08-12-2019, 17:03
|
#11 |
Administrator | Zimno, zimno, jeszcze zimniej...
Mróz był taki, że Gunnar miał wrażenie, że zamarzają mu nie tylko palce i uszy, a również i myśli... Jedyne, na co starczało mu sił, było bezgłośne przeklinanie tych, co ich wysłali na tę przeklętą misję. No i, oczywiście, trzymanie wierzchowców, bo te nijak nie chciały uwierzyć, że pod kocem i w towarzystwie ludzi będą bezpieczniejsze niż w lesie.
Wichura ustała tak nagle, że Gunnar nie do końca chciał wierzyć w to szczęście i przez parę chwil stał, wpatrując się w niebo i czekając na kolejny atak mrozu i wichru. A potem, nim poszedł spać, zajął się jeszcze swoim gniadoszem. Koń był ważniejszy, bo wlec się pieszo, przez śniegi - to by było proszenie się o kłopoty. * * *
Noc, jakimś cudem, minęła spokojnie. Nie napatoczyli się żadni przeciwnicy, dzięki czemu mała grupka zwiadowców cało i zdrowo doczekała poranka. No, może nie do końca zdrowo, bowiem trudy walki z mrozem odcisnęły się nie tylko na Gunnarze. Inni też wyglądali na takich, co ich przez parę godzin poddawano wymyślnym torturom.
Na dodatek rankiem tak ognisko jak i żywność stawiły dzielny opór, ale wojacy jakoś dali sobie radę z tym przeciwnikiem i jedzenie dało się jakoś podgrzać. A potem zjeść.
- Gobliny nie uciekną - powiedział Gunnar, gdy Otto zwinął i schował mapę. - Odpoczniemy dwa dni, tamci podzielą się z nami garstką zapasów, potem ruszymy dalej szukać naszego celu. * * *
- No chyba możemy zapolować na gobliny, skoro nam się same pchają pod nos - stwierdził, odsuwając się nieco od lodowego kręgu. |
| |