosette prowokująco wodząc palcami po wrażliwym na dotyk zakątku kochanki.- Chciałabyś bym to zrobiła? A może nie potrzebuję mówić? Może sama się rozdziejesz nie bacząc na to, że ktoś może podejrzeć?- droczyła się jak zwykle, choć szanse na to były małe. Ta komnata znajdowała się na piętrze zamkowym… niemniej okna wychodziły na ogród.
Magnatka wpatrywała się przez chwilę w kochankę starając się uporządkować swoje myśli. Czego pragnęła? Czy powinna o tym mówić? Co tak naprawdę miała do stracenia?
- Chciałabym się nagim ciałem wtulić w twoje nagie ciało. - Odpowiedziała po dłuższej chwili. - Jakie to ma znaczenie czy ktoś zobaczy?
- Hmmm… tylko wtulenie?- mruknęła Cosette, nachyliła się i przeciągnęła językiem po kobiecości przez materiał.
- Nie… - Barbara jęknęła głośniej, czując na swym ciele gorący język ochmistrzyni. - Dotykać cię, ścisnąć swe piersi, poczuć jak…
- To dobrze… samo tulenie nie leży w mojej naturze.- zachichotała Cosette wstając i cofając się. Zabrała się za spokojne rozwiązywanie sznurowania gorsetu.
- Nie miałaś nigdy nikogo do kogo chciałabyś się przytulić? - Barbara obserwowała nie mogąc się doczekać aż zobaczy nagie ciało Cosette.
- W zasadzie to… nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.- kobieta zsuwać poczęła z siebie suknię, A potem oparłwszy raz jedną raz drugą stopą o stolik… zsuwała obuwie.- Byli meżowie i niewiasty których lubiłam i lubię… ale mąż wyleczył mnie z romantycznych fantazyji.
- Mnie jeszcze nie wyleczono. - Magnatka sięgnęła do własnego gorsetu i poczęła go rozsznurowywać.
- I to urocze…- Cosette zabrała się za rozwiązywanie sznurowaniem swojej halki.-... tak jak ty.
Barbara uwolniła swe piersi osłonięte teraz jedynie przejrzystą koszulą i sięgnęła do własnych trzewików, pochylając się i prezentując przed kochanką swe krągłości, sama też cały czas na nią zerkając.
- Czy jednak wdowa Żmigrodzkich, nie powinna być bardziej dostojna niż urocza?
- Powinna, ale jeszcze dość młoda jesteś by być uroczą.- uśmiechnęła Cosette pozbywając pończoch i podwiązek. Całkiem naga podeszła do Basi dając jej klapsa w wypięty pośladek.
Bosa już magnatka wyprostowąła się z cichym jękiem, pozwalając sukni opaść na ziemię i obróciła się w stronę ochmistrzyni.
- Jak szybko się to zmienia.. do niedawna byłam stara Panną, a teraz jestem młodą wdówką. - Uśmiechnęła do Cosette i zabrała się za sznurowanie własnej koszuli.
- Jesteś i jedną i drugą.- zażartowała Cosette.- Człek nie jest tak prostym konceptem, by jednym słowem go określać.
- Może… - Magnatka zdjęła pantalony i pończochy, po czym pozwoliła luźnej już koszuli opaść na ziemię. Stanęła przed ochmistrzynią naga, ozdobiona jedynie biżuterią i finezyjnym upięciem włosów.
Goła Cosette rozpuściła swoje ciemne włosy, objęła w pasie kochankę ocierając się biustem o jej piersi i zaczęła całować zachłannie usta, a potem smakować językiem szyję Basi. Magnatka sięgnęła dłońmi do piersi kochanki i ścisnęła je zachłannie, rozkoszując się ciepłem ciała ochmistrzyni.
W odpowiedzi Francuzka mocniej przywarła ciałem do jasnowłosej i dysząc ciężko, delikatnie kąsała kark. Wtuliła się mocno w Basię, drżąc od narastających pragnień.
Barbara miętosząc jedną dłonią pierś kochanki, drugą sięgnęła ku dołowi by sprawdzić czy ta też jest wilgotna.
Cosette poczuła ten rozkoszny dotyk i zamruczała, gdy Basia namacalnie przekonywała się o rozpaleniu Francuzki.
- Jeśli chcesz… mnie tam dotykać… to może znajdziemy wygo… dniejsze miejsce.- szepnęła ochmistrzyni.
- Łóżka tu nie widzę… - Basia śmiało poczynała spbie z kobiecością kochanki, zanurzając palce w ciepłym wnętrzu.
- Ale jest… kanapa… krzesła, stolik…- szeptała rozpalonym głosem kochanka.
- I na co masz ochotę? - Barbara ścisnęła mocniej pierś kochanki.
- Na wygodne ułożenie się, na twoje palce i języczek między moimi udami.- wymruczała Cosette nie mając problemu z określaniem własnych pragnień.
Barbara puściła kochankę pozwalając jej wybrać gdzie się chce ułożyć.
Kobieta powoli podeszła do kanapy kładąc się na niej. Uniosła nogę i położyła ją na oparciu, bezwstydnie i szeroko rozchyliła uda i zaczęła ugniatać swoje krągłe piersi spoglądając na jasnowłosą. Magnatka przyklęknęła przy sofie i nie zwlekając pochyliła się nad kochanką. Złożyła ciepły pocałunek na kwiecie ochmistrzyni wsuwając palce do jej kwiatu.
- Idzie ci coraz lepiej…- westchnęła jej ciemnowłosa kochanka poddając się pieszczocie Basi i prężąc leniwie. Zajęta pieszczotą własnego biustu Fracuzka rozkoszowała się doznaniami jakie sprawiała jej młoda magnatka. Barbara wpatrywała się w jej twarz obserwując do jakiego stanu uda się jej doprowadzić kochankę. Na pewno była zrelaksowana i odprężona poddając się dotykowi swojej pani. Próbowała brać pod kontrolę swoje emocje, choć z każdą chwilą jej ciało prężyło się coraz mocniej, a z pomiędzy warg coraz częściej wyrywały się głośne jęki. Magnatka sięgnęła językiem pomiędzy własnymi palcami, zanurzając go w kwiecie kochanki. Cosette pachniała podnieceniem.
Słyszała oddech wyrafinowanej kochanki, coraz cięższy i szybszy. Czuła jak ciało Francuzki się spina i wierci. Spełnienie nadchodziło i okazało się być okraszone głośnym jękiem, gdy czarnowłosa straciła kontrolę nad swoim ciałem i głosem.
Magnatka odsunęła się z trudem łapiąc oddech i wpatrując się w rozpaloną kochankę. Czuła wilgoć pomiędzy własnymi nogami. Chciała dojść.
- Zrób dla mnie to samo. - Powiedziała cicho.
- Niech więc moja pani przyjmie… pozycję.- zamruczała leniwie Cosette, gdy już złapała oddech.
- Dobrze. - Barbara usiadła tak jak przed chwilą siedziała ochmistrzyni, z rumieńcem obnażając swoją rozpaloną kobiecość.
- Jakże tak możesz… to nie wypada dobrze urodzonej damie.- stwierdziła Cosette drocząc się z jasnowłosą. Niemniej uklękła przed nią, zanurzając leniwie palce w jej kwiatuszku i muskając wrażliwy punkt jej kobiecości czubkiem języka. Delikatne i wyrafinowane pieszczoty… czego innego mogłaby się spodziewać po Francuzce?
- Twojemu… urodzeniu też niczego nie brakuje… - Wymruczała Basia nim jej myśli skupiły się na tym co działo się z jej ciałem.
- Mieszczką jestem. Mam prawo być skandaliczna.- odparła Cosette poruszając palcami, które rozpalały podbrzusze jasnowłosej przyjemnym żarem.
Barbara nie mogła się skupić na słowach ochmistrzyni. Czuła jak każdy ruch Cosette wprawia jej ciało w coraz silniejsze drżenie. Jej zwinne palce… gorący język. Doszła zasłaniając dłońmi usta.
I dobrze że to uczyniła, bo gdzie w połowie tej eksplozji rozkoszy, ktoś zaczął stanowczo dobijać się do drzwi komnaty w której przebywały nagie.
Barbara w mgnieniu oka skuliła się osłaniając nogami jak najwięcej ze swego ciała. W panice spojrzała na Cosette. Ta zachowała nieco więcej zimnej krwi i rzekła głośno. - Kto tam?!
- To ja…- głos Michała był głośny i nieco nerwowy.- Nie wiesz gdzie jest jaśnie panienka? To pilna sprawa.
Barbara odetchnęła.
- Michale… zaraz przyjdę. Daj mi chwilę. - Magnatka wstała z sofy i poczęła się ubierać.
- Oczywiście pani… proszę się pospieszyć.- odparł szlachcic przez drzwi, podczas gdy francuska kochanka przyglądała się magnatce z lubieżnym rozbawieniem.
- Co się tak cieszy? - Barbara założyła koszulę i obejrzała się na ochmistrzynię. - Pomożesz mi z gorsetem?
- Zastanawiałam się czy odważysz się go wpuścić… tu i teraz.- zażartowała kobieta sięgając po gorset i wstając, by go Basi założyć.
- Sama powiedziałaś, że nie powinnam mu robić nadziei, czyż nie? - Magnatka westchnęła. - I tak pewnie podejrzewa co tu robiłyśmy.
- Z pewnością podejrzewa.- zgodziła się z nią Francuzka.
Barbara dała sobie dopiąć gorset, zbierając jednocześnie kosmyki, które wyrwały się z koka.
- Poza tym… to był czas dla ciebie. - Uśmiechnęła się do ochmistrzyni.
- Miło mi to słyszeć… moja pani.- wymruczała Francuzka za nic mają fakt, że nic nie ukrywa jej nagiego piękna.
- Widzimy się później? - Oparła Barbara niechętnie odwracając wzrok od kochanki i podchodzą do drzwi.
- Oczywiście. Kiedy tylko zechcesz.- odparła gładko kobieta, sama zabierająca się już za ubieranie.
Barbara uśmiechnęła się ponad ramieniem do kochanki i nieznacznie uchylając drzwi by Michał nie dojrzał nagości Francuski, wyszła do oczekującego Szlachcica.
 
Aiko jest offline  
Stary 29-03-2020, 13:18   #38
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

- Co się stało?
- Nasz gość… już sprawdził lochy naszego zamku.- Michał zamknął drzwi za Basią i oparł dłoń na nich.- I teraz zainteresował się lochami pod wieżą alchemiczki. Jak pewnie się domyślasz, strażnicy nie chcą go tam wpuścić.
- Tego się obawiałam. - Barbara momentalnie się spięła. Czemu nie pomyślała o tym wcześniej! - Spróbuję go odciągnąć na chwilkę. Dasz radę przeprowadzić nasz skarb gdzie indziej i kogoś tam prowizorycznie umieścić?
- Spróbuję.- odparł Michał cicho i objąwszy Basię ramieniem ruszył z nią na korytarz zamkowy.
Barbara dała się poprowadzić w kierunku centrum ich problemów.
Nim weszli na dziedziniec Michał puścił magnatkę i podążał tuż za nią. Nie musiał robić za przewodnika, nawet jeśli Basia nie wiedziałaby gdzie ma iść, to odglos krzyków z pewnością by ją naprowadził w odpowiednim kierunku. Jeremi był przy wieży z dwójką swoich ludzi i kłócił się ze strażnikami pilnującymi wejścia do niej.
Bo ci, mimo że wszak Basia pozwoliła mu zwiedzać wszystkie lochy zamkowe, uparcie stali na posterunku nie pozwalając mu wejść.
- Panowie! Panowie! - Barbara podniosła głos by mężczyźni ją usłyszeli. - Nie godzi się tak. - Spokojnym krokiem podeszła do swojego gościa, uśmiechając się do niego nieco zalotnie.
- Wpuścić nie chcą powołując się na waćpani rozkazy, a przecie zezwoliłaś, bym zwiedził wszystkie lochy.- poskarżył się głośno Jeremi, a strażnicy skulili się w sobie, ale od drzwi nie ustąpili.
- To dosyć problematyczne miejsce. - Barbara podeszła do mężczyzny i położyła uspokajająco dłoń na jego ramieniu, zbliżając się na tyle by mógł spojrzeć w jej głęboki dekolt. - Gdyż nie tylko loszek tu mamy.
- Nie wiem co jest w tym problematycznego… wszak tylko loszek mnie interesuje.- odparł szlachcic zerkając na kuszące oko krągłości jasnowłosej.
- Z uwagi na charakter tego miejsca… Ja ufam waćpanu, lecz ci tutaj dostali polecenie by nikogo nie wpuszczać i cieszy mnie iż tego rozkazu przestrzegają. - Barbara uśmiechnęła się i sięgnęła do wiszącego między piersiami wisiora. - Czy odprawisz swych ludzi i pozwolisz mi na niewielkie odkrycie sekretów? Słowo me ci daję, że do loszku także cię waćpanie zaprowadzę.
- Oczywiście.- zgodził się od razu Jeremi uśmiechając się do magnatki.
Barbara ujęła go pod ramię.
- Proszę więc ze mną. Panowie. - Skinęła na strażników. Miała nadzieję, że zaprowadzenie mężczyzny na wieżę zajmie na tyle dużo czasu, że Michał zajmie się ich problematycznym więźniem.
Basia została od razu przepuszczona wraz z Michałem jak i Jeremim. Wzrok młodszego z jej amantów przyciągnęło wejście do lochów, zaś stary szlachcic przylgnął plecami do ściany kryjąc się w jej mroku.
Magnatka poprowadziła mężczyznę w górę schodów idąc nieco z przodu i kusząco kołysząc biodrami tuż przed oczami Jeremiego.
- W tej wieży mieszka nasza alchemiczka. Straże na dole są głównie dla jej bezpieczeństwa. - Powiedziała uśmiechając się ponad ramieniem do mężczyzny.
- A tak. Słyszałem o jakieś kobiecie mającej podratować zdrowie twojego męża.- zamyślił się młodzian podążając wzrokiem za pośladkami magnatki i nogami za nią samą.
- Przygotowuje też horoskopy... - Odparła i udała, że potknęła się na stopniach wpadając na mężczyznę.
Pochwycił ją dzielnie i jego dłonie od razu zacisnęły się na jej ciele. Jedna na piersi, druga na brzuchu. Spojrzał za siebie zawstydzony… ale Michała nie spostrzegł, bo ten nie udał się z nimi.
- Gdzie on.- wyszeptał zdumiony i nabrał nieco podejrzliwości.
- Przyznaję, że kazałam mu zostać. - Szepnęła Basia przywierając swoim ciałem do ciała Jeremiego. - Chciałam cię mieć znów dla siebie. - Dodała równie cicho.
- Ale… gdzie…- szepnął coraz bardziej rozpalonym głosem mężczyzna, ściskając zachłannie krągłość piersi i drugą dłonią wodząc po podbrzuszu magnatki, podciągając przy tym suknię ku górze.
- Na kolejnym piętrze jest niewielka komnata. - Wymruczała, poddając się jego działaniom.
Wypuścił ją więc ze swoich objęć, choć niechętnie.
Barbara chwyciła jednak jego dłoń i pociagnęła zachłannie ku górze. Nie wiedziała co dokładnie znajduje się w wieży, ale to nie miało znaczenia. Jej ciało nazbyt dobrze pamiętało ostatnią noc.

Otworzywszy drzwi zorientowała się, że przed sobą ma pokoik dla służby. Łóżko z siennikiem, stolik i krzesło przy oknie. I skrzynię na ubrania i osobiste rzeczy.
Magnatka nie zważając na to czy ktoś tu mieszka wciągnęła Jeremiego do środka, zatrzaskując za nimi drzwi. Pochwyciwszy dłońmi twarz mężczyzny pocałowała go namiętnie.
Szlachcic odpowiedział pocałunkiem, jak i dłońmi zaciśniętymi na pośladkach, powoli podciągającymi w górę jej suknię. I on pamiętał ich wspólne chwile wypełnione namiętnością.
Barbara puściła jego twarz i odchyliwszy się nieco poluzowała wiązanie gorsetu sukni, tak by jej piersi nieco mocniej się z niego wychyliły. Jeremi nachylił się obsypując jej piersi pocałunkami i ściskając mocno pośladki.
- Jesteś taka… taka… piękna…- wyszeptał rozpalonym głosem.
- I na ten czas twoja. - Odpowiedziała szeptem Barbara poddając się pieszczotom mężczyzny i sięgając do wiązania jego spodni, ukrytych pod jego kontuszem. Czuła pocałunki na swoim biuście, żarliwe i gorące jak jego oddech. Mężczyzna napierał na nią ciałem, aż docisnął do ściany małego pokoiku.
Barbara stęknęła cicho, czując chłód ściany pod swymi plecami. Uwielbiała temperament Jeremiego, lubiła czuć pod palcami jego umięśnione młode ciało.
Jej palce dotarły do oręża kochanka, tego ważnego dla niej, ciepłego i prężącego się dumnie pod jej dotykiem. Ściskający jej pośladki kochanek wodził ustami po skórze dziewczyny i szyi. Niemniej choć te pieszczoty budziły apetyt tooo… pozycja w jakiej się znaleźli i stroje które mieli na sobie utrudniały dalsze figle.
- Rozbierzesz się dla mnie. - Wyszeptała rozpalonym głosem, pieszcząc palcami jego męskość.
- Tak …- odparł rozpalonym głosem Jeremi, cofając się i zabierając za pospieszne i nerwowe rozdziewanie.
Barbara sama poluzowała niedawno co zawiązany przez Cosette gorset i pozwoliła sukni opaść na ziemię. Po chwili zdjęła też koszulę pozostając jedynie w bieliźnie i butach.
Szlachcic pozbawił się i butów i po chwili nawet jego koszula wylądowała obok kontusza i szabli. Barbara przyglądała mu się z nieukrywanym zadowoleniem, powoli opuszczając pantalony i zsuwając ze stóp trzewiki, pozostawiła jednak pończoszki.
Oboje byli nadzy, no prawie, mężczyzna podszedł znów do kochanki. Pochwycił ją za biodra, uniósł całując zachłannie i… magnatka opadła na tą włócznię pożądania, która niczym grom przeszyła jej intymny zakątek.
Magnatka jęknęła głośno czując wypełniające ją ciepło. Zarzuciła ręce na ramiona kochanka, starając się choć odrobinę przytrzymać, choć nie miała żadnych wątpliwości, że Jeremi nie ma problemu z jej uniesieniem.
Poruszała się w górę i w dół, jak na wierzchowcu. Tyle że ruchy były bardziej przyjemniejsze, opadanie w dół łączyło się rozkosznym przeszywającym doznaniem. Męskie silnie dłonie zacisnęły się na jej pośladkach, usta całowały jej piersi i obojczyki.
Drzwi… się otworyły.
Bo wszak nie był to pusty pokój, tylko mieszkanie służki. Jadźki, tej która dbała o wygody łóżkowe Jana. Spojrzała zaskoczona na kochającą sie w jej izdebce parkę i uśmiechnęła lubieżnie zerkając. Ani nie weszła do środka, ani się nie cofnęła. Jeremi z twarzą wtuloną w biust kochanki, też jej nie spostrzegł.
Magnatka poczuła niepokojąco przyjemny dreszcz podniecenia, wiedząc, że są obserwowani, ale odprawiła służącą ruchem dłoni.
Ta uśmiechnęła się lubieżnie, obejmuąc dłonią swoją miękką pierś, a potem wpatrując się wprost w oczy uwięzionej pod ciężarem kochanka… posłała jej całusa. I doipero wtedy znikła za drzwiami.
Barbara zaklęła w myślach i jęknęła głośniej czując, że zbliża się do szczytu. Jadźka była zbyt bezczelna… jednak… już znała inne takie dziewczę. Nie chciała się też tym zajmować teraz. Doszła z cichym okrzykiem, odchylając głowę do tyłu.
Słyszała sapanie kochanka, czuła poruszające się swoje ciało nadal zaciskające się na nim… aż w końcu i on doszedł i… po chwili pozwolił jej dotknąć stopami podłogę. Barbara przytuliła go mocno, wtulając twarz w męską pierś i pozwalając sobie na złapanie oddechu. Czu Michał skończył czy może… powinna sobie pozwolić na jeszcze raz. Stanęła na palcach ocierając się swymi piersiami o tors mężczyzny i pocałowała jego podbródek. Młodzieniec tulil do siebie kochankę łapiąc oddech. Stali więc oboje w milczeniu i wyglądało na to, że to magnatce przyjdzie podjąć decyzję. Barbara pocałowała szyję i obojczyk mężczyzny, przesuwając językiem po rozpalonej skórze kochanka.
Ten odpowiedział chwytając ją za pukle włosów, odciągając lekko głowę i całując żarliwie usta… nadal spragniony jej ciała i rozkoszy jaka łaskawie mu dawało. Barbara w odpowiedzi sięgnęła do jego zmalałej i mokrej męskości po czym pochwyciła ją pewnie w dłonie i zaczęła pieścić.
Jeremi jęknął cicho, ale potem oddychał ciężko spoglądając pożądliwie na Basię i poddając się jej zwinnym palcom. A magnatka pracowała dzielnie by postawić swego rumaka z powrotem na nogi. Z lubieżnym uśmiechem wpatrywała się wprost w oczy szlachcica.
Jeremi odpowiedział na to żarliwymi pocałunkami na ustach i szyi Basi i coraz gorętszym oddechem. A i począł się prężyć dumnie pod dotykiem lubieżnej kochanki.
Barbara przerwała pocałunek i nachyliła się do jego ucha. Cicho odezwała się przesuwając po jego skórze wargami.
- Przeniesiemy się na łóżko?
- Tak.- szepnął skwapliwie Jeremi potwierdzając swoje słowa potakiwaniem głowy.
Magnatka chwyciła go za dłoń i pociągnęła w kierunku łóżka służącej. Będąc tuz obok opadła na nie na plecy. Jeremi długo nie czekał, od razu wchodząc na łoże… między uda Basi, jego duma przeszyła ją mocnym ruchem… twardnieje w jej kwiecie rozkoszy. Dysząc pożądliwie zaczął całować jej obojczyki i piersi, zaciskać dłoń lewym udzie, bo mocniej dociskać swoje ciało do jej intymnego zakątka.
Barbara przypominając sobie ruch który wykonała Jadźka pochwyciła swoje piersi i zaczęła się nimi bawić na oczach kochanka, potęgując własne doznania.
Rozpalony sytuacją mężczyzna, zaczął mocnymi ruchami przeszywać ciało przyciśniętej do siennika magnatki. Mocno i odrobinę boleśnie, bo nie hamował swojej żądzy. Spoglądał dzikim od namiętności spojrzeniem, na palce Basi prowokująco bawiące się jej biustem. I dociskał ciało do kłującej słomy siennika. Było… nieco brutalnie i drapieżnie… oddany całkowicie chwili Jeremi trochę się zapomniał w dążeniu do ekstazy.
Barbara pojękiwała coraz głośniej. Agresja kochanka nieco ją zaskoczyła, ale było w tym coś.. podniecającego… nieodpowiedniego. Doszła z głośnym okrzykiem. Tym razem wraz z Jeremim, który dysząc dotarł do wybuchowego finału.
Barbara leżała na pościeli oddychając z trudem. Czuła delikatne otarcia na plecach i swej kobiecość.
- Porywczy z ciebie rumak. - Wymruczała, czując o dziwo, mimo wszelkiego bólu, przyjemność.
- Przepraszam.- westchnął cicho jej kochanek.
- Powinieneś mi to nieco wynagrodzić. - Powiedziała gdy w końcu udało się jej nieco uspokoić oddech.
- Jak wynagrodzić? - spytała się naiwnie Jeremi.
- Poobcierałeś mnie… a wiesz jakie jest najlepsze lekarstwo na otarcia? - Wymruczała cicho.
- Nie… nie bardzo... sadło może.- domyślny to on nie był. Ani wyrafinowany w alkowie.
Barbara sięgnęła do jego warg i przesunęła po nich palcami.
- Rany podobno warto zalizać. - powiedziała lubieżnym głosem, sama siebie tym nieco zaskakując.
- Co?- zapytał zaskoczony mężczyzna i spojrzał na ciało Zosi wzdychając.- Musisz mnie poprowadzić.
- Wobec tego całuj gdzie pokażę. - Barbara dotknęła swoich warg. - Może tutaj na początek?
- Dobrze... - mężczyzna zaczął namiętnie całować usta magnatki wpijając zachłannie swoje wargi muskając jej językiem. Magnatka przez chwilę oddawała pocałunki po czym delikatnie odsunęła wargi mężczyzny palcem.
- Teraz tutaj. - Dotknęła swojej szyi.
I jej kaprys został spełniony, gorące pocałunki pieściły jej szyję. I równie gorący oddech.
- Wspaniale… - Wymruczała, prężąc się na łóżku. - Teraz… tutaj… - Wskazała na swoje obojczyki.
I tamże to zawędrowały usta kochanka żarliwie muskając wargami jej rozgrzane rozpustą ciało. Barbara oddychała z coraz większym trudem czując narastające podniecenie. Jej dłoń zawędrowała niżej i ujęła prawą pierś.
- Czas na nie, prawda?
- Jakże… mógłbym się nie zgodzić?- spytał chrapliwym głosem Jeremi. I jego usta powędrowały na wyznaczoną mu krągłość przywierając wargami do jej szczytu.
Basia jęknęła z rozkoszy. Pozwoliła mężczyźnie na dłuższe pieszczoty jednego ze swych skarbów, by po chwili unieść w dłoni drugi.
- Jest jeszcze druga… - wyszeptała.
Jeremi zajął się więc i drugą. Wielbił pocałunkami zachłannie, wodził językiem po skórze muskając czule. Niewątpliwie chciał jej wynagrodzić niewygody.
- A teraz tutaj. - Ni to wyjęczała ni to powiedziała magnatka. Powoli przesunęła dłonią po swoim brzuchu, kończąc ruch na swym łonie. Usta mężczyzny wodząc po jej skórze powoli acz nieubłaganie dążyły ku temu celowi, pieszcząc ciało ale i wystawiając cierpliwość Basi na próbę.
Magnatka zaczęła wić się na łóżku. Jej palce zawędrowały na płatki własnego kwiatu, wskazując kochankowi cel, a ona ze wszystkich sił powstrzymywała się by nie zacząć się bawić sama z sobą.
Czy zdawał sobie sprawę? Trudno było orzec. Niemniej posłusznie zszedł pocałunkami niżej i zaczął muskać wargami kobiecość Basi. Delikatnie i czule. Może nawet zbyt delikatnie jak na oczekiwania magnatki.
- T..tak… możesz mocniej. - Wyszeptała rozpalonym głosem, sięgając dłońmi do własnych piersi.
Język mężczyzny śmielej wodził po intymnym zakątku częściej trafiając do celu. Wrażliwego puntku, który rozpalał ciało magnatki. Śmielej, ale nie mocniej… Jeremi był namiętnym kochankiem, ale nie tak finezyjnym jak Francuzka.
- Tutaj… - Wyszeptała gdy Jeremi po raz kolejny trafił na jej czuły punkt. - Możesz całować… ssać… to cudowne.
Trochę mu to szło niezgrabnie, ale w końcu przylgnął wargami do wrażliwego punkcika magnatki i zaczął ssać, tak jak mu przykazała.
- Och… jak wspaniale. - Barbara wyprężyła się na łóżku, mocno zaciskając dłonie na swoich piersiach. Była tak blisko. Jeśli tylko będzie kontynuował… Na szczęście dla niej czynił to. I wkrótce jej ciało naprężyło się, gdy z wydała z siebie jęk spełnienia a potem opadła na siennik oddychając ciężko. Wtedy dopiero Jeremi zaprzestał pieszczot.
- To było cudowne. - wyszeptała, wpatrując się w kochanka.
- Cieszy mnie to waćpani.- mruczał Jeremi zaborczo tuląc do siebie Basię.
- Zapewne powinnam odprowadzić cię teraz do tego loszku? - Wyszeptała, mając nadzieję, że Michał zajął się już więźniem.
- No tak… loszek. - młodzian dopiero teraz przypomniał sobie o obowiązkach jakie na niego spadły.
- Możemy chyba pozwolić sobie na jeszcze raz… jeśli masz ochotę. - Wyszeptała uśmiechając się do kochanka.
- Mam… ale tym razem tak jak ty chcesz.- odparł Jeremi, którego “ochota” ocierała się o jej biodro przy każdym jego ruchu. I było to bardzo obiecujące doznanie.
Barbara obróciła się na brzuch wypinając pupę w kierunku kochanka.
- Tak może będzie mniej boleć… - Powiedziała ciepło. - Tylko bądź delikatny.
Zaskoczyła go tym pomysłem. Przyglądając się jej tyłeczkowi mężczyzna nie mógł uwierzyć w jej słowa. Nie spodziewał się takiego kaprysu ze strony młodej magnatki.
- Możemy też… pójść do loszku. - Basia obejrzała się na Jeremiego i nagle zrozumiała… czyżby myślał o zaatakowaniu jej pupy. - Kochany… możesz mnie wziąć jak wcześniej… po prostu mam otarte plecy.
Jeremiemu trochę ulżyło. Basia poczuła dłonie na swoich biodra, a potem twardego gościa zanurzającego się w jej spragnionym obecności kochanka kwiecie.
Jęknęła z rozkoszy, czując mimo wszystko delikatne otarcia na swej kobiecości. Przyjdzie jej zrobić przerwę od igraszek…. Po tym razie.
Jeremi starał się być delikatny, więc ruchy były powolne… ale nadal silne. Każdy ruch bioder przeszywał ciało magnatki przyjemnymi doznaniami, jak i wprawiał biust w lekkie kołysanie.
Mimo niedawnego szczytu Barbara czuła jak jej ciało znów się rozpala, jak zaczyna wołać o spełnienie. Jakże wyuzdana się stała. Jeremi był zaś może i delikatny, ale i tak czuła jak zagłębia się w niej cały. Tak daleko jak był w stanie. Jego ciało pragnęło przyjemności i nie mógł się powstrzymać przed odrobiną egoizmu. Brakowało mu finezji w alkowie. Niemniej jęki aprobaty z wydobywające się z ust magnatki świadczyły o tym, że… łaskawie wybaczała mu to samolubstwo. Barbara jęknęła delikatnie z bólu ale i z rozkoszy. Może… gdyby był dłużej, można by go wyszkolić? Niestety nie przekona się o tym. Na razie jednak nie było czasu na dłuższe rozmyślania. Jeszcze jedno pchnięcie. może… dwa i rozkosz kochanka rozlała się w Basi, łącząc z ekstazą jaką sama magnatka poczuła.
Barbara opadła na łóżko oddychając z trudem. Czuła mimo rozkoszy, że jeśli tego nie zakończy, może mieć następnego dnia poważne problemy z siedzeniem. Jej kochanek zaś położył się obok niej wodząc wargami po szyi, bardziej czule niż lubieżnie.

Barbara wtuliła się w niego pozwalając sobie na dłuższy odpoczynek.
- Chyba czas nam wrócić do obowiązków. - Szepnęła w końcu.
- To prawda.- potwierdził Jeremi. Wstał i zabrał się za ubieranie.
Barbara dołączyła do niego. Robiła to jednak dosyć wolno z uwagi na otarcia.
-Zabiorę cię może bezpośrednio do loszku? - Zaproponowała oglądając się na kochanka.
- Ano… wypadałoby.- zgodził się z nią Jeremi opasują biodra pasem. Po tym jak już nałożył kontusz. Następnie przypiął do niego rapciami szablę. I czekał na Basię… i wtedy posłyszeli pukanie do drzwi.
- Wejść mogę?- kobiecy głos, ani chybi należący do Jadźki.
- Jeszcze chwila. - Barbara bez pośpiechu poprawiła włosy. Jadźka zirytowała ją nieco swym zachowaniem podczas ich igraszek.
- Tak pani.- odezwała się służka w odpowiedzi.
Barbara upewniła się, że wszystko wygląda na tyle dobrze na ile jest w stanie i osobiście podeszła do drzwi by je otworzyć.
Służka grzecznie czekała na schodach, schylona głowa i potulna postawa. I łobuzerski uśmieszek. I lubieżne spojrzenie.
Jeremi tego nie zauważał, zwłaszcza że czuł się zawstydzony przyłapaniem sytuacji która mogła (zgodnie z prawdą) sugerować nieprzyzwoite sytuacje. Pewnie dlatego pierwszy ruszył po schodach, zatrzymując się po chwili by spojrzeć na Basię. Po czym czekał, aż i ona zacznie schodzić po schodach zdając sobie sprawę że już popełnił faux pas. Gospodyni powinna iść pierwsza.

Magnatka zatrzymała się przed Jadźką.
- Przyjdź do mnie gdy opuszczą nas nasi goście. - Barbara starała się mówić jakby nic się nie wydarzyło, choć i jej przychodziło to z trudem. - Chciałabym z tobą porozmawiać na osobności.
- Tak pani.- mruknęła służka cicho i dygnęła.
Barbara ruszyła schodami w dół. Mijając Jeremiego uśmiechnęła się dyskretnie, chcąc pokazać, że nie czuje się urażona i ostrożnie zaczęła schodzić na dół. Może nazbyt tupiąc obcasikami swoich butów, jednak chciała uprzedzić Michała, że nadchodzą.
Przeszli na parter i zeszli do loszku, ciemnego i cichego. Pomijając odgłosy gry w karty trójki strażników. Ci się wyprężyli dumnie powstając na widok swojej pani i jej gościa. Nie było tu Michała, nie było też samego więźnia. Jego cela była pusta, acz nieposprzątana. Rzeczy jej pasierba pozostały na miejscu.
- Tutaj do niedawna trzymaliśmy jednego z więźniów z głównego lochu. - Powiedziała spokojnie Barbara.
- A któż to zasłużył na takiego odosobnienie i czemu? - zapytał zaciekawiony Jeremi.
- Każdy, kto robił problemy. - Magnatka westchnęła ciężko. - Brak mi męskiej ręki. Wolę wysłać każdego, kto kombinuje i utrudnia życie strażnikom, tu by przemyślał swoje sprawy niż skazywać go na chłostę.
- Rozumiem.- Jeremi skinął głową uznając te wytłumaczenie za wystarczające. - Acz czy wieża twojej alchemiczki potrzebuje tak silnej straży? Wydaje mi się to niepotrzebne.
- Panie… ty i ja jesteśmy ludźmi otwartymi, świadomymi dóbr, które może stworzyć alchemiczka. - Barbara westchnęła ciężko. - Niestety nie można tego powiedzieć o wszystkich na tym zamku. Zbyt wiele tu zabobonów i czystej zachłanności.
- To prawda.- zgodził się z nią kochanek i uśmiechnął ciepło. I zamyśliwszy się dodał cicho.- W takim to razie przyjdzie mi się pożegnać. Muszę szykować się do wyjazdu waćpani.
- Pozwól, że cię odprowadzę. - Magnatka delikatnie ujęła Jeremiego pod ramię. Niestety wyjście z loszku zajęło niewiele czasu, jeszcze mniej opuszczenie wieży. A potem zabrał się za pokrzykiwanie na swoich ludzi, by szykowali się do wyjazdu.Opuszczał Basię, choć ta mogła mieć nadzieję że on powróci. Lub pocieszyć się w ramionach Cosette. Lub… jedno i drugie.
Barbara uznała, że pożegna swych gości z dziedzińca, w towarzystwie Cosette i Michała. Jeremi stał się bardzo miły jej sercu w tak krótkim czasie, ale czy go kochała? Wątpiła w to, choć miłym będzie zobaczyć go jeszcze.
Pana Michała znalazła szybko, również na dziedzińcu przebywał nadzorując wyjazd ich gości. Ale gdzie podziała się Cosette? Pewnikiem Francuzka się gdzieś po zamku kręciła.
Barbara poprosiła kogoś ze służby, by poinformował ochmistrzynię iż goście opuszczają zamek a sama stanęła tuż obok Michała.
- Gdzieście go ukryli. - odezwała się szeptem upewniwszy się, że nikt ich nie usłyszy.
- Strażników jest zwykle dwóch, czyż nie?- odparł równie cicho stary szlachcic.
Basia zaśmiała się cicho, zasłaniając dłonią usta. Po chwili udała jednak, że kaszle, nie chcąc zwracać uwagi husarii.
- Cieszę się, że się udało. - Szepnęła i skupiła wzrok na Jeremim.
- Ja też.- odparł krótko szlachcic nie zerkając w kierunku Basi. Tymczasem pojawiła sę ochmistrzyni w towarzystwie całej trójki dwórek magnatki.
Barbara uśmiechnęła się do nich, ale nie odezwała się. Przy rżeniu koni i odgłosach uzbrojenia i tak byłoby to trudne. Ochmistrzyni podeszła do niej wraz z dwórkami. Dygnęła zgrabnie i rzekła.
- Wzywałaś mnie pani?
Po czym karcąco spojrzała na dwórki, które uśmiechały się zalotnie do podwładnych kochanka Basi.
- Kazałam jedynie przekazać iż nasi goście wyjeżdżają, gdybyś życzyła sobie ich pożegnać. - Magnatka przyjrzała się swojej kochance z zaciekawieniem.
- Nie wiem czy jest taka potrzeba. To nie ja jestem tu panią zamku.- Cosette oczywiście była w pełni opanowana i całkowicie oddana swojej roli ochmstrzyni. Uśmiechnęła tylko przelotnie widząc zainteresowanie swojej pani i kochanki.
- Twoja obecność jednak, bardzo podnosi mnie na duchu. - Spojrzała ponownie na zbierających się husarzy.
- To wielce mi pochlebia. Aczkowliek nie wiem czym waćpani się martwi.- odparła uprzejmie Francuzka, podczas gdy podopieczne Basi plotkowały na temat wyjeżdżających podwładnych Jeremiego i jego samego.
- Jedzie teraz by zeznać, że przetrzymujemy tych szlachciców. - Mruknęła niechętnie Basia. - Będzie trzeba samemu zgłosić żal, byśmy na winnych nie wyszli.
- No cóż… i tak procesować się waćpani będzie musiała. Stadnicki łatwo nie odpuści.- oceniła ochmistrzyni, a Michał tylko dodał.- Nieustępliwym trzeba być, gdy się z diablęciem igra.
- Na szczęście nie diabeł on, a człowiek, bo inaczej i te mury by nas nie obroniły. - Mruknęła cicho Basia.
- Osioł.. bo uparty jak on. I nie uczy się na swoich błędach.- odparł z uśmiechem Michał widząc jak podjeżdża do nich Jeremi i czapkuje przed Basią.
- Wielce dziękuję waćpani za gościnę. I obiecuję wrócić jak najszybciej. Przykro mi jeno, że tak niefortunny powód splótł nasze losy.
- Pozostaje mi nadzieje, że nasze kolejne spotkanie nie będzie miało tego gorzkiego posmaku. - Barbara uśmiechnęła się do mężczyzny i wyciągnęła rękę ku górze by ten mógł ucałować jej dłoń z siodła.
Co też uczynił szarmancko i czule przy chichocie dwórek. Po czym oddalił się do swoich ludzi i razem ruszyli przez bramę opuszczając żmigrodzkie zamczysko.
- Michale upewnisz się, czy nie narobili w lochu nadto bałaganu? - Uśmiechnęła się ciepło do starszego szlachcica.
- Tak pani.- odparł Michał kłaniając się Basi i oddalił się.
- Cosette, czy mogłabyś polecić komuś by przygotował mi kąpiel? Zjadłabym też posiłek w swoich komnatach. - Barbara odezwała się do ochmistrzyni jednocześnie przyglądając się stadku dwórek.
- Tak pani. Zaraz coś zaaranżuję.- odparła ochmistrzyni uśmiechając się i spytała.- Jeszcze jakieś życzenia?
- Nie. - Barbara chciała zapytać czy ochmistrzyni ma coś na otarcia, ale wolała nie poruszać tego tematu przy dwórkach.
- Jak sobie życzysz pani.- odparła Cosette, po czym odwróciła się do trójki dwórek mówiąc surowym tonem.- A wy macie teraz parę serwet do haftowania. Dobra żona to zaradna żona.
Co one przyjęły z głośnym jękiem.
Barbara uśmiechnęła się i ruszyła w kierunku swoich pokoi. Już niedługo przeniesie się do komnat Józefa… będzie trzeba je nieco… uczynić bardziej kobiecymi.


Nie musiała czekać zbyt długo, miała czas na przypudrowanie noska i po przyjrzeniu się sukni poprawieniu jej na ciele. Strój był trochę sfatygowany. Ani chybi ślad po niedawnych igraszkach.
Wkrótce ktoś zapukał do drzwi i odezwał się znajomy głos.
- Kąpiel gotowa moja pani.- zmysłowy w tonie głos Jadźki.
Barbara westchnęła ciężko. Cóż sama zażądała tej rozmowy.
- Idę. - Powoli ruszyła w kierunku pokoju kąpielowego.
Jadźka już się tam udała i czekała na swoją panią z uśmiechem i lekko rozchełstaną koszulą odsłaniającą nieco jej największy atut. Piersi. Bo dużym biustem mogła się pochwalić.
- Pomóż mi się rozebrać. - Mruknęła Basia starając się nie skupiać na krągłościach służącej.
- Byłam niezbyt grzeczna… nieprawdaż?- wymruczała Jadźka wprost do ucha Basi,gdy rozwiązywała sznurowania jej sukni.
- Owszem i o ile jesteś z tego znana to zirytowało mnie iż pozwoliłaś sobie na takie zachowanie przy gościu. - Odpowiedziała spokojnie manatka, na tyle na ile tylko mogła sobie pozwolić.
- Nie widział nic przecie.- mruknęła jej do ucha Jadźka zdejmując resztę odzienia z ciała magnatki.- Ten widok był tylko dla ciebie, moja pani. A jeśli uważasz, że ukarać mnie trzeba, to kilka plag na zadek przyjmę… zwłaszcza z twojej ręki.
- Gdybym chciała cię ukarać to bym kazała cię zamknąć w lochu i to z dala od pewnego więźnia. - Barbara zerknęła na Jadźkę. - Jeszcze włosy, chcę byś je rozczesała.
- Dyć to będzie kara dla niego, nie dla mnie.- zachichotała Jadźka lubieżnie i muskając ramiona Basi szepnęła.- Śliczna waćpani jak z obrazka.
- Uwierz mi iż i tobie pobyt w lochu nie byłby miły. - Barbara pokręciła z niedowierzaniem głową. - Choć strażnicy cię pewno lubią.
- Każdy mnie lubi waćpani.- mruknęła Jadźka obejmując swoje piersi ugniatając je z lubieżnym pomrukiem.- Jestem jak podusia… każdy lubi się do mnie przytulić.
- Nie dziwi mnie to. - Barbara przeszła do wanny i zanurzyła się w ciepłej wodzie.
- A ja lubię…- mruknęła służka przysiadając się na brzegu wanny z perfumowanym mydłem i wodząc spojrzeniem po nagim ciele Basi.- ..tulić. We mnie jest tyle miłowania.
- Cieszy mnie więc że tylu jest chętnych, których możesz tą miłością obdarować. - Rozczesz mi włosy.
- Tak pani…- wymruczała lubieżnie Jadźka i zabrała się za szczotkowanie włosów blondynki. Jej palce wodziły przy tym po szyi i uszach szlachcianki, opuszkami zataczając kółeczka na skórze.
Basia przymknęła oczy czując narastający gorąc w podbrzuszu. Stanowczo zbyt miłe były jej i kształty i dotyk służki. - Zachowaj to co widziałaś dla siebie.
- Dyć na moją dyskrecję waćpani może liczyć. Umiem trzymać język zębami i używać go do zgoła innych celów.- wymruczała Jadźka do ucha magnaki przy okazji muskając tym językiem płatek uszny. - To co waćpani uzna sekretem, na mękach nawet nie zdradzę.
- Na to liczę, bo poważne sekrety dźwigasz na swej piersi. - Basia z trudem powstrzymała pomruk rozkoszy.
- Na bardzo mięciutkiej piersi.- mruczała cicho Jadźka całując ucho Basi i liżąc je lubieżnie.- Ać waćpani piersi pewnikiem równie obciążone i zaprawdę stworzone by je wielbić.
- Ah Jadźka… widziałaś jak mnie kochanek wytarmosił. Nie w głowie mi teraz takie igraszki. - Magnatka spojrzała na służącą z naganą. - Wymyj mnie.
- Phi… mój kochanek ze mną straszniejsze rzeczy czyni… maść na to mam od czeszki. Tylko palcami ją trzeba wetrzeć, tam gdzie tarmosił.- zachichotała Jadźka przyglądając się Basi i oblizując wargi dodała.- Waćpani może mnie przecież wzywać kiedy zechce. Kiedy nuda gnębi.
- Ten zamek nie daje mi chwili na nudę. - Basia uśmiechnęła się, ale po chwili westchnęła. - Nie masz może przy sobie tej maści?
- Mam waćpani.- mruknęła Jadźka z uśmiechem.
- A czy użyczysz jej swojej pani? - Barbara uśmiechnęła się ciepło do służki.
- Wszystkiego czego moja pani sobie zażyczy.- wymruczała Jadźka lubieżnie oblizując usta.
Basia wstała w bali prezentując przed Jadźką swoje ciało.
- Wobec tego wymyj mnie i jej użyj…. tam gdzie znajdziesz otarcia.
-Tak pani…- mruknęła Jadźka wchodząc do Balii tuż za Basią. Zaczęła mycie od piersi szlachcianki, swoje duże i miękkie krągłości przyciskając do jej pleców. Materiał jej koszuli od razu przemókł i Basia czuła jej krągłości do swoich przyciśnięte.Sprężyste i wyraźnie pobudzone.
- Przemokniesz. - Wymruczała Basia drżąc od dotyku służki.
- Mogę się rozebrać.- odparła Jaźdka w ramach mycia ciała Basi ugniatając jej krągłości. Jej głos, spojrzenie i ciało tchnęło pożądaniem. Czystym i nieskrępowanym żadnymi więzami.
- Rozbierz się. - Magnatka jęknęła z rozkoszy.
- Dobrze…- mruknęła w odpowiedzi dziewczyna i wyszła z balii nie przejmując się przemoczoną bluzką jak i spódnicą. Zdjęła bluzkę szybko odsłaniając swój duży pełny biust, podobnie uczyniła ze spódnicą, wpierw odwiązując mieszek z osobistymi rzeczami i kładąc go blisko balii. Pod spodem miała nic prezentując przed magnatką swoje nieco pulchne ale i atrakcyjne ciało. Jej rubensowska uroda z pewnością kusiła mężczyzn do klepania i chwytania ją za zadek, ale Basia nie wątpiła że bezpruderyjna służka nie miała nic przeciw temu.
- Bardzo to lubisz, prawda? - Wyszeptała Basia grzecznie czekając aż kobieta wróci i zajmie się jej kąpielą.
- Tak…- wymruczała Jadźka podchodzą i wchodząc do balii, tym razem z przodu. I zabrała się za mycie pupy i pleców Basi, jednocześnie dociskając swój miękki sprężysty biust do piersi magnatki. Uśmiechnęła się lubieżnie.- A gdyby waćpani potrzebowała trzeciej do towarzystwa, to ja chętnie służę swoimi umiejętnościami.
- Skąd pomysł, że potrzebuję drugiej? - Spytała z rozbawieniem Barbara, poddając się pieszczotom Jadźki.
- Nie wiem… może to moja mała sugestia.- wymruczała pożądliwie Jadźka chwytając za pośladki magnatki i ściskając je mocno i namiętnie.- Tak ślicznie waćpani wyglądała w ramionach jego… czułam gorąc patrząc na was.
- Widać było, że miałaś problemy z wyjściem. - mruknęła magnatka, starając się podkreślić swoje niezadowolenie z tego faktu, acz niezbyt jej to wyszło.
- Masz rację moja pani.- mruczała przytulona Jadźka muskając wargami szyję Basi, potem piersi gdy ześlizgnęła się w dół i podbrzusze językiem muskać zaczęła pytając zaczepnie.- A tu… otarcia bolą?
- Tak… głównie tam. - wymruczała Basia delikatnie rozchylając nogi.
- Ojej łajdak z niego…-szeptała Jadźka wyciągając gliniany słoiczek z sakiewki, zsuwając tkaninę z niego i nabierając białawej maści przypominającej smalec. Zaczęła palcami wcierać w intymny obszar Basi ową chłodzącą maść przynoszącą ulgę.- … ale tacy są najlepsi.
- Mówisz? - Basia zadrżała intensywnie od dotyku służki. Czuła przyjemny chłód w miejscach, który dotykała Jadźka, jednak tuż za nią przychodził gorąc. Ciepło wywołujące wilgoć z jej wnętrza.
-Mhmmm… a moja pani… chce by służka ją wypieściła…- wyszeptała chrapliwie Jadźka.- … ogień we mnie budzi i gorąc i wilgoć… dużą.- nie przestając wcierać alchemicznej mikstury, zaczęła cmokać i kąsać delikatnie udo jasnowłosej.
- To raczej ty budzisz te uczucia we mnie. - Barbarze coraz trudniej było nad sobą zapanować. Każdy najdrobniejszy ruch rozpalał ją nakręcał.
- Chyba wszystko natarte… mogę jeszcze jakoś… służyć pani?- mruczała Jadźka bezczelnie liżąc uda magnatki.
Magnatka uśmiechnęła się starając się wyglądać zadziornie.
- Myślisz, że dasz radę mnie doprowadzić do spełnienia? - Odpowiedziała rozpalonym głosem.
- Tak.. myślę.- Jadźka popchnęła lekko Basię do pozycji leżącej, po czym przylgnęła ustami do jej warg całując żarliwie i zachłannie. Jej język wodził po ustach magnatki, jej ciężkie piersi ocierały się o biust szlachcianki, a palce wślizgnęły się między uda, między płatki, poruszały lubieżnie i leniwie rozpalając ciało. Jadźka nie była subtelna w swych zalotach, ale uparcie dążyła do celu.
Barbara zastanawiała się czy to jej ciało wywołuje w ludziach tą porywczość, czy może po prostu ludzie lubią gwałtowne zabawy. Jadźka jednak skutecznie uniemożliwiała jej myślenie. Nie minęła chwila a pomiędzy pocałunkami z jej ust zaczęły się wyrywać coraz to głośniejsze jęki.
Biuściasta służka niewątpliwie rozkoszowała się całą to zabawą, bo i z jej ust wyrywały się pomruki.
Sama zresztą otuliła nogami udo Basi, ocierając się swoim podbrzuszem o magnatkę i drżąc przy tym oraz pojękując.
Magnatka pochwyciła obfite pierści służki i nie przerywając pocałunków zaczęła je pieścić.
To spotkało się z pomrukami aprobaty Jadźki, której miękkie ciało ugniatała palcami Basia. Magnatka czuła jak palce rozpalające ją zmieniały tempo ruchów… czasem poruszając się szybciej,czasem wolniej. Jakby szukała tempa które rozpalałoby szlachciankę mocniej. Gdy jej palce zaczęły zanurzać się wolniej ale bardzo głęboko, Barbara poczuła jak jej ciało zaczyna się mimowolnie wić od pieszczot. Miała problemy z oddawaniem pocałunków zachłannie łapiąc oddech. Jadźka to zauważyła i palce jej dostosowały się do pragnień Basi, niemniej ruchy bioder, które ocierały kobiecością służki o udo szlachcianki zwiększyły swe tempo.
Nie minęła chwila a magnatka doszła z cichym okrzykiem, zaciskając dłonie mocno na piersiach kochanki
Jadźka uśmiechnęła się na ten widok, jeszcze przez chwilę ocierając się podbrzuszem o drżącą kochankę nim sama poszła w jej ślady. I dotarła na szczyt z cichym jękiem.
- Mmm… przyjemnie.- mruknęła przyglądając się Basi.
- Bardzo. - Przyznała magnatka i odchyliła głowę pomału uspokajając oddech. - Naprawdę liczę na twoją dyskrecję.
- Na co jeszcze pani moja chce liczyć? - mruczała Jadźka wodząc ustami po odsłoniętej na napaść szyi szlachcianki.
- Opowiesz mi jak to jest.. z Janem? - Spytała nieco niepewnie.
- Z Janem? To prawdziwa bestia… jest brutalny… bezlitosny. Nie czeka jak aż się rozbierzesz… rozrywa tkaniny na tobie i bierze cię… od razu… zaspokaja się tobą wielokrotnie pod rząd. - wymruczała Jadźka wzdychając ciężko i lubieżnie.- Więc trzeba go nieco zmiękczać ustami i biustem… żeby nie ocierał się za mocno w tym samym miejscu. Jak się trochę uspokoi… to stara się wynagrodzić swój głód. Ale wpierw trzeba przetrzymać jego żarłoczność. No i czasem wbija pazury w skórę, aż do krwi. Ale… ja lubię tą jego dzikość. Ból… w odpowiednich dawkach i otrzymany od odpowiedniej osoby… bywa bardzo podniecający.- mrucząc delikatnie ukąsiła szyję Basi w ramach “prezentacji”.
Z ust magnatki wyrwało się ciche jęknięcie.
- T..tak zauważyłam, że jest.. bardzo bezpośredni. - Powiedziała cicho, spoglądając na sufit komnaty.
- To jest niezwykle intensywne przeżycie, ale tylko dla wytrzymałej kochanki.- mruczała Jadźka liżąc ukąszoną skórę.
- Cóż… na szczęście ma ciebie. - Przyznała Basia, poddając się delikatniejszym pieszczotom. Chyba sama wolała spokojniejsze zabawy, jednak.. cały czas męczyła ją pewna myśl. A gdyby nosiła dziecko Jana? Nawet gdyby tego wyleczono jej dziecko byłoby niby bękartem, ale jednak… tylko czy przeniesie klątwę wilkołactwa? Musiała o tym porozmawiać z alchemiczką.
- Tak.- mruczała Jadźka ocierając swoim biustem o piersi Basi, a ustami o jej szyję całując jej skórę leniwie.
- Chciałabym teraz odpocząć, dobrze? - Powiedziała spokojnie nie spoglądając na służącą.
Służka skinęła głową i wstała wychodząc z balii, usiadła na boku i zabrała za wycieranie swojego ciała z wody… z pietyzmem i bez pośpiechu.
Barbara zanurzyła się mocniej i wzięła głębszy oddech.
- Jak sobie radzisz z ciążą? - Spytała cicho, zerkając na kobietę.
- Prowadzę kochanka między poślady…- odparła ze śmiechem Jadźka i dodała.- A co do panicza Jana, to on nie może mieć potomków.
- To nieco ułatwia. - Odpowiedziała spokojnie Basia. Przynajmniej Jadźka rozwiązała błyskawicznie jej problem. - To przyjemne? Między pośladkami? - Spytała z zaciekawieniem, choć sama dobrze znała odpowiedź.
- Och...tak…- wymruczała lubieżnie Jadźka oblizując wargi.- Bardzo… -westchnęła głośno i uśmiechnęła się do Basi. -... przyjemne… ale nie dla każdej.
- Jesteś bardzo otwarta. - Przyznała nieco bardziej przed sobą niż przed Jadźką, Basia.
- Tak. Lubię.- wymruczała Jadźka ubierając się i spojrzała na Basię.- I waćpani nie musi być delikatna wobec mnie.
- Pewnie kiedyś zbiorę bolesne plony tego stwierdzenia, ale ja po prostu jestem delikatna. - Barbara uśmiechnęła się ciepło do służki i ponownie przymknęła oczy.
- Szkoda… czasami odrobina szorstkiego traktowania sprawia że mi nogi miękną.- przyznała się Jadźka zawiązując sznurowanie koszuli.
Barbara nie skomentowała tego. Chyba powoli zaczynała się oswajać z bezczelnością Jadźki.
Służka dygnęła jeszcze na pożegnanie i wyszła zostawiając szlachciankę samą z jej myślami.
Magnatka chwilę pomoczyła się w wodzie, po czym wyszła z wody i samodzielnie się wytarła. W sypialnie założyła na siebie jedynie jedynie prostą, polską suknię. Jedną z nielicznych, które pozostały w jej szafie i splotłszy włosy w długi warkocz postanowiła, że odwiedzi gabinet Jana.
 
Aiko jest offline  
Stary 29-03-2020, 13:19   #39
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Nie widząc przygotowanego posiłku wyszła i udała się do gabinetu Jana. Po drodze zaczepiła służbę, by to tam przyniesiono jej posiłek i karafkę wina. Zasiadając za ciężkim w gabinecie swojego męża czuła się niemal jak na tronie. To tu zapadały wszelakie decyzje dotyczące ich posiadłości. To tu rozważał on swoje plany. To tu podjął pewnie decyzję o ożenku. Gabinet był zimny i surowy. Czuć było w nim ducha beznamiętnej kalkulacji.
Barbara podeszła do regału z księgami rachunkowymi i wyszukała te z ostatnich miesięcy. Razem z obitymi skórą woluminami zasiadła na miejscu, które zazwyczaj zajmował jej mąż. Planowała odnaleźć swoje ziemie. Nie okazało się to być trudnym zadaniem. Wystarczyła najnowsza księga i przewertowanie jej na sam koniec. Transakcje związane z rodowymi ziemiami były ostatnimi jakie jej nieboszczyk mąż dokonał. Jak się okazało były tam nazwiska i sumy… zapisane i przekreślone. Nazwiska znała… niektóre budziły sympatię, inne gorycz. Bowiem nie wszyscy dłużnicy domagali się spłaty długów od Kalinowskich. Byli tu wszak wpisani Budziszowie. Mała szlachecka rodzina z których to córką się przyjaźniła. Oni pomagali jej rodzinie nie oczekując odpłaty. Taką jednak dostali. Jej zmarły małżonek spłacił każdy dług Jasińskich. Nie było tu jednak zapisu o przejęciu ziem, więc rodowy spłachetek nadal był jej osobistym skrawkiem jaki wniosła w postaci posagu.
Barbara rozejrzała się po biurku, szukając papieru, na którym mogłaby zrobić notatki. Zastanawiała się czy dawna przyjaciółka wyszła już za mąż. Może powinna do niej napisać?
W biurku znalazła i kałamarz i pióro i wosk do pieczętowania. A także kunsztownie przygotowane papiery na listy. Gdy tak grzebała w nim posłyszała głos Agaty. Rudowłosa dwórka weszła do środka niosąc jedzenie i wino. Fakt ten głośno zaanonsowała.
- Witaj kochana, postaw to na biurku. - Barbara wyjęła papier listowny, pióro i kałamarz.
Agata postawiła z ulgą i marudzić poczęła że tu za służbę musi robić. Przysiadła się bezczelnie na biurku i westchnęła.- Ale to lepsze niż dzierganie haftów. Kto to wymyślił, żeby pani na zamku chusty wyszywała!
- Spytaj swoją mamę. - Odparła żartobliwie Barbara i wsunąwszy kartki we właściwą stronę księgi rachunkowej spojrzała na Agatę. Nie chciała zajmować finansami przy dwórce.
- Wolałabym nie.- westchnęła ciężko dwórka i rozejrzała się po gabinecie oceniając.- Ponury.
- Cóż, taki był mój małżonek. - Barbara podążyła wzrokiem za dwórką. - Pasował do tego miejsca.
- Nie wiem czemu akurat chcesz tu spożywać posiłek. Ogrody są nawet ładne.- oceniła Agata w zamyśleniu.
- Chciałam popracować. - Barbara westchnęła ciężko i spojrzała na leżącą przed nią księgę. - Posiłek i wino z pewnością umilą mi pobyt tutaj.
- Nad czym chcesz popracować? Nie lepiej jakiegoś Żyda do tego wynająć? Albooo… hmm… kogoś uczonego? - Agata spoglądała na zamkniętą księgę z niechęcią.
- Wolę trzymać swoje finanse w garści. - Barbara poklepała delikatnie Agatę po udzie. - Wracaj do haftowania, nim cię Ochmistrzyni znajdzie.
- Wolę tu być z tobą. Wolę wszystko od haftu.- jęknęła rozdzierająco dwórka.
- To cię nie uchroni przed Cosette. - Zaśmiała się Barbara. - Chcesz tu siedzieć? W tym ponurym miejscu?
- Ukryję się pod twoją szatą i mnie nie znajdzie.- odparła zadziornie rudowłosa.
- Obawiam się, że nie jesteś pierwszą dwórką którą ma pod swymi skrzydłami, a i taki pomysł przytrafiał się na francuskich dworach. - Barbara sięgnęła po wino i nalała sobie do kielicha.
- Przecież nie odważy się zajrzeć pod suknię swojej pani.- stwierdziła naiwnie dwórka pewna swych racji.
Barbara nie wytrzymała i roześmiała się.
- Och oczywiście.. tak jak moja dwórka nie śmie usiąść przy biurku, na którym pracuję. - Upiła znaczący łyk wina i sięgnęła po zimną wędlinę. - Szacunek do mojej osoby, to coś co się nie przydarza na tym zamku.
- Nieprawda.- mruknęła Agata i wzruszyła ramionami.- Przecie byłby to stan wyższej konieczności.Bo tym jest właśnie ukrycie przed francuską harpią. Zyskałabyś moją wdzięczność ratując mnie przed tym strasznym losem.
- Oczywiście, a czym było bawienie się mną w jadalni? - Barbara uśmiechnęła się ciepło do dwórki i przesunęła wzrokiem po jej ciele. - Takie zachowanie niezbyt kojarzy mi się z szacunkiem.
- Nie przypominam sobie twych narzekań wtedy.- naburmuszyła się Agata splatając ramiona razem i nadymając policzki niczym mała dziewczynka.- Podobało ci się wtedy.
- Oczywiście. - Barbara pogładziła udo dwórki, blisko jej łona. - Teraz jednak muszę popracować.
- Naapeewno?- wymruczała wyzywająco Agata, która zadrżała pod dotykiem magnatki.
- Inaczej by mnie tu nie było. - Dłoń Basi powoli wędrowało po udzie dwórki.
- Czyny waćpani mówią co innego niż usta.- odparła rudowłosa przyglądając się działaniom magnatki i oddychając coraz ciężej.
- Czy mam przestać? - Barbara delikatnie odsunęła dłoń, pozostawiając na nodze Agaty jedynie opuszki palców.
Agata odsunęła tacę z posiłkiem na brzeg i przesiadła się. Teraz jej trzewiki opierały się oparcia krzesła magnatki. Nogi rozchylone prowokująco podwinęły nieco suknię rudowłosej odsłaniając jej łydki.
Barbara westchnęła ciężko.
- Agato.. nie jestem mężczyzną, który w tej chwili by cię posiadł. - Mruknęła i delikatnie pogładziła łydkę.
- Wieeem… - wymruczała Agata przyglądając się lubieżnie Basi.- … a jednak dłoni nie cofnęłaś.
Oparła dłonie o biurko przyglądając się jasnowłosej.
- Nie wiem co uczynić… ale twój dotyk… prowokuje.
- Zaspokoję cię, ale pod warunkiem, że pozwolisz mi potem popracować.. w samotności. - Dłoń Basi zagłębiła się prowokująco pod spódnicę.
Agata zaś pochwyciła Basię za dłoń nie pozwalając jej ruszyć dalej.- Nie. Nie jestem taka… mam swoją dumę. Jeśli masz mnie dotykać Barbaro… to dlatego że pragniesz, a nie po to by mnie odpędzić z komnaty, więc…- spojrzała wyzywająco w oczy i twarz Basi pytając.- … pragniesz mnie dotykać? Czy pragniesz być przeze mnie dotykana?
- Gdybym nie lubiła cię dotykać, nie robiłabym tego. - Opuszki palców zaczepnie drażniły skórę dwórki.
- Ja lubię dotykać ciebie.- zachichotała rudowłosa. Zacisnęła uda więziąc dłoń Basi między nimi i wpatrując się w oczy magnatki.- Poczekam jednak na to… i może już sobie pójdę. Aby następnym razem… nie musiałaś się spieszyć z dotykaniem, po to by zająć się pracą.
- Skoro mam przed sobą tak zgrabne nogi to czemu nie korzystać. - Basia zaśmiała się.
- Nie tylko nogi mam zgrabne… cała zgrabna i piękna jestem.- naburmuszyła się Agata i powiodła wzrokiem po Basi. - Czyli uczysz mnie, bym skorzystała z okazji iż ty też jesteś zgrabna i sama… a jeśli…- zsunęła się w dół siadając okrakiem na udach Basi, objęła dłońmi twarz magnatki i zabrała się za zachłanne całowanie ust jasnowłosej.
Barbara objęła ją w talii i powoli odpowiadała na pocałunki. Ciało Agaty było tak przyjemne.. jednak po zabawie z Jadźką, po tych wszystkich myślach.. igraszkach z Jeremim.
- Agato.. - Szepnęła tylko pomiędzy pocałunkami.-
- Tak? - zapytała Agata całując namiętnie i ocierając się ciałem.
- Proszę.. potrzebuję chwilę ciszy. - Szepnęła i poprawiła kosmyk, który przysłonił twarz twarz Agaty.
- Mhmm…- Agata oplotła ramionami szyję Basi i cmoknęła czubek nosa magnatki.- To czemu mnie sprowokowałaś? Jak miałam się oprzeć twoim zaczepkom?
- W karecie się oparłaś. - Mruknęła Basia, gładząc włosy Agaty.
- Tak. W karecie musiałam.- dłonie Agaty bawiły się włosami blondynki i językiem muskając wargi magnatki.- Nie lubię się ograniczać.
- Ale teraz to robisz, prawda? - Basia spojrzała na swoją dwórkę zadziornie.
W odpowiedzi Agata zachłannie pocałowała kochankę dociskając swoje piersi do ciała magnatki.
- Niezupełnie.- wymruczała po nim.
Barbara poddała się i odpowiedziała na pocałunek, wsuwając język do ust kochanki i jedną z dłoni zaciskając na jednym z pośladków.
- Chyba jednak nie ciszy potrzebowałaś.- zamruczała rozpalonym głosem Agata wodząc ustami po szyi szlachcianki i ocierając się ciałem o nią.
Barbara nie odpowiedziała. Zamiast tego wsunęła jedną z rąk pomiędzy ich ciała i bezczelnie sięgnęła do kobiecości dwórki.
Agata pisnęła cichutko czując palce kochanki w intymny obszarze swojego ciała. Zaczęła leniwie i instynktownie poruszać biodrami, niemalże sama wychodząc na podbój Basi. Ujęła dłońmi twarz magnatki całując ją żarliwie i namiętnie obsypując policzki pocałunkami. A magnatka leniwie drażniła jej kobiecość, rozpychając się w niej palcami. Wprawiła w ten sposób ciało Agaty w leniwie wicie się na sobie i ocieranie o swoje własne ciało. Każde kolejne muśnięcie rozpalało dwórkę, aż w końcu doszła z jękiem.
Magnatka wysunęła palce z kochanki i lubieżnie wylizała je na jej oczach, tak jak z nią zrobiła Cosette.
- Chcę więcej… zobaczyć…- wymruczała lubieżnie Agata wodząc spojrzeniem po twarzy i ciele Basi.- .. liczę, że spełnisz moje życzenie wkrótce. Wszak nie godzi mi się nie odpłacić ci za to co uczyniłaś.
- Pozwól mi wypocząć po odwiedzinach gości i z przyjemnością odwiedzę cię w sypialni. - Odpowiedziała z uśmiechem Basia i ponownie poprawiłą włosy kochanki.
- Niech tak będzie.- zgodziła się łaskawie Agata zsuwając z krzesła i ciała Basi. Uśmiechnęła się drapieżnie wodząc dłonią po swoim pośladku kusząc wzrok magnatki.- Poczekam.
- Dziękuję, moja piękna. - Barbara oparła się o biurko i z uśmiechem przesunęła wzrokiem po ciele Agaty.
Dwórka ruszyła do drzwi i po chwili opuściła komnatę. Dwórka którą sama sprowokowała do figli. Basia była nienasycona… co Cosette z niej uczyniła.


Westchnęła ciężko czując wilgoć między nogami i starając się skupić na czymś innym ponownie otworzyła księgę. Chciała przepisać dane o swoim majątku, zobaczyć czy Michał poczynił jakieś płatności i czy są to kwoty, które regularnie opuszczają majątek.
Niełatwo było się skupić na tym zadaniu. Nie po tym na co sobie pozwoliła z Agatką. Szybko się jednak przekonała, że.. księgi nie zawierają żadnych takich informacji. Co zresztą nie powinno ją dziwić, jej małżonek zmarł w Krakowie zanim zdążył wprowadzić informacje o jej majątku do swoich ksiąg.
Skupiła się więc na przejrzeniu rachunków z ostatniego roku i sprawdzeniu gdzie mąż regularnie posyłał datki. Chciała się choćby spróbować w relacjach jakie miał z innymi rodami. Czy walczył o czyjąś przychylność? Posyłał prezenty?
Dość licznie pojawiały się nazwiska rodów Wielogłowskich, Morawskich i Michałowskich. Szkoda, że przy liczbach jej nieboszczyk mąż nie podawał zbyt wielu szczegółów. Były też tu zapisane kontakty z możnym rodem Tarnowskich. Na tyle poważanym i sławnym, że Basia o nim słyszała.
Myślenie jej jednak było trochę rozproszone. Może nie powinna igrać sobie z Agatką i pozwolić jej na pieszczoty swojego ciała? Barbara wynotowała te informacje i odstawiła księgę na regał. Musiała jakoś nad sobą zapanować. To nie mogła sobie pozwolić na ciągłe igraszki. Nie taką chciała być dziedziczką. Żyjącą w rozpuście i zrzucając wszystkie obowiązki na swoją służbę. Józef jakoś zarządzał majątkiem. Go co prawda pewnie szkolono od urodzenia jako dziedzica, ale ona też miała czas i wsparcie.
Podeszła do biurka i wziąwszy z niego kielich z winem podeszła do okna, ciekawa jaki to roztacza się widok z gabinetu. Musiała odciągnąć myśli od wilgoci na bieliźnie i wijącego się na jej kolanach ciała Agaty.
Widok z okien był oczywiście… uroczy. Basieńka patrzyła ogród zamkowy. Ten reprezentacyjny. Kunsztowne dzieło sztuki botanicznej. Niewątpliwie antypatyczny staruch który się nim zajmował, był mistrzem w swoim fachu. Co pozwalało mu być opryskliwym wobec innych. Geniuszom pozwala się na wiele.
Choć Basie nadal kusiło by nieco poprawić temperament ogrodnika. Teraz miała jednak inne problemy na głowie. Chwilę powpatrywała się na ogród pozwalając głowie ulec irytacji, Cały czas czuła jednak, że mokra bielizna odciąga jej myśli. Zrezygnowana usiadła więc na parapecie i zdjęła przemoczoną część garderoby. Wróciła do biurka i odłożywszy pantalony obok mebla zaczęła się mu uważnie przyglądać. Bo skoro… Józef tak ukrył skarbiec, może ukrywał coś jeszcze?
- Waćpani…- te słowa przerwały jej bezowocne poszukiwania w dość kłopotliwej sytuacji. Gdy na czworaka zaglądała pod biurko wystawiając swoje cztery litery na widok wchodzącego Michała. - … czy aby wszystko… w porządku? Przyłapałem pachołków gapiących się w górę… przysięgali że widzieli jak dziedziczka się obnaża przy oknie.
Barbara wpatrywała się w niego rumieniąc się mocno.
- Ekhym ja… - Chciała się podnieść, ale uderzyła się o biurko. - Pachołków?
- Tak.. tych co mieli uporządkować szopę przy ogrodzie… przysięgali, że dziedziczka im nogi i zadek goły pokazywała.- rzekł Michał pocierając dłonią brodę.- Pogoniłem im kota za to lenistwo i postanowiłem sprawdzić czy u waćpani wszystko dobrze.
Magnatka podniosła się.
- W porządku…. - Spojrzała niepewnie na starszego szlachcica. - Nie spodziewałam, się że ktoś widzi. Ja… - Nie wiedziała czy przyznawać się do swojego stanu.
- Co się stało moja pani?- zapytał troskliwie mężczyzna.
- Chciałam pomyśleć co zrobić z własnym majątkiem i… odwrócono moją uwagę. - Basia spojrzała na leżące przy biurku, mokre pantalony.
- Acha…- wzrok mężczyzny powędrował za spojrzeniem magnatki na leżącą na biurku przemoczoną bieliznę.-... odwrócono… tak?
- Tak. - Barbara czuła jak jej rumieniec zaczyna palić. Nie była w stanie wyjaśnić zbiegu okoliczności, który doprowadził ją do tego stanu. - Mam.. niewielkie problemy ze skupieniem.
- Problemy… które wymagają… zdjęcia pantalonów… na oczach służby ?- Michał starał się zrozumieć, acz jego wzrok nie mógł oderwać się od owej bielizny… a i pewnie i on zaraził się problemami ze skupieniem. Choć kontusz akurat nie pozwalał tego potwierdzić.
- Irytowała mnie na tyle, że zdjęłam ją nie myśląc. - Magnatka zrezygnowana przysiadła na biurku na wprost szlachcica. Prosta, typowo polska suknia, podkreślała jej figurę.
- Rozumiem… no dobrze… rozumiem tylko… trochę… ubranie bywa czasem niewygodne.- Michał podszedł bliżej do magnatki zezując to na jej majtki, to na nią samą. - Co waćpani teraz planujesz czynić… poza chowaniem się pod biurkiem.
- Chciałam odpocząć, ale… - Magnatka przesunęła dłonią po kontuszu mężczyzny. - Moje ciało chyba ma inne potrzeby.
- Waćpani...- odparł szlachcic obejmując ją dłońmi w pasie i całując zachłannie usta. Przyparł ciałem do jej ciała nie przerywając pieszczoty wargami. Barbara zarzuciła mu ręce na ramiona i rozchyliła nogi, pozwalając szlachcicowi stanąć między nimi.
Czuła jak podwija pospiesznie suknię nie przerywając pocałunków, czuła dotyk jego chropowatych palców na skórze swoich ud. Rozkosznie mieć zawsze jakieś kochanka pod ręką. Michał całował jej szyję żarliwie acz delikatnie. Nie był to Jeremi, ale i tak było przyjemnie.
Barbara drżącymi palcami sięgnęła do jego pasa.
- Za..zamykamy drzwi czy też kolejni słudzy mają sobie mnie pooglądać? - Wymruczała, luzując spodnie Michała.
- Nikt się… nie waży…- szepnął Michał całując usta magnatki… jego dłonie wodziły i udach, kciukami zahaczając o intymny zakątek. - Zazdroszczę im widoku.. te piękne nogi, kształtna pupa.
- Ty możesz.. nieco więcej. - Barbara puściła spodnie szlachcica pozwalając im opaść na ziemię.
- Rozdzieję cię całkiem pani… tej nocy… jeśli sobie zażyczysz.- szepnął żarliwie Michał chwytając za dłoń szlachcianki i przyciągając do swojego oręża miłości, co by przekonała się dotykając o jego twardej admiracji jej urody.
Barbara zacisnęła na męskości kochanka swoją smukłą dłoń.
- Teraz. nie w nocy.. chcę cię teraz.
- Masz mnie waćpani…- szeptał cicho mężczyzna dłońmi sunąc w górę i za piersi chwytając namiętnie. Poczuła ten dotyk mimo materiału i gorsetu je chroniącego.
- Weź mnie Michale. - Barbara objęła go nogami, sprawiając że sukienka zsunęła się odsłaniając jej uda.
Dłonie zsunęły się w dół, capnął ją mocno za pośladki pociągajac k’sobie. Organ który czule trzymała w objęciu swoich palców znalazł się blisko jej kobiecości. Nakierowała go i pomogła mężczyźnie zanurzyć się w jej wygłodniałym ciele.
Capnąwszy mocno za pupę, posiadł ją silnym żołnierskim sztychem. Całował po twarzy i ustach, raz po raz napierając na biodra uwięzionej w swoich objęciach dziewczyny. Bez ustanku i bez litości.
Barbara podparła się jedna dłonią, drugą osłaniając usta. Czuła jak głód wywołany przez Agatę w końcu ulega zaspokojeniu.
Głośne sapnięcia, silne dłonie zaciskające się mocno na pośladkach. Twarde męskie i chropowate. Broda łaskocząca jej skórę i kolejne ruchy przynoszące przeszywające mocne doznania. Michał nie był najwprawniejszym, ani najbardziej energicznym z admiratorów Basi, ale miał swój urok. Wystarczyło kilka tych mało wyrafinowanych ruchów by magnatka doszła, tłumiąc okrzyk rozkoszy własną dłonią.
Jej kochanek jeszcze trzymał jej pośladki, jeszcze poruszał biodrami wypełniając jej intymny obszar swoją obecnością… nim… znów została ubrudzona przez Michała, który cichym jękiem oznajmił ulgę jaką mu przyniosła. Barbara przytuliła się do kochanka starając się uspokoić oddech. Zaczynała czuć zmęczenie po tak intensywnym dniu.
- Odprowadzisz mnie do Libeny? - Wyszeptała nadal rozpalonym głosem.
- Oczywiście waćpani.- Michał cofnął się i zabrał za poprawianie własnej garderoby.
Basia sięgnęła po swoje pantalony.. - Tylko.. chyba wezmę czystą bieliznę.
- Zawołać służkę i poczekać na korytarzu? - zapytał szlachcic.
Barbara zaśmiałą się i założyła przemoczone pantalony. - Po prostu odprowadź mnie też do sypialni.
- Zgodnie z twoim życzeniem pani.- starzec podał jej ramię.
Magnatka przyjęła podane ramię i wzięła z biurka swoje notatki. Gdy znaleźli się na korytarzu odezwała się cicho.
- Chciałabym odwiedzić swój dom rodzinny i wybrać kogoś kto by się zajął jego renowacją. - Chciałabym tak urządzić miejsce na wyjazdy.
- To pięć dni drogi stąd.- przypomniał jej szlachcic.- Waćpani majątek leży dość daleko od ziem nieboszczyka-męża.
- Wiem.. dlatego rozumiem, że konieczny będzie zarządca. - Barbara szła powoli, czując jak mokra bielizna ociera się jej o uda.
- Już jest tam jakiś.- odparł uprzejmie szlachcic.
- Kto taki? - Barbara popatrzyła na szlachcica zaskoczona.
- Jędrzej Ściborowicz. Zaufany twojego męża.- wyjaśnił Michał.
- Och…- Barbara otworzyła drzwi swojej sypialni. - Jednak… chciałabym zobaczyć jak się mają moje rodzinne ziemie. Nie byłam tam zbyt długo po tym jak wyszłam z klasztoru.
- Oczywiście. To zrozumiałe. We dwa dni zorganizuję waćpani eskortę. Kogo zamierzasz brać ze sobą? - zapytał szlachcic nie planując wejść do środka.
- Dwa dni… - Barbara zatrzymała się w drzwiach. - Dziś ustalę kiedy chciałabym wyruszyć i wtedy to omówimy. - Uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny. - Daj mi chwilę.
- Niech tak będzie.- odparł z uśmiechem Michał kłaniając się nisko.
Barbara zamknęła się w sypialni i zmieniła bieliznę. Na szczęście dzięki polskim szatom była w stanie zrobić to samodzielnie. Na ramiona narzuciła płaszcz i użyła perfum. Tak przygotowana wyszła do Michała.
- Możemy udać się do Libeny. - Ujęła szlachcica pod ramię. - W księgach nie widziałam żadnych dyspozycji odnośnie swoich ziem.
- Widocznie żadnych twój mąż nie zostawił.- ocenił szlachcic ruszając wraz z nią ku wieży. - Zapisy zaś i akty własności są w skarbczyku którym ci pokazał.
- To… co tam robi ten Ściborowicz? To było zalecenie Józefa? - Barbara przytuliła pierś do ramienia szlachcica.
- Pilnuje waćpani ziem i interesów. - wzruszył ramionami stary szlachcic.- Nic więcej.
- Na polecenie Józefa? - Barbara powtórzyłą drugie pytanie.
- Tak.- potwierdził szlachcic.- Nie można wszak było ziemi i dworku zostawić bez opieki. Jak nie chłopi by rozkradli, to Cyganie albo… sąsiedzi.
- Najbardziej obawiam się tego ostatniego. - Barbara westchnęła ciężko. Przez chwilę szła w milczeniu. - Jednak to miejsce, z którym wiąże mnie wiele ciepłych wspomnień, chciałabym o nie zadbać.
- Ściborowicz z pewnością ukrócił takie zamysły sąsiadów. Miał zadbać o twoje wiano i z pewnością zadbał.- pocieszył ją stary szlachcic.
- Dwór jednak był w strasznym stanie… ojciec miast na służbę łożył na alkohol. Lasy.. pola… to wszystko leżało odłogiem. - Barbara pamiętała jeszcze w jakim stanie pozostawiła swoje włości, nieco zaleceń udało się jej wydać, ale czy kto posłuchał córki dłużnika, tego nie wiedziała.
- Ściborowicz dostał mieszek ze złotem i własne sługi. Może i rzeki miodem i mlekiem tam nie popłyną, ale gorzej niż było z pewnością nie będzie.- odparł Michał i spojrzał na szlachciankę.- On był zarządcą Klucza Murawieckiego i nieźle tam sobie poczynał.
- Cieszy mnie to wielce. - Barbara rzeczywiście poczuła ulgę. Spojrzała na wieżę do, której się zbliżali. - Jan już jest w swoim loszku?
- Tak. Już odpoczywa.- odparł cicho starzec.
- Cieszę się, że udało się to jakoś rozwiązać, ale.. będziemy musieli coś wymyślić na wypadek gdyby przysłali kogoś jeszcze. - Magnatka skinęła strażnikom, by otworzyli drzwi.
- Nie musimy przed każdym otwierać lochów.- odparł cicho szlachcic, gdy oboje przeszli przez otwarte wrota.
- Jednak mogą tu przybyć tacy, przed którymi będziemy musieli. - Barbara zatrzymała się na pierwszym stopniu. - Chciałabym porozmawiać z Libeną na osobności.
- Oczywiście… moja pani.- odparł szlachcic kłaniając się głęboko i rzekł.- W takim razie pozwól że się oddalę.
 
Aiko jest offline  
Stary 29-03-2020, 13:22   #40
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Barbara skinęła głową i ruszyła w górę schodów. Pamiętała jak wchodziła po tych schodach z Jeremim. Jak zabawiali się w pokoju Jadźki. Teraz ominęła go starając się nie spoglądać na drzwi.
Wkrótce dotarła do celu… wieża może i była wysoka, ale ona nogi miała młode. Drzwi były zawarte, acz nie zamknięte.
Mimo iż była Panią na tych włościach zapukała w drewniane skrzydło.
- Kogo to nosi po wieży? - usłyszała w odpowiedzi, głos należał do Czeszki.
- Barbarę Żmigrodzką. - Magnatka poczuła delikatne rozbawienie.
- Wejdź pani…- odpowiedź zza drzwi brzmiała zakłopotaniem. Bo też Libena była zakłopotana. A powód tego Basia zrozumiała wchodząc do środka. Libena bowiem była nieubrana. Ot miała na sobie białą halkę i płaszcz narzucony na ramiona… zapewnie pospiesznie przed chwilą. Czarne włosy były rozpuszczone. Siedziała za stołem posilając się.
- Moje badania wymagają mi do pracy przez większość nocy. Dlatego poranki zwykłam przesypiać.- usprawiedliwiła się.
- Rozumiem. - Barbara podeszła do niej i przysiadła się.
- Co cię sprowadza do mnie pani? Tuszę że coś ważnego. Bo wędrówka po schodach jest dość męcząca.- zapytała uprzejmie Libena upijając piwa z kubka.
- Trochę problemy własne, a nieco problem z Janem. - Barbara przyglądała się ciału alchemiczki. - Kiedy będzie pełnia?
- Za dwa dni moja pani. - odparła krótko alchemiczka nie wypytując magnatki o detale.
- Czy.. należy się jakoś przygotować na tą noc? - Magnatka zastanawiała się jak sformułować drugą prośbę.
- Wszystko będzie gotowe. I napar i służka. Nie musisz się o to martwić.- odparła z uśmiechem alchemiczka.
- A jeśli chodzi o służkę… poleciła mi maść twojej produkcji. - Barbara zarumieniła się delikatnie.
- Och… to prawda. Przygotowuję dla niej maści. Jedną przed, drugą po.- Libena nawet nie próbowała udawać, że jej to pytanie nie zaskoczyło.
Barbara westchnęła ciężko.
- Przygotowałabyś ją też dla mnie? - magnatka rozejrzała się po pomieszczeniu. Było tu tyle elementów, których nie znała.
- Mogę użyczyć zapasów.- odparła Libena zerkając na jasnowłosą, gdy ta wodziła spojrzeniem po menzurkach i flaszkach postawionych w jednym kącie i instrumentami astronomicznymi w drugim.
Barbara powróciła spojrzeniem do Libeny.
- Dziękuję teraz bardzo by mi się przydały.
- Aplikacja jest prosta. Chyba nie muszę tłumaczyć jak? - Czeszka wstała od stołu i skierowała się w kierunku szklanych słoi.
- Nie… nie musisz. - Barbara odczuła bardzo silną potrzebę zmiany tematu. - Czy Józef także zamawiał u ciebie mikstury?
- Nie takie… acz inne tak. Na potencję na przykład.- odparła Libena wybierając dwa słoiki z dwiema substancjami o konsystencji łoju.- Acz ostrzegałam go, by stosował je tak jak mu zaleciłam.
- Czemu? - Przed oczami Barbary od razu stanęła uniesiona męskość nieboszczyka.
- Bo nie da się cofnąć czasu. Żadna mikstura nie zmieni staruszka w młodzieniaszka. Zwłaszcza takiego, który częściej przesiadywał przy winie i księgach niż przy szabli.- odparła alchemiczka podchodząc z słoikami do stolika. - Takie mikstury na potencję poprawiają możliwości, ale za cenę wysiłku całego organizmu. Trzeba je stosować z umiarem.
- Och… więc były dla niego niebezpieczne? - Magnatka przyjęła słoiki dziękując ruchem głowy.
- Tak. Ostrzegałam go.- potwierdziła Libena i wskazała słoik z szarą maścią.- Ten przed…- a potem zieloną.- Ten po. Tyle co na palcu wystarczy.
- Dziękuję. - Magnatka skinęła ruchem głowy. Więc pewnie to zabiło jej męża.
- Nie ma za co, wszak to mój obowiązek.- odparła Libena siadając naprzeciw Basi.
- Robienie maści? - Magnatka uśmiechnęła się ciepło. - Czy… jest ktoś kto mógłby cię wesprzeć w twojej pracy nad Janem?
- Może ktoś w Krakowie… może w Pradze…- zamyśliła się Libena.- … albo Akwizgranie lub Getyndze. Może…
- Raczej chodziło mi o kogoś komu ufasz i kogo mogłabyś wezwać. - Barbara nieco nieprzytomnie przyglądała się maściom. - Nie wyobrażam sobie trzymać tak Jana w nieskończoność.
- On wydaje się być zadowolony zważywszy na sytuację. I ty go tu nie trzymasz. Niech cię nie zwiodą kraty… on tu nie jest więźniem.- odparła ironicznie Czeszka.
- Nie traktuję go tak. On po prostu jest niebezpieczny. - Magnatka westchnęła ciężko. - Uwierz że gotowa byłabym nawet zrzec się tego wszystkiego.
- Nie. Nie. Nie… Waćpani źle mnie zrozumiała. On potrafi rozgiąć, a czasem wyrwać kraty. Wyważyć ciężkie drzwi.- wytłumaczyła Libena upijając piwa.- Klątwa ma w jego przypadku pewne zalety. Jest niezwykle silny i wytrzymały. To prawdziwa bestia w ludzkiej skórze.
- Nadal moje słowa pozostają prawdą. Gdyby tą siłę można było kontrolować… owszem byłaby to zaleta. - Barbara zirytowała się delikatnie. - Ale jak sama rzekłaś… to bestia. Dobrze że jest Jadźka… dobrze że mamy twe napary, ale co jeśli w szale się wyrwie?
- Modlimy się do Boga i świętych by obyło się bez ofiar.- odparła cicho Libena.- Nic więcej nie możemy.
- Jednak.. skądś się ta klątwa wzięła, prawda? Nie był taki od urodzenia. - Barbara zrezygnowana przetarła twarz smukłymi palcami. Czy oni nie widzieli jak bardzo miast tego wszystkiego pragnęłaby znaleźć się w swym dworze we wsi… w ciszy. - Nie odpowiada mi ten status quo.
- Nie wiem skąd i jak ją zdobył. Nie jestem pewna czy on wie. Może jego ojciec wiedział? -zamyśliła się Libena. - Słyszałam plotki, że… ponoć przeklęty został przez miejscowych za karę za własne lub ojca zbrodnie.
- Tym bardziej powinno się ich odnaleźć. - Barbara skupiła wzrok na ciele alchemiczki by nieco poprawić sobie nastrój. - Gdyby Józef wiedział… na pewno zrobiłby wszystko by mu pomóc. To jego dziedzic… niewiele było dla niego ważniejsze.
- To tylko pogłoski waćpani. Nie pokładałabym w nich zbyt wiele nadziei. Zresztą gdyby chłopskie przekleństwa naprawdę miały taką siłę, to połowa szlachty chodziłaby z rogami kozimi na głowie.- zachichotała Czeszka i zauważywszy spojrzenie szlachcianki spytała.- Co waćpani chodzi po głowie?
Musnęła przy tym palcami szczyty swoich piersi.
- Staram się nie myśleć o kłopotach i twoje ciało mi pomaga. - Barbara uśmiechnęła się. - Skoro nie wierzysz w te zabobony czemu nie zdradzisz mi pomysłów, które by cię przekonały?
- Bo nie mam żadnych. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Korzystam ze starych ksiąg zakupionych w Pradze i Krakowie, ale…- wzruszyła ramionami i spojrzała na Basię mówiąc.- Gdzie tu znajdziesz wilkołaka który go ugryzł, jeśli on sam nie wie czy taki wilkołak istnieje. Owszem, napadły go ze dwa razy wilcze stada w zimie, ale przemiana nastąpiła ponoć miesiące później… od ostatniego takiego spotkania.
- Chyba że to była kobieta, która go kąsała. - Barbara odłożyła słoje i delikatnie sięgnęła do biodra alchemiczki przesuwając po nim palcami.
- To tych będzie jeszcze więcej.- zaśmiała się lubieżnie Libena i chwyciła dłoń Basi, by przenieść ją na swoją pierś.
- Moje łoże jest wygodniejsze do takich rozmów.- zasugerowała.
- I pokażesz mi jak zaaplikować maść? - Barbara zaśmiała się i wstała z krzesła.
- Też… w końcu trzeba sprawdzić…- uśmiechnęła się Libena wstając i podążając za swoją panią. - … jak znosisz te zabawy. Który to szczęściarz będzie miał ten… zaszczyt?
Barbara roześmiała się nerwowo.
- Teraz.. mam otarciu po naszym gościu. - Przeszła do sypialni alchemiczki.
Ta była dość mała w porównaniu z poprzednią komnatą, ale miała wszystko co alchemiczka potrzebowała. Wygodne łóżko i szafki pełne ksiąg. Libena i Cosette były do siebie podobne.
- Zadbam więc o to… rozbierz się…- mruknęła Libena chwytając za pośladki magnatki i ściskając je zachłannie.
Barbara zabrała się za rozwiązywanie troków swej sukni, poddając się pieszczotom Libeny.
- Mogę być nieco władcza… w alkowie.- wymruczała Libena do ucha magnatki, delikatnie kąsając płatek uszny.
- To macie wspólne z Cosette. - Barbara puściła suknię, pozwalając jej opaść na ziemię i zabrała się za rozsznurowywanie gorsetu.
- Tak. Pewnie dlatego nie za dobrze między nami się działo.- mruknęła Libena ugniatając zaborczo pośladki jasnowłosej kochanki.- Będziesz musiała zapłacić za moją pomoc… swoim ciałem.
Magnatka roześmiała się. Nie powinna była w tej chwili wspominać, kto tu kogo utrzymuje. Niech Libena ma swą grę. Zdjęła gorset, a po niej koszulę, pozostając w pantalonach i trzewikach.
Te ostatnie zsunęła z niej Libena, kucając przesunęła językiem pomiędzy pośladkami kochanki.
Barbara zamruczała i oparła się o łoże alchemiczki.
- Powinnam zawołać tu Jadźkę czyni cuda językiem.- mruczała Libena wodząc swoim leniwie i zapuszczając palce między wrota jej kobiecości.- Tu boli?
- T..Tak. - Magnatka wyprężyła się. - Chciałabyś się mną dzielić?
- W Pradze… bawiłam się w licznym towarzystwie.- wymruczała Czeszka poruszając palcami i cmokając doszła ustami, na środka pośladka tam lekko kąsając.
- Połóż się na plecach i rozchyl szeroko nogi.- nakazała wstając.
Barbara wykonała polecenie układając się wygodnie. Na koniec nieco nieśmiało rozchyliła nogi. - Czy nie było to potępiane?
- Ależ oczywiście…- odparła Libena idąc do pokoju obok po maści.- I to bardzo. Ale w tamtych czasach nie dbaliśmy o to… zresztą Praga wtedy inna była.
- Co się zmieniło? - Barbara obserwowała alchemiczkę, jej poruszające się nagie ciało.
- Władza się zmieniła.- odparła Libena wracając ze słoikami i prezentując czarny gąszcz między udami. Kucnęła przed kochanką, nabrała maści i poczęła wcierać ją w uda, potem w sam kwiat miłosny Basi.
- Tu… możesz czuć się swobodnie. - Magnatka zadrżała i chwyciła się kurczowo pościeli.
- Wiem, wiem… zauważyłam.- mruczała Libena nachylając się i delikatnie kąsając udo magnatki, nie zaprzestając wcierania przynoszącej ulgę maści.
Barbara pojękiwała cicho czując jak z jej kwiatu wydobywa się coraz więcej wilgoci.
- Czyżby sprawiało to ci przyjemność?- bardziej stwierdziła niż spytała alchemiczka, tym razem palcami schodząc w dół i sięgając pomiędzy pośladki. Jednakże same palce zastąpiła językiem, wodząc po delikatnym zakątku rozpalonej doznaniami jasnowłosej kochanki.
- Odro.. binę… - Barbara z trudem łapała oddech. Jej ciało już przygotowywało się na to co czyniła z nią Cosette.
- Odrobinę…- oceniła Libena i tym razem pierwszy palec tylko początkiem, dołączył do niego drugi i trzeci. Ciało Basi spięło się i sprężyło. Cosette nigdy nie używała tylu palców na raz. Magnatka jęknęła głośno i wyprężyła się na łóżko. To było… zbyt dużo. Poczuła łzy zbierające się pod powiekami.
- Bardzo… delikatna…- mruknęła Libena poruszając leniwie palcami i wodząc językiem po podbrzuszu kochanki.- Będziesz musiała ostrożnie wybierać swoich kochanków. Z początku przynajmniej.
Barbara nie miała sił przytaknąć, czuła jak zaparło jej dech w piersi. Każdy ruch kochanki zdawał się przeszywać całe jej ciało. A Libena sięgając językiem w głąb kwiatu kobiecości młodej magnatki, miarowo poruszała palcami między jej pośladkami, tam i z powrotem… wprawiając ciało jasnowłosej w mimowolne wicie się na pościeli. Barbarze zdawało się, że minęła wieczność nic obok bólu pojawiła się przyjemność. Oprócz jęków bólu pojawiły się też odgłosy rozkoszy. A Libena kontynuowała te "tortury" łagodząc je i muśnięciami języka. Jak i przyspieszając ruchy palców.
Barbara przeżyła szok, gdy pojawił się szczyt. Przy tym całym bólu… i tak była w stanie dojść. Krzyknęła głośno i opadła na pościel. A Libena wdrapywać się poczęła na łoże po drodze wędrując ustami po brzuchu i piersiach łapiącej oddech magnatki.
- Ciężko… ciężko uwierzyć, że może tam wejść więcej. - Magnatka zerkała na pełznącą po niej alchemiczkę.
- Może… z czasem.- stwierdziła Libena docierając do szyi i ust Basi.- Jadźka jest tego dowodem.
- Mówiła, że to lubi. - Magnatka objęła kochankę przytulając jej ciało do swojego.
- Jadźka lubi dziwne zabawy.- wymruczała Czeszka całując usta kochanki, ocierając się swoim ciepłym ciałem o jej.
Barbara zamilkła i zaczęła odpowiadać na pocałunki. Nadal trzymała nogi rozchylone czując ból pomiędzy pośladkami.
Libena chwilę korzystała z tej sytuacji całując magnatkę i ocierając się o nią ciałem. W końcu westchnęła głośno i położyła się obok niej pytając.
- Jeszcze gdzieś czujesz dyskomfort?
- Teraz… między pośladkami. - Magnatka pozwoliła sobie na żartobliwy ton.
- Zaraz się tym zajmę. A może ty powinnaś ? W ramach nauki… - zamruczała równie żartobliwie alchemiczka.
- M...mogę. - Barbara zerknęła na Libenę niepewnie. Czy miała jakiś ukryty zamiar?
- To dobrze… - alchemiczka podała podała magnatce słoiczek przyglądając się bacznie dziewczynie
Barbara przewróciła się na bok i nabrała nieco maści. Niepewnie sięgnęła palcem do swojej pupy, badając opuszkiem otworek. Zaś Czeszka przyglądała się jej działaniom z lubieżnym uśmieszkiem nie odzywając w ogóle.
- Podoba ci się… - Basia zanurzyła palec głębiej i jęknęła cicho. - ...to co widzisz?
- Jesteś śliczna… -stwierdziła z cichym pomrukiem Czeszka.- … ale już o tym wiesz, nieprawdaż?
- Wszyscy.. tak tu mówicie. - Ciało Barbary przeszył dreszcz. Maść przynosiła ulgę, aż kusiło by dotknąć swej kobiecości.
- Twój mąż wybrał wszak niewiastę miłą jego oku… a miał oko do pięknych niewiast.- mruczała Libena nie odrywając spojrzenia od dotykającej się szlachcianki.
Magnatka nie wytrzymała i zanurzyła palce w swej kobiecości. Nie zważając na obecność alchemiczki zaczęła się pieścić.
Ta usiadła na łóżku i przyglądała się temu z miną zadowolonej i pobudzonej kotki. Oblizała lubieżnie usta milcząc i będąc niemal niemym świat nieprzyzwoitej zabawy jasnowłosej.
To było dziwne i niepokojąco przyjemne. Barbara czuła własne palce ocierające się w swym ciele. Gdy zniknął ból, przyjemność zdawała się być nie do wytrzymania… jeszcze jeden ruch… jeszcze troszkę. Jęknęła głośno dochodząc i zdyszana opadła na pościel.
- Teraz… coś dla mnie.- mruknęła alchemiczka klękając nad magnatką. Naparła biodrami ocierając się intymnym zakątkiem o twarz i usta jasnowłosej. Wilgotnym… a więc pobudzonym to co Basia robiła na oczach Czeszki. Magnatka przez chwilę była w szoku. Z trudem łapała oddech po szczycie, gdy Libena przesuwała swą kobiecość po jej wargach. Tak gwałtownie. Nieprzyzwoicie. Złapała biodra kochanki, by ją zatrzymać i spojrzała ku górze na alchemiczkę.
- Czyżby… coś było nie tak… moja pani?- mruczała Czeszka już ściskając dłońmi swoje piersi. Uśmiechnęła się drapieżnie.- Czyżbym nie podobała ci się?
- Jesteś piękna… - Barbara ucałowała kobiecość kochanki.
- Więc… wiesz czego potrzebuję i co powinnaś…- jęknęła czując pocałunek i przygryzła wargę dodając.-... mi dać.
- Nie mam wprawy, więc. - Magnatka przesunęła powoli językiem po kobiecości Libeny, starając się pieścić ją tak, jak Cosette. - Przepraszam.
- Nau.. ka… poprzez… dośw...dośw...iaaadczenie…- sapała coraz bardziej rozpalonym głosem Czeszka. Barbara kontynuowała uważnie obserwując kochankę. Co było dla niej przyjemne? Co lubiła?
Libena ściskając lekko dłońmi swoje piersi poruszając biodrami napierała.Uśmiechała się do Basi drżąc coraz bardziej i coraz głośniej pojękując. Coraz częściej język magnatki trafiał na właściwe “struny”. Barbara coraz intensywniej pieściła swymi wargami i językiem te miejsca. Aż w końcu doprowadziła ten utwór muzyczny grany jękami kochanki do głośnego finału, po którym to Libena opadła na łóżko obok Basi. Magnatka oddychała z trudem… to wszystko było… było tak intensywne. Przyjemne bo Libena naprawdę była piękna jednak… kiedy stała się kimś kto lubi takie rzeczy? Wtuliła się w kochankę starając się uspokoić oddech.
- Coś jeszcze cię trapi? Moja pani?- wymruczała Czeszka wodząc palcami po głowie Barbary.
- Czy wiesz coś o tym zamku? Czemu Żmigrodzcy się tu osiedlili. - Barbara westchnęła ciężko.
- Cóż. Tego to nie wiem.- zamyśliła się Libena i potarła podbródek palcami w zastanowieniu.- To dziwne. Z tego co wiem to nie jest ich gniazdo rodowe. Józef urodził się i wychował gdzie indziej, ale też nie znam nikogo na zamku, kto by znał Józefa z czasów gdy nie był władcą tego grodu.
- Rozumiem… to nieistotne. - Barbara ucałowała pierś Libeny i usiadła na łóżku. - Męczy mnie to miejsce. Nie przywykłam do zamknięcia.
- Jesteś panią tego zamku, nie więźniem.- przypomniała jej alchemiczka śmiejąc się głośno. - Zawsze możesz stąd wyruszyć, gdzie zechcesz.
- To prawda jednak… - Barbara objęła rękami swoje kolana. Nie powie do czego się zobowiązała, zresztą… to może był jedynie sen. - … czuję się dłużniczką Józefa. Chcę zadbać o jego dom, sługi… syna.
- Szlachetne podejście do sytuacji.- przyznała Czeszka.
Teraz to Barbara roześmiała się.
- Nie jestem wychowanką dworów. Daleko mi do intryg i ich wyuzdania. - Magnatka wstała z łoża i poczęła się ubierać.
- W intrygach winnaś nauk nadrobić, a co do wyuzdania… zdolna z ciebie uczennica.- Libena uśmiechnęła się lubieżnie spoglądając na Basię.
Magnatka obejrzała się na alchemiczkę z uśmiechem i zaczęła wiązać swój gorset,
- Innych rzeczy uczyły mnie zakonnice.
- Nie wątpię…- mruknęła Czeszka przeciągając się na łożu, po czym usiadła i machnąwszy ręką pacnęła dłonią pośladek magnatki.
Barbara jęknęła cicho.
- Z Józefem raczej się tak nie obchodziłaś. - l rzuciła żartobliwie, wciągając pantalony.
- Może tak.. może nie… jego zadek z pewnością nie był tak jędrny jak twój.- stwierdziła żartobliwie alchemiczka.
Magnatka pokręciła z niedowierzaniem głową i nałożyła suknię.
- Czy jest na zamku bądź w jego okolicy, ktoś to pamięta czasu przed przybyciem Józefa?
- Nie jestem… pewna…- zadumała się Libena marszcząc brwi w zakłopotaniu. I jej ta sytuacja wydawała się… dziwna.
- Gdyby coś ci przyszło do głowy, po prostu daj mi znać, dobrze? - Barbara podeszła do alchemiczki i ucałowała ją. - Cały czas czekam też na horoskop.
- Będzie gotów dziś wieczorem… lub jutro.- rzekła Czeszka po chwili rozkoszowaniu się pocałunkiem.
- Wobec tego pojawię się jutro. - Barbara dygnęła i wróciła się do poprzedniego pokoju by zabrać słoje. Obejrzała się jeszcze na kochankę i wyszła z jej komnat udając się do Jana.



Długa wędrówka po schodach pozwoliła jej ochłonąć i uzyskać spokój na obliczu… nawet jeśli fryzura na jej głowie nie była już tak idealna. Więzień zaś znajdował się w swojej celi, zajęty lekturą i piciem piwa z dzbana. Jego dwaj strażnicy nonszalancko grali w karty, choć widok wchodzącej magnatki postawił ich do pionu. Nie było tu dyscypliny ale też Jan rzeczywiście więźniem nie był. A strażnicy bardziej niż pilnowaniem zajmowali się spełnianiem jego skromnych zachcianek.
- Dzień dobry. - Barbara zbliżyła się do krat, teraz jednak zachowując dystans, który uniemożliwiłby Janowi schwytanie jej.
- Witaj…- mruknął Jan zerkając na szlachciankę, na kraty i uśmiechając się znacząco. Zauważył jej dystans od nich. A jego uśmiech wyraźnie jej mówił, że jej zabiegi są daremne. Gdyby chciał, to mógłby ją i tak dopaść.
- Chciałabym z tobą chwilę porozmawiać o stanie w jakim się znalazłeś i co nieco o tym zamku.. jeśli masz chęć i czas. - Barbara starała się patrzeć na niego niewzruszonym wzrokiem, choć musiała przyznać że jego spojrzenie sprawiało jej dziwną przyjemność.
- Idźcie się napić.- rzekł Jan, a strażnicy spojrzeli na Barbarę, to na mężczyznę nie bardzo wiedzą czy go posłuchać.
- Idźcie się napić… już.- warknięcie w jego głosie było subtelną groźbą.
- Proszę.. zaczekajcie przy drzwiach na dziedziniec, w razie czego zawołam was. - Barbara odstawiła wzięte od Libeny słoje na stolik.
Strażnicy ruszyli do wyjścia, a gdy drzwi się zamknęły za nimi, Jan wstał i podszedł do krat opierając się ciałem o nie. Jego wzrok wodził po krągłościach sukni szlachcianki, po jej szyi. Bezczelnie rozbierał ją wzrokiem, jakby była jakąś wszeteczną dziewką w karczmie na rozdrożu.
- Ślicznasz.- rzekł uśmiechając się drapieżnie.
- A ty zachowujesz się jakby dawno nie było tu Jadźki. - Magnatka zajęła miejsce na jednym ze stołków, na którym siedzieli strażnicy. - Rozmawiałam z Libeną na twój temat.
- Może i nie było… kto wie. W każdym razie znam te suknie. Cosette dobiera ci garderobę?- zapytał ignorując jej wypowiedź na temat Libeny.
- To akurat moja prywatna suknia.. choć można powiedzieć że Cosette ją dobrała, bo jej nie wyrzuciła. - Barbara odpowiedziała spokojnie po czym kontynuowała wypowiedź na temat rozmowy z alchemiczką. - Według Libeny najbardziej prawdopodobne jest że zaraziłeś się od innego wilkołaka. Ja mam podejrzenie, że jakaś dziewka ugryzła cię podczas stosunku. Czy to możliwe?
- Możliwe… wojaczka to niebezpieczny żywot. Nie unika się okazji do zabawy… bo kolejnej może nie być, acz… zdarzało mi się kąsać Jadźkę w miłosnym akcie… i jakoś nie zaczęła porastać futrem.- wzruszył ramionami Jan przyglądając się Basi.- Zresztą co za różnica? Czy wilk czy niewiasta jest winna mej sytuacji?
- Może jest w stanie odwrócić klątwę. CIężko szukać wilków w lesie, ale kobietę na drodze twych wojaczek łatwiej. - Barbara zamyśliła się odchylając nieco na stołku. - Zależy mi by cię wyprowadzić z tego stanu i postaram się zrobić co w mojej mocy.
- Widać nie byłaś na wojennej wyprawie… mówimy o różnych przybytkach i wieśniaczkach stąd do Smoleńska i z powrotem.- odparł ze śmiechem Jan i wzruszył ramionami.- A jak ją znajdziesz i złapiesz, co uczynisz z nią?
- Postaram się wynagrodzić krzywdę, którą jej zrobiłeś bo nie wierzę by bez powodu przyniosła na
- Krzywdę? Krzywdę ?! Krzywdę ?!!- gniewny pomruk przemienił się w ryk. Jan… rozgiął kraty bez większego wysiłku wychodząc ze swojego więzienia i ruszając ku szlachciankę. Jego zęby zacisnęły się gniewnie, gdy mówił przez nie podchodząc do magnatki.- Widzę iż masz...
Barbara zerwała się ze stołka.
- Nie mam o tobie złej opini! Uspokój się proszę. Liczy się co ta kobieta mogła pomyśleć i czemu to uczyniła. - Cofnęła się starając się osłonić stołkiem, choć wiedziała jak bardzo daremna będzie ta próba.
- Doprawdy? Bo sugerowanie żem rozbójnik i gwałciciel to według mnie jest czymś takim! - Jan zbliżał się coraz bardziej. Pochwycił za trzymany przez nią stołek, wyrwał go bez wysiłku i cisnął nim o ścianę rozwalając na kawałki.- Słuchać waćpanno i słuchaj uważnie. Może i lata wojaczki stępiły moje maniery i oduczyły dworskiego zachowania. Może i już nie wyrażam się gładko…- czuła zapach jego potu zmieszany z odorem piwa. -... jak niegdyś, ale w sercu szlachcic nadal. Wiem co to rycerski obowiązek. Żadnej niewiasty żem nie pobił, żadnej gwałtem nie brał, nawet jeśli była pyskatą cyganką czy żydówką. Owszem… zdarzało mi się takiej odszczekać, ale na żadną ręki nie podniosłem. A tych co nierządem się zajmują opłacałem za ich wysiłki. Wdów i sierot nie krzywdziłem, chłopów nie wyzyskiwałem. Żołnierskiego rzemiosła siem trzymałem i żołdu.
Nachylil swoją twarz ku Basi obliczu… jego oczy błyszczały wilczo i pożądliwie. - Jedne wskakiwały mi do łóżka w pogoni za błyszczącą moneta inne z ochoty, ale żadna wbrew swojej woli. Myśli waćpanna, że łatwo tak kontrolować bestyję, gdy waćpani sarnie oczka na mnie patrzą?
- Janie. - Barbara oparła dłoń o tors mężczyzny, starając się go odsunąć. - Złego słowa o tobie nie słyszałam. Wiadomo mi tylko, że na tym zamku nikogo wbrew jego woli nie wziąłeś. Chcę by tak zostało, a moją wolą nie jest by czynić to z tobą.
Czuła jak jej serce przyspiesza, jego bliskość budziła jej głód, ale nie to po to tu przyszła.
- Ta kobieta mogła ci się oddać celowo, zbliżyć się by móc cię ugryźć. Mogłeś nawet nie wiedzieć, że skrzywdziłeś kogoś jej bliskiego, bo toż wilkiem mógł być czyż nie? Gdybym cię za łachudrę uważała to bym cię uśmiercić kazała, a toż wiem że z dobroci tu jesteś i dajesz się strzec, by nikomu krzywdy nie zrobić.
- Uśmiercić? Dobry żart.- zaśmiał się chrapliwie Jan nie dając się odsunąć. Pochwycił za podbródek szlachcianki, by ta mogła mu spojrzeć w oczy. - Nie jestem jednym z twoich sług Barbaro. Nie masz ni prawa ni mocy mi rozkazywać, ni dysponować moim losem. Owszem, jesteś mi macochą ale ja jestem wolnym szlachcicem. A to że siedzę tutaj wynika tylko z tego, by nie narażać naszego rodu na złe języki.
Nie była to może cała prawda, ale Jan najwyraźniej uznał, że więcej mówić nie musi.
- I nie planuje twoim losem dysponować. Chcę pomóc, a ty mnie straszysz. - Magnatka ujęła jego dłoń chcąc ją oderwać od swej twarzy.
Pozwolił jej na to i mruknął.- I nawet nie słuchasz co do ciebie mówię. Nie skrzywdziłem żadnej niewiasty, dlaczego miałbym skrzywdzić ciebie. Nie zależy mi na tym co masz…
Wzrok powiódł jednakże w dół, na jej dekolt. I owszem, Jan nie przejawiał zainteresowanie majątkiem którym Basia dysponowała. Ale nie udawał braku zainteresowania resztą tego co posiadała.
- Jednak twoje zachowanie jest groźne i mam prawo się bać. - Mruknęła Basia krzyżując ręce na piersi co jednak nie pomogło bo uniosła je przy tym. - Twój ojciec mnie uratował, chcę się godnie zaopiekować tym wszystkim… także tobą.
- Wybacz waćpanno że nie jestem gładkim dworakiem.- parsknął sarkastycznie Jan. - Nie zmienię mojej natury. Bać się jednak nie masz żadnego powodu…
- Cieszy mnie to - Barbara uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny. - Jestem gotowa wezwać jeszcze jednego alchemika, Libena ma się zastanowić czy ma kogoś zaufanego kto by jej pomógł. Muszę się jednak wywiedzieć, skąd to się u ciebie wzięło.
- Nie wiem. Gdybym wiedział, to bym Libenie dawno powiedział. - wzruszył ramionami mężczyzna i odwrócił się, by podążyć do celi.
- Nie rozważałeś jednak, że to mogła być jedna z niewiast.. proszę zastanów się nad tym, objawy występują przy pełni czyż nie. Chyba możesz ocenić kiedy była pierwsza, gdy to się stało.. gdzie byłeś wtedy. - Barbara opuściła dłonie i powoli poprawiała suknię. Czuła przyjemny gorąco w swym łonie. Wiedziała jednak, że nie była gotowa na tyle ile Jadźka.
- Czerwona Róża… zamtuz pod Sandomierzem. To było ostatnie miejsce nim zdarzył mi się pierwszy raz. Tam szukaj. Nie wiem która. Nie pamiętam… kruczoczarne włosy miała.- odparł zerkając przez ramię na Basię.
- Tak uczynię. - Barbara podeszła do stołu by wziąć słoje od Libeny. Czy powinna pytać o zamek, o Józefa? Czuła że i tak wyczerpała cierpliwość Jana. Jej wzrok powędrował do mężczyzny i przesunął się po jego ciele. Musiała wyjść nim zrobi coś głupiego. - Wrócę więc do swych obowiązków.
Mężczyzna spojrzał na nią i machnął ręką.- Rób co uważasz za słuszne.
Zatrzymał się i dodał.- Węch też mi się wyostrzył, więc…- dodał żartobliwie.-... czuję, że byś mi się nie oparła, gdybym cię do ściany przycisnął.
- Wierzę, że gdy zdobędziesz się na nieco kurtuazji, sama pod nią stanę. - Magnatka podeszła do drzwi. - Choć osobiście wolę łoże.
- Te w celi jest całkiem wygodne.- zażartował Jan wchodząc do swojej i bez wysiłku wygiął kraty do poprzedniej pozycji.
- Gdybyś potrzebował czegoś szepnij tylko słowo. - Barbara otworzyła drzwi by opuścić pomieszczenie i zawołać strażników.
- Na przykład… ciebie?- odparł zadziornie Jan wodząc wzrokiem po magnatce.
- Cały czas czekam na tą kurtuazję. - Barbara roześmiała się cicho, zasłaniając usta dłonią. - Nie czuję się “czymś” o co da się ot tak poprosić.
- A waćpani.. pantalony… te które masz na sobie, do takich rzeczy się zaliczają? - był bezczelny w swoich wypowiedziach, ale i język miał cięty jak ostrze szabli.
Barbara prychnęła i zamknęła drzwi. Bezczelnie zdjęła pantalony, ukrywając co ważniejsze elementy pod długą suknią i rzuciła bielizną w kraty.
- Jedynie o nie i jeśli nie zapanujesz nad swym językiem więcej nie dostaniesz. - Otworzyła ponownie drzwi. - Straż, możecie wracać!
- Widać będziesz musiała tu przychodzić i lekcyj mi udzielać.- odparł Jan chowając ową zdobycz i uśmiechając się lubieżnie. Jego wzrok wszak wodził po jej zgrabnych nogach, które musiała odsłonić podczas zdejmowania bielizny.
- Jak ładnie poprosisz. - Barbara poprawiłą suknie nasłuchujac zbliżajacych sie kroków.
- Proszę o odwiedziny… i więcej kuszących widoków.- mruknął niby to potulnie Jan uśmiechając się łobuzersko. A Basia… cóż, zrozumiała że jej pasierb nie jest osobą, którą da się łatwo wziąć pod obcas. Jest krnąbrny i przesadnie dumny i pewnikiem nawykły do dostawania czego chce.
Miała jednak czas by próbować.
- Zobaczymy. Udanego popołudnia Janie. - Opuściła pomieszczenie mijając wracających strażników, ruszając w kierunku wyjścia. Potrzebowała chłodnego powietrza… dużo.
Na dziedzińcu było ciepło i leniwie. Reszta dnia zapowiadała się podobnie. Nie było już Jeremiego w zamku. Jan choć był kłopotliwy, to nie był problemem wymagającym rozwiązania od razu. Michał i Cosette zdejmowali z magnatki większość uciążliwych obowiązków. Barbarę kusiło nawet by udać się do stajni i popatrzeć na konie, wiedziała jednak kto tam na nią czeka. Westchnęła więc ciężko i udało się w stronę swoich komnat. Musiała założyć nową bieliznę, nim ktoś zauważy jej brak i tak dość się dziś obnażyła. A skoro brakło jej obowiązków, mogła swobodnie poczytać w ogrodzie, albo… przejrzeć dokładnie zawartość skarbca. Postawiła na ten drugi pomysł pozostawiając sobie przyjemną lekturę na wieczór i udała się do swego pokoju.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172