Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2019, 10:16   #35
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Młodzian, który siedział na fotelu, z nogami na biurku, zdecydowanie nie wyglądał na zastępcę szeryfa. Ani nawet na pomocnika zastępcy.
Na widok wchodzącej do biura Sam zerwał się na równe nogi, w ostatniej chwili przypominając sobie, iż znaczna część tych nóg tkwi na biurku.
- Pani... pani sobie życzy? - spytał.
Takie zachowanie chłopców w tym miasteczku zaczynało działać jej na nerwy. Zupełnie jakby nigdy wcześniej kobiety nie widzieli... Jednak taki obrót sprawy bywał w wielu przypadkach korzystny.
- Szukam tutejszego szeryfa. Mógłbyś mi wskazać gdzie go mogę znaleźć? - Była niemal pewna, że widziała tego osobnika wśród ludzi okupujących James’a.
- Szeryf? No, wyszedł... Ale może ja... ja go zastąpię? - Wzrok młodzieńca skierowany był, zamiast na twarz Sam, kilkanaście centymetrów niżej. Całkiem jakby sprawdzał ilość niezapiętych guzików...
Obdarzyła go jednym ze swoich promiennych uśmiechów podchodząc jednocześnie nieco bliżej.
- Jestem pewna, że taki przystojniak mógłby mi pomóc... Szukam zajęcia... - Zmierzyła go badawczym spojrzeniem. - Dość specyficznego zajęcia..
- E... yhmmm... ja... -
wydukał młodzian, gwałtownie się rumieniąc.
- Zajęcie to, mój drogi, polega na .. - kolejny krok, niemal czułe pogładzenie blatu biurka przy którym stał, po czym usadowienie się na krawędzi mebla i lekkie pochylenie w jego stronę. - Zabijaniu niegrzecznych chłopców i dziewczynek. Macie może w okolicy takowych?
Młodzian natychmiast oderwał wzrok od wyeksponowanych walorów Sam, zamrugał gwałtownie i cofnął się o krok, jakby nagle siedząca na biurku młoda kobieta zmieniła się w grzechotnika preriowego.
- Za...zabijaniu? - Przełknął ślinę.
- Właśnie. - Dłoń Sam, ta którą wcześniej oparła na kolanie, powędrowała w stronę pasa z rewolwerami. Niemal beztroskim ruchem odsłoniła poły płaszcza by chłopaczek mógł zobaczyć jej zabawki, a konkretnie jedną z nich. - Więc jak? Masz dla mnie jakiś soczysty kąsek?

Może chłopak od urodzenia wolno myślał, może na szybkość przetwarzania informacji wpłynął dość długi kontakt wzrokowy z pewnymi elementami budowy Sam... W każdym razie trwało kilka sekund, zanim zrozumiał, o co pyta jego rozmówczyni. Bardziej osunął się, niż zasiadł w fotelu, po czym wysunął szufladę i położył na biurku stosik papierów, ozdobionych portretami i liczbami.
- O to pani chodzi? - Przybranie oficjalnego tonu niezbyt mu wychodziło, ale, trzeba przyznać, starał się.
Miała wrażenie, że gdyby jej rozmówca myślał wolniej zapewne zacząłby się w owym myśleniu cofać. Wyciągnęła rękę i przygarnęła stosik po czym zaczęła przeglądać jego zawartość. Niektóre nazwiska znała, innych nie. Część z podobizn znajdujących się przed nią, miała uwiecznione w zwitkach papieru tkwiących w jej plecaku. Nadal nie było wśród nich jej własnej podobizny. Widać za słabo się stara.
- Któryś z nich kłopotał was ostatnio? - zapytała, usłużnie przesuwając kartki w stronę młodziana, odpowiednio się przy tym pochylając.
Młodzian przez moment zawahał się, nie bardzo wiedząc, w którą stronę zwrócić wzrok... Obowiązki, kontra przyjemności... Odwieczny problem... Przez moment przeważało to drugie, ale w końcu sięgnął po kartki. Przez moment je wertował.
- Ten. - Podsunął kartkę w stronę Sam, pochylając się przy tym. - Ponoć widziano go w okolicach starej kopalni.
- George!

Dobiegający od strony drzwi głos sprawił, że chłopak podskoczył, a potem gwałtownie się wyprostował.
Pełne niepokoju ‘Szeryfie...’ zmieszało się z bardziej oficjalnym ‘Dzień dobry, pani’ oraz dość przyjacielskim ‘Witaj, Sam’.
Samantha odwróciła się ze zniewalającym uśmiechem na ustach.
- Szeryfie. James. - Zgrabnie porwała list gończy z biurka po czym, nie spiesząc się z wstaniem, zaczęła go rolować. - Śliczny poranek, nie sądzą panowie?
Spotkanie z James’em nie do końca było jej na rękę, jednak nie zamierzała dać tego po sobie poznać.
- Ślicznie wyglądasz, Sam - powiedział James. - Jak zawsze.
- Mogłeś mnie obudzić, gdy wybierałeś się pobawić.
- Zsunęła się z biurka po czym odwróciła w stronę młodzika. - Dziękuję George, byłeś bardzo pomocny.
Szeryf, nie wtrącając się do rozmowy, wertował porzucony przez Sam plik listów gończych.
- Tak słodko spałaś - odparł James, na co George zarumienił się. - Poczekasz na mnie?
- A warto? -
odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Nim James zdążył się odezwać szeryf przerwał ich rozmowę.
- Mam tu coś dla pana, panie Hardin. - Rzucił na biurko jeden z listów. - Mam dobrą pamięć - pochwalił się. - To ten drugi. Należy się panu trzysta pięćdziesiąt dolarów. Tylko musi pan tu podpisać.
- Owocna zabawa. -
stwierdziła, po czym ruszyła w stronę drzwi. - Do zobaczenia panowie...
Że też ślepej kurze zawsze się jakieś ziarno trafi... Miała dziwne przeczucie że jej tak łatwo nie pójdzie.
Do starej kopalni dotarła jeszcze przed zmrokiem. Było na tyle jasno, że mogła zorientować się w terenie i mieć szansę porównać facjatę przedstawioną na liście z oryginałem. Utrupienie niewinnego faceta niezbyt jej się uśmiechało. Z drugiej strony - ktoś kryjący się w takim miejscu z pewnością miał wiele na sumieniu. Problem polegał na tym, że raczej wolałaby otrzymać zapłatę za nieszczęśnika którego tu spotka. Najlepiej zaś dokładnie taką kwotę jaka widniała na posiadanym przez nią liście gończym.
Łysego jak zwykle zostawiła nieco wcześniej. Ogier tylko by jej przeszkadzał szczególnie biorąc pod uwagę gęstwinę kolczastych krzewów, która najwyraźniej uparła się by możliwie jak najbardziej utrudnić jej dotarcie w pobliże kopalni. W myślach raz po raz powtarzała zasłyszane w sklepie informacje. Według miejscowych kopalnię zamknięto po zawale, jakieś dziesięć lat temu. Jeżeli kiedyś istniało z niej drugie wyjście to w tej chwili takowego nie było. Jeżeli więc Peter Orrson wybrał to miejsce na swoją kryjówkę to nie powinna mieć większych problemów z pochwyceniem go. Wiadomo, żywi są zwykle więcej warci niż martwi aczkolwiek nieco bardziej kłopotliwi. Podczołgała się nieco bliżej, klnąc przy tym na upierdliwe kolce, które najwyraźniej były w zmowie z poszukiwanym. Wejście do kopalni miało być tuż przed nią, nieco w dole. Gdyby udało się jej wygrzebać dla siebie miłe miejsce w tych krzakach, miałaby idealną pozycję by spokojnie obserwować przy czym sama pozostając nie zauważona. No chyba że napatoczy się jej kolejny James... Oby nie.
Orrson nie był głupi. Spędziła w tamtych krzakach cały bardzo długi wieczór nie zobaczywszy ani śladu drugiego człowieka. Zaczynała już powątpiewać w aktualność usłyszanych wieści gdy mdły płomyk rozjaśnił na chwilę wejście do kopalni. Gdyby akurat jej wzrok nie był zwrócony w tamtą stronę, lub gdyby ukrywała się w innym miejscu... Jednak miała szczęście i znalazła się we właściwym miejscu o właściwej porze. Poruszyła ostrożnie zesztywniałymi kończynami. Wolała nie ryzykować że odmówią jej posłuszeństwa w krytycznej chwili. Mrok zapadał szybko. Wkrótce straci resztki dziennego światła i będzie zmuszona podejść bliżej licząc na osłonę znacznie rzadszych krzaków i zwalonego pnia drzewa, które nieco wcześniej obrała sobie za kolejne miejsce do przyczajenia.
Jej plan polegał na wyczekaniu, aż ofiara wyjdzie z mroków tunelu. Błądzenie po nim bez znajomości tego co znajduje się wewnątrz i z świadomością, że Orrson zna to miejsce lepiej, jakoś nieszczególnie się jej uśmiechała. Ostrożnie wycofała się ze swego miejsca zaliczając kilka kolejnych, drobnych zadrapań. Na szczęście obeszło się bez odgłosu rozdzieranego materiału. W ciszy, która zapanowała nad tym fragmentem świata, taki dźwięk mógłby się ponieść piekielnie daleko. Oparła się o pień jednego z licznie rosnących w tym miejscu drzew. Prawa dłoń jednak nieco jej ścierpła więc poświęciła chwilę by przywrócić jej pełnię władzy po czym sprawdziła czy któryś z rewolwerów zanadto się nie poluzował i czy nóż w bucie znajduje się w odpowiedniej pozycji do szybkiego wyjęcia. Na koniec ponownie chwyciła w dłoń winchestera 73, który może nie był tak świeżutki i nowiutki jak ten, którym zabawiał się James, jednak swoje zadanie spełniał wyśmienicie. Miał też tę zaletę, że jeszcze nie udało się mu zmienić właściciela od czasów swej młodości. Samantha jakoś nie przepadała za bronią z drugiej ręki podobnie jak nie nadawała jej imion.
Przemieszczając się od jednego pnia do drugiego, dotarła po dłuższej chwili w pobliże wyznaczonego sobie celu. Nim jednak znalazła się przy zwalonym drzewie, jej ucho wyłapało odgłos trzaskającej gałązki. Przywarła do pnia po czym, wziąwszy uprzednio głębszy wdech, wychyliła się ostrożnie. Zapadająca szybko noc nieco utrudniała jej zadanie jednak nie na tyle by nie zdołała rozpoznać twarzy idącego w jej stronę faceta. Na szczęście dla niej samej jego wzrok był skierowany nieco w bok, dokładnie w miejsce, w którym zamierzała się zaszyć. Zerknęła w dół, po czym przesunęła się o jeden drobny kroczek w bok. Wstrzymała oddech. Palec, niemal bez udziału jej świadomości znalazł się na spuście strzelby. Chłód metalu ją uspokajał gdy więc ciszę późnego wieczoru przerwał kolejny dźwięk, zdołała się nawet uśmiechnąć. Powoli wypuściła wstrzymywane powietrze po czym odepchnęła plecy od pnia i wyszła z jego cienia.
- Nie przeszkadzam? - zapytała, celując w plecy Orrsona. Szczęk karabinowego zamka jasno dowodził, że nie jest to wizyta towarzyska. - Wiesz... za żywego płacą więcej, ale aż tak nie zależy mi na dodatkowej stówie - poinformowała uprzejmie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline