Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2019, 22:22   #34
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Młodzian poprowadził magnatkę do wyjścia z komnaty nie zatrzymywany przez nikogo, ni przez nikogo nie eskortowany. Michał z ochmistrzynią zajęli się bowiem świtą Jeremiego. Barbara poprowadziła mężczyznę w kierunku galerii portretów.
- Z przyjemnością usłyszę co Waćpan pamięta z zamku. Sama jestem tu od niedawna. - Mruknęła delikatnie obejmując ramię starościca.
-Szczerze powiedziawszy niewiele mogę rzec. Nie bywałem tu często, nie bywałem tu długo. - wyjaśniał mężczyzna pozwalając się prowadzić. - Przebywałem wtedy w niskim zamku, nigdy w wysokim.
- Och wystarczy opowiedzieć, jakie panowały nastroje.. czy zamek był zadbany. - Barbara zaśmiała się cicho.
- Było… dostojnie… z tego co pamiętam. Waćpani małżonek był poważny w manierach i… wieku. - dyplomatycznie przypomniał Basi o tym, że był stary.
- Takiego go zapamiętałam. - Odpowiedziała nieco przywierając piersią do ramienia mężczyzny. - To.. był.. straszny czas.
- Nie wątpię. Owdowieć tak szybko.- odparł współczująco starościc zerkając na dekolt magnatki, korzystając z tego że byli sami w ciemnym cichym korytarzu.
- A do tego ci Stadniccy… - Barbara westchnęła. - Cieszę się jednak, że trafiło na Waćpana by przekazać mi te wieści.
- I ja się cieszę.- odparł czule Jeremi i szczerze sądząc po pożądliwym spojrzeniu.
- Słyszałam opinię o Waćpanu… że jest Pan podobno nad wyraz uczciwy. - Barbara spojrzała na mężczyznę zalotnie. - To rzadka cecha w tych czasach.
- Staram się waćpani.- odparł lekko się rumieniąc mężczyzna.
- I oby tak dalej. Och tutaj. - Barbara delikatnie pociągnęła mężczyznę i pokazała jeden z portretów Józefa. - Rodzina musiała być bardzo podobna. - Wskazała kolejne portrety, tuląc się piersią do jego ramienia.
- Pewnikiem… tak. Przyznaję, że nie wyznaję się na malarstwie.- oparł starościc niemrawo niezbyt na kolejnych malunkach skoncentrowany. A bardziej na ślicznotce uwieszonej na jego ramieniu.
- Ja też nie… wiem tyle, że tu jest bardzo podobny do takiego jakiego go zapamiętałam. - Powiedziała cicho Barbara i poprowadziła mężczyznę do kolejnego obrazu. - To.. przykre żyć tu samotnie. Niby jest służba.. Pan Michał… Pani Lanoire… a jednak… - Przystanęła przy kolejnym obrazie jeszcze przyglądając się widniejącej na nim postaci.
- A jednak… co?- zapytał cicho starościc zerkając już śmiało na postać stojącej obok niego niewiasty.
- Brakuje mi tu towarzystwa. - Barbara spojrzała na Jeremiego i uśmiechnęła się ciepło. - Ten zamek jest olbrzymi.
- A waćpani jego największym klejnotem. - odparł cicho młodzian wpatrując się w jej oczy.
Barbara zrobiła zaskoczoną minę, ale po chwili zaśmiała się cicho zasłaniając usta.
- Pytanie czy najcenniejszym. - Szepnęła spoglądając na mężczyznę figlarnie.
- Cóż może być droższego niż twój uśmiech. Cóż może bardziej rozgrzewać ciało. - odparł żarliwie Jeremi. Zapewne chyba to wino które wypił, go rozgrzewało. I mąciło umysł nieco. Ale to i dobrze… bo czyniło i śmielszym.
Magnatka chwyciła jego dłoń i pociągnęła za sobą, aż dotarli do biblioteki. Śmiało wkroczyła do rozświetlonego świecami pomieszczenia i okręciła się na jego środku.
- Tu jest wiele cennych rzeczy. - mruknęła stojąc w pełnej krasie przed Jeremim i uśmiechając się.
- Nie czytuję ksiąg. Czasu brak. - wyznał wstydliwie mężczyzna rozglądając się po bibliotece, by zaraz potem wrócić spojrzeniem do postaci szlachcianki.
- To teraz najmilsze mi towarzyszki. Pocieszają.. bawią… - Uśmiech Barbary znów stał się zalotny. - wywołują rumieniec.
- Księgi? - to go trochę zdziwiło. Rozejrzał się po bibliotece, spojrzał na twarde grzbiety powątpiewająco.
- Są różne księgi jak i różni ludzie. - Barbara podeszła do mężczyzny stając tuż przed nim, tak że patrząc w jej oczy musiał widzieć jej dekolt. - Waćpan też wydaje się bardzo ciekawy.
- Ja? A to czemu?- zapytał zaskoczony mężczyzna.
Barbara zaśmiała się.
- Jest Pan bardzo młody jak na starościca, to świadczy o dużej determinacji, szczególnie przy Pańskiej uczciwości.. o sile. - Magnatka opuściła wzrok. - To tak rzadkie… że aż kusi by dowiedzieć się więcej.
- Nie ma co dużo opowiadać. Służyłem u poprzedniego starosty i miałem… nadzieję, by zająć jego miejsce gdy zmarło mu się. A potem jego waszmość Lubomirski objął to stanowisko. A że… musiał często na dworze królewskim przebywać, to przeniósł swoje obowiązki i przywileje starościńskie wraz z pensyją na mnie właśnie.- wyjaśnił młodzian wpatrując się kuszące piersi wyłaniające się z dekoltu.
- Z jakiegoś powodu zaufał jednak komuś tyle młodszemu. - Barbara spojrzała pod powłóczystych rzęs na Jeremiego. Po czym zaśmiała się. - Musi być Waćpan bardzo popularny wśród niewiast.
Szlachcic zaśmiał się i potarł kark dłonią dodając.- Cóż… brak mi czasu na bale i niewiasty. Obowiązki mnie po okolicy rzucają z miejsca w miejsce. A to awantury, a to zajazdy bezprawne, a to bandyci na gościńcach.
- Proszę uważać bo zostanie Pan sam jak pan Michał. - Barbara uśmiechnęła się szeroko. - I służyć Pan będzie pod taką jak ja niesforną Panią na starość.
- To byłby zaszczyt, jestem pewien że nie żałuje ni chwili spędzonej w tak uroczym towarzystwie.- odparł Jeremi nie wiedząc jak bardzo ma rację. I że przypomina Basi owe… chwile.
Magnatka zarumieniła się i rozchyliła wargi. Na chwilę dosłownie. Jeremi był tak uroczo szarmancki. - Więc… może powinnam zagarnąć Waćpana dla siebie. - Szepnęła cicho.
- Moje… obowiązki…- wymruczał coś niewyraźnie Jeremi oblizując usta i wpatrując się w usta magnatki. Jego ciało instynktownie przybliżyło się ku niej, lekko napierając na Basię.
- Czasem każdy potrzebuje chwili dla siebie. - Wyszeptała nie ruszając się nawet o krok i pozwalając by ich ciała się spotkały.
- To prawda.- zgodził się z nią mężczyzna patrząc na nią wygłodniałymi wilczymi oczami, acz jego szlachetność nie pozwalała mu uczynić kroku dalej.
- Zasmuciłby Waćpan me serce, gdyby przeciążył się obowiązkami. - Barbara delikatnie oparła dłoń na piersi starościca. - Proszę więc choć dziś wieczór odpocząć… korzystając z mej gościny.
-Oczywiście… tak uczynię… - stropił się Jeremi mylnie uznając ten gest za mający ostudzić jego zapędy ku magnatce.
Ona jednak przesunęła dłoń po jego zbroi przyglądając się jej.
- To musi być ciężkie. - Szepnęła, palcami sięgając do zapięcia znajdującego się pod pachą mężczyzny.
-Jest… co waćpani.. czyni?- zapytał zaskoczony, gdy jęła rozpinać pasek napierśnika.
- Obiecał mi Waćpan, że odpocznie, a to jak sam stwierdził jest ciężkie. - Barbara spojrzała figlarnie mu w oczy. - Mam przerwać?
- Sam mogę zdjąć.- odparł niemrawo Jeremi.
- A czy chce Waćpan zrobić to sam? - Dłoń magnatki zamarła na rozpiętym już pasku.
- Nie… - była tak blisko, że jego dłonie “niechcący” spoczęły na jej biodrach, ześlizgnęły się władczo po pośladkach jakby brał krągłości magnatki w swój jasyr.
- Mogę więc.. kontynuować? Jeremi? - Spytała udając niepewność i sięgając do kolejnej sprzączki.
- Tak.- odparł cicho szlachcic obejmując mocniej dłońmi pupę magnatki przez suknię i ściskając ją z młodzieńczym zapałem i niecierpliwością.
Basia natomiast drocząc się z jego apetytem powoli rozpinała huzarski napierśnik.
- Piękny… -szepnęła cały czas zerkając i uśmiechając się do mężczyzny.
- Ty jesteś piękna. - szepnął w odpowiedzi mężczyzna.
Magnatka uśmiechnęła się i odchyliła głowę na bok eksponując swoją szyję, a palcami sięgnęła do drugiej strony napierśnika.
Trzeba przyznać, że długo się wahał nim jego usta zaczęły ostrożnie muskać szyję Basi. Zdążyła już rozpiąć wszystkie sprzączki napierśnika.
- Zdejmiesz go? - Spytała niemal mrucząc.
- Och… tak.- szepnął pospiesznie mężczyzna cofając się i zdejmując napierśnik. Rozejrzał się dookoła i postawił obok stolika do czytania.
Barbara bez słowa z zainteresowaniem obserwowała mężczyznę ciekawa co też skrywa jego przeszywnica. Nie miała na to zbyt wiele czasu, bo sekret szybko został odkryty, gdy i ten fragment pancerza wylądował na jakimś fotelu. Kontusz pod nim podkreślał zgrabną sylwetkę wyrobioną na latach spędzonych w końskim siodle. Ale niestety nic więcej.
- Wygodniej, prawda? - Magnatka podeszła do mężczyzny znów stając tuż przed nim.
- Tak. To prawda.- odparł szlachcic nieśmiało.
- Chciałbyś wrócić do jadalni, jeszcze pospacerować? - Basia uśmiechnęła się nie zważając na zmieszanie mężczyzny.
- Nie wiem… i nie powinienem.- odparł Jeremi dodając szarmancko.- To damie wypada tak decydować.
- Mi tu dobrze… szczególnie w twoim towarzystwie. - Magnatka zaśmiała się cicho.
- To miło. - wydawało się, że starościc nie bardzo wie co dalej zrobić, czy powiedzieć.
Barbara też nie była pewna. Nagle poczuła się jak niedoświadczona pannica, którą tak nsprawdę była. Roześmiała się głośniej rumieniąc się przy tym.
- Wybacz… to chyba pierwszy raz.. - Zasłoniła usta wiedząc, że niezbyt odpowiednio się zachowała i spoglądając na mężczyznę przepraszająco.
- Pierwszy raz oprowadzasz kogoś po bibliotece?- zapytał Jeremi.
- I pierwszy raz przebywam w towarzystwie kogoś tak szarmancakiego, że nie zaczyna od prób obłapywania mnie. - Barbara rozejrzała się po półkach. Nie wiedziała o tej bibliotece wiele, tyle co zdążyła zobaczyć podczas samotnych chwil tutaj. Ale… o reszcie zamku też nie wiedziała jeszcze wiele. - Niedobra ze mnie gospodyni.
- Gdzie waćpani wcześniej przebywała, że wszyscy tak ją obłapiali. - zapytał się zupełnie zaskoczony tą wypowiedzią starościc.
- Tutaj… i na dworze mego ojca. W zakonie miałam raczej spokój, choć tam nie spotykałam mężczyzn. - Magnatka przeszła do jednego z foteli i usiadła na nim. - Nie wiem ile waćpanowi wiadomo o mej przeszłości.
- Szczerze powiedziawszy, to nic.- odparł wprost Jeremi przygladając się Basi.
- Więc proszę uważać bo podobno zamęczyłam mego męża na śmierć podczas nocy poślubnej. - Magnatka roześmiała się choć był to cierpki śmiech. - Z domu mi Jasińska, herbu Janina. Ojciec mój tak zadłużył ziemię, że mnie oddał do zakonu… wyciągnięto mnie gdy zmarł i zażądano bym spłaciła jego długi. Nie miałam czym… Żmigrodzki zaproponował, że je spłaci jeśli za niego wyjdę. Proszę sobie wyobrazić jak obchodzono się ze zubożałą szlachcianką, która prać musiała rzeczy swego zapitego ojca. - Magnatka spochmurniała. Nie była pewna czemu mówiła to Jeremiemu… może po prostu tego potrzebowała?
- To dość… smutna historia.- odparł starościc wyraźnie współczując dziewczynie. Było to miłe, ale też cały figlarny nastrój chwili diabli wzięli. - Ale… to już przeszłość, jaka by nie była… to już zapisana i zapieczętowana księga. O ile wiem, syn Żmigrodzkiego nie żyje a inni krewni nie mają większych praw do tego majątku.
- Nadal jednak uważasz mnie za najcenniejszy klejnot tego zamku? - Barbara założyła nogę na nogę, pozwalając by materiał sukni delikatnie odsłonił jej łydkę i oparłszy policzek na dłoni wyeksponowała szyję, którą niedawno całował starościc.
- Z pewnością najcenniejszy i najpiękniejszy.- potwierdził Jeremi stojąc w pobliżu siedzącej szlachcianki i wzrokiem wodząc po licznych pokusach jej ciała.
- Jesteś niczym biały kruk. - Wyszeptała rumieniąc się i nieco nerwowo sięgnęła do wisiorka na szyi. Naprawdę nie wiedziała jak z nim postąpić.
- Naprawdę nie rozumiem o czym waćpani prawi. Czyżby ktoś tutaj śmiał się narzucać waćpani ze swoimi awansami?- zapytał zaskoczony mężczyzna.
- Owszem. - Barbara jej dłoń przesuwała po wisiorze. Jak inaczej było z Michałem… z tamtym młodzikiem, lub tymi kogucikami. O tyle ciekawiej byłoby uwieść Jeremiego. Jej spojrzenie pomału przesunął się po ciele mężczyzny - Ale to nieistotne.
- Jakże to… winnaś takich śmiałków ukarać za takie śmiałości.- oczywiście nie przyszło mu do głowy, że to niewiasty najczęściej tak sobie z Basią poczynały. Czy to Cosette, czy jej własna dwórka, Agatka. Michał, choć nabierał śmiałości, to i tak wymagał odrobiny podpuszczania.
- Jednego ukarałam… acz brak mi nieco… - Magnatka pozwoliła sobie znów na zalotny uśmiech. Jeremi niebawem opuści jej zamek, chyba mogła sobie pozwolić na to by nieco na nim poeksperymentować. - … czułości.
- Nie bardzo… rozumiem. - stwierdził skonfundowany mężczyzna.
- Jak wspominałam jestem tu sama. - Barbara nie była zrażona, dopiero uczyła się obchodzić z mężczyznami. - Brak mi towarzystwa… czułości, może temu nie mam sił by odpowiednio zareagować na takie "zaloty". - Ostatnie słowo wypowiedziała z nutką ironii. - Usiądź proszę. Jeśli oczywiście… chcesz mi dotrzymać towarzystwa.
- Oczywiście że chcę.- Jeremi od razu ruszył w kierunku pobliskiego fotelu, by go sobie przysunąć bliżej kobiety.
To nieco zaskoczyło Barbarę, ale… pozytywnie.
- A ty… jak byś uwiódł kobietę? - Spytała przyglądając się siedzącemu obok mężczyźnie.
- Ja… nie wiem.- zaśmiał się szlachcic opierając się o fotel. - Nigdy żadnej nie adorowałem. Jak wspomniałem… nie miałem czasu na amory.
- Jak na razie wspaniale sobie radzisz. - Dłoń Barbary zsunęła się z wisiora, na krawędź dekoltu jej sukni.
- Tak waćpani sądzi?- wzrok mężczyzny znów powędrował za jej palcami.
- Owszem… a skoro teraz masz czas… może chciałbyś mnie poadorować? - Palec magnatki wsunął się delikatnie pod materiał jej sukni. - Chyba że nie jestem odpowiednim obiektem do takich ćwiczeń.
- Nie bardzo wiem… jakże to chciałaby… jak to… z tym adorowaniem…- dukał Jeremi wodząc wzrokiem za tym palcem. Jego spojrzenie było rozpalone pożądaniem, jego oddech ciężki.
- Chyba możesz mi powiedzieć czy coś ci się we mnie podoba. - Zaproponowała Barbara, a jej stopa delikatnie zahaczyła o nogę mężczyzny.
- Oczy…? - zapytał bardziej niż powiedział.- … włosy?
Po czym spojrzał w dół wyznając. - Kłamię… od piersi oczu oderwać nie mogę.
- A co cię w nich tak urzekło? - Barbara nachyliła się i sięgnęła dłonią do podbródka mężczyzny by unieść jego twarz i spojrzeć mu w oczy.
- To jak ich dotykałaś… bo i wielce ukryte są pod suknią… choć pięknie się prezentują. - wymruczał niezbyt chętnie szlachcic. Bo i wstyd było takie rzeczy kobiecie mówić.
Był tak… uczciwy… uroczy…
- Chciałbyś ich dotknąć? - Szepnęła nie mogąc oderwać od niego oczu.
- Nie godzi się.- odparł wymijająco Jeremi.
- Nie godzi się mieć chęci? Pragnąć czegoś? - Palce Barbary niepewnie wędrowały po podbródku starościca. Jej wzrok spoczął na jego ustach, sprawiając, że sama rozchyliła wargi, uświadamiając sobie swoje pragnienia.
- Nie godzi mi się… dotykać… ich…- usta mężczyzny przybliżyły się ku jej wargom.
Magnatka nachyliła się bardziej opierając o udo szlachcica i pocałowała go. Delikatnie. Powoli smakując jego wargi. Jeremi odpowiedział pocałunkiem, zrazu delikatnym… potem śmiałym. Jego ręka gładziła jej szyję i policzek. Zdecydowanie nie będzie jego pierwszą, acz pewnie inne były przypadkowymi dziewuchami z karczm i miastowych przybytków rozpusty. Ot, Basia głupiutka nie była. I dobrze wiedziała jak żołnierze zwykli załatwiać takie sprawy.
Dłoń którą nie opierała się o jego udo powędrowała do jednej z jego rąk i delikatnie poprowadziła ją w kierunku piersi magnatki. Nie przerywała przy tym pocałunku chętnie go pogłębiając. Poczuła tą ciężką męską dłoń zachłannie pochwyciła jej pierś, ugniotła ścisnęła zachłannie. Kciuk próbował zsunąć z niej tkaninę w dół. Pod tą całą szarmanckością Jeremi miał iście żołnierski temperamencik. Mógłby ją… jak Michał…
Barbara była ciekawa czy tak jak i stary szlachcic nie radził sobie z kobiecym strojem. Ostrożnie przesiadła się na kolana starościca ujmując obiema dłońmi jego twarz i pozwalając na spełnianie pragnień.
Mocna dłoń szlachcica szarpnęła za sznurowanie. Zrywał je dzikus, zsunął suknię z piersi obnażając jedną z nich. Całował przy tym nieprzerwanie, namiętnie i bez opamiętania. Podobnie zresztą ugniatał ów pochwycony owoc, kciukiem masując jego szczyt.
Barbara zamruczała z rozkoszy przerywając pocałunek i spojrzała na starościca.
- Czy pozwoli Waćpan… pokazać sobie jeszcze jedno miejsce? - Wyszeptała rozpalonym głosem.
- Jakie? - zapytał rozpalonym głosem Jeremi.
- Moją sypialnię. - Magnatka uśmiechnęła się figlarnie.
- Acha… a wypada mi to zobaczyć?- zapytał niemrawo starościc.
Basia uśmiechnęła się spoglądając na Jeremiego. A czy wypadało mu uszkodzić jej suknię? Pieścić jej piersi… całować ją?
- Nie wiem… - Szepnęła, patrząc mu prosto w oczy. - To jedynie… moje pragnienie.
- Więc chcę je spełnić.- odparł żarliwie młodzian.
Barbara wstała z jego kolan i chwyciła za dłoń, drugą przytrzymując sukni na swej piersi. Tak przemykając się poprowadziła do swojej sypialni.
A szlachcic podążył za nią. Musieli uważać, raz omal nie wpadli na służbę. W końcu jednak im się udało i znaleźli się w sypialni magnatki. Ona i jej admirator.
Barbara zamknęła drzwi , po czym przywarła ustami do warg Jeremiego.
Ten objął ją w pasie całując zachłannie i wodząc dłońmi po biodrach i pośladkach osłoniętych przez suknię.
A ona błądziła swymi rękami po jego kontuszu, badając ciało, które skrywał. Nie wiedziała czy powinna mu pokazywać, że chce więcej. Nie chciała tego poganiać.
Męskie twarde, prężące się jak dziki kot, ciało czuła pod palcami. Jeremi zaś całował zachłannie wargi dziewczyny, wodził palcami po sukni napierając całym ciałem na Basię.
Całkowicie się zapominał w sytuacji powoli popychając kochankę ku łożu… choć nie zdawał sobie z tego sprawy… jak i z tego, że pomiędzy łożem a nimi jest jeszcze mały okrągły stoliczek. Barbara wpadła pupą na stolik i poczuła jak ciało mężczyzny naparło na nią. Jęknęła cicho.
- Coś… się stało? - zapytał zaniepokojony szlachcic.
- Stolik… - Szepnęła cicho i powróciła do przerwanego pocałunku.
- Co stolik?- nie zrozumiał Jeremi, napierając ciałem na magnatkę i całując to usta to szyję, to… wargami zszedł w dół po obojczyku, do piersi wyłaniającej się z naderwanego gorsetu sukni.
Barbara upadła plecami na stolik. Jej nogi objęły mężczyznę. Z ust pieszczonej magnatki raz po raz wyrywały się pomruki. Czuła zresztą jak kochanek podwija jej suknię w górę wodząc reką po jej udzie i przylegając wargami do twardego szczytu jej piersi. Jego biodra instynktownie napierały na jej intymny zakątek, ale tyle tkanin było barierami między nimi. Barbara sięgnęła do pasa trzymającego jego kontusz i już z wprawą pociągnęła rozwiązując supeł.
Pas opadł, kontusz się rozluźnił, drapieżna dłoń szarpała za bieliznę Basi przy biodrze, a druga zabrała się za oswobodzenie jej drugiej piersi.
Magnatka sięgnęła do swego gorsetu, luzując to co z niego zostało. W ciemności starała się dojrzeć sylwetkę Jeremiego.
Dostrzegała czuprynę całującego jej piersi kochanka, tak jak czuła dotyk jego ust na swoich krągłościach i palców na biodrze.
Opadła na stół poddając się temu dotykowi. I tak nie sięgała dalej. Poczuła jak z upiętych włosów wypadają spinki i blond pasma opadają w dół.
Po pierwszych próbach szarpania się z bielizną, jej kochanek dał sobie spokój. Nie mógł jej zedrzeć, oplatające go nogi magnatki skutecznie mu to umożliwiały. Chwycił więc dłońmi całkiem uwolnione piersi. Ugniatał pochwycone krągłości, pocierał o siebie, wielbił pocałunkami. Tymi pieszczotami próbował ugasić żar, który w nim wzniecała, gdy ocierała się podbrzuszem o jego… napęczniałe podbrzusze.
- Łoże? - Zaproponowała pomiędzy pomrukami rozkoszy, rozpinając guzy a następnie zsuwając kontusz z jego ramion.
- Łoże.- potwierdził mężczyzna przerywając rozkosze i próbując się cofnąć, ale oplecione na jego biodrach zgrabne kobiece nogi mu to uniemożliwiały.
Magnatka oswobodziła go i sama usiadła na stoliku pozwalając poluzowanej sukni zsunąć się z jej ramion. Powoli stanęła na podłodze na drżących nogach, a wraz z tym strój opadł na ziemię.
- Tędy. - Chwyciła dłoń kochanka i już w samej bieliźnie, biżuterii i trzewikach poprowadziła go w kierunku łoża.
Młodzian podążył zahipnotyzowany kształtem jej pupy poruszającym się pod pantalonami dając się prowadzić ku łożu.
Barbara usiadła na pościeli i uśmiechnęła się w ciemnościach.
- Pomożesz mi z trzewikami? - Szepnęła dotykając stopą nogi mężczyzny.
Ukląkł bez słowa i zabrał się za zdejmowanie go. Cisnął gdzieś do tyłu i wodził palcami po stopie kochanki nie mogąc oderwać od niej wzroku.
Magnatka oparła drugą nogę delikatnie o jego krocze.
- Jeszcze jeden.
I za niego się zabrał, nerwowo rozsznurowując jego wiązanie.
W tym czasie jej stopa cały czas delikatnie napierała na krocze mężczyzny. Czuła jak coś ją delikatnie odpycha. Jak bestia kryjąca się w spodniach domaga się uwolnienia.
I czuła, że sprawia przyjemność Jeremiemu tym dotykiem. Napierała stopą i czuła jak o stopę jego bestyjka się ociera. A potem… poczuła jak kochanek w przypływie namiętności drugą oswobodzoną stopę poczyna całować.
Barbara zamruczała z rozkoszy. Zaczęła ocierać się okrytą pończoszką stopą o policzek kochanka, zachęcać by całował dalej.
Co też czynił, całując i liżąc skórę przez cieniutki materiał, wodząc wargami po łydce. Jego wybrzuszenie rosło masowane drugą stópką szlachcianki.
Oddech magnatki stawał się coraz płytszy. Oparła się za plecami, eksponując okryte przejrzystą koszulą piersi i podsuwając po usta kochanka coraz wyższe partie jej nogi.
Drzwi do komnaty Basi uchyliły się lekko. Szlachcianka zobaczyła Cosette, uśmiechniętą lubieżnie… wodzącą spojrzeniem po tej sytuacji. Przyłożyła palec do swoich ust dając znak magnatce by była cicho.
Jeremi wodzący ustami po udzie Basi zupełnie tego nie zauważył. Magnatka czuła jak sama obecność kochanki potęguje jej podniecenie. Nieco niepewnie ułożyła dłoń na włosach kochanka i popchnęła jego głowę w kierunku swego łona.
Tam ją zaczął całować i językiem napierać na tkaninę która nadal broniła dostępu do bram rozkoszy Basi. Przeklęte pantalony! Cosette przyglądała się ich figlom muskając kciukiem dolną wargę.
Magnatka opadła na łóżko przytrzymując głowę kochanka przy swej kobiecości. Jej stopa coraz mocniej napierała na krocze mężczyzny. To była szaleńcza igraszka, także z własnym apetytem. Bo czuła jak rozpalony jest kochanek i jak dużym atutem może się popisać. A i sama czuła ten język i te usta napierające na jej kobiecość, ale nie mogące przebić oddzielających je bariery.
Barbara zsunęła jedną ręką swoje pantalony, dociskając twarz Jeremiego do swej mokrej kobiecości.
Drzwi się zamknęły. Cosette uznała, że powinna zostawić kochanków samych. A język i usta kochanka zaczęły wielbić rozpalony skarb jasnowłosej. Może i nie tak zwinnie i sprawnie jak czyniła to Francuzka, ale Jeremi przynajmniej wiedział co powinien czynic. Jego język smyrał po wilgotnym obszarze i śmiało sięgał tam gdzie wzrok nie sięga. Zabrała się przy tym za rozpinanie pozostałych guzów kontusza. A wodząca zgrabną stopą młoda wdówka wiedziała, że planuje podbić nowe terytoria ciała swojej kochanki twardą lancą… tą którą pocierała ruchem nogi.
Magnatka zaczęła pojękiwać w rytm ruchów języka kochanka. Było.. zbyt.. zbyt dobrze.
- Ach.. Jeremi… - Wymruczała z rozkoszą imię kochanka wijąc się na łóżku i czując jak zbliża się do szczytu.
Nie otrzymała odpowiedzi, za to usłyszała szelest opadającego kontusza. Język starościca energicznie wodził po tak śmiało odsłoniętych zakątku magnatki. A oddech mężczyzny przyspieszał rozpalony i tym czego smakował i tym co słyszał.
Magnatka doszła z cichym okrzykiem i opadła na pościel oddychając z trudem. Jej dłoń poluzowała chwyt na włosach kochanka, na których podczas igraszek musiała zacisnąć pięść. Jeremi wykorzystał to, by wstać.. ściągać z siebie, koszulę spodnie i buty. Pośpiesznie i nerwowo. Basia zrozumiała, że będzie chciał posiąść jej ciało. Z tym samym entuzjazmem którego próbki już posmakowała.
Starała się dojrzeć w ciemnościach jego ciało. Jaką mógł mieć minę… chyba nie tak zmieszaną jak gdy byli w bibliotece? Złączyła nogi czekając aż się rozbierze.
W ciemnościach jego oczy błyszczały jak u wilka, a mięśnie rysowały się złowieszczo na gibkim ciele. Gdzieś znikła ta szarmanckość i ogłada… a wychodziła na wierzch żołnierska natura. Przesuwając spojrzeniem po mięśniach brzucha magnatka dotarła wzrokiem wreszcie do wypukłości, którą trącała stopą nie tak dawno. Teraz twardą i długą i całkiem sporą… chyba, bo w ciemnościach wszystko wydawało się większe i groźniejsze. Mężczyzna dyszał jak dziki zwierz… i od Basi zależało jak go ujarzmi. Jeśli będzie w ogóle miała ochotę to czynić.
Magnatka wyprostowała nogę i teraz obciągniętą pończochą stopą, przesunęła po obnażonym orężu kochanka.
- Jak przekąska? - Wymruczała.
- Smakowita. - odparł Jeremi cicho wodząc wzrokiem za stopą magnatki.
- Masz.. wprawę. - Powiedziała przyciskając stopą nabrzmiałą męskość do podbrzusza kochanka.
- Niezupełnie… - zaśmiał się wstydliwie Jeremi, drżąc od pieszczoty kochanki. Basia zdała zaś sobie sprawę, że jej bogactwo i pozycję trochę starościca onieśmiela. Przez co nie wziął się za nią, jakby to pewnie uczynił w przypadku dziewczęcia o niższym statusie społecznym.
- Wygląda jakbyś miał ochotę na coś więcej. - Magnatka coraz śmielej poczynała sobie z orężem kochanka, poruszając nogą to ku górze to ku dołowi.
- Na ciebie pani.- przyznał się starościc pozwalając kochance na zabawę. Co sprawiało mu też i przyjemność, co Basia mogła ocenić po oddechu. A poza tym… czuła ten twardy organ, spragniony wilgotnego zakątka. Długi i sprężysty… gotowy do boju.
- Poprosisz o to bym cię ugościła? - Spytała zabierając nogę i ponownie ściskając uda.
- Tak… proszę pani. - szepnął rozpalonym głosem Jeremi.
Barbarze na chwilę zaparło dech w piersi. Jak bardzo chciałaby go mieć dla siebie! Powoli rozchyliła uda czując jak jej ciało zaczyna drżeć ze zniecierpliwienia.
- Zapraszam. - Szepnęła.
Jeremi… rzucił się niemal na nią. Wlazł na łoże, pochwycił ją za włosy całując szyję i usta. Posiadł szturmem, zniecierpliwiony i rozpalony. Troszkę zabolało na początku, a potem zapierało dech w piersiach. Jakże dzikim był kochankiem, jakże głęboko go czuła, jakże mocno… jakże intensywnie. Ot, przewaga młodości. Jeremi napierał tak mocno i szybko, że łoże skrzypieć zaczęło, a sama Basia wić pod nim rozgrzewana sytuacją. Przyszpilana dziko do łoża pod młodym kochankiem. Uwięziona przez jego dłoń trzymającą ją za włosy i drugą ściskającą pierś… przekonywała się jak różni bywają mężczyźni, nawet jeśli obaj mają niewielką wprawę w sztuce miłosnej.
Czy jednak chciała mu pozwalać na taki atak? Czy miała na to wpływ. Zanurzyła palce we włosach kochanka i zacisnęła delikatnie.
- W..wolniej. - Wyjęczała pomiędzy kolejnymi szturmami.
- Ddobrze… - szepnął w odpowiedzi Jeremi, zwalniając nieco ruchy, nieco. Jego ciało drżało jak rumak spętany wędzidłem, który rwał się do biegu.
Barbara czuła jak to drżenie doprowadza ją do szaleństwa. Chwilę trzymała mocno włosy kochanka czując jak ta dziwna forma kontroli podnieca ją… zachęca do dalszych zabaw. Czuła jak zbliża się ponownie do szczytu.
- Nie... nie dojdziesz we mnie… - Wymruczała polecenie, puszczając jego włosy.
To go rozdrażniło, acz posłusznie opuścił jej gościnne wnętrze i ocierać się zaczął nim o podbrzusze jej ciała. Zdecydowanie pragnął by ugościła go dłużej. Mimo że nie powinna.
Magnatka ujęła męskość dłońmi i zacisnęła je mocno na nabrzmiałym ciele.
- Czego pragniesz?
- Spełnienia i ciebie…- wydyszał cicho Jeremi wpatrując rozpalonym wzrokiem w piersi kochanki.
- Jak mnie pragniesz? - Barbara wiedziała, że igra z bestią. Czy Jeremi będzie kiedykolwiek chciał to powtórzyć?
- Bardzo?- no cóż, Jeremi też nie był wprawiony w sztuce miłosnej.
Magnatka roześmiała się cicho i naprowadziła go na swój kwiat.
- Niech będzie po twojemu… - Powiedziała cicho. Nie miała w sobie siły Cosette.. nie potrafiła się przeciwstawiać takiemu zwierzęciu. - Jestem twoja.
Jeremi pocałował ją zachłannie, znów wypełniając jej zmysły swoją nieustępliwą twardą obecnością. A potem kolejne ruchy bioder kochanka przeszywały ją i dociskały do łoża raz za razem. Magnatka odpowiadała na jego pocałunki nie przeszkadzając już mężczyźnie w spełnieniu. Wystarczyło droczenia na jeden wieczór i… musiała przyznać, że chciała poczuć jego gorąc w swym ciele.
Jeszcze kilka ruchów bioder, jeszcze kilka silnych pchnięcie, jeszcze odrobinę… jeszcze…
Tak! Ciało mężczyzny przylgnęło do Basi, westchnął głośno i magnatka poczuła jego żądzę w sobie. Czy to da jej dziecko? Jeśli tak, to ujdzie ono za pogrobowca jej męża równie dobrze jak ewentualny potomek Michała.
Barbara czuła się nieco dziwnie z tym faktem jednak.. to był jej problem i nie zamierzała teraz o tym myśleć. Wtuliła się w kochanka, powoli uspokajając oddech.
On też tulił ją do siebie, ustami wędrując po policzku i szyi dziewczęcia. Gorący i ciepły i silny. I zaborczy. Jego dłonie zachłannie wodziły po jej biodrach i udach głaszcząc jej ciało.
- Może ciebie powinnam sobie zamknąć w lochu. - Wymruczała pomiędzy pocałunkami składanymi na czole Jeremiego.
- Może ja powinienem porwać ciebie. Wywieźć stąd na koniu i zabrać w wielki świat ze sobą. - szeptał w odpowiedzi kochanek.
- Wiesz, że musiałbyś mnie strzec przed wszelkimi zakusami Stadnickiego. - Magnatak roześmiała się na ten pomysł, jednak w jej sercu zrobiło się przyjemnie ciepło.
- I nie tylko przed nim… jak przypuszczam.- odparł młodzian całując szyję i obojczyk w wędrówce ust ku lewej piersi kochanki.
- T..tak Michał pewnie chciałby mnie odzyskać. - Wyszeptała drżąc od jego pieszczot. - W lochu.. byłbyś bezpieczny.
- Zazdrosnego masz opiekuna…- zaśmiał się cicho Jeremi i skupił się na pieszczeniu krągłości magnatki, pocałunkach, muśnięciach języka i palców na jej skórze. -... i bardzo chcesz mnie zamknąć dla swoje przyjemności. Interesująca propozycja, acz muszę odmówić… niestety. Obowiązki wzywają.
- Łamiesz mi serce. - Wyszeptała wijąc się od jego pieszczot.
- I dla mnie to ciężka myśl.- odparł starościc nie przerywając pieszczoty ust na jej piersi. Dłonią przesunął po jej brzuchu, palcami niezdarnie muskając jej kobiecość. Duże męskie palce były zaletą, ale niestety… znów brak doświadczenia i umiejętności osłabiały doznanie.
Była ciekawa ile byłaby go w stanie nauczyć gdyby został choć na chwilę dłużej…. byłaby jednak nierozsądna wierząc, że coś takiego jest możliwe. Otarła się swym kwiatem o palce kochanka, i jęknęła gdy trafił na jej wrażliwy punkt, chcąc go zachęcić do pieszczoty tego miejsca.
Jeremi poczynił to, acz zbyt mocno i bez choćby odrobiny subtelności. Niemniej czuła jego silne palce na swoim wrażliwym punkciku i całujące usta na piersi i to nieco łagodziło ogólną szorstkość starościca Wolskiego. No cóż… wszak Cosette swojeg szkockiego ogiera pewnie też musiała ułożyć.
- Odrobinę.. delikatniej.. to bardzo wrażliwe miejsce. - Wyszeptała wbijajac palce w jego umięśnione ramiona.
- Och… wybacz.- odparł Jeremi ustami nadal zajęty szczytem jej piersi, ale dłonią już wolniej i delikatniej muskając jej intymny zakątek. Pojętny był z niego kochanek i bardzo entuzjastyczny.
- Tak.. tak dobrze.. - Wyjęczała Basia. Przymknęła oczy rozkoszując się dotykiem mężczyzny. Że też inna będzie kiedyś korzystać z jej nauk...
Nieświadomy jej rozterek Jeremi wodził palcami po intymnym zakątku, przenosząc swoje zainteresowanie na drugą pierś magnatki. Co by nie czuła się zaniedbana. Pocałunki i inne pieszczoty również były na niej… intensywne.
Magnatka wiła się pod nim coraz mocniej, czując jak jej ciało rozpala się, jak pragnie coraz więcej.
Nie tylko jej jak się okazało, bo nagle Jeremi przerwał te pieszczoty. Klęknął między jej udami. Narzucił sobie nogi szlachcianki na ramiona i znów przeszył jej ciało swoim twardym orężem miłości. Basia odruchowo wygięła się w łuk czując to gwałtowne wtargnięcie. A potem kolejne i kolejne. Jeremi się hamował, ale i tak uwięziona magnatka czuła dzikość przy każdym wypełnieniu jego męskością. Barbara chwyciła się pościeli zaciskając na niej pięści i poddała się szturmom kochanka. Czuła pod nogami jego umięśnione ciało, widziała dzikie spojrzenie w ciemnościach. Tak chętnie zagarnęłaby go dla siebie.. ale wtedy… czy byłby tak uroczy, jak teraz gdy mówi o obowiązkach? Pojękiwała coraz głośniej zbliżając się do szczytu.
Także i jej kochanek był blisko każdym ruchem bioder wprawiając biust jasnowłosej w falowanie. Sapał i dyszał niczym dzika bestia, a i jego szturmy były równie dzikie. Jednak ciału Basi takie doznania najwyraźniej nie przeszkadzały.
Magnatka doszła ponownie, wbijając palce w przedramiona kochanka. A on wraz z nią. Po czym puścił jej nogi i odsunąwszy się wpierw położył obok niej w milczeniu łapiąc oddech.
Barbara przewróciła się na bok i po chwili usiadła okrakiem na kochanku, pozwalając by ich wspólne soki wypłynęły na jego brzuch.
- Powinieneś się obchodzić ze mną delikatnie. - Mruknęła żartobliwie, spoglądając na Jeremiego z góry.
- Znaczy… jak? - zapytał szlachcic i dłońmi wodził po udach kochanki. Spojrzał w jej oczy.- Kiedy ty goła jesteś, prężysz się… gorąc mnie wypełnia i myśli żar zalewa.
- A jednak odjedziesz? - Barbara naprężyła się od jego dotyku.
- Acz wrócę… wiem, gdzie mieszkasz… wrócę… wejdę chyłkiem do sypialni. Pieścić będę pocałunkami i tulić.- mruczał cicho ściskając zachłannie uda. - Nawet jeśli twym małżonkiem zostanę opuszczać cię będę i wracać utęsknionym.
- I nie lękasz się, że nim mnie o rękę poprosisz, inny twe miejsce zajmie. - Barbara starała się żartować, czuła jednak palący rumieniec. - Nie tylko ty chciałbyś ten majątek posiąść.
- Ufam twemu osądowi waćpani. - odparł Jeremi wpatrując się w piersi szlachcianki. - I o twoje względy zabiegać planuję, acz nie wypada mi tego czynić przed końcem żałoby.
- Gościem tu miłym zawsze będziesz, acz do mej sypialni może nie być ci tak łatwo się dostać. - Magnatka uniosła w dłoniach swe piersi, prezentując je kochankowi.
- A to czemu? - zapytał zaciekawiony Jeremi.
- Moja ochmistrzyni twierdzi, że już niebawem zjadą się adoratorzy. - Magnatka roześmiała się i podzieliła się z kochankiem myślą, która od dłuższej chwili chodziła jej po głowie. - a ja.. może ucieknę do jednego ze swych dworów.
- Znajdę cię. Orszak tak ważnej persony łatwy jest do wytropienia.- odparł szlachcic uśmiechając lekko.
- Brzmi jak obietnica. - Barbara nachyliła się i pocałowała Jeremiego w usta.
Pochwycił ją za kark przedłużając pieszczotę ich ust w tym pocałunku. Magnatka oparła się dłońmi o jego pierś i zaczęła poruszać swymi biodrami, ocierając się o brzuch mężczyzny. Całowała zachłannie. Sięgając do jego ust językiem.
Jeremi odpowiadał pocałunkiem równie zachłannym nie pozwalając ustom Basi oddalić się od jego warg. A ona sama czuła ocierając się pupą, drżący “ogonek” próbujący unieść się dumnie w górę. Drażniła go swoją wilgotną kobiecością, raz po raz zahaczając nim o wejście do swego kwiatu. Oddech szlachcica przyspieszał, a on sam całował coraz żarliwiej gdy ocierała się swoim wrażliwym zakątkiem o owo pnącze, każdym ruchem zachęcając je do wzrostu. Musiała być nieco cierpliwa, kochanek co prawda młody i szybko nabierał wigoru. Niemniej i on po dwóch razach potrzebował czasu na odzyskanie sił. Nie pospieszała go. Cieszyła się dotykiem jędrnego męskiego ciała jego zaborczymi dłońmi. Wilczym spojrzeniem, które czasem udawało się jej pochwycić.
Była to słodka tortura, powolne pobudzania kochanka, aż wreszcie jego korzonek stał się tym twardym drzewcem, które przeszywało ją tak intensywnie wcześniej. I oddech starościca Wolskiego, tak gorący i gwałtowny.
Magnatka ostrożnie sięgnęła za siebie do jego męskości i nakierowała ją na swoje wnętrze. Nabijała się powoli, siadając na Jeremim. Ciesząc się każdym fragment zdobywanego ciała. Teraz to ona kontrolowała temperaturę figli, swoim ciężarem dociskając ciało swoje do kochanka i czując jak zmysły koncentrują się na owym intruzie, którego przyjęła. Ciało drżało od rozkoszy i świadomości, że pochwyciła go w sobie całego. Siedziała na nim ciesząc się tą chwilą, czując jak jej ciało pulsuje od doznań. Palcami wodziła po brzuchu mężczyzny drażniąc się z jego i swoim apetytem. Przyciśnięty do łoża Jeremi nie mógł zbyt wiele zrobić, poza wodzeniem palcami po jej udach i spoglądaniu na jej twarz i piersi hipnotyzujące go swoim ruchem, gdy leniwie poruszała biodrami. Magnatka zaczęła się unosić i opadać. Powoli. Uwielbiała to jak ją wypełniał, to jak rozpychał się w jej wnętrzu wprawiając w drżenie. Docierała do jego czuba i opadała w dół z trudem łapiąc oddech od doznań. Obserwowała go z rozwartymi wargami i przymkniętymi oczami.
To było upajające uczucie, rozkoszne i przyjemnie rozpalające zmysły. Powolne impulsy rozkoszy, raz po raz wzbierające niczym burzowe chmury. Biodra magnatki przyspieszyły lekko wbrew jej woli. Oddech zrobił się gorący. Burza się kumulowała w jej zmysłach i zbliżał się ten pierwszy i ostatni piorun. Zaczęła poruszać się coraz szybciej. Coraz gwałtowniej. Galopowała na swym rumaku, wprawiając swe piersi w hipnotyzujące podskoki. Gdy czuła że zaraz znów dojdzie, opadła na kochanka z głośnym okrzykiem, wwiercając się swymi biodrami w jego.
I poczuła jak jego ciało się spina, jak drży… jak ponownie wypełnia ją swoją rozkoszą.I tuli do siebie drżąc i łapiąc oddech. To wszystko było zbyt wiele dla Basi. Na kolejny raz nie miała już sił, tym bardziej że energiczny kochanek jakim był Jeremi wyciskając z niej siły wraz z rozkoszą. Opadła na niego wykończona, czując jak powieki same zaczynają jej opadać. Była ciekawa czy Jeremi rzeczywiście przybędzie tu prosić ją o rękę. Czy ona chciała męża, którego nigdy nie ma w domu? Czuła jak przysypia wtulona w mężczyznę.
 
Aiko jest offline