Snow skupiła myśli, uspokoiła oddech i zamknęła oczy. Znajdowała się pustce zawierającej paradoksalnie cały wszechświat, który wyciągnął do niej delikatną świetlistą dłoń, wskazując jej drogę. Jej własna ręka skierowała się do przodu, w stronę łowcy nagród. Potem otworzyła oczy czując jak świeża bryza energii wychodzi z niej żywym impulsem…
Mandalorianin uderzył z wielkim impetem w ścianę “Skwarka” tak że wszystkie białe, brudne kafelki popękały i odpadły wokół miejsce gdzie wylądował. Na chwilę młoda użytkowniczka mocy, nie mogła zrozumieć co się stało. Nikt w barze nie mógł powiedzieć niczego innego. Zakuty w stal najemnik wydawał się nieruchomy, choć raczej tylko stracił przytomność lub był mocno ogłuszony, bo jedna z niego nóg ruszała się jak jakaś larwa owada. Kucharz patrzył na nią tępym wzrokiem, lecz Kalen szybko przyjął jej chwyt i zaczęli szybko biec, po sekundzie znajdując się na świeżym, rześkim powietrzu Aoatero.
-Mój statek jest na lądowisku numer 4. To nie daleko.- potem popatrzył na swoje zakrwawione, sine knykcie- Spokojnie to nic wielkiego.- powiedział przez zaciśnięta szczękę.
Snow tylko westchnęła, zmuszając pilota do szybszego ruchu. Biegnąc jak wiatr z oddali usłyszeli krzyki właściciela baru, które jednak były ciężkie do zrozumienia, przez dystans, rosnący gwar i obcy język.
-Powinienem skierować się do terminalu celniczego. Ach do diabła… oto Cincinnati.- powiedział z dumą nie odpowiednią na ten czas a Snow zobaczyła sporą, zdrowo wyglądającą fregatę
YT-2000. Była dość płaska od góry i dołu, szeroka po bokach a mostek wychodził prosto z środku głównego kadłuba. Sprawiała wrażenie szybkiej. Lot tym pojazdem, a co dopiero wzniesienie się w gwiazd zdawał się dla dziewczyny czymś ponad wyobrażenia niesamowitym, a przy tym nieco strasznym.
Kalen wyjął z bólem data-pad z kurtki rozglądając się nerwowo. Stormchaser nie wiedziała jeszcze tak wyglądającego statku. Nie przypominał w zupełności tych wraków, które kilka razy było jej dane widzieć, kiedy Mistrz Lorviss posyłał ją po drobiazgi do portu kosmicznego. Stanęli po boku Cincinnati i za jednym kliknięcie trap zaczął powoli się osuwać, a grodzie zaprosiło ich do wejścia.
-Szybko za mną!- krzyknął nagle bardzo rzeczowy pilot i Snow wbiegła po wysuniętym trapie.
W środku było zupełnie ciemno, pomimo zdało by się miliona mrugających nieustannie małych diod i światełek. Mężczyzna dotknął jednego panelu, coś zahuczało z wnętrza statku i nagle zapaliło się oświetlenie.
-Chodźmy na mostek.- za plecami młodej adeptki zamknęło się wejście, przeszli jeden korytarz, przebiegli owalnie biegnące pomieszczenia, a potem z tego co zrozumiała Snow znaleźli się pośrodku pędząc prosto aż stanęli na mostku dowodzenia.
Kalen zupełnie ją ignorował. Miała tysiąc pytań, które jak koniki polne z Aoetero skakały w jej głowie, ale pilot był w swoim żywiole.Patrzyła przez iluminatory na port, w który było o wiele żywiej niż zwykle. Na dwóch strażników w lekkim pancerzu, który powoli, ale zdecydowanie szli w stronę Cincinnati, i precyzję oraz prędkość ruchu nowego towarzysza, który nic nie robił sobie z bólu, naciskają tysiące przycisków, dźwigni i przełączników których znaczenia nie rozumiała w najmniejszym stopniu.
-Usiądź za mną i zapnij uprząż.
Snow zrobiła to bez wahania. Kalen wydał jej się inną osobą odkąd doszło do kłopotów. Jakby niebezpieczeństwo uruchamiało w jego głowie odrębne schematy i potencjał, którego najpierw nie dostrzegała. Wtedy w końcu pilot użył dźwigni, której przeznaczenie było jasne… oderwali się od podłoża. Z maszynowni nawet na mostku było słychać pulsujący, miarowy rytm silników, a kiedy dźwignia skierowała się na górze, błękitny promyk z tyłu statku ożył, wstrząsając całą konstrukcją
-No i lecimy Moja Droga.- powiedział już cieplej, nieco niepewny (choć Stormchaser nie do końca wiedziała czy mówi do niej czy swojego statku).
Wtedy Snow i Kalen zostali wbici w fotel, a miejsce, gdzie dziewczyna spędziła całe życie, zaczynało się zmniejszać pokazując nową perspektywę. Wielkie doliny zdawały rozciągać się na setki kilometrów, góry stawały się lichymi dziećmi a rzeki smagnięciami pióra urzędnika. Potem Snow tylko otworzyła usta… byli na orbicie, gdzie tysiące białych punktów biło w rytm wieczności.
-Użyje procedur skanujących przestrzeń. Kronos pracuje zazwyczaj sam, ale kto wie.- potem odwrócił się za plecy i spojrzał na wpół zakłopotany, na wpół wściekły.- Chyba oboje musimy sobie coś powiedzieć.