Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2019, 13:01   #146
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Dwie rzeczy świadczyły o tym w jak bardzo żałosnej sytuacji się aktualnie znajdował. Pierwszą z nich była drewniana laska, z którą nie mógł się teraz rozstawać. Co prawda byłby w stanie zrobić bez niej parę kroków, powiedzmy z fotela do łazienki, ale nie był pewny czy dałby radę wrócić z powrotem.

Drugą, o wiele gorszą, oznaką jego nieprzydatności był fakt, że nie miał niczego lepszego do roboty niż siedzieć na tym cholernie niewygodnym krześle na mostku i czekać na jakąkolwiek wiadomość z niemieckiej łajby. I to też nie po to by jakoś zareagować. Nie! Tylko po to by przekazać ją dalej, do centrali. Stał się przeklętą skrzynką kontaktową! Gorzej niż w Piotrogrodzie.

Dobrze przynajmniej, że kapitan Bishop nie zdradzał zainteresowania tym co się dzieje na Alsterze. Z jednej strony było to intrygujące, bo przecież dowódca Penelopy nie mógł dostać pełnego meldunku o sytuacji za pomocą alfabetu morse'a, bo pewnie przesyłaliby tą wiadomość do tej pory. Chyba że Abbott wysłał pisemną wiadomość wraz z jedną z szalup. Z drugiej strony fakt, że kapitan nie zawracał Woodsowi głowy był jako takim pocieszeniem.

Nagle na mostku nastąpiła konsternacja. Samoloty! Pytanie czyje? Sojusznicze czy niemieckie? Chmury zasłaniały widok, ale jednocześnie mogły być dla załóg okrętów wybawieniem. Chyba że to Stukasy, Woods doskonale pamiętał do czego były zdolne.

* * * * *

George Woods, korespondent The Daily Telegraph, wygrzebał się z przydrożnego rowu, w którym spędził ostatni kwadrans. Wciąż było słychać jednostajne buczenie, choć z każdą chwilą cichnące. Na niebie kilka czarnych krzyży oddalało się szybko.

Anglik spojrzał na drogę. Nawet nie asfaltową. Była to zwykła droga gruntowa, jakich w tym kraju pełno, ale teraz była jedną z wielu arterii, którymi ludność próbowała wydostać się ze strefy przyfrontowej. Ale robiła to na darmo, front był od niej szybszy, a niemieckie samoloty jeszcze szybsze. Co więcej te ostatnie uwzięły się na ludność, prawdopodobnie próbując wywołać na tyłach wroga panikę, a jednocześnie zapchać drogi uchodźcami i utrudniać w ten sposób ruch wojskom przeciwnika. Udawało im się to perfekcyjnie.

Woods rozejrzał się wokół. Kilka lejów rozorało drogę. Wciąż się z nich dymiło. Wokół leżały pokrwawione ciała i szczątki ludzie. Jakaś ręka, noga, głowa z twarzą zamarłą w wyrazie przerażenia. Niektórzy żyli jeszcze. Jakaś kobieta leżała nieprzytomna na środku, a z jej kikuta lał się potężny strumień czerwonej posoki, na którym można było zaobserwować powoli zamierające tętno. Gdzieś dalej leżał chłopiec, którego położyły karabinowe kule. Dostał dwa postrzały w pierś i trzeci w głowę. W sumie naliczyć można było jakieś dwadzieścia trupów. A przecież ludzie byli już nauczeni. Wojna trwała dwa tygodnie, na sam dźwięk silników drogi momentalnie pustoszały, a mimo to tylu ludzi ginęło.

Znalazł Rejewskiego, który starał się opatrywać jakiegoś staruszka, który dostał w prawe udo. Ten Polak działał mu na nerwy. Dawno by go zostawił, ale potrzebował tłumacza.

- Are you coming? - spytał zniecierpliwiony.

- Już, już - tamten odpowiedział po swojemu, nawet nie zwracając uwagi, że Woods nic z tego nie rozumiał.

* * * * *

Na okręcie ogłoszono alarm przeciwlotniczy. Na galeriach gęsto zrobiło się od obserwatorów. Woods do nich dołączył, w ręku trzymając pożyczoną, za zgodą kapitana, lornetkę.

- Kierunek? - spytał najbliżej stojącego marynarza.

Tamten omiótł tylko ręką wycinek widnokręgu, z którego prawdopodobnie nadlatywały samoloty.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline