Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2019, 22:18   #280
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya testując wykwintną elfią potrawę, gapiła się w lustro. Bo cóż innego jej pozostało? Wisiało ono naprzeciw sofy i… miało intrygującą ramę. Coś w niej… było… oczy tawaif rozszerzyły się nagle, gdy zorientowała się, że rama jest zagadką. Trzeba było połączyć odpowiednie rogi… części ramy tak by utworzyły jedną wspólną linię.
- Przynajmniej nie umrzemy z głodu… - stwierdziła nieco ułaskawiona bardka, zajadając się smakołykami. - Chcesz trochę? Ciekawe smaki… nietypowe…
Kobieta postanowiła przemilczeć informacje o zwierciadle, choć trzeba było przyznać, że korciło ją by zabrać się za rozwikłanie tajemnicy. Chciała jednak podręczyć trochę przyjaciela, no i… te paszteciki z maślanego ciasta były niesamowite.
- Z chęcią spróbuję. - Rogaty amant od razu do niej doskoczył, zajmując miejsce obok i od razu częstując się strawą. Szybko się uwinął z tym przeszukiwaniem, niemniej tawaif poczuła coś jeszcze, poza poufałym muśnięciem ogona na ramieniu.
Znajomą obecność, nieporadność i upór zarazem. Jarvis się zbliżał. Co prawda jeszcze był zbyt daleko, by nawiązać mentalny kontakt, ale już ją wyczuwał, a ona jego.
- No iii… znalazłeś wyjście? - spytała dziewczyna skupiając wzrok na lekko podrygującej końcówce ogona. Deewani dałaby się pokroić, by mogła ją złapać. - Czy może… pasuje ci nasze zamknięcie?
- Tu jest całkiem romantyczne… nie uważasz? - zapytał Axamander, uśmiechając się do dziewczyny, po czym dodał. - Ściany są solidne, możliwe, że wzmocnione przez magię miejscowego mythalu. Żadnych śladów tajnego wyjścia nie znalazłem.
- A ja coś znalazłam, ale nie powiem ci co… pomęcz się trochę. - Tancerka rozsiadła się wygodnie, spoglądając wyzywająco na kompana.
- Tooo… - Diablik rozejrzał się bezradnie nie mogąc znaleźć niczego ciekawego, poza ciepłym ciałem Kamali, do którego się tulił.
- Noooo..? - drążyła nieugięta bardka, wyraźnie czerpiąc przyjemność z jego braku wiedzy. Gdyby nie była dziwką, poczułaby się niezręcznie w tej sytuacji.
- Teee... pochodnie z magicznym ogniem są rozmieszczone w specyficzny sposób i łączą się jakoś z magicznym kręgiem wbudowanym w podłogę? - zapytał bardziej niż stwierdził.
- Eee… nie-e - odparła skonsternowana panna. - A są?
- Tak mi… tak - odparło z przekonaniem diablę, acz kurtyzana je przejrzała… blefowało.

Kamala westchnęła smętnie, dojadając ostatni kęs paszteciku z kruchego ciasta, zrolowanego w kształt muszelki morskiego ślimaka. Oblizała paluszki z okruchów. Puściła mężczyźnie niepokojące spojrzenie, spod ciemnych rzęs.
- Nie należysz do tych spostrzegawczych co? - spytała retorycznie, lub może mówiła po prostu sama do siebie.
Wziąwszy rogatą buźkę w obie dłonie, pogładziła kciukami policzki Axa, po czym delikatnie skierowała jego lico w kierunku lustra, tak by mógł podziwiać swoje… ich odbicie. - Skup się na rogach - szepnęła mu do ucha, wykorzystując sytuację, że mag doskonale widział co robiła i przybierając kusząco wyzywającą pozycję blisko, za blisko, jego ciała.
Nie ułatwiala mu więc tego skupiania się, bo jego wzrok zamiast zerkać na rogi lustra, wędrował po dekolcie tawaif co sprawiało, że jego własny ogon zaczął poruszać się na boki.
- Widzę rogi, ładna oprawa… lustra oprawa. Co z nimi? - mruknął.
- Ech, jesteś do niczego… - Dziewczę prychnęło i odepchnęło amanta, samej wstając by podejść do lustra. - Trzeba je ustawić w linię, ooo… hmmm… - Złotoskóra spróbowała przesunąć coś w ramie, lub samą ramę w podłodze, bardzo zaciekawiona zagadką. Ruszając jeden róg przemieszczała dwa kolejne po przeciwnej stronie, więc nie dało się tak po prostu ustawić jednej linii wokół lustra. A gdy przestała rozpraszać mieszańca, ten mógł się wreszcie skupić na rogach… tych dodatkowych… odbijających się w lustrze.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że ktoś mnie pomazał na twarzy? - zapytał, sięgając po chustę, by zetrzeć rysunek.
- Może dlatego… - Kobieta uniosła palec, którego opuszka była lekko zabarwiona i odbiła go w zwierciadle. - Chodź i mi pomóż… to się musi jakoś składać!
- Raczej powinienem zaplanować zemstę. Pewnie ślicznie byś wyglądała z różkami - odparł ironicznie diablik podchodząc bliżej i dając klapsa za pomocą ogona w pośladek Chaai.
- Wygląda na to, że trzeba dobrać kolejność. Poruszają się zawsze dwa po przeciwnych stronach. - Zadumał się na koniec.

Tymczasem Dholianka oglądała się to przez jedno, to przez drugie ramię, śledząc frywolnego oponenta. Deewani coraz bardziej zagrzewała się do zabawy, uznając taką rozrywkę za wysoce śmieszną i godną jej smoczego majestatu.
- Sprawdźmy więc… każdy róg przesuniemy raz w jedną, raz w drugą stronę i będziemy obser… - Nie wytrzymawszy capnęła powietrze, głośno klaszcząc dłońmi. Wyglądało jakby zabiła właśnie upierdliwego komara, ale ona tylko nie trafiła w ogon. Przyczaiła się, wielce naburmuszona i dopadła biedaka ściskając go jak tłustego robaka. - Ha ha!!! - krzyknęła zwycięsko, bardzo uradowana.
- Mieliśmy… - zaczął Ax, ale potem poczuł jej palce na ogonie, który zaczął się wić jak ów robal, po czym owinął się nagle wokół trzymających go dłoni. Teraz to bardka została uwięziona i przyciągnięta nagle do mężczyzny. - Proszę proszę, cóż to za rybkę żem złowił.
- Śmieszne rzeczy nim wyprawiasz - odparła przez śmiech, jakaś taka rozpromieniona i lekka. - Ciekawe czy jakbym ci zagrała to by tańczył jak kobra?
- I bez muzyki by potrafił… używam go czasem jako wędki i przynęty, a czasem… w łóżku - wyjaśnił awanturnik obejmując pochwycone dziewczę i tuląc do siebie. Musnął rozdwojonym językiem jej ucho. - Poza tym… znam złodziejki, które potrafią nim kraść i włamywać się. Wojowników potrafiących używać go jako broni.
- Ooo… chciałabym zobaczyć takiego wojownika - zachwyciła się Kamala i zaraz zaczęła się odpychać. - Nie traćmy czasu - fuknęła lekko sfrustrowana. - Co mówiłeś wcześniej? Że co mieliście?
- Mieliśmy zająć lustrem, a ty zaczęłaś bawić się moim ogonem - przypomniała Axamander nie wypuszczając dziewczyny z objęć. - Może najpierw zaczniemy od puszczenia mojego ogona.
- Prowokował mnie! - usprawiedliwiła się bardka, nie dając za wygraną. - I nie puszczę! Złapałam, więc jest moje!
- Wedle tej logiki… ty jesteś moja. - Diablik posmakował rozdwojonym językiem szyję Sundari. - Ale możemy się wymienić, albo… kontynuować.
- Byłam… pierwsza! - obruszyła się panna, ale gdy tylko poczuła łaskotanie na nagiej skórze, jakoś tak się dziwnie nastroszyła. - W porządku. Masz ten swój zapchlony ogon i zajmij się lustrem! I dla jasności… jeśli chciałbyś bym była twoja najpierw musiałbyś pokonać mojego kochanka. Do tego czasu, żadna zasada nie będzie się trzymać twoim słowom.
- To intrygujący pomysł - stwierdził po namyśle rogacz i wypuścił dziewczynę z objęć. - Może i tak zrobię. Tylko pokonać, tak?
- LUSTRO! Zajmij się cholernym lustrem, a fantazjować to ty możesz u siebie w namiocie. - Kurtyzana skrzyżowała ręce na piersi i dumnie odwróciła się do ramy, by po raz kolejny się jej przyjrzeć, z uporem maniaka ignorując fakt, że miała zaróżowione policzki i zmierzwione włosy.
- Lustro, lustro… - zaburczał mag, ale zabrał się za ustawianie rogów, aż w końcu mu się udało. Nastąpiło kliknięcie, gdy linia się pojawiła… a potem ta linia zabłysła czerwonym blaskiem i… jeśli elf podglądał dla własnej przyjemności, to miał dziwne fetysze… dotyczące grubych, cycatych i zębatych bestii w kiepskim makijażu.

[media]http://archive.wizards.com/dnd/images/ff_gallery/50144.jpg[/media]

- Ach. Elimhair, cin were danen an so an. Eeeee… - odezwał się tłusty grubas męskim co prawda, ale miękkim i delikatnym głosem. Ów ton kojarzył się Chaai ze starymi eunuchami.
- Co za niespodzianka. Kim jesteście moi drodzy? - zapytał potwór z lustra przymilnym tonem przechodząc na ich język.

“IIIAAAAA!” Deewani zawiła niczym wilkołak podczas pełni. “Chcęęęę, CHCĘ MIEĆ TAKIEGO CHOWAŃCAAA!!!”

Bardka cofnęła się odruchowo, po czym zastygła w oniemieniu i gdyby nie paranoiczne mruganie, można by stwierdzić, że ją spetryfikowało.

“Starcze! Starcze! Starcze!” wykrzykiwała maska, mało nie wybuchając z podniecenia. “Co to? co to? co to i jak to oswoić?!”
~ To jest jakiś demon. Masz chłopaka od takich spraw. Pierwszy raz widzę coś takiego ~ odparł smok niechętnie przyznając się do niewiedzy.
Emanacja zachłysnęła się i mało nie udławiła własną ekscytacją.
“Będę… będe mieć DEMONIEGO CHOWAŃCAAAAAAA…”
“Cicho do kurwy nędzy!” skarciła dziewczynkę babka. “Już do szczętu oszalałaś. Na huk ci taki stary, tłusty demon bez talentu?!”
“Be be ple ble…” przedrzeźniła ją wnuczką wysoce urażona.

W końcu tawaif spojrzała z ukosa na towarzysza, jakby chcąc odgadnąć w jak dużych kłopotach byli.
- Czy przed chwilą… to był elf...i? - wydukała niepewnie, bo coś trzeba było powiedzieć.
- Taaaak… Mówię wszelkimi językami. Taki mam talent. I nie bójcie się. Nie ma po co wyciągać broni. Jestem na całkiem innym planie egzystencji - rzekł uspokajająco czart widząc, że Axamander wyciąga miecz. - I nie zamierzam pojawiać się tam u was.
Sięgnął długimi paznokciami do srebrnego pucharka stojącego obok niego, wyjmując z niego robala wijącego się w panice. Robaka o ludziej twarzy, którego powoli zaczął pożerać.
- Wybaczcie… byłem głodny. Może wiecie co się stało z moim współpracownikiem Elimhairem? - zapytał uprzejmie.

W normalnych warunkach, z normalną, ludzką dziewczyną… taka rozmowa powinna ją przerazić i wpędzić w popłoch. Tylko tancerka normalna nie była… nigdy.
- Bardzo przepraszam za mojego przyjaciela - odparła gładko Dholianka, trącając bioderkiem rogacza, co by wypadł z widoku, niezdrowo zaintrygowana tym niezwykłym spotkaniem. - Wołają na mnie Paro i odpowiadając na twoje pytanie…. mości… e… mościa… szanowny demonie? To… zapewne twój kompan… nie żyje. Na tym planie nie przetrwały prawie żadne elfy… i krasnoludy… i gnomy… i takie małe, niziutkie istotki co wyglądają jak dzieci.
- Szkoda… lubiłem go. Był… użyteczny - odparł potwór splatając razem tłuste dłonie z długimi szponami pomalowanymi czerwonym lakierem. - Jego śmierć to jednocześnie szansa dla was obojga. Bo… zwolnił się jego etat. Jestem bowiem handlarzem informacjami. Zbieram intrygujące ploteczki, zlecam ich zbieranie i oczywiście… nagradzam za nie.
Pstryknął palcami i jedzenie na stoliku znikło, a na jego miejscu pojawiła się fiolka wypełniona zielonkawym płynem, emanująca magią.

~ Kamala? ~ odezwał się nagle przywoływacz.
~ JarvisienieuwierzyszposzliśmyzAxamanderemkorytarz emitambyłydrzwiktóreniebyłydrzwiamiiprzeszliśm yprzeztakiecośwpęknięciuiutkneliśmyw… ~ Chaaya była tak podniecona, że dosłownie przywaliła kochanka myślami, których prawie ni dało się odczytać.

Złotoskóra dopadła do blatu i kucnąwszy, przyjrzała się buteleczce, wyglądając przy tym jak zaciekawiona sroczka bez instynktu samozachowawczego.
- Oooo… co to, co to? - spytała ciekawsko, przechylając na bok głowę. - Nie lubie plotek… mało mnie interesuje kto się z kim przespał, albo kto gdzie się upił, no chyba, że masz na myśli plotki… polityczne. One są o wiele zabawniejsze, zwłaszcza jak nie wiadomo czy nie wyniknie z nich wojna.
- Plotki polityczne, dotyczące świata, magii i wszystkiego… - rzekł handlarz uśmiechając się szeroko i prezentując garnitur ostrych jak sztylety zębów, który mógłby przyprawić rekina o kompleksy. - ...i czasami mały żarcik. Podrzucenie czegoś komuś, rzucenie jakieś czaru. Takie tam.

Starzec “poczuł” jak pod jedną z jego łap coś się poruszało. Jakby jakiś robak wyłaził spod ziemi i walił łebkiem o jego podeszwę. Po kilku razach prób przebicia muru głową, robak chyba poszedł po rozum i… wykopał się nieco dalej.
Łuski stanęły mu prawie dęba, z odrazy (oczywiście), kiedy zobaczył skrzydlatą pijawkę na pajęczych nóżkach, z główką jak dziurka od klucza. Robak otrzepał się jak mokry pies, załopotał szkrzydełkami i “popatrzył” na smoka czegoś od niego oczekując.
Ten jednak ziewnął obojętnie i zignorował natręta.

- Żarty? Tak… żarty są fajne… - Panna uśmiechnęła się jak chochlik. - Mam ja parę plotek, które mogą cie zainteresować… oj maaaam.
- Taaaak… jestem zainteresowany - odparł grubasek, a Axamander znów wycelował miecz w lustro. - Chwilka… a co właściwie jest w tej fiolce?
- A taaaak… nic wielkiego. Ta fiolka zawiera odpowiednio spreparowany zielony szlam. Rzuca się tym we wrogów. Bardzo użyteczna i bardzo skuteczna broń….Taaaak - wyjaśnił z uśmiechem czart.

~ Jestem już coraz bliżej. ~ Usłyszała w swojej głowie Sundari.
~ Idźdodrzwiiuwazajnapająkawsaliniedalego ~ Kobieta nadal była czymś niesamowicie podniecona, iż nie potrafiła wyklarować myśli.

