Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2019, 20:58   #32
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Silver Springs (cd)

Pokój do najwspanialszych nie należał, ale - co Sam musiała uznać za bardzo duży plus - przez zamknięte okna nie przedostawało się zbyt wiele wiatru, polana na kominku strzelały wesołym ogniem, zaś fotelowi nie można było nic zarzucić. Prócz tego, że z pewnością nie był tak wygodny jak szerokie łóżko. Rzuciła plecak w kąt po czym zabrała się za zdejmowanie płaszcza, który powiesiła na oparciu fotela by nieco przeschnął. Starannie przy tym pilnowała by James nie znalazł się za jej plecami czy, nie daj Boże, zbyt blisko.
- Daj go tutaj - jej aktualny współlokator wyciągnął zza szafy niewidoczny wcześniej stojący wieszak i postawił blisko kominka. - Szybciej wyschnie.
Propozycja była dobra więc nie wahała się zbytnio by z niej skorzystać.
- Cóż za gościnność. - Nie mogła się powstrzymać. - Dzięki. - dodała po czym ruszyła ponownie w stronę fotela. - Długo tu siedzisz? - Zapytała, jednocześnie mocując się z butami.
- Pomóc ci? - spytał. - Trzeci dzień - odpowiedział na pytanie. - Za dwa ma ponoć przyjechać dyliżans, to się zabiorę. - Uprzedził ewentualne pytanie o to, jak długo chce tu jeszcze siedzieć.
- Dam sobie radę. - zabrzmiało to ciut za szorstko ale takimi drobiazgami nie miała zamiaru się przejmować. - Zatem będziesz wiedział, gdzie tu można uzupełnić zapasy.... - w jej głosie wyraźnie zabrzmiało pytanie. Wstała z zamiarem ułożenia butów przy kominku, jednocześnie notując w pamięci konieczność kupienia nowej pary. Czekając na odpowiedź James’a zabrała się za odpinanie pasa z rewolwerami.
- Nie na co się łudzić. - James pokręcił głową. - Jeden sklep, w którym teoretycznie dostaniesz wszystko - od worka mąki, przez koszulę po winchestera. W praktyce... różnie to bywa. Wszystko zależy od rozmiarów kupującego i szczęścia. Jak zwykle. Szukasz czegoś specjalnego?
- W sumie to nie. Nowe buty, parę drobiazgów. - Wzruszyła ramionami zastanawiając się czy odkładanie broni w jego towarzystwie będzie rozsądne. Z drugiej strony zgodziła się spędzić z nim noc, a jakoś spanie z rewolwerem w dłoni niekoniecznie znajdowało się na szczycie dobrych pomysłów.
Stukanie do drzwi przerwało na moment rozmowę. Do pokoju wkroczył rozczochrany młodzieniec, niosąc zastawiona tacę. I dobrze, że stojący przy drzwiach James wykazał się dobrym refleksem, bowiem młodzian wlepiwszy wzrok w Sam zahaczył stopą o wysoki próg.
- Dziękuję bardzo. - James wsunął napiwek w rękę chłopaka. Ten wpatrywał się jeszcze przez moment w Sam i dopiero gdy i ona podziękowała, zamrugał parę razy oczami, jakby budził się ze snu, po czym wyszedł tyłem, po drodze zaczepiając ramieniem o futrynę.
- Niezły refleks. - Samantha uśmiechając się wesoło pochwaliła swego towarzysza, odczekawszy wcześniej aż zamknie drzwi. Nie chciała ranić uczuć chłopaka, który jakby na to nie spojrzeć mile połechtał jej próżność. Odłożyła pas, uznając że w końcu może chyba Jamesowi zaufać, po czym zabrała się za zdejmowanie spodni. Zawahała się tylko na chwilę by spojrzeć na mężczyznę. - Nie będzie ci to przeszkadzać? - nie wyjaśniła o co jej chodzi ale doszła do wniosku, że facet ma dość oleju w głowie by sam do tego dojść.
James najpierw starannie zamknął drzwi, nie tylko na klucz, ale i na solidny skobel, potem odparł:
- Nie krępuj się. Twój pokój, jakby nie było. - Wziął z łóżka koc i rzucił w stronę Sam. - Masz, będzie ci cieplej.
Powiesił kurtkę do szafy a kapelusz - na gwoździu, specjalnie chyba wbitym w ściankę tej szafy, potem przewiesił pas z bronią przez oparcie krzesła.
- No to zobaczmy - powiedział, siadając do stołu - czym nas uraczył dziś szef kuchni.

Sam bez zbędnego tracenia czasu zabrała się za przerwane zajęcie. Wilgotne spodnie okazały się wyjątkowo uparte, więc pozbycie się ich zajęło chwilkę czasu. Balansowanie na jednej nodze do łatwych, ani tym bardziej ułatwiających zachowanie powagi nie należało. Gdy więc znalazły się one tuż przy płaszczu, na jej ustach widniał wesoły uśmiech, a piersi falowały unoszone nieco zbyt szybkim oddechem. Zdjęcie czarnej kamizelki i znajdującej się pod nią granatowej koszuli, potrwało tylko chwilę. Przez chwilę stała mając na sobie tylko prosty gorset i dość skąpą bieliznę. Jednak koc rzucony jej przez Jamesa dość szybko zakrył braki w odzieniu.
Jeśli James żałował, że pospieszył się z podaniem koca, to nie dał tego po sobie znać ni słowem, ni gestem. Zachował się niczym przykładny gospodarz, który nie dostrzega nic dziwnego w zachowaniu gościa. Jednak Sam mogłaby się założyć, że nie przegapił ani jednego jej ruchu.
Brak reakcji ze strony Jamesa nieco zepsuł jej humor jednak nie na tyle by robić z tego powodu jakiekolwiek uwagi. Widać jego gusta były inne, a o tym podobno nie należało dyskutować. Szczególnie w trakcie posiłku taki temat nie wydawał się być odpowiedni.
Chyba, że aż tak dokładnie potraktował jej życzenie dotyczące rąk...
- Zatem co tam mamy? - Zadała pytanie pochylając się lekko nad tacą. - Umieram z głodu.

Dla kogoś na co dzień obcującego z podpłomykami, pemmikanem czy przypaloną nad ogniskiem szynką jedzenie, które znalazło się na stole mogło się wydać prawdziwą ucztą. Była nawet butelka wina.
- Częstuj się - powiedział James, sięgając po półmisek. - Co ci nałożyć?

Posiłek minął im w miłej aczkolwiek cichej atmosferze. Samantha jakoś nie paliła się do rozmowy, skupiona na jedzeniu. Gdy ostatni okruszek chleba zniknął w jej ustach, westchnęła z zadowoleniem obracając się bokiem do stołu i prostując długie nogi. Bawiąc się kubkiem wina zerknęła w stronę współlokatora.
- Czym tak właściwie się zajmujesz? - zagaiła.
- Tak ogólnie biorąc, to ochroną - odparł, w naprawdę ogólny sposób opisując swe zajęcie, polegające przede wszystkim na tym, by strzelać szybciej i celniej niż przeciwnicy.
Ochroną... Wspominał wcześniej o dyliżansie, więc pewnie o taką mu chodziło, chociaż jak na jej gust nie wyglądał na faceta, który się tym para. W sumie nie było to takie znów istotne, dopóki nie trafił na jeden z listów gończych. Odchyliła głowę na oparcie i przymknęła powieki. Rozmowa jakoś się nie kleiła, a ona nie miała dość wprawy w luźnych konwersacjach by ją ożywić. Po namyśle doszła do wniosku, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie udanie się na spoczynek. Zarówno koszula jak i spodnie powinny już obeschnąć na tyle by mogła je na siebie włożyć bez ryzyka dla zdrowia i wygody.
- Masz tam trochę wody - James wskazał na kąt, gdzie stał dzbanek i, na niewielkim taborecie, miska.
Skinęła głową nie otwierając oczu. Wbrew swoim planom, było jej nieco zbyt dobrze by zacząć zajmować się tak przyziemnymi sprawami jak mycie czy ubieranie. Jednak nie mogła spędzić na krześle całej nocy, szczególnie mając za towarzysza prawie nieznanego jej mężczyznę. Niechętnie zatem podniosła się i odłożywszy kubek, rozejrzała w poszukiwaniu owej wody. Miska nie była szczególnie duża, a i dzbanek do olbrzymich nie należał. Na kąpiel jednak nie było co liczyć, więc pozostawało zadowolić się tym co się miało.
Odrzuciła koc na fotel ruszyła w kierunku obranego przez siebie celu. Nim jednak tam dotarła, odwróciła się i zmierzyła James’a nieprzychylnym spojrzeniem.
- Nie masz zamiaru odnieść tej tacy? - Sugestia, by poszedł na kilka minut w diabli, była dość wyraźnie wyczuwalna w jej głosie.
- Jeśli po powrocie nie będę musiał wyważać drzwi...
- Zawarliśmy umowę, nie pamiętasz? - Musiała mu przyznać, że skutecznie przegonił rozleniwienie, które nią zawładnęło.
James najpierw zapiął pas z bronią, a potem dopiero chwycił tacę i wyszedł.

Odczekała, aż zmył się z pokoju, po czym dokładnie zamknęła za nim drzwi. Ostrożnego Pan Bóg strzeże... Mycie nie zabrało jej zbyt wiele czasu. Ubrała się pospiesznie po czym odsunęła zasuwę w drzwiach i usiadła na przeznaczonym dla niej fotelu. Wyjęła rewolwery i ułożywszy jeden tak by móc łatwo po niego sięgnąć, zajęła się czyszczeniem drugiego. Dbanie o broń było dla niej nie tylko koniecznością ale i zajęciem które pozwalało się jej odprężyć. Cierpliwie czekała na powrót swego współlokatora.

Droga na dół i z powrotem normalnie zajęłaby góra dwie minuty. Coś jednak mówiło Jamesowi, że nadmierny pośpiech skazałby go na stanie pod drzwiami pokoju, co w najmniejszym stopniu mu nie odpowiadało. Zamienił więc kilka słów z barmanem, wysłuchał paru mniej czy bardziej sprośnych dowcipów, po raz kolejny dowiedział się, ile to już osób padło ofiarą Zielonego Jacka... W końcu ruszył po schodach do góry.
I mógłby się założyć, że dwaj ludzie, którzy na jego widok nagle ruszyli w głąb korytarza, zbytnio interesowali się drzwiami jego pokoju.
- To ja - powiedział, stukając do drzwi. Wolał nie wchodzić bez zaproszenia.
- Są otwarte - odpowiedziała i mimo iż poznała głos James’a to i tak w jej dłoni znalazł się colt, a jego lufa została wycelowana w drzwi.
- Godna podziwu ostrożność. - Skinął głową na widok jej gotowości na wypadek kłopotów. - Nikt się nie pchał do środka, gdy mnie nie było?
- Nie - odpowiedziała, po czym odłożyła broń, jednak dopiero wtedy gdy zamknął za sobą drzwi. - Gdyby było inaczej z całą pewnością byś usłyszał.
- Zawsze mogli powiedzieć odpowiednio szybko ‘przepraszam’ - uśmiechnął się, po czym, jakby skobel nie wystarczał, dodatkowo podparł drzwi krzesłem.
- Spodziewasz się kogoś? - powróciła do czyszczenia broni, jednak kątem oka śledziła jego poczynania.
- To raczej będą twoi goście - powiedział. Podszedł do szafy i wyciągnął z jej wnętrza karabin. Winchester 76.
- Zapewne masz rację. - zgodziła się z jego stwierdzeniem. - Pamiątka? - zapytała po chwili, wskazując głową na winchestera. Odłożyła swoje colty, jeden do kabury, drugi na kolana i przestała maskować śledzenie jego ruchów.
- Owszem. - Skinął głową, po czym sprawdził magazynek. - Sprawuje się całkiem dobrze. No i sięga nieco dalej. Na drodze raz czy dwa się przydała.
- Ona? - zapytała unosząc brwi. Ciekawe czy nazwał ją imieniem kobiety, którą przy okazji zabił.
- Winnie - odparł kryjąc uśmiech. - Podczas jednej z podróży ktoś użył tego imienia i już tak zostało.
Zatem nie Nelly, w sumie Sam była chyba z tego powodu zadowolona.
- Masz zamiar z nią spać? - Czyżby lekka dwuznaczność w pytaniu?
- Aż tak daleko moja i jej znajomość się nie posunęła - odparł. - Poza tym wolę partnerki nieco cieplejsze i o nieco innej budowie.
- Faktycznie, łóżka to ona raczej nie rozgrzeje. - Posłała w jego stronę lekko zadziorny uśmieszek. - Jednak w przypadku braku tych drugich potrafię zrozumieć dlaczego wybierasz ją na swą towarzyszkę. Jakby na to nie spojrzeć piękna z niej dama.
- Znam ładniejsze - odpowiedział uśmiechem. - Chociaż bywają wśród nich bardziej zimne. Albo też bardziej niedostępne, co nie na jedno wychodzi oczywiście.
- Oczywiście - zgodziła się, obdarzając go zdecydowanie zimnym spojrzeniem. - Problemem może się okazać rozróżnienie, z którą akurat ma się do czynienia. Błędy w tej dziedzinie bywają bolesne. Dobranoc, James. - Wbrew swym słowom wciąż nie spuszczała z niego oczu.
- Wiem, że masz równie ciepłe serce, jak piękne oblicze - powiedział James - i z pewnością nie ciebie mam na myśli. Ale mam propozycję...
- Twoja wiedza jest doprawdy zaskakująca. Słucham?
- Zamieńmy się. Ja się już dość wyleżałem w tym łóżku. Tobie bardziej się przyda dobrze przespana noc.
Zaskoczona, przez chwilkę, bardzo krótką chwilkę, nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Nie, dziękuję. Fotel w zupełności mi wystarczy - oznajmiła stanowczo, mimo iż propozycja była doprawdy kusząca.
- Masz jeszcze chwilkę na zmianę zdania - powiedział. Wyciągnął z kabury colta Army i sprawdził, czy śmiercionośna zabawka dla dużych dzieci działa tak, jak powinna.
Spojrzenie Samanthy mimowolnie skierowało się w stronę szerokiego łóżka. Trochę już minęło od ostatniej okazji spędzenia nocy w tak komfortowych warunkach. Jednak by w pełni zakosztować owego luksusu musiałaby być w pokoju sama i mieć pewność, że z całą pewnością nikt nie wyłamie drzwi. Zazwyczaj w takich przypadkach pierwszym miejscem, w które lecą kule, jest właśnie łóżko.
- Powiedziałam nie. - Przeniosła spojrzenie na James’a i lekko się uśmiechnęła. - Spanie w łóżku niesie ze sobą zbytnie ryzyko i pokusę. Fotel w zupełności mi wystarczy. - powtórzyła.
James uśmiechnął się. Colt zawirował wokół wskazującego palca mężczyzny, by bezbłędnie wylądować w jego dłoni, z lufą skierowaną w stronę drzwi.
- Rozumiem, że nie masz sumienia, by mnie wyrzucić z mojego łóżka - powiedział, nie zwracając uwagi na znaczną część wysuniętych przez nią argumentów. - Zaproponowałbym ci wspólne spanie, ale aż za dobrze pamiętam, co spotkało Wielkiego Bena.
- Masz rację, nie mam sumienia. - Musnęła kolbę rewolweru leżącego na jej kolanach. - Mam za to awersję do tych, którzy wpychają łapska w nie ich sprawy i nie raczą nawet zapytać, czy wolno.
James zgasił naftową lampę, a potem podszedł do okna i przez moment przyglądał się smaganej deszczem i wiatrem ulicy. Wszędzie panowała względna cisza i równie względny spokój.
Cicho jak kot podszedł do łóżka.
- Dobranoc - powiedział.
Nie odpowiedziała, zamiast tego poprawiła się na fotelu i spróbowała wygodniej ułożyć głowę na oparciu. Marne próby i równie marne efekty jej starań zakończył w końcu długo wstrzymywany sen.
 
Kerm jest offline