Nie spodziewał się najazdu i przez chwilę nawet stawiał opór. Walnął w łeb jednego ze zbliżających się mężczyzn, ale po chwili ciosy pałkami powaliły jego. Bolało i wkurwiało, ale nie mógł nic więcej zrobić, żeby go nie zadźgali na miejscu, jak innych, co sę stawiali. Zabrali mu miecz, tarczę i kuszę, na szczęście nie znaleźli sztyletu w bucie. Przynajmniej jeszcze.
Kolejne ciosy spadły na nerki i bok, aż się skrzywił. Nie pozwolili mu nawet wstać, tylko ciągnęli za sobą. Podniósł głowę i dostał kolejny raz.
- Spokojnie, bo się za bardzo zmęczycie - rzucił, próbując nie myśleć o paskudnym bólu. - Przecież się nie stawiam, możecie sobie darować tę napierdalankę.
Pewnie odpłacali mu z nawiązką za to, że zdzielił jednego z ich kumpli. Na razie nie był w pozycji do stawiania się, bo to oznaczało śmierć, a w lepszym przypadku mocne poturbowanie. Już teraz nery i bok napieprzały go tępym bólem. Gówniana sytuacja. Będzie musiał znaleźć z niej jakieś wyjście, na razie jednak wolał być spokojny i potulny. Nie to, że nie chciał wdać się w jakąś bitkę z nimi, ale to by nie miało sensu. Może będzie jeszcze czas i możliwość.
Oprawcy wrzucili go jak worek kartofli do ładowni, a Horst zaklął, gdy jego obolały bok spotkał się z twardymi deskami. Powoli wstawał na równe nogi, podpierając się o ścianę i obserwował otoczenie. Pełno było tu ludzi, stłoczonych, niczym barany na rzeź, ale próbował odnaleźć jakieś twarze, które nie godziły się z obecnym stanem rzeczy.
W kilkoro lub kilkanaście osób może będą mogli zmienić swoje paskudne położenie. Trzeba tylko było działać spokojnie i nie dać nic po sobie poznać. O ile w ogóle dożyją próby ucieczki.