- Belphegor wskrzesił swojego sługę, który został spalony i rozsypany, i teraz aktualnie sieje postrach w La Rasquelle… czy taka plotka jest dla ciebie ciekawa? - zapytała Chaaya, wyciągając dłoń po ciecz.
- Stary dobry Belphegor… bawi się w kulty w elfim mieście? Myślałem, że woli nie wyściubiać nosa ze swojego lustrzanego kasztelu. Taaak to jest intrygująca wiadomość, moja śliczna… baaardzo… intrygująca. Taaaaak - wydawało się, że handlarz uwielbia brzmienie swojego głosu. - Więęęc interesuje cię praca dla mnie?
Tancerka zaprzestała zabawy płynem i obejrzała się na demona.
- Praca… to słowo odbiera przyjemność z plotkowania, jeśli już moglibyśmy zostać znajomymi, którzy czasami sobie pogawędzą… bo widzisz, tak się składa, że ja też lubię płatać komuś psikusy… i ty mógłbyś mi pomóc w dotarciu do celu.
- Przyznaję, że byłabyś… pierwsza. Dotąd bowiem nikt nie chciał ze mną plotkować - odparł z uśmiechem skrzydlaty ropuch. - Jesteś wyjątkową niewiastą. Taaaaak.
- Teraz w modzie jest być uczciwym i każdy udaje, że jest świętszy od anielskich zastępów. - Zacmokała zniesmaczona kurka. - Ciężko o dobrego partnera w loży szyderców.
- Demony też nie słyną z uczciwości - przypomniał diablik o wiele mniej entuzjastycznie nastawiony do potwora. Tym bardziej, że on brał się z kolejną robaczą przekąskę, której ludzka twarz wykrzywiała się w przerażeniu.
- Taaak. Ale ja nie jestem demonem. Jestem diabłem. - Uściślił potwór przeżuwając. - To duża różnica mój młody czarciotknięty.
- Ludzie też nie - stwierdziła smętnie bardka, jakby zmuszona była po raz setny tłumaczyć ową oczywistość. - A jednak codziennie się z nimi zadajemy. Zresztą… plotki służą dla zaspokojenia ciekawości… no i do szantażowania nieprzyjaciół. Musisz przyznać, że to całkiem zabawne…
Chaaya cechowała się zbytnią naiwnością, pytanie jednak czy warto było ją uświadamiać, czy nie lepiej pozostać w sferze “przyjaciela”, skoro miała tak przewrotne zapędy.
- Diabłem? A to… eee czymś się różni? Jesteś jakiś inny niż demon? Ja się zupełnie na was nie znam… nie chcę cię obrazić… - zwróciła się do bestii z lustra.
- My diabły jesteśmy honorowe i szlachetne i zawsze dotrzymujemy słowa - odparł handlarz uśmiechając się szeroko, a rogacz uściślił. - …pisanego słowa. To prawnicy z natury i zawsze trzeba uważać na drobny druczek przy zawieraniu z nimi paktów. A… i nienawidzą demonów z wzajemnością.
- To bardziej kwestia rozbieżności ideologii. Demony po prostu niszczą wszystko i są… nieokrzesanymi brutalami. - Prychnął potwór nie zaprzeczając słowom Axamandera.
- Czyli po prostu… powinnam przeczytać całą umowę… - stwierdziła tancerka. - Umowa słowna działa trochę inaczej. Zresztą warunki jakie tu omówiliśmy są dosyć proste. Ja opowiadam plotki, on opowiada plotki lub daje mi coś w zamian, czasem on prosi mnie o przysługę, a czasem ja jego… Obu stronom powinno zależeć na uczciwości, bo jakby to powiedzieć. On jest w piekle, a ja tu, a rozmowę możemy prowadzić… jak się domyślam… w tym pomieszczeniu, więc wystarczy nie przyjść i nici ze wszystkiego.
- Dokładnie… choć ja niekoniecznie dostarczam przysługi i informacje. Zwykle nagradzam materialnie. I po prostu lubię wiedzieć co się dzieje na tym świecie - wyjaśnił diabeł.
- Demony go najeżdżają - odparł sceptycznie Axamander.
- Ale które z nich. Demony mają swoją władców. Kilku i konkurujących ze sobą. - Nie zrażał się grubasek.
- Nie możesz zrobić dla mnie wyjątkuuu? - spytała rozżalona dziewczyna, która już się napaliła na międzyplanarne psoty.
- Wszystko jest do negocjacji. - Uśmiechając się beztrosko, handlarz dał odrobinę nadziei dziewczynie.

~ Drzwi są zamknięte. Jak weszliście? ~ zapytał czarownik.
~ Ach… to nie są drzwi. Ax zrobił przejście, mówiłam ci już, ale wyczerpał już czary i nie mamy jak wyjść. Tu jest takie fajne lustro z ruchomą ramą i jak ułożyliśmy te ramę, to pojawił się diabeł i teraz opowiadamy sobie plotki!
~ Diabeł brzmi kłopotliwie. Zaraz spróbuję coś wykombinować ~ mruknął Jarvis.
~ Jest bardzo miły i śmiesznie wygląda i chyba zna Belphegora, więc jest nadzieja, że może nas jakoś wkręci w szerego kultystów ~ Kamala wydawała się być przeszczęśliwa ze spotkania i słabo zorientowana w zagrożeniu jakie takie spotkanie powoduje.

- Jestem całkiem dobra w negocjacjach - stwierdziła zadziornie tawaif, siadając na sofie. - Uważaj bo oskubie cię co do duszyczki, czy jaką tam walutą się posługujesz - dodała żartobliwie.
- To by była ciekawa sytuacja moja droga Paro. Ciekawa, acz bardzo nieprawdopodobna - odparł czart z uśmiechem… szerokim i paskudnym (choć nie dla dziewczyny).

Zignorowany Ranveer-nie-człowiek postanowił wziąć sprawy w swoje… nóżki i zrywając się do lotu, podążał w kierunku ukrytej w altanie bardki. Starzec czuł jak Deewani unosi się na fali euforii i zadufania w sobie. Maska podobnie się czuła, gdy postanowiła złamać zakaz i założyć przeklęty hełm daemona. W końcu była wspaniałą, nieustraszoną wojowniczką i negocjatorką i poliglotką i tancerką i kurtyzaną i czerwoną, niepokonaną, smoczycą i to potężniejszą od samego potwornego Ferragusa (co akurat nie było takie trudne). Była najpiękniejsza, najsilniejsza, namądrzejsza, najbogatsza, najsławniejsza, najsprytniejsza i w ogóle “naj” powinno być jej drugim imieniem!

- W takim razie możemy przystąpić do sporządzania umowy. - Sundari wygładziła zmarszczki na spódnicy, odgarnęła włosy za ramię i poklepała miejsce obok siebie. - Usiądź Ax… nikogo nie wystraszysz tą wykałaczką
- Wolę ją mieć w ręku - odparł diablik i wskazał czubkiem miecza, tłustego diabła. - Nie wiesz przypadkiem jak można stąd wyjść?
- Właściciel stosował teleportację, acz… czasami był zbyt skacowany, by mógł rzucać czary - odparł uprzejmie handlarz. - Taaaak… biedny skacowany i podtruty narkotykami elf, podchodził wtedy do ściany i szeptał “Lain nin”. - Po czym zwrócił uwagę na tawaif, pstryknął pazurami i jakaś pokraczna istota otulona płaszczem podała mu czysty pergamin. Położył go obok siebie… i po chwili karta pojawiła się na stoliku.
- To trzymaj w ręku… jak wolisz… - Kobieta potrząsnęła charakterystycznie głową, lekko zniesmaczona zachowaniem kompana. Wzięła pergamin do ręki i chwilę się nim powachlowała, spoglądając w sufit. - Zacznijmy od tego, jak powinnam się do ciebie zwracać. To będzie trochę krępujące, jeśli nie będę mogła cie nazwać po imieniu. Oczywiście, nie musi to być twoje prawdziwe imię… a ksywka lub cokolwiek - zwróciła się handlarza.
- Hamichi… tak mnie zwali przerażani wieśniacy, których pożerałem w czasach swej beztroskiej młodości. Podobny do różowego robala jęzor przesunął się po zębach. I nie przejmuj się wrogością twojego towarzysza. Diablęcia albo nas uwielbiają, albo nienawidzą z całego życia, w zależności od wychowania - odparł żartobliwie czart.

Chaaya uznała, że to dosyć próżne zachowanie, by planokrwiści gardzili swoim rodowodem, ale nie zamierzała zagłębiać się w ten temat. Chwilę przyglądała się profilowi mężczyzny, który z uporem maniaka mierzył w lustro bronią.
“Hamichi…”
Imię to… brzmiało jakoś tak dziwnie, jakby znajomo? Wprawdzie wątpiła, by poznała kogoś o takim imieniu, niemniej wydźwięk wymawianych głosek roznosił się nieprzyjemnym mrowieniem. Motyla pijawka zrobiła włam do “bezpiecznego miejsca” w głowie Dholianki i przysiadła jej na ramieniu. Dziewczyna była tak zamyślona, że nic nie poczuła, ani nic nie usłyszała. Daemon przemaszerował w górę i w dół po plecach “posklejanej” emanacji. Chwile pokręcił się w okolicach bioder, ale najwyraźniej coś mu nie pasowało, więc wspiął się z powrotem na bark. Przedreptał z lewego na prawy, zajrzał pod włosy i… pyk, przyssał się do drobnego skrawka skóry, sprawiając, że ten pokruszył się i odpadł.
Starzec momentalnie poczuł brak obecności Deewani, która blokowała swoim uporem, wszelkie próby racjonalnego myślenia, a zadowolony Ranveer zeskoczył z tancerki i momentalnie zakopał się we wspomnieniach.

“Hamićhiii… brzmi, brzmi jak imię z…” głos Nimfetki drżał niebezpiecznie, gdy do maski powoli docierał sens brzmienia przezwiska. “Ja nie chce. Ja nie chcę tam wracać…” załkała przerażona myślą, nawiedzających ją wspomnień. Kurtyzana zapadła się w sobie, skupiając wszelkie siły na równomiernym i spokojnym oddechu. Nie mogła przecież teraz stracić panowania nad sobą. Była profesjonalistką prawda? Prawda??!!
~ Jarvisie spróbuj “Lain nin”. ~ Przekazała przez telepatię, wiedząc, że nie straci głowy gdy kochanek będzie przy niej. Samo spoglądanie na niego było dla niej kojące.

- W porządku - odezwała się na głos, cicho chrząkając. - Zacznijmy od tego, by obie ze stron… - Tylko wdech i wydech. Trzeba pamiętać o oddychaniu, a wszystko się ułoży. - ...wyłuszczyły dokładnie czego oczekują od tej współpracy.

Smok się powiększył i zrobił bardziej czerwony niż zazwyczaj. Ogień pod łuskowatą skorupą jej ciała zapłonął dumą.
~ Nigdzie nie wrócisz. Jesteś pod MOJĄ ochroną i nie dam cię tam porwać. A imię… zaproponuj mu inne. Ropuch, albo Purchawa…. - Po czym spróbował sparodiować manierę diabła. - Taaaak Purchawa będzie idealnie. - Następnie zabrał się węszeniem za Deewani.
~ Dobrze. Zaraz tam będę. ~ Usłyszała Jarvisa w myślach, a sam diabeł nieświadom zapewnie tego co wywołał swoimi słowami rzekł spolegliwie.
- Zazwyczaj ta współpraca opiera się na dwóch założeniach. Jeśli dostarczysz mi soczysty kąsek ja cię odpowiednio wynagradzam. Kwestia natury i wartości wynagrodzenia jest do negocjacji za każdym razem. Zwykle jest to złoto lub magiczne przedmioty. Czasem sam zlecam pozyskanie informacji, lub zrobienie jakiegoś psikusa w zamian za z góry ustaloną nagrodę podczas negocjacji takiego zlecenia.
Złotoskóra poczuła się nieznacznie lepiej, choć nie wiadomo było, czy spowodowane to było wybuchem Ferragusa, czy świadomością, że czarownik zaraz będzie przy niej.
- Mam dwa pytania. Czy jeśli zlecisz coś co mi się nie będzie podobać, będę mogła odmówić? Oraz, czy podczas negocjacji co do wynagrodzenia, mogę zażądać na przykład… przysługi?
- Będziesz mogła nie przyjąć zlecenia. Jeśli jednak je przyjmiesz to z reguły będziesz musiała je wykonać. No chyba, że okaże się iż… zlecenie przerosło twoje siły. Nie widzę bowiem interesu w śmierci moich informatorów - odparł ciepło Hamichi. Tymczasem, cegły z boku wieży drgnęły i zaczęły się powoli wysuwać i rozsuwać na boki… jedna po drugiej.
Tancerka odetchnęła z ulgą, postanowiła się jednak nie odwracać, by nie wyjść na niegrzeczną. W końcu była w trakcie poważnej konwersacji.

Odgłos i widok rozsuwanych cegieł poderwał Axamandera z kanapy. Uznał on bowiem, że jakieś zagrożenie się zbliża. Niewątpliwie przysłane przez zdradzieckiego diabła.
- Zależy o jakiej przysłudze mówimy. Zważ, że mój rodzimy plan jest bardzo luźno powiązany z twoim. Mam dość ograniczone możliwości, jeśli chodzi o pomoc tobie. - Zadumał się brzuchaty diabeł.
- Cóż… jesteś w piekle prawda? A więc masz też kontakty z niektórymi diabłami czy innymi demonami - stwierdziła enigmatycznie dziewczyna, pacając rogacza w nogę, by się w końcu uspokoił.
- Czy nasz kontrakt działa na całe życie, czy tylko na jakiś jego czas? Interesuje mnie też, czy po mojej śmierci nie zjesz mnie jak te wijące się ścierwa ludzkich kanalii - dodała, kiwając głową w kierunku półmiska z którego się zajadał piekielny grubas.
- Widzisz moja droga… jest wiele Piekieł i moje nie jest tak mocno powiązane z twoim światem. W innym przypadku wiedziałbym o smutnym losie mojego agenta. I tak… kontrakt jest dożywotni, acz nie obejmuje on twojej duszy po śmierci. To by wymagało cyrografu i roboty papierkowej i co najważniejsze… napiętnowałoby cię, co mogłoby utrudnić ci zdobywanie smakowitych kąsków dla mnie. A tego nie chcemy, prawda? - Uśmiechnął się szeroko Hamichi. - A co do twojej duszy, to nie wiem gdzie trafisz. Niemniej jeśli okażesz się użytecznym szpiegiem to… kto wie? Może z twojej larwy duszy uformuję impa… a może będzie w niej dość siły woli, by z moją pomocą powstała erynia? Uważam, że wartościowych pracowników warto… dopieszczać i chuchać na nich.

“Pfff… po moim trupie” burknęła z irytacją Laboni. “Już wolałabym zostać zeżarta, niż kisić się na pipidowie dolnym.”
~ Na tym to polega, że po twoim trupie. ~ Zarechotał smok.
“Udław się smocza pchło i nie wcinaj mi się w moje peory” odparła babka, gniewnie łopocząc szatami. “W ogóle co to za pomysł by dusza reinkarnowała się w piekle… albo niebie? Co to za durne wymysły białasów?! REINKARNACJA jest tylko jedna i dotyczy ona tego świata! Nasze duchy z każdym życiem, nabierają siły i wiedzy, które pozwolą nam osiągnąć boskie majestaty! Co za debil chce zostać impem? Albo takim nieruchającym aniołem?!”
“Babciuuu” Nimfetka pisnęła w zażenowaniu, acz kilka masek zachichotało wesoło.
~ Z ilości aasimarów łażących po świecie można wywróżyć, że aniołki ruchają, aż im pióra lecą ze skrzydeł ~ dodał gad złośliwym i protekcjonalnym tonem głosu.

Kamala zamyśliła się rozważając pewną opcję. A gdyby tak wyrzekła się wszelkich nagród, na rzecz jednej… wielkiej - kontaktu z Vantu - dotarciem do Belphegora? Co prawda nie była pewna, czy chce tyrać do końca życia za smoka, który nie tak dawno próbował ją spopielić, bo dał się zmanipulować przez demon…
“Zaraz… czy ja się właśnie daję manipulować diabłu?” Zastanowiła się w przypływie nagłego olśnienia.

W końcu kamienie ustąpiły i przywoływacz mógł wejść do środka. Jego również zaskoczył widok z lustra, choć zareagował powściągliwie.
- Ach miło widzieć kolejną przyjazną twarzyczkę. Wydajesz się mnie znać, co mnie zaskakuje nieco. A choć lubię nawiązywać nowe znajomości, to wolałbym żebyście… nie rozpowiadali o mnie. Dyskrecja też ma swój urok - rzekł Hamichi na widok magika kończąc wszystko swoim. - Taaaak.
- Ciebie? Nie. Widziałem ryciny twojego rodzaju. Nie spodziewałem się zobaczyć kiedykolwiek żywy okaz - odparł spokojnie Jarvis i zwrócił się do kochanki. ~ Co tu się dzieje?
- Jarvisie… nieładnie się tak odzywać. Okaz? A co to jakiś kolekcjonerski wyrób? - skarciła ukochanego bardka, ale gdy spojrzała w jego oczy na jej twarzy zagościł wyraz ulgi i czułości.
~ Ja już mówiłam… utkneliśmy tu, a lustro było zagadką. Jak ją rozwiązaliśmy to… pojawił się on. ~ Kobieta zrelacjonowała pokrótce przebieg wydarzeń (oczywiście pomijając pewne rozwidlone końcówki języka, które ją dotykały, lub choćby sam ogon) oraz streściła przebieg rozmowy.
~ Jakoś… się dziwnie czuje, jakbym straciła nieco energii… pomysł współpracy wydawał mi się całkiem ciekawy. My, ludzie pustyni nie gardzimy żyjącymi istotami, niezależnie od tego jakiego są rodzaju. I choć fakt… to trochę straszne, gdy się widzi jak taki diabeł pożera na twoich oczach kolejne duszyczki, no… ale, no cholera… lew zjada antylopę ponieważ COŚ JEŚĆ MUSI! Poza tym… zmarnowałam okazję, by dotrzeć do Vantu… a on wydaje się znać Belphegora… chyba.
~ Diabły ani demony nie muszą jeść… ich egzystencję podtrzymuje sama natura rodzimego planu. Diabły to… weź naturę ludzką i wydestyluj z niej tą najbardziej wyrafinowaną i złą część. I z niej ulep istotę. Tym jest diabeł. Każdy. ~ Magik spojrzał na lustro, podczas Hamichi uśmiechnął się i machnął pazurkami mówiąc. - Nie czuję się obrażony. Bardziej zdziwiony, że wiesz… o moim istnieniu.
~ On może wiedzieć i o Vantu i Belphegorze. Ale to nie znaczy, że nam powie. Paeliryony takie jak on są chciwe informacji jak smoki złota i jak smoki… zazdrośnie strzegą swoich skarbów ~ wyjaśniał tymczasem czarownik, ale umysł jego kochanki jakoś dziwnie ‘zesztywniał’.
~ Jak to… nie muszą jeść? Ale… jak… jak… ~ Najwidoczniej kwestia spożywania pokarmów, była dla niej niesamowicie ważna. ~ Przecież to się nie da… jak?
~ Jak rośliny, chłoną życiową energię z rodzimego świata. Mogą jeść co prawda i jedzenie może im sprawiać przyjemność, ale z głodu nie umrą. Nawet go nie odczują. W każdym razie nie w rodzimym świecie. Uwięzione w magicznych kręgach i zapomniane, mogą nieco zmarnieć przez wieki, ale też nie umrą, ni z głodu, ni ze starości. ~ Wyjaśniał dalej przywoływacz.
~ Ale… ~ Chaaya nie dawała za wygraną, tym bardziej, że na roślinach to ona się akurat znała. ~ Rośliny nie tylko potrzebują światła, ale gleby i wody. Jeśli piekło jest dla diabła światłem… to czym jest woda? Ja… chce do domu ~ miauknęła skołowana. ~ Muszę to przemyśleć…

- Ani ja, ani mój partner, który przed chwilą wszedł, nikomu o tobie nie powiemy… Co to rogacza to… załatwcie to między sobą. W końcu jesteście po części rodziną, prawda? - Tancerka spróbowała zyskać nieco czasu w dyskusji.
- Mogę milczeć… - Machnął ręką Axamander uznając, że nie potrzebuje zatargu z tajemniczym diabłem z lustra.
- O… teraz to mogę, a jeszcze niedawno byłeś gotowy nadziać lustro na tą swoją metalową drzazgę - mruknęłę ironicznie panna.
- Nadal jestem… tyle, że to niewiele da, skoro on jest daleko - burknął buńczucznie mieszaniec.
- Brawo! Kiedy to do ciebie dotarło, co? - Bardka pokazała mu język, przedrzeźniając dziecinnie.
- Od razu… tylko bardzo bardzo bardzo kusi mnie by je rozbić - odparł rogacz również język wystawiając.
- Siedem lat nieszczęść… czy coś w tym rodzaju - dodał Jarvis, acz sceptycyzm w tonie jego głosu, świadczył, że nie bardzo w to wierzy.

~ Myślisz, że się zezłości jak powiem mu, że rezygnuję? ~ Dholianka spytała z przestrachem przez telepatię. Nie miała zbyt wielu okazji, by pogadać z kimś z piekła, ale kiedy już do tego dochodziło… to cóż. Ostatnim razem gdyby nie czar Starca, kto wie co by z nią i Nverym było.
~ Myślę, że zapamięta sobie odmowę. Acz wątpię by okazał urazę otwarcie. To podstępne skurczybyki. Lepiej mu powiedz, że się musisz namyślić ~ zasugerował czarownik z uśmiechem.

Sundari wzięła większy wdech, złożyła palce w piramidkę i przygotowała się do “taktycznego odwrotu”.
- A więc… dożywotnio zbieram dla ciebie informację, dodatkowo mogę być pieskiem na posyłki, co do negocjacji w sprawie wynagrodzenia, nie jesteś zbyt optymistycznie nastawiony do moich warunków. Patrząc po tym w jakim miejscu usytuowane jest lustro i ile czasu zajmuje dotarcie tu z nowego miasta, oraz ilości informacji jakie masz do nadrobienia, plus moje niezdecydowanie co do tego, czy chcę na stałę osiąść się w La Rasquelle, stwierdzam, że muszę ową propozycję przemyśleć. To nie jest takie hop siup, zobowiązanie na pięć minut, to poważna inwestycja, sam rozumiesz Ham-michi.
- Cóż… uważam bowiem, że dokładną nagrodę za twoje wysiłki należy ustalać za każdym razem. Zapewniam cię moja droga, że ZAWSZE będzie usatysfakcjonowana. A co… reszty… hmm… jeśli rzeczywiście problemem jest odległość, to… mógłbym znaleźć rozwiązanie. Acz zajmie mi to dzień lub dwa - ocenił brzuchacz nie przejmując się przekręcaniem swojego imienia.
- Nadal jednak muszę to przedyskutować z osobami mi bliskimi. Mam też szereg innych zobowiązań. Pracuję dla wielu… osób. - Kurtyzana starała się brzmieć rozsądnie i rezolutnie. - Muszę wymyślić plan jak pogodzić wszystko na raz, obliczyć zyski i straty, oraz wysiłek, czas i poświęcenie jakie będę musiała we współpracę włożyć. Twój Elimhairem zapewne miał dużo czasu, w końcu to elf… żyje długo, a więc żyje powoli… to przeciwieństwo stylu życia człowieka.
- Oczywiście… to naturalne, że musisz to przemyśleć - odparł współczująco brzuchaty diabeł, który chyba uwierzył w jej kłamstewka. - Niemniej pamiętaj moja droga… postaram się by obie strony były zadowolone z naszych negocjacji. Bądź co bądź… zadowolony pracownik, to skuteczny pracownik.
- Ależ oczywiście, w to nigdy nigdy nie wątpiłam. - Chaaya sprostowała spolegliwie, po czym wstała z siedziska, dając znak, że chciałaby zakończyć rozmowę. - Bardziej się martwię, że nie sprostam twoim oczekiwaniom. Nie ma co jednak teraz gdybać. - Skłoniła się lekko i popatrzyła w kierunku narzeczonego.
- Na nas już pora - odparł Jarvis, spoglądając na pozostałą dwójkę. - Mamy jeszcze dużo ksiąg do przejrzenia.
- Szkoda, ale rozumiem. - Westchnął diabeł dramatycznym tonem. Na stoliku pojawił się zaś zwój zapisany smoczym językiem.

Tawaif popatrzyła na rulon papieru, nie do końca wiedząc co z nim zrobić. Podświadomie bała się wyciągać po niego rękę, dlatego też wyjęła z torby różdżkę rozumienia języków i westchnęła coś w stylu “ciężki los tłumacza”, po czym pożegnała się grzecznie i ruszyła do wyjścia w nadziei, że któryś z mężczyzn załatwi dalej sprawę (lub przynajmniej dowie się, co w zwoju było napisane, bo no cóż… była bardzo ciekawa).
Czarownik wziął zwój i cała trójka opuściła to miejsce, z wyraźną ulgą wypisaną na obliczach, jak tylko kamienie za nim zamknęły się.
~ Zwój teleportacji. Pewnie byś miała mniej oporów przed powrotem. ~ Westchnął jej kochanek chowając go w sakwie.
Pod znerwicowaną dziewczyną ugięły się nogi, ale chybcikiem złapała się ramienia magika, instynktownie się w niego wtulając. Z niewyjaśnionych powodów rozmowa ta, kosztowała ją wiele siły i teraz czuła się wykończona.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline