Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2019, 20:21   #45
Cane
 
Cane's Avatar
 
Reputacja: 1 Cane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputację
Łaska Imperatotra. Brat Zahariel leżał u ich stóp. Prawie martwy. Prawie, robiło wielką różnicę dla wybrańca Złotego Tronu. Kadir zdjął hełm. Niebezpieczeństwo minęło i to Kronikarz był tym, który o to zadbał. Ich zakony ścierały się od czasów ich założycieli. Wilk liczył na to, że będzie mógł przynajmniej dowieść Mrocznemu Aniołowi o swojej wyższości. Ten jednak go ubiegł. Skradł całą chwałę tego starcia. Marine uśmiechnął się, był dumny z tego, że mógł walczyć przy jego boku. Był dumny, że spotkał takiego wojownika. Ale to była tylko pierwsza część zadania. Kadir pochylił się nad ciałem nieprzytomnego. Kły wysunęły się spod dziąseł.
- Zabiłeś jednego generała, Kronikarzu. My upewnimy się, że zginą tysiące! - wywarczane słowa obietnicy, słyszeli tylko towarzysze zgromadzeni wokół nich.

- Bracie Apolinie zobacz czy jesteś w stanie tego użyć na Zaharielu. - Taktyczny marine rzucił towarzyszowi narzędzie służące do przywracania nieprzytomnych do świadomości. Nie był pewny czy zadziała na kogoś z tak poważnymi ranami, ale warto było spróbować. Przynajmniej nieco ułatwiło by to marsz Janusowi. Dało obydwu rannym szansę szybszego powrotu do jednostki. Lub przynajmniej jednemu z nich.

- Bracie Kestyr. Jesteś odpowiedzialny za naszą łączność z głównymi siłami. Odpowiednie raporty zwiadu. Ruchy przeciwnika w naszym regionie. Naszą synchronizację z oddziałami natarcia. Kontakt z Gdolkinem i Kill Team Vorcens. Vox caster jest twój. - Kadir czuł się jakby wracał do starej dobrze wyuczonej rutyny. Setki razy był już w podobnej sytuacji. Przy zgromadzonych marines wyglądał na najmniejszego, jeśli komuś kiedykolwiek przyszło by w ogóle na myśl tak określić wybrańca Imperatora. Ale miał swoje atuty. Atuty, które jego przełożeni szybko wyłapali. Dzięki, którym wykonywał zadania, które dla innych były bliskie szaleństwu. Jak jego próba. Ale wtedy nie był jeszcze tym był teraz. Krew założyciela - Lemana Russ, nie płynęła jeszcze wtedy w jego żyłach. Jego zmysły, podobno najostrzejsze pośród całej watahy, były tylko zalążkiem tego co potrafił teraz. Słuch. Wzrok. Węch. Nie lubił nosić hełmu.

- Bracie Apolinie - Kadir zwrócił się do Krwawego Anioła gdy ten skończył zajmować się Kronikarzem.
- Będziesz zbierał dane. Każdy napotkany dowódca to szansa na informacje. Na odkrycie miejsca naszego drugiego celu. Zdaje się na ciebie w tej kwestii.

- Bracie Vermer. Będziesz moim wsparciem. Jesteś obeznany w doktrynach ataku i natarcia. Będziesz mi służył radą. Tak samo jak twoim celem w każdym starciu będzie wrogi dowódca. Postaraj się też zostawić coś dla Apolina. - Całkowicie zniszczonego ciała z poprzedniej walki znacznie ograniczyło opcje Kill Team Yaegar. Choć Imperator pobłogosławił ich obecnością Puretide w późniejszej fazie.

- Bracia przysięgliśmy sobie okryć się chwałą! Przysięgliśmy na Imperatora! Przysięgliśmy na nasze zakony! Przysięgliśmy na naszych założycieli! Przysięgliśmy na honor służenia w Warcie Śmierci! Dotrzymajmy tej przysięgi! - Kadir nie był najlepszym mówcą. I słowa, które wypowiadał płynęły nie z wyuczonych tekstów ale z serca. Tak się czuł. To był jego cel. Chciał by i oni to wiedzieli.
- Powodzenia bracie Janus. Dołącz do nas szybko.




Wtedy było zimniej. Trzaskający mróz. Drzewa pękające w nocy gdy temperatury spadały tak nisko, że człowiek zamarzał w kilka minut, jeśli nie był przygotowany. I to nie były najgorsze z niebezpieczeństw jakie mogły spotkać mieszkańca planty Fenris. Olbrzymie wilki patrolujące rubieże pustkowi. Mroźne trole, polujące na łatwą zdobycz jaką mogli wydawać się zwykli ludzie. I wulfeny. Ofiary klątwy jaką zostawił po sobie Leman Russ. Akolici, których wola okazała się za słaba by wrócić do stada. Kadir przymknął oczy. Mocniej wciągnął powietrze. Proch. Pot towarzyszy. Krew. Świeżo zruszona ziemia. Słona woń morza gdzieś z oddali. Dym. Włosy na skórze wilka zjeżyły się. Kwaśno-słodki zapach plazmy. Silników. Broni. Tau. Kadir ruszył. Pewnie. Szybko. Otworzył oczy. Trucht przemienił się w bieg. Zawył. Jego oddanie było całkowite. I choć wiedział, że nie było większego łowcy niż założyciel jego zakony, wilk miał zamiar zrobić wszystko by mu dorównać. By choć odrobinę zbliżyć się do ideału jakim był dla niego Leman Russ. By choć przez moment zasłużyć na pochwałę gdy stanie przed obliczem swego Boga. By być godnym wziąć udział w ostatnich łowach. Wilk złapał trop. Polowanie się rozpoczęło.

- Naszym sukcesem będzie szybkość i precyzja. Zaskoczenie. Podstep. Oszustwo. Dezinformacja. Nauczę was bracia jak polować w stadzie. Pokażę wam dar, jaki zostawił nam założyciel mojego zakonu. Na Imperatora jeszcze ze mną zawyjecie! - Kadir się śmiał. Był w swoim żywiole.
 
__________________
"Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius
Cane jest offline