Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2019, 16:00   #174
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Milczące roboty pędziły w ich kierunku. Bury nie zwlekał, zaś Batmobil posłusznie ruszył niemal natychmiastowo osiągając maksymalne obroty. Siła bezwładności ponownie wcisnęła ich w fotele. Wskazówka prędkościomierza zbliżała się do 300 km/h.

Cytat:
Procedura wyrzutu kriogranatów aktywna.
Karoseria z tyłu otworzyła się ukazując dwie wyrzutnie, z których w kierunku biegnącego za nimi tłumu popędziły rakiety. Eksplodowały tuż przed zderzeniem uwalniając białoniebieską chmurę.
Nie mieli jednak czasu dostrzec efektów. Nim obok rozwiał się, był zaledwie małą plamką daleko za tylną szybą.

Adam tymczasem zminimalizował okno z podglądem na targanego elektrowstrząsami Sowietę. Jego palce odnalazły trójwymiarową mapę miasta, na którą wprowadził poszukiwany obiekt - kościół.
Na niebieskim, wirtualnym terenie kilkadziesiąt budynków podświetliło się na czerwono. Do każdego dołączona była etykietka z nazwą, dzięki czemu Sosnowski natychmiast wiedział na co patrzy. Kościoły rzymskokatolickie, grekokatolickie, ewangelicko-augsburskie, inne zbory zbory, meczety, synagogi, świątynie buddyjskie, hinduskie, ...

Angela natomiast z telefonem przytkniętym do ucha próbowała dodzwonić się do Papy Morbiego i babci, jednakże uprzejmy kobiecy głos informował, iż taki numer nie istnieje. Niezależnie ile razy by nie sprawdzała poprawności szeregu cyfr oraz poprawności wybrania adresata - za każdym razem wszystko było na swoim miejscu. A jednak numer nie istniał.

Zamknięta w cieniu rzucanym przez połączenie pokładowego światła oraz obiektów przesłaniających to światło próbowała się połączyć z Adamem, by przekazać wszystkim, że wie gdzie jechać. Nic się jednak nie działo. Wiadomość nadana do Sosnowskiego nie docierała do celu. Gdy spojrzała pierwszy raz ku górze w poszukiwaniu Domu Boga, dostrzegła anomalię - koło czerwieni przesuniętej ku fioletowi na bezchmurnym, rdzawoczerwonym niebie. Różnica odcieni była tak nieznaczna, że wpatrując się w ten kształt zaczął zlewać się z niebem. Przez chwilę nie była pewna czy to, co zobaczyła nie było wytworem jej wyobraźni, ale kiedy odwróciła wzrok i spojrzała ponownie wiedziała już, że anomalia jest prawdziwa.

Między Angelą a Adamem pojawiła się wisząca w powietrzu głowa Patricii.
- Wiem gdzie musimy jechać! - powiedziała i zagłębiła się w cień ponownie.

Nagle coś uderzyło a bok pojazdu! Szyba drzwiowa po lewej stronie pękła. Witold spojrzał w lusterko, gdzie zdołał jeszcze zobaczyć podnoszącego się z ziemi robota. Przed sobą widział kolejne. Przechodnie wrzeszczeli. Uciekali. Rozgrzana do czerwoności laska weszła w twarz mężczyzny z łatwością ciepłego noża krojącego masło.
Kobieta tuż obok niego wijąc się z bólu próbowała powstrzymać wypadające z brzucha jelita.

Metalowi wysłannicy Żelaznego Sowiety zamarli i równocześnie odwrócili głowy w kierunku pędzącego Batmobilu. Natychmiast ustawili blokadę podobną do tej, która Witold przełamał falą uderzeniową. Kilka pozostałych rzuciło się biegiem w ich kierunku.
Bury skręcił gwałtownie w najbliższą uliczkę. Tamtym ludziom nie dało się już pomóc. Ich pojawienie się umożliwiło żyjącym ucieczkę. Pozostali tylko ci, których można było najwyżej dobić.

Tam również były roboty. Były wszędzie. Dziesiątki, które zmieniały się w setki, setki w tysiące, tysiące w dziesiątki tysięcy, a ich liczba tylko rosła w miarę pokonywanych odległości. Na Batmobilu widocznych było coraz więcej wgnieceń. Impuls elektromagnetyczny pomknął we wszystkich kierunkach, gdy zbyt wielka grupa metalowych żołnierzy zbliżyła się na niebezpieczną odległość.

Patricia wiedziała gdzie jechać, ale nie najwyraźniej nie mogła się wychylić. Trzeba było się zatrzymać, ale nie było jak. Nie było gdzie. Robotów było na ulicach więcej niż mieszkańców w popłochu starających się umykać do pierwszych napotkanych kryjówek. Wielu się nie udawało. Na ścianach budynków znajdowały się krwawe rozbryzgi. Na każdej ulicy leżało wykręcone lub rozczłonkowane ciało. Niejedna głowa właśnie oddzielona od ciała toczyła się właśnie po bruku.

Eksplodowały kriobomby. Kolejny zakręt. Pakiet "Wyrocznia" co chwila informował na ekranie o podjętych działaniach. Włącznie z ostrymi środkami takimi jak bomby zapalające czy odłamkowe.
Rakieta wystrzeliła spod maski stając się początkiem wielkiej kuli ognia. Przez chwilę Patricia nie mogła się ruszyć. Cienie zniknęły, gdy pomarańczowe światło ognia wdzierało się do środka z każdej strony, lecz kiedy płomienie pozostały za nimi możliwość ruchu powróciła.

Robotów było coraz więcej. Wyskakiwały z okien i studzienek ściekowych. Było coraz mniej mieszkańców. Żywych mieszkańców.

Nagle rozległ się dźwięk telefonu Burego. Szef dzwonił.
- Mamy coś! Spierdalaj!

W słuchawce rozległy się wystrzały.
- Kapitan Jan Żbik! To on jest... kurwa twoja mać, uważaj gdzie strzelasz! Tak nazywa się ten metalowy skurwiel.

W rogu ekranu zamigało czerwone światełko. Adam otworzył przychodzącą wiadomość. Obraz pojawił się zarówno na jednym z wyświetlaczy na kokpicie, jak i w siedzeniu. Obraz z dronów Batmana rozlokowanych po całym mieście. Tak ich znalazł, gdy Sowieta zaatakował.
Przypominało to niekończący się pokaz króciutkich gifów z jednym elementem wspólny - robotami atakującymi ludzi. Jeden z obrazów przedstawiał komisariat ogarnięty płomieniami i policjantów strzelających do metalowych napastników w policyjnych mundurach.

W słuchawkach odezwał się głos Spider-Mana.
- Przesyłam wam współrzędne miejsca, w którym można się zatrzymać!

Skręcili... niemal wprost na barykadę. "Wyrocznia" natychmiast odpaliła kolejną rakietę. Siła niedalekiego wybuchu wstrząsnęła Batmobilem, ale Bury przy wspomaganiu jazdy ze strony systemów komputerowych nie miał problemu z opanowaniem samochodu. Na przedniej szybie pojawił się status amunicji. Skończyły się rakiety. Bomby były na wykończeniu. Generator impulsu elektromagnetycznego ładował energię. Pozostały tylko trzy ładunki wywołujące falę uderzeniową.

- Gdzie ty jesteś? W Iraku?! - sapnął szef z wysiłkiem tuż po gwałtownym łomocie, jaki dotarł do nich ze słuchawki.

- Rocky, pierdolnij go wreszcie!

Coś zabrzęczało metalicznie.

- Ufff... Było gorąco. Czaplin, Wójcik, zwiad. Zdzisław, bierzesz klienta. Rocky i ja ubezpieczamy tyły. Ruchy, chłopaki! Skapcaniałem. Żbik był wzorowym milicjantem. Grzeczny, kulturalny, fachowy, przystojny, opiekuńczy i diabelnie skuteczny. Tak idealny, że rzygać się chce.

Bury wcisnął przycisk, a fala uderzeniowa zmiotła przeciwników z trasy. Zakręcił gwałtownie w kierunku punktu wysłanego przez Spider-Mana. Wielopiętrowego parkingu.

-Niedawno mu odwaliło. Zaczął chodzić po zwykłych ludziach i wciągać ich do współpracy z Milicją. Pozbywał się tych, którzy odmówili, ale tak grubo to jeszcze nie było... ooo... kurwa... Odwrót. Na parking. Bury, w kontakcie. Informuj mnie.

Nim Jacek skończył odezwał się Spider-Man.
- Jedźcie na dach!

Witold zwolnił znacząco, lecz niewystarczająco, by bok karoserii nie sypał iskrami przy kontakcie z barierką. Tuż za nimi na ślimak wpadły okoliczne roboty i wciąż nadciągały kolejne. Coś z hukiem uderzyło o dach samochodu. U góry przedniej szyby wyłoniła się głowa i dłoń. Machająca. Parker. Szybko zniknął. W lusterku wstecznym widać było lecące ku przeciwnikom pajęcze pociski i bomby eksplodujące siecią po zetknięciu z celem. Pierwszy poziom został w dole. Drogę na dół zablokowała kurtyna z sieci przytwierdzanej do betonowej konstrukcji kolejnymi spoiwami pajęczyny. Wjechali na drugi poziom, trzeci, czwarty i piąty. Za każdym razem zamykała się za nimi biała, ledwie przezroczysta kurtyna gęsto utkana białymi nićmi.

Uwagę Adama przykuł jeden z pomniejszonych ekranów otworzył go, gdy nagle zadzwonił jego telefon. Alicja.

- Są tu jacyś metalowi ludzie - wyszeptała tak cicho, że Sosnowski ledwie ją zrozumiał.

Z rykiem silnika wypadli na dach. Spider-Man natychmiast zeskoczył. Batmobil zatrzymał się z piskiem opon. Opadła kolejna bariera, którą Peter zamocował w pośpiechu.

- Radziłbym się... pospieszyć...

Dźwięki pogoni nie ustawały, a jedynie zbliżały się wolniej.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